O blogu "All Japanese All The Time" (http://www.alljapaneseallthetime.com – w skrócie AJATT) usłyszałem po raz pierwszy już jakiś czas temu i pamiętam, że z początku nazwa mnie trochę odstraszyła. Przede wszystkim dlatego, że nie miałem w planach nauczenia się języka japońskiego – nie oczekiwałem więc, iż znajdę tam wiele interesujących rzeczy dla człowieka, który próbuje szlifować na razie coś innego. Dopiero po jakimś roku odkryłem ile cennych wskazówek można tam znaleźć. Jakkolwiek najwięcej informacji blog ten dostarczy osobom uczącym się japońskiego, to inni też znajdą tam wiele BARDZO cennych wskazówek. Wszak nauka każdego języka obcego ma w sobie wiele podobnych aspektów.
Autorem bloga jest niejaki Khatzumoto, człowiek, który w wieku 21 lat zaczął uczyć się japońskiego i po 18 miesiącach władał nim na tyle biegle, że otrzymał pracę w Tokio gdzie obecnie mieszka. Dokonał tego nie uczęszczając na żadne zajęcia z tego języka, bez podręczników i nie będąc w tym czasie w samej Japonii. I w samym wstępie do bloga pisze, że nie jest jakimś specjalnie uzdolnionym człowiekiem, który ma talent do nauki języków. Klucz tkwi bowiem w użyciu właściwej metody. A ta, którą opracował Khazumoto wydaje mi się najskuteczniejszą z możliwych. Otóż autor bloga postanowił po prostu zachowywać się jak Japończyk. Całkowicie zmienił swoje otoczenie – zaczął oglądać wyłącznie japońską telewizję, słuchać japońskiej muzyki, wchodzić na japońskie strony internetowe, czytać japońskie książki, mówiąc do siebie po japońsku – nie zmienił swoich nawyków, jedyne co zmienił to język którym się posługiwał podczas robienia tych rzeczy. I co najważniejsze – starał się by to co robi sprawiało mu radość. Dlatego zrezygnował chociażby z czytania nudnych czytanek na rzecz filmów anime, które były jego pasją, a gdy to się nudziło zawsze mógł zacząć nawet grać w grę komputerową – ważne by była w japońskiej wersji językowej. Dodatkowo wspomagał się przedstawionymi po krótce w poprzednim poście systemach SRS, wstukiwał do nich zdania, które uważał za szczególnie ważne – na blogu szczegółowo opisał nawet sposób w jaki z tego korzysta.
W praktyce metoda jaką wypracował Khazumoto jest trudna do wykonania akurat w takim stopniu w jakim on ją stosował – nie każdy jest w stanie ograniczyć kontakt ze światem ojczystym tylko po to by nauczyć się języka. Ale nawet jeśli nie jesteśmy w stanie zanurzyć się całkowicie w obcym otoczeniu to warto wyciągnąć pewne wnioski z tego co autor AJATT osiągnął. Może warto od tej chwili przerzucić się wyłącznie na strony obcojęzyczne? Może zamiast czytania informacji na polskim serwisie zacząć regularnie czytać The Times, Frankfurter Allgemeine Zeitung czy Kommiersanta? Może warto ustawić przeglądarkę Google na wybraną wersję obcojęzyczną? Obejrzeć film bez napisów? Przeczytać książkę na interesujący cię temat w obcym języku? Zagrać w grę komputerową bogatą w obce dialogi (trudno mi przecenić dobroczynny wpływ gry Starcraft na poznanie przeze mnie podstaw angielskiego)? Może właśnie warto zacząć robić te wszystkie rzeczy w języku, którego się uczysz? W dobie internetu wykonanie czegoś takiego jest prostsze niż myślisz. Trzeba tylko podjąć decyzję, że od tego momentu zacznę WSZYSTKIE rzeczy robić w innym języku ograniczając użycie polskiego do niezbędnych sytuacji (dialog z panią w sklepie czy własną rodziną w obcym języku nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem). A im szybciej taką decyzję podejmiesz tym lepiej.
AJATT to mój ulubiony blog językowy. Przeczytałam go chyba od deski do deski i stosuję się do wielu rad. Na początku też go omijałam, bo uczyłam się francuskiego, a nie japońskiego. Całe szczęście w końcu postanowiłam go poczytać. To był strzał w 10!
Cieszę się widząc, że nie jestem jedynym, który ujrzał potencjał jaki tkwi w AJATT 🙂
Ciekawe rzeczy tu piszesz i czuję przez skórę,że to może być bardzo dobra metoda.
Czasem nie uświadamiamy sobie rzeczy oczywistych dopóki tego nie usłyszymy(przeczytamy) od kogoś innego.
Dzięki 🙂
Sama metoda moim zdaniem jest genialna, ale wymaga naprawdę sporo samozaparcia.
Jak to możliwe, że dopiero dziś przeczytałem ten post?! I wiesz co ja o tym myślę… 😀
Ja stosuję tę metodę do nauki hiszpańskiego. W kompie mam programy po hiszpańsku, polski film oglądam góra raz na miesiąc, polskie radio słyszałem w ostatnich latach może w sklepie, zerwałem nawet większość starych znajomości, by się zadawać tylko z hiszpańskojęzycznymi i na wszelkie możliwe sposoby robię to codziennie. Staram się nawet na codzień nie myśleć po polsku. Pisząc ten post jednocześnie słucham kolumbijskich piosnek. To, że czytam ten polskojezyczny blog to jedna z poważnych niekonsekwencji, ale w sumie to pisuję też na forach hiszpańskojęzycznych i czytam ichnie blogi.
Mi ta metoda się dobrze sprawdza i w sumie też nie korzystałem z podręczników – gramatyka jest opisana w internecie, a do NICZEGO innego podręcznik nie jest już potrzebny.
Natomiast co chyba ważniejsze chce skomentować kwestię samozaparcia, bo metodę Karolu sam streściłeś. Brzmi strasznie: ZMIEŃ ZNAJOMYCH! Od dziś cokolwiek chcesz wyszukać, szukasz w języku obcym! Zakaz polskiej telewizji! (Najwyżej wiadomości, by wiedzieć co się dookoła dzieje) Ale tak na prawdę to jest interesujące i wciągające. Po jakimś czasie używanie języka obcego jest tak odruchowe i naturalne, jak odruchowe jest używanie języka ojczystego. To naprawdę nie jest kwestia samozaparcia, chciałbym mieć w czymkolwiek takie samozaparcie, ale to nie samozaparcie, tylko przyzwyczajenie…
Tak, wiem co o tym myślisz 🙂
Właśnie Ty jesteś najlepszym przykładem i w sumie jedynym (obok autora AJATT), o którym dane mi było słyszeć.
Co do kwestii zmiany znajomych: pozwolę się nie zgodzić. Kocham języki obce, ale nie potrafiłbym całkowicie zmienić mojego otoczenia do tego stopnia, póki oczywiście mieszkam w Polsce. Wydaje mi się, że warto zachować pewien umiar – dobrzy przyjaciele często potrafią więcej wnieść do życia niż nawet 50 języków. Natomiast co do wyszukiwania informacji w języku obcym to się w pełni zgadzam – tak naprawdę niewiele czasu zajmuje by przywyknąć do codziennego korzystania z zagranicznych źródeł zamiast polskich. Problem tylko w tym, że niewielu ludzi ma odwagę przejść przez etap zderzenia się z czymś kompletnie nieznanym.
Z tymi znajomymi, to oczywiście wszysto w ramach rozsądku… Być może wyraziłem się niejasno, lub to trochę przerysowałem. Chodzi raczej o to, by szukać nowych, mówiących w języku, którego się uczymy. Natomiast jak się znajdzie takie już osoby, to jakoś w sposób naturalny życie osobiste coraz bardziej i bardziej zmienia swój język i w końcu faktycznie obracamy się w świecie nowojęzycznym. Myślę, że o ile uczymy się języka ludzi, którzych kultura nas interesuje, a nie uczymy dla sztuki nauki lub ładnego CV, to jest to interesujące i również rozwijające.
Niestety w dzisiejszych czasach ludzie bardzo często uczą się właśnie wyłącznie dla ładnego CV, w ogóle nie interesując się kulturą danego kraju. Sprostowanie natomiast jak najbardziej przyjmuję 🙂
Przed przystąpienie do nauki języka obcego warto sprawdzić jakim typem ucznia jesteśmy, czy czuciowcem, słuchowcem a może wzrokowcem, ustalenie tego pozwala ułatwić proces nauczania.
