język bułgarski

Językowe plany na rok 2012

Podtrzymując starą świecką tradycję tworzenia noworocznych planów (patrz Językowe plany 2011) postanowiłem znów pójść na łatwiznę (bo, powiedzmy sobie szczerze, nie trzeba być geniuszem, by napisać tego typu artykuł) i podzielić się z wami tym, czym zamierzam się zajmować w przyszłym roku oraz, przede wszystkim, trochę rozliczyć się z tego co zapowiadałem 12 miesięcy wcześniej. Dla was będzie to ważne głównie z tego wględu, iż zawartość bloga, nie licząc uniwersalnych dyskusji o najłatwiejszych i najtrudniejszych językach świata, w ogromnej mierze zależy od tego czym się właśnie zajmuję. Ale zanim przejdziemy do przyszłości cofnijmy się nieco w czasie.

Warto sobie najpierw przeczytać post o planach na rok 2011
W planach było:

zajęcie się czterema głównymi językami, czyli angielskim, rosyjskim, serbskim oraz niemieckim. W szczególności chodziło mi nieco o urozmaicenie, jakim było dodanie do czytelniczego repertuaru literatury pięknej w tych językach, co w każdym przypadku się udało – najlepiej pod tym względem było z językiem rosyjskim (seria książek Akunina o detektywie Fandorinie, "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa, teraz wezmę się za "Dzieci Arbatu" i pewnie, gdy znów poczuję niedosyt, sięgnę po inne pozycje Akunina) oraz serbskim (od mojego osobistego faworyta Miljenko Jergovicia przez wspomniane rok temu dzieła Andricia oraz Mihajlovicia po antologię serbskich przypowieści z przełomu XIX i XX wieku, których słownictwo nierzadko było bardziej zbliżone do tego używanego obecnie w języku macedońskim). Nieco gorzej było z językiem angielskim (początkowo Irving, następnie, jak na osobę zainteresowaną Republiką Południowej Afryki przystało, J.M. Coetzee), głównie z racji tego, że miejsce literatury zajmowało nierzadko inne pozycje czytelnicze, czasem mniej a czasem bardziej rozwijające. Poza tym postanowiłem sobie przypomnieć dawne lata i znów obejrzeć, tym razem bez napisów czy lektora, takie serialowe perełki jak "Twin Peaks" czy "Black Adder". Najgorzej sytuacja się miała z niemieckim, gdzie prócz zeszłorocznego hitu Sarrazina przebrnąłem jedynie przez całkiem zabawną książkę Thomasa Brussiga "Am kürzeren Ende der Sonnenallee", poddałem się przy "Wilku stepowym" Hessego (początek bardzo przyjemny, ale radość z czytania właściwej części dzieła była już dość nikła z racji ekstremalnie długich zdań i licznych przemyśleń natury egzystencjalnej przy użyciu słownictwa daleko wykraczającego poza moją obecną wiedzę – może po prostu byłem zbyt niecierpliwy? Cóż, wrócimy do tematu za kilka lat.), a aktualnie czytam "Blaszany bębenek" Grassa.
Jeśli chodzi o aktywne użycie języka to proporcje były niemal takie same z poważnym wskazaniem na serbski (albo chorwacki mówiony przez osobę, która jest przyzwyczajona do standardu belgradzkiego), co akurat rozumie się samo przez się. Niemiecki raczej okazjonalnie.

– zajęcie się francuskim i ukraińskim – tu zawiodłem. Miałem miesiące (głównie na początku roku), w których potrafiłem kilka godzin spędzić nad ukraińskim (w ogromnej mierze było to czytanie gazet i książek o historii tego państwa, ale też tłumaczenia z polskiego, żeby w końcu ukraiński "żył swoim życiem", a nie był tylko zdziwaczałą formą mojego rosyjskiego), ale było to na tyle niesystematyczne, że trudno mi mówić o jakimś przełomie. Francuski natomiast, jak był, tak pozostaje raczej w strefie marzeń. Znowu doszedłem mniej więcej do połowy podręcznika, poczytałem parę tekstów, przyszło coś ważniejszego i tak sobie ten język siedzi w miejscu aż do dnia, kiedy znów postanowię po raz n-ty zająć się nim na poważnie.
– niderlandzki / afrikaans – pozwólcie, że tego nawet nie skomentuję;)

Poza tym przez krótki okres czasu zajmowałem się macedońskim, o czym dwukrotnie pisałem oraz bułgarskim, ale trudno nazwać to inaczej niż przelotna znajomość.


Jakie są więc językowe plany na rok 2012?

Po pierwsze, chciałbym dla własnej satysfakcji kontynuować to co robiłem dotychczas z moimi czterema językami, z czym nie powinno być raczej problemów, bo zwyczajnie sprawia mi to frajdę. Nie chcę podawać listy obowiązkowych lektur. Ważne tylko, żeby było dużo, mądrze i ciekawie.

Po drugie, idąc za radami ludzi mądrzejszych w niektórych kwestiach ode mnie, zamierzam ograniczyć na tym blogu używanie języka polskiego i pisać czasem w innych językach, głównie angielskim oraz rosyjskim. Ten krok ma niepodważalne zalety, zarówno dla mnie, jak i dla czytelników. Jako iż jest to blog o językach obcych, dla ludzi, którzy się uczą języków obcych, głupio byłoby używać stale języka ojczystego. Pisanie w językach obcych będzie dla mnie doskonałym sposobem sprawdzenia własnych kompetencji. Niewielkie błędy naturalnie będą się zdarzać, ale zawsze wychodziłem z założenia, że praktyka czyni mistrza i zamiast czytać milion książek o tym jak coś się robi, należy po prostu to zacząć robić (może jedynie uprzednio przeczytawszy choć krótki podręcznik). Jeśli dobrze pójdzie to może do grona czytelników dołączą osoby spoza świata polskojęzycznego. Ostatnią zaletą tego posunięcia będzie stosunkowa niewielka ilość wybitnie głupawych komentarzy – po prostu mniemam, iż osoba nie potrafiąca napisać poprawnego logicznie zdania w swoim języku ojczystym ma jeszcze większe problemy z wyrażaniem się w języku obcym (choć nie jest wykluczone, że się mylę).

Po trzecie, zamierzam w niedalekiej przyszłości utworzyć fan page "Świata Języków Obcych" na Facebooku i konto na Twitterze. Podchodziłem do tego wcześniej z ogromną rezerwą, bo o wspomnianych serwisach mam zdanie, delikatnie mówiąc, nienajlepsze. Blog się jednak powiększa z dnia na dzień i powoli brak dojścia do tych środków przekazu zaczyna mu doskwierać. Często natomiast zdarza mi się natrafić na coś ciekawego, co chciałbym pokazać, ale niekoniecznie widzę sens pisania o tym artykułu. Osoby posiadające więc FB i Twittera będą miały w ten sposób dostęp do rozmaitych, ukazujących się częściej lub rzadziej bonusów.

Po czwarte, chcę w tym roku poważnie zająć się językiem albańskim. Wiem, że dla niektórych ludzi to może być szok z racji niewielkiej popularności tego języka w naszym kraju, ale jako że zajmuję się, na razie półprofesjonalnie, Bałkanami może się okazać bardzo przydatny, a nic mnie nigdy tak nie irytowało jak specjaliści od Kosowa czy Albanii, którzy nie znają oficjalnego języka tego państwa. Mimo przynależności do języków indoeuropejskich albański jest tworem dość specyficznym, który nawet na pierwszy rzut oka wygląda na język znacznie bardziej obcy niż języki słowiańskie, germańskie czy romańskie, dlatego też nie oczekiwałbym biegłości w mowie i w piśmie w ciągu najbliższych miesięcy. Jeśli w grudniu będę w stanie czytać gazety i artykuły bez większych problemów (tzn. bez zastanawiania się nad znaczeniem co trzeciego zdania i grzebaniem w słowniku) stwierdzę, że plan został wykonany i stwierdzę czy warto z tym iść dalej.

