Przedszkola kształcą poliglotów

W życiu każdego rodzica przychodzi taki czas, kiedy jego pociecha pierwszy raz idzie do przedszkola. Niezależnie od tego, jak trudny jest to moment dla dziecka, to rodzic decyduje o tym, jakie przedszkole wybrać dla malucha. Oczywiście wybór podstawowy dotyczy tego, czy dziecko będzie uczęszczało do państwowego, czy do prywatnego przedszkola. Jednak każda placówka posiada w swojej ofercie zajęcia dodatkowe, które tak interesują rodziców. Najczęstszym pytaniem o dodatkowe zajęcia jest pytanie o języki obce. Oczywiście rytmika, zajęcia plastyczne, zumba, aikido też są atrakcyjne dla dzieci, aczkolwiek to właśnie języki obce są głównym tematem zainteresowań rodzica. Język angielski uważany jest za standard, to coś, czego się po prostu wymaga w placówkach. Natomiast coraz częściej można spotkać przedszkola, które albo nauczają wielu języków obcych, albo deklarują się jako dwujęzyczne bądź językowe. Przyjrzyjmy się temu bliżej.

Zgodnie z nowelizacją podstawy programowej od 1 września 2015 język obcy jest obowiązkowy dla wszystkich pięciolatków. Natomiast od września 2017 już trzy- i czterolatki będą musiały uczyć się języka obcego. Ta nowelizacja stawia Polskę w czołówce europejskiej, ponieważ tylko dwa inne kraje mają uregulowany prawnie tak wczesny obowiązek nauki języka obcego. Pierwszym z nich jest Hiszpania, gdzie w większości wspólnot autonomicznych (10 na 17) nauka języka obcego rozpoczyna się w wieku lat trzech. Drugim krajem jest Belgia, ale tylko jej region niemiecki, gdzie językiem obcym obowiązkowym jest francuski.

Trzylatek na lekcji języka obcego to naprawdę nie lada gratka. Spróbujmy po trosze przedstawić portret takiego malucha. Jak takie dziecko się uczy i jak odnajduje się na lekcji języka angielskiego?  Dziecko trzyletnie dość słabo kontroluje własną uwagę. Jeśli się skupia, to nie na dłużej niż parę minut, szybko się nudzi, bardzo często się rozprasza. Maluch potrafi świetnie naśladować dźwięki, co w przypadku nauki języka obcego pozwala mu dość szybko przyswoić sobie melodię języka. Jego aparat mowy dopiero się kształtuje, więc istotne jest zwracanie uwagi na poprawną wymowę, zarówno w języku obcym, jak i ojczystym. Należy dodać, że poziom rozumienia jest zawsze wyższy niż poziom mówienia. Inną ważną kwestią jest rozwój społeczny, bowiem trzylatek silnie rozwija poczucie własnego ‘ja’ oraz neguje wszelkie polecenia osoby dorosłej. Kolejnym aspektem, o którym nie wolno zapominać, jest silna potrzeba ruchu u przedszkolaka, wszelkie zajęcia siedzące bez animacji ruchowej wydają się dla malucha nieatrakcyjne. Najważniejszą cechą trzylatka jest potrzeba zabawy, dlatego też powinna być ona kluczem dla nauczyciela podczas układania zajęć z języka obcego w przedszkolu.

Jak przeprowadzić lekcję angielskiego w grupie trzylatków? Przede wszystkim należy skupić się na tym, by były to ćwiczenia wykorzystujące wszelkie bodźce. Czas ćwiczeń powinien być odpowiednio krótki, tak by płynnie przejść z jednego zajęcia do drugiego. Nawet jeśli nie stanowi to spójnie logicznej całości, to warto pamiętać o różnorodności zajęć. Może się zdarzyć, że dziecko jest nieśmiałe bądź niechętne do współpracy (nie chce skakać lub bawić się w kółeczku), należy wtedy pozwolić dziecku tylko się przyglądać. Niektóre dzieci potrzebują więcej czasu, aby się otworzyć na współpracę z rówieśnikami.

