Robiąc niedawno porządki w firefoksowych zakładkach, trafiłam na ciekawy, a dawno już przeze mnie zapomniany, wygrzebany na jakimś forum dyskusyjnym tekst Leona Szkutnika "Jak nauczyć się obcego języka"?, opublikowany w jednym z wydań Wiedzy i życia z 1997 r. Autor podkreśla m. in., jak ważny jest kontakt z żywym językiem i zachęca do intensywnego oglądania zagranicznej telewizji oraz czytania gazet. Jest też kilka zdań o pozytywnej roli odpowiednio nastawionego nauczyciela, a całość kończy się konkluzją:
Nie zapominajmy jednak o rzeczy najważniejszej – przy dzisiejszej dostępności środków również praca bez nauczyciela, może z pomocą kogoś, kto zna język, ma sens.
Aż chciałoby się zakrzyknąć: ON JESZCZE NIE WIE! Zaledwie kilka lat wystarczyło, żeby Internet, wówczas jeszcze dobro luksusowe, stał się czymś powszechnym. A wraz z nim błyskawicznie rozwijające się serwisy typu YouTube, pozwalające na maksymalną personalizację oglądanych treści oraz portale umożliwiające nawiązanie kontaktu z rodzimymi użytkownikami najróżniejszych języków. Właśnie od tego momentu możemy mówić o realnej dostępności środków: nie musimy mieć kablówki, mieszkać blisko dużych bibliotek, posiadać funduszy na zagraniczne wycieczki ani ograniczać się w wyborze języka do angielskiego lub niemieckiego. Nigdy wcześniej dostęp do najróżniejszych materiałów, jak i kontakt z tzw. native speakerami, nie były tak łatwe.
Native speaker. Nie sposób odmówić temu określeniu pewnej dozy absurdu zawsze wtedy, kiedy jest używane w odniesieniu do mieszkańców krajów innych niż anglojęzyczne. Zostańmy więc przy rodzimym użytkowniku. Temat kontaktów z rodzimymi użytkownikami języków, których się uczymy, przeważnie wywołuje silne emocje i gorące dyskusje wokół najróżniejszych kwestii: od trudności nawiązania takiego kontaktu i jego użyteczności, poprzez psychologiczny aspekt dokonywania i otrzymywania korekt, aż po etykę flirtowania z osobami mieszkającymi nieraz tysiące kilometrów od nas. Na samej Woofli pojawiło się już kilka artykułów na temat różnych form wymiany językowo-kulturowej (linki na dole, pod "Zobacz także"), nie sądzę też, żeby mój tekst był ostatnim głosem w tej sprawie.
Nie poświęcę dużo miejsca na porady, gdzie szukać tych mitycznych rodzimych użytkowników, bo zrobili to rzetelnie i szczegółowo moi poprzednicy. Na pewno warto zainteresować się ogromnym i bezpłatnym portalem wymiany językowej InterPals, a jeśli bardziej niż na poznawaniu nowych osób zależy Wam na korektach Waszych tekstów, zajrzyjcie na lang-8. Nierzadko jednak zdarza się, że wartościowych partnerów do dyskusji poznajemy niejako przy okazji, zupełnie gdzie indziej. Wiele osób preferuje zwyczajne zagraniczne fora dyskusyjne bądź portale społecznościowe. Jeśli chodzi o mnie, miło zaskoczył mnie… Facebook. Polubiłam kiedyś stronę El muro de los idiomas, zrzeszającą przede wszystkim hiszpańskojęzyczne osoby uczące się innych języków, ale i pełną ciekawostek na temat samego hiszpańskiego, jego historii, gramatyki i ortografii. Napisałam któregoś dnia komentarz, który ku mojemu zaskoczeniu zebrał ponad 60 polubień i wyświetlał się jako najbardziej widoczny. Zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy okazało się, że mam dwa nowe zaproszenia do grona przyjaciół od nieznanych mi Meksykanów. Po krótkim zastanowieniu oba zaproszenia przyjęłam. Dziś stwierdzam, że to była bardzo dobra decyzja.
