Biorąc w swoje ręce niniejszą pozycję, nie miałem pojęcia, co mnie czeka. Nie nastawiałem się na pisanie o jej wadach i zaletach według tych samych, mało zmienianych schematów. Chciałem bowiem wprowadzić do tej formuły pewien powiew świeżości. Postanowiłem więc, że podejdę do tej recenzji w sposób, który można uznać za dość nietypowy. Mój pomysł polegał na tym, że zacznę jak u Hitchcocka, od metaforycznego trzęsienia ziemi, a dalej będzie równie ciekawie. Czy mi się to udało? Przekonaj się sam.
Z początku rzuciłem się z motyką na słońce, wymyśliłem sobie, że nauczę się zawartości całej tej publikacji w JEDEN DZIEŃ. Wiedziałem, że jest to możliwe, ale później przyszła refleksja, że musiałbym zapamiętywać jedno słowo lub wyrażenie w ciągu zaledwie 30 sekund. Takie wyniki osiągają tylko mistrzowie mnemotechnik, a ja jestem zaledwie na początku tej drogi. Stanęło na tym, że zrobię to w dwa dni, ale gdy wziąłem się do roboty, to okazało się, że nie wyrobię się czasowo i skończyłem ten dzień zapamiętaniem jedynie lub aż około 300 jednostek leksykalnych. Czyli wprowadzałem do pamięci średnio 1 słowo co 2 minuty. Ktoś mógłby powiedzieć, że wkuwałem jak uczeń przed jutrzejszym sprawdzianem. Problem jednak w tym, że nie tylko nie opierałem się na żmudnym powtarzaniu, lecz nawet go unikałem. Stosowałem bowiem trzy ważne reguły: tworzyłem w wyobraźni absurdalne scenki ze słówkami, robiłem przerwy co około godzinę i sprawdzałem swoją wiedzę po każdym rozdziale, osiągając przy tym minimum 80% skuteczności.
Z powodu zaistniałych okoliczności musiałem jednak przerwać to wyzwanie na 5 rozdziałach z 20. Stworzyło to nieoczekiwanie możliwość sprawdzenia, jak ta wiedza utrzyma się w pamięci w ciągu kilku następnych dni pozbawionych jakiegokolwiek powtarzania. Pierwszy test wykonałem po upływie jednej doby. Moje wyniki w nim wykazały co najmniej 80% poprawności. Kolejny sprawdzian zrobiłem 2 dni później i tu również liczba poprawnych odpowiedzi była zbliżona do rezultatów poprzedniego testu, choć zdarzały się takie słówka, których przypominanie przychodziło z dużym trudem. Porównując tę metodę do sposobu nauki typu zakuj-zdaj-zapomnij, widać znacznie większe korzyści z wykorzystywania tej pierwszej, a według badań naukowych zapamiętany w ten sposób materiał utrzymuje się w całkiem niezłej formie nawet przez dwa tygodnie bez powtarzania. Dodanie do tego okresowych testów znacząco zmniejsza ilość czasu, jaki trzeba poświęcić na naukę. Prawdziwa magia zaczyna się jednak wtedy, gdy jedyną rzeczą, którą wykorzystujesz do powtórek, jest twój własny mózg.
O kursie
Wrócę teraz to samego kursu. Otóż składa się on z wyróżnionej na niebiesko listy słów i wyrażeń wraz z tłumaczeniami, które są zilustrowane przykładami w języku angielskim i ich przetłumaczonymi wersjami. Dołączono do niego kilkadziesiąt ćwiczeń utrwalających słownictwo, test podsumowujący i indeks haseł z tłumaczeniami. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to brak płyty. Rzecz nieco dziwna ze względu na to, że autorzy twierdzą, iż kurs ten jest przeznaczony dla osób od poziomu A2. Tutaj teoria rozmija się z praktyką, ponieważ z taką znajomością języka wymowa bardzo wielu słów wciąż pozostawia sporo do życzenia. W przypadku języka angielskiego jest to szczególnie uciążliwe, bo zgadywanie, jak poprawnie coś powiedzieć na podstawie zapisu graficznego kończy się zazwyczaj porażką. Początkujący są więc skazani na ciągłe używanie słownika w celu sprawdzenia wymowy.
Przejdę teraz do sprawy treści. Kurs ten jest podzielony na 20 rozdziałów tematycznych, z których każdy jest zakończony zestawem ćwiczeń sprawdzających, i których kolejność wydaje się skorelowana ze stopniem trudności. Wybór najważniejszych słów i wyrażeń jest dość sensowny, zważywszy na szerokość dziedziny, jaką jest język biznesu. Biorąc pod uwagę ten fakt, uważam, że dość dobrze ustalono proporcje między łatwiejszymi i trudniejszymi pojęciami. Niestety jest pewien haczyk. Twoja znajomość słownictwa musi iść w parze z wiedzą z zakresu różnych dziedzin biznesu, ponieważ jednozdaniowy kontekst nie zawsze jest wystarczający. Na szczęście trudniejsze przykłady nie są tu zbyt częste.
Jeśli chodzi o ćwiczenia, to na szczęście nie znalazłem tu żadnych nieprzydatnych wykreślanek, które często można znaleźć w różnorakich podręcznikach. Natknąłem się za to zadania polegające na łączeniu par różnego rodzaju słownictwa, słowotwórstwie, dopisywaniu synonimów i antonimów, wypełnianiu luk z podpowiedziami i bez nich, pisaniu nowych zdań na podstawie starych oraz wybieraniu odpowiedzi w oparciu o przedstawione propozycje. Wszystkie te aktywności można podzielić na dwie grupy: takie, które polegały na tworzeniu odpowiedzi samemu i takie, które opierały się jedynie na ich wybieraniu. Z naukowego punktu widzenia bardziej efektywne są te należące do pierwszej kategorii, ponieważ wykorzystują one efekt generacji, dzięki któremu pamięta się lepiej to, co się stworzyło, a nie tylko przeczytało. Ponadto samo rozpoznanie nie daje gwarancji, że się czegoś nauczyłeś, ponieważ mózg dobrze sobie radzi z przypominaniem sobie rzeczy, z którymi miałeś wcześniej kontakt, przez co wydają ci się znajome. W tym kursie wystąpiła podobna liczba ćwiczeń aktywnych i pasywnych z małą przewagą tych drugich. Jest to akceptowalna proporcja, choć zawsze mogłoby być lepiej. Jeśli zaś chodzi o test podsumowujący, to nie sądzę, żeby odpowiadanie na pytania typu abc było dobrym wyznacznikiem zapamiętania materiału.
Niedoróbki
Przyszła pora na moją ulubioną część, a mianowicie znalezione błędy. Jak w każdej drukowanej pozycji, także tutaj znalazła się pewna ich ilość. Najbardziej urzekł mnie przykład zdania, w którym Millenium computer bug zamieniono w tłumaczeniu na komputerowy wirus roku 2000. W dobie internetu dość łatwo można odkryć, iż tłumaczy się to jako pluskwę milienijną lub problem roku 2000. Chodzi bowiem o potencjalnie katastrofalny problem, którego przyczyną był sposób, w jaki programy komputerowe sprzed 2000 roku zapisywały datę. Zrównywanie tego z wirusem to jak mylenie czarnej dziury z antymaterią.
W trakcie przerabiania tego kursu zauważyłem, że nie zawsze tłumaczenie odzwierciedla dokładnie znaczenie zdania w oryginale, choć zdarzało się to dość rzadko. Do innych znalezionych niedoróbek mogę zaliczyć literówki w polskich tłumaczeniach, drobny błąd z pozycją pola w zadaniu, wybranie przykładowego zdania z rzeczownikiem zamiast czasownikiem lub wpisanie innego, choć podobnego, znaczenia do indeksu a innego do oryginalnego hasła. Zastanawiające było też to, że w ćwiczeniach pojawiały się słówka około-biznesowe, których nie ma w kursie, a które w mojej opinii są tak samo ważne. Jeśli było to celowe działanie, to mogło chodzić o dorzucenie przy okazji dodatkowego słownictwa. Tak czy inaczej, kończy się to zwykle sprawdzaniem nieznanych znaczeń na własną rękę.
Najlepsze zostawiłem sobie na koniec. Otóż wykonałem "redakcję odwrotną", polegającą na prześledzeniu procesu powstawania tej publikacji. Na podstawie błędów i różnic w treści wydedukowałem, że najpierw wybrano słówka i wyrażenia, używając analizy korpusowej, przeszukując słowniki lub opierając się na subiektywnym odczuciu, potem znaleziono do nich przykłady po angielsku, posiłkując się różnymi źródłami, a później dokonano ich tłumaczeń na język polski. Odniosłem też wrażenie, że robiono wszystko na ostatnią chwilę, ponieważ wiele z tych błędów było łatwe do wyłapania. Wyjaśniałoby to kilka wspomnianych wyżej spraw, ale jest to tylko gdybanie, dlatego powinno się je traktować z przymrużeniem oka.
Werdykt
Moje wrażenia po zajęciu się tym kursem są dość pozytywne. Nie znalazłem zbyt wielu niedoskonałości, a zaprezentowane słownictwo spełniło moje oczekiwania. Uważam jednak, że nie jest to odpowiednia publikacja dla osób, które osiągnęły poziom A2. Osoby takie bardziej skorzystają na kursie, który podszkoli wszystkie ich umiejętności językowe. Będzie to jednak dobry wybór dla tych, którzy mają już ten B1 i którzy chcą uzupełnić swoje słownictwo lub powtórzyć je przed egzaminem bądż wykorzystaniem w praktyce. Jest tu bowiem całkiem sporo treści, która została skompresowana i przedstawiona w mocno minimalistycznej wersji, co można traktować zarówno jako wadę, jak i zaletę.
Tytuł: "Business English Najważniejsze zwroty"
Autorki: Agnieszka Otawska, Zuzanna Pytlińska
Wydawnictwo: Edgard
Poziom: A2 – B2
Ilość stron: 176
ISBN: 978-83-7788-515-4
Data wydania: 27.04.2015
Polecane artykuły:
Angielski z kryminałem + wyznania językowej monogamistki
„Japoński. Fiszki Pisz i czytaj 200 podstawowych znaków kanji”. Recenzja
"…Stosowałem bowiem trzy ważne reguły: tworzyłem w wyobraźni absurdalne scenki ze słówkami, robiłem przerwy co około godzinę i sprawdzałem swoją wiedzę po każdym rozdziale, osiągając przy tym minimum 80% skuteczności."
Mam dwa pytania.
Czy to były zupełnie nowe słówka dla Ciebie?
Czy sprawdzałeś swoją wiedzę przed przerobieniem rozdziału?
"Czy to były zupełnie nowe słówka dla Ciebie?"
Niektóre z nich znałem, ale to raczej nie miało dużego wpływu. Terminologia biznesowa czerpie także ze słownictwa ogólnego, nadając starym słowom nowe znaczenia. W tym kursie natknąłem się na wiele wyrażeń, które są mi obce, choć część słów była znajoma. Gdy się je widzi, to można zgadnąć niektóre rzeczy z kontekstu, ale w realnej sytuacji trzeba się najpierw dobrze nauczyć słownictwa, żeby móc używać go aktywnie. Ludzie mogą dużo rozumieć, a nie potrafić nic powiedzieć.
"Czy sprawdzałeś swoją wiedzę przed przerobieniem rozdziału?"
Pytanie raczej powinno brzmieć, jak wyobrażasz sobie taki test. Nie wiedząc, co zawiera ta publikacja, nie mógłbym określić, czy wiem mało lub dużo (ta dziedzina jest naprawdę szeroka). Gdybym natomiast sprawdził, ile umiem, używając do tego kursu, to zadziałałby efekt testowania (Roediger i Karpicke, 2006) i nieświadomie nauczyłbym się części słownictwa, czyli to wszystko przestałoby mieć sens.
Przytoczę ci inny przykład. Chciałem kiedyś przerobić jakiś kurs języka niemieckiego. A ten język jakoś nigdy nie chciał mi wejść do głowy, czyli prawie nic nie umiałem. Zastosowałem podobną metodę jak tutaj (różnica polegała na rodzaju mnemotechniki) i nauczyłem się tym sposobem 80 słówek w parę godzin, uzyskując w przybliżeniu 80% poprawności w ciągu następnych dni. Najciekawsze w tym jest to, że ostatni test zrobiłem po miesiącu i wciąż umiałem powyżej 50%. Ale ten wynik to zapewne zasługa tego, że użyłem metody polegającej na łączeniu scenek w kilka dłuższych historii. Inni wolą używać do tego celu pałacu pamięci, bo zapewnia większą kontrolę. W obecnym przypadku używałem jedynie dokładnie przebadanej naukowo metody słów-kluczy, bo nie miałem czasu na żadne rozbudowane mnemotechniki.I w zasadzie nie były potrzebne, bo efekt testowania wszystko wzmacnia.
@Lukasz a czy uwazasz, ze recenzowana przez Ciebie ksiazka bedzie przydatna podczas przygotowywania sie od egzaminu np. Business English Certificate?
Tego typu egzamin wymaga więcej niż jednej sprawności językowej. Najlepiej sprawdzają się tu podręczniki przygotowujące pod BEC z przykładowymi testami, ewentualnie jakieś powiązane książki o biznesowym angielskim. Wspomniana pozycja to za mało, ona jest jedynie drobnym uzupełnieniem do innych materiałów. Nie mam doświadczenia z BEC, więc trudno mi dokładniej ocenić faktyczną przydatność omawianego zestawu słownictwa.
@Lukasz dziekuje za odpowiedz 🙂
Bardzo podoba mi się ta recenzja, same konkrety, za to lubię Woofla. Przy okazji chciałabym zapytać co sądzi Pan o innych kursach tego wydawnictwa, ich podręcznikach do gramatyki i słownictwa. Ciekawi mnie spojrzenie kogoś bardziej doświadczonego 😉
Nie miałem zbyt szerokiego kontaktu z tym wydawnictwem. Wcześniej przerabiałem tylko wydany przez nich kurs podstawowy języka niemieckiego. Był on nawet dobrze przygotowany, ale z powodu tego, że ćwiczenia były tylko do dialogów i słownictwa a nie do przedstawionej na początku gramatyki, to trudno było zapamiętać te wszystkie reguły.
Wykorzystując okazję, informuję, że trochę zaniżyłem tą szybkość zapamiętywania słów. Tyczy się to bowiem głównie ostatnich paru rozdziałów, które nie wchodziły już tak łatwo z powodu zmęczenia. Aż do półmetku jedno słowo zajmowało mi zwykle od 30 sekund do 1,5 minuty (mniej więcej jeden rozdział na godzinę).
Czy te zapamietane slowa utrwalily Ci sie jakos, czy tylko potrafisz je po namysle skojarzyc? Czy potrafilbys je automatycznie wprowadzic do rozmowy w ciagu ulamka sekundy czy robisz z nich uzytek tylko po chwili zastanowienia sie? Bo gdy wymaga to jakiegos namyslu to duzej wartosci to nie ma – taka sztuka dla sztuki. Moze to wtedy byc uzyteczne przy uczeniu sie do sprawdzianow pisemnych, przygotowywaniu sie do teleturniejow wiedzy (oprocz "jeden z dziesieciu") ale nie do jezyka mowionego.
Twoje niby proste pytanie wcale takie nie jest. Rozważ poniższe kwestie:
1. Osoby, które znają języki obce, nieco wolniej formułują swoje odpowiedzi niż te, które posługują się tylko językiem ojczystym, choć różnica ta jest praktycznie niezauważalna w normalnej rozmowie.
2. Nie każdy potrafi w krótkim czasie wymyślić, co chce powiedzieć, nawet w języku ojczystym. Jeśli już mierzy się szybkość dostępu do takich słów, to trzeba porównywać ją z tym, jak ktoś mówi normalnie.
3. Każda osoba posiada zasób słownictwa, którego części używa aktywnie, a reszty pasywnie. Zależy to od stylu jej wypowiedzi, dlatego nawet znajomość danych słów nie koniecznie przekłada się na ich użycie w normalnej rozmowie. Sam znam sporo słownictwa, ale i tak pierwsze przychodzą mi na myśl te słowa, których używam częściej.
4. Jeden z nowszych eksperymentów (http://repository.ubn.ru.nl/bitstream/handle/2066/129864/2013%20reaction%20time%20paper%20Authorversion.pdf?sequence=2) wykazał, że testowanie samemu swojej wiedzy porządkuje informacje w głowie i ułatwia późniejsze przypominanie. W porównaniu do wkuwania opóźnienie w dostępie do informacji było krótsze zarówno przy pomiarach tego samego dnia, jak i po tygodniu.
5. Gdyby takie samouczki dawały płynność wypowiedzi bez konieczności przetrenowania tego w realnych sytuacjach, to ludzie nie szukaliby okazji do rozmowy z kimś, kto zna dany język. Posługiwania się językiem wymaga wielu różnych umiejętności. Te najważniejsze, czyli słuchanie i mówienie trzeba trenować osobno. Używanie przedstawionych przeze mnie technik daje do tego dobre podstawy. Swoją szybkość przywoływania informacji oceniam więc na wystarczającą, a dzięki okresowym testom sprawdzającym utrzymam ją na wysokim poziomie.