Author: Wojciech Zając

Gdzie szukać językowej pomocy?

Czasem słownik nie wystarcza – jest zbyt mały, nie bierze pod uwagę niektórych kwestii, zajmuje się tylko pojedynczym słowem albo wyrażeniem, nie jest na tyle kompetentny, bo ostatecznie to tylko książka. Jak pisała Marlena, słownik to narzędzie do zadań specjalnych, ale, niestety, nie wszystkich. Co wtedy począć? Co jeśli potrzebna jest pomoc z językiem obcym, na przykład angielskim albo niemieckim? Odpowiedź znajdziesz poniżej. 

W Polsce istnieje wiele miejsc, z których pomocy można korzystać. Jednym z nich są prowadzone przez uniwersytety poradnie, które zazwyczaj znajdują się przy wydziałach filologii polskiej.

Poradnie językowe

Poradnie językowe to bardzo cenne źródło bezpośredniej pomocy – udzielają się w nich pracownicy naukowi z odpowiednim wykształceniem, co gwarantuje poprawność odpowiedzi. Zadaniem tego miejsca jest udzielanie wskazówek – oczywiście nie zajmuje się ono odrabianiem zadań domowych i tym podobnymi sprawami. Istnieją poradnie, które oferują pomoc telefoniczną i mejlową. Co jest bardzo ważne, poradnie archiwizują pytania i odpowiedzi, których na nie udzielają. Dlaczego? Później mogą one stanowić źródło wiedzy dla innych osób, pytających o podobne kwestie. Lista poradni działających w Polsce jest długa, co jest dla nas bardzo korzystne, a wiele z nich prowadzonych jest nawet na małych uniwersytetach w różnych województwach.

Przedstawię tutaj tylko kilka z nich:

Poradnia językowa Wydawnictwa Naukowego PWN

Zdecydowanie największa (zbiorami) i najpopularniejsza poradnia w naszym kraju. Strona poradni językowej PWN jest wyjątkowa, ponieważ pod jednym adresem można zyskać dostęp do słownika, poradni, korpusu językowego (o czym później), a nawet słowników dwujęzycznych.

Poradnia Językowa Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Śląskiego

Jest to kolejna poradnia językowa z dużym zbiorem odpowiedzi, z których można skorzystać w bardzo efektywny sposób. Na stronie udostępniono również wiele linków zewnętrznych, a nawet publikacje innych członków poradni (m.in. prof. Jana Miodka).

Telefoniczna Poradnia Językowa Uniwersytetu Gdańskiego

Sam korzystałem z usług tej poradni i mogę ją szczerze polecić. Dzięki doraźności działania tego miejsca mogłem załatwić pewną sprawę, a co mnie dodatkowo ucieszyło, podano mi kilka źródeł, które potwierdzają podaną mi odpowiedź.

Poradnie odpowiadają na pytania dotyczące różnych zagadnień: począwszy od ortografii i interpunkcji, przez etymologię, skończywszy na pytaniach dot. słownictwa specjalistycznego, dlatego w wypadku jakichś zagwozdek warto się nie wstydzić (bo nie ma czego) i kierować pytania do specjalistów – to ich praca, czyż nie?

Co jeśli potrzebna jest pomoc z jakimś językiem obcym?

Zawsze warto zwrócić się do nauczyciela – często pozwala to rozwiać wiele wątpliwości.

Wyniki poszukiwań informacji na temat zagranicznych poradni językowych (w języku angielskim oraz niemieckim) są następujące: niestety Brytyjczycy i Amerykanie nie posiadają takowych instytucji (a przynajmniej mnie nie udało się ich odnaleźć). Niemcy natomiast posiadają podobną usługę (Duden) – niestety jest ona odpłatna.

Mimo to, strony takie jak Oxford Dictionary, Merriam-Webster oraz Duden zawierają bardzo bogate zbiory informacji nie tylko o leksyce tych języków, lecz także o ich gramatyce i poprawnym posługiwaniu się nimi.

Korpus

Korpus to zbiór tekstów, w którym czegoś się szuka. Jeden z polskich korpusów należy do PWN. Czego można się dowiedzieć, używając tego zbioru? Zawiera on wiele różnorakich informacji, np. częstotliwość użycia danego słowa lub konstrukcji, występowanie danego słowa, znaczenie konkretnych konstrukcji, połączenie słów z przypadkami. W przyszłości może on być dobrym źródłem historycznym (obecnie również, zależy to od zróżnicowania tekstów), zawiera on bowiem teksty różnego pochodzenia: literackie, publicystyczne, regulaminy, instrukcje, reklamy, a nawet teksty mówione. Pozwala to uzyskać przekrój społeczeństwa mówiącego po polsku. Cały trud w tworzeniu korpusu polega na doborze tekstów do niego: muszą to być teksty tematycznie odpowiednio zrównoważone, jednocześnie w pełni poprawne językowo. Dzięki bogactwu zbiorów może to być ogromne źródło wiedzy nie tylko językowej. Polskie korpusy powstały z inicjatywy wielu instytucji, które, naśladując inne państwa, również zapragnęły posiadania i udostępnienia tego niezwykle przydatnego narzędzia. Jest to jedno z najbogatszych i najbardziej podstawowych narzędzi pracy lingwistów, historyków oraz kulturoznawców.

Adresy, pod którymi znajdziecie korpusy:

J. polski:

Narodowy Korpus Języka Polskiego

Korpus Języka Polskiego PWN 

J. angielski:

British National Corpus (polecam wyszukiwarkę BYU-BNC)

J. niemiecki:

Das Deutsche Referenzkorpus – DeReKo

Sprawa oczywista – słowniki

Czy warto korzystać ze słowników skoro mamy tak wiele innych, bardzo bogatych źródeł? Oczywiście, że tak! Jak pisała wcześniej Marlena, słownik to narzędzie do zadań specjalnych. Osobiście, podczas pisania tekstów we własnym zaciszu domowym (tak, również teraz) korzystam z kilku słowników – dzięki Internetowi są one łatwo dostępne, a ich przeszukiwanie odbywa się komfortowo, co skraca znacznie drogę pozyskiwania informacji. Z jakich słowników internetowych języka polskiego warto korzystać? Zdecydowanie najczęściej polecanym słownikiem jest Słownik Języka Polskiego PWN, o którym już wcześniej wspominałem – pod jednym adresem można znaleźć kilka największych polskich słowników oraz encyklopedię.

Gdzie warto zaglądać:

Słownik Języka Polskiego PWN

Słownik wyrazów bliskoznacznych

Słownik gramatyczny języka polskiego

Inne źródła informacji

Poza źródłami wymienionymi wyżej warto również korzystać z informacji zawartych w innych miejscach, być może bardziej standardowych z perspektywy typowego użytkownika Internetu, czyli z blogów oraz kanałów na YouTubie. Jednym ze współczesnych źródeł informacji językowej, ostatnio coraz bardziej uznawanym, są blogi językowe. Ich niewątpliwą zaletą jest komfort i łatwość dostępu, często ciekawa forma. Blogi i serwisy internetowe oferują również dawkę różnych informacji w zróżnicowanych formach: bardziej zwięzłych, przystępnych albo dłuższych, z szerszym wytłumaczeniem. Również Woofla, będąc serwisem internetowym zajmującym się językami, może być źródłem informacji na ich temat. Czy są jakieś inne strony, które mogą być pomocne? Oto one:

Wittamina (blog słynnej YouTuberki, Arleny Witt – o angielskim, czasem również o polskim i paru innych rzeczach)

Ula Łupińska (korektorka, która swoją miłość do kotów i języków postanowiła przelewać na innych; jej artykuły są niezwykle przystępne i zwięzłe, a potrafią rozwiązać różnolite problemy)

Oraz według mnie jedno z ciekawszych źródeł dla typowej osoby mówiącej po polsku – kanał Mówiąc Inaczej – prowadzony w przyjemnej (ironiczno-sucharowej) atmosferze, w klarowny sposób przedstawia nawet nudne zagadnienia językowe.

Podsumowanie

Dzięki Internetowi otrzymaliśmy całe gros narzędzi, często niesamowicie rozbudowanych, które usprawniają naukę, rozwiewają wątpliwości i są źródłem wiedzy na różne tematy – czy to nie jest wspaniałe? 🙂

 

Zobacz również:

O co chodzi z tym Duolingo?

Mały węgierski świat na Zakarpaciu

Jak mówić po angielsku i się nie pogubić?

Nie, nie, nie. Tak nie mówimy

 

Mity i fakty o angielskiej mowie

faktymityangW ostatnim artykule (właśnie tu) pisałem o tym, jak korzystać z różnych zagadnień angielskiej gramatyki i nie zgubić się w ich labiryncie. W dalszym ciągu mam jednak wrażenie, że mowa ta mimo swojej popularności pozostaje w sferze mitycznego stworu, o którym niewiele wiadomo. Dlatego też spróbuję dostarczyć odpowiedzi na kilka zasłyszanych ogólnie mitów.

Angielski jest używany globalnie: zdecydowanie tak.

O języku tym mówi się, że jest mową współczesnego świata. Ma on ogromny wpływ na inne języki, jak i również na sposób formowania się różnych trendów. Jest też jednym z elementów, które czynią nas społeczeństwem globalnym. Ale z czego to tak naprawdę wynika? Otóż wpływ mają zarówno względy historyczne, jak i demograficzne. Ilość kolonii brytyjskich wywarła ogromny wpływ na kształtowanie się współczesnego świata. To właśnie Brytyjczycy mieli swoje kolonie w Ameryce, Afryce, południowej Azji, Australii, a nawet Oceanii. Kolonizatorzy przynieśli wraz ze sobą język, który w wielu miejscach wyparł mowy lokalne, albo stał się dla nich pomocniczym (oczywiście w wyniku różnych działań). W konsekwencji liczba osób mówiących w tymże języku rosła, dzięki czemu angielszczyzna stała się mową dominującą na kilku kontynentach. Obecnie na świecie jest około 527 milionów osób władających angielskim. Jedynie chiński wyprzedza brytyjską mowę pod względem liczby ludności mówiącej w danym języku, mimo to angielski zdecydowanie miażdży wszelkich przeciwników swoim rozpowszechnieniem. O jakich liczbach mówimy? Wystarczy zdać sobie sprawę z tego, że w tym języku oficjalnie mówi się na czterech z siedmiu kontynentów Ziemi. Angielski ma niesamowity wpływ na wiele dziedzin życia: demografię, ekonomię, edukację, inne języki, naukę, modę, a nawet politykę.

Do języka polskiego przyjmuje się zbyt wiele angielskich słów i wyrażeń: nie do końca.

Powszechnie panuje przekonanie, że jest to zjawisko negatywne, lecz nie da się tego tak jednoznacznie sprowadzić do kategorii „zły” lub „dobry”. Wynika to z faktu, iż każdy język tworzy swój zasób słownictwa nie tylko samodzielnie, lecz także poprzez zapożyczenia. Jest to jeden z wielu procesów, który zachodzi nieustannie w każdym żywym języku. Jest on niezbędny, by słownictwo było aktualne. W ten sposób z języka angielskiego do polszczyzny zapożycza się najczęściej słownictwo techniczne, naukowe czy slangowe. Wynika to z tego, iż niektóre rzeczy ciężko nazwać na nowo w innym kodzie językowym. Takie słowa to np. weekend, komputer, menadżer. Istnieją w języku polskim, ponieważ nie znaleziono dla nich żadnego lepszego zastępstwa. Zupełnie przeciwnym, i negatywnym, zjawiskiem jest używanie słów obcych, jeśli dostępne są rodzime nazwy. Z tego powodu mówienie, na przykład, randomowo w znaczeniu przypadkowo jest niepoprawne. Inną sprawą jest fakt, iż niemożliwym jest, by językoznawcy włączali do użycia wszystkie słowa obcego pochodzenia w momencie ich pojawienia się. Jest to długotrwały i skomplikowany proces, dlatego wymaga on sporego wyczucia językowego. Niemniej jednak trzeba pamiętać, że gdyby nie zapożyczenia, to mnóstwa przedmiotów lub zjawisk nie moglibyśmy nazwać. Istnieje również wiele słów, które brzmią polsko, ale takie nie są. Należy pamiętać, że zanim brytyjski zyskał swoją popularność, tworzył swój trzon głównie poprzez zapożyczenia z innych języków, a po wielu latach sytuacja odwróciła się. Językoznawcy na całym świecie dbają o czystość języka, dosłownie trzymają rękę na pulsie, dlatego nie mamy się czego obawiać.

Angielska gramatyka jest bardzo prosta: nie do końca.

Prawdą jest, iż gramatyka tego języka przynajmniej w początkowej fazie nauki nie jest zbytnio skomplikowana. Następstwem tego jest skrócony czas automatyzacji, a w efekcie szybsze nabycie umiejętności komunikacji w tym języku mimo mniejszej ilości godzin spędzonych na nauce w porównaniu do innych języków. O ile dzięki temu łatwiej jest przyswoić nawet sporą ilość materiału, a tym samym być w stanie szybko nauczyć się mówić, pisać i czytać w tym języku, o tyle przy wyższych poziomach zaawansowania zaczynają pojawiać się znaczące problemy i często małe kruczki, które znacząco utrudniają posługiwanie się angielszczyzną. Język ten sprawia również nierzadko problemy podczas tłumaczenia: z powodu jego specyficznej budowy trudno jest przełożyć zdanie z polskiego na angielski, nie zubażając go, albo z angielskiego na polski nie dodając mu niezamierzonego kolorytu. Czy warto więc uczyć się angielskiego i męczyć się z jego zawiłymi zakątkami? Biorąc pod uwagę względy praktyczne z pewnością jest to niemal koniecznie w obecnych realiach. Można jednak z języka korzystać umiejętnie, nie zgłębiając doszczętnie jego tajników, a w dalszym ciągu być w stanie komunikować się z innymi – pisałem już kiedyś o tym tutaj.

Po angielsku nic się nie odmienia i dlatego jest prosty: nieprawda.

Język angielski należy do specyficznej grupy języków izolujących. W angielszczyźnie deklinacja uległa znacznej degradacji, podobnie jak w językach północnogermańskich. Nie oznacza to jednak, że zanikła całkowicie, dlatego nie można mówić, że „po angielsku nic się nie odmienia”. Otóż odmienia się i to całkiem sporo. W języku tym występuje normalna koniugacja. Czasowniki odmieniane są przez tryby, strony, aspekty, czasy, liczby i osoby. Fakt, iż formy czasowników zazwyczaj są jednakowe dla wszystkich osób, wynika jedynie z budowy tego języka. Nie można powiedzieć, że do czasowników angielskich nie dodaje się końcówek, ponieważ brak końcówki… również jest końcówką. W czasie Present Simple należy dodać końcówkę -s w 3. os. l. poj.; podobnie w większości czasów przeszłych wymagana jest końcówka -ed, by stworzyć imiesłów. Również rzeczowniki deklinują się, istnieją dwa przypadki: mianownik oraz dopełniacz. Odmianie przez przypadki podlegają również zaimki, które deklinują się przez trzy przypadki. Choć większość wyrazów nie podlega wymianie, co wynika z pozycyjności tego języka, to nie należy lekceważyć jego możliwości, gdyż cecha ta na bardziej zaawansowanych poziomach może nastręczać problemy.

Język ten ma trudną wymowę: nie do końca.

Na koncie Twitter Woofli jakiś czas temu pojawiło się pytanie odnośnie elementu angielskiego, który sprawia uczącym się najwięcej kłopotów. W ankiecie zdecydowaną większość głosów uzyskała fonetyka i wymowa. Myślę, że wynika to z różnorodności i rozprzestrzeniania tego języka. Angielski używany w Stanach Zjednoczonych brzmi zupełnie inaczej niż ten sam język używany w Australii. Uważam jednak, że jest to problem, któremu można zaradzić po pierwsze przez zgłębienie fonetyki, a po drugie przez korzystanie z szeroko dostępnych słowników, które obecnie oferują również zapis fonetyczny oraz pliki z wymową danego słowa. Fonetyki, tak jak gramatyki i słownictwa, nie należy zaniedbywać, ponieważ nauczenie się poprawnej wymowy jest gwarantem późniejszej bezproblemowej komunikacji, przynajmniej ze strony nadawcy. W porównaniu z innymi językami, fonetycznie angielski nie nastręcza wielu trudności. Języki takie jak niemiecki (nagromadzenie głosek twardych), polski (nagromadzenie głosek „szeleszczących”, bardziej rozbudowany akcent) albo rosyjski (nagromadzenie głosek miękkich oraz bardzo zróżnicowany akcent) mogą być pod tym względem trudniejsze.

W wielu krajach angielski jest językiem urzędowym, ale nie głównym używanym na danym terenie: prawda.

Jak napisałem na początku artykułu, ze względów historycznych, ale i również praktycznych, w wielu państwach świata przyjęto angielski jako język oficjalny. Mimo tego w państwach tych mieszkańcy na co dzień posługują się inną mową. Co w takim razie oznacza status języka urzędowego? W dużym stopniu zależy on od interpretacji prawnej danego państwa, ale ogólnie przyjmuje się, że język urzędowy może być pomocny, gdy jakieś sprawy wymagają komunikacji z urzędami jakiegoś kraju. Oczywiście istnieją państwa, które nie posiadają języka urzędowego wcale, mimo to funkcjonują one normalnie. W Polsce istnieje jeden język urzędowy, polski, dlatego w naszych urzędach (jak i również w polskich placówkach za granicą) wszelkie sprawy można załatwiać w tymże języku. Istnieją państwa, które mają więcej języków urzędowych, np. Finlandia, w której poza językiem fińskim można porozumiewać się po szwedzku. W konsekwencji szwedzki jest obowiązkowym przedmiotem w fińskich szkołach, a wszyscy fińscy urzędnicy państwowi muszą umieć mówić po szwedzku. Istnieją też państwa, w których dany język uzyskał jedynie status de facto. Paradoksalnie ani Stany Zjednoczone, ani Wielka Brytania, ani Australia nie uznają angielskiego za język urzędowy, uzyskał on tam jedynie wspomniany wcześniej status. Istnieje więcej takich państw, np. Szwecja, która również nie uznaje żadnego języka de iure. 

Podsumowanie

Język Królowej Elżbiety ma wiele postaci, rozprzestrzenił się w niezwykle krótkim czasie, dlatego cały glob jest przejęty wszystkim, co jego dotyczy. Stał się językiem urzędów, instytucji międzynarodowych, rodzin, szkół i zwykłych ludzi. Z tego powodu na jego temat wyrasta wiele mitów, które mam nadzieję, że rozwiałem.

Jak mówić po angielsku i się nie pogubić?

angielski_1Wiele zostało już powiedziane na temat angielskiej gramatyki. Pojawiały się różne zdania: łatwa, trudna, dziwna, irytująca, całkiem spoko. Te opinie powtarzają się wkoło, ale w dalszym ciągu istnieją „problemy”, które pozostają niewytłumaczone lub ich wyjaśnienie jest nieprzejrzyste. Dlatego po dwóch artykułach o języku polskim zdecydowałem się napisać coś, co, mam nadzieję, rozjaśni obraz (pozornie, naprawdę) problematycznych zagadnień. 

O perorowaniu słów kilka…

Nauka języka jest ściśle powiązana z mówieniem. Przecież to właśnie po to uczy się mowy: by mówić, by się komunikować, by dzielić się informacjami. W tym celu wykorzystywane jest wspaniałe, niezwykle rozbudowane narzędzie – język. Jak w ferworze zasad gramatycznych i wkuwania mniej lub bardziej przydatnych słówek nie pogubić się i być w stanie wypowiadać się swobodnie? Jak już kiedyś pisałem tutaj, polskie szkolnictwo nie dba najlepiej o ten aspekt nauki. Co można zrobić w obliczu tej sytuacji? Przede wszystkim zmienić swoje nastawienie do obcej mowy. Kiedy wypowiadasz się w innym języku, pomyśl nad tym, co mówisz – spróbuj na chwilę zapomnieć, że używasz obcego języka. Zapamiętaj, że język to przede wszystkim narzędzie: pracy, nauki, przyjemności. Służy do wielu celów, ale w pierwszej kolejności ma służyć człowiekowi, a nie być jego zmorą. Jeśli martwisz się, że popełnisz błąd, to pomyśl sobie, że wszyscy robią błędy (w tym najlepsi językoznawcy; uwzględnij fakt, że również ten tekst przechodzi przez korektę osoby trzeciej). Przejdźmy jednak do meritum: co robić, żeby nie zginąć w językowej dżungli? Systematycznie podejmuj próby, korzystaj z wiedzy, którą masz w danej chwili. Targanie się na konstrukcje czy słowa, które wykraczają poza Twój poziom, jest nielogiczne. Zważ na to, że żaden Mickiewicz (albo inny Słowacki…) nie od razu był w stanie mówić jak poliglota – każdy musi popełnić serię błędów, by w końcu się nauczyć. Dlatego też napisałem ten artykuł – wyjaśniłem w nim kilka problematycznych kwestii (głównie dotyczących gramatyki). Mam nadzieję, że choć trochę pomogę uporządkować te informacje.

Nie jest prawdą, że nie umiem przeczyć…! 

Zacznę od prostej sprawy, często niezrozumiałej dla Polaków: negacji pojedynczej. W języku polskim występuje naturalna dla nas negacja wielokrotna. Czymże jest ta cała „negacja”, ukryta pod taką dziwaczną nazwą? Posłużę się przykładem: Nikt nikomu niczego nie dał. Pojawiają się tutaj aż cztery wyrazy z funkcją przeczącą. Użycie ich naraz, w jednym zdaniu, powoduje powstanie zdania przeczącego. A jak jest po angielsku? Jest inaczej. Budując zdanie przeczące po angielsku, trzeba użyć tylko jednego słówka przeczącego i to wystarczy. Jakie to ma skutki w praktyce? Podczas mówienia lub tłumaczenia trzeba pamiętać o tym, że „jedno słowo wystarczy”. Naprawdę nie jest to trudne. Jak poznać takie słowa, które są wystarczająco „mocne”, by zaprzeczyć całe zdanie? Wystarczy skorzystać z poniższej listy :).

Słowa, które mają „ładunek negatywny” i nie potrzebują dodatkowych zaprzeczeń można podzielić na grupy. Grupa pierwsza to przeczące formy operatorów, czasownika to be oraz modali. Przedstawiają się one następująco: am not, isn’t, aren’t, don’t, doesn’t, didn’t, haven’t, hasn’t, can’t, couldn’t, may not, might not, mustn’t, needn’t, shouldn’t, oughtn’t (tak, coś takiego istnieje!).

Drugą grupę można nazwać „no-words”. Są to kolejno: nobody, noway, no one, nowhere, nothing, none.

Ostatnia grupa to słowa, które występują w połączeniu z jakimiś innymi częściami mowy. Są to: neither, … nor… (są stałym połączeniem), never (najczęściej z czasami typu Perfect).

Po wszystkich słowach wymienionych powyżej zbędne jest korzystanie z dodatkowego przeczenia. Wystarczy użyć go raz w zdaniu, a dalej pisać wszystko w formie twierdzącej. Warto zauważyć, co łączy prawie wszystkie te słowa: większość z nich ma gdzieś w sobie cząstkę not- lub no-. Por.: aren’t = are not; no-body; couldn’t = could not itd. Z pewnością ułatwi to ich zapamiętanie.

Poza wyżej wymienionymi słowami, istnieją też wyrazy, które mają funkcję pytającą lub oznajmującą, ale tłumaczy się je na polski tak samo, jak wyrazy o funkcji negatywnej (to jest często właśnie źródło problemu). Te wyrazy to: any, anyone, anybody, anything, anywhere. Można nazwać je „fałszywymi przyjaciółmi”, ponieważ mogą lekko wprowadzać w błąd. Jak to wszystko działa w praktyce? Objaśnię to na przykładach.

Oto takie sobie zdanie: Nikogo tu nie ma. Przetłumaczę je na angielski. Zanim to, należy przyjrzeć się temu zdaniu w oryginalnej wersji. Występują tutaj dwa przeczenia: nikogo oraz nie ma. Jak już napisałem, po angielsku nie wolno stosować podwójnych przeczeń. Należy się teraz zdecydować, który wyraz ma być zaprzeczony. Jeśli zaprzeczy się wyraz nikogo, to w efekcie końcowym powstanie zdanie: Nobody is here (nie isn’t, bo jedno przeczenie już jest). Jeśli zaprzeczy się czasownik, to zdanie wygląda następująco: There isn’t anybody here. Dlaczego w drugim tłumaczeniu użyłem anybody? Ponieważ jest to wyraz „neutralny” tak, jak wszystkie wyrazy, które rozpoczynają się przedrostkiem any-.

Inne zdanie: Nigdzie nie byłem. Ponownie istnieją dwie możliwości. Tym razem spróbuj sam, a potem porównaj z moim tłumaczeniem.

Pierwsza: I have been to nowhere. Oraz druga: I haven’t been anywhere

 Angielskie der/die/das 

Kolejne zagadnienie gramatyczne, rodzajniki, jest całkowitą abstrakcją dla osób, które mówią jedynie po polsku. Czym są rodzajniki? Za definicją można rzec, iż są to wyrazy, które występu albo przed albo po rzeczowniku i określają jego rodzaj gramatyczny (jeśli takowy istnieje) oraz wskazują kwestię określoności konkretnego słowa. Mówiąc prościej? Angielskie rodzajniki to: a i an (nieokreślone) oraz the (określony). Wśród języków Europy i, o ile mi wiadomo, również innych języków świata rodzajniki stanowią powszechną regułę. Ich pierwsza, zazwyczaj najważniejsza funkcja – czyli określanie rodzaju gramatycznego – w angielskim wykorzystywanym na codzień, nie ma aż takiego dużego znaczenia. O rodzajnikach pisałem już przy innej okazji, tutaj. Czy są jakieś sposoby, aby ujarzmić angielskie a/an/the? Konkretnego przepisu oczywiście nie ma, jednak poniższa lista punktów, o których dobrze jest pamiętać.

  1. Rodzajniki traktuj jak przyjaciół-pomocników, nie jak wrogów. Mają Ci przede wszystkim pomagać.
  2. Jeśli zastanawiasz się nad tym jaki rodzajnik wstawić, spróbuj wszystkich form i porównaj ich „brzmienie”. W pewnym momencie należy zdać się na naturalne wyczucie językowe.
  3. Im więcej będziesz czytać, słuchać i korzystać z języka, tym lepiej. Nabierasz wtedy wiedzy o języku, którym się posługujesz i przyzwyczajasz się do pewnych konstrukcji, w tym również do używania rodzajników.
  4. Ucz się pełnych konstrukcji z wbudowanymi rodzajnikami, zwracając również na nie uwagę. Przykładowo: to have a nap, the same, to peel an apple. 
  5. Pamiętaj, że po angielsku wymowa jest równie ważna, co gramatyka. Dlatego jeśli przed słowem stoi przymiotnik, to musisz dostosować rodzajnik właśnie do niego. Jeśli przymiotnik rozpoczyna się samogłoską, to należy wstawić tam an – tak samo jakby to był rzeczownik zaczynający się od samogłoski. Dlatego też mówi się: a green apple ale an awesome car. 
  6. Pamiętaj, że istnieją całe zbiory zasad, które pomagają w korzystaniu z rodzajników. Warto znać je chociaż pobieżnie, ponieważ są niezwykle praktyczne. Przykładem takiej zasady jest to, że mówiąc o grze na jakimś instrumencie muzycznym, należy wstawić the przed jego nazwą (Np.  I can play the guitar. He’s keen on playing the piano.). Większość z nich znajdziesz w dobrych podręcznikach albo, na przykład, tutaj.

– Najlepszy prezent dla anglisty? – Present Perfect!

Od rzeczy przyjemnych przejdę do tych mniej sielankowych… Chodzi mi o zmorę i koszmar  senny Polaków uczących się angielskiego – czasy Present Perfect Simple oraz Present Perfect Continuous. Kolejna już, całkowita abstrakcja dla osób polskojęzycznych. Jednak, za starym polskim porzekadłem: nie taki diabeł straszny, jak go malują… Ważna rzecz, z której należy zdać sobie sprawę podczas przyswajania tego czasu to fakt, iż jego główny aspekt to teraźniejszość z uwzględnieniem wydarzeń przeszłych. Jest to najważniejsza i najbardziej charakterystyczna cecha tego czasu. Jest teraźniejszy, mówi o wydarzeniu, które odbyło się w przeszłości, ale jego skutki widoczne lub odczuwalne są w tej chwili. Drugie najbardziej podstawowe użycie: podawanie nowych informacji, które wcześniej nie zostały wspomniane. Poza tymi cechami istnieją również słowa charakterystyczne dla czasów perfektywnych (czyli wszystkich czasów z rodziny Perfect, tj. Present Perfect, Past Perfect itd.) Te wyrazy to: just (właśnie, dopiero co), already (już – jedynie w zdaniach twierdzących), yet (już – jedynie w zdaniach przeczących i pytających; słowo to występuje zawsze na końcu zdania), never (nigdy; w kontekście robienia czegoś po raz pierwszy) oraz ever (kiedykolwiek). Wyrazy te przyjmują zawsze stałe miejsce w szyku zdania angielskiego. Dosłownie należy je wcisnąć pomiędzy operator (have/has/had) a czasownik właściwy. Dodatkowo jeśli zdanie ma formę ciągłą (zwiera konstrukcję been + czasownik z -ing), to wyrazy te wstawia się pomiędzy operatorem a słowem been. 

Kilka przykładów dla zobrazowania:

I have already eaten spinach before. (Kiedyś wcześniej już to robiłem)

I have just been to Australia. (Niedawno wróciłem się z podróży tamże)

I have never had such a huge headache.  (Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło)

Have you ever been painting a house? (Miałeś okazję robić to już wcześniej?)

He has never been playing that well. (To pierwszy raz jak dotąd)

He has already been doing his homework. (Udało zrobić mu się to wcześniej)

Dzięki nim można „nakierować się”, jak to często nazywają – i słusznie – angliści, na użycie odpowiedniego czasu. Funkcję każdego czasu gramatycznego można przedstawić za pomocą wykresu na osi czasu. Myślę, że zobrazowanie graficzne tego „fenomenu” może być pomocne, toteż zamieszczam je poniżej.

wykres_present_perfect

W ten sposób przedstawia się wykres czasu Present Perfect Simple.

tabela_czasy_ciagle

 Oto porównanie dwu podstawowych czasów ciągłych. Czas Present Perfect Continuous (nie sugeruj się pisownią na obrazku, proszę) zasadniczo różni się budową oraz możliwościami, w których można go wykorzystać. Za udostępnienie obrazków wdzięcznie dziękuję temu źródłu. 

Istnieje szerokie spektrum sytuacji, w których można użyć tego czasu. Present Perfect używa się również, gdy mówi się o:

  • Niedawnych wydarzeniach o nieokreślonym czasie akcji; (Mom, I’ve seen a train!)
  • Nieokreślonych wydarzeniach, które wydarzyły się o nieznanym czasie w przeszłości; (Robert has broken his legs three times this year [nie w tym roku, a w ciągu tego roku]
  • Nieokreślonych wydarzeniach, których skutki są oczywiste i widoczne lub odczuwalne obecnie; (Where’s the bootle of mead I bought yesterday? Thomas has drunk it.) 
  • Z czasownikami stanu, by opisać czynność, która trwa aż do teraz. (I’ve lived in London since my birth.)

Cechy te wskazują na różnice pomiędzy czasem Past Simple i Present Perfect Simple. Najważniejsza i najbardziej podstawowa różnica to pierwszy punkt z listy powyżej – Present Perfect nie korzysta z słów, które określają dokładnie czas. To oznacza, że słowa takie jak: yesterday, today, five years ago, two days ago itd., nie mogą się z nimi łączyć.

Istnieją dwa teraźniejsze czasy perfektywne: Simple (prosty) oraz Continuous (ciągły BB). Co je różni, a co łączy? Najważniejsza cecha wspólna: są to czasy z rodziny perfektywnej – nigdy nie odnoszą się do określonego czasu. Różnią się zaś tym, w jaki sposób podchodzą do sposobu i trwania czynności wykonywanej przez podmiot.

Najważniejsze cechy określane przez Present Perfect Continuous:

  • Stan, który trwa aż do teraz (a nawet dłużej – po wypowiedzeniu zdania); (I’ve been standing here for hours!)
  • Niedokończona czynność; (She’s been painting the living room and it’s not ready yet.) 
  • Podkreślenie trwania czynności; (He has been travelling around the world whole year long.)
  • Czynność niedawno zakończona; (I’ve been on vacation and that’s why I look beautiful.)
  • Czynność powtarzana regularnie. (I’ve been taking maths lessons for a year.) 

Inne przykłady użycia obu tych czasów:

Tom lives in New York now. He has moved out of Boston. 

Jane was painting all night yesterday. She has been changing the image of her house. 

Roads are wet. It has been raining. 

Have you ever been to China? No, I haven’t. 

Tom isn’t keen on maths. He has gotten a F in algebra. 

I’m hungry. I haven’t eaten anything since morning. 

Dodatkowo podaję również link, pod którym zamieszczono wyjaśnienia oraz ćwiczenia odnośnie obu czasów. Link znajdziesz tutaj.

 

Kończąc już…

Nie zawsze nauka musi być taka straszna. Najważniejszym elementem jest podejście do samego procesu. Zmiana postawy mentalnej wpływa na punkt widzenia, co owocuje lepszymi efektami. Dlatego też warto podchodzić do gramatyki jak do przyjacielskiego narzędzia, które później wykorzystać można na wiele różnych sposobów.

Zobacz także:

Lingwistyka stosowana, czyli praktyczna nauka języka (w teorii)

Noworocznie i językowo o Polsce

Komunikatywność w języku: co to takiego?

Jak przekonania rządzą Twoim życiem

 

Nie, nie, nie. Tak nie mówimy

poprawnosc-memeW ramach kontynuacji ostatniego wpisu chciałbym zająć się kolejnymi rodzajami błędów – tym razem jeszcze nam bliższym, bo popełnianymi podczas mówienia (i pisania). Szczególną uwagę chciałbym poświęcić błędom fleksyjnym oraz ogólnej kulturze języka. Ale zanim o tym powiem (a raczej napiszę):

Po co, na co i dlaczego? 

Jak powszechnie wiadomo, język jest strukturą żywą, wykorzystywaną codziennie przez miliony ludzi we wszystkich możliwych postaciach. Istnieje, ponieważ to my go budujemy – my, użytkownicy. Popełniamy błędy, mylimy się, ale ogólnie niestrudzeni porażkami dalej używamy języka, ponieważ musimy się komunikować. Choć niektórzy nie zważają na to, jak mówią, to często kompletnie nieświadomie zaczynają zauważać problem, gdy pojawiają się niejasności lub nieporozumienia w komunikacji. Zresztą o tym pisałem już wcześniej tutaj. Poprawność językowa w żadnym wypadku nie polega na tym, by stać się grammar nazi, lecz na tym, by ułatwić sobie życie. Dlatego w tym miejscu należałoby zastanowić się nad tym, jaki ma to sens. Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to sposób, w jaki prezentujemy siebie i swoją osobę. To, jak ktoś się wypowiada, wpływa znacząco na postrzeganie jego własnego ja przez innych. Oczywiście jest to niezwykle korzystne w sytuacjach oficjalnych, kiedy ktoś dąży do uzyskania jakiegoś konkretnego efektu: począwszy od rozmowy z nauczycielem, przez ubieganie się o stanowisko w pracy, aż po wygłaszanie przemówień na szczycie ONZ. Język towarzyszy człowiekowi w każdym momencie i najbardziej komfortową sytuacją jest nauczenie się wykorzystywania pełnego spektrum jego możliwości. Jak można łatwo zauważyć, język wzorcowy wykorzystywany jest w telewizji, czasopismach, radiu, przemówieniach i tym podobnych sytuacjach. Dlaczego? Ponieważ tam nie ma możliwości dopowiedzenia, poprawienia czy skorygowania informacji. Muszą one być podawane w taki sposób, by były zrozumiałe dla wszystkich: ludzi z północy Polski oraz z jej południa i jednocześnie dla obcokrajowców uczących się polskiego. To rzecz, która jest dla mnie najważniejsza: poprawny odbiór i zrozumienie treści przekazywanej w komunikacie. Stosowanie form wzorcowych, znanych wszystkim, praktycznie wyklucza możliwość nieporozumienia. Naturalnie, jeśli ktoś mówi nieskładnie, a jego wypowiedzi są nieklarowne, to choćby nie wiem jak oficjalnych form używał, to i tak nic mu z tego. Można na to spojrzeć też z innej perspektywy. Język polski jest pięknym zabytkiem, naszą ogólnonarodową spuścizną, o którą należy dbać. Nie mówię tutaj o przesadyzmie, nadmiernej dbałości, gdyż poprawianie wypowiedzi innych, według kultury języka traktowane jest jako faux pas, ale o zwykłej trosce o wypowiadane słowa.

Błędy fleksyjne

Błędy fleksyjne odnoszą się do sposobu, w jaki odmieniane są wyrazy (zarówno do deklinacji, jak i koniugacji). Polski jest językiem fleksyjnym, co oznacza, że występują w nim wspomniane zjawiska, które dokonują się poprzez dodawanie końcówek (morfemów) do rdzeni wyrazów.

Jednym z najczęściej popełnianych przez Polaków błędów jest niepoprawna odmiana zaimka „ta” w bierniku. Wynika ona z tego, że jako jedyna forma spośród wszystkich rodzajów jest nieregularna. Wszystkie formy w rodzaju męskim i nijakim oraz pozostałe w żeńskim odmieniają się regularnie we wszystkich przypadkach. Poprawna forma to „tę”. Należy ją po prostu zapamiętać, jest to najkrótsza droga. Słyszałem kiedyś też o innym sposobie zapamiętania tej końcówki: jeśli zapisujemy jakieś słowo i chcemy wstawić tam zaimek „ta”, a w wyniku odmiany coś w głowie podpowiada nam „tą albo tę”, to forma, której powinniśmy użyć, powinna pokrywać się z końcówką odmienionego rzeczownika. Zasada ta jednak nie sprawdza się zawsze. 

Na przykładach widać to znacznie lepiej:

księgarnię mianowano najstarszą w mieście. 

Proszę Cię mamo, kup mi zabawkę

Gdybym był tobą, wybrałbym  drogę

Kolejnym przykładem błędu, który chcę poruszyć, jest niepoprawna odmiana rzeczowników i czasowników w formach, w których kończą się one na -ą lub -om. Co prawda są to błędy ortograficzne, ponieważ odnoszą się do ich zapisu, ale wynikają one z niepoprawnej odmiany. Ciekawym zjawiskiem, które można zaobserwować w społeczeństwie, jest również wymowa takich wyrazów. Z czasem zaczynamy odchodzić od dokładnego wypowiadania samogłosek nosowych (czyli ą i ę) na rzecz o i e lub ich zniekształconych form. Zniekształcanie głosek nosowych może powodować to, że zamiast usłyszeć wyraźne „oni gotują”, ktoś słyszy „gotujom”. Nie raz i nie dwa zastanawiałem się już nad tym, dlaczego tak się dzieje: czy wynika to z braku wiedzy o ortografii lub poprawnej wymowie u niektórych? Otóż doszedłem do wniosku, iż to właśnie wina niepoprawnej odmiany, a raczej braku świadomości jej istnienia. Żeby było ciekawiej dodam, że rozwiązanie tego problemu jest bardzo proste. Najłatwiej jest zapamiętać, że czasowniki w żadnej możliwej formie nie przyjmują końcówki -om. Jest ona zarezerwowana jedynie dla rzeczowników. Czasowniki mogą przyjmować m.in. końcówkę i ę, ale nigdy -om. Ktoś jednak może zapytać, co z rzeczownikami? Przecież przy deklinacji wykorzystuje się zarówno końcówki -ą, -ę, jak i -om. Ja natomiast odpowiem, że to bardzo dobre pytanie. Otóż rozwiązanie jest równie proste, co uprzednio. Końcówka -om występuje jedynie w celowniku w liczbie mnogiej. Żaden inny przypadek nie przyjmuje takiej końcówki w żadnym rodzaju. Natomiast końcówki i ę pojawiają się wyłącznie w liczbie pojedynczej.

Na moment powrócimy jeszcze do zaimków. Często popełnianą pomyłką, nad którą ubolewają językoznawcy, jest niepoprawne stosowanie skróconych i pełnych form zaimków osobowych w przypadkach innych niż mianownik. Mówię teraz o: mnie – mi, ciebie – cię itd. Naturalnym odruchem jest skracanie i wykorzystywanie możliwie najkrótszych form; nie oznacza to jednak, że skracać można wszystko (tak samo, jak w matematyce, za skracanie na skos, pójdziesz na stos). Formy skrócone powstały, by nie wydłużać wypowiedzi tam, gdzie nie jest to konieczne, ponieważ to nie podmiot jest w nich najważniejszy. Stwarza to dodatkowe możliwości, by bezpośrednio wskazać najważniejszy element zdania.

Form pełnych używa się przede wszystkim na początku zdań: kiedy zaimek osobowy jest pierwszym wyrazem, to zwracam uwagę odbiorcy na wykonawcę czynności. Jeśli pierwszy jest czasownik, to można skorzystać z formy skróconej. Dlaczego „można”, a nie „należy”? Bo nie ma takiego obowiązku – krótsze formy są jakby „dodatkiem”. Jeśli w zdaniu ważna jest, na przykład, nie tylko czynność, lecz także jej wykonawca, to można użyć formy skróconej. Warto również pamiętać, że po przyimkach, powinno się stosować formy pełne.

Bardzo dobrze widać to na przykładach z czasownikiem kochać.

Ciebie i tylko Ciebie kocham. 

Kocham Cię. 

Albo na przykładzie czasownika podobać się. 

Mnie nie podobają się obrazy Matejki. 

Nie podobają mi się obrazy Matejki. 

Podaję jeszcze przykłady użycia zaimków po przyimkach:

Dla mnie najładniejszy jest kolor niebieski. 

Według mnie mijasz się z prawdą. 

Obecnie językoznawcy, m.in. prof. Jan Miodek czy prof. Jerzy Bralczyk, biją na alarm, iż tak bardzo się do tych form przyzwyczailiśmy, że wiele osób nie potrafi korzystać z form pełnych, co grozi ich wyginięciem z języka w drodze naturalnego rozwoju. Niektóre zdania mogą wręcz brzmieć dziwnie, tak bardzo zakorzeniły się w języku polskim krótkie formy.

Dalsza część rozmowy o czasie skupi się na… datach (a konkretniej na ich zapisie). Chodzi o wyrażenia piąty lipca, ósmy września itd. Nie jest on nazbyt skomplikowany, pomimo tego często stosowany jest niepoprawnie. Tak naprawdę jest skrótem myślowym, który zastosowany w pełnej postaci, znacznie ułatwia jego odmianę.

Wygląda to tak:

piąty (dzień) lipca

dziesiąty (dzień) lutego 

dwudziesty (dzień) października 

Nazwa miesiąca musi wystąpić w dopełniaczu, ponieważ dzień jest kogo? czego? jakiegoś miesiąca. Nawet gdy słowo dzień się nie pojawia , to należy mieć je w pamięci. Z jednego ważnego względu: pomaga to w odmianie. Jeśli ktoś pomiędzy wstawi (w myślach; w tekście nie musi się ono pojawić) to słowo, to nie ma możliwości, by użyć konstrukcji niepoprawnie.

Błędy składniowe

Zanim przejdę do błędów frazeologicznych, opowiem jeszcze o błędzie składniowym. Otóż istnieją pewne połączenia wyrazów, które występują ze sobą nierozłącznie, w odpowiedniej kolejności, połączone w odpowiedni i stały sposób. Jakie to wyrażenia? Choćby pierwsze z brzegu, klasyk gatunku: nie tylko…, lecz także… . Wykorzystujemy je na co dzień w mowie i piśmie. Najpopularniejsze to:

O ile…, to…

O ile…, o tyle…

Jeśli…, to… 

Tak…, jak…

Dlatego…, że… 

Im…, tym… 

Ktoś jednak może zapytać co to oznacza w praktyce? Chodzi o to, że są to wyrażenia, które nie ulegają zmianie i używanie ich w inny sposób jest niepoprawne. Jeden z najczęstszych błędów w tym zakresie, to mówienie dlatego…, bo… . Równie częstym błędem jest zmienianie słów lecz lub także w pierwszym z wyrażeń. W tym przypadku językoznawcy postanowili jednak ułatwić nam życie: w mowie dopuszcza się: nie tylko…, lecz również/ale także/ale również itd. Wszystkie te formy uznawane są za równorzędne, lecz w piśmie zobowiązani jesteśmy, by używać formy wzorcowej, podanej na początku.

Błędy frazeologiczne

Podobnie jak powyższe złożenia są stałymi elementami języka, tak i związki frazeologiczne są niezmienne. Żeby mówić o błędach frazeologicznych, należy zastanowić się nad tym, czym jest związek frazeologiczny. Otóż jest to stałe połączenie różnych słów w wyrażenie, którego właściwe znaczenie jest inne od dosłownego. Co to oznacza w praktyce? Oznacza tyle, że przy używaniu takich związków, należy zachować ostrożność. Związki frazeologiczne są utartymi wyrażeniami, zatwierdzonymi przez językoznawców. Zmienianie ich lub po prostu używanie ich w niewłaściwy sposób jest błędem, ponieważ zniekształca to ich znaczenie, które nie dość, że nie jest dosłowne, to często nie da się go odczytać bezpośrednio z samej ich treści. Wymienię tylko trzy podstawowe i szeroko stosowane związki. Jeden z nich to: rzucać się z motyką na słońce. Całkiem niepozorne, wszystkim znane połączenie. Jednak jeśli ktoś zamieni słońce na chociażby księżyc, to już jest to błąd. Nie wiem dlaczego, ale zauważyłem, że w regionie, z którego pochodzę, prawie nikt nie rzuca się na słońce, lecz na księżyc… W pewnym stopniu można to nawet potraktować jako regionalizm.

Innym przykładem jest: wziąć coś na tapet. Tak drodzy Czytelnicy, na tapet! Sam byłem niezwykle zdziwiony, gdy się o tym dowiedziałem (tyle lat w nieświadomości…). Wyrażenie to nie ma absolutnie nic wspólnego z tapetą, którą wykładamy ściany swoich mieszkań czy domów. Czym w takim razie jest tapet? To po prostu dawna nazwa na stół obrad, który najczęściej przykrywano zielonym suknem. Od teraz sam staram się nie brać spraw na tapetę, bo szkoda niszczyć ściany. Ostatnim, nagminnie zmienianym i namiętnie maltretowanym wyrażeniem jest: rzucać się w oczy. Konsekwentnie nie rzucamy się w oko/ucho/uszy/twarz i jakąkolwiek inną część ciała. Jeśli komuś już bardzo na tym zależy to może ewentualnie wpaść komuś w oko, ale to już kompletnie inne znaczenie niż przy rzucaniu się.

Inne błędy

Jeśli ktoś uczy się niemieckiego, to wie, że czasowniki oznaczające ruch łączą się z innym przypadkiem, a te oznaczające brak ruchu z innym. To pociąga za sobą dwa osobne słówka pytające: jedno dla bezruchu i jedno dla ruchu, oba w odniesieniu do położenia. Po polsku sytuacja jest taka sama. Mamy gdzie (czyli niemieckie wo), i mamy dokąd (czyli niemieckie wohin). Różnica w użyciu tych słów jest znaczna, ponieważ oba wskazują na przeciwne stany. W konsekwencji słów tych nie można używać wymiennie, co i tak wiele osób czyni. Zatem zdanie Gdzie idziesz? jest błędne. Należy mówić: Dokąd idziesz/jedziesz/zmierzasz? 

Podobnie ma się sytuacja z dwoma innymi słowami: gdy oraz kiedy. Ponownie odniosę się do języka zachodnich sąsiadów: tam różnica jest niewielka, bo dzieli je tylko jedna litera, jednak szyk niemieckiego zdania może pomóc w zapamiętaniu różnicy pomiędzy tymi wyrazami. Kiedy po niemiecku to wann. Słowa tego najczęściej używa się w pytaniach, co oznacza, że występuje w zdaniu jako pierwsze. Tak samo jest po polsku. Słowo kiedy odnosi się do jakiegoś nieokreślonego punktu na osi czasu. Wenn oznacza po niemiecku gdy. Słowo gdy nie musi odnosić się do konkretnego czasu: ma zaznaczać następstwo czasów (akcentuje kolejność wykonywania jakichś czynności) lub określać czas odbywania się czynności, o której mowa w zdaniu. W mowie jednak uznaje się to za kosmetyczną różnicę, więc nie ma co zawracać sobie nią zbytnio głowy. Warto jednak o tym wiedzieć podczas czytania, bo może to znacząco ułatwić interpretację lub zrozumienie jakiegoś tekstu.

Tautologia

Błędem, który często wyłapują ludzie ze słuchu, ale nie potrafią go nazwać jest tzw. „masło maślane”. Taki błąd to tautologia (lub pleonazm) – niepotrzebne powtórzenie jakiegoś słowa w inny sposób. Na co dzień wykorzystujemy wiele utartych wyrażeń, które wydają się nam być poprawne. Czasami okazuje się jednak, że te wyrażenia są błędne, ponieważ, można rzec, że „jest w nich za dużo treści”. Jedno z najpopularniejszych to np. fakty autentyczne. Skoro fakt, to w definicji ma stwierdzoną prawdziwość, czy też autentyczność. Nie należy tego powielać, gdyż słowo fakt swoim zakresem znaczeniowym już to obejmuje. Należy się zdecydować: albo fakt, albo autentyczne wydarzenie. Czy tautologii w ogóle nie wolno używać? Nie. Jedyny warunek jest taki: niech jej użycie będzie uzasadnione. Jeśli zamysł autora jest taki, by podkreślić coś szczególnie, to można sobie na nią pozwolić. Należy jej jednak unikać w miejscach, w których takie rzeczy są oczywiste. Inne często spotykane tautologie to: w każdym bądź razie, w dniu dzisiejszym, w dniu/dnia 5. lipca, najprawdziwsza prawda, tylko i wyłącznie.

Zbędne "nowe" słowa

Język nieustannie rozwija się, niektóre formy tworzy samodzielnie, a niektóre przyswaja w formie pożyczek. W podobny sposób my próbujemy posługiwać się językiem: tworzymy kalki, przerabiamy obce konstrukcje  i sztucznie wcielamy je do języka. Wprowadzają one chaos do ojczystego systemu językowego i są formami konkurencyjnymi dla rodzimych wyrażeń. Jest ich całkiem sporo, często nie zdajemy sobie sprawy z ich pochodzenia. Najczęściej rusycyzmy wydają się normalnymi polskimi strukturami, niestety nimi nie są. Najpopularniejsza kalka? Z wielkiej/małej litery. Jest to bezpośrednie zapożyczenie z języka rosyjskiego: с бoльшой/малой буквы. Po polsku, czyli poprawnie według naszego systemu, należy mówić dużą/małą literą. Inne popularne rusycyzmy to: póki co w znaczeniu na razie; wiodący w znaczeniu główny, rozpracować w znaczeniu przeanalizować. Istnieją całe grupy wyrazów, które pochodzą z innych języków i są używane pomimo konkurencyjnych form rodzimych. Współcześnie popularne są anglicyzmy, co wynika z ekspansji języka angielskiego. O ile zapożyczanie słów i wcielanie ich do słownika innego języka to normalne zjawisko, to używanie wyrazów, których odpowiedniki w naszym języku istnieją, jest niebezpieczne. Najczęściej anglicyzmy spotyka się w gwarze uczniowskiej lub tzw. korpogadce, ale jest to żargon, co zmienia sytuację. Natomiast coraz częściej spotykam się z anglicyzmami w sytuacjach oficjalnych lub w codziennych rozmowach – nie tylko ja zauważyłem to zjawisko, również moje otoczenie, a w szczególności część społeczeństwa, która angielskim się nie posługuje. Jak już napisałem, nie chodzi o bycie purystą, ale o świadomość i możliwe zapobieganie temu.  

Zakończenie

 

Słowa, jakich używamy, są czymś takim, jak ubranie, które nosimy, albo rodzaj fryzury. Można się ubrać krzykliwie na naradę w biurze albo włożyć ciemny garnitur na plażę, ale większość ludzi powie, że jest to niestosowne.

–  prof. Mirosław Bańko, fragment wypowiedzi z Poradni Językowej PWN

Mając w pamięci słowa profesora, zachęcam nie do hiperpoprawności, lecz do (mam nadzieję) udanych spotkań z polszczyzną wzorcową. W razie wątpliwości polecam korzystanie ze strony Słownika Języka Polskiego oraz Poradni Językowej PWN, która jest prawdziwą (i przede wszystkim pewną) kopalnią wiedzy na temat języka polskiego w Internecie.


Zobacz także…

Jak wiele można wynieść z polskiej szkoły, czyli mankamenty i problemy polskiej sceny edukacji językowej
Noworocznie i językowo o Polsce
Komunikatywność w języku: co to takiego?
Polski – najtrudniejszy język świata?

Ortograficzne rozterki Polaków

Na pewno czy napewno? Na codzień, na co dzień, a może jeszcze lepiej: Nacodzień? Z takimi problemami boryka się spora część osób mówiących po polsku. Chyba wszyscy wiedzą, jak nieprzyjemnych problemów potrafi nastręczyć nasz rodzimy język. Niektóre błędy powtarzają się częściej, inne są dużo rzadsze. Myślę jednak, że warto chociażby spróbować wystrzegać się błędów o największej częstotliwości, by uniknąć nieprzyjemnych sytuacji i zgryźliwych uwag.

Błędy i ich rodzaje

W języku wyróżniamy różne rodzaje pomyłek w zależności od kategorii, do którego należy dane słowo lub błąd. Idąc tym tokiem myślenia, wyróżniamy błędy: ortograficzne (związane z zapisem języka), słowotwórcze (związane z tym, jak powstają wyrazy), frazeologiczne (związane z kompletnymi połączeniami wyrazów o różnych znaczeniach), słownikowe (związane ze znaczeniem wyrazów), fleksyjne (związane z odmianą wyrazów – zarówno deklinacją, jak i koniugacją) oraz interpunkcyjne (związane ze stosowaniem znaków interpunkcyjnych). Oczywiście te dzielą się również na podgrupy.

      polski-meme

Co w trawie piszczy

Słowa, o których pisałem we wstępie, dość często pojawiają się zapisane niepoprawnie. Formy poprawne to oczywiście "na pewno" oraz "na co dzień". Słów, które powodują wątpliwości, jest naprawdę wiele, lecz nie znaczy to, że nie można z tym w żaden sposób walczyć. Niektóre zasady są bardziej skomplikowane, inne mniej. Jednym z częstych problemów jest pisownia cząstki "nie" z różnymi częściami mowy. Sprawa z czasownikami jest całkiem prosta, bowiem we wszystkich formach, czasach i trybach czasowniki z "nie" piszemy oddzielnie.

Przykłady:

Nie byłem jeszcze w szkole. 

Nie poszedłbym do tego liceum, gdyby nie moja nauczycielka. 

Jeśli chodzi o przymiotniki, zasada ma się podobnie. Cząstkę "nie" z przymiotnikami piszemy łącznie. Zasada ta zawiera w sobie zaledwie jeden mały haczyk: wszystkie przymiotniki zapisujemy łącznie, jeśli są w stopniu podstawowym lub wyższym. Jeśli przymiotnik występuje w stopniu najwyższym, cząstkę przeczącą zapisujemy osobno.

Przykłady:

Twoje oceny są nieadekwatne do twoich umiejętności. 

Twoje oceny są nie najwyższe. 

Co ważne przymiotników nie zapisujemy wielką literą.

Przykłady:

Stieg Larsson był szwedzkim pisarzem. 

Język francuski jest popularny w Afryce. 

Od tej zasady istnieją jednak dwa wyjątki. Jeśli opisujemy wydarzenie lub przedmiot szczególnie dla nas ważny, to przymiotnik można zapisać wielką literą. Oznacza to, że zarówno zapis wielką, jak i małą literą w tym przypadku jest poprawny. Dzięki temu wiadomo, jaki stosunek nadawca ma do danego wydarzenia lub przedmiotu. Również przymiotniki w nazwach geograficznych zapisuje się wielką literą.

Przykłady:

Powstanie Warszawskie trwało 63 dni. 

Na półwyspie Apenińskim leżą Włochy. 

Z doświadczenia (choć niewielkiego) wiem, że imiesłowy sprawiają problemy, ponieważ przy nich sprawa znacznie się komplikuje. Imiesłowy dzieli się na przymiotnikowe oraz przysłówkowe.
Imiesłowy przymiotnikowe rozpoznać można po końcówkach: -ący, -ny, -ony oraz -ty. Wtedy imiesłowy z "nie" piszemy łącznie.

Przykład:

<<Ruski rok>> to potoczne określenie na okres niemający końca. 

Imiesłowy przysłówkowe łatwo rozpoznać po końcówkach: -ąc, -wszy oraz -łszy. Wtedy sprawa ma się przeciwnie do imiesłowów przymiotnikowych, tj. imiesłowy przysłówkowe piszemy z cząstką "nie" rozdzielnie.

Przykład:

Nie wyszedłszy wcześniej z domu, skierował się ku północy. 

Równie częstym błędem jest nieprawidłowe zapisywanie cząstki -by z czasownikami w trybie przypuszczającym. Zasada ta nie jest nazbyt skomplikowana. Należy jedynie zapamiętać, że jeśli odmieniamy czasownik przez osoby w trybie przypuszczającym, to cząstka -by jest zapisywana z czasownikiem. Natomiast jeśli czasownik jest w formie bezosobowej w bezokoliczniku, to cząstka zapisywana jest oddzielnie.

Przykłady:

Gdybym miał wizę, poleciałbym do USA. 

W kinie zobaczyć by można niejeden ciekawy film. 

Istnieje też możliwość, by rozdzielić formant -by oraz czasownik i zapisać je osobno. Wtedy formant występuje najpierw, a dopiero po nim stoi czasownik.

Przykład:

Gdzie byś teraz był, gdyby nie moja pomoc? 

Okazuje się też, że równie trudne są formy skrócone różnych wyrazów. Zaczniemy jednak od mojej Pani nauczycielki od matematyki, która często z nostalgią wspominała: AGH to taki piękny skrót… Na co ja zawsze w myślach odparowywałem: To nie jest żaden skrót, tylko skrótowiec! Tak więc doszliśmy do punktu, w którym zastanawiamy się nad tym, czy istnieje jakiś podział skrótów… Ależ oczywiście, że istnieje! Zaczniemy od skrótowców, które są zazwyczaj mniej znane. Skrótowiec to słowo utworzone z połączenia pierwszy liter, głosek, sylab lub cząstek wyrazów wchodzących w skład zestawienia. Używa się ich niezwykle często, spotykamy je wszędzie. W ten sposób skraca się nazwy firm, organizacji i instytucji. Zapisuje się je wielkimi literami, najczęściej pochodzącymi od pierwszych liter poszczególnych wyrazów.

Przykłady:

UJ = Uniwersytet Jagielloński 

NBP – Narodowy Bank Polski 

POLFA = Polska Farmacja 

UE = Unia Europejska 

Kłopoty pojawiają się również wtedy, gdy zaczniemy odmieniać powyższe wyrazy. Konkretnie chodzi o sposób zapisu końcówki fleksyjnej dołączanej do wyrazu podczas deklinacji. Jest to jednak banalnie proste: bezpośrednio po skrótowcu stawia się dywiz (jeśli chcesz wiedzieć, czym jest dywiz, czytaj dalej), a zaraz po nim końcówkę fleksyjną. Dla rozjaśnienia i ilustracji podaję poniżej wzór odmiany słowa PWN (Państwowe Wydawnictwo Naukowe).

M. PWN 

D. PWN-u 

C. PWN-owi

B. PWN 

N. PWN-em 

Ms. PWN-ie 

W. PWN!

Dodatkowo, jeśli w nazwie znajduje się jakiś spójnik (np. i, oraz), to należy go zapisać małą literą (wewnątrz samego skrótowca). Czyli poprawny zapis skróconej nazwy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, to MSWiA. Ważną informacją jest, że nawet przy wykorzystywaniu skrótowców konieczna jest znajomość jego pełnej nazwy, gdyż jest ona niezbędna do koniugacji czasownika. Orzeczenie, którego podmiotem jest skrótowiec, odmieniamy według rodzaju pełnej nazwy skrótowca. Bardzo dobrze widać to w przypadku słowa PAP (Państwowa Agencja Prasowa).

Należy pisać:

PAP ogłosiła, że doszło do złamania praw człowieka. 

Piszemy tak, ponieważ pełna wersja tego zdania brzmiałaby:

Państwowa Agencja Prasowa ogłosiła, że doszło do złamania praw człowieka. 

Inny tego typu wyraz: KZN (Kolejowe Zakłady Nawierzchniowe). 

KZN ogłosiły strajk pracowników. 

Pełnie zdanie brzmiałoby:

Kolejowe Zakłady Nawierzchniowe ogłosiły strajk pracowników. 

Po dość długim wywodzie na temat skrótowców, nadeszła chwila na… kolejny wywód, tym razem o skrótach. Skróty zasadniczo różnią się tym od skrótowców, że: po pierwsze, zapisywane są małymi literami; po drugie są formami skróconymi jedno- lub kilkuliterowej cząstki wyrazu. Sama pisownia skrótów nie nastręcza problemów, lecz rozterki pojawiają się w momencie, gdy nie wiadomo, czy należy postawić po nim kropkę, czy też nie. Spieszę z wytłumaczeniem.

Otóż kropkę stawiamy w następujących sytuacjach:

  • po skrótach będących początkowymi literami, bezpośrednio po sobie występującymi wewnątrz danego wyrazu. Oznacza to, że skrócone słowo spółka zapiszemy jako sp. (czyli z kropką), a już na przykład wyraz numer zapiszemy jako nr (czyli bez kropki, ponieważ zawarto w nim pierwszą i ostatnią literę całego wyrazu);

  • po zwrotach lub wyrażeniach, których kolejne wyrazy rozpoczynają się od spółgłosek: itd. (i tak dalej), jw. (jak wyżej).

Po wyrażeniach, których kolejne słowa zaczynają się od samogłoski, kropkę zapisuje się po skrócie każdego wyrazu. Przykładowo: przed naszą erą zapiszemy jako p.n.e., tak samo jak centralne ogrzewanie zapiszemy jako c.o.

Inną szczególną sytuacją zapisywania kropki po skrótach są skróty tytułów. Otóż, jeśli dany tytuł zapisujemy w mianowniku (ale nie jest on skrótem, który wykorzystuje jedynie pierwsze litery wyrazu), pozostawiamy go bez kropki. Przykładowo: dr Anna Nowacka, ale prof. Jan Miodek (z kropką). Jeśli tytuł odnosi się do mężczyzny i został zapisany w przypadku zależnym (tj. został odmieniony), a np. kończy się na ostatnią literę wyrazu, to należy po nim postawić kropkę.

Przykłady:

Widziałem wczoraj dr. Adama Przykładowego. 

Ten order należy do mjr. Jana Iksińskiego. 

Zasada ta nie odnosi się do tytułów kobiet, ponieważ wyrazy te mają taką samą formę we wszystkich przypadkach (Widziałem dr [=doktor] Annę.).

Nie wszystkie kreski są jednakie

Jak zaznaczyłem już wcześniej, teraz będziemy mówić o kreskach w języku. Tak, tak, właśnie tak – o kreskach! Skupimy się dokładniej na dwóch rodzajach kresek, których praktycznie wszyscy używamy na co dzień. Te dwa rodzaje kresek to: myślnik (nazywany również pauzą) oraz dywiz (nazywany również łącznikiem). Różnią je dwie zasadnicze rzeczy: primo, ich wygląd (a konkretnie długość) oraz secondo, funkcja. Myślnik jest tą dłuższą kreseczką (myślnik = –). Jego funkcja to między innymi: wydzielanie pewnych części zdania, zastępowania przecinka oraz oznaczania przerwy (np. na zastanowienie się nad czymś). Jeśli w naszej wypowiedzi chcemy wstawić myślnik, to zarówno przed, jak i po nim należy zrobić odstęp. Aby uzyskać na komputerze myślnik, należy wykorzystać kombinację dwóch klawiszy: alt+klawisz, który (o, ironio) ma na sobie zazwyczaj nadrukowany… dywiz. Tak, ta nieco krótsza kreseczka, to właśnie dywiz (o, taki: – ). Funkcje dywizu to łączenie dwóch wyrazów w jeden, przenoszenie wyrazów, wyznaczanie zakresu i wiele, wiele innych.

Przykłady użycia myślnika:

Nigdy nie jadłem lazanii w twoim wykonaniu – jest wyborna! 

Do ciasta na pizzę – grubego, bądź cienkiego – potrzebne są drożdże. 

Przykłady użycia dywizu:

Ta kobieta nosi biało-niebieską sukienkę. 

Kupiłem sobie nowy słownik polsko-niemiecki i niemiecko-polski. 

Na zakończenie

Zasady ortografii i interpunkcji polskiej, choć nie należą do najłatwiejszych, mogą być przydatne w różnych sytuacjach nie tylko w szkole czy w pracy, ale na co dzień. Poza powodami, o których pisałem we wstępie, warto jeszcze zwrócić uwagę na to, iż błędy prowadzą często do nieporozumień i błędnej komunikacji, o czym pisałem tutaj. Błędy sprawiają, że zniekształcamy swoje komunikaty, swoją osobowość oraz dajemy mylne (?) wrażenie odnośnie do niskiego poziomu wykształcenia. Można temu jednak zapobiegać, albo chociaż próbować zapobiegać. Ważnym elementem pracy nad własną poprawnością jest "nie zrażanie się własnymi pomyłkami" oraz napiętnowaniem ze strony społeczeństwa. Wiedzę tę warto również nieustannie odświeżać przez wykorzystywanie tych informacji w praktyce. Myślę, że w ten sposób można nieco przełamać mit o niezwykłej zawiłości naszego języka ojczystego. Wszystkim życzę powodzenia w językowych zmaganiach z poprawną polszczyzną!

Zobacz również:

Rola uwagi w nauce języka

Czasowniki mocne, czasowniki nieregularne – co to za różnica?

Czy język niemiecki jest trudny?

Komunikatywność w języku: co to takiego?

komunikatywnoscIstnieje wiele rodzajów komunikacji: społeczna, międzykulturowa, internetowa, wokalna, miejska, interpersonalna, werbalna, niewerbalna oraz językowa. A jest to zaledwie parę z nich. Czym tak naprawdę jest akt, który wykorzystujemy na co dzień w naszych życiach? Co dokładnie oznacza termin „być komunikatywnym”?

Wyraz komunikacja w języku polskim jest niejednoznaczny. Może oznaczać akt porozumiewania się lub możliwość przemieszczania się pomiędzy terenami geograficznie oddalonymi. Samo słowo pochodzi od łacińskiego communico, czyli udzielić komuś informacji oraz communio, czyli wspólność. Z komunikacji, w różnych jej odmianach, korzysta się praktycznie bezustannie, często nawet nieświadomie. Jak pisałem już w jednym z artykułów, na akt komunikacji językowej składa się wiele czynników.

Funkcja i elementy języka przedstawione za pomocą schematu Jacobnsona

Funkcja i elementy języka przedstawione za pomocą schematu Jakobsona

 

Z pozycji uczącego się jakiegoś języka obcego uczeń najbardziej skupia się na kodzie. Równie ważne jak kod są również strony, które odbierają lub wysyłają komunikat. Jednak dla językowych geeków lub po prostu uczniów, najważniejszy jest sam kod, czyli język. Całość, jak wynika ze schematu Jakobsona, tworzy kanał komunikacyjny. Taki kanał może mieć bardzo wiele funkcji: fatyczną (podtrzymywania rozmowy), poetycką, ekspresywną itp. Powszechnie wykorzystujemy takie schematy, czasami nawet kompletnie nieświadomi tworzymy bardzo rozbudowane formy porozumiewania się. W tym celu piszę ten artykuł: by uświadomić ludziom, że to co brzmi tak strasznie w ustach profesorów językoznawców, jest zjawiskiem tak dobrze znanym, jak fakt, iż woda gotuje się przy 100 stopniach Celsjusza. Komunikacja jest jeszcze bardziej rozpowszechniona, odkąd płyty naszych komputerów połączono w sieć, którą nazywamy Internetem. Komunikujemy się na miliony różnych sposób. Raz komunikacja jest fortunna (czyli trafia do odbiorcy, a interpretacja treści jest poprawna), a raz niefortunna (zjawisko przeciwne). W niektórych przypadkach komunikacja może być jednostronna, np. czytanie postów na Facebooku, które przeglądamy (ale nie lajkujemy, ani nie komentujemy). Natomiast gdy już polubimy post lub go skomentujemy (lub według nowej funkcji, „zareagujemy”), w takim przypadku jest to komunikacja dwustronna. Nie jest to komunikacja językowa, gdyż niewykorzystywany jest żaden kod do przekazywania treści.

Język nieogarniony

Powtarzałem to już wielokrotnie, ale powtórzę jeszcze raz: podczas nauki języka komunikatywność jest cechą nieodstępną.

Chciałbym pokazać, że nie zawsze bycie komunikatywnym musi oznaczać uczenie się miliona struktur i reguł gramatycznych, tysięcy słówek, co potem skutkuje jedynie tym, że ktoś nie jest w stanie powiedzieć niczego poza regułkami. Do perfekcji w jakimkolwiek języku prowadzi bardzo długa droga, która, prawdę powiedziawszy, nie ma końca. Nikt z nas nigdy nie będzie mógł powiedzieć: „Umiem język X”, gdyż jest to wymijanie się z prawdą. Mowy uczymy się przez całe życie. Język jako struktura i kod jest tak obszerny, iż nie w sposób jest jednemu człowiekowi objąć wszystkie jego zakamarki i zawiłości. Najlepszym dowodem jest choćby przykład naszej mowy ojczystej: wciąż istnieją słowa, których nie rozumiemy bez uprzedniego zaglądnięcia do encyklopedii lub słownika. Jest to cecha wspólna dla każdego języka na świecie. Wciąż istnieją konstrukcje i wyrażenia, o których nie mamy pojęcia, że istnieją i dowiadujemy się o nich najczęściej w momencie zetknięcia z tekstem, w którym ich użyto, z czystym przekonaniem, iż są one błędami w druku. Obszar semantyczny obejmowany przez słowo „język” jest na tyle ogromny, by nie istniała osoba, która będzie wiedziała wszystko chociażby o jednym z nich. Po przedstawieniu przeze mnie powyższych informacji ktoś może zarzucić: po co w takim razie w ogóle bawić się w coś takiego jak nauka obcej mowy? To na tym właśnie cała sztuka polega: by być na tyle sprytnym i na tyle komunikatywnym, by nawet z brakami wiedzy być w stanie uprawiać kolejne akty komunikacyjne.

Podczas nauki zakres słownictwa obejmuje większość obszarów codziennego życia człowieka, lecz pomimo względnie dobrych strategii przyjętych w podręcznikach nikt nigdy nie będzie w stanie przyswoić całości słownictwa. Również „połknięcie” słownika nie przyniosłoby oczekiwanego efektu, ponieważ takich pozycji należałoby „połknąć” dziesiątki. Dodatkowo za tym argumentem przemawia fakt, iż język jest strukturą żywą, która rozwija się bezustannie. Taka strategia, choć niezwykle szalona, mogłaby się sprawdzić przy językach wymarłych jak: łacina, greka itd. Tak długo, jak będą żyły osoby, które językiem X się posługują, tak długo będzie się on rozwijał. Jednoznaczne jest w takim razie stwierdzenie, iż nie wystarczy połknąć parę słowników, ale należałoby uzupełniać je coraz to nowszymi pozycjami. W kontekście wszystkich informacji tutaj podanych warto zauważyć jak zmienia się definicja słowa komunikacja (w odniesieniu do języka): nie jest to już wykorzystywanie zbiorów zasad gramatycznych, przekładów słownictwa oraz innych środków, by połączyć wszystko w całość, lecz inteligentne poruszanie się pomiędzy meandrami języka i wykorzystywanie posiadanych już informacji w sposób adekwatny do położenia. Myślę, że moje słowa pięknie można podsumować cytatem:

 Zmień swój język, a zmienisz swoje myśli. – Karl Albrecht.

A pięknie naukę języka ujęto w tych słowach:

Uczenie się innego języka jest nie tylko uczeniem się innych słów na te same rzeczy, ale także uczeniem się innego sposobu myślenia o rzeczach. – Flora Lewis

 

Teoria w praktyce

Idąc za ciosem chciałbym pokazać przykład tego, jak można wykorzystać spryt językowy (pozostawiam takową roboczą nazwę tego zjawiska, ale podręcznikowo ten zabieg nazywa się transformacją). Przykład, który podam jest względnie prosty, a oprę się na języku angielskim. Ten wzorzec jest jedynie bazą, pokazem tego, jak można wykorzystać opisane przeze mnie zjawisko do własnych celów.

Działem słownictwa, którym się zajmę, będzie słownictwo medyczne. Jest to jeden z mniej przyjemnych działów, ale jakże potrzebnych. Wiele słów pochodzi w tym wypadku z greki i łaciny, ale dla osoby, która nie zna zarówno jednego, jak i drugiego języka musi to wyglądać jak czarna magia.

Oryginalne zdanie:

I’d like to set up an appointment at doctor Smith who is an opthalmologist at Manchester’s surgery.

Po spojrzeniu na zdanie, zastanów się, proszę, nad znaczeniem tego zdania. Ile z tych słów jest Ci obcych? Ilu z nich nie rozumiesz? Oczywiście zależy to od wielu czynników osobistych, ale najprawdopodobniej były to: appointment, opthalmologist i surgery. W tym zdaniu, to one są kluczowe, a ich znajomość jest konieczna do zrozumienia całości komunikatu. Poniżej przedstawiam tłumaczenie zdania:

Chciałbym umówić się na wizytę u doktora Smitha, który jest okulistą w przychodni w Manchesterze.

Jednak to zdanie nie wygląda aż tak strasznie, nieprawdaż? Słowa wyróżnione przeze mnie w tekście oznaczają kolejno:

appointment – wizyta; chodzi o cały zwrot: to set up an appointment [at] – umówić się na wizytę lekarską

opthalmologist – okulista

surgerytu: przychodnia

Teraz należy się zastanowić, czy nie dałoby się skonstruować tego zdania w inny, prostszy sposób – bez użycia wyróżnionych przeze mnie słów. Po przyjrzeniu się mu można zauważyć, że z powyższego przykładu pozostawić można w niezmienionej postaci trzy wyrażenia: I’d like to; doctor Smith who [is] oraz nazwę miasta Manchester. Następnie przyglądniemy się wyrażeniu to set up an appointment [at somebody]. Jego znaczenie podałem już wcześniej i takowego tłumaczenie będziemy się w dalszych krokach trzymać. Łatwo zauważyć, że składa się ono z dwóch członów: to set up (czyli idiomu oznaczającego: umówić się, ustawić, dogadać się, wyznaczyć coś) oraz an appointment [at somebody], czyli: wizyta lekarska. Teraz trzeba spróbować poszukać w głowie słów w języku angielskim, które byłyby w stanie zastąpić to wyrażenie, albo jego połowę. Jego pierwszą część można przetłumaczyć przykładowo jako: book, reserve, decide about, organise lub ask for. Są to dużo prostsze słowa, które większość z nas zna i rozumie. Zaś appointment można zastąpić słowami: meeting, talk albo consultation. Tym sposobem mamy już pierwszą część zdania:

I’d like to ask for a meeting […].

Następne słowo, którym się zajmiemy to opthalmologist, czyli okulista: można je zastąpić dwojako – albo za pomocą synonimu, albo za pomocą definicji opisowej. Synonim można stworzyć jako nowy wyraz powstały w zabiegu słowotwórczym, np.: eye specialist lub eye-doctor (jest to autentyczny synonim tego wyrazu, występujący w słowniku). Drugi sposób, to opisanie zawodu okulisty: jest to droga okrężna, ale prosta i efektywna. Wtedy okulista staje się: a doctor who specializes in eye(')s (illnesses). Dzięki temu możemy dołożyć kolejną cegiełkę do naszego zdania, które teraz brzmi tak:

I’d like to ask for a meeting at doctor Smith who is an eye-doctor […].

Ostatnim słowem jest surgery. Tutaj postępowanie jest dwojakie i takie samo jak w przypadku słowa okulista. Możemy być ono nieco kłopotliwe, ponieważ wymaga to również wiedzy na temat organizacji pracy lekarzy. Ten wyraz zastąpić można: practice lub jako a place where a medical practicioner works. Ponieważ wykorzystam słowo practice, będę musiał nieco przekształcić wcześniejszy krok.

Są to już wszystkie wyrazy, a całość tworzy zdanie:

I’d like to ask for a meeting at doctor Smith who has practice as an eye-doctor in Manchester.

Tłumaczenie to:

Chciałbym zapytać o spotkanie u doktora Smitha, który praktykuje jako okulista w Manchesterze.

Ten proces w tekście zajmuje bardzo długo, ponieważ starałem się przedstawić wszystko krok po kroku. Normalnie jest to niezwykle krótki i prosty proces myślowy, który zachodzi dużo szybciej bez jego dokładnego opisywania. Na początku sprawia trudności i trwa stosunkowo długo, ale z czasem jest coraz krótszy, a mózg w ten sposób uczy się i nabiera doświadczenia, by myśleć o danym zagadnieniu w sposób okrężny, który może przynieść nam różne korzyści.

Plusy i minusy transformacji

Zabieg uproszczenia jest najczęściej wykorzystywany w mowie. Równocześnie należy przypomnieć o fakcie, iż każdy język jest piękny, a jego wydobycie wymaga nauczenia się wielu struktur i wyrażeń, by móc je potem zastosować w praktyce. W wymowie najważniejszy jest przekaz, jego treść, prędkość przekazywania informacji, przy czym sposób pozostaje na drugim miejscu. Ale nie jest tak zawsze. Przykładowo wykładowca, nauczyciel albo osoba wypowiadająca się na oficjalnym spotkaniu (choćby dyplomata) nie może posługiwać się tak uproszczonym językiem, gdyż jest to po prostu niezgodne z jego etyką zawodową. Jednak w codziennym życiu i jego czynnościach użycie tego typu sformułowań jest przydatne, gdyż upraszczają je. Pomimo tego polecam naukę pełną, bez opuszczania, gdyż komunikacja jest dwustronna i nadawca kierujący swoją wiadomość może ją sformułować w inny sposób, niekoniecznie zrozumiały. Jest to jednak dobra strategia w sytuacji, gdy ktoś nie czuje się pewnie ze swoimi umiejętnościami, a potrzebuje je wykorzystać. Ta sprawa dotyczy dwóch rodzajów słownictwa, które posiadamy w pamięci: aktywnego oraz biernego. Słownictwo aktywne to wyrazy, które są znane, rozumiane i zapamiętane oraz, co najważniejsze, wykorzystywane do mówienia. Słownictwo bierne to zaś słowa, których nie wykorzystuje się w mowie (gdyż mózg nie ma możliwości skorzystania z nich), ale rozumie i zna, a nawet potrafi przetłumaczyć z języka obcego na ojczysty. Zazwyczaj zbiór słownictwa aktywnego jest węższy, gdyż wymaga to większej ilości pracy poświęconej każdemu wyrazowi z osobna. W dodatku takie działania pozwalają nam na obracanie się w jeszcze szerszym kręgu zagadnień. Komunikatywność można „zmierzyć” w ilości tematów, na które człowiek jest w stanie porozumiewać się swobodnie, ale nie wykorzystuje się tego powszechnie, gdyż jest to niewspółmierne z faktycznymi umiejętnościami. W tym celu potrzebne są umiejętności „przebiegłości językowej”, która pozwala na uspokojenie osoby mówiącej i pozostawienie jej w przekonaniu, iż poradzi sobie w większości możliwych sytuacji. Jest to zjawisko pozytywne, lecz w procesie nauki, gdy jest się ocenianym, trzeba je wykorzystywać w sposób bezpieczny, gdyż na testach takie „manewry” nie są akceptowane ze względu na to, iż proces nauki obejmuje całość materiału, a nie tylko jego wybiórczą część. Wykonywanie takich operacji myślowych wymaga od uczącego się zmiany sposobu, w jaki myśli, co skutkuje sprawniejszą i lepszą wymianą informacji pomiędzy półkulami mózgu. Sprawia to, iż kąt widzenia na różne sprawy poszerza się i pozwala na myślenie kreatywne. Nauka języków obcych pomaga w zapobieganiu procesu starzenia się mózgu oraz rozwija jego poszczególne części, które czasami nie mają wiele wspólnego z samym językiem. Czynniki te (i wiele innych) składa się na zdolność wielowymiarowego myślenia. Osoby, które uczą się więcej niż jednej mowy (w szczególności z bliskich sobie grup), zauważają podobieństwa i analogizmy pomiędzy poszczególnymi tworami, co samo w sobie świadczy o tym, jak nauka języków wpływa na rozwój mózgu.

Podsumowanie

Podczas nauki zauważamy w poszczególnych grupach mówiących danymi językami, że komunikują się one w różny sposób, odmienny od tego, do którego przywykliśmy. Logiczne jest więc stwierdzenie, iż nauka języka od nowa, to nauka od nowa komunikacji, z ludźmi, którzy w nim mówią. Wiadomo też, że komunikacja jest bardzo pospolitym zjawiskiem, który opisuje schemat Jakobsona. Zatem edukacja językowa sprawia, że nasze życie jest nie tylko podwójne, ale również wielowymiarowe. Jest ono bogate w dodatkowe zjawiska (czasem pozytywne, czasem negatywne).

Mówił o tym już Johann Wolfgang von Goethe, tak samo jak inni przed nim i po nim:

Człowiek żyje tyle razy, ile zna języków. 

 

 

Czy język niemiecki jest trudny?

klawisz_niemieckiNad trudnością języków rozwodziło się już wielu autorów Woofli, dlatego tym razem ja również nie pozostanę dłużny. Karol i Karolina świetnie wytłumaczyli w swoich artykułach, dlaczego kwestia zawiłości poszczególnych języków jest bardzo subiektywna i zależy od wielu czynników zewnętrznych. Z tego powodu, nie poświęcę dużo miejsca samemu pojęciu trudności, ale postaram się porównać niemiecki do innych języków, skonfrontować go z tym, co (zakładam, że większości, a nawet wszystkim Czytelnikom) jest już znane, czyli angielskim oraz naszą piękną  mową ojczystą. Tym samym rozpoczynam nowy cykl, który zatytułowałem „Łatwy, trudny, trudniejszy. Ale który wybrać?”

Język a społeczeństwo

Należy na początku wspomnieć, że po niemiecku nie mówi się jedynie w Niemczech, ale również w Austrii, Szwajcarii, Liechtensteinie oraz Belgii (w gminie Eupen). Co ciekawe, odmiany tego języka w każdym ze wspomnianych krajów różnią się od siebie w znacznym stopniu. Ponieważ jednak Niemcy są największe, pozwolę sobie skupić się na standardzie używanym właśnie tam. Jak podają źródła słowo „Niemcy” pochodzi od wyrazu „niemy”, „niemówiący”. Najprawdopodobniej nazwano ich tak, ponieważ język, którym posługiwali się nasi sąsiedzi, był diametralnie inny i niezrozumiały dla Słowian. W opinii większości Polaków język niemiecki jawi się do dziś jako trudny, a nasze myśli nierzadko zdążają przy okazji, nierzadko przymusowej, nauki w kierunku historycznych zaszłości, które komplikują wzajemne stosunki po obu brzegach Odry. Niniejszym artykułem spróbuję więc poprawić opinię na temat języka naszych sąsiadów i pokazać, że język ten wcale nie jest tak straszny jak to się na pierwszy rzut oka wydaje. Jak napisałem powyżej, przyrównam, albo raczej spróbuję przyrównać, go do języka angielskiego. W tym miejscu chciałbym przypomnieć (często zdarza się, że ludzie o tym zapominają), iż zarówno angielski, jak i niemiecki należą do tej samej grupy języków germańskich. Pomimo że są od siebie obecnie dość odmienne, to posiadają mnóstwo cech wspólnych, których nie zatarła historia. Pozostałości tradycyjnych germańskich konstrukcji są nadal widoczne we współczesnej angielszczyźnie, czego najlepszym dowodem są odmiany czasownika „to be” oraz zaimka "who"-"whose"-"whom". Można łatwo zauważyć, że podwaliny jej gramatyki oraz słownictwo tworzące trzon języka są bardzo podobne do tego co spotykamy w niemieckim. 

 

Z rodzajnikami rozprawa

Według mnie cała sprawa z rodzajnikami jest… banalnie prosta. Samo nasze nastawienie do używania i nauki rodzajników ma spore znaczenie – powinniśmy traktować je jako przyjaciół-pomocników, którzy ułatwiają nam życie, nie przeciwnie. Myślę, że pocieszającym dla innych będzie fakt, iż w języku angielskim również występują rodzajniki. Nieraz słyszałem i czytałem opinie o tym, jakie to te rodzajniki są trudne, i jak ich jest dużo, i jak strasznie ciężko się ich używa i rzekomo jedynie native speakerzy potrafią ich poprawnie używać (chodzi zarówno o angielski, jak i o niemiecki). Dosłownie spędzają sen z powiek Polakom uczącym się obu języków. Wszystko zaczyna się jednak tak naprawdę w naszej głowie. Kwestią niezaprzeczalną jest, iż dla Polaków rodzajniki stanowią rzecz najczęściej nową, której muszą się nauczyć, a później pamiętać, by się do niej stosować, ale absolutnie nie jest to coś niemożliwego do opanowania. Jak to mawiają: Gdyby nie to ‹‹der, die, das››, to… by nie było nas. Ucząc się niemieckiego dość często można zauważyć związek pomiędzy rodzajnikiem a określanym przezeń rzeczownikiem. Szczerze powiedziawszy, pomimo że naukę tego języka rozpocząłem w szkole, to nikt mnie na to nie „naprowadził”. Pamiętam, gdy dostałem olśnienia, podczas pisania jakiegoś listu i zacząłem łapczywie sprawdzać niektóre odmienne części mowy – miałem rację. Teraz rozumiem, dlaczego wielu matematyków tak bardzo lubi niemiecki. Jest to bowiem bardzo logiczny język i aż prosi się, aby wszystkie rządzące nim reguły przedstawić w formie tabeli.

Poniżej w tabeli porównam odmianę kilku zaimków dzierżawczych i osobowych z odmianą rodzajników określonych.

rodzajniki_niemieckieTab. 1.: Rodzajniki określone odmienione we wszystkich przypadkach.Tymi samymi kolorami w tabeli zaznaczyłem rodzajniki, które pokrywają się ze sobą.

zaimki_osobowe_niemieckie

Tab. 2.: Zaimki osobowe odmienione w bierniku i celowniku. Zaznaczenia są takie same jak w poprzedniej tabeli. Na brązowo zaznaczyłem zaimki, które się nie pokrywają.

zaimki_dzierzawcze_niemiecki

Tab. 3.: Oznaczenia pozostały bez zmian.
Dodatkowo chciałbym przypomnieć, że przecież w naszej mowie ojczystej też występują rodzaje. Każde słowo ma swój rodzaj, ale jest on „wbudowany” w rdzeń słowa, a my uczymy się jak takie rodzaje rozpoznawać, co, w mojej opinii, jest dużo trudniejsze niż nauczenie się rodzajników, które wskazują nam na rodzaj używanego słowa.

 

Future Perfect Simple in the Past, Plusquamperfekt, Imperfekt, Past Continuous… Co tu wybrać?

Skończyłem część z rodzajnikami, więc nadszedł czas…na czasy! Podobnie jak z rodzajnikami, mnóstwo osób narzeka na mnogość czasów w języku angielskim. Dlatego przychodzi nam z odsieczą, ponownie, język niemiecki! Rzekłbym, iż na czasach niemiecki „odbija sobie” trud nauki rodzajnika przy każdym słowie. Język niemiecki ma tylko sześć czasów, z czego dwa najczęściej spotyka się jedynie w oficjalnych pismach lub dziełach literackich. Z relacji moich znajomych wynika, że na co dzień używa się tak naprawdę dwóch lub trzech. Dodatkowo cały system następstwa czasów jest dokładnie uporządkowany, dlatego nie ma potrzeby wkuwania dziesiątek reguł na pamięć. Czasów jest zaledwie sześć. Czy ta liczba nie brzmi przyjemnie w porównaniu z kilkunastoma, jakie można napotkać w mowie angielskiej? Na wielką szóstkę składają się: czas zaprzeszły (Plusquamperfekt), przeszły złożony (Perfekt), przeszły prosty (Imperfekt), teraźniejszy (Präsens), przyszły (Futur I) oraz przyszły dokonany (Futur II). Początkowo większość uczących się jest przerażona budową tych czasów oraz tym jak one funkcjonują, ale odpowiednio szybko można się do tego przyzwyczaić. Dzięki szykowi składni niemieckiej zawsze wiemy, gdzie znajdzie się czasownik, a dzięki tak sztywnemu schematowi dużo szybciej dochodzi do automatyzacji procesu myślowego. Wiele osób trwoży się też na widok czasowników rozdzielnie złożonych. Te ostatnie są dla Polaków czymś zupełnie nowym, dla Niemców natomiast chlebem powszednim. Jak już wspominałem, angielski wywodzi się z tej samej grupy językowej co niemiecki, dlatego tam obserwujemy podobne zjawisko. Konkretnie chodzi mi o przyimki, które stawia się na końcu zdań. Dotyczy to chociażby czasowników, w których formę bezokolicznika współtworzy przyimek użytych w zapytaniach. Pozwolę sobie podać przykład:

What did you step on? – Na co nadepnąłeś?

Ta sama sytuacja następuje, gdy używamy frazeologizmów w języku angielskim w trybie oznajmującym. Znów przykłady:

He turned the TV on. – On włączył telewizor.

You should leave it off. – Powinieneś dać sobie z tym spokój.

I wish he would cheer up. – Życzyłbym sobie, by on się rozweselił.

W celach porównawczych podam kilka przykładów w języku niemieckim:

Ich höre dir zu. – Słucham Cię.

Ich steige aus der Straßenbahn aus. – Wysiadam z tramwaju.

Die Schule fängt am 1. September an. – Szkoła rozpoczyna się 1 września.

Abends geht Peter mit seinen Freunden aus. – Wieczorami Piotr wychodzi ze swoimi przyjaciółmi.

 

Iś hajse Pejter. Und du? 

Co przychodzi Ci na myśl, gdy słyszysz Niemca mówiącego w swoim języku ojczystym? Drapanie paznokci po tablicy? Krzyczącego ze złością faceta? A może piękny, melodyczny i gładki język? Nie warto się rozwodzić nad osobistymi preferencjami, bo jest to kwestia gustu.. Należy jednak parę słów poświęcić niemieckiej fonetyce. Myślę, że w stosunku do brytyjskiej, czy też amerykańskiej, jest dużo prostsza, gdyż w o wiele większym stopniu uporządkowana. Niemcy nie boją się wymawiać twardo i wyraźnie każdej głoski w wyrazie, nawet zbitek twardych dźwięków, wręcz przeciwnie – oni są z tego dumni. Również głoski długie są wymawiane bardzo dokładnie, lecz Polacy mają tendencję do skracania głosek długich i wydłużania głosek krótkich. Jest to spowodowane występowaniem iloczasu, który w mowie germańskiej prężnie działa, a w języku polskim zanikł około czterystu lat temu. W języku angielskim występuję dość sporo dźwięków, których w naszej ojczystej fonetyce człowiek nie uświadczy. Natomiast w fonetyce niemieckiej większość dźwięków pokrywa się z polskimi, jest oczywiście niewielka grupa dźwięków nowych dla Polaków. Zdecydowanie najbardziej popularne to, zapisywane za pomocą znaków diakrytycznych: ä (ae), ö (oe), ü (ue) oraz ß (ss); przez swoje występowanie zmieniają również brzmienie innych fonemów stojących przed lub za nimi, ale większość uczniów radzi sobie z tym bardzo szybko. Warto w tym miejscu przypomnieć też, że część przyrostków w wyrazach jest zawsze akcentowana, a część nie. Do przyrostków akcentowanych należą: ab-, an-, auf-, aus-, ein-, mit-, statt-, teil-, vor-, weg-, zu-, zusammen-, zurück-; tymczasem do nieakcentowanych: be-, ge-, emp-, ent-, er-, miss-, ver-, zer-. Jest to bardzo przydatne, gdyż jeśli znamy przynajmniej pierwszą grupę przyrostków (czyli akcentowanych), to możemy bardzo ułatwić sobie zapamiętywanie czasowników rozdzielnie i nierozdzielnie złożonych. Wszystkie czasowniki rozdzielnie złożone poznajemy po tym, że zawsze akcentowane są na pierwszą sylabę, czyli na ich przedrostek – stąd wniosek, że jeśli nauczymy się prefiksów akcentowanych, to będziemy w stanie rozpoznawać czasowniki rozdzielnie złożone bez zaglądania do słownika. Wiąże się to również z kolejnymi korzyściami – jeśli znamy prefiksy nieakcentowane, to nie ma potrzeby ponownego zapamiętywania, którym czasownikom nie dodajemy przedrostka ge- podczas tworzenia imiesłowu czasu przeszłego Perfekt (Perfekt Partizip II).

 

1. Obserwacje; 2. Wniosek

Mowa naszych zachodnich sąsiadów, wbrew powszechnej opinii, nie powinna być dla nas tak straszna. O ile nie przeraża nas już tak bardzo język angielski, o tyle niemiecki nadal pozostaje w strefie języków powszechnie uważanych za trudne – mam nadzieję, że choć trochę zmieniłem ten wizerunek. Cały język porównałbym bowiem do praw matematyki razem wziętych: wszystko jest w nim logiczne, jedno działanie jest następstwem drugiego, brak jest niejasności. Jak to mówią: Ordnung muss sein, Punkt! (tego chyba nie muszę już tłumaczyć). Jeśli są jakiekolwiek pytania do mojego artykułu, to proszę o wpisanie ich w komentarzach – postaram odpowiedzieć się na wszystkie; wyraźcie też, proszę, swoją opinię na temat zastosowanych przeze mnie form porównawczych. Wszystkim uczącym się bądź zaczynającym naukę niemieckiego życzę sukcesów w zgłębianiu jego wszystkich tajników.

 

Podobne artykuły: 

Idioma valencià, czyli język walencki

Japoński: z czym to się je?

Najtrudniejszy język świata

Najłatwiejszy język świata

O "łatwości" języka hiszpańskiego

 

Noworocznie i językowo o Polsce

Ledwo zdążył się człowiek obejrzeć, a tu już mamy Nowy Rok… Z tego powodu postanowiłem zakończyć cykl „O Comeniusach i polskiej szkole” miłym akcentem – tak, teraz będziemy się chwalić – tak, My wszyscy.

Mini rys historyczny

doyouJak pisałem już wcześniej w moim artykule o polskim szkolnictwie, wiele względów historycznych wpłynęło na realność nauki języków w polskiej codzienności. Począwszy od czasów PRL-u, gdy możliwość nauki języka angielskiego miała niewielka grupa społeczeństwa, aż do dzisiaj, gdy język ten jest wręcz niezbędny do pełnego funkcjonowania w globalnej wiosce. Jako społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej świadomi korzyści, które niesie ze sobą znajomość języka Szekspira. Jednocześnie rośnie świadomość społeczna, z konieczności, czy też potrzeby znajomości więcej niż jednego języka obcego. Podobnie jak w modzie i gospodarce, trendy w nauce języków się zmieniają. Od starożytności po średniowiecze królowała greka i łacina. W okolicach XIII wieku rozpowszechniły się języki romańskie, zwłaszcza francuski, który na wyżyny został wyniesiony na przełomie XVI i XVII wieku. Ciekawostką jest fakt, iż w XVII i XVIII wieku wzrósł „popyt” na naukę języka polskiego, stał się on jednym z głównych, poza francuskim, języków obcych używanych do komunikacji w Europie, co spowodowane było bardzo dobrą sytuacją gospodarczą w naszym kraju w tym okresie. W wieku XIX po języku Moneta pałeczkę przejęła Wielka Brytania, co było efektem słynnych wynalazków i odkryć geograficznych tego okresu, które zrewolucjonizowały współczesny świat. Od tego czasu, aż po dziś dzień język Watta i Edisona króluje na całym świecie.

Angielski i wyniki badań społecznych na świecie

Oczywiście tradycyjna angielszczyzna, o której wspominam powyżej, różni się zasadniczo od tej używanej przez nas w dzisiejszych czasach. Jest to wynik ewolucji języka, gdyż każdy język jest tworem żywym i plastycznym, zmienia się nieustannie, podobnie jak gospodarka. Wraz ze zmianami, które zachodziły w naszym kraju, możemy zauważyć, iż znajomość języków obcych w Polsce się poprawia , ba – jeśli chodzi o język Królowej Elżbiety, to zdecydowanie wyprzedzamy pozostałe kraje w światowych rankingach. Według EF English Proficiency Index [Indeks Biegłości Języka Angielskiego EF Education First – tłum. aut.] przeprowadzonego w ponad 70 krajach całego świata za pomocą specjalnych testów, w których udział wzięło ponad dziewięćset tysięcy osób z całego globu, wykazano, iż Polska znajduje się na 9. miejscu w rankingu. Wyprzedzają nas tylko kraje nordyckie i Luksemburg; natomiast poza ścisłą dziesiątką pozostają sławetne Niemcy i Francja. Myślę, że znajomość języków obcych ma pewne odbicie w sytuacji ekonomiczno-gospodarczej danego kraju. Po czasach PRL-u Polska była i jest krajem, który rozwija się najszybciej w porównaniu z innymi krajami będącymi pod dominacją ZSRR. Tak samo w ciągu ostatnich 30 lat znajomość języka angielskiego zdecydowanie wzrosła, a również poziom rośnie. Jedynym państwem, które dorównuje naszym osiągnięciom w tym zakresie, są Węgry. Jednocześnie należy nadmienić, iż, analogicznie do zjawisk ekonomicznych, o te wartości należy dbać, ponieważ zaniedbywane mogą zanikać.
Ranking ten miał również wykazać średni poziom znajomości angielszczyzny w krajach. W Polsce utrzymuje się on w okolicach przełomu B2 oraz C1, z tendencją wzrostową – jest to wynik bardzo pozytywny. Dzięki temu większość osób w naszym kraju jest w stanie przeprowadzić rozmowę na całkiem wysokim poziomie na bardzo dużą ilość tematów; jest to tzw. samodzielność językowa. Choć w naszym społeczeństwie przez cały czas pozostaje gros osób, których poziom znajomości angielskiego może pozostawiać wiele do życzenia, to grupa ta się zmniejsza. Jak wiadomo, najważniejsza w nauce języka jest komunikatywność i wzajemne zrozumienie przekazywanych informacji.
Szczerze muszę przyznać (to tak w ramach językowo-życiowej ciekawostki), iż wraz z moimi znajomymi niejednokrotnie testowaliśmy w ten sposób kasjerów w różnych sieciówkach. Głównie w sieciach fast foodów, typu KFC lub McDonald's; zawsze bardzo ciekawiła nas ich reakcja na „obcokrajowca”, którym był jeden z nas zamawiający jedzenie w mowie nieojczystej. Zazwyczaj traktowaliśmy to jako rodzaj zabawy, a nie eksperyment, ale gdy teraz pochylam się nad tym językowym spojrzeniem, to stwierdzam, że nigdy nie zdarzyło się tak, aby nie udało nam się zamówić jedzenia, choć niejednokrotnie słyszeliśmy też język bardzo pokaleczony, ale wciąż komunikatywny.

Znajomość języka sąsiadów w Polsce

Język niemiecki, pomimo nie najlepszej historii, która łączy nas z Niemcami, jest bardzo żywy w naszym kraju. Według danych Instytutu Goethego Polska jest krajem, w którym najwięcej osób na świecie uczy się języka Beethovena, liczba ta przekracza 2 miliony osób. Jednocześnie jest to najchętniej wybierany drugi język w gimnazjach i liceach. Chociaż, nie wiadomo dlaczego, dla Polaków język naszych sąsiadów zdaje się trudny, to wyjątkowo dużo osób postrzega go pozytywnie, jako bardzo dobre narzędzie oraz szansę na zaistnienie w świecie wielkich firm i spółek. Pomimo że poziom niemieckiego jest znacznie niższy niż angielskiego, to nie da się ukryć, że w dalszym ciągu jest on dobry. Całą sprawę dodatkowo ułatwia fakt, iż język Edisona należy do grupy języków germańskich, dzięki czemu te dwa języki nawzajem się dopełniają. W tej chwili, myślę, że mogę stwierdzić, iż angielski wraz z niemieckim w naszej szerokości geograficznej są najważniejszymi dla nas językami. O dziwo jedynie Rosjanie doganiają nas pod względem liczby osób uczących się niemieckiego. Faktem, który mną samym wręcz wstrząsnął, jest natomiast liczba osób, które uczyły się języka niemieckiego w szkole – wynosi ona około 92%. Od lat 90. można zauważyć ogromny wzrost uczących się. W ciągu 25 lat, liczba mówiących w tym języku wzrosła ponad dwukrotnie. W tym wypadku uzasadniony zdaje się tytuł Polen ist Weltmeister im Deutschlernen [Polska jest mistrzem świata w nauce niemieckiego – tłum. aut.].

Résumé

Główne założenia Indeksu to:
1. Porównanie zarobków w danym kraju per capita z poziomem znajomości języków obcych. Badania wykazują, że im lepsza jest znajomość języków, tym wyższe są zarobki w danym kraju.
2. Społeczeństwo europejskie zdecydowanie najlepiej zna angielski w porównaniu z innymi częściami świata. W naszej części globu poziom angielskiego jest najwyższy. Jednocześnie badania wykazują, iż kobiety znają go lepiej niż mężczyźni.
3. Ilość inwestowanego czasu i wysiłku w naukę języka obcego niekoniecznie jest wprost proporcjonalna do efektów nauki. Na całym świecie zauważa się zróżnicowane poziomy, które nieustannie się zmieniają.
Jak już wspomniałem powyżej, najważniejszą funkcją języka jest komunikacja. Jeśli mowa, której używamy, jest nam znana nawet na niskim poziomie, i tak najważniejszą wartością pozostanie komunikatywność. Artykuł ten ma na celu uświadomienie nas wszystkich o tym, iż Polska nie jest tak bardzo zacofanym krajem, wręcz odnosimy sukcesy na arenie światowej; myślę, że informacja ta jest również bardzo dobrą motywacją do dalszej nauki. Można wziąć udział w teście firmy EF, który jest elementem wykorzystywanym w Indeksie jako jeden z respondentów.
Wchodząc w Nowy Rok tym artykułem, chciałbym życzyć w imieniu redakcji wszystkim Czytelnikom WOOFLi wielu sukcesów w nauce języków obcych, niekończącej się motywacji i szczęścia na nadchodzący czas roku 2016.


Podobne artykuły…

Angielski jako język globalny
Jak wiele można wynieść z polskiej szkoły, czyli mankamenty i problemy polskiej sceny edukacji językowej
O sławą objętych projektach (nie tylko) europejskich – Comenius, Erasmus i inne podróże językowe

O sławą objętych projektach (nie tylko) europejskich – Comenius, Erasmus i inne podróże językowe

comenius_logoCzy słyszeliście kiedyś o wymianach uczniów? Jeszcze do niedawna był to atrybut państw rzędu Francji, USA, Kanady czy Niemiec, jednak Polsce odległy. Od kiedy weszliśmy do Unii Europejskiej, zyskaliśmy wiele możliwości w tym sektorze. Jakie możliwości płyną z tego typu projektów? Czy warto wydawać pieniądze na podróże językowe?

Czym jest podróżowanie i czym są projekty edukacyjne?

Jak mówi definicja słownikowa, podróżowaniem nazywamy przemieszczenie się do jakiegoś określonego, odległego miejsca. Goniąc po świecie, podziwiamy piękne zabytki i poznajemy kultury, a co za tym idzie, możemy czerpać również wiele korzyści językowych.
Odkąd Polska wstąpiła do Unii Europejskiej (a minęło już od tego czasu jedenaście lat), powstało dużo projektów międzynarodowych, nawiązaliśmy współpracę z wieloma krajami (nie tylko europejskimi). Najpopularniejsze projekty, które powstały dzięki Unii Europejskiej to m.in.: Sokrates, Comenius i Erasmus.

Projekty edukacyjne w Polsce

Polska współpracuje z licznymi państwami w ramach projektów edukacyjnych, a korzyści które z nich płyną są obopólne. Niewątpliwie najważniejszym aspektem i zaletą tych działań jest ćwiczenie języka obcego. Jak wskazuje definicja języka, jest on kodem służącym nam do komunikacji werbalnej. Wszystkie języki opierają się na tych samych zasadach działania, a opisuje to schemat Jacobsona, który zamieszczam poniżej.

Funkcja i elementy języka przedstawione za pomocą schematu Jacobnsona
W dzisiejszych czasach doszło do pewnego rodzaju paradoksu, w którym poziom szkoły często przelicza   się na ilość prowadzonych projektów międzynarodowych oraz państw, które ze szkołą współpracują. Nie da się jednak ukryć, że nauka języka w ten sposób jest dużo atrakcyjniejsza oraz zazwyczaj przynosi lepsze efekty. Z własnego doświadczenia wiem (zarówno tego w nauczaniu, jak i tego w uczeniu się), że przełamywanie barier jest dla ludzi bardzo trudne, a sprawy dodatkowo nie ułatwia fakt, iż musimy porozumiewać się za pomocą obcej mowy. Zauważyłem, że wiele osób ma problem z mówieniem, ponieważ boją się że mogą być nie zrozumiane, że mogą popełnić błąd, co skonfunduje je jeszcze bardziej.
Wszystkim tym osobom mówię: „Drodzy bracia i siostry, uciśnięci w strachu przed mową nieojczystą – rozejrzyjcie się dokoła siebie!” Nikt z nas nie jest perfekcyjny, dlatego należy zauważyć, że wszyscy popełniamy błędy. Projekty tego typu wymagają od nas poziomu komunikatywności, zmuszają nas do kontaktu w obcym języku. W zamian dają nam możliwość poznawania nowej kultury, ludzi oraz jak zawsze polepszenia poziomu swojego języka. Niekiedy krótki pobyt za granicą (np. tydzień lub dwa), potrafi zastąpić długi okres nauki w szkole, a wynika to z tego że mamy kontakt z żywym językiem.

Projekty zagraniczne

Projekty zagraniczne cieszą się największą popularnością, co nie dziwi, gdyż są najatrakcyjniejszą formą nauki. Dwie szkoły w różnych częściach Europy nawiązują ze sobą współpracę, w ramach której odwiedzają siebie nawzajem, kooperują przy projekcie oraz zarządzają środkami, które przekazano im na ten cel. Fakt, iż projekty te są częściowo finansowane przez Unię Europejską sprawia, że za niewielką cenę możemy odwiedzić wiele krajów, nauczyć się wielu nowych rzeczy oraz poznać wspaniałych ludzi. Moja była szkoła (którą serdecznie pozdrawiam!) prowadziła kilka projektów równolegle, dzięki czemu miałem możliwość podróżować do kilku krajów Europy. Jednym z naszych projektów był wyjazd do Szwecji, do małej miejscowości o nazwie Rotebro, w gminie Sollentuna, w aglomeracji sztokholmskiej. Naszym najczęstszym środkiem transportu był autokar oraz prom, co jednocześnie pozwoliło nam na zwiedzenie innych miejsc. Sam projekt pokazał nam piękno Szwecji oraz pozwolił poznać ludzi, którzy tam żyją. W ramach zajęć oraz wycieczek prowadzonych na miejscu cały czas rozwijaliśmy się pod kątem języka. Niektórzy nawiązali długofalowe przyjaźnie, które trwają aż do dziś (a projekt zakończył się już prawie cztery lata temu). Aby zmniejszyć koszty oraz by czerpać większe korzyści z projektu, uczniowie zamieszkują w rodzinach goszczących. Zazwyczaj są to rodzice uczniów, których klasa przyjmuje grupę z zagranicy. Nie jest prawdą powszechne przekonanie, że gdy chce się jechać na taki projekt, następstwem jest obowiązek przyjęcia innej osoby, która przyjechała do nas. Nie ma takiego obowiązku, jednak jest to mile widziane, a muszę zaznaczyć, że tego typu aktywności należą do bardzo przyjemnych. Ludzie z różnych zakątków Europy otwarci na innych – to naprawdę wspaniałe doświadczenie, a to wszystko pod przykrywką nauki języka. Sam dwa razy przyjmowałem gości w swoim domu, oczywiście wymagało to ode mnie poświęcenia, ale zwróciło mi się (conajmniej!) dwukrotnie. Był to projekt Comenius, a po tym czasie UE nie przeznaczyła już więcej środków na jego kontynuację, za to rozpoczęła nowy – Erasmus+. Jest to inny projekt, ich założenia różnią się znacząco. Comenius oferował wymianę doświadczeń w nauczaniu, polepszenie jakości kadry, za to Erasmus+ proponował wspólną pracę np. w tworzeniu platformy e-learningowej, z której mogłoby korzystać wielu uczniów z obu krajów partnerskich. Daje on również możliwości rozwijania się uczniom, pozwala im pomagać w tworzeniu platformy, brać udział w konferencjach na ten temat itd. Moja szkoła podpisała tego typu projekt z  Grecją, z małą miejscowością w rejonie Wolos. Wspólnie z Grecją tworzymy platformę edukacyjną, dzięki której uczniowie mogą polepszać swoje umiejętności z wielu przedmiotów. Jedna z konferencji, która odbyła się w Grecji, dała uczniom możliwość bycia tłumaczami, co było niewątpliwie ciekawym doświadczeniem, dzięki któremu nauczyliśmy się trochę o pracy pedagoga i tłumacza. Sam projekt pozwolił nam też odpocząć i oderwać się od szarej rzeczywistości. Jednak myślę, że najciekawszym projektem, który nasza szkoła prowadzi, jest Peacepainting, sponsorowany przez granty EEA, które pozwalają na prowadzenie długofalowych działań w różnych dziedzinach nauki i sztuki. Projekt polega na wymianie z Norwegią oraz dosłownie „malowaniu dla pokoju”. Dzięki temu prowadzone są spotkania z artystami, profesorami wielu uniwersytetów oraz spotkania w wielu muzeach i miejscach sztuki. Głównym założeniem projektu jest fakt, iż każdy może tworzyć sztukę, taką jaką chce. Dzięki prowadzonych wymianach stworzyliśmy w Europie centralnej siatkę przyjaźni, podzieliliśmy się doświadczeniem oraz polepszyliśmy swoje kompetencje językowe.

Projekty wewnętrzne

Poza projektami zagranicznymi istnieją też projekty prowadzone w Polsce, w ramach których ludzie   z całej Europy przyjeżdżają jako wolontariusze, by nauczać języka angielskiego. Tego typu projekty zyskały łatkę „EuroWeeków”. Sam miałem okazję brać udział w tego typu przedsięwzięciu i muszę powiedzieć, że bardzo ciekawa forma nauki. Codziennie odbywają się zajęcia, na których poruszanych jest wiele zagadnień z dziedziny: psychologii, kultury, nauki, podróżowania. Zajęcia są w całości prowadzone po angielsku przez obcokrajowców, ponieważ zazwyczaj ci ludzie nie znają naszego języka ojczystego. Są to młode osoby, które potrafią przekazać informacje w przyjemny i zabawny sposób, są bardzo miłe i traktują swoich podopiecznych jak przyjaciół, co pozwala na przyjemne spędzenie czasu i naukę jednocześnie.

Résumé

Podsumowując, że użyję ulubionego metajęzykowego operatora zapowiadającego podsumowanie prof. Bralczyka, projekty tego typu przynoszą nam wiele korzyści związanych nie tylko z nauką języka. Nie twierdzę, że to jedyny skuteczny sposób nauki, ale jest to bardzo dobry wspomagacz. Nadmieniam też, że nikt nie polecił mi, ani nie zapłacił za to, że piszę tu o pewnych organizacjach. Piszę o nich, bo wykonują dobrą robotę, która służy ludziom. Z tego co wiem, podobnymi rzeczami zajmują się również inne fundacje (np. AIESEC) oraz biura podróży z całego kraju. Tego typu wycieczki można też zorganizować samodzielnie, co pozwala nam na dowolność w podejmowaniu decyzji. Osobiście wszystkim polecam takie projekty i przedsięwzięcia. Jak kiedyś powiedziała pewna mądra osoba – podróże kształcą i zmieniają nasz pogląd na świat, dlatego zachęcam wszystkich, w miarę swoich możliwości, do podróżowania i poznawania innych kultur i języków. Chętnie poczytam o doświadczeniach osób, które brały udział w tego typu działaniach, jeśli chcecie, to podzielcie się swoimi wrażeniami i wątpliwościami w komentarzach 😊.

A dla osób, które chciałyby poczytać troszkę o więcej o projekcie z Norwegią załączam kilka linków:

Polska strona projektu "Peacepainting"

Norweska strona projektu (nie tylko dla norweskojęzycznych)

Podobne artykuły:

Jeszcze o szkołach językowych

Co Polak może zaoferować światu? Wymiana nie tylko językowa

Szwedzie, porozmawiaj ze mną! Refleksje przedwyjazdowe

Jak wiele można wynieść z polskiej szkoły, czyli mankamenty i problemy polskiej sceny edukacji językowej

Angielski jako język globalny

Jak wiele można wynieść z polskiej szkoły, czyli mankamenty i problemy polskiej sceny edukacji językowej

telephoneCzy wciąż pamiętacie swoje lekcje języka angielskiego w szkole? A ilu z Was korzystało w tamtym okresie z korepetycji? Czy wpojony Wam (i nam) materiał oraz metody zastosowane podczas naszego nauczania rzeczywiście się sprawdzają? Czy w naszych polskich realiach nauka jakiegokolwiek języka obcego (nie tylko angielskiego) nie obejdzie się bez wspomagaczy?

Historia polskiego szkolnictwa językowego 

Od roku 1989 nauka języka angielskiego w polskich szkołach jest obowiązkowa, począwszy od szkoły podstawowej, aż do szkoły średniej, a czasem i wyższej. Polski system szkolnictwa przewiduje program, który ma (rzekomo) poprowadzić uczniów od poziomu zupełnie początkującego – A1 aż do poziomu średnio zaawansowanego (B1/B2, który można nazwać „etapem samodzielności”). Od tego planu są również inne wariacje, w zależności od wybranego profilu i grupy językowej na następnych etapach nauczania.

Aktualnie system edukacji w Polsce różni się zasadniczo od tego, który został ustanowiony po wojnie przez władze komunistyczne, wedle którego edukowana była spora część Polaków. Zasadnicza różnica to stworzenie w latach 90. podziału na średnią edukację niższą i wyższą – gimnazja i szkoły ponadgimnazjalne. Edukację podstawową dzielimy na 4 zasadnicze części: pierwsza w klasach 1-3 szkoły podstawowej, kiedy to dzieci uczą się podstawowych czynności potrzebnych do nauki i funkcjonowania w społeczeństwie, następnie drugi etap – klasy 4-6 szkoły podstawowej – wprowadzający uczniów w szersze pojęcie nauczanych przedmiotów, które są konieczne do dalszej nauki; ponieważ podstawówka trwa teraz 6 lat, stworzono osobny twór, czyli gimnazja dopełniające ośmioletni cykl znany z PRL-u z dodanym celowo jednym rokiem nauki, uczniowie nabywają wtedy wiedzę specjalistyczną z zakresu przerabianych przedmiotów. Ostatni, czwarty etap to 1-3 (lub 1-4) klasa szkoły ponadgimnazjalnej – i tak w liceum: przygotowujący do posiadania wiedzy akademickiej; technikum: połączenie wiedzy akademickiej z działaniami praktycznymi; zawodówce: głównie wiedzy praktycznej pozwalającej na rzetelne wykonywanie wybranego zawodu.

Specyfika okresu oraz przedmiotu

Mimo faktu, iż nauczanie języka angielskiego było obowiązkowe od upadku komunizmu w Polsce, nie wszyscy tego doświadczyli. Trzeba zaznaczyć, że w tamtych czasach było niewielu nauczycieli języka angielskiego w porównaniu do nauczycieli języka rosyjskiego. W efekcie nie wszyscy mieli możliwość nauki angielskiego jednocześnie z rokiem wejścia reformy edukacyjnej. Często zdarzało się, że uczniowie wcale nie mieli styczności z tym językiem, dopóki nie rozpoczęli edukacji średniej lub wyższej. Również z tego powodu do okolic roku 2006 w liceach i na uniwersytetach istniały grupy dla początkujących lub zaczynających naukę całkowicie od zera. Nie są to jednak informacje oficjalne, a jedynie wynik mojej dedukcji. Natomiast faktem jest, że takie grupy rzeczywiście istniały.

Uczniowie już z początkiem 4. klasy szkoły podstawowej mają wybór: iść do klasy z rozszerzonym programem, czy też nie; niejednokrotnie jest to twardy orzech do zgryzienia dla rodziców a powszechna opinia na temat tych klas ukazuje je jako lepsze i wyżej cenione. Oczywiście możliwości „wejścia” do takiej grupy nie mają wszystkie dzieci. W różnych szkołach różnie przyporządkowuje się uczniów do odpowiednich grup. Zazwyczaj na zakończenie 3. klasy piszą oni sprawdzian z ostatnich trzech lat nauki. Na jego podstawie (gdzie zazwyczaj za dolną granicę „zdawalności” uznaje się poziom około 40-50%)  decyduje się o przyporządkowaniu dzieci do odpowiednich klas. W przypadku gdy zdawalność jest wysoka a miejsca w klasach są, oczywiście, ograniczone, następnym krokiem jest odsiew uczniów o najwyższych ocenach końcoworocznych z tego przedmiotu. Często jednak  opinia o wyższości i wybitności tzw. klas angielskich nie mija się z prawdą. Klasy te poza rozszerzoną podstawą programową z języka obcego zwykły posiadać lepiej wykwalifikowanych i osiągających większe sukcesy nauczycieli. Wychowawcy tych klas, a są nimi zazwyczaj angliści, słyną z nieustannego pisania projektów unijnych, potocznie zwanych „Comeniusami”. Prestiż wycieczek zagranicznych, w których te klasy biorą najczęściej udział, jest elementem, niewątpliwie, najistotniejszym.

Edukacja podstawowa 

Przez pierwsze dwa etapy edukacji dzieci mają zasadniczy wpływ na ich przyszłe funkcjonowanie, bowiem w tym czasie nabywają wiedzę i umiejętności potrzebne do dalszej nauki. Po tak długim (bo 6-letnim) okresie nauki nabyte umiejętności należy ocenić. Dlatego specjaliści z Centralnej Komisji Egzaminacyjnej oraz Ministerstwa Edukacji Narodowej stworzyli sprawdzian szósto- i trzecioklasisty. Do roku 2014 szkołę podstawową kończono sprawdzianem szóstoklasisty, na który składał się materiał z takich przedmiotów jak: język polski, matematyka, historia i przyroda. Po tym czasie Centralna Komisja Egzaminacyjna do wspomnianego testu dołączyła również osobny arkusz            z języka angielskiego. Ta zmiana spowodowała gigantyczne problemy oraz zupełną zmianę techniki nauki języka obcego w szkole podstawowej. Od tego czasu uczniowie nie uczą się już po to, żeby umieć, ale po to, aby uzyskać jak najwyższe wyniki z testu. To przekształciło formę nauczania na przygotowanie do testu. Uczniowie nie są uczeni praktycznych umiejętności i wiedzy a jedynie teoretyki testu i jego wymagań. Są dosłownie instruowani „jak dobrze napisać test po szóstej klasie”. I tak od teraz nauka dzieci wygląda mniej-więcej następująco: „jeśli pytają się Was o X, to w lukę trzeba wpisać Y, tylko że Y to tak naprawdę X+, bo dodaliśmy końcówkę Z, która jest w ramce A”. Udzielanie tego typu instruktażu jest bardzo niepraktyczne i, co więcej, daremne. „Ale przecież do testu się trzeba przygotować!” – powie wielu rodziców. Owszem, ale nie w ten sposób. Uczenie jak dobrze zdać egzamin, w porównaniu z uczeniem twardej i rzetelnej wiedzy, przynosi zupełnie inne skutki. Prawdą jest, i zgadzam się z tym w pełni, że uczniów należy zapoznać z egzaminem, dokładnie wyjaśnić jego formę, funkcję i trudności z nim związane. Za to jeśli przykładowy uczeń nauczy się języka na poziome wymagań testu, i będzie nim się sprawnie posługiwał, to powinien zdać test śpiewająco.

Elementem, który poróżnia dwie wcześniej wspomniane grupy językowe, jest sposób nauczania. Podczas gdy uczniowie z niższym poziomem nauczania śpieszą się z materiałem, przygotowują się do pisania testu, to uczniowie z rozszerzeniem spokojnie i dokładnie przyswajają materiał, który przewyższa wymagania testu oraz przyswajają sobie wiedzę związaną z samym testem. Efektem tego podziału są dwa rodzaje uczniów: jedni z rzetelną wiedzą, dobrze napisanym testem i z dobrymi perspektywami na kontynuację nauki, zaś drudzy z brakiem dokładnej wiedzy i praktyki, dobrze lub średnio napisanym testem oraz nie za dobrymi perspektywami.

Szkoła średnia niższa 

Kończąc szkołę podstawową, w ten właśnie sposób dochodzimy do następnego etapu edukacji – edukacji średniej niższej, czyli gimnazjum. Tutaj podział następuje już tylko na podstawie programu ukończonego w poprzedniej szkole; ewentualnie uczniowie, którzy chcą dołączyć do „grona wybrańców” muszą napisać test, który stwierdzi, czy uczniowie przyswoili potrzebny materiał, czy też nie (sposoby oceny testu są bardzo zbliżone do oceny testu kwalifikującego po trzeciej klasie szkoły podstawowej). W tym miejscu muszę również pochwalić polski system edukacji za przepis mówiący o zakazie przenoszenia dzieci, które już rozpoczęły naukę języka do grup ją rozpoczynających, co pomaga zapobiegać uwstecznianiu się uczniów.
Podobnie jak w poprzednim stadium edukacji tutaj też nauka w gimnazjum zostaje zakończona sprawdzeniem umiejętności ucznia (co ważne i należy zaznaczyć, jest już egzaminem, a nie testem!), na które składa się materiał z następujących przedmiotów: język polski, matematyka, historia i społeczeństwo, przedmioty przyrodnicze oraz język obcy nowożytny (na poziomie podstawowym i rozszerzonym – oba poziomy są obowiązkowe dla wszystkich uczniów). Jak mówi mądre porzekadło –  „historia kołem się toczy”; tu właśnie zachodzi to zjawisko. Sześcioletni okres nauki języka obcego powinien pozostawiać przynajmniej słabe umiejętności u uczniów, ale jak pokazuje doświadczenie, w gimnazjum uczniowie nie tylko powtarzają przyswojony już wcześniej materiał (oczywiście w bardzo szybkim tempie), ale uczą się go od nowa (!). W międzyczasie uczniowie przyswajają sobie również wiedzę związaną z egzaminem i powtarzają materiał. A co z nowym materiałem? Nowa partia materiału wprowadzana jest dopiero po wdrożeniu uczniów w rok szkolny poprzez powtórzenie wiedzy zdobytej w roku ubiegłym. Usystematyzowanie materiału już przerobionego jest oczywiście ważnym elementem całej nauki, ale nie może się ono sprowadzać jedynie do ponownego uczenia tego, co już było. A ponieważ naukę rozpoczyna się od powtórki, nie ma wystarczająco dużo czasu, by powtórzyć nowo poznany materiał, co również skutkuje gorszymi wynikami. Jeszcze raz doświadczenie pokazuje, że uczniowie nie radzą sobie z nauką. Pozytywne zamierzenia i plany skutkują zazwyczaj uwstecznieniem, niżeli zauważalnym postępem. Pragnę jednak zaznaczyć, że ten wywód cały czas nawiązuje do klas korzystających jedynie z koniecznego minimum, którym jest podstawowy program nauczania. A co w tym czasie robi klasa z profilem rozszerzonym? Dzięki luksusowi i dogodności pięciu godzin tygodniowo (a czasami nawet sześciu, w zależności od tego, jak dyrektor zagospodaruje dodatkowe godziny) uczniowie dokładnie i powoli przyswajają materiał zawarty w programie, który zresztą ponownie przewyższa wymogi egzaminu. Po jego napisaniu widzimy dokładne takie samo zróżnicowanie, jak w przypadku szkoły podstawowej. Już na tym etapie nauki, według mnie, wyniki tych „dwóch grup” uczniów powinny być dla nauczycieli zastanawiające. Przecież uczniowie piszą te same testy i egzaminy – różnią się tylko liczbą godzin, które spędzili na nauce. Nauczyciele mówią uczniom z klas bez rozszerzenia, że muszą się douczać sami, self eduaction, bla, bla, bla – co też uczniowie robią, ale nie przynosi to zadowalających efektów zarówno dla uczniów, jak i rodziców.

Szkoła średnia wyższa 

Dochodzimy w końcu do ostatniego stadium edukacji podstawowej. W liceach, technikach i zawodówkach podział następuje tak jak w gimnazjum, ale dla uczniów, którzy wybierają profil, który nie zawiera rozszerzenia z języka obcego, nie ma litości – niestety muszą uczyć się bez rozszerzenia, co wcale nie pomaga. Dodatkową opcją są klasy dwujęzyczne (dotyczy to tylko liceów i nielicznych techników), w których znajomość języka musi być wysoka, żeby uczniowie mogli zrozumieć treść lekcji z wybranego rozszerzenia, które są nauczane dwujęzycznie.
W końcu dochodzimy do matury – egzaminu dojrzałości (językowej?). W liceum (albo szerzej – w szkole średniej) zaczyna się myślenie. Uczniowie, którzy chcą przygotować się do matury rozszerzonej lub dwujęzycznej z języka angielskiego, muszą zdecydować się i dostosowywać ilość poświęconego czasu danemu przedmiotowi, w tym angielskiemu. O ile szkoły niższe nie stosują najlepszych metod i wyniki nie są zachwycające, o tyle muszę przyznać, że szkoły średnie zazwyczaj radzą sobie z tym o wiele lepiej poprzez wyrównywanie poziomów i „douczanie” uczniów. Oczywiście, jak zawsze, mogłoby być lepiej, ale wciąż widoczny jest postęp, co budzi większe zaufanie do szkół tego szczebla. Na szczególną pochwałę, według mnie, zasługują szkoły z oddziałami dwujęzycznymi (np. z angielskim, niemieckim, rosyjskim jako drugim językiem wykładowym). Tam język nie jest już przedmiotem nauczania, lecz narzędziem (którym wcześniej był język ojczysty) do nauki różnych przedmiotów. Nie wszystkie przedmioty są nauczane bilingwalnie, ponieważ np. w przypadku matematyki lub fizyki byłoby to dość niepraktyczne (jednakowoż takie zjawisko ma miejsce), a personelu z odpowiednim wykształceniem również brakuje. W gorszych szkołach niestety nie wygląda to tak pięknie. W tym przypadku często spotykamy się ze znanym nam już zjawiskiem uczenia zdawania egzaminu, w tym przypadku matury. Liczba szkół z oddziałami dwujęzycznymi w Polsce nie jest duża, ale cieszą się one sporą popularnością i w większości dużych polskich miast licea oferują takie oddziały. Wszystkie szkoły średnie posiadają za to oddziały z rozszerzonym programem nauczania z języka obcego nowożytnego.

Kończąc już…

Reasumując cały wywód, uważam, że polska edukacja językowa wymaga korekty. Częściowo owa korekta realizuje się samoistnie dzięki szkołom średnim, które bardziej dbają o naukę języków obcych. Osoby, które są ambitne oraz które chcą lepiej poznać język, muszą, niestety, w polskich realiach po prostu „douczać się”. Nie twierdzę, że bez szkoły językowej czy też korepetycji nie można tego zrobić, ale wymaga to bardzo dużego wkładu pracy ucznia poza lekcjami, co wcale nie musiałoby być koniecznością dla uczniów, a ułatwieniem, dzięki któremu chociaż w niewielkim stopniu moglibyśmy zbliżyć się jeszcze bardziej do krajów Skandynawskich – niestety, najprawdopodobniej na jakiekolwiek zmiany i efekty będziemy musieli jeszcze poczekać przez jakiś czas. W tym kontekście sądzę, że należałoby sobie zadać pytanie: „Czy nauka języka w Polsce na poziomie podstawowym jest możliwa bez wspomagaczy? Co jeszcze należy zmienić?”
Dalszą dyskusję i rozważania oraz wspomnienia z tego okresu Waszego życia pozostawiam Wam, drodzy Czytelnicy – nie wstydźcie się wyrazić swojego zdania w komentarzu! 🙂