Nauczanie języka obcego wśród takich maluszków rządzi się swoimi prawami – oto kilka wskazówek jak prowadzić zajęcia :

  • Jeśli opowiadasz o jakiejś czynności, pokazuj ją – dzieci myślą bardzo sytuacyjnie, warto to wykorzystać, więc gdy mówisz o skakaniu czy tańczeniu, od razu to zaprezentuj dzieciakom.
  • Dokładnie pilnuj czasu danej aktywności – nawet jeśli przewidziałaś na nią dwa razy więcej czasu, ale widzisz brak zainteresowania dzieci, to szybko przejdź do następnej.
  • Korzystaj z piosenek, rymowanek i wierszyków – dzieci uwielbiają śpiewanie i nawet jeśli nie brzmi to jak angielski, to i tak mają świetną frajdę.
  • Krótkie kreskówki w języku obcym są dobrym pomysłem na urozmaicenie lekcji, ale pamiętaj o tym, by dziecko nie siedziało przed telewizorem dłużej niż kilkanaście minut dziennie.
  • Słuchanie i opowiadanie bajek z żywą gestykulacją z pewnością zaciekawi dzieci i zachęci do włączenia się w naukę.
  • Warto też wprowadzać jak najwięcej gier i zabaw, gdzie dzieci mają okazję do trzymania się za rączki i przebywania w kółku, to bardzo ważne, bo dzieci głównie naśladują.
  • Czytanie na głos bajek w języku obcym i oglądanie kolorowych książek będzie dla dzieci interesujące.
  • Dobrym pomysłem jest wprowadzenie pewnych stałych elementów do zajęć, jak na przykład używanie maskotki. Czy będzie to Żabka Monique na zajęciach z francuskiego, czy Miś Teddy na angielskim, z pewnością dzieci będą mieć nowego przyjaciela. Ważne jest też pamiętanie o witaniu i żegnaniu się z maskotką, która jest prawą ręką nauczyciela 😉
  • Ćwiczenia w parach lub grupach są dobrym rozwiązaniem raczej dla starszych dzieci, trzylatki mogą sobie z nimi nie radzić.
  • Zajęcia będą bardziej atrakcyjne, gdy wykorzystasz kolorowe plansze, brystole i plakaty, które dzieci będą mogły dotknąć.
  • Bądź ostoją cierpliwości.

 

Oczywiście każdy nauczyciel musi zachować uśmiech na twarzy, być pełen pozytywnej energii i razem z dziećmi uczestniczyć we wszystkich zabawach. Jego rola  jest kluczowa  – musi inspirować i nauczać, ale też bawić się, skakać, żartować. Potrzebny jest tutaj z pewnością dystans do siebie i talent aktorski.

Bardzo ważnym elementem jest również to, czego nauczyciel nie powinien robić, ucząc maluszki. Przede wszystkim nie powinno się poprawiać dzieci. Jeżeli mówią z błędami, to jest to naturalny etap nauki i do momentu, kiedy są zrozumiałe, nauczyciel przymyka na to oko. Dzieci będą miały jeszcze czas na naukę poprawnej wymowy czy struktury gramatycznej, dużo trudniej będzie im się pozbyć obawy przed błędami. Kolejnym aspektem wartym wspomnienia jest fakt, iż dzieci nie powinno się zmuszać pod żadnym względem do udziału w zajęciach. Jeśli maluszek siedzi z boku i nie chce się bawić, to trzeba to uszanować. Nawet bierny udział czasem procentuje. Być może następnym razem dziecko wykaże więcej entuzjazmu. Należy także wspomnieć o tym, by nauczyciel unikał porównywania. To się tyczy także rodziców przedszkolaków. Mówienie, ze „kolega Stasiu ładniej się bawi na angielskim” nie przyniesie nic dobrego, nie zmotywuje dziecka, a tylko bardziej je zniechęci.

Język angielski w przedszkolu to prawdziwe wyzwanie dla przedszkolaka. A może należałoby dodać jeszcze drugi język obcy? Po to, by dziecko lepiej przyswajało języki w przyszłości, osłuchało się i miało lepsze podstawy. Istnieją przedszkola, gdzie dzieci uczą się angielskiego plus dwóch innych języków obcych. Najpopularniejszym językami są hiszpański, francuski, włoski, niemiecki. Niemniej jednak są placówki, które w swojej ofercie posiadają lekcje języka rosyjskiego czy chińskiego. Który rodzic nie chciałby wychować małego poligloty? Rodzice i opiekunowie, decyzja należy do Was, najlepiej znacie Wasze dziecko i będziecie wiedzieć, jak wiele zajęć będzie w stanie znieść.

Nauka języka obcego w przedszkolu to tak naprawdę ogrom pracy ze strony nauczyciela, jak i dzieciaczków. Rodzic dodatkowo może motywować dziecko w domu, zachęcać do powtarzania słówek poprzez różne gry i zabawy. Należy pamiętać, że dla dziecka to powinna być przede wszystkim zabawa.

14 komentarze na temat “Przedszkola kształcą poliglotów

  1. Zgodnie z nowelizacją podstawy programowej od 1 września 2015 język obcy jest obowiązkowy dla wszystkich pięciolatków. Natomiast od września 2017 już trzy- i czterolatki będą musiały uczyć się języka obcego. Ta nowelizacja stawia Polskę w czołówce europejskiej, ponieważ tylko dwa inne kraje mają uregulowany prawnie tak wczesny obowiązek nauki języka obcego. Pierwszym z nich jest Hiszpania, gdzie w większości wspólnot autonomicznych (10 na 17) nauka języka obcego rozpoczyna się w wieku lat trzech. Drugim krajem jest Belgia, ale tylko jej region niemiecki, gdzie językiem obcym obowiązkowym jest francuski.

    (1) Po co 3-latkowi język obcy? Mogę sobie wyobrazić dwie stytuacje, w której moje przyszłe dziecko, a żadno nie jest w drodze, w wieku 3 lat lub 5 lat potrzebowałoby języka obcego: (a) gdyby Jego matka nie była Polką, lub (b) gdyby mieszkało za granicą.

    (2) Jeśli moje przyszłe dziecko będzie potrzebowało języka obcego (warunki powyżej), to zaprawdę powiadam, że będzie dwujęzyczne i to bez wsparcia ze strony ustawy. W polskiej rzeczywistości taka sytuacja to jednak spora rzadkość, a nowa ustawa o nauczaniu języka 3-latków to cyrk.
    Czy nie jest śmieszny Rząd, który nie pojmuje, czym się różni polska rzeczywistość od obszarów dwujęzycznych w Hiszpanii, lub w Belgii? Rozpowszechniony jest mit, który jak widać otumanił sam Rząd, że małe dziecko w cudowny sposób naturalnie pochłania języki. Zauważmy jednak, że aby dziecko (powiedziałbym, że podobnie jak osoba dorosła) opanowało język obcy, potrzebuje więcej niż lekcje – potrzebuje być w tym języku zanurzone. Jeśli niemieckojęzyczne dziecko w Belgii ma część rodziny po francuskojęzycznej stronie, być może francuskojęzyczną bajkę w telewizji i może fracuskojęzycznego kolegę z placu zabaw, to jestem w stanie zaakceptować pomysł nauczania francuskiego 3-letnie dzieci. Z tego co widzę na Wikipedii, ledwie 1% Belgów mówi po niemiecku jako w pierwszym języku, czyli to 1% mniejszość uczy się jednego z języków większości belgijskiej i stąd w dobrym otoczeniu języka tejże większości…
    W polskiej jednak rzeczywistości nauka w tak młodym wieku nie tylko nie jest do czegokolwiek potrzebna (tu się mówi tylko po polsku!), ale też nie będzie w ogóle możliwa. Polski 3-latek nie będzie miał kontaktu z językiem obcym poza lekcją – nie ma kuzyna, lub kolegi mówiącego po francusku, Pani w ulubionym sklepiku mówiącej po francusku, ani dobranocki po francusku. Podczas więc gdy dla niemieckojęzycznego belgijskiego dziecka francuski to -przynajmniej w jakimś stopniu- życie, dla polskiego dziecka angielski, czy francuski, to tylko jedna z zabaw w przedszkolu. W polskiej rzeczywistości, nowa ustawa to nic innego, jak jakaś gra polityczna (kto wprowadził więcej postępowych nowelizacji?) poprzez zabawę dziećmi w wyhodujmy sobie poliglotów.

    Maluch potrafi świetnie naśladować dźwięki, co w przypadku nauki języka obcego pozwala mu dość szybko przyswoić sobie melodię języka.

    (3) Dziecko w wieku 3 i jeszcze 5 lat ma trudności z wymową swojego pierwszego języka. Oczywiście, że dźwięki naśladuje, ale czy "świetnie"?

    Jego aparat mowy dopiero się kształtuje, więc istotne jest zwracanie uwagi na poprawną wymowę, zarówno w języku obcym, jak i ojczystym.

    (4) Nauczycielami będą musieli być sami native speakerzy, gdyż polscy nauczyciele nie zwykli zwracać uwagę na wymowę. W dalszej części artykułu mowa jest o tym, by nie poprawiać dziecka – jak konkretnie wyglądać ma zwracanie uwagi na poprawną wymowę? W nauczycieli samemu brzmiących poprawnie ciężko mi uwierzyć, a jeśli tacy cudacy istnieją, to nauczają na etapach sporo wyższych, zapewne w nielicznych z dobrych liceów, a nie maluszków w przedszkolach. Wróćmy do punku (2) – Polska, w przeciwieństwie do Hiszpanii i Belgii jest krajem jednojęzycznym i o ile w Belgii nie braknie rodzimych użytkowników, lub zapewne osób świetnie władających językiem francuskim, w Polsce ciężko o takiego nauczyciela, co by dobrze wymawiał chociaż język angielski.