Po piąte, chciałbym, aby podobnie jak dotychczas bardzo ważną część bloga stanowili czytelnicy, którzy nierzadko wnosili do niego więcej niż sam autor. Dlatego też byłbym bardzo wdzięczny za każdą sugestię na temat tego jak strona powinna wyglądać i jakie tematy powinny być na niej poruszane (choć z góry mówię, że nie mam zamiaru służyć za autorytet od hindi, perskiego, japońskiego etc.). Co twierdzicie o obcojęzycznych artykułach? O fan page'u na FB i Twitterze? A może ktoś chce powiedzieć, że nauka albańskiego nie ma sensu? Piszcie.

Podobne posty:
Językowe plany na rok 2011
Kilka słów o prowadzeniu bloga językowego
Demony głupoty – część 1
Macedoński – wstęp i z czego się uczyłem
Język macedoński w praktyce
Czy i kiedy opłaca się uczyć ukraińskiego?

Macedoński – wstęp i z czego się uczyłem przez ostatni miesiąc

Czasu na napisanie dwóch artykułów na pewno nie starczy (bo we wrześniu raczej go nie będzie), więc postanowiłem w jednym zmieścić tyle informacji, aby każdy był zadowolony. Zarówno ci, których interesuje wyłącznie to jak się uczyć języków obcych, jak i ci zainteresowani językową różnorodnością w ogóle. Tematem będzie język macedoński, trochę informacji o jego historii, jego pokrewieństwie z bułgarskim i serbskim oraz kilka „wyznań” na temat tego jak się go uczyłem przez ostatni miesiąc. Zaczynajmy!
Wcześniej pisałem już trochę o sytuacji językowej w byłej Jugosławii i tym dlaczego warto uczyć się serbskiego. Jedynymi językami uznawanymi obecnie za urzędowe w republikach byłej Jugosławii, których wcześniej nie tknąłem były słoweński i macedoński. O obydwu miałem pojęcie raczej mgliste i zapewne niewiele w tym względzie by się zmieniło, gdyby nie seria mniej lub bardziej losowych zdarzeń, które spowodowały, że w ostatnim czasie jeden z nich znajdował się w centrum moich językowych zainteresowań.
Szczerze mówiąc trudno pisać o macedońskim i Macedonii krótko – przy czym nie mam tu na myśli jakichś romantycznych uniesień na temat tamtejszego krajobrazu, ale to, że temat jest bardzo skomplikowany i dla kogoś nie zaznajomionego z historią Bałkanów dość trudny. Proszę też osoby bardziej zorientowane w temacie o to, by nie pisały, że potraktowałem rys historyczny po macoszemu, bo doskonale zdaję sobie z tego sprawę – w tej kwestii łatwiej byłoby mi napisać referat na kilkadziesiąt stron niż streszczenie na jedną. Jeśli kiedyś założę stronę poświęconą szeroko rozumianym Bałkanom, co zresztą mam w planach, to postaram się ten temat należycie rozwinąć. Żeby dokładniej zrozumieć istotę problemu nawet laik jednak musi sobie zdać sprawę z tego, że w starożytności istniało państwo o wdzięcznej nazwie Macedonia, na którego czele któregoś dnia stanął Aleksander Wielki. Aż do VII wieku był to region w ogromnej części zamieszkały przez Greków i miejscową ludność, która uległa w mniejszym lub większym stopniu hellenizacji (przede wszystkim Ilirów i Traków). Następnie przybyli na te ziemie Słowianie, którzy zachwiali demograficzną strukturą owego regionu do tego stopnia, że pod koniec XIX wieku każde państwo graniczące z Macedonią uznawało jej mieszkańców za Bułgarów, Greków lub Serbów, w zależności od tego czy była to opinia Sofii, Aten czy Belgradu. By sytuacja była ciekawsza miejscowa ludność zaczęła zauważać swoją odrębność i określać się jak Macedończycy, a cała kraina wchodziła w skład Imperium Osmańskiego. Nie czas teraz oczywiście na dokładne opowiedzenie historii walk Macedończyków o swoją odrębność. Myślę jednak, że sam ten szybki przekrój ukazuje złożoność problemu. 