Zamykając okienko czatu facebookowego po kolejnej sympatycznej i najnaturalniejszej w świecie rozmowie z meksykańskim kolegą, próbowałam przypomnieć sobie, jakie uczucia towarzyszyły mi, kiedy nawiązywałam pierwsze kontakty z hispanohablantes. Powiedzmy sobie szczerze, dominowały wśród nich różnego rodzaju wątpliwości i obawy, które na szczęście okazały się w dużej mierze niesłuszne, a przynajmniej wyolbrzymione. Z tego co słyszę i czytam, wielu Polaków podziela podobne obawy, dlatego spróbuję skonfrontować je z rzeczywistością, przefiltrowaną oczywiście przez własne doświadczenia. Oto główne czynniki filtrujące (plusy w nawiasach postawiłam przy czynnikach ułatwiających sytuację wymiany językowej, a minusy przy utrudniających):
– uczę się hiszpańskiego (+, język jest popularny)
– preferuję dialekt meksykański (+, dialekt jest popularny, a Meksykanów dużo)
– jestem Polką (-, mało osób wie, gdzie leży Polska, a jeszcze mniej chce się uczyć naszego języka)
– jestem kobietą (+, wystarczy założyć konto, a pojawiają się pierwsze wiadomości, w dodatku jakaś 1/4 z nich jest "na temat")
– mam już zagospodarowane życie uczuciowe (-, portale wymiany językowej mają wiele cech portali randkowych).
A oto owe popularne obawy, które stały się też moim udziałem, a które niemal całkowicie rozwiały się w kontaktach z Meksykanami:
1. Jestem Polakiem / Polką, więc nikt nie zainteresuje się mną jako partnerem do wymiany językowej, bo nikt nie uczy się polskiego.
Cóż, faktycznie niewiele osób na świecie uczy się polskiego jako języka obcego. Wszelkie deklarowane zainteresowanie kończy się zazwyczaj na: "Wow! Jaki ten twój język fajny, taki egzotyczny, musisz mnie kiedyś go nauczyć". Nie trzeba się tym jednak nadmiernie przejmować, bo to, co w teorii miałoby być wymianą językową, w praktyce przeważnie sprowadza się do sympatycznych rozmów na tematy wszelakie w języku, którego to my się uczymy. Pierwszy regularny kontakt, jaki udało mi się nawiązać przez Interpals, zaczął się od wysłanej mi przez pewnego Meksykanina wiadomości o treści mniej-więcej: dziękuję za odwiedzenie mojego profilu, chętnie pomogę ci w hiszpańskim, napisz mi coś o swoim kraju. Możecie wierzyć lub nie, ale on autentycznie chciał się dowiedzieć, jak się aktualnie żyje w Polsce, jacy są Polacy, czym charakteryzuje się nasz język itd. I nie był jakimś szczególnym polonofilem, po prostu nie kłamał, pisząc na swoim profilu, że lubi poznawać inne kultury.
Korespondencja oczywiście rozwijała się wielowątkowo. Ucieszyłam się, kiedy mój rozmówca wyznał, że jest miłośnikiem światowego kina – skłoniło mnie to do prób zrewidowania własnego przeświadczenia, że nasz kraj nie ma nic wartościowego do zaoferowania w tej dziedzinie. Z przyjemnością wydobywałam z otchłani skrzywionej pamięci polskie filmy, które zrobiły na mnie duże wrażenie i podsuwałam mu tytuły takie jak "Pora umierać", "Rewers", "Mój rower" i pomagałam w wyszukiwaniu angielskich napisów. Po co to o tym wspominam? Właśnie po to, żeby pokazać, że nawet jeśli druga osoba nie uczy się polskiego, wymiana zawsze będzie dwustronna. Bo na portalach wymiany językowej, jak wszędzie indziej, za każdym razem mamy do czynienia z konkretnym człowiekiem, który ma swój unikalny zestaw zainteresowań i potrzeb, wychodzących daleko poza kwestie nauki języka.
Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam osobom nieprzekonanym rozprawić się z pierwszą powszechną obawą. Czas na następne:
2. Nawet jeśli ktoś jakimś cudem będzie chciał mi pomóc w nauce języka, to przecież nie mogę go traktować jako darmowego korepetytora. Skąd mam wiedzieć, czy właśnie nie nadużywam cierpliwości rozmówcy?
Ten problem bardzo szybko "sam się rozwiązuje" w praktyce: zaczynam z kimś korespondencję i już wiem, że chodzi przede wszystkim o wymianę myśli z drugą osobą, nauka języka odbywa się gdzieś w tle, przy okazji. Sytuacja imitująca szkolną lekcję byłaby nie tylko uciążliwa dla naszego rozmówcy, ale też niemiłosiernie nudna dla obu stron. Nie znaczy to oczywiście, że nie należy zadawać pytań czy dzielić się własnymi wątpliwościami lingwistycznymi. Rodzimy użytkownik języka odpowie nam chętnie i zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą. Jak zadawać pytania, aby uniknąć różnorodnych pułapek? Odpowiedzi udzieli Wam artykuł z zaprzyjaźnionego bloga: w wersji polskiej i w wersji hiszpańskiej.
3. Mam do czynienia z osobą z zupełnie innej kultury, mojej znajomości języka jeszcze sporo brakuje do perfekcji. Co będzie, jeśli kogoś niechcący urażę?