    (5) Podsumowując, aby 3-letnie dzieci faktycznie uczyły się języka obcego, trzebaby je w ten język dobrze zanurzyć i np. codziennie przez pół dnia mówić do nich wyłącznie w języku obcym. W przeciwnym razie język obcy to zabawa, a nie życie. Ten artykuł nie mówi, jak nauczyć małe dzieci języka obcego, tylko jak się z dziećmi bawić, by je nie zanudzić, a może jak się bawić dziećmi…? Żyjąc w Polsce chciałbym jednak mieć prawo, by moje dzieco uczęszczało do przedszkola prowadzonego w języku POLSKIM.

    ***

    Wpierw odczytam ewentualne odpowiedzi na ten komentarz, ale na jakiś czas zniknę. O ile Świat Języków Obcych był pasjonującą i obcą mitowi ostoją rozumu w sieci, poziom Woofli (gdzie czytuję dziwne rzeczy o zdolnościach dzieci, mnemotechnikach i recenzje materiałów Edgarda, inne dziwne rzeczy, lub też mało mnie rzeczy interesujące, jak akcent języka szwedzkiego, lub francuskie piosenki) spadł poniżej Świata Języków Obcych. Nie wiem, na czym będzie polegało planowane odejście od formatu blogowego, ale być może będzie pomocne, bo w chwili obecnej czuję pewną dezorientację patrząc na stronę. Mieszają mi się geneza pisma chińskiego z francuskimi piosenkami, reklamą fiszek Edgarda, językami w pracy dyplomaty i opowiadaniem po wielkopolsku; treści nudne z arcyciekawymi, absurdalne z genialnymi. Na moim zaniebanym blogu też jest groch z kapustą, ale te najsłabsze z artykułów niedawno wyciąłem, a gdy treści będzie więcej, jakoś czytelniej całość uporządkuję. Po powrocie będę zrewitalizowany i będę lepiej znał języki dżungli amazońskiej. 🙂

    Pa, pa i pozdrawiam! 🙂

    1. Z tym co powyżej gwiazdek się zasadniczo zgadzam, ale to temat na szerszą dyskusję (motywacje prawodawcy, nastawienie rodziców, o co chodzi w wychowaniu przedszkolnym itd.).

      Poniżej gwiazdek wyszedł trochę melodramat. Z decyzją nie dyskutuję, ale jej uzasadnienie trochę dziwi. Tak, teksty są nierówne, różnią się tematyką, niszowością, ujęciem, stylem. Ale dokładnie tego oczekiwałbym od formuły w której 10+ autorów dysponuje swobodą twórczą. Im więcej autorów, tym większy rozrzut, ale i szansa, że trafi się coś nowego-nieoczekiwanego, rośnie.

      Przeciwstawiając wooflę ŚJO nie zauważasz, że w ramach woofli dostajesz więcej ŚJO niż kiedykolwiek. Karol zamieszcza nowe artykuły plus minus co miesiąc, a na ŚJO cisza radiowa pomiędzy tekstami trwała z reguły po kilka miesięcy – co normalne na jednoosobowym blogu.

    2. @YanaParaPuyu
      Zgadzam się z tym co piszesz powyżej gwiazdek (zwłaszcza spodobało mi się ukazanie kontrastu Polski oraz autonomicznych wspólnot hiszpańskich oraz Belgii). Sam zresztą uważam, że ten cyrk z posyłaniem dzieci na 3 języki obce i jeszcze 5 innych zajęć pozaprogramowych (gdzie ja chodziłem na jakieś baseny, aikido czy naukę gry na wiolonczeli) jest pozbawiony jakiegokolwiek sensu. Istotną częścią mojego dzieciństwa były chwile spędzone samotnie z książką, bądź z kolegami na boisku do piłki nożnej – teraz mam wrażenie, że dzieciaki od małego są programowane i nie ma tu miejsca na jakąkolwiek oddolną inwencję.

      Poniżej gwiazdek – cóż, niewiele mam do dodania ponad to co napisał peterlin. Wiedz jednak, że komentarze krytyczne do wiadomości przyjmuję i w związku z tym chciałbym się spytać, czy również styl moich artykułów jest słabszy niż kiedyś, bądź czy poruszam gorsze tematy?

      1. Ciebie już w ogóle nie da się czytać, tak zanudzasz. Ale może to nie twoja wina, może po prosu tematy się wyczerpały. Ale to tylko moje zdanie.

      2. @Jacek
        Tak, Jacku, w międzyczasie przypomniałem sobie naszą konwersację sprzed paru miesięcy. Mówiąc szczerze, niezbyt sobie wyobrażam co miałbym jeszcze dodać w temacie skutecznej nauki języka ponad to, co napisałem przez ostatnie 4 lata. Jeśli kogoś języki obce same w sobie nie interesują, a tylko chce się ich nauczyć niech zajrzy na moje stare artykuły (a zwłaszcza na https://woofla.pl/najlepsza-rada-dotyczaca-nauki-jezykow-obcych/ ) i stosuje w praktyce to co opisałem. Nie ma żadnych magicznych tricków, sztuczek, nawet memotechnik nie stosuję (o tych z kolei bardzo dokładnie piszą Michał i Łukasz – polecam zainteresowanym) – ciężka praca, wytrwałość i przede wszystkim używanie języka w praktyce, a niekoniecznie jego niekończąca się nauka to tak naprawdę klucz do sukcesu.

        Pozdrawiam,
        Karol

  2. @YPP

    1) Po to, żeby je uwrażliwić na inny akcent, brzmienie i melodię języka. Również po to, żeby lekcje francuskiego wywoływały u niego miłe skojarzenie i mając wybór w gimnazjum lub liceum między innymi językami zdecydował się właśnie na francuski.

    2)Zdziwiłbyś się ile dzieci 3 letnich ma kontakt z językiem obcym po lekcjach w przedszkolu. Znajomi, rodzina, koledzy obcojęzyczni – podaje przykład mojego syna. Ponadto wielu rodziców decyduje się mówić do dziecka od początku w języku angielskim, wtedy też nauczanie języka w przedszkolu jest zasadne. Zanurzenie dziecka w języku – mama mówi do niego po angielsku, ogląda angielski bajki, ma książeczki po angielsku, słucha angielskich piosenek, bawi się z dziećmi, dla których angielski to L1 + angielski w przedszkolu – czy to nie jest aby zanurzenie? A tak właśnie wygląda sytuacja wielu trzylatków.

    3)Naśladuje dźwięki świetnie (na pewno lepiej niż dorosły) – wiadomo, są dzieci, które opanowują mowę później lub wcześniej.

    4)Native speaker nie gwarantuje dobrego akcentu – filolog z powołania i nauczyciel, który jest tego świadomy już tak. Jasne są kiepscy nauczyciele, którzy klepią po angielsku trzy po trzy i nie przejmują się tym jak brzmią, ale są jeszcze ci, dla których poprawna wymowa jest bardzo istotna.

    5)Zabawa dla trzylatka jest najważniejsza – o zanurzaniu pisałam już w punkcie 2. I może Cię zaskoczę – dziecka nie nauczysz inaczej jak przez zabawę.

    Popieram @Peterlin.

    @YPP co do Twojej decyzji to pozostaje mi ją tylko uszanować,jednak Twoja opinia jest chyba nie do końca sprawiedliwa. Spróbuj docenić to, ze piszemy z różnych perspektyw o różnych językach dlatego też artykuły prezentują odmienne treści.

    1. @Marlena, nie zgadzam się z niczym…

      1) Po to, żeby je uwrażliwić na inny akcent, brzmienie i melodię języka. Również po to, żeby lekcje francuskiego wywoływały u niego miłe skojarzenie i mając wybór w gimnazjum lub liceum między innymi językami zdecydował się właśnie na francuski.

      Tzn. mama sobie wybiera, że jej 3-letnie dziecko ma znać cudownie francuski, dlatego, że jest cudownym jej dzieckiem i sama zawsze pragnęła znać cudowny francuski przez jego cudowne brzmienie. Mamusie cudownych dzieci, co od małego mówią po francusku.

      Czytam właśnie wspaniałą kolumbijską książkę (Tomás González "Niebla al mediodía", 2015), a właściwie to czytałbym, gdybym nie tracił czasu na tę dyskusję, w której wśród wielu innych motywów jest motyw poetki, której pasjonujące monologi mówi głos zza grobu jak się domyślam, a ściślej jak się domyślam z dna jeziora, która -pomniejsza sprawa- nie dostrzega wartości swoich córek, gdyż te nie są takie jak ona.

      2)Zdziwiłbyś się ile dzieci 3 letnich ma kontakt z językiem obcym po lekcjach w przedszkolu. Znajomi, rodzina, koledzy obcojęzyczni – podaje przykład mojego syna. Ponadto wielu rodziców decyduje się mówić do dziecka od początku w języku angielskim, wtedy też nauczanie języka w przedszkolu jest zasadne. Zanurzenie dziecka w języku – mama mówi do niego po angielsku, ogląda angielski bajki, ma książeczki po angielsku, słucha angielskich piosenek, bawi się z dziećmi, dla których angielski to L1 + angielski w przedszkolu – czy to nie jest aby zanurzenie? A tak właśnie wygląda sytuacja wielu trzylatków.

      W której piaskownicy ci obcojęzyczni koledzy? Czy mama mówiąca do swojego 3-letniego dziecka po angielsku to opis polskiej rzeczywistości? Wielu rodziców decyduje mówić do dziecka od początku po angielsku, czyli jaki procent polskiego społeczeństwa? Wiele to 1 promil, 50%, 90% mamuś w Polsce mówi do swoich dzieci po angielsku? W życiu nie próbowałem opisać polskiej rzeczywistości obcokrajowcowi jako kraju, gdzie rodzice mówią do swoich dzieci po angielsku.

      3)Naśladuje dźwięki świetnie (na pewno lepiej niż dorosły) – wiadomo, są dzieci, które opanowują mowę później lub wcześniej.

      Dziecko naśladuje dźwięki gorzej niż dorosły.

      4)Native speaker nie gwarantuje dobrego akcentu – filolog z powołania i nauczyciel, który jest tego świadomy już tak. Jasne są kiepscy nauczyciele, którzy klepią po angielsku trzy po trzy i nie przejmują się tym jak brzmią, ale są jeszcze ci, dla których poprawna wymowa jest bardzo istotna.

      Ci nieliczni dobrzy nauczyciele nauczają na etapach wyższych, raczej w najlepszych z liceów, a nie maluszków w przedszkolach. Mnie przez podstawówkę, gimnazjum i liceum w 5 różnych szkołach uczyło angielskiego 7 różnych nauczycielek i 1 niemieckiego. Z tych 8 nauczycielek tylko jedna jedyna anglistka z liceum nie brzmiała totalnie jak Polka, choć jak sama kiedyś przyznała, perfekcyjnie nie mówi… Miałem okazję szłyszeć Ją w rozmowie z Angielką – Angielka brzmiała jak Angielka, a nauczycielka jakby zatrudnili Polaków w BBC. Ktoś powiedziałby, że miała akcent bardziej "wzorcowy" od samej Angielki, ale na lekcji często potrzebowała sprawdzić wymowę słowa w słowniku. To była najlepsza nauczycielka języka, jaką miałem: 1/8 i to na najwyższym etapie szkoły (liceum, a nie podstawówka…) mówiła jak wpół-Polka i chociaż miała wolę sprawdzenia wymowy wyrazu w słowniku, pozostała 7 mówiły w języku obcym jakby mówiły po polsku.

      5)Zabawa dla trzylatka jest najważniejsza – o zanurzaniu pisałam już w punkcie 2. I może Cię zaskoczę – dziecka nie nauczysz inaczej jak przez zabawę.

      Byłoby trochę naiwne wierzyć, że wychowny dziecko na Anglika dzięki temu, że przez 10 minut (przez więcej się znudzi…) popodrzuca z Panią przedszkolanką piłkę krzycząc ball! Aby dziecko opanowało język musi być zanurzone w środowisku, w którym w tym języku się rozmawia. Przeczytaj artykuł Adriany o Skinnerze i -pod swoim własnym artykułem- bardzo z nim powiązaną rzecz o metodzie poprzez obserwację, jak papugę uczono mówić (link pod moim komentarzem):
      https://woofla.pl/nie-ma-mowcy-bez-sluchacza-czyli-nabywanie-jezyka-okiem-b-f-skinnera/
      https://woofla.pl/o-mowie-slow-kilka/#comment-13082
      Skinner + obserwująca papuga z treści na Woofli chyba najlepiej opisują czym jest przyswajanie przez dzieci języka. Jak z tych treści wynika, do nauki języka niezbędne jest właściwe środowisko. Polska jest w przeciwieństwie do Belgii środowiskiej jednojęzycznym. Dzieci dwujęzyczne wychowują się na świecie w regionach dwujęzycznych, będzie to pewien region Belgii, Welencji, czy Cusco. Nie ma co się upierać, że w Polsce "wielu" rodziców mówi do swoich dzieci po angielsku – to jawna bujda.

      ***

      @Karol – Poziom Twoich artykułów nie spadł i podobają mi się, tak jak mi się zawsze podobały. Zobacz jednak co się dzieje… Kiedy pisałeś blog sam, był może mniejszy, ale zawierał skondensowane artykuły na wysokim poziomie. Była to, jak to określiłem, "pasjonująca i obca mitowi ostoja rozumu w sieci". Teraz gdy Wooflę współtworzy naście osób treści wartościowe zaczynają się gubić w tłumie i zaczynają po cichu mnożyć się mity.

      Ta strona wciąż nie jest "komercyjna" [choć jedną rzeczą byłoby zrecenzować książkę, z której się faktycznie uczysz, Cię o nią pytają i uważasz ją za wartościową (ważne, że jako autor wierzysz w to co piszesz), tak jak w dawnych latach pisałeś na ŚJO o Assimilu, a zupełnie inną rzeczą jest zrecenować materiały Edgarda, który prosi o to, by mu zrobić reklamę (taka recenzja jest reklamą bardzo słabego wydawnictwa, bo nie ważne jak o Tobie mówią, ważne by nie przęcali nazwiska – ważne by 500 osob dziennie o książce lub fiszkach przeczytało) w zamian za to, by tę ksiażkę dostać], ale w naturalnej konsekwencji Woofla zaczyna być "popowa". Jeśli stronę piszę wielu autorów, nie może być inaczej…

      Na ŚJO pojawiały się dwa rodzaje artykułów: (1) liczne artykuły uniwersalnie związane z nauką języka obcego, które może przeczytać tak człowiek od ukraińskiego, jak od hiszpańskiego i (2) artykuły bardziej tematyczne jak np. seria, o językach regionalych danego państwa, ale o dla mnie niezaprzeczalnej wartości, w których to w podstawach przekazujesz treści unikatowe, bo w ilu miejscach przeczytam o bretońskim, afrikaans, lub albańskim? Nawet jeśli żaden z tych języków nigdy mnie nie interesował, przeczytałem te treści z zainteresowaniem.

      Woofla prawdopodobnie zainteresuje jeszcze większe grono ludzi, niż interesował Świat Języków Obcych. Z tego jednak wynika, że jest przedsięwzięciem znacznie bardziej kultury masowej. Przedstawiam drugą stronę medalu i z czasem, jak na Woofli będzie pisało jeszcze więcej osób, wszystko to będzie jeszcze widoczniejsze niż dziś.

      ***

      Jeśli chodzi o moje "głośne odejście", nie chciałem robić melodramatu. 😀 Gdzieś na Woofli przeczytałem, chyba w jakimś artykule lub komnetarzu psychologicznym, że każde ludzkie działanie ma więcej niż jedną motywację i wydaje mi się, że to stwierdzenie jest słuszne. Gdzie indziej na Woofli przeczytałem, chyba w jakimś artykule chińskim, że ludzkie działanie ma dwa podowy: jeden, który dobrze brzmi i jeden prawdziwy. Jest ewidentne, że rzeczywistych powodów nie podałem.

      Wydawało mi się, że ostatnio Piotr odszedł na 3 miesiące by się nauczyć hebrajskiego (to jest zrozumiały i dobrze brzmiący powód…), ale jednak odczytał mój komentarz. Sam jeszcze na ŚJO pisałeś @Karol o najlepszej radzie związanej z nauką języków obcych: nie czytaj tego bloga. Poza tym, że ogólny poziom portalu w moim odczuciu opadł, ja za łatwo wdaję się w przydługie dyskusje, z których niewiele dla mnie wypływa. Paradoksalnie, mimo przydługich dyskusji na Woofli, rok 2015 w mojej nauce języków obcych zdecdowanie zaliczam do konstruktywnych i bardzo dużo udało się zrobić.

    2. > 2)Zdziwiłbyś się ile dzieci 3 letnich ma kontakt z językiem obcym po lekcjach w przedszkolu. Znajomi, rodzina, koledzy obcojęzyczni – podaje przykład mojego syna. Ponadto wielu rodziców decyduje się mówić do dziecka od początku w języku angielskim…

      Jestem jednym z tych rodziców, którzy mówili do dziecka po angielsku. Mój angielski był pomiędzy B1 a B2. Pomyślałem jednak, że dziecko nie wymaga dużej ilości słów i skomplikowanych struktur gramatycznych.
      Niestety nic nie wyszło z tego. Moja córka już mając 3 lata powiedziała mi, żebym do niej "tak" nie mówił. Gdy mimo to nadal mówiłem do niej po angielsku ignorowała mnie. Porzuciłem ten pomysł na rzecz bycia "lepszym ojcem".
      Moje dzieci nie miały angielskiego wtedy w przedszkolu. Język obcy to była dla nich abstrakcja. Raz na jakiś czas spotykaliśmy na spacerach anglojęzyczne dzieci i to wszystko.
      Tutaj zgadzam się YPP – przeciętnie dziecko nie ma prawie żadnego kontaktu z językiem obcym poza lekcjami. Mam dwie córki, rodzinę i mnóstwo znajomych z dziećmi. W ich otoczeniu nie ma obcokrajowców czy kolegów obcojęzycznych. Moje dzieci mają także ulubione bajki/filmy. Oglądają je po kilka razy. Kiedyś ściągnąłem kilka w wersji angielskiej. Nie chciały oglądać, a zmuszać nie chciałem. Jedynie piosenki łatwiej wchodzą do głowy.

  3. Czuję że po akcji "każdy ma maturę", a jeśli nie ma to "amnestia", więc i tak ją ma, służącej do chwalenia się tym wskaźnikiem przyszedł czas na chwalenie się wskaźnikiem zajęć z języka obcego w przedszkolu. A poziom? Tego już wskaźniki nie odzwierciedlą.

  4. Z ta ustawa to prawdziwy cyrk. Mozna posylac dzieci do przedszkoli, gdzie sie naucza jezyka lub do takich, gdzie uczy sie gry na fujarce, ale zeby to regulowala ustawa- paranoja!!! A gdy nie wiadomo o co chodzi…- zapewne zadzialalo lobby wlascicieli prywatnych uczelni wyzszych majacych w ofercie rozne filologie. Popyt na anglistow dawno zostal zaspokojony a nowych absolwentow gdzies trzeba upychac… A ze poziom znajomosci jezyka przez tych absolwentow nie rzuca na kolana- w przedszkolach moze jakos sobie poradza.
    A przykrywka dla tego wszystkiego jest bardzo rozpowszechniony mit (wspomniany juz przez YPP) gloszacy, ze male dzieci maja jakies magiczne zdolnosci na polu jezykowym. Jest w tym jakas dola prawdy, ale tylko pod warunkiem, ze albo gdy bardzo chca albo gdy musza- wtedy nauka im idzie. Jednak w kraju tak jednolitym jezykowo jak Polska zaden z tych warunkow nie moze byc spelniony.I kolejny mit podany przez Marlene- "nauka przez zabawe". Gdy ta zabawa nie ma miejsca w piaskownicy z malymi nejtywkami lecz w monojezykowej grupi przedszkolnej to jej wartosc jest ZEROWA!!! Mam w rodzini dzieci, ktore przez trzy lata "nauki przez zabawe" zapamietaly po kilka-kilkanascie angielskich slowek, ktore to slowka siedmiolatek w szkole opanuje w ciagu dwoch dni, a dorosly w ciagu godziny nauki.

  5. W sumie moja historia zasługuje na opis. Wielu rzeczy nie pamiętam, ale to, co pamiętam, chyba wystarczy.

    W przedszkolu miałem jakieś zajęcia z angielskiego. Przed rozpoczęciem tych zajęć, pamiętam, rodzice mnie kilku, może kilkunastu pojedynczych słów nauczyli (jak jest ,,gwiazda" czy ,,księżyc", chyba też liczenie do 10?). Początkowo chyba były jakieś króciutkie teksty nam czytane i nawet do dziś jeden z nich pamiętam, jakoś w miarę to działało chyba. Potem, o ile pamiętam, zajęcia przybrały postać bardzo formalną. Siedziało się obok jakiegoś podręcznika co miał więcej ilustracji niż czegokolwiek innego (w sumie to nie dziwi w przedszkolu, ale po co w ogóle w takim razie podręcznik?). Pan czy pani (nie pamiętam) cośtam mówił i osoby po kolei odpowiadały. Ja na tym etapie zupełnie się zgubiłem i gdy byłem pytany, to milczałem. Pan/pani stwierdzał, że mam posłuchać jak inni mówią i przy kolejnym cyklu spróbować samemu – przy kolejnym cyklu oczywiście znowu nie dawałem rady.

    Pewne rzeczy pewno się, niestety, zniekształciły, ale nawet jeśli tylko kilka lekcji miało taką formę jak opisuję wyżej, to to i tak za dużo. Ogólnie przedszkole źle wspominam.

Skomentuj Night Hunter Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Teraz masz możliwość komentowania za pomocą swojego profilu na Facebooku.
ZALOGUJ SIĘ