Macedonia jako państwo i Macedonia jako historyczna kraina – źródło: Wikipedia
Sam język macedoński należy do języków południowosłowiańskich i historycznie jest on najbliższy temu, co nazywamy staro-cerkiewno-słowiańskim, który oparty był na słowiańskich dialektach z okolic Salonik (tudzież Sołunia, bo tak to miasto po słowiańsku się nazywa). Paradoksalnie jednak jest to język dość młody, przynajmniej pod względem jego kodyfikacji i uznania międzynarodowego.  Macedoński nie był bowiem aż do lat 40. XX wieku (kiedy to został językiem urzędowym w socjalistycznej Jugosłowiańskiej Republice Macedonii) powszechnie uznawany za osobny twór, a i dziś budzi spore kontrowersje. Według Bułgarów chociażby jest to jeden z bułgarskich dialektów, a nie samodzielny język – mój pogląd w tej sprawie jeszcze przedstawię. Jeszcze inne spojrzenie na kwestię językową mają Grecy, którzy nie przyjmują do wiadomości nazwy „macedoński” używając w jej miejsce terminu „słowiano-macedoński” (gr. slavomakedoniki glossa – Σλαβομακεδονική γλώσσα).  Jest to jeden z elementów, które wchodzą w skład szerszego konfliktu pomiędzy Grecją a Macedonią dotyczącego nazewnictwa i symboliki używanej w tej byłej republice jugosłowiańskiej. Między innymi dlatego Macedonia na forum międzynarodowym musi obecnie używać nazwy FYROM (Była Jugosłowiańska Republika Macedonii), bo nazwa Macedonia według Greków odnosi się przede wszystkim do historycznej krainy oraz do obszarów, których stolicą są Saloniki. Tyle w skrócie. 
Czy macedoński ma prawo być osobnym językiem?
Najpierw powiem, że samo pytanie uważam za głupie, ale niestety czasem warto zadać głupie pytanie, żeby sprawa była bardziej przejrzysta. Moim zdaniem różnica między osobnymi dialektami a językami jest bardzo płynna. Jako przykład zawsze lubię podawać Niemcy i Jugosławię. W Niemczech mamy oficjalnie jeden język niemiecki rozbity na kilka nawzajem niezrozumiałych dialektów. Jeśli ktoś w to nie wierzy to polecam sobie obejrzeć kiedyś jakieś regionalne szwajcarskie programy w telewizji 3sat i spróbować zrozumieć tamtejsze dialekty – z reguły dla ułatwienia na dole ekranu są podawane napisy w Hochdeutschu. Podobnie ma się sprawa ze wspominanym już na tym blogu językiem dolnoniemieckim (Plattdeutsch), któremu nierzadko bliżej do niderlandzkiego. Pytanie zresztą, czy gdyby historia się potoczyła inaczej nie uznawalibyśmy niderlandzkiego za kolejny dialekt? Z drugiej strony mamy natomiast Jugosławię, gdzie aktualnie istnieją oficjalnie przynajmniej 4 języki pochodzące od serbsko-chorwackiego, które są niemal identyczne, a ich użytkownicy bez problemu się nawzajem rozumieją.
Mając zatem na uwadze poglądy bułgarskich językoznawców spojrzałem na macedoński głównie pod tym względem i doszedłem do wniosków dość zadziwiających. Otóż odnoszę wrażenie, iż mam do czynienia z jakąś przedziwną bułgarsko-serbską mieszanką – gramatyka jest bardzo podobna do bułgarskiej (uproszczona deklinacja, bogata koniugacja i rozwinięte czasy), natomiast słownictwo jest tak podobne do serbskiego, że od dnia pierwszego nie miałem większego problemu z czytaniem jakichkolwiek tekstów. Przy czym czytanie było o tyle zabawne, że rozumiałem większość przekazu, ale trafiały się czasem słowa tak pospolite jak „nawet” (mac. дури), których nie rozumiałem, bo były jednymi z niewielu wyrazów akurat charakterystycznych dla języka macedońskiego. Różnice leksykalne pomiędzy bułgarskim a macedońskim są jednak widoczne gołym okiem i o ile mówiony macedoński rozumiem w całkiem niezłym stopniu, o tyle bułgarski jest dla mnie niemal czarną magią. W języku pisanym różnica jest mniejsza, ale nadal dzięki znajomości serbskiego widzę spore różnice pomiędzy obydwoma językami w niemal każdym aspekcie. Na pewno są one znacznie większe niż pomiędzy serbskim a chorwackim.
