języki klasyczne

Rola współczesnej nauki języków klasycznych (łacina, greka, scs)

ciceroW ostatnią sobotę na naszym facebookowym profilu rozgorzała dyskusja na temat postrzegania przez naszych czytelników nauki łaciny w szkołach średnich. Padło mnóstwo ostrych słów, zarówno ze strony zwolenników jak i przeciwników spędzania dodatkowych godzin nad nauką zawiłych zasad gramatycznych oraz sentencji. @Agnieszka stwierdziła np., iż "nie wie w ogóle jak można się nazwać wykształconym człowiekiem bez znajomości chociażby podstaw łaciny." Wiele osób uważa natomiast, iż mimo nauki tego języka na różnych etapach swojej edukacji nie są w stanie rozpoznać jakichkolwiek korzyści, jakie mogłaby im dać jego znajomość. Ekspertem w nauce języków wymarłych absolutnie nie jestem – na studiach musiałem zdać co prawda trzy z nich (greka, łacina oraz staro-cerkiewno-słowiański), na własną rękę zajmowałem się przez bardzo krótki czas dwoma kolejnymi (gocki oraz staroangielski), ale do prawdziwej znajomości któregokolwiek z nich mi naprawdę daleko. Mimo to chciałbym dorzucić swoje 3 grosze i ewentualnie poznać zdanie reszty czytelników na temat nauki języków wymarłych. Co jest tak naprawdę jej celem? Jak języka wymarłego należy się uczyć? Czy nauka języków klasycznych w jakiś sposób nobilituje? Czego może nas ona nauczyć?

Jako były student Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej UAM, któremu podlegały wszystkie języki słowiańskie oprócz rosyjskiego i ukraińskiego (te podchodziły od zawsze pod Neofilologię, co powodowało znaczne różnice programowe – na czym oparto ten, w moim mniemaniu szkodliwy, podział pozostaje dla mnie do dziś tajemnicą), jestem osobą, która przynajmniej w teorii powinna była znać podstawy trzech języków wymarłych. Chodzi tu o będące filarami europejskiej cywilizacji starożytną grekę i łacinę oraz staro-cerkiewno-słowiański, który stanowi podstawę do jakichkolwiek badań nad diachronicznym językoznawstwem słowiańskim i pozwala teoretyzować na temat tego jak mógł niegdyś brzmieć wspólny język prasłowiański. Prawdę mówiąc chyba żadnych zajęć nie wspominam tak dobrze, bo rzeczywiście miałem na nich do czynienia z pasjonatami, którzy mimo świadomości drugorzędnego znaczenia swoich przedmiotów (co miało miejsce zwłaszcza w przypadku greki i łaciny) potrafili wzbudzić w nas, przynajmniej na krótki czas, zainteresowanie omawianym przedmiotem. Jakie zdobyliśmy natomiast kompetencje? Jakie były tak naprawdę moje oczekiwania?

"Uczę się tego języka dwa lata i nadal nie potrafię mówić…"
Dość często można spotkać się z zarzutem, iż mimo nauki języka wymarłego nadal nie umiemy wypowiedzieć w nim podstawowych zdań, co według ogromnej części studentów równa się bezsensowności samego procesu. Powyższe twierdzenie tylko zyskało na popularności ostatnimi czasy, kiedy to tak duży nacisk położono na aspekt mówienia w języku obcym, które uważane jest dość powszechnie za jedyną umiejętność językową, na którą warto poświęcać czas i nierzadko bywa zbyt ogólnie utożsamiane ze znajomością danego języka. Problem polega jednak na tym, że języków wymarłych z bardzo rzadkimi wyjątkami nie uczymy się, by w nich mówić (bo z kim i w jakich sytuacjach? Jeśli nie jesteś osobą totalnie zafiksowaną na punkcie danego języka i nie znajdziesz pod tym względem swojej bratniej duszy to szanse na taką konwersacje są niemal zerowe) – znacznie ważniejsze jest w tym przypadku czytanie oraz rozpoznawanie pewnych schematów gramatycznych, które mogą ewentualnie przydać się w przyszłej pracy związanej z pokrewnymi dziedzinami wiedzy.

platoGramatyka języków wymarłych a nauka języków żywych
Osobie, która sumiennie podeszła, do któregoś z języków wymarłych nie trzeba później tłumaczyć czym są różnego rodzaju akcenty, przypadki, bez większych problemów odróżnia koniugację od deklinacji – to rzeczy, które w przyszłości pozwalają na znacznie szybsze rozpracowanie innego systemu językowego. Czy potrzeba do tego akurat języka wymarłego? Moim zdaniem przynajmniej z dwóch powodów nie jest to wcale zły pomysł:
a) jedną z żelaznych zasad jest to, że systemy językowe na przestrzeni wieków ulegają stopniowemu uproszczeniu, czego przykładem może być chociażby nasz język polski, w którym nie ma już de facto czasu zaprzeszłego, imperfektu, aorystu, sami natomiast używamy, z czego nawet sobie nie zdajemy często sprawy, czasu przeszłego złożonego, który na przestrzeni wieków ewoluował do znacznie prostszej formy. W językach romańskich z kolei nie zachowały się tak liczne w łacinie przypadki. Opanowanie gramatyki języków wymarłych stawia nas w sytuacji, w której w przyszłości niewiele rzeczy jest nas w stanie w tej materii zaskoczyć.
b) przy nauce języka żywego jest masa innych rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę i przeważnie nie mamy tak naprawdę wystarczających możliwości, żeby gramatyka była tym na czym się koncentrujemy (jeśli zaś mamy to znaczy to tylko, że za mało czasu poświęcamy samemu użyciu danego języka).
Żeby jednak być zupełnie szczerym i obietkywnym powiem, że nieuczęszczanie na zajęcia z języków klasycznych nie spowoduje u nikogo spadku liczby szarych komórek czy zmniejszenie potencjału naukowego. Nie przeceniałbym też wpływu ich nauki na sukces w nauce języków żywych. Jest bowiem tak jak z wieloma rzeczami w życiu – jeśli się do tego teraz przyłożysz, to jest wielce prawdopodobne, iż zaprocentuje to w innej dziedzinie. Jeśli podejdziesz do tego jak do swojego znienawidzonego przedmiotu to zapewne nigdy w życiu go nie wykorzystasz, a zdobyta wiedza ucieknie natychmiast po ostatnim egzaminie.

Dostęp do europejskiego dziedzictwa kulturowego w oryginale
Choć już wcześniej miałem do czynienia z czytaniem oryginalnych tekstów literackich po angielsku czy rosyjsku to dopiero zajęcia z greki uświadomiły mi w pełni, jak proste jest w istocie czytanie tekstu z przysłowiowej górnej półki w języku, którego rzekomo się nie zna. Czytanie fragmentów dzieł Platona po grecku i poznawanie przy okazji prawideł rządzących starożytnymi czasownikami oraz rzeczownikami stało się naszym obowiązkiem. Wszystko odbywało się naturalnie z pomocą słownika, było z początku pracą bardzo żmudną, ale ileż radości sprawiało, gdy któreś zdanie można było zrozumieć bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz. Mój etap fascynacji filozofią zakończył się pod koniec studiów (ewentualne refleksje pozostawię raczej na rozmowy przy piwie, jako że nie one są tematem dzisiejszego artykułu), jednak sam fakt czytania antycznych dzieł utwierdził mnie w przekonaniu, iż osoba naprawdę dobra w swoim fachu powinna to zrobić bez większego problemu. I jakieś 100 lat temu nie miałbym co do tego żadnych wątpliwości – jeśli ktoś znał się na dziełach Platona czy Arystotelesa to było oczywiste, iż czytał je w oryginale. Dziś natomiast już niekoniecznie. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji, w których osoby kończące filologię w życiu nie przeczytały ani jednej książki w docelowym języku. Mamy tendencję do ułatwiania sobie zadań tam gdzie tylko możemy, korzystania z tłumaczeń nie zastanawiając się nawet nad tym ile tak naprawdę tracimy. Czy wyobrażacie sobie czytanie po angielsku powieści, której akcja jest osadzona w polskiej wsi? Oglądanie "Wesela" Smarzowskiego z angielskim dubbingiem? Uważacie, że słowo "kurwa" można oddać poprzez angielskie "fuck"? Dla mnie odpowiedź na trzy postawione wyżej pytania jest jednoznacznie negatywna. Tak samo jak nie wierzę w czytanie polskiej literatury po angielsku, bo ten nie odda w stu procentach przedstawionej w niej atmosfery, tak uważam, że polskie tłumaczenia książek dziejących się w Rosji czy Wielkiej Brytanii rażą niedopasowaniem języka do opisywanych realiów. Języki klasyczne jak greka czy łacina są natomiast dla mnie symbolem tego, że przez te wszystkie lata ludzie mimo wszystko podejmowali starania by sięgnąć po oryginalną wiedzę ukrytą w antycznych tekstach filozofów i mimo tego, iż mieli do dyspozycji znacznie uboższe narzędzia (nie było chociażby elektronicznych słowników, które znacznie przyspieszają proces czytania) to nie poddawali się dopóki nie byli w stanie rzeczywiście obcować z autorem w taki sposób, jakiego on faktycznie chciał. Cieszyli się prawdziwym kontaktem, a nie jakąś atrapą, którą byłoby znacznie prostsze w odbiorze tłumaczenie. I może właśnie dlatego powinniśmy się dziś, w świecie, w którym podobnego rodzaju atrapy królują niepodzielnie, zmusić do pewnej refleksji nad tym światem, do którego mamy dostęp poprzez języki klasyczne.

Podobne artykuły:
5 języków słowiańskich, o których zapewne nie słyszeliście…
Czytanie, słuchanie, mówienie, pisanie – razem czy oddzielnie?
Języki regionalne Francji – oksytański część 1
Języki regionalne Francji – oksytański część 2
Języki regionalne Francji – oksytański część 3