Tutaj jest tabelka, która pozwala określić jakim jesteśmy uczniem http://lingolab.pl/blog/jakim-jeste%C5%9B-typem-ucznia
Jestem słuchowcem – tyle mi owa tabelka powiedziała. Niekoniecznie dała mi odpowiedź na to co mam z tym zrobić – jak zresztą większość blogów prowadzonych przez szkoły językowe (swoją drogą jest tylu dobrych blogerów prywatnych – dlaczego ich nie zatrudnią zamiast osób, które ewidentnie nie znają się na tym o czym piszą). Tak poważnie to uważam, że koniec końców i tak trzeba robić to samo – czytać, pisać, słuchać, mówić. W przeciwnym razie będziemy albo analfabetą, albo osobą prawie głuchą.
Witam, bardzo fajny blog 🙂
Zapraszam na http://www.urusai.pl , tworzony jest tam dział z recenzjami!
Właśnie poszukują osób, które piszą recenzje anime, zachęcam 😉
Recenzja anime które lubisz na pewno się tam znajdzie 😀
Ciekawa tabelka, choć czasem ciężko odpowiedzieć. Wyszło mi:
88,(8)% czuciowiec
11,(1)% słuchowiec
Przy jedynej odpowiedzi, którą wybrałem na słuchowca wahałem się, czy nie wybrać czuciowca. Zastanawiam się jak ma się to przełożyć na metodę nauki języka. Na myśl przychodzi mi tyle, że naprawdę NIGDY nie rozwiązuję ćwiczeń, wolę dane konstrukcje gramatyczne przećwiczyć już w akcji. Z tabelki wnioskuję, że to typowe dla czuciowców. Samą gramatykę też wolę wyłapywać w akcji niż brać z teorii. Jak sprawdzam czy coś jest poprawnie napisane, to tak naprawdę głównie zastanawiam się jak mi to brzmi (brzmi, nie wygląda), w drugiej kolejności patrzę na zgodność rodzajów, czasów itd.
Na stronie napisane jest tylko tyle, że czuciowiec najlepiej uczy się czując lub doświadczając. Nie wiem, czy czuciowce są liczni, czy też należą do rzadkości, ale wydaje mi się, że komuś takiemu mogłoby być ciężko uczyć się tradycyjnymi metodami przez setki nudnych ćwiczeń, definicji do wykucia, sztucznych nagrań do odsłuchania, durnych wypracowań do napisania. Osobiście mam ochotę się z tego wyrwać i od razu kompletnie zanurzyć w języku, a wszystko odnaleźć już w nim w akcji w realu.
Jedyne wnioski jakie wyciągnę to, że tradycyjne metody nauki zdecydowanie nie są dla czuciowców, oraz, że warto się sprawdzić tą tabelką.
Drogi Karolu, tabelka określająca jakim typem ucznia jesteś ma Ci tylko pomóc w określeniu jakich zmysłów powinieneś używać, żeby uczyć się skuteczniej.
Jeśli jesteś słuchowcem powinieneś zwrócić uwagę na ten właśnie zmysł. Mogą się okazać pomocne w nauce nagrania mp3, słuchanie zagranicznego radia w drodze do pracy. Możesz spróbować czytać książki na głos, nagrywać to co czytasz i odsłuchiwać, to też jest interesująca metoda i fajnie brzmi gdy słyszysz swój własny głos.
Oczywiście nie ma się co oszukiwać, przez samo słuchanie nie nauczysz się dobrze języka obcego.
Najlepiej jest zaangażować wszystkie swoje zmysły w proces uczenia się. Chodzi o to, żeby samodzielnie określić którym zmysłem przyswajamy język najskuteczniej i poświęcić temu więcej uwagi.
Dla czuciowców polecam wyjazd za granicę gdzie rozmawia się językiem obcym. W ten sposób nauczysz się najszybciej. Można też brać udział jako aktor w sztukach teatralnych odgrywanych w obcym języku.
Ja tylko dodam, że ten wpis jest chyba dla Autora poniekąd tak zwanym strzałem w stopę? Jeśli czytelnicy dadzą się przekonać tej metodzie, to temu blogowi, pisanego w j. polskim, ubędzie odbiorców…
Oczywiście żartuję, bo tak świetny blog jest wart śledzenia przez cały czas. Dopiero dzisiaj go znalazłam, powoli i uparcie czytam niemal wszystkie opublikowane dotychczas przez Ciebie artykuły i mam nadzieję, że jeszcze długo będą pojawiać się nowe. Pozdrawiam!
Co do tej metody… W jakim stopniu powinnam znać język, na który się chcę przerzucić? Bo jakoś nie wyobrażam sobie oglądania filmów czy czytania książek w języku, którego znam tylko podstawy.
Hmmm… Ja to w bardzo dużym stopniu stosowałem, w ostatnim czasie natomiast byłem za bardzo niekonsekwentny i już oglądam polską telewizję itd., a zwłaszcza spędzam czas w polskim internecie… :/
Myślę, że przerzucać się można w tak dużym stopniu na jaki nam znajomość języka pozwala już od początku. Ja też na początku niewiele rozumiałem, ale jeśli otaczam się źródłami na wyższym poziomie języka niż mój, uczę się, a jeśli źródłami na moim poziomie, nie uczę się niczego nowego i stoję w miejscu…
Zajrzałem na blog AJATT, ale jest "incomprehensible". Nie chodzi mi bynajmniej o język, ale o śmieszne "życiowe", pseudopsychologiczne i pseudofilozoficzne porady, których udziela autor. I wbrew temu, co o sobie pisze, z bloga wyziera wręcz jego poczucie wyjątkowości.
Fajna stronka.
A gdybyś chciał nauczyć się hiszpańskiego to serdecznie zapraszam: http://www.hiszp-szczecin.ehost.pl
Pozdrawiam!
Moją pasją też jest oglądanie anime choć na razie z napisami ale dzięki temu rozumiem co dokładnie mają na myśli i sama znam już wiele zwrotów i słówek. Nawet w pewnym sensie mogę stwierdzić iż jest to w miarę łatwy język,a dzięki ciągłemu wysłuchiwaniu go, utrwaliła mi się jego wymowa. Jedyną wadą jest nauka kanji, bo hiragina i katakana są szybkie do nauczenia bo obydwa mają po 46 znaków, ale już kanji aż ponad 2 tysiące. Słyszałam, że ponoć na japonistyce uczy się po dwa znaki dziennie no i wiadomo ciągłe powtarzanie poprzez ćwiczenia pisemne. Ja najprawdopodobniej też wybiorę się na ten kierunek dlatego będę mieć aż pięć lat na poznanie całkowicie języka i kultury kraju kwitnącej wiśni. A co do bloga to bardzo chętnie przeczytam i również muszę pochwalić twój jako, że naprawdę potrafisz wypowiedzieć się z wielu perspektyw dzięki czemu mogę na wiele spraw spojrzeć zupełnie inaczej 😉
A słyszeliście o metodzie 5S? Zacząłem z niej niedawno korzystać i muszę powiedzieć że są już pierwsze efekty. Metoda ta ma na celu aktywizacje pamięci długotrwałej. A robi się to poprzez połączenie nauki z uczuciami. Np gdy zobaczymy coś niespotykanego np nisko przelatujący samolot, wywoła on uczucia które sprawią że zapamiętamy to wydarzenie do końca życia. Podobnie jest z nauką języków przy wykorzystaniu tej metody.
jak moge sciagnac ten program na mp3 prosze o wyjasnienie
Ta metoda AJATT to po prostu "wyjazd zagraniczny", który dzieje się w naszej głowie 🙂 Wyjazd do innego kraju jest najbardziej efektywną formą nauki, gdyż spotykamy się z wybranym językiem na co dzień (warunek: spotykamy się z rodzimymi użytkownikami danego języka, a nie np. z Polakami).
Mówimy tutaj o imersji czy submersji językowej? W przypadku całkowitego zanurzenia się w języku gdy takiego języka w ogóle nie znamy nauka mija się z celem. Jest to jedynie wystawienie (ekspozycja) na język, a nie aktywna nauka. W przypadku gdy dany język już trochę znamy, to ma to sens, ale nie powinno się ograniczać tylko do ekspozycji. Aby proces nauki mógł się zainicjować, nauka musi być aktywna, a nie tylko pasywna.
To co tutaj przeczytałem rzuciło mi zupełnie nowy obraz na to co robiłem wcześniej, dzięki !