Chciałem jeszcze napisać o rzeczach, które mnie zaskoczyły jako Polaka, który zaczął się uczyć macedońskiego, bo trochę ich było, ale zauważam, że długość tego artykułu zaczyna być już trochę przytłaczająca, a obiecałem jeszcze dodać coś dla ludzi zainteresowanych stricte nauką języka.
Jak się więc zabrać do nauki języka od zera? Jak się uczyłem macedońskiego?
Po pierwsze trzeba mieć motywację, bo bez tego daleko się nie zajedzie. Ja mimo tego, że kocham się uczyć kolejnych języków i faktycznie motywację mam, biorąc pod uwagę, że do końca września będę tego języka musiał używać, to nie zawsze byłem w stanie znaleźć chwilę czasu by go szkolić. Nie wierzę więc, by ktokolwiek bez motywacji był w stanie się języka nauczyć. Jeśli natomiast masz motywację, to naprawdę niewiele potrzeba by rozpocząć swoją „językową wyprawę”.  Tu nie są potrzebne żadne magiczne sztuczki, specjalne techniki – tak naprawdę wszystko potrafi zastąpić czas i skupienie. W celu nauki macedońskiego zgromadziłem w sumie trzy rzeczy:
1. podręcznik – „Macedonian. A course for beginning and intermediate students” autorstwa Christiny Kramer, naprawdę świetna książka, która okazuje się nieocenionym towarzyszem podróży po odmętach tego języka. Wiem, że niektórzy lansują naukę języka bez gramatyki itp., czego absolutnie nie neguję – jeśli komuś to odpowiada to tym lepiej dla niego. Ja osobiście gramatykę na swój sposób lubię i nie wyobrażam sobie nauki bez użycia choćby najprostszego podręcznika. Sam podręcznik posiada jeszcze nagrania audio, co jest moim zdaniem jednym z musów (nawet jeśli nagrania są kiepskiej jakości).
2. coś do czytania – bo ile można czytać dialogi, w których Branko narzeka, że chciałby mieć psa. O źródła czytane jest względnie łatwo w dobie Internetu, jako że każda licząca się gazeta ma stronę internetową. Jedną z nich jest Нова Македонија – http://www.novamakedonija.com.mk/. Do tego postanowiłem od czasu do czasu czytać artykuły o interesujących mnie rzeczach z macedońskiej Wikipedii – swoją drogą szczególnie ciekawe jest porównywanie tych samych artykułów w wersjach macedońskiej, bułgarskiej i greckiej.
3. coś do słuchania – tu mój wybór padł na Radio77 – http://www.kanal77.com.mk/ .
4. zeszyt do pisania i usta do mówienia – bo lubię przepisywać wszystkie dialogi i niezrozumiałe słowa/zdania oraz od czasu do czasu mówić jakieś zdania związane bezpośrednio z moim życiem bądź tłumaczyć z polskiego na język, którego się uczę.
I tyle. Wiem, że ktoś teraz zarzuci mi brak native speakerów. Po pierwsze – szybkość mojego Internetu nie pozwala mi na użytkowanie skype’a, po drugie – będę miał ich niedługo aż w nadmiarze:)
Temat macedońskiego jest oczywiście na tyle szeroki, że jeszcze go znacznie rozwinę w przyszłości. Pomysłów mam bowiem na przynajmniej kilka artykułów, tylko czasu trochę brak i mam świadomość, że nie każdy ma cierpliwość by brnąć przez coś dłuższego niż 8000 znaków. Tak więc myślę, że jeśli artykuł spotka się z pozytywnym odzewem to będę kontynuować te macedońskie sprawozdania.
Podobne posty:

