"Cudze chwalicie, swojego nie znacie" – coś podobnego (na pewno nie był to dokładnie przytoczony tu związek frazeologiczny) powiedział mi kiedyś dziadek, kiedy będąc dzieckiem wychwalałem pod niebiosa spędzanie wakacji poza Polską. Od małego przejawiałem głęboką fascynację czymś obcym, ale ciężko było mi dostrzec piękno rzeczy znajdujących się tuż obok. Nie inaczej było w przypadku języków – o ile te obce interesowały mnie zawsze w mniejszym lub większym stopniu, o tyle ten ojczysty był dla mnie czymś powszednim, co w żadnym razie mnie nie pociągało. Zresztą nie jestem chyba odosobnionym przypadkiem – w artykułach autorstwa różnych miłośników języków obcych próżno szukać jakichkolwiek informacji o naszej ojczystej mowie. Szkoda, bo kto jak nie my jest w stanie o niej najwięcej powiedzieć? Ja polonistą nigdy nie byłem i prawdopodobnie nie będę, chciałbym jednak mimo to poświęcić dziś trochę miejsca odmianie języka polskiego używanej w miejscu, w którym spędziłem moje dzieciństwo, czyli w Szamotułach leżących 30 kilometrów na północny zachód od Poznania.
Na co dzień zupełnie nie zastanawiamy się nad faktem rozbicia dialektalnego języka polskiego. Nic zresztą w tym dziwnego – lata telewizyjnej propagandy spowodowały, że dziś w naszym państwie niepodzielnie króluje literacki standard, natomiast resztki czegoś co nazywamy dialektami można usłyszeć przeważnie jedynie w audycjach poświęconych jakimś umierającym tradycjom. Czasem naprawdę zazdroszczę Niemcom albo Włochom – w tych państwach dialekty faktycznie są czymś żywym, spełniają do dziś funkcję znacznie wykraczającą poza sferę folkloru i często ich używanie jest nawet powodem do dumy. Znacznie większy jest też ich wpływ na użycie języka standardowego – inaczej w Hochdeutschu mówi ktoś urodzony w Saksonii, Bawarii czy Fryzji. W Polsce dialekty zostały niestety zmarginalizowane – owszem są pewne wyjątki, jak kaszubski czy śląski, co do kwestii uznania których za osobne języki do dziś trwają poważne spory. Każdy też pewnie przynajmniej raz w życiu miał okazję usłyszeć charakterystyczny zaśpiew osób pochodzących z Podlasia, czy mowę tatrzańskich górali. Tym niemniej są to nieliczne wyjątki na polskiej mapie językowej – przeważnie tego co pozostało z neigdysiejszych dialektów trzeba uważnie szukać. Jak to wygląda w przypadku Wielkopolski?
Wielkopolska wymowa
Powyższa mapa ukazuje, że wielkopolski jest najbardziej wysuniętym na zachód ze wszystkich polskich dialektów. Historia regionu miała niebagatelny wpływ na rozwój słownictwa i frazeologii – lata kontaktów z Niemcami (w XIX i na początku XX wieku w miasta, z których wywodzi się moja rodzina zjawisko dwujęzyczności było czymś naturalnym) spowodowały, że ilość germanizmów jest porównywalna z gwarami śląskimi czy kaszubskimi. Brak też w dialekcie wielkopolskim zaśpiewu znanego ze wschodnich regionów naszego państwa. Melodia (zwłaszcza w pytaniach) jest charakterystyczna, ale oszczędzę jej opisu. Zdarza się nam też wymówić dość specyficznie niektóre głoski: przeważnie liczbę "33" wymawiamy jako "czydzieści czy". W repertuarze samogłosek posiadamy na przykład długie "a" znane z niektórych dialektów niemieckich przez co przymiotnik "biała" często brzmi bardziej jak "bioło". Z tym dźwiękiem miałem kiedyś poważny problem w szkole, bo myślałem, iż wyraz "czasami" pisze się "czosami" (bo tak go faktycznie wymawiałem). Oprócz tego bywa, że inaczej wymawiane są samogłoski nosowe: "ę" wymawiamy jak "yn", a "ą" jak "un" (ksiunżka). Nierzadko występuje zjawisko podobne do języka kaszubskiego polegające na wymawianiu "o" jako "ue", "uy" lub "uo" (po kaszubsku oznaczane jako "ò") – w tradycyjnej gwarze mamy więc nie "okno" ale "uekno" (osoby z zacięciem slawistycznym mogą to sobie porównać z ukraińskim "вікно"). Z racji, iż nastąpiła w ciągu ostatnich lat znaczna standardyzacja języka powyższe różnice ciężko uznać obecnie za regułę. Przeważnie dotyczą one jedynie osób w starszym wieku – tak czy inaczej, jeśli ktoś się wychował w Wielkopolsce to musiał przynajmniej raz w życiu się o nie obić.
Wielkopolskie słownictwo
Trochę lepiej niż charakterystyczna wymowa ma się natomiast gwarowe słownictwo, które, szczególnie ostatnimi czasy stało się wyznacznikiem bycia Wielkopolaninem. Jest ono na tyle rozpowszechnione w życiu codziennym, że przyswajają je nawet studenci, którzy przyjeżdżają studiować do Poznania z innych regionów Polski. Na odmienność używanego przeze mnie słownictwa zwróciło moją uwagę przede wszystkszypa,im częste obcowanie z osobami spoza Wielkopolski, kiedy zdarzało mi się powiedzieć coś czego nikt w towarzystwie nie rozumiał. Kto z Was potrafi wyjaśnić co znaczą takie wyrażenia jak: stetrany, bana, łe jery, pa to tej, klunkry, chynchy, plyndze, ajntopf, pamperek, bejmy, barzy gorzy, bimba, tej, korbol, wiara (nie w Boga), haferfloki, pyry, na szagę, fertyś, kejter, szlauch, bamber, fifny, tytka, szczun, wuchta, giry, szplejty ? Jeśli pochodzicie z okolic Poznania to zapewne połowę z nich rozpoznacie bez problemów. Bonus mają też osoby znające niemiecki, z którego pozostało w naszej gwarze sporo naleciałości (m.in. "to nie idzie" = "das geht nicht"). Wyrazy takie jak pyry czy tej stały się symbolem Wielkopolski i zdają się być powszechnie znane (niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, że tej jest tak naprawdę jedynym swojego rodzaju archaizmem – jest to po prostu zaimek osobowy 2 osoby l.poj. ("ty") w formie wołacza), reszta słów jest natomiast dla większości osób spoza regionu zapewne zagadką – odpowiedzi dla osób ciekawskich mogę naturalnie udzielić w komentarzach.
Źródła i słowniki gwary wielkopolskiej
Gwara jest oczywiście językiem żywym i niesłychanie ciężko jest jej używać, kiedy żyje się od niej z dala. Osoby zainteresowane tematem są jednak w stanie znaleźć całkiem sporo opracowań, jakie są w stanie przekazać więcej informacji niż mój artykuł, który z racji swojego charakteru może mieć jedynie charakter czysto opisowy. Trzy z nich chciałbym polecić na początek. Pierwszą książką na temat gwary poznańskiej, jaką miałem okazję nabyć był "Słownik gwary poznańskiej. Z naszego na polski. Z polskiego na nasze" Waldemara Wierzby. Autor miał okazję odwiedzić niegdyś bibliotekę w Szamotułach i stałem się dzięki szczęśliwym posiadaczem egzemplarzu z dedykacją autora. Nakładem wydawnictwa PWN ukazał się też "Słownik gwary miejskiej Poznania", którego hasła dostępne są on-line. Osobom natomiast zainteresowanym ogólnie dialektami języka polskiego i różnicami pomiędzy poszczególnymi wariantami polecam "Dialekty i gwary polskie. Kompendium internetowe". Na stronie można znaleźć masę interesujących rzeczy – od szczegółowych językoznawczy map po nagrania opowiadań ludzi zamieszkujących rozmaite regiony naszego kraju, które jak nic innego pokazują dawną różnorodność dialektalną języka polskiego. Różnorodność, jaka w dużej mierze już zanikła i najprawdopodobniej nigdy nie da się jej odbudować. Nadal jednak mamy pozostałości gwarowe, które są częścią naszej tradycji i nadal są żywe, mimo tego, iż przez ostatnie kilkadziesiąt lat wmawiano nam, że gwara to coś gorszego, czego należy się pozbyć, z czego nie można być dumnym. Zatrzymajmy się więc czasem i poświęćmy trochę uwagi czemuś w czym tak naprawdę byli zakorzenieni nasi dziadkowie, rodzice, a w ogromnym stopniu również my. Gwara to część każdego z nas i tylko my jesteśmy w stanie sprawić, że przeżyje przez następne pokolenia.
Podobne artykuły:
Język kaszubski – nowe źródła
Najbardziej zagrożony język w Polsce – wilamowski
Słownik polsko-kaszubski jest dostępny
Język kaszubski – jedyny język regionalny w Polsce
Języki regionalne Francji – oksytański