To zupełnie naturalna obawa, w dodatku chyba w równym stopniu dotycząca nas, jak i naszego rozmówcy. (Wychodzę z założenia, że nie warto podejmować jakichkolwiek interakcji z osobami, które nie są w stanie zrozumieć, że ewentualne niezręczności mogą być obustronne i wynikać wyłącznie z niewiedzy bądź czysto językowego nieporozumienia). Na portalach, gdzie deklaruje się swój poziom znajomości języka, warto go nie przeceniać, nawet biorąc poprawkę na to, że się go odrobinę zaniży – zawsze człowiek potem czuje się bezpieczniej np. w sytuacji, kiedy w języku hiszpańskim zrobi małą literówkę i niechcący z formy "ty" przejdzie na "pan/pani" (pół biedy) albo na odwrót (znacznie gorzej). Jednak przy odrobinie wyobraźni i empatii, najlepiej w połączeniu z dużą dawką poczucia humoru, problem wzajemnego "urażania" w zasadzie przestaje istnieć.
Dość optymistycznie wyszło, prawda? W zamian możecie podzielić się Waszymi obawami, zarówno tymi potwierdzonymi, jak i rozwianymi.
Zobacz także:
Za co kocham lang-8.com i gdzie szukać przyjaciół
Jak w praktyce wygląda poszukiwanie partnera językowego
Garść (nie)poważnych refleksji na temat programu Erasmus
Szwedzie, porozmawiaj ze mną! Refleksje przedwyjazdowe
Surfowanie między kanapami
Czy Polak może (na)uczyć się hiszpańskiego meksykańskiego?
Meksykanie i ich język: prawdy, półprawdy, ćwierćprawdy i słówka-jokery
Cieszę się widząc Twój nowy artykuł. 🙂 Na chwilę obecną skomentuję jednak krótko i wybiórczo. Osobiście nigdy nie miałem żadnych obaw, więc żadnych obaw nie rozwiałem… 😛
Fakt, że jesteś Polką, jest wielkim plusem. Polacy bardzo podobają się Latynoskom, więc przypuszczam też, że Polki się podobają Latynosom. Tylko, że trzeba ten wielki plus umieć wykorzystać. Nasza polskość (słowiańska uroda, ale też zwyczajnie odległość geograficzna, nowość itp.) wywrze znacznie większe wrażenie, jeśli skorzystamy z niejęzykowego portalu do nawiązywania kontaktów, na którym ludzie nie przywykli tak bardzo do rozmów z ludźmy z innych krajów… Innymi słowy, musimy zagłębić się w środowisko lokalne, a nie w środowisko międzynarodowe.
Z różnych powodów używanie portali wymiany językowej jest, z czasem się upewniam we wniosku, pozbawione sensu. O innym i równie ważnym z powodów pisałem ostatnio tu: https://woofla.pl/peterlin-8-cienie-nauki-jezykow-rzadkich/#comment-20299
Ja jestem mężczyzną i mam tak samo…
To co opisujesz, jest logiczne dla języka polskiego, ale w języku hiszpańskim potencjalnie może zadziałać na odwrót:
– Jeśli w języku hiszpańskim przejdziesz z uprzednio zwyczajowego dla Was dwojga tuteo na ustedeo, to znaczy, że się dystansujesz i rozmówca może uznać, że się obraziłaś, że nagle zmieniłaś ton na agresywny, lub coś w tym stylu.
– Przeciwnie zaś, jeśli przejdziesz z usted na tú, to zrozumie, że próbujesz się przybliżyć tj. zwiększyć zaufanie, co przecież jest pozytywne… Na portalach do poznawania ludzi ustedeo jest jednak rzadkie i się zdarza częściej u osób z obszarów intensywnego ustedeo, które zwyczajnie na ty nie zwykły się zwracać do swoich znajomych w realu.
O ile Polakowi może się wydawać, że przechodzienie niechcący z Ty na Pan jest raczej niegroźne, a z Pan na Ty owszem groźne, po hiszpańsku może się okazać wręcz przeciwnie! Zdarza się, że młodzi ludzie zwracają się do osób dużo starszych w zaufaniu na Ty, w sytuacjach dla mnie po polsku nie do pomyślenia. Jeśli jednak z kimś, z kim normalnie jesteśmy na Ty, nagle przejdziemy na Pan, rozmówca uzna to za wyraz agresji.
To ciekawe, co piszesz o tej różnicy w przechodzeniu na tú i usted w języku polskim i hiszpańskim. Tak się zaczęłam zastanawiać, czy i w polskim czasami nie mamy do czynienia (choć o wiele rzadziej) z podobną sytuacją: przypomniało mi się jedno (polskie) forum dyskusyjne, na którym przez parę lat się udzielałam i tam wszyscy podłapaliśmy manierę przechodzenia na pan/pani, jeśli chcieliśmy się zdystansować do rozmówcy, z którym normalnie byliśmy na ty, a już w sytuacji konfliktu to zawsze. Ale nie wiem, jak często takie coś ma miejsce, piszę o tym wyłącznie w ramach ciekawostki.