Przewodnik po różnych rodzajach cyrylicy – języki słowiańskie

Dziś trochę informacji ze świata języków słowiańskich – dla tych, którzy się na tym znają nie będzie to żadną nowością, jednak dla niewtajemniczonych może się okazać całkiem ciekawe i pouczające. Czasem wydaje się bowiem, że sama znajomość rosyjskiej cyrylicy wystarcza, żeby bez problemu czytać teksty w innych językach – rzeczywiście bardzo to pomaga, ale do dziś pamiętam problemy studentów wschodoznawstwa, gdy zaczynaliśmy się uczyć ukraińskiego i znajomość rosyjskiego wariantu cyrylicy nie wszystkim pomagała. Tak więc postanowiłem, że umieszczę tu małą ściągę na temat tego jak czytać cyrylicę w różnych językach słowiańskich.

Obok każdej litery umieszczam jej polski odpowiednik. Jeśli istnieją natomiast różnice pomiędzy poszczególnymi wariantami, to będę je oznaczał następującymi skrótami: RUS – rosyjski, UKR – ukraiński, SER – serbski, BUL – bułgarski, BEL – białoruski, MAC – macedoński. Podobnie będzie też z czarnogórskim, który trudno mi uznać za osobny język, jednak miejscowi lingwiści mieli inne zdanie na ten temat i wynaleźli dwie litery, które odróżniają język tego małego państwa od serbskiego. Zaczynamy:

А а – czytamy jak "a"

Б б – "b"

В в – polskie "w"

Г г – w RUS, SER, BUL, MAC oraz według niektórych norm BEL czytamy jako "g", natomiast w UKR i BEL jako dźwięczne "h" (nie ma bezpośredniego polskiego odpowiednika i jest to jedna z "trudności" ukraińskiego)

Ґ ґ – występuje tylko w UKR i czyta się jak "g"

Д д – "d"

Ђ ђ  – jedynie w SER i czyta się jak "dź"

Е е – w UKR, SER, BUL, MAC jako "e", natomiast w RUS i BEL jako "je"

Ё ё – jedynie w RUS i BEL – czyta się jak "jo"

Є є – jedynie w UKR i czyta się jak "je"

Ж ж – "ż"

З з – "z"

И и – w RUS, SER, BUL jako "i", natomiast w UKR jako "y"

І і – jedynie w UKR i BEL – czyta się jak "i"

Ї ї – jedynie w UKR i czyta się jak "ji"

Й й – w RUS, UKR, BUL jako "j", nie występuje w SER

Ј ј – jedynie w SER i MAC – czyta się jako "j"

К к – "k"

Л л – w RUS, BEL, UKR i BUL jako coś pomiędzy "l" i "ł" (tzw. "ł sceniczne"), gdy stoi przed "a", "e", "o", "u" (brak odpowiednika w polskim) i jako "l" gdy stoi przed "je", "i", "j", "ja", "jo", "ju". W SER i MAC bardziej zbliżone do "l".

