pewność siebie

7 grzechów głównych nauki języków obcych

siedem

"Stają się zaczątkiem innych grzechów, są świetnym podłożem, na którym może powstać i rozwinąć się cała paleta występków, nieprawości, zaniedbań."

– niedziela.pl – Tygodnik Katolicki NIEDZIELA

Ponieważ tytuł wpisu, główna grafika i powyższy cytat mogą wywołać lekki niepokój, to pragnę zdementować potencjalne plotki – nie zmieniliśmy profilu tematycznego strony na wyznaniowy. Niemniej jednak, każdy przeciętnie zorientowany w wytworach kultury człowiek wie, że motyw siedmiu grzechów głównych był, jest i pozostanie motywem niezwykle nośnym.

Okazuje się, że metodą luźnych (a czasem wręcz bardzo luźnych) skojarzeń i analogii, da się zinterpretować poszczególne peccata capitalia w kontekście metodyki uczenia i nauczania języków obcych. Postaram się uczynić to poniżej, wszystko w oparciu o moje subiektywne przemyślenia, z czego większość poparta jest osobistymi doświadczeniami z mojego życia.


LENISTWO

Choć, o ile mi wiadomo, Katechizm Kościoła Katolickiego nie wyszczególnia najbardziej parszywego spośród siedmiu grzechów głównych, to w świecie językowym to właśnie lenistwu przyznałabym ten "zaszczytny" tytuł.

Nauka języka obcego to ciężka praca. Codzienna i dożywotnia, choć w pewnym momencie przypomina raczej doskonalenie warsztatu, niż dochodzenie do poziomu komunikatywności. Kiedyś jeden z komentujących poddał w wątpliwość moje stwierdzenie, jakoby celem nauki języka miałaby (czy powinna) być tzw. płynność. Skłoniło mnie to do głębszej refleksji. Prawdę mówiąc, bardziej nienaturalne wydaje mi się nakładanie na siebie ograniczeń, tj. nauka sprowadzona tylko do kilku miesięcy czy lat kursu, bądź też utrzymywanie języka na jednym poziomie, mimo jego używania (choć faza plateau działa trochę w ten sposób, czy tego chcemy, czy nie). Tak czy siak, jeżeli używamy języka w sposób w miarę wszechstronny i regularny, to raczej nie ma szans nie posuwać się naprzód, ku płynności właśnie (która, przyznajmy sobie szczerze, jest jak worek bez dna).

Dygresja ta, pozornie odbiegająca od głównego tematu akapitu, wiążę się dość ściśle z tym, co może być bezpośrednim następstwem językowego lenistwa. Choć może lepszym określeniem byłby korelat – bowiem o współwystępowaniu lenistwa z pewnym rodzajem naiwności chciałabym zakończyć tę część rozmyślańHiszpański w miesiąc, duński w pół roku, czy japoński bez bólu (nie ma, że boli!) to pułapki, których nie trzeba przedstawiać stałym czytelnikom naszych artykułów na WOOFLA.pl. Swoją drogą, jest to naprawdę genialny chwyt, który, w zasadzie, jest pod względem logicznym niemal nienaganny. "Hiszpański w miesiąc". Hiszpański. Czymże jest ten mityczny, niedookreślony hiszpański? 30-letnim doświadczeniem zdolnego iberysty? Czy kilkoma dialogami przydatnymi w podróży? A może wiedzą dwujęzycznego dziecka? Skąd w ludziach wiara w to, że język faktycznie stanowi jakiś policzalny byt, który dzięki "cudownym metodom" zdoła być przyswojony "w całości" w odgórnie przyjętych jednostkach czasu? Wydaje się, że lepszym tytułem byłby "Hiszpański przez miesiąc" – wówczas zwracam honor. Ważne jednak, by na miesiącu się nie skończyło.


NIECZYSTOŚĆ

Spokojnie – efektywna nauka języków nie wymaga na szczęście wstrzemięźliwości seksualnej. "Nieczystość" w kontekście lingwistycznym rozumiem raczej w kategoriach wszelakiej niedbałości – ortograficznej, stylistycznej czy gramatycznej, z czego pierwsza i ostatnia jest najczęstszym przedmiotem laickich dyskusji.

Zetknęliście się kiedykolwiek z opinią postulującą zniesienie zasad ortograficznych (np. w języku polskim), motywowaną przekonaniem o zupełnej nieprzydatności wyżej wymienionych? Podobną chęć, choć umotywowaną raczej zamiłowaniem do skandalu, wykazywali na początku XX wieku futuryści. Poniżej próbka ich możliwości.

futurysci

(W sumie, gdyby w innej publikacji napisali 'Kraków', to ich niekonsekwencja mogłaby być podwójnie awangardowa)

 

Duch Futuryzmu zdaje się odradzać od czasu do czasu, między innymi w postaci zapytań kierowanych do Poradni Językowej PWN. Gorzej, jeśli postępowemu czytelnikowi odpowiedzi udzieli profesor Mirosław Bańko, znany ze swoich ciętych i trafiających w sedno ripost.

profesor_banko(prof. Bańko w swoim żywiole)

W geście solidarności z zacytowanym wyżej uczonym dodam jeszcze, że dużo wody w Wiśle może jeszcze upłynąć, zanim ludzie pojmą, iż:

a) pewne znaki odpowiadają pewnym realnie artykułowanym dźwiękom, stąd konieczne jest regulowanie zasad języka pisanego;

b) oraz, co wynika bezpośrednio z powyższego punktu, ortografia to nie tylko zasady dotyczące "ż" i "rz" (i innych identycznie wymawianych głosek).

Co zaś tyczy się gramatyki…  Jako przedstawicielka pokolenia lat 90., posłużę się interesującym (zwłaszcza dla przedstawicieli starszych roczników) przykładem kryteriów oceniania tzw. nowej matury z obcego języka nowożytnego (w tym przypadku angielskiego), które zilustruje problem w sposób perfekcyjny.

Pisana przeze mnie w 2013 roku podstawowa matura z języka angielskiego składała się w większości zadań jednokrotnego wyboru na słuchanie i czytanie, oraz dwóch wypowiedzi pisemnych (krótszej i dłuższej) o charakterze mocno użytkowym (zaproszenie, list, czy notatka). Poniżej przedstawiam kryteria oceniania jednego z zadań pisemnych. (źródło: cke.edu.pl). Czy widzicie, które z kryteriów przeważa w owej ubogiej, bo tylko pięciostopniowej punktacji?…matura_angielski

Współczesna matura z języka obcego kładzie nacisk przede wszystkim na KOMUNIKATYWNOŚĆ przekazu, przy ogromnym uszczupleniu znaczenia zasad ortograficznych i gramatycznych. Zero punktów za poprawność językową przyznaje się wówczas, gdy błędy stanowią powyżej 25% całkowitej liczby wyrazów wypowiedzi. Dodam, że w przypadku tego zadania, zazwyczaj pisze się wypowiedź około 40-wyrazową. Nietrudno policzyć, że aby nie stracić punktu w kryterium poprawności, uczeń może popełnić zbrodnię na języku aż do 10 razy. Co więcej, nawet jeśli przekroczy magiczne 25%, wciąż ma szansę na nagrodę w postaci czterech z pięciu możliwych do uzyskania punktów za całość zadania.

Brzmi jak szaleństwo, czy raczej wyrównywanie szans? Wszak rzeczą ludzką jest popełniać błędy, zwłaszcza w tak młodym wieku, prawda? Współczucie znika, kiedy posłucha się zgwałconych językowo, przykładowych odpowiedzi ocenionych na 4 lub 5 punktów. Sądzę, że czytelnicy posługujący się angielskim w stopniu co najmniej dobrym są w stanie wyobrazić sobie tego typu prace. Pomysłodawca klucza dodaje mimochodem, iż "…nie przyznaje się punktów za przekazanie informacji, jeżeli błędy językowe zaburzają jej zrozumienie". Pomylenie czasu teraźniejszego ciągłego z przeszłym prostym niesie, moim skromnym zdaniem, ryzyko takiego zaburzenia. A waszym, czytelnicy?


 

CHCIWOŚĆ I NIEUMIARKOWANIE

Ten grzech popełniają zazwyczaj tak zwani poligloci, o których też była mowa już niejednokrotnie. Istnieje też inna odmiana de facto podobnego w skutkach zachowania. Mowa o tych, którzy ciągnąc zbyt dużo srok za ogon nie byli w stanie dobrze przyswoić żadnego z 5-10-15 języków, za które się brali.

Przyczyną takiego stanu rzeczy zazwyczaj jest jedna z dwóch rzeczy:

a) brak wytrwałości tj. tendencja do szybkiego zniechęcania się niepowodzeniami;

b) poczucie obowiązku opanowania jak największej liczby języków w ciągu życia, najlepiej przed rozpoczęciem zawodowej kariery.

Eksperymentuj, poznawaj i poszerzaj horyzonty – lecz nie oczekuj od siebie zbyt wiele – to jedyna, patetyczno-matczyna rada, którą jestem w stanie z siebie wykrzesać.


PYCHA

Pycha, której bezpośrednim wyrazem jest przypisywanie sobie (świadome lub nie) wyższych kompetencji językowych, niż to jest w rzeczywistości. Sądzę, że osoby zajmujące się rekrutacją w swoich firmach mogłyby napisać na ten temat całkiem niezłą książkę.


ZAZDROŚĆ

Porównywanie się z innymi w kwestiach językowych – współuczestnikami kursu, czy też samym nauczycielem – to najgorsze, co można zrobić własnej psychice. Czym innym wydawać się może sytuacja wzorowania na kimś w rodzaju mistrza, który nam imponuje, lecz warto podkreślić tu samo pojęcie wzorowania się, a więc czegoś zupełnie innego niż bolesne i napięte, niemal sportowe współzawodnictwo, którym nauka języków z pewnością nie jest. Być lepszym od innych jest stosunkowo i względnie łatwo – zależy od grupy, w której zdecydujemy się na takie porównanie. Stawać się lepszym od samego siebie – to dopiero sztuka.


 

GNIEW

Gniew, jako składnik lub wynik frustracji, definiowanej jako "stan rozdrażnienia i rozgoryczenia występujący u kogoś na skutek niemożności zaspokojenia jakiejś potrzeby lub osiągnięcia celu, często połączony z poczuciem bezsilności". W zależności od rodzaju stosowanej atrybucji, a więc sposobu wyjaśniania życiowych zdarzeń, winą za swoje niepowodzenia językowe obarczyć można albo samego siebie, albo tych, którzy czasem szkodzą najbardziej – czyli nauczycieli. Psychologia dawno odkryła, że w przypadku porażek, zdecydowana większość ludzi będzie stosować atrybucje zewnętrzne (a więc przypisywanie sprawstwa czynnikom zewnętrznym, np. specyficznym właściwościom danej sytuacji), zaś sukcesy interpretować będzie używając atrybucji wewnętrznych (przypisując zasługi samemu sobie).

Uczucie porażki, niezależnie od rodzaju stosowanych atrybucji, niemal zawsze sieje spustoszenie w sferze motywacyjnej człowieka. Poznawcza reinterpretacja przykrego zdarzenia, a więc np. przekształcenie jej w czynnik mobilizujący, nie zawsze leży w zasięgu ludzkich możliwości. Należałoby się jednak zastanowić, czy w świecie nauki języków obcych w ogóle istnieje coś takiego jak porażka. Oblany egzamin, niezaliczony certyfikat czy nieudana rozmowa z obcokrajowcem to pewne nieprzyjemne sytuacje, polegające na nieosiągnięciu jakiegoś cząstkowego celu; w żadnym wypadku nie świadczą jednak o całości gigantycznego procesu, jakim jest przyswajanie obcej mowy.


Czy popełniającym wyżej wymienione "grzechy" grozi coś w rodzaju wiecznego potępienia? (np. mojego – znajomi twierdzą, że mam skłonności do osądzania) W żadnym wypadku. Tego rodzaju "grzeszników" spotkać może coś o wiele gorszego – UTRATA PRZYJEMNOŚCI OBCOWANIA Z JĘZYKAMI OBCYMI.

To dopiero piekło.

 

 Zobacz też…

Demony głupoty – część 1

Ilu języków tak naprawdę potrzebujesz?

Mój zestaw samouka

Patrz z własnej perspektywy; szyj metodę na miarę własnych potrzeb i możliwości

Jak szybko można zapomnieć? Historia oparta na faktach!