Pamiętam, jak tuż po mojej rejestracji na Interpals napisał do mnie Argentyńczyk, który właśnie zwracał się do mnie usted, choć był niewiele młodszy. Poczułam się dziwnie, ale jakby nigdy nic, odpisałam mu na tú, a on – już nie pamiętam, czy podchwycił tú, czy przeszedł na vos, w każdym razie z usted zrezygnował 🙂
A z tą literówką to autentyczna sytuacja, całkiem niedawno zdarzyło mi się napisać bodajże mire zamiast mira. Zwykły pośpiech w stukaniu w klawiaturę, ale było sporo śmiechu, bo na szczęście trafiam na wyrozumiałych i niespiętych rozmówców.
Trzebaby być kłębkiem nerwów, żeby za jakieś mire wtrącone gdzieś w chat(?) się od razu zdenerwować, albo z kontektu rozmowy musiałoby wyniknąć, że coś się spina. Przy czym owszem miałem sytuacje, że w obrazie przechodzono ze mną na usted. Piszę tu o pewnym zjawisku typowym w języku hiszpańskim (chciałem dodać, że nie musze dodawać, że mówię po kolumbijsku, ale skoro nie muszę dodawać, to nie dodałem…), ale też bez popadania w przesadę. Temat form traktowania jest trochę złożony. I nie uwierzysz, pisząc komentarz dodałem, że coś takiego zdarza się i w polskich dyskusjach internetowych, ale wykreśliłem to z komentarza dla skrócenia. To jest raczej normalne w języku mówionym Kolumbii, podczas gdy w Polsce widziałem jedynie kilka razy w sporach internetowych; widać nie czytałem tamtego forum.
Ciekawe, że używasz mirá/mire! To jest moje powiedzenie; w Kolumbii najbardziej typowe w dialekcie caucano-valluno.
Hehe, czyli i Ty się spotkałeś z czymś takim w języku polskim! Widać że się zdarza, choć niekoniecznie często 🙂
Nieee, właśnie używam "mira", tylko palec mi się omsknął, i napisałam "mire" 🙂 A że rozmówca młodziuteńki, to tym bardziej wyszło zabawnie.
Znalazłem przed chwilą taką prackę odnośnie mojego ulubionego dialektu: http://cvc.cervantes.es/lengua/coloquio_paris/ponencias/pdf/cvc_murillo.pdf
Większość badanych miesza aż trzy różne formy (tuteo, ustedeo i voseo) w rozmowie z jedną i tą samą osobą w zależności od sytuacji emocjonalnej! Przykłady 6 i 7 pokazują przechodzenie na usted przy robieniu komuś wyrzutów, o którym pisałem.
A tutaj przykład 9 z wyrażeniem mira/mire – jak wspomniałem wyżej jest ono powszechne w dialekcie caucano-valluno:
D → C: Mira, hubo un cambio en el horario.
Integrantes: (…) (discusiones)
D → C: ¡Mire, entonces para que lo copie y se lo dé a la última hora!
"aż po etykę flirtowania z osobami mieszkającymi nieraz tysiące kilometrów od nas" – to chyba było o Yana Para Puyu 😛
Ja bym nie był tak kategoryczny co do tych źródeł szukania partnerów językowych. Pamiętam wchodzenie na lokalne czaty i często moje próby pisania w obcym języku nie spotykały się z żadną reakcją. Najlepiej w ogóle, jeśli te kontakty zawiązują się spontanicznie – no, ale niestety, nie do każdego języka mam taki spontaniczny kontakt zawiązany 😉
Tak. Z kobietami z Ameryki Południowej i Karaibów się fantastycznie flirtuje. 🙂
Wyobrażam sobie, że jednak nie zaczynasz tych chatów od słów "nie flirtuj ze mną – to nieetyczne!". Nie wiem, jak inaczej wytłumaczyć Twoje niepowodzenia.
Tak, to było nawiązanie do Waszej wymiany zdań. Ale ja w tym temacie jestem bezstronna 🙂
Odniosę się do pierwszego pytania. Faktycznie liczba osób uczących się polskiego nie jest ogromna i większości są to nasi wschodni słowiańscy sąsiedzi, a dla nich jesteśmy w stanie sporo zaoferować, ponieważ zazwyczaj uczą się naszego języka, aby do Polski przyjechać pracować/studiować/mieszkać itp., więc zależy im aby opanować co w dobrym stopniu. w zamian za to można podszlifować swój rosyjski 😉