Љ љ – jedynie w SER i MAC, w łacińskim alfabecie zapisywane jako "lj", czytane jako jedna głoska będąca połączeniem "l" i "j" (wiem, że wyjaśnienie takie na chłopski rozum, ale trudno to zrobić prościej).

М м – "m"

Н н – "n"

Њ њ – jedynie w SER i MAC czyta się jako "ń"

О о – "o", w RUS zbliżone do "a" gdy jest nieakcentowane

П п – "p"

Р р – "r"

С с – "s"

Т т – "t"

Ћ ћ – jedynie w SER i czyta się jak "ć"

У у – "u"

Ф ф – "f"

Х х – "ch"

Ц ц – "c"

Ч ч – w RUS, BUL czyta się jak zmiękczone "cz", w UKR jak twarde "cz" (choć w niektórych regionach jak zmiękczone), w SER i MAC jak "cz".

Џ џ – jedynie w SER i czyta się jak "dż"

Ш ш – "sz"

Щ щ – w RUS niegdyś zmiękczone "szcz", obecnie wymowa zbliżona bardziej do "śś"; w ukraińskim jako twarde "szcz" (aczkolwiek spotkałem się też z ukraińskim wariantem zmiękczonym, albo wręcz z redukcją do samego "sz"), w BUL jak "szt", a w SER litery tej nie ma.

Ъ ъ – tzw. jer twardy, który w RUS oznacza, że poprzednia spółgłoska zachowuje swoją twardość (w UKR jest zapisywany jako apostrof – " ' "), w BUL czyta się go natomiast jako krótką samogłoskę pomiędzy "y" i "a" (nie ma odpowiednika w polskim), w SER litery tej nie ma.

Ы ы – w RUS jako "y"

Ь ь – tzw. jer miękki, w RUS i UKR zmiękcza poprzedzającą go spółgłoskę, w BUL w kombinacji z "o" (ьo) czyta się jak "jo", w SER litery tej nie ma.

Э э – jedynie w RUS i czyta się jak "e"

Ю ю – w RUS, BEL, UKR i BUL czyta się jak "ju", w SER tej litery nie ma.

Я я – w RUS, BEL, UKR i BUL czyta się jak "ja", w SER tej litery nie ma.

To na tyle. Dodam jeszcze wyjątkowe litery, które mają zastosowanie w mniej rozpowszechnionych językach słowiańskich.

Ѓ ѓ – w macedońskim "gj"

Ќ ќ – w macedońskim "kj"

Ѕ s – w macedońskim "dz"

Ў ў – w białoruskim czyta się jako "ł"

I na koniec jeszcze trochę o języku czarnogórskim. Otóż tamtejsi znawcy postanowili wprowadzić do swojego alfabetu (który był identyczny z serbskim) dwie litery, by nadać mu pewnych cech wyróżniających go spośród innych języków słowiańskich. Tym sposobem powstały dwie nowe litery "Ć", które zamieniło dwuznak "сј" (czyli polskie "sj") i З́, które weszło w miejsce dwuznaku "зј" (polskie "zj"). O ich podobieństwie do polskich "ś" i "ź" nic nie powiem, bo nigdy w życiu nie słyszałem ani nie widziałem tych liter w praktycznym użyciu. Zresztą patrząc na czarnogórskie gazety nie odnoszę wrażenia by były powszechnie znane. Więcej na temat sytuacji językowej w krajach byłej Jugosławii zresztą już pisałem.

Jak więc widać, świat słowiańskiej cyrylicy nie jest taki prosty jak to się na pierwszy rzut oka wydaje. Mam nadzieję, że komuś się na coś ten artykuł przyda, lub kogoś zainspiruje do nauki języków spokrewnionych z polskim. Naprawdę warto.

Podobne posty:
Jak (nie) uczyć się języków obcych – część 2 – rosyjski
Jak nauczyć się cyrylicy w 2 dni?
W jakim języku się mówi w byłej Jugosławii?
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego