Przyswajanie języka, praca mózgu i zdolności językowe

Szwajcaria – językowa perła Europy

W dzisiejszym artykule chciałabym Wam przedstawić kraj, który od zawsze mnie intrygował właśnie ze względu na swoją nietypową sytuację językowo-polityczną. Mowa oczywiście o Szwajcarii – państwie, które utrzymuje swoją suwerenność jednocześnie będąc niesamowitą mieszanką kulturową. Myślę, że Szwajcaria będzie idealnym miejscem dla każdego językowego zapaleńca. To co, jedziemy?

Szwajcaria kojarzy się przede wszystkim z pieniędzmi, zegarkami i nartami. Trudno się z tym nie zgodzić, natomiast jest też perełką językową na tle Europy. W Szwajcarii obowiązują aż cztery języki urzędowe: niemiecki, francuski, włoski i retoromański. W kraju obowiązuje podział językowy, który został ustalony już w XVIII wieku. Poniżej znajduje się mapa:

Szwajcaria dzieli się na 24 kantony, z czego 19 kantonów należy do strefy niemieckojęzycznej. W 4 kantonach mieszkańcy porozumiewają się po francusku. Natomiast włoski jest językiem oficjalnym kantonu Ticino. W kantonie Gryzonia można usłyszeć także język retoromański. Sytuacja procentowa (dane z 2015 roku) prezentuje się następująco: (szwajcarsko-)niemiecki 63,9%, francuski 19,5%, włoski 6,6%, retoromański 0,5%, inne języki 9,5%.
Dialekt języka niemieckiego, który można usłyszeć w niemieckich kantonach to tak zwany Schwyzerdüstch. Jest to odmiana języka niemieckiego, gdzie oprócz innego akcentu występują też różnice leksykalne. Różnice mogą być na tyle duże, że czasem uniemożliwiają komunikację. Trudności w zrozumieniu się mogą mieć osoby mieszkające w Szwajcarii, ale w różnych kantonach. Warto podkreślić, że w szkołach nauczany jest niemiecki literacki „Hochdeutsch" po to, by takie sytuacje nie miały miejsca. Spójrzmy na przykłady w porównaniu z językiem zachodnich sąsiadów. W języku niemieckim zwrot „dzień dobry” to „guten Tag”. Natomiast w Szwajcarii, jeśli mówimy do jednej osoby, to możemy powiedzieć „gruetzi" lub „gruetzi wohl”. Jeśli jednak kierujemy te słowa do większej ilości osób, mówimy "gruetzi miteinander” coś w stylu „cześć wszystkim”. Podobnie ze zwrotem „dobry wieczór”, który po niemiecku brzmi „guten Abend”. Szwajcar powie „guten Abig”.

Podobnie jest z francuskim, który nazywany jest la suisse romande. Tak naprawdę nie ma wiele różnic pomiędzy językiem mówionym w Genewie a tym mówionym w Paryżu, ale proszę nie mówcie tego Francuzom, bo to ich bardzo obraża 🙂 Generalnie francuski szwajcarski uprościł sobie liczebniki. I tutaj otwarcie się przyznaje, że chętnie bym je zaadoptowała do języka Moliera. Od Lille po Marsylię wszyscy powinni używać tych pięknych słów. Objaśniam wszystkim nieznającym francuskiego – liczebniki to zło, przynajmniej dla mnie. Pomijając moje osobiste odczucia, po francusku siedemdziesiąt to „soixante-dix” (w dosłownym tłumaczeniu sześćdziesiąt-dziesięć). Natomiast Szwajcarzy uczynili język piękniejszym tworząc słowo „septante” czyli siedemdziesiąt. Proste, a cieszy. Podobnie z osiemdziesiąt „quatre-vingts” (cztery-dwadzieścia) to w Szwajcarii „huitante”. I oczywiście dziewięćdziesiąt „quatre-vingt-dix” (cztery-dwadzieścia-dziesięć) to „nonante”. Pozwolę sobie zacytować Adama Kristola z Uniwersytetu Neufchatel, który zapytany o różnice w tych językach odpowiedział:

„It’s the same dish but the spices are different.”

Jeśli chodzi o język włoski, to używa się go głównie w rejonie Ticino. Podobnie jak w innych kantonach tutaj też widoczne są wpływy z innych języków. Spójrzmy na stronę leksykalną – jeśli jesteśmy w restauracji i chcemy zamówić jakiś posiłek w standardowym włoskim używamy czasownika „ordinare”, ale gdy jesteśmy w Ticino mówimy „comandare”, pochodzi to od francuskiego czasownika zamawiać – „commander”- już ich lubię 🙂 Jeśli chcemy powiedzieć o zniżce używamy słowa „ribasso”, które jest podobne do niemieckiego rabatu, „der Rabatt”. Wloch użyłby tutaj słowa „sconto” (obniżka). Poza tymi różnicami występują również inne wariacje dotyczące końcówek lub rodzaju danego słowa. Osoba znająca włoski nie powinna mieć problemów z komunikacją w tym kantonie.

Czwartym językiem w Szwajcarii jest romansz. Pod tą nazwą kryje się pięć dialektów: Sursilvan, Sutsilvan, Surmiran, Puter i Vallader. Najbardziej rozpowszechnionym dialektem jest Sursilvan, którego używa się w zachodniej części regionu. Na drugim miejscu plasuje się Valader używany głównie na wschodzie. Sutsilvan jest dialektem, który posiada najmniejszą liczbę użytkowników. W 1982 roku weszła w życie oficjalna wersja języka znana jako Romansh Grishun. W języku romansz widać największe pokrewieństwo z językiem włoskim. Różnicą jest natomiast fakt, iż w przeciwieństwie do włoskiego, w języku romansz rzeczowniku rodzaju męskiego nie kończą się samogłoską. Mimo wszystko podobieństwo jest znaczne. We włoskim chleb to „pane”, natomiast w romansz „paun”. Podobnie ze słowem ściana – po włosku „muro”, w romansz „mir”. Niestety liczba osób posługujących się tym językiem maleje, dlatego też rząd w Szwajcarii wziął język romansz pod swoje skrzydła i stara się go pielęgnować. Powołano do życia specjalną organizację Lia Rumantscha, która ma na celu ochronę języka.

Językowy miszmasz w pigułce

  • Röschtigraben to termin, którym określa się wszelkie polityczno-językowe różnice między francuskojęzyczną, a niemieckojęzyczną częścią Szwajcarii.
  • Była kanclerz konfederacji Szwajcarskiej Corina Casanova posługuje się biegle między innymi językiem romansz.
  • W Szwajcarii większość produktów wyposażona jest w etykiety w trzech językach: niemieckim, francuskim i włoskim
  • W kantonach francuskich nauczanym językiem obcym jest niemiecki, a w niemieckich francuski. W Ticino językiem nauczanym w szkłach jest francuski. Natomiast w Gryzonii uczniowie wybierają spośród niemieckiego, francuskiego i romansz.
  • Poczucie przynależności do kantonu określa się mianem Kantönligeist. Niestety słowo to kojarzy się raczej negatywnie. Używa się go do podkreślenia faktu, iż każdy kanton ma swoją własną kulturę i historię.
  • Polentagraben – termin, który oznacza wszelkie różnice pomiędzy mieszkańcami niemieckojęzycznej części Szwajcarii, a mieszkańcami rejonów Ticino.
  • Drugim językiem obcym w szkole jest zazwyczaj język angielski.
  • Trzy kantony są oficjalnie dwujęzyczne: Fribourg, Berno i Valais. Językami urzędowymi są tam niemiecki i francuski.
  • Gryzonia to kanton, gdzie językami urzędowymi są niemiecki, włoski i romansz.
  • Języka romansz można posłuchać, klikając na audycję tutaj
  • Podstawowe zwroty w języku romansz:
    dzień dobry –
    bun di
    dobry wieczór –
    buna saira
    do zoabczenia –
    a pli tard
    do widzenia –
    a revair 
    jak się masz? –
    co vai? 
    dobrze –
    bain 
  • Istnieje zespół tworzący muzykę hip-hop w języku romansz – Liricas Analas – link do przesłuchania tutaj.

Nie wiem jak Wy, ale ja jestem zauroczona bogactwem językowym, kraju, który posiada siedem milionów mieszkańców. Warto podkreślić, że Szwajcaria jak mało który kraj, dba o dziedzictwo kulturowe nie tylko rodaków, ale też imigrantów, co przyczynia się do tworzenia tygla językowego w samym środku Europy. Zdecydowanie jest to jedno z tych miejsc, które muszę odwiedzić – kolejny punkt na mojej 'bucket list'. A co Wy o tym sądzicie? Ktoś się wybiera w tamte rejony? I czy jest to dla Was językowa inspiracja?

Horror w kinie bez seansu! Kto nam funduje koszmary w tytułach?

W internecie roi się od zestawień najbardziej żenujących/okropnych/nietrafionych tłumaczeń tytułów filmów. Jest to naprawdę fenomen, gdy idąc do kina wybieramy film, którego tytuł albo nie wyjaśnia niczego, albo zdradza całą fabułę. Jak to się dzieje? Za ostateczny tytuł filmu odpowiada dystrybutor. Jeśli decyduje się na kupno licencji od produkcji zagranicznej, to otrzymuje się również prawo do tłumaczenia tytułu filmu lub do zachowania oryginału. Wiadomo, że dystrybutor pragnie przede wszystkim zysku, więc dwoi się i troi, żeby polskiego widza zachęcić do kupna biletu na dany seans. Oczywiście raz wychodzi im to lepiej, a raz gorzej, czego efekty obserwujemy na filmowych plakatach. Tłumacz może jedynie zasugerować tłumaczenie, które by odzwierciedlało oryginalny tytuł. Jednakże pamiętajmy o tym, że to do dystrybutora należy ostatnie słowo.  

W związku z tym nic dziwnego, że mamy różne ‘kwiatki’ tłumaczeniowe, które jednych bawią, a innych smucą. Zaobserwowałam pewne trendy w tłumaczeniu polskich tytułów, wystarczyło ich na stworzenie kilku kategorii.

Kategoria nr 1: Polish Your English

W tej kategorii umieściłam tytuły, które są skonstruowane bardzo pokracznie. Sytuacja wygląda następująco: mamy angielski tytuł, który mówi nam tyle, ile mówi. Jednak zapobiegliwy dystrybutor dodaje nam polskie rozwinięcie, żebyśmy mieli jako takie pojęcie o czym dany film traktuje. Spójrzmy na przykład filmu „Sin City”. Dystrybutor i sztab marketingowców stwierdzili, że bilety się nie sprzedadzą, więc dorzucili coś, żeby lepiej brzmiało „Sin City: Miasto grzechu”. Kolejnym przykładem jest komedia z Willem Smithem: w oryginale „Hitch”, a dla polskich widzów „Hitch: Najlepszy doradca przeciętnego faceta”. Ponadto film o pingwinkach to „Happy Feet ”, natomiast w naszych kinach to już „Happy feet. Tupot małych stóp”. Klasyka kina akcji, czyli „Speed”, w Polsce prezentowany pod dumnym tytułem „Speed. Niebezpieczna szybkość”. Film z Melem Gibsonem „Braveheart” dostępny dla widzów znad Wisły jako „Braveheart: Waleczne serce”.

Kategoria nr 2: „Skazany” brzmi dobrze

Nie potrafię wyjaśnić fenomenu filmów, które w polskim tłumaczeniu dostają w gratisie przymiotnik „skazany” we wszystkich możliwych odmianach. Zacznijmy od  filmu, który zna każdy „The Shawshank Redemption”. Nie twierdzę, że jest to łatwy tytuł do tłumaczenia, bo „Shawshank Odkupienie” brzmi średnio. Pewnie można byłoby wymyślić coś lepszego niż wciskać tych nieszczęsnych skazanych. Jednak to dopiero początek. Kolejny przypadek kiepskiego tłumaczenia można dostrzec w filmie akcji z Jean-Claude Van Damme’m z 2003 roku. Oryginalny tytuł „In Hell” można byłoby przetłumaczyć jako „W piekle”. Nie wiem kto dodał tam nasz ulubiony przymiotnik, ale wcisnęli tam jeszcze „skazanego” i otrzymaliśmy „Skazany na piekło”. Ten sam rok, tym razem film w obsadzie z Morganem Freemanem „Levity” co można przetłumaczyć jako „Lekkomyślność”.  Ktoś stwierdził, że to się nie sprzeda, więc dorzucili oczywiście słowo „skazany”, żeby tytuł nabrał charakteru. Tym samym oglądaliśmy „Skazanego na wolność”.  Przykład serialowy z 2005 roku „Prison break” w Polsce stał się magicznie „Skazanym na śmierć”. Pora na coś aktualnego – film „Dalida” w oryginale o losach znanej piosenkarki pewnie by się nie przyjął tak dobrze solo. Chwila inwencji i tak powstała „Dalida. Skazana na miłość”. Czy to brzmi lepiej? Będę polemizować.

Kategoria nr 3: WTF?

Nazwa kategorii mówi sama za siebie. Ktoś miał gigantyczną wenę i przelał ją na tytuł filmu. Myślę, że tutaj przykładami możemy sypać jak z rękawa:

„Die Hard” – „Szklana pułapka” – Nikt nie przewidział, że będzie druga część, która idąc za ciosem nazywa się „Szklana pułapka 2”, choć ze szkłem nie ma nic wspólnego.
„Dirty Dancing” – „Wirujący Seks” – Dramat na całej linii.
„Reality bites” – „Orbiowanie bez cukru  – Może to ktoś jakoś logicznie wytłumaczyć?
„Hide and seek” – „Siła strachu” – Świetny film z Robertem de Niro, gdzie angielski tytuł oddaje świetnie jego koncept. Natomiast nasz polski tytuł ma się nijak do całej historii.
„Million dollar baby” – „Za wszelką cenę” – A szkoda, bo filmowe dzieło Clinta Eastwooda całkiem dobrze brzmiałoby też z oryginalnym tytułem.
„The hangover” – „Kac Vegas” – Niby gra słów jest do przełknięcia. Niestety nie przewidziano kontynuacji i zostaliśmy uraczeni tytułem w stylu „Kac Vegas w Bangkoku”.
„Fight club” – „Podziemny krąg” – Tytuł brzmi jak film o zlocie czarownic.
„My mom's new boyfriend” – „Centralne biuro uwodzenia” – Tutaj kogoś zupełnie poniosło na wyżyny kreatywności. A wystarczyło przetłumaczyć tylko angielski oryginał i byłoby dobrze.
„Southpaw” – „Do utraty sił” – Co jest złego w „Leworęcznym?”
„Whatever works” – „Co nas kręci, co nas podnieca ” – Dziwne do kwadratu.
„The Sting” – „Żądło” – Klasyk z Paulem Newmanem doczekał się niefortunnego tłumaczenia. Nie jest to bowiem jeden dzień z życia pszczelarza, a historia wielkiego przekrętu.
„Save the last dance” – „W rytmie hip-hopu” – Niby o tańcu, ale jednak nie to samo.
„Bandits” – „Włamanie na śniadanie” – Dlaczego nie zostawić oryginalnych „Bandytów”?

Z cyklu coś pozytywnego

Są też tytuły, które zostały przetłumaczone bardzo sprytnie i zgrabnie w moim mniemaniu. Pierwszym przykładem jest znana „Amelia”, czyli bardzo dobre skrócenie oryginalnego tytułu „Le fabuleux destin d'Amélie Poulain” („Niezwykłe losy Ameli Poulain”). Kolejny pozytyw dotyczy bajki animowanej polskiego „Sezonu na Misia”. Brzmi to w sam raz dla dzieci. Oryginalny tytuł, czyli „Open Season”, to w dosłownym tłumaczeniu „Sezon łowiecki”, który nie kojarzy się już tak niewinnie. I jeszcze wspomnę o „Rybkach z ferajny”, które brzmią dużo lepiej do oryginalnego „Shark Tale”. W tych przypadkach zmiana tytułu jest jak najbardziej pozytywna.

Z cyklu „stare, ale cieszy”

Jak brzmiałyby tytuły filmów, gdyby przetłumaczyć je na śląską gwarę? Oto moja subiektywna lista „the best of” 🙂

„The mission impossible” – „Szwagier, to je ciynżko sprawa”
„Gone with the wind” – „Pitło z luftem”
„Mamma mia!” – „Ło pierona!”
„Pretty woman” – „Gryfno dziołcha”
„Zapach kobiety” – „Jak wonio baba”
„Dirty Dancing” – „Tańcowanie we marasie”
„Quo Vadis?” – „Kaj leziesz?”
„Wzgórza mają oczy” – „Hołdy majom ślypia”
„Deja vu” – „Jo żech to już kajś widzioł”
„Star Wars” – „Kosmiczno haja”

PS. Tak dodam tylko, żeby nas trochę podnieść na duchu, że nasze tłumaczenia wybitne nie są, ale zdarzają się też gorsze przypadki. Film „Uwolnić orkę ” w Chinach był wyświetlany pod tytułem „Bardzo potężny wieloryb ucieka do nieba”. Hitem dla mnie jest wspomniany już film „Die Hard”, który na Węgrzech przetłumaczyli jako „Uczyń swoje życie drogim”. Kolejne części w Polsce to „Szklana pułapka 2” oraz „Szklana pułapka 3”. Natomiast na Węgrzech konsekwentnie „Twoje życie jest droższe” i „Życie jest zawsze drogie”.

Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Jak powinno przebiegać tłumaczenie tytułów filmowych? I czy tak naprawdę w XXI wieku jest konieczne? Może powinniśmy pozostać przy oryginalnych tytułach?Jeśli macie jakieś ciekawe przykłady, które pominęłam, to napiszcie je proszę w komentarzach.

Moja walka z wiatrakami – nauka francuskiego i hiszpańskiego

Język hiszpański jest bardzo łatwy? Otóż nie. Jak się przekonałam na własnej skórze, to wcale nie jest takie łatwe. Dzisiaj chcę się z Wami podzielić moją przygodą z kolejnym językiem: oto moja historia języka hiszpańskiego w pigułce.

Język hiszpański podobał mi się od zawsze. Zresztą który inny język brzmi tak cudnie w piosenkach? Oprócz włoskiego i francuskiego oczywiście. Poza tym, kiedy śpiewa Ricky Martin, to wszystko wydaje się takie melodyjne, proste, łatwe. To tak się tylko wydaje. W miarę uczenia się każdy język staje się trudny, nawet hiszpański! Jako nauczyciel angielskiego i francuskiego zawsze byłam zainteresowana zarówno kulturą, jak i językiem krajów hiszpańskojęzycznych. Wiedziałam, że pewnego dnia moja wiedza z francuskiego bardzo mi pomoże i opanuję hiszpański w dwa miesiące, tak jak obiecują w reklamach. Życie zweryfikowało moje ambitne plany i jeśli chodzi o pierwsze postanowienie, czyli naukę języka, to jak najbardziej się to udało, natomiast co do rezultatów nauki mam pewne zastrzeżenia.

Zacznę od tego, że założyłam, iż znajomość jednego języka romańskiego pomoże mi w nauce drugiego: skoro mam za sobą całą filologię romańską, powinno mi być łatwiej uczyć się kolejnego języka z tej samej rodziny. Nie wiem, dlaczego tak myślałam. Niestety tak łatwo to nie działa – potrzeba na to dużo więcej czasu, wysiłku i pracy.

Pierwszym zagadnieniem, które sprawiło mi trudność była fonetyka. Pewnie to zdanie brzmi niewiarygodnie, ktoś może sobie pomyśleć: "jak to? Fonetyka w hiszpańskim jest trudna?Przecież tam czyta się prawie każdą literkę, składa je w wyraz i tyle". I paradoksalnie to był dla mnie największy problem. Posługuję się francuskim na co dzień więc wszelkie odejście od tych reguł wymowy, które wpajano mi tyle lat powoduje ból mojego serca. Po francusku słowo to zbiór liter, w tym połowa jest niema. Po prostu tak jest. Spójrzcie na przykłady:

FR : les palmes (palmy) czyt. (le palm) – w tym przypadku rodzajnik liczby mnogiej czytamy jako le ponieważ -s na końcu zdania jest niemy. W rzeczowniku ostatnie – es też jest nieme.
ES : las palmas (palmy) czyt. (las palmas) – tutaj czytamy absolutnie KAŻDĄ literę.

Wyobraźcie sobie, co się działo w mojej głowie. Cytując klasyka – szok i niedowierzanie. Bardzo długo zajęło mi przestawienie się na ten rodzaj wymowy. Chociaż zdarza mi się jeszcze czytanie słów hiszpańskich w sposób francuski np. słowo que (ES : co?) czyt.(ke) czytam po francusku jako que (FR :co?) czyt.(kɘ). To mój klasyczny błąd, który powtarzam cały czas.

Moje kolejne zderzenie z rzeczywistością nastąpiło, kiedy poznałam zaimki dopełnienia. Tam też dzieją się dla mnie rzeczy niestworzone. Ale po kolei. Spójrzcie na przykłady poniżej:

Zaimki dopełnienia bliższego:

FR: J'achète une voiture. (Kupuję samochód) – Czasownik acheter (kupować) łączy się z dopełnieniem bliższym.
Je l'achète (Kupuję go). – La zastępuje nam dopełnienie bliższe, po to żeby uniknąć powtórzenia. W tym przykładzie widzimy tylko l' ponieważ występuje elizja (rodzajnik kończy się na samogłoskę LA i czasownik zaczyna się na samogłoskę ACHETER – w tym przypadku rodzajnik się skraca i łączy z czasownikiem apostrofem).

ES: Compro este coche. ( Kupuję ten samochód) – Czasownik comprar (kupować) łączy się z dopełnieniem bliższym.
Lo compro. (Kupuję go) – Tutaj dopełnienie bliższe jest zastępowane przez LO. Podobnie jak w przykładzie francuskim zaimek znajduje się przed rzeczownikiem.

To jest zupełnie jasne i nie ma tutaj wielu rozbieżności. Zobaczcie jednak, co się dzieje z zaimkami dopełnienia dalszego.

FR: Je vais envoyer les postales à toi. (Wyślę Ci pocztówki) – Mamy do czynienia z dopełnieniem dalszym, ponieważ czasownik wysyłać tego wymaga. Jego konstrukcja to envoyer quelquechose à quelqu'un – wysyłać coś komuś.
Je vais t'envoyer les postales. (Wyślę Ci pocztówki) – W tym przypadku dopełnienie dalsze zostaje zastąpione przez zaimek TE, który tak jak już wiecie, musi się skrócić do T' ponieważ wynika to z elizji. Miejsce zaimka jest przed czasownikiem.

ES: Mi hermano compra las flores a su mujer. (Mój brat kupuje kwiaty swojej żonie) – Czasownik kupować comprar wymaga dopełnienia dalszego w konstrukcji kupować coś komuś.
Mi hermano le compra las flores (Mój brat kupuje jej kwiaty) – W tym zdaniu wyrażenie "a su mujer" zostało zastąpione przez zaimek dopełnienia dalszego LE. Podobnie jak we francuskim miejsce zaimka jest przed czasownikiem.

ALE! Uwaga, tutaj zaczynają się hiszpańskie wyjątki, które tak ciężko mi wchodzą do głowy. Zaimek może znaleźć się za czasownikiem jeśli mamy do czynienia z bezokolicznikiem, trybem rozkazującym i gerundio. Tym sposobem w zdaniu możemy spotkać takie twory:

ES: Dímelo! – Powiedz mi to!
No quiero decírtelo – Nie chcę Ci tego powiedzieć.

Podczas gdy po francusku:

FR: Dis-le-moi! – Powiedz mi to! (zwróćcie uwagę na odwrotną kolejność zaimków)
Je ne veux pas vous le dire – Nie chcę Ci tego powiedzieć.

W języku hiszpańskim istnieje tendencja do przyklejania kolejnych zaimków za czasownik co powoduje, że słowo się coraz bardziej rozrasta. Niestety kłóci się to z moim francuskim sercem i bardzo często właśnie w temacie zaimków popełniam błędy.

Oczywiście istnieją też pewne obszary językowe, w których czuje się dużo pewniej po hiszpańsku, bo procentuje wiedza z francuskiego. Doskonałym przykładem jest tryb SUBJUNTIVO. Jest to tryb łączący, który nie występuje w języku polskim. Używa się go wtedy, gdy wyrażamy subiektywne opinie, nasze wrażenia, a także niepewność lub wątpliwość. Istnieją oczywiście listy wyrażeń, po których należy użyć trybu łączącego, ale dużo bardziej naturalnie przychodzi nam go użyć wtedy, gdy zaczynamy go rozumieć. Trzeba to po prostu poczuć i po setnym przykładzie wreszcie zrozumieć. Jako pierwszy poznałam subjonctif we francuskim i gdy spojrzałam na subjuntivo w hiszpańskim byłam bardzo zadowolona, bo wygląda to jak to bardzo podobnie. Zobaczmy przykłady:

FR: Je veux que tu saches que je pense à Toi. – Chcę, żebyś wiedziała że myślę o Tobie. Tryb subjonctif występuje w zdaniu po czasowniku vouloir. Czasownik savoir jest w trybie subjonctif, dla porównania spójrzcie na formę czasownika savoir w czasie teraźniejszym:
Pres:                Subj:

Je sais             Je sache
Tu sais             Tu saches
Il sait                 Il sache
Nous savons     Nous sachions
Vous savez       Vous sachiez
Ils savent           Ils sachent

ES : Quiero que me digas toda la verdad – Chcę, żebyś mi powiedział całą prawdę. Tryb subjuntivo również występuje po czasowniku chcieć – querer – wyraża czynność niezrealizowaną.

I dla porównania wyrażenia, po których występuje tryb łączący:

FR : pourvu que – oby, oby tylko
à condition que – pod warunkiem, że
pour que – aby
avant que – zanim
po que w trybie rozkazującym – Qu'il vienne ici! – Niech przyjdzie tutaj!
ES: ojalá – oby
a condición de que – pod warunkiem, że
para que – aby, żeby
con tal de que – pod warunkiem, że
po que w trybie rozkazującym – Que entre! – Niech wejdzie!

Jeśli chodzi o to zagadnienie gramatyczne, to zdecydowanie znajomość subjonctif w języku francuskim pomogła mi szybciej zrozumieć i nauczyć się tego trybu w języku hiszpańskim.

Co ze słownictwem? Jak myślicie, czy dużo łatwiej mi to wchodzi do głowy? Czasem słówka są niemal identyczne i znaczą to samo. Natomiast są takie, które mi się mylą non stop i używam ich zamiennie. To kolejny słaby punkt, nad którym muszę popracować. W ogóle mam wrażenie, że im więcej się uczę tym mniej wiem i muszę poświęcić jak najwięcej czasu, żeby naprawdę poznać hiszpański.

Jakie są Wasze doświadczenia w nauce wielu języków? Coś Wam pomogło? Może macie jakieś swoje sprawdzone metody, które zdałyby u mnie egzamin? 🙂

 

Podobał Ci się ten artykuł? Spójrz na artykuły o podobnej tematyce:

O łatwości języka hiszpańskiego

Czy język szwedzki jest trudny?

ESOKJ w teorii i praktyce

Portugalski i hiszpański naraz

Czy niemiecki jest trudny?

Oh la la! Mais oui!

Dzisiaj zapraszam Was do lektury mojego tekstu na temat języka Moliera. Jaki jest francuski? Myślę, że każdy ma swoje wyrobione zdanie. Dla jednych miły, przyjemny dla ucha, a dla pozostałych to niezrozumiały bełkot. Rzeczywiście jest to język, którego nauka wymaga sporo pracy szczególnie w kwestii fonetyki. I nawet jeśli poświęcimy godziny na ćwiczeniach po to, by w jednym słowie użyć 'o' otwartego, a w drugim 'o' zamkniętego wtedy dzieje się to – spotykamy native'a. I jak myślicie, co się dzieje? Otóż (przypadek z autopsji) pomimo tych lat poświęconych na studiowanie biblii romanistów, czyli Bescherelle'a, wracamy do punktu wyjścia: francuski to jednak bełkot. Podstawowe pytanie, które sobie zadajemy, to ale dlaczego? Znam czasowniki, przymiotniki, czasy, tryby, a mimo to, jego mowa wydaje mi się niejasna. I wtedy trzeba się wsłuchać w to, co on mówi i okazuje się, że większość jego wypowiedzi polega właśnie na „oh, ah. Niestety nie ma tego w słowniku i trzeba samemu dotrzeć do treści wypowiedzi z kontekstu.

Francuzi kochają wtrącenia! Po prostu tak mają. Wyobraźcie sobie sytuację na przykład na mieście, kiedy pytacie kogoś o drogę:

„- Excusez-moi pouvez-vous me dire ou se trouve la poste?
– Ah bon bah voila…à côté de la gare je pense hein”

„- Przepraszam Pana bardzo. Może mi Pan powiedzieć, gdzie znajduje się poczta?
– A tak hmm no więc otóż…. obok dworca, tak mi się wydaje prawda”

I teraz słyszycie taką wypowiedź, w której pierwsza część zdania nic nie wnosi. Żadnej treści, poza smaczkiem kulturowym. Bardzo często mówi się o takich rozmowach Francuzów, że są one jak gąbka, czyli dużo gadania, mało treści.

Spójrzmy na przykłady najczęściej używanych wtrąceń/wykrzyknień i sposoby ich użycia.

Bof! – używany szczególnie wtedy, kiedy coś nam się nie podoba, albo nie jesteśmy zainteresowani tematem rozmowy.

Ça y est! – bardzo często występuje na końcu wypowiedzi, żeby podkreślić np. skutek czegoś i zakończenie akcji.
„Tu sais, elle a acheté un lot et puis coché les chiffres, et elle a gagné. Ça y est!”
„Wiesz, ona kupiła los na loterii, skreśliła liczby i wygrała. Właśnie tak/Otóż to!”

Miam-miam! – używane przy jedzeniu aby podkreślić, że coś jest smaczne.

Aïe! Ouille! – stosuje się je zamiennie, żeby wzmocnić jakąś negatywną sytuację lub powiedzieć, że coś nas boli. Podobnie jak polskie „ała”.

Beurk! Berk! – używane, kiedy coś nam się absolutnie nie podoba. Takie nasze polskie „fuj”.

Ho! He! – używane często jako przerywniki w zdaniu. Tymi wykrzyknieniami możemy kogoś zawołać albo okazać nasz podziw. Bardzo przydatne.

Bon! – to nic innego jak przymiotnik, który oznacza „dobry” (Np. Bonjour – Dzień dobry). Francuzi używają go w 99% wypowiedzi po to, by coś podkreślić, zmienić temat, zacząć temat, wrócić do tematu. Na ogół nic nie wnosi do rozmowy, ale słyszy się go non stop.

Mais/Bah oui ! – „ależ tak!” Podobnie jak słówko wyżej, używany w każdym możliwym kontekście i miejscu w zdaniu (jeśli chodzi o wypowiedzi).

Oh la la – przeważnie używa się go, żeby wzmocnić zdziwienie lub zaskoczenie jakąś sytuacją.
„Oh la la je suis déjà en retard!”
„O la la, już jestem spóźniona!”

Bah/Ben!  – Skrótowa wersja wyrażenia „et bien” (i więc), której używa się, podobnie jak „Bon!” do wyrażania pełnego wachlarza emocji, od niewiedzy, aż po zaskoczenie. Bardzo francuskie!

„- Tu aimes les bonbons?
– Bah oui!”

„- Lubisz cukierki?
– Oczywiście, że tak!”

Hein! – to słowo klucz do zrozumienia Francuza. Używają tego w każdym możliwym zdaniu po to, żeby wyrazić zdziwienie, albo okazać niezrozumienie, albo po prostu dodają to na koniec zdania.

„Hein? Tu as dit quoi?”
„Elle viendra hein?”

„Co? Co powiedziałeś?”
„Ona przyjdzie, prawda?”

Pamiętajmy o tym, że język francuski jest bardzo bogaty w takie wykrzyknienia, natomiast nie muszą to być tylko takie pojedyncze wyrazy. Często są to też pełne wyrażenia, które używa się w wypowiedziach.

QUEL + rzeczownik – taka konstrukcja pojawia się bardzo często. Tutaj należy jednak uzgodnić rodzaj rzeczownika ze słowem pytającym, czyli na przykład:

„Quel génie!” – „Jaki geniusz!/ Co za geniusz!” (rodzaj męski rzeczownika więc używamy QUEL)

„Quelle folie!” – „Jakie szaleństwo/ Co za szaleństwo!” (rodzaj żeński rzeczownika więc używamy QUELLE)

C'est + przymiotnik – używa się do wydawania opinii o czymś. Bardzo często na końcu dodaje się jeszcze skrót od 'c'est' czyli 'ça' po to, żeby wzmocnić jeszcze bardziej naszą opinię.

„C'est mignon, ça!” – "To śliczne!”
„C'est beau, ça!”– "To bardzo ładne!”

Comme/ Que + c'est + przymiotnik – to nieco dłuższa forma poprzedniego wyrażenia, ale też bardzo często używana.

„Comme c'est beau!” –„Jakie to ładne!”
„Que c'est beau!” – „Jakie to ładne!”

I więcej przykładów z życia wziętych:

„Quelle horreur!” – „To straszne”
„Quelle chance!” – „Co za szczęście!"
„Comme c'est gentil à Toi!” – „To bardzo miłe z Twojej strony!”

Oraz typowe przykłady francuskiej mowy, które nie niosą z sobą żadnego sensu 🙂

„Oh bah oui mais bon”.

„Mais bon, voila quoi”.

„Bon bah voila”.

„Han mais hein?”

Warto również posłuchać sobie francuskiej muzyki i skupić się właśnie na wykrzyknieniach. Oto kilka przykładów wraz z linkami:

„Que tu es belle!„ – „Jakaś Ty piękna!" („Paroles, paroles" do posłuchania tutaj)
„C'est si bon!” – „Jak to dobrze!” („C'est si bon” do posłuchania tutaj)
„Quelle catastrophe oh oh!” – „Co za katastrofa!” („J'ai perdu ma carte orange” do posłuchania tutaj)

Mam nadzieję, że nie zniechęciłam Was tym tekstem do nauki francuskiego, a wręcz przeciwnie! Wiadomo, że język żyje na równi z kulturą danego kraju, dlatego dobrze znać upodobania językowe osób, dla których francuski jest językiem ojczystym. Chciałabym, żebyście byli tego świadomi i nie zniechęcali się do aktywnego słuchania.

Jakie są Wasze doświadczenia z innymi językami? Czy w innych kulturach wtrącenia są równie popularne? Jeśli macie ochotę, to zapraszam do podzielenia się tymi informacjami w komentarzach pod tekstem.

Korponacja

Dzisiaj podzielę się z Wami tekstem na temat, który jest dość kontrowersyjny. Panie i Panowie, porozmawiajmy o pracy w korporacji. Jedni się z tego śmieją, inni zwalniają się po okresie próbnym, a pozostali (tak jak ja) pracują w korpo (Mordorze lub Korpogułagu)  i żyją z tym faktem. Bez względu na to, czy Wasza praca wymaga większego myślenia, czy po prostu kopiujecie dane z jednego arkusza do drugiego, to w pewien sposób identyfikujecie się z Waszą korporacją. Między innymi poprzez język. Korpojęzyk, czyli specjalistyczny slang, którego używamy w biurze, może być niezrozumiały dla osób spoza branży. Ostatnio mój tata podsłuchał rozmowę z moim bratem (też korposzczurem) i zdziwiony był tym, że mówimy „Zrób to, ale wiesz asap”. Nie powiem, ile czasu zajęło mi tłumaczenie o co chodzi i że nie używam polskiego odpowiednika, bo jest za długi itd.

Zapraszam Was do świata asapów i dedlajnów!

Skąd się wzięła korpomowa? Wielkie zagraniczne korporacje, które mają swoje oddziały w naszym kraju, chcą, żeby wszyscy pracownicy byli w stanie się ze sobą porozumieć. W tym celu używają języka angielskiego, który jest najbardziej zrozumiały i rozpowszechniony. Ponadto język angielski jest dużo bardziej zaawansowany technologicznie od naszej polszczyzny, dlatego też trudno znaleźć polskie odpowiedniki angielskich słówek specjalistycznych. Proces zapożyczania angielskich słówek dla języka korporacji rozpoczęła branża IT, która potrzebowała zasobów językowych do komunikowania się z innymi pracownikami. Dużo łatwiej było je zapożyczyć, niż szukać polskiego ekwiwalentu. Poza tym, warto też wspomnieć o poczuciu przynależności do pewnej grupy społecznej, jaką jest dana branża. Język, którym posługują się osoby pracujące w korporacji, jest swoistą mieszanką polskiego i angielskiego, co więcej, słowa pochodzące z angielskiego podlegają zasadom koniugacji.

Poniżej  znajduje się mój subiektywny słownik korpomowy, w którym znajdują się kluczowe wyrażenia w pracy każdego korporacyjnego pracownika.

ASAP – (ang. as soon as possibile), czyli jak najszybciej. Gdy przychodzi mail z ASAPem, trzeba go potraktować priorytetowo. Oczywiście ASAPem może być nazwane wszystko. Co więcej, istnieją różne typy ASAPów: są takie, nad którymi pracuje się niezwłocznie, ale istnieją też i takie przypadki, że ASAP musi swoje odleżeć w skrzynce odbiorczej, zanim ktoś się nim zainteresuje.

DEADLINE – termin, data oddania projektu. Przeważnie pracuje się po to, żeby zdążyć przed deadlajnem. Często zdarza się tak, że zaległości się zbyt duże, żeby je nadrobić w regulaminowym czasie pracy i trzeba zostać po godzinach. Wtedy czeka nas tzw. crunch time.

MEETING – spotkanie. Chociaż polski odpowiednik został już zupełnie wyparty i korporacje przewidują tylko i wyłącznie meetingi w sprawach rozwoju czy kadrowych.

CALL –  konferencja telefoniczna. Może to być też wideo lub telekonferencja. Nikt nie mówi „Mam konferencję z klientem”, bo przeważnie mówi się tylko „Mam calla” albo „Jestem na callu”.

CASE –  konkretny przypadek, sprawa, projekt. Czasem zostajemy oddelegowani do pracy nad specjalnym casem, który wymaga od nas większego skupienia.

HOME OFFICE –  Biuro w domu, czyli praca w zaciszu własnego pokoju z laptopem. Praca zdalna jest bardzo popularna, można wykonywać obowiązki pracownika, siedząc w piżamie. Jeśli ma się home office na przykład w piątek i poniedziałek, to w pracy pojawiamy się de facto trzy dni w tygodniu.

FYI – (ang. For Your information), czyli dla Twojej wiadomości. Maile, które są oznaczone FYI (efłajajem – serio tak się mówi w korpo) czasem nie mają z Tobą nic wspólnego, bo dotyczą oddziału na drugim końcu Polski, ale miło wiedzieć, że w Bydgoszczy mają nowe miejsca parkingowe.

FW – (ang. forward), czyli prześlij dalej. Niezastąpiony przycisk w skrzynce odbiorczej pracownika korporacji. Często można usłyszeć „Jestem zajęta forwardowaniem maili”.

OPENSPACE – otwarte biuro, czyli nic innego jak komputery ustawione obok siebie oddzielone boxami. Na ogół openspace nie jest przedzielony ściankami, więc można usłyszeć, co mówią do siebie ludzie z innej części biura. Wiąże się to zazwyczaj  z wysokim poziomem hałasu w biurze: albo ludzie głodno rozmawiają między sobą, albo tak trzaskają w klawiaturę, że nie słychać własnych myśli.

KPI – (ang. key performance indicator) to nic innego jak wskaźnik efektywności. Każdy pracownik pracuje na własne kejpiaje, a te z kolei są składową kejpiaji dla całego zespołu. Mierzone cele różnią się w zależności od branży firmy. Mogą to być na przykład: ilość odebranych telefonów, rozwiązanych spraw czy podpisanych kontraktów.

WORKFLOW – podział pracy w ciągu danego dnia. Na spotkaniach (daily huddle) przeważnie menadżer albo team lider rozdziela dzienną dawkę pracy pomiędzy cały zespół. Czasem wysyła też maila z przypomnieniem, kto i kiedy ma się zająć konkretnym zadaniem.

TARGET – cel. W każdej korporacji przy ocenie pracownika są mu wyznaczane roczne lub półroczne cele, które musi osiągnąć. Na przykład poprawienie umiejętności komunikacji w zespole i podniesienie team spirit level. Chociaż już w reklamie target odnosi się raczej do potencjalnych odbiorców.

UPDATE – znaczy tyle co aktualizować, często używane w znaczeniu „być na bieżąco z czymś. Można powiedzieć: „Proszę Cię o update tego case'a co godzinę” czyli „Proszę Cię informuj mnie o stanie tej sprawy co godzinę”.

BACKUP – czyli wsparcie. Nie do końca chodzi tutaj o zapisywanie dodatkowej kopii danych. Bardziej jest to stosowane w kontekście osoby. Pracujesz nad projektem, ale mimo crunch time'u Twój goal się oddala, więc Twoim backupem będzie koleżanka X, która będzie Cię wspierać i/lub zastępować.

Przyznajcie się kto z Was ma za sobą przygodę z korpo? Albo jest w trakcie takiej pracy? Może znacie jakieś inne wyrażenia, które na stałe weszły do Waszego słownika branżowego?

Jak widzicie, mój artykuł już widnieje na stronie. Oznacza to, że osiągnęłam mój goal i zdążyłam przed dedlajnem, a to z kolei świadczy o jednym – dzisiaj czelendżuję czilałt!!!

Słowa, które są wyzwaniem dla tłumacza

Dzisiejszy artykuł chciałabym poświęcić pewnemu zjawisku językowemu, które dość często możemy spotkać podczas nauki. Mianowicie, tematem będą tak zwane „nieprzetłumaczalne słowa” (ang. untranslatable words). Na samym początku należałoby się zastanowić jak definiujemy słowa, których nie możemy przetłumaczyć? Oczywiście główny nacisk kładziemy tutaj na sens danego wyrazu. Tak naprawdę nie ma słów nieprzetłumaczalnych, ale istnieją słowa, które nie mają swojego odpowiednika w danym języku i wtedy używamy opisowej definicji, żeby wyjaśnić ich znaczenie. Zdarza się, że te wyrażenia w danym języku są ściśle powiązane z kulturą czy historią danego obszaru językowego. Ich znajomość pomaga nam też lepiej zrozumieć mentalność ludzi posługujących się tym językiem. Jeśli chcecie poznać moją subiektywna listę słów, które chętnie przygarnęłabym do języka polskiego, to zapraszam do lektury.

Pamiętam kiedy pierwszy raz spotkałam się z takim słowem. Byłam tłumaczem dla polskiej delegacji we Francji. W pewnym momencie ktoś się mnie zapytał czy nie czuję „dépaysement?” Jak się domyślacie, nie znałam tego słowa i zupełnie nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale gdy zapytałam się Francuzów co to znaczy to oni sami też nie potrafili mi dokładnie wytłumaczyć. Słowo dépaysement zawiera w sobie
pays (po polsku kraj). Wyrażenie to można przetłumaczyć jako poczucie tęsknoty za swoim krajem, ale też uczucie wyobcowania, alienacji, spowodowane obcym otoczeniem. Dlatego też, jeśli w tekście spotkamy ten wyraz, to nie będziemy w stanie oddać jego pełnego znaczenia w języku polskim używając jednego wyrazu, ale będziemy zmuszeni do wyjaśnienia opisowego.

Oto przykłady słów z różnych języków, które bardzo chętnie pożyczyłabym do naszego rodzimego języka.

  1. Abbiocco – włoski – czyli potrzeba snu po obfitym posiłku. Ilu z nas po obiedzie marzy tylko o drzemce? Abbiocco świetnie wpisuje się w rytm życia Włochów. Amerykanie nazywają to „food coma”.
  2. Komorebi – japoński – oznacza promienie światła przebłyskujące przez liście drzew. Może być użyte także do opisania jasnej poświaty widocznej szczególnie wtedy gdy woda paruje. Komorebi świetnie oddaje bliski związek języka z naturą.
  3. Tartle – szkocki – moment zawahania, kiedy musisz kogoś przedstawić, ale zapomniałeś jego imienia. Wtedy możesz spokojnie powiedzieć Pardon my tartle!”. Przydałoby się też u nas.
  4. Cafuné – portugalski (brazylijski) – czyli delikatne przebieganie dłońmi po włosach drugiej osoby lub też zatapianie palców we włosy. Brzmi niezwykle miło i relaksująco. Dotyczy nie tylko osób, ale również zwierząt domowych, podobnie jak termin chamego, który oznacza głaskanie, pieszczenie i pewną intymność.
  5. Pochemuchka – rosyjski – ktoś kto zadaje zbyt wiele pytań. Każdy z nas zna kogoś takiego.
  6. La douleur exquise – francuski – uczucie bólu, kiedy kogoś kochasz, ale wiesz że nigdy nie będziesz go mieć. Przymiotnik exquis ma dwa znaczenia. Może być tłumaczony jako „wyśmienity” lub „wyrafinowany”. Jednakże można doszukiwać się powiązań ze Starym Testamentem, gdzie exquis oznaczało pierwszy krok w stronę wolności.
  7. Litost – czeski – gdy niespodziewanie spotykasz osobę, które złamała Ci serce. Oto definicja słowa według Milana Kundery: „As for the meaning of this word, I have looked in vain in other languages for an equivalent, though I find it difficult to imagine how anyone can understand the human soul without it.”
  8. Yuánfèn – chiński – dwoje ludzi, którzy są sobie przeznaczeni. Chociaż Yuánfèn ma bardzo dużo znaczeń. Oryginalnie słowo Yuán oznacza los, natomiast Fèn można przetłumaczyć jako podział dwóch części. Yuánfèn można odnieść nie tylko do związku uczuciowego, ale również do partnerów biznesowych czy przekonań politycznych.
  9. Kara sevda – turecki – rodzaj ślepej miłości. Dosłownie tłumaczenie to „czarna miłość”. Może też oznaczać bardzo płomienne uczucie, przepełnione namiętnością.
  10. Koi No Yokan – japoński – kiedy spotykasz kogoś pierwszy raz i wiesz, że się w sobie zakochacie. Pochodzi od „miłości od pierwszego wejrzenia”, ale nie oznacza uczucia zakochania, tylko przekonanie, że ta miłość jest nieunikniona..
  11. Age-otori – japoński – wyglądać gorzej po ścięciu włosów. Adam Jacot de Bonoid, autor książki „The Meaning of Tingo”, nie jest pewien, czy to słowo jeszcze funkcjonuje w języku, ale jeśli już, to byłoby zaliczane do archaizmów.
  12. Tsundoku – japoński – kupić książkę i nigdy jej nie przeczytać. Oznacza też układanie nieprzeczytanych książek w stosy na pólkach czy szafkach.
  13. Verschlimmbessern – niemiecki – zdarza się wtedy, gdy próbujemy coś naprawić, ale jeszcze pogarszamy sprawę. Składa się z dwóch czasowników verbessern – polepszać i verschlimmern – pogarszać.
  14. Iktsuarpok – inuit – uczucie odosobnienia, które zmusza Cię do patrzenia cały czas przez okno, żeby zobaczyć czy nikt nie idzie. Iktsuarpok może być też używany w kontekście oczekiwania na maila czy wiadomości na Facebooku i ciągłego sprawdzania, czy już nadeszła.
  15. Bakku-shan – japoński – używany do opisania dziewczyny, która wydaje się ładna, ale widziana tylko z tyłu. Natomiast gdy się ją ogląda z przodu uznaje się ją za brzydką. Jest to podobne do amerykańskiego wyrażenia butter-face, czyli dziewczyny, która jest ładna za wyjątkiem twarzy.
  16. Hanyauku – rukwangali – chodzenie na palcach po rozgrzanym piasku. Język rukwangali należy do grupy języków Bantu i jest używany w Namibii.
  17. Culaccino – włoski – ślad zostawiony na stole przez wilgotną szklankę. Oprócz tego oznacza też końcówkę, ostatni kawałek czegoś np. salami lub chleba.
  18. Duende – hiszpański – tajemnicza siła zaklęta w dziele sztuki, która porusza człowieka. Uważane za jedno z najtrudniejszych hiszpańskich słów do przetłumaczenia. Bardzo często odnoszące się do flamenco. Pochodzi od słów dueño de casa – właściciel domu.
  19. L’appel du vide – francuski –  silna potrzeba skoku, która odzywa się w człowieku, gdy znajduje się on na przykład w wysokim budynku. Dosłownie można to przetłumaczyć jako „wołanie z przestrzeni”. Jeśli chcemy użyć tego wyrażenia w zdaniu musimy go połączyć z czasownikiem sentir (czuć): Je sens l’appel du vide.
  20. Saudade – portugalski – uczucie smutku i melancholii kojarzone z samotnością. Można czuć saudade w stosunku do kogoś, nawet jeśli wkrótce go zobaczymy albo do zjawiska lub zdarzenia, które nigdy nie miało miejsca. W Brazylii dzień saudade jest obchodzony trzydziestego stycznia.

Mam nadzieję, że moja subiektywna lista słów przypadła Wam do gustu. A może znacie jakieś inne untranslatable words, które warto byłoby mieć w ojczystym języku? Jeśli tak, to zachęcam Was do podzielenia się nimi w komentarzach.

Literatura francuska, czyli powieści ciąg dalszy

litfrancDzisiaj czas na kolejną porcję powieści francuskich, które są klasykami w kanonie literatury. To kontynuacja mojego zestawienia, poprzedni artykuł na ten temat możecie przeczytać tutaj. W takim razie zaczynajmy. Jakie książki szczególnie polecam?

"Czerwone i czarne" Stendhal

Klasyk nad klasykami. Powieść wydana w 1831 roku, jednak przez pewien czas była na liście ksiąg zakazanych ze względu na antyklerykalne poglądy. Głównym wątkiem powieści jest historia ubogiego chłopca Juliana Sorela, który marzy o karierze oficera. Jednak ze względu na sytuację polityczną jest to niemożliwe. Dlatego też Julian decyduje się zostać księdzem. Gdy udaje mu się dostać posadę guwernera u pewnej rodziny, uczucie do matki chłopców całkowicie go pochłania. Czy był szczęśliwy? Czy jego marzenia o zdobyciu rangi oficera się ziściły? Jego dalsze losy niech pozostaną zagadką dla tych, którzy jeszcze po "Czerwone i czarne" nie sięgnęli. Jest to powieść, w której na przykładzie jednostki, czytelnik ma okazję oglądać panoramę społeczeństwa i kronikę wydarzeń historycznych. Sytuacja Juliana była w dużej mierze zależna od sytuacji jego ojczyzny w tamtych czasach (czyli po upadku Napoleona i w czasie rządów Bourbonów). Dla tak wrażliwego chłopca jedyną ucieczką z prowincji był wybór pomiędzy armią a zakonem. Malownicze opisy, kontrast między prowincją a miastem to wszystko sprawia, że powieść czyta się jeszcze przyjemniej.

"Pani Bovary" G.Flaubert

[…] czyż może być coś milszego, jak siedzieć z książką wieczorem przy kominku, podczas gdy wiatr duje w szyby, a w pokoju pali się lampa?
[…]
Nie myśli się wówczas o niczym […] i tak mijają godziny. Nie ruszając się z miejsca człowiek przechadza się po krajach, które widzi oczyma duszy, i fantazja wplatając się w baśń igra ze szczegółami lub biegnie za głównym wątkiem. I zdaje się nam, że sami jesteśmy bohaterami tych opowieści, że pod ich szatą biją nasze serca.

W roku 1857 wydano powieść Flaubert'a "Pani Bovary". Powieść, w której główną rolę odgrywa kobieta, która nie wpisuje się w ówczesne normy społeczne, przekracza granie moralności i mentalnie żyje w innym świecie. Główna postać to Emma, która wychodząc za mąż za wdowca, staje się tytułową panią Bovary. Bohaterka od samego początku jest rozczarowana swoim życiem, mężem i losem. Nie szuka pozytywnych aspektów swojej sytuacji społecznej. Jej daleko idące wyobrażenia o cudownych romansach szybko legną w gruzach, gdy zmuszona jest przeżywać każdy dzień z tym samym mężczyzną. Sytuacja zmienia się, gdy Emma bierze udział w balu dla arystokratów. W tym momencie czytelnik obserwuje początek jej przemiany. Kolejne romanse, gigantyczne długi, zbytek i luksus oraz naiwny mąż, który wierzy w niekończące się kłamstwa. Emma nie potrafi się odnaleźć ani w roli matki, żony ani w roli kochanki. Wciąż goni za swoimi marzeniami, ideałami, o których tyle czytała. Żyjąc na niby, unieszczęśliwia siebie i swoich bliskich. Odsyłam Was do książki, żebyście poznali finał tej historii i przekonali się, czy Emma Bovary znalazła to, czego całe życie szukała.

"20000 mil podwodnej żeglugi" Juliusz Verne

Ten tytuł chyba każdemu obił się kiedyś o uszy. Powieść została wydana w 1870 roku i sklasyfikowana jako fantastyka naukowa. Ale nie tylko, jest to również powieść przygoda, gdzie opisy są bardzo plastyczne, a czytelnik oczyma wyobraźni podróżuje razem z kapitanem Nemo. Fabułą powieści są przygody wspomnianego kapitana, profesora i jego sługi oraz harpunnika, którzy przemierzają tytułowe 20000 mil pod wodą. Wizja spędzenia życia w łodzi podwodnej jest z jednej strony przerażająca, ale Verne pięknie nakreśla inny aspekt tej sytuacji – otóż żyjąc z dala od stałego lądu, człowiek nie musi dostosować się do praw obowiązujących na ziemi. Nie będę tutaj streszczać wszystkich perypetii, ale myślę, że jest to obowiązkowa pozycja dla każdego. Niemniej jednak, chciałabym zwrócić uwagę na bogaty dorobek Juliusza Verne'a. Oczywiście "20000…" to tylko jedna z wielu powieści przygodowych, która swoimi walorami wpisała się w gusta czytelników. Verne to prekursor gatunku science fiction, wizjoner, a jego opisy morskich głębin to absolutny fenomen. Za każdym razem, gdy sięgam po jego powieść, jestem pod wrażeniem zarówno jego talentu i lekkiego pióra, ale też niesamowitej wiedzy na temat biologii, zoologi czy geografii. Bardzo zachęcam do przeczytania innych powieści, z których mogę wyróżnić między innymi: "Tajemnicza wyspa", "Podróż do wnętrza Ziemi", "Piętnastoletni kapitan", "Gwiazda południa".

"Ojciec Goriot" Honoré de Balzac

"Ojciec Goriot" to jedna z powieści wchodząca w skład monumentalnego cyklu "Komedia ludzka". Napisana w 1935 roku, jest najbardziej znaną książką Balzaca. Losy ojca, który wychowuje córki posłużyły Balzac'owi za idealny przykład do zaprezentowania zepsucia francuskich wyższych sfer. Tytułowy Goriot kocha bezgranicznie swoje latorośle, ale czy taka miłość jest gwarantem dobrego wychowania? Otóż nie. Ważnymi postaciami są także kryminalista Vautrin i student Rastignac. Na nich też Paryż odciśnie swoje piętno. Balzac niezwykle skrupulatnie i pieczołowicie opisuje nawet drobne szczegóły, po to by nadać swojej powieści jeszcze bardziej realny wydźwięk. Książka jest dopracowana pod każdym względem, a obraz Paryża, jaki się z niej wyłania nie jest optymistyczny. Awans społeczny jest szczytem marzeń, gwarancją powodzenia i szczęśliwego życia. Dlatego też Rastignac decyduje się na wszystko po to tylko, by stać się jednym z tych wybrańców z wyżyn społecznych. Niezwykle mądra powieść, idealnie komponująca się w cały cykl, do którego przeczytania bardzo Was zachęcam.

Jeśli chodzi o klasykę powieści francuskiej to już skończyłam. Niestety nie jestem w stanie opisać Wam dokładnie wszystkich powieści, które są warte uwagi.

Myślę, że w niedalekiej przyszłości przedstawię Wam może inne zestawienie, tym razem współczesnych dzieł z różnych gatunków . Ale o tym niebawem 🙂

Mam nadzieję, że zachęciłam Was do sięgnięcia po wyżej wymienione powieści. Jeśli jesteście już po lekturze którejś z nich lub macie za sobą inną interesującą książkę to podzielcie się tym w komentarzach!!!


Zobacz także:
Francuskojęzyczne czasopisma – podróże, historia, nauka, kulinaria 
Literatura francuska – klasyka powieści, część 1
Francuskojęzyczne gazety, portale informacyjne oraz stacje radiowe

Literatura francuska – klasyka powieści, część 1

francuskalit

Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami moimi ulubionymi powieściami z literatury francuskiej. Każdy, kto wybrał studia filologiczne spotyka się z przedmiotem o nazwie literatura. Jedni bardzo go lubią, dla innych to strata czasu. Jeśli chodzi o moje zdanie w tej kwestii, to uważam, że nic tak bardzo nie zbliża nas do kultury danego kraju jak jego literatura. Właśnie w utworach poruszane są ważne kwestie społeczne i polityczne dla danego narodu, ponadto duży nacisk kładziony jest na wydarzenia historyczne. Szkoda, że wiele osób podchodzi do tego przedmiotu tak bardzo lekceważąco, bo jeszcze raz podkreślam, że język pisany to bogactwo informacji kulturowych. Oczywiście nie można nikogo do czytania zmusić, ale proszę, chociaż spróbujcie, i niech Was nie przeraża liczba stron.

Poniżej prezentuję Wam subiektywną listę powieści francuskich, które należą do grona moich ulubionych. Znajdziecie tutaj tytuły, które wpisują się w klasykę literatury. Zapraszam do lektury!

"Hrabia Monte Christo" (Le Comte de Monte Christo) Alexander Dumas

"Czekać i nie tracić nadziei!"

Powieść wydana początkowo w częściach w 1845 roku stała się najsłynniejszą powieścią Dumasa, tuż zaraz obok "Trzech Muszkieterów". "Hrabia…" to powieść przygodowa, której fabuła skupia się wokół zemsty głównego bohatera. W powieści pierwsze skrzypce gra Edmund Dantes, młody marynarz, który przybił do portu w Marsylii po to, by następnego dnia poślubić piękną Mercedes. Jego plany krzyżuje anonimowy donos, który zarzuca Dantes'owi bonapartyzm. Niewinny chłopak wplątany w sieć intryg i kłamstw zostaje uznany za winnego i skazany na lata więzienia w twierdzy d'If. Więzienne lata stają się bardziej znośne, gdy udaje mu się nawiązać kontakt z księdzem Farią, który zostaje jego mentorem. Razem próbują odkryć kto ponosi winę za nieszczęścia Edmunda. Dantes planuje zemstę.

Nie będę Wam zdradzać finału tej historii, pragnę jedynie zaznaczyć, jak misternie jest utkana sieć intryg. Każdym z bohaterów, który przykłada rękę do wtrącania Edmunda do celi, kierują inne motywy: odrzucona miłość, żądza pieniądza lub protekcja własnej rodziny. Podobnie jest z zemstą głównego bohatera: nic nie jest przypadkowe, Dantes planował wszystko dokładnie przez czternaście lat. Gdy mówimy o zemście, to dużo łatwiej byłoby gdyby Dantes po prostu odebrał życie tym, którzy na to zasłużyli. Ale on tego nie robi. Jego celem nie jest ich życie, sięga po środki, które będą w stanie zadać im największe cierpienie. On cierpiał w więziennej celi, teraz role się odwróciły.

Powieść o zdradzie, miłości, zemście i bólu, który nie pozwala zapomnieć dawnych krzywd. Na tle historii Napoleona autor tworzy historię o walce dobra ze złem oraz o zemście, która w miarę upływu lat przybiera na sile.

Czytając recenzje i opinie o tej powieści, znalazłam taką, która twierdziła, "że dziś już tak się nie pisze". Niestety to prawda. Nie znam powieści współczesnej napisanej z takim rozmachem. Fenomenalna, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, zachwyca wciąż mimo upływu lat.

Dumas rozsławił tą powieścią twierdzę d'If, gdzie aktualnie znajduje się muzeum, które można zwiedzać. Co więcej, w Marsylli można zorganizować sobie wycieczkę "Śladami Edmunda Dantes'a".

Powieść była wielokrotnie ekranizowana, z różnymi wariantami zakończenia, a także wystawiana na deskach teatru. Kto widział, a nie czytał, ten niech żałuje.

"Nędznicy" (Les Misérables) Victor Hugo

Pięciotomowe arcydzieło wydane w 1862 roku na zawsze wpisało Victora Hugo w kanon literatury światowej. Powieść "Nędznicy" określa się jako dzieło realistyczne z licznymi wątkami romantycznymi, przygodowymi czy eseistycznymi. Praca nad nią trwała dwadzieścia lat, a jego głównym celem było przedstawienie pełnej panoramy francuskiego społeczeństwa XIX wieku.

Bohaterem "Nędzników" jest Jean Valjean, mężczyzna, który za kradzież chleba został skazany na ciężkie galery. Jako były więzień jest odrzucany przez społeczeństwo, wtedy to z pomocą księdza udaje mu się wejść na drogę praworządności. Jego dalsze życie jest dalekie od przestępstw, Jean stara się pomagać biednym i potrzebującym. Składa przysięgę, że zajmie się wychowaniem Kozety, zyskuje szacunek i uznanie. Jednak nie jest mu dane zaznać bezpieczeństwa, ponieważ ściga bo bezwzględny inspektor. Losy Jeana oraz wszystkich postaci posłużyły autorowi jako przykład przemiany bohaterów. Według Hugo każda jednostka może zmienić swoje życie, wystarczy jedynie, że zaufa w pełni Bogu,a ten jest zawsze skory do pomocy.

Postać Jeana jest dla Francuzów tym, kim dla nas jest Pan Tadeusz. Dlatego też "Nędznicy" to obowiązkowa pozycja na liście każdej osoby zainteresowanej francuskim.

Fenomen powieści polega na przeplataniu się przeróżnych wątków, bogatej fabule i uniwersalnych wartościach. Niesłabnąca popularność przejawia się w ilości ekranizacji oraz ilości wystawianych sztuk. "Les Miserables" to najdłużej grany musical na londyńskim West Endzie. Warto zobaczyć także musical z 2012 roku, gdzie główną rolę gra Hugh Jackman. Produkcja zgarnęła trzy Oskary i trzy Złote Globy. Jeśli chcecie posłuchać pięknej ballady Fantyny kliknijcie tutaj, natomiast pieśń finałowa jest dostępna tutaj.

"Nana" (Nana) Emil Zola

Jeśli chodzi o "Nanę", to jest to dziewiątą powieść z cyklu Rougon-Macquartowie, na który składa się aż dwadzieścia powieści. "Nana" została wydana w 1880 roku jako powieść naturalistyczna opisująca portret francuskiego społeczeństwa. Główną bohaterką jest młoda dziewczyna, Anna, która występuje w roli Wenus w teatrze. Braki talentu aktorskiego nadrabia nagością, która jest szeroko komentowana w wyższych sferach. Takim oto sposobem Nana staje się rozchwytywaną kurtyzaną, której nie może zabraknąć na paryskich salonach. Niestety znajomość z nią wpływa negatywnie na mężczyzn, jest to kobieta destrukcyjna, która sprowadza nieszczęście na płeć męską. Los niestety ma dla niej inne plany…

Historia Nany to tak naprawdę metafora zepsucia wyższych sfer: Zola poprzez naturalistyczne podejście prezentuje brak moralności wśród elit.

Powieść jest naprawdę uniwersalna, biorąc pod uwagę fakt, iż jest to tylko niewielki wycinek portretu rodziny Rougon-Macquart, z całego serca Wam polecam ten oraz inne tomy. Mnie osobiście przypadł do gustu "Germinal", w którym to główną postacią jest brat Anny. Losy rodu są tak skomplikowane, że relacje między postaciami zostały przedstawione na specjalnej grafice.

 

To oczywiście tylko pierwsza część mojej listy, druga ukaże się niedługo.

Mam nadzieję, że udało mi się Was zapoznać z największymi powieściami francuskimi i być może choć odrobinę zachęcić do sięgnięcia po jedną z nich. A Wy macie swoje ulubione powieści? Śmiało, dzielcie się nimi w komentarzach!

Zobacz także…

Du cinéma! Przegląd komedii francuskich
Pierwsza książka w języku obcym
Francuskie brzmienia – część 6. W kręgu poetów przeklętych
Obca literatura dziecięca: dobre źródło nauki?
Jak czytać w języku, którego dobrze nie znamy?
Readlang, czyli jak okiełznać teksty
Hakowanie tekstów metodą LWT
Jak czytać i nie zwariować
Nauka języka bez podręcznika – część 2 – czytanie

Słownik, czyli narzędzie do zadań specjalnych

sSłownik od zawsze był, jest i będzie najlepszym przyjacielem każdego człowieka uczącego się języka obcego – prędzej czy później każdy do niego sięga. Podobnie jest z pracą tłumacza. Tłumacz nie jest w stanie zapamiętać wszystkiego, dlatego używa słownika. W obecnych czasach dostęp do słowników jest nieograniczony, spotkamy je w każdej księgarni bądź w sklepie internetowym. Ale czym się kierować przy wyborze słownika? Jaki wybrać? I w zasadzie po co nam słownik?

Czym jest słownik? Definicja słownika:

"Zbiór wyrazów ułożonych i opracowanych według pewnej zasady, zwykle objaśnianych pod względem znaczeniowym"

Warto wspomnieć, że istnieją różne typy słowników między innymi :

  • słownik ogólny – w którym znajdziemy interdyscyplinarne słownictwo
  • słownik monolingwiczny – gdzie znajduje się słownictwo w jednym języku
  • słownik specjalistyczny – w którym znajduje się język branżowy
  • słownik bilingwalny – gdzie prezentowane jest słownictwo w dwóch językach
  • słownik multilingwalny – w którym znajdziemy słownictwo w minimum trzech językach

Słownik na początek

Warto zaopatrzyć się w słownik na początku nauki języka. Po pierwsze, bardziej zmotywuje nas to do systematycznej pracy, ponieważ już zainwestowaliśmy pewną sumę pieniędzy. Po drugie, korzystania ze słownika też trzeba się nauczyć. Po trzecie, w jednym miejscu mamy całe słownictwo, dość często znajdują się tam również wyrażenia potoczne. Jako osoby początkujące nie zawsze mamy pewność co do pisowni danego słowa, dlatego też słownik przyjdzie nam z pomocą.IMG_20160815_150052

Słownik dla każdego

Pamiętajcie o tym, żeby wybrać słownik dobrze i mądrze, czyli nie sugerować się aktualną promocją, która pozwoli nam kupić słownik 15% taniej. Może się to skończyć tak, że trzytomowe opasłe książki będą spoczywać na naszej półce przez wieki. Słownik powinien być jak garnitur – szyty na miarę.  Oczywiście można szukać recenzji i opinii, należy jednak podchodzić do nich z dystansem. Inny słownik będzie potrzebny w pracy tłumacza konferencyjnego, a inny przyda się przed maturą. Wszelkie informacje w tym artykule potraktujcie więc jako sugestie, na co warto zwrócić uwagę.

IMG_20160815_150408

Co znajdziemy w słowniku?

Sięgając do słownika szukamy przede wszystkim znaczenia danego słowa. Oczywiście jeśli dane słowo ma wiele znaczeń, są one wyszczególnione z zachowaniem zasady, że najczęstsze użycie jest na pierwszym miejscu. Szukając wyrazu, automatycznie sprawdzimy też jego pisownię. Obok szukanego słowa znajdziemy także informację o tym, do jakiej części mowy się ono zalicza. Z całą pewnością będzie obecna także transkrypcja danego słowa w IPA (International Phonetic Alphabet), która pomoże nam zaznajomić się z poprawną wymową. Słowniki zawierają także informację na temat rejestru słowa – czy jest ono używane w obiegu formalnym, czy też codziennym. Ponadto słowniki prezentują też kolokacje, z jakimi występują słowa. Jest to bardzo przydatne w procesie nauki, gdyż wiemy dokładnie z jakimi innymi wyrazami można połączyć konkretne słowo, co pozwala uniknąć błędów. Bardziej rozbudowane słowniki posiadają antonimy i synonimy do danego hasła, o ile oczywiście takie w języku występują. Co więcej można trafić na słowo, które posiada inną formę w amerykańskim angielskim i brytyjskim angielskim – w słowniku będzie to również odnotowane odpowiednio jako AmE i BrE.

Wady i zalety słownika monolinguaIMG_20160815_150137l

Praca ze słownikiem jednojęzycznym jest specyficzna, ten rodzaj słownika posiada swoich zwolenników jak i przeciwników. Ja zaliczam się do grupy która uważa, że jest to jedne z najlepszych narzędzi do nauki języka obcego. Ale po kolei. Z pewnością wiele osób zadaje sobie pytanie: skoro nie znam tłumaczenia słowa table, to jakim cudem uda mi się go dowiedzieć uzyskując odpowiedź w tym samym języku? Tak, to prawda. Takie wątpliwości ma każdy, kto sięga po słownik jednojęzyczny. Oczywiście czasami można popaść w błędne koło np. szukam definicji jednego słowa, ale podczas jej czytania nie zrozumiałam innego, więc szukam kolejnej definicji. Niestety takie ryzyko zawsze istnieje, ale należy pamiętać, że twórcy słownika używają na tyle przystępnego słownictwa, że większość definicji powinna być jasna i zrozumiała. Jest to jeden z powodów, dlaczego ludzie nie używają słowników English – English. Pamiętajmy jednak, że to wszystko właśnie jest kwintesencją języka. Skoro nie mamy rzeczywistości językowej, której byśmy pragnęli, musimy sami sobie ją stworzyć. Dobrym krokiem jest więc używanie słowników jednojęzycznych. Nie wspomnę o całym mnóstwie antonimów i synonimów, które w ten sposób przyswoimy. Ja zdecydowanie polecam wszystkim razem i każdemu z osobna korzystanie z języków jednojęzycznych. Uwierzcie mi, to zaprocentuje.

Moje sugestie

Moimi wiodącymi językami są francuski i angielski, to one zajmują mi najwięcej czasu, dlatego też przetestowałam już kilka słowników. Oto moje wskazówki:

Le Petit Robert – biblia dla romanistów. Każdy go zna, każdy z niego korzystał. Według mnie, nie ma chyba lepszego opracowania. Kilkutomowy słownik (Le Grand Robert), który zawiera absolutnie wszystko, hasła są świetnie opisane, ciężko się tam zgubić. Klikając tutaj możecie przeczytać jego opis. Polecam dla osób średnio zaawansowanych. Jeśli chodzi o koszt, to wynosi on około 250 złotych w zależności od wydania i księgarni internetowej.

Longman Dictionary of English Language and Culture – dla mnie ideał. Słownik, który nie tylko ma fenomenalnie opisane hasła i przejrzyste definicje, ale jest również kompIMG_20160815_145823endium kulturowym w pigułce. Są tutaj odnośniki co do historii, kultury czy muzyki, znajdziemy hasła dotyczące Madonny oraz D'Artagnana. Co więcej, w słowniku są wkładki, na których znajdują się między innymi: mapa Zjednoczonego Królestwa, plan Londynu, znaczenie kolorów, święta w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych oraz opis sztuk Szekspira. Gdyby tego było mało, ten słownik posiada obrazki. Nie do każdego hasła oczywiście, ale są one bardzo dobrze wkomponowane w tekst, a co po niektóre – bardzo rozbudowane, jak na na przykład te przy słowach kitchen lub bike. Gorąco polecam nawet dla początkujących osób, gdyż to inwestycja na całe życie. Cena takiego słownika waha się w okolicach 130 złotych.

IMG_20160815_145844

Zachęcam Was do nabycia słownika w wersji papierowej, choć wiem, że istnieją już aplikację lub słowniki online, które w niczym nie ustępują tradycyjnym wydaniom. Jak to u Was wygląda? Czy korzystacie ze słownika podczas nauki języka? Korzystacie ze słowników tematycznych? Podzielcie się tym z nami w komentarzach!

Zobacz też…

Nie mam głowy do języków
Język obcy dla seniora
Automotywacja i potrzeba zmiany
Du cinéma! Przegląd komedii francuskich
Pierwsza książka w języku obcym

Język obcy? Tak, znam język elfów

conlang_flagKażdy język jest trudny i skomplikowany – co do tego nie ma żadnych wątpliwości. A teraz wyobraźmy sobie, że istnieją ludzie, którzy zostają wynajęci specjalnie do tego, żeby stworzyć język.  Nauka języka jest trudna, ale tworzenie go od podstaw? Wszelkie zasady gramatyczne, wymyślenie słów, kolokacji to ciężka praca. Istnieją jednak wybitni językoznawcy, którzy podejmują się takich wyzwań i przeważnie dzieje się to na potrzeby filmu czy serialu. Wysiłki przynoszą rezultaty i produkcja okazuje się hitem, a stworzony język może doczekać się nawet podręcznika – taki jest optymistyczny scenariusz. Zapraszam Was na subiektywny przegląd języków stworzonych na potrzeby dużego i małego ekranu.

Język potrzebny od zaraz

Reżyserowie osadzając akcję swoich filmów w innej galaktyce lub na drugim końcu świata często potrzebują języka, który wpisałby się w daną rzeczywistość. To zadanie głównie dla conlangera (constructor + language), osoby, która zajmuje się tworzeniem sztucznych języków. Istnieje Language Creation Society, które zrzesza językoznawców z całego świata. Ich flaga przedstawia Wieżę Babel na tle wschodzącego słońca. Więcej informacji o tym stowarzyszeniu znajdziecie tutaj.

„Star Trek

Historia-legenda, która zapisała się złotymi literami w świecie filmu. Na fenomen Star Treka składa się cykl sześciu seriali, dwunastu filmów oraz całe mnóstwo książek i komiksów, którstar treke podejmują tematykę międzygatunkowej unii planetarnej. W tym roku czeka nas także premiera trzynastej części z serii pod tytułem Star Trek: W nieznane." Jest to zdecydowanie największy kasowy przebój lat sześćdziesiątych, który pozostaje popularny aż do dzisiaj. To właśnie na cześć okrętu z tego filmu nazwano prototyp promu kosmicznego Enterprise. Co więcej, Quentin Tarantino wykorzystał cytat z filmu ("Revenge is a dish best served cold”) i wplótł go do swojego przeboju Kill Bil dodając, iż jest to klingońskie przysłowie. Tutaj dochodzimy do głównego tematu mojego artykułu. Skoro akcja filmu dzieje się w odległej galaktyce i biorą w niej udział istoty pozaziemskie, to przecież muszą one posługiwać się innym językiem niż ten, którego używają Ziemianie. Ale skąd wziąć język? Nie można go wyczarować, ale można go stworzyć. Tego wyzwania podjął się dr Marc Okrand, językoznawca z Uniwersytetu w Berkeley. Zgodnie z założeniem serialu język innych mieszkańców kosmosu różni się od tych znanych ludziom. Dr Okrand fenomenalnie stworzył język klingoński, który cieszy się niesłabnącą popularnością od lat. Klasyfikuje się go do języków artystycznych, określa mianem języka sztucznego. Na czym polega jego fenomen? Klingoński ma nietypowy szyk zdania – dopełnienie, orzeczenie i podmiot. Podobny szyk spotkamy też w języku Hixkaryana (tereny Amazonii) oraz w języku Guarijio (rdzenni mieszkańy Ameryki Północnej). Co więcej, klingoński posiada swój własny alfabet: piQaD. Istnieją podręczniki oraz aplikacje do nauki języka klingońskiego. Klingoński jest tak popularny, że została na niego przetłumaczona Biblia, a nawet dzieła Szekspira. W roku 2010 powstała pierwsza opera w języku klingońskim. Internet oferuje bardzo dużo możliwości dla osób chcących nauczyć się tego języka. Możecie się z nimi zapoznać klikając w: podcasty, Klingon Academy, słownikkurs dla początkujących.

„Avatar

Paul Frommer w 2009 roku utworzył język Na'avi, którym posługują się mieszkańcy Pandory w gigantycznej produkcji Jamesa Camerona pt. Avatar. To właśnie sam reżyser wymyślił pierwsze trzydzieści słów oraz nazwę języka, potrzebował jednak lingwisty, który opisałby gramatykę tak, aby aktorzy byli w stanie się tego nauczyć. Cameron wcześniej czytał podręcznik, którego współautorem był właśnie Frommer, jego wybór nie był więc przypadkowy. Frommer stanął przed trudnym zadaniem: musiał stworzyć język obcej rasy, który brzmiałby dość egzotycznie, ale przyjemnie dla ucha, co więcej fonetyka musiała być na tyle przystępna, by nie sprawiała kłopotu aktorom. Owoc jego czteroletniej pracy to język Na'avi, który posiada około 1500 słów. Na'vi składa się z dwudziestu spółgłosek, siedmiu samogłosek, czterech dyftongów i dwóch pseudosamogłosek – rr i ll. W języku Navi nie występują litery b, d, j i q. Szyk zdania jest dowolony, bez znaczenia, w którym miejscu znajdzie się orzeczenie Przykład w zdaniu angielskim I see you” w na'vi może być wyrażony tak : Oel ngati kameie / Ngati oel kameie /Oel kameie ngati.

Co więcej, czasownik w języku Navi odmienia się w różnych czasach, natomiast nie odmienia się przez osoby i nie ma liczby mnogiej. Wszelkie zmiany czasownikowe są wprowadzane przez infiksy. Obrazuje to poniższy przykład czasownika polować – hunt.

Tense only:
taron
‘hunt’
tìmaron
‘just now hunted’
tayaron
‘will hunt’
Aspect only:
teraron
‘be hunting’
tolaron
‘have hunted’
Both tense and aspect:
tìrmaron
‘was just now hunting’

Frommer zapytany o to czy jego język powtórzy sukces klingońskiego odpowiedział:

"There's a translation of Hamlet into Klingon (…) So if Na'vi ever achieved anything close to that, I'd be absolutely delighted." („Hamlet został przetłumaczony na klingoński(…) Więc jęsli Na'vi kiedykolwiek chociażby zbliży się do tego poziomu to będę zachwycony.”)

Chętnych do nauki Na'vi odsyłam na stronę twórcy języka, do aplikacji na androida i słownika Na'vi.

„Władca pierścieni

J.R.R. Tolkien był wybitnym językoznawcą, który stworzył około trzydziestu sztucznych języków. Prawda jest taka, że można by o nim i jego pracy napisać całą serię książek. Sam stworzył świat, w którym jego języki miałyby rację bytu. Tolkien tak wypowiadał się o stworzeniu Śródziemia:

Kiedy mówię, że moja długa książka jest próbą stworzenia świata, w którym forma języka miła mojemu osobistemu poczuciu estetyki mogłaby się wydawać rzeczywista, nikt mi nie wierzy. Ale to prawda. (…) Stworzenie sytuacji, w której powszechnie pozdrawiano by się słowami elen síla lúmenn' omentielmo, wymagało pewnego wysiłku (…) to sformułowanie powstało na długo przed napisaniem książki”.

elvishTolkien uczył się wielu języków, jego źródłem inspiracji były szczególnie język walijski i fiński. Skupię się głównie na najbardziej popularnym tolkienowskim języku, czyli quenya. Jest to język syntetyczny, w którym rzeczowniki odmieniają się przez liczby i przypadki, nie ma natomiast rodzaju gramatycznego. Szyk wyrazów jest dość dowolny, choć Tolkien sugerował iż powinien to być SVO (subject – verb – object). Do zapisu między innymi quenyi i sindarinu Tolkien stworzył system znaków nazwany tengwarem. Najbardziej popularnym przykładem tego zapisu jest inskrypcja na Pierścieniu, która wygląda następująco:

Ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul,
ash nazg thrakatulûk agh burzum-ishi krimpatul.

Jeden, by wszystkimi rządzić, jeden, by wszystkie odnaleźć,

 

Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać.

(tłumaczenie: Maria Skibniewska)
Minë Corma turië të ilyë, Minë Corma hirië të,

Minë Corma hostië të ilyë ar mordossë nutië të
Quenya

Osobom zainteresowanym polecam odwiedzić poniższe linki: kurs quenyi, słownik, lista dyskusyjna, podręcznik do nauki, program do zapisu w tengwarze. Dodatkowo: biografia Tolkiena, 10 rzeczy, których nie wiesz o Tolkienie, literatura Tolkiena.

„Gra o Tron

dothrakiPora na hit HBO, który bije rekordy popularności. Każdy, kto zna losy Matki Smoków, czyli Daenerys, wie doskonale iż była żoną Khala Drogo z ludu Dothraki. Na potrzeby serialu językoznawca David J. Peterson rozwinął język, który był tylko wspomniany przez George’a R.R. Martina w jego „Pieśni lodu i ognia”. Peterson przyznał, że inspiracją do tworzenia Dothraki były słowa wspomniane już w książce, natomiast wiele pomysłów zaczerpnął z języka rosyjskiego, tureckiego, estońskiego czy suahili. Opracował 300-stronicowy podręcznik z gramatyką i słownictwem, który liczy ponad trzy tysiące haseł. Sugerował się opisem ludu Dothraki, ich zwyczajami, stylem bycia. Jako nomadzi, którzy często podróżują, Dothraki nie mają języka pisanego. Peterson stworzył także obelgi. Jedna z nich to ifak”, czyli „piechur”. Uzasadnił to następująco:

„Lud Dothraki to jeźdźcy konni (…) Szanują tylko ludzi, którzy jeżdżą konno. Dlatego jeśli ktoś jest piechurem, nawet nie zwracają na niego uwagi.


Język Dothraki składa się z dwudziestu trzech spółgłosek, a także czterech samogłosek i czterech dyftongów. Typowy szyk zdania to SVO – tak jak w języku angielskim.
Przykładowe zdanie wraz z tłumaczeniem:

Nevakhi vekha ha maan: Rekke, m'aresakea norethi fitte.
[ˈn̪evaxi ˈvexa ha maˈan̪ ˈrekːe ˈmaɾesakea ˈn̪oɾeθi ˈfit̪ːe]
There is a place for him: There, with the short-haired cowards.

Zainterekubeksowanym polecam kliknąć w aplikację, słownik, podręcznik lub kurs Petersona.

Jakie jest Wasze zdanie na temat sztucznych języków? Czy są rzeczywiście potrzebne? Macie swoje ulubione ze świata filmu i seriali? Koniecznie podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach.

Automotywacja i potrzeba zmiany

W dzisiejszym artykule chciałabym podzielić się z Wami sposobami na motywację. Zacznijmy od początku – czym jest motywacja? Jest to wewnętrzna siła napędowa, która pozwala nam osiągać cele i iść do przodu. W kontekście nauki języka jest to motor naszych działań, bez którego nie zaczniemy, a co gorsze nie wytrwamy w naszym działaniu. Z pewnością wielu z Was zna, chociażby ze słyszenia, popularnych trenerów czy coachów takich jak Mateusz Grzesiak lub Miłosz Brzeziński. Takie osoby zajmują się motywacją, wygłaszają przemowy na forach i wydają książki, w których pomagają nam odkryć naszą wewnętrzną siłę. Skąd się wzięła ich popularność? Bardzo często w naszym życiu zawodowym czy osobistym osiągamy etap stagnacji, gdzie poziom motywacji spada. Zadaniem trenera jest przede wszystkim uświadomienie nam, jak wiele od nas zależy. Dlatego też ludzie chętnie korzystają z ich usług. A co powiecie na to, żeby zmotywować się samemu? Czy są sposoby, żeby wyznaczać sobie cele i ich dotrzymywać? Jak stanąć na wysokości zadania i mieć apetyt na więcej? Zapraszam do lektury.

Magiczne słowo na dziś – AUTOMOTYWACJA – klucz do naszych pragnień, marzeń i sukcesów. Motywacja sama w sobie jest bardzo złożonym zjawiskiem, natomiast dziś zamierzam przybliżyć Wam ideę automotywacji, która wcale nie jest taka trudna do wypracowania. Zacznijmy od definicji, według Marzena Jankowskiej i Beaty Wolfigiel autorek książki "Automotywacja odkryj w sobie siłę do działania":

Automotywacja nie jest czymś stałym i statycznym. Nie da się zrobić z niej zapasu. To dynamiczny proces, na który składa się wiele elementów koordynowanych przez Twoje centrum dowodzenia.

 

Początek procesu automotywacji można zaobserwować wtedy, gdy jako jednostka odczuwasz potrzebę zmiany zachowania. Nieważne czy jest to wykupienie karnetu na siłownię czy nauka nowego języka. Każda decyzja wymaga od Nas zmiany dotychczasowego zachowania. To trudny proces, podczas którego musimy zmienić swoje wieloletnie nawyki.

Podczas planowania zmiany kluczowe jest zadanie sobie kilku pytań:

  • Jaki jest Twój cel?
  • Czy jesteś gotowy zrobić absolutnie wszystko, żeby go osiągnąć?
  • Co w przypadku, gdy spotka Cię porażka? Jak sobie z nią poradzisz?
  • Jak będziesz kontrolować swoje emocje?
  • Jak będzie przebiegać Twoja zmiana? Etap po etapie.

Ludzie dzielą się na dwa typy : Ci którzy wierzą w to, że ludzie mogą się zmienić i Ci, którzy są przekonani o stałości ludzkiej natury. Ludzie, którzy uważają, że nie są w stanie się zmienić, mają duże kłopoty z motywacją. Ciężej im podjąć jakiekolwiek wyzwanie lub zdecydować się na nową inicjatywę.  Przykład: Ania narzeka na swoją pracę, mimo to od pięciu lat pracuje w tej samej firmie. Natomiast Kasi nie podobało się jej dotychczasowe zajęcie, więc postanowiła zmienić pracę. Sytuacja Ani jest bezpieczna, bo ma stałe zajęcie, jednak praca, którą wykonuje nie spełnia jej oczekiwań. Mimo to Ania nie chce zdecydować się na szukanie innej pracy. Kasia jest nastawiona na zmianę, jeśli coś jej nie odpowiada, zmienia swoje środowisko tak, by czuć się w nim komfortowo. A Ty do której grupy się zaliczasz? Moim zdaniem każdy z nas jest w pewnym stopniu elastyczny i potrafi dokonać zmiany w swoim życiu, proces ten jest uzależniony od wielu czynników, dlatego też u jednych osób przebiega dość sprawnie, natomiast u innych mogą występować dłuższe przerwy w realizacji celu.

Bardzo ważnym elementem automotywacji jest postrzeganie siebie samego. Ciężko się zmotywować, jeśli mówimy do siebie w myślach „Jaki jestem beznadziejny” albo „Nigdy się tego nie nauczę”. Pozytywne postrzeganie zmiany i jej efektów przyspiesza jej proces i pomaga Nam w chwilach zwątpienia. Warto nad tym popracować.

Dlaczego ludzie się zmieniają? Są dwa główne czynniki albo chcemy czegoś uniknąć (złej oceny, choroby, utraty znajomych), albo chcemy coś osiągnąć (zdać egzamin, zbudować relację, wzbogacić swoje CV). Tak większość z nas właśnie podchodzi do zmiany. Wybieramy sobie cel – załóżmy, że jest to opanowanie nowego języka na poziomie B1 w realnym przedziale czasowym, czyli cel, który jesteśmy w stanie osiągnąć. Bardzo ważne jest, żeby realizować swoje cele, pamiętając o sporządzeniu swojej własnej strategii. Zaczynamy etap po etapie opisywać nasz proces, jak chcielibyśmy, żeby wyglądał. Musimy skupić się też na narzędziach, które pomogą nam osiągnąć cel. Następną wartą wspomnienia czynnością jest przygotowanie swojego otoczenia na nadchodzącą zmianę. Reasumując, jeśli chcemy podjąć się nauki języka obcego, musimy zorganizować sobie ku temu sposobność (czas w grafiku, miejsce), zadbać o narzędzia (podręczniki, słowniki, korepetycje), pomyśleć o ewentualnym wykorzystaniu nabytych umiejętności (wyjazd za granicę, spotkanie ze znajomymi, rozmowa o pracę).

Trzeba wziąć pod uwagę, że na naszej drodze wystąpią pewne przeszkody, które mogą odwrócić naszą uwagę od głównego celu :

  • Jutro – Najgorszy z możliwych, ale znany każdemu syndrom „zrobię to jutro”. To, co przeszkadza Ci w działaniu, to Ty sam. Mówienie o zmianie (chwalenie się, że uczysz się języka arabskiego) to jeszcze nie działanie (nauka, czyli słuchanie, pisanie, czytanie itd.). Nie traktuj tego w kategoriach obowiązku, lecz możliwości do rozwoju. Zawsze można powiedzieć, że jest za późno, za wcześnie, za ciepło i za zimno. Nie ma jutro, zrób to dzisiaj.
  • Magia – Cudów nie ma niestety. Nikt się za Ciebie, ani za mnie, tego nie nauczy. Rozwiązanie jednego ćwiczenia z gramatyki też nie uczyni z Ciebie od razu geniusza. To długa praca, bądź na to przygotowany.
  • Bez wysiłku – Nic nie przychodzi bez pracy. Bez poświęcenia nie dotrzesz do celu. Nieważne czy chcesz zgubić parę kilogramów, skończyć studia podyplomowe czy mówić po japońsku, każdy cel wymaga ogromu poświęcenia.

Warto również zacytować autorki wymienionej wcześniej książki:

To, co otrzymujesz, osiągając swój cel, nie jest nawet w przybliżeniu tak ważne, jak to, czym się stajesz w procesie dążenia do niego.

Automotywacja nie istnieje bez determinacji.  Według Artura Wikiery autora książki "Alfabet Motywacji":

Determinacja to zdolność stawania do walki mimo porażek, zdolność podnoszenia się po ciosach.

Każdy może wypracować swoją automotywację, która pozwoli mu spełnić marzenia, rozwinąć skrzydła i stać się tym, kim zawsze chciał być. Podstawowym warunkiem w osiągnięciu sukcesu jest determinacja i skupienie się na głównym celu naszych działań. Nie wolno zapomnieć o pozytywnej postawie względem siebie samego, a także o tym, że porażki zdarzają się każdemu, należy je zaakceptować i iść do przodu.  Niezłomnej motywacji, opierającej się nawet największym pokusom sobie i Wam życzę!

Du cinéma! Przegląd komedii francuskich

Jako, że marzec jest miesiącem Frankofonii, tematem dzisiejszego artykułu będzie francuskie kino. Osobiście jestem fanką francuskich komedii, dlatego też pozwoliłam sobie podzielić się z Wami moimi ulubionymi, do których zawsze wracam. Mam nadzieję, że moje typy choć trochę przypadną Wam do gustu. Nie muszę chyba wspominać, że oglądanie filmów w oryginale (lub chociaż z napisami) to też świetna forma nauki języka. Kolejność prezentowanych filmów jest losowa. 🙂

 

Jeszcze dalej niż Północ” (2008)
Film, który pokochała cała Francja od Północy, aż do Południa. Nie jest nowością, że Francuzi śmieją się z Północy. Istnieje cała masa dowcipów i anegdot o tym jak się żyje w okolicach Lille czy Calais. Panuje tam syberyjski mróz, ludzie zajmują się polowaniem na niedźwiedzie, a ich akcent ani trochę nie przypomina   Dokładnie na takich stereotypach oparty jest film „Jeszcze dalej niż Północ”. Urzędnik z Marsylii zostaje oddelegowany do pracy na daleką północ. Jako typowy mieszkaniec Prowansji postrzega to jako zesłanie i zło konieczne. Wkrótce okazuje się, że nie warto wierzyć stereotypom. Genialne role Dany’ego Boon’a i Kad’a Merad’a rozbawią Was do łez. Zachęcam Was do oglądania i przekonania się jak wygląda życie na dalekiej Północy.  ZWIASTUN

 

„Nietykalni” 2011
Jeden z najlepszych filmów jakie widziałam. Historia dwóch skrajnie różnych osób schorowanego możnego człowieka i chłopaka, który dopiero co wyszedł z więzienia. Połączyła ich początkowo praca, później sympatia, która przerodziła się w przyjaźń. Jak to możliwe, że zbudowali taką silną więź? Film, który wyśmiewa wszelkie konwenanse społeczne i kulturowe. Kolejny raz Francuzi śmieją się ze stereotypów. Historia, która nie tylko bawi, ale też wzrusza. Omar Sy w roli niepokornego Drissa jest fenomenalny, a ta rola otworzyła mu drzwi do wielkiej kariery. Absolutny hit z cyklu must see ! ZWIASTUN

 

„Imię” 2012
Wydaje mi się, że jest to dość mało znany film, a szkoda! Historia jest dość niepozorna i banalna. Grupa znajomych spotyka się na kolacji, by poznać imię dziecka jednej z par. Gdy w końcu przyszły tata ogłasza swój wybór, nastaje niezręczna cisza. Sytuacja robi się coraz bardziej niewygodna, a kolejne tajemnice wychodzą na jaw.  Wszystko ma wyjątkowo lekką formę i jestem pewna, że też za to docenicie ten film. Jest to komedia w pełnej krasie, która urzeka swoją prostotą i przesłaniem. W roli taty zobaczycie Patricka Bruela, który świetnie prezentuje swój talent komediowy. Komedia dla każdego rodzica i nie tylko. ZWIASTUN

 

 

„Za jakie grzechy, dobry Boże?” 2014
Komedia z ikoną francuskiego kina Christianem Clavier w roli głowy rodziny. Film opowiada historię małżeństwa, którego córki poślubiły mężczyzn wyznających różne religie. Ostatnia nadzieja w najmłodszej córce, która oświadcza rodzicom, że chce wyjść za mąż. Ku ich uciesze jej wybrankiem jest katolik. Perypetie rodzinnych spotkań i niewygodnych rozmów przy stole. Mieszanka wybuchowa – kultur, religii i obyczajów ze ślubem w tle. Świetna komedia, która jest dowodem na to, że dla miłości nie istnieją żadne przeszkody. Półtorej godziny śmiechu gwarantowane. ZWIASTUN

 

„Rozumiemy się bez słów” 2014
Komedia o losach nastoletniej Pauli, która mieszka na prowincji ze swoją głuchoniemą rodziną. Dziewczyna postanawia wziąć udział w krajowych przesłuchaniach wokalnych. Paula jest przewodnikiem swoich rodziców, zajmuje się zakupami i kontaktem ze światem zewnętrznym. Jak więc wytłumaczyć nie słyszącym rodzicom, że jej pasją jest śpiew? Bardzo wzruszające i zabawne perypetie rodziny, która musi odnaleźć się w nowej sytuacji. Całość filmu dopełnia piękny głos Louany Emera, która jest znana z francuskiego talent show. Gorąco polecam! ZWIASTUN

 

 

„Samba” 2014
Losy Samby (w tej roli kapitany Omar Sy), któremu grozi deportacja. Pomaga mu Alice, która chce diametralnie zmienić swoje życie. Czy uda jej się ocalić Sambę przed powrotem do Senegalu? Reżyser podejmuje bardzo trudny temat – blaski i cienie życia imigrantów w Paryżu. Trudny słodko-gorzki temat. Mimo to, film bawi i wzrusza, a przede wszystkim uczy podejścia do drugiego człowieka. Pokochacie Sambę! ZWIASTUN

 

„Przychodzi facet do lekarza” 2014
Następny film z duetem Boon – Merad w rolach głównych. Nieznośny pacjent wykrywa u siebie wciąż nowe choroby, a swoimi odkryciami zadręcza swojego lekarza. Hipochondryk musi przezwyciężyć swoje fobie, gdy podaje się za walczącego buntownika. Komedia o losach uchodźców, wolontariuszach i Victorze Hugo. Polecam serdecznie! ZWIASTUN

Tak właśnie prezentuje się moja lista, jak możecie zauważyć są to głównie nowe produkcje, co nie znaczy, że nie lubię kultowych filmów. Jestem wielką fanką talentu Luis de Funès dlatego też zachęcam do sięgnięcia po filmy z jego udziałem. Od kultowego „Żandarma” po „Kapuśniaczek” i „Zwariowany weekend”. Z pewnością każdy z Was też kojarzy nieśmiertelnych „Asterixa i Obelixa”, którzy jako super silni Galowie ratują świat. Poza tym zdecydowanie trzeba oglądnąć „Taxi”, „Goście, goście”, „RRRRRrrr”, „Amelię”. Mogę dorzucić jeszcze kilka tytułów z Dany Boon’em : „Wyszłam za mąż, zaraz wracam” lub „Nic do oclenia”.  I nie mogłabym zapomnieć o robiącym furorę „Mikołajku”, który staje się u nas coraz bardziej popularny.

A Wy macie swoje ulubione filmy? Czy znajdują się na Waszej liście francuskie produkcje? A może nie jesteście pasjonatami francuskiego kina? Czekam na Wasze odpowiedzi!


 

Zobacz także…

Hiszpańskie filmy, które łatwo przeoczyć
Jak oglądać telenowele i nie zwariować?
Francuskie brzmienia: Dernière Volonté
Francuski w Kanadzie – prowincja Manitoba i język mitchif
Francuski w Québecu – jak zrozumieć Kanadyjczyka?