Na treść powyższej grafiki składają się autentyczne wypowiedzi internautów na temat języka szwedzkiego i jego domniemanej trudności. Aby nie być już do cna stronniczą, zamieściłam jeden cytat mający wydźwięk pozytywny, choć przyznaję, że w losowej próbie wyszukiwania był to wynik zdecydowanie rzadszy. Uśmiech na twarzy gwarantowany, choć tylko do pewnego stopnia. Skąd w polskim społeczeństwie bierze się tak silne przekonanie co do nieprzystępności niektórych języków, nawet tych indoeuropejskich, a więc najbliższych nam kulturowo? Choć pytanie stanowiące tytuł tego artykułu może wydać się naiwne pod względem szansy uzyskania nań odpowiedzi, spróbuję przybliżyć niektóre mity dotyczące trudności języka szwedzkiego.
Podsumowaniem tego przydługiego wstępu niech będą znane już stałym czytelnikom artykuły Karola sprzed paru lat, dotyczące względności pojęć najłatwiejszy/najtrudniejszy język świata. Pozwolę sobie zacytować poniżej fragment jednego z nich, zawierający esencję jego przekazu:
„Przyjęło się, że na świecie istnieje zapewne ok. 6000 języków. Czy naprawdę ktoś potrafi powiedzieć, że chiński jest trudniejszy od języka indian Navajo, arabski od atajalskiego (używanego w północnej części Tajwanu) a polski od tamilskiego? Czy ktokolwiek zna wszystkie języki świata, żeby obiektywnie na to pytanie odpowiedzieć? Czy ktoś wie jakie kryteria należy przyjąć by takowy język wybrać? Czy może nie jest tak, że język z pozoru łatwy, ale wymierający jest w istocie trudniejszy do nauczenia niż język pozornie bardziej skomplikowany, ale posiadający mnóstwo użytkowników i całkiem szeroką gamę materiałów dydaktycznych?”
Postrzeganie poziomu trudności danego języka jest więc czymś dalece subiektywnym. To wypadkowa naszych życiowych doświadczeń, predyspozycji intelektualnych, a nawet fizycznych (słuch, wrażliwość układu nerwowego), nastawienia, postaw, wzorców i miliona innych czynników pośredniczących. Sprawa ma się nieco jak ze stresorami. W 1967 roku, dwaj psychiatrzy – Holmes i Rahe – opracowali skalę mierzącą nasilenie stresu w życiu badanej jednostki w ciągu poprzedzającego wywiad roku. Lista 43 wydarzeń życiowych, ze starannie wyliczonymi "jednostkami stresu" odpowiadającymi każdemu z nich, była zamknięta, z góry ustalona, sztywna i niewrażliwa na cechy indywidualne różnych życiorysów. Za najbardziej stresującą uznano śmierć współmałżonka (100 jednostek stresu), zaś śmierć innego członka rodziny "wyprzedzona" została zarówno przez rozwód, jak i separację. Krytyka skali sama ciśnie się na usta i do dziś pozostaje przedmiotem rozgległych dyskusji psychologicznych. Dlaczego więc, w przypadku języków obcych, tak łatwo "przyjąć nam za dobrą monetę" mity dotyczące ich hierarchicznie ułożonej trudności, tudzież trudności jednostkowej w ogóle?
JAK JĘZYK ELFÓW
Naturalnie nie twierdzę, że rzesza ludzi uważa język szwedzki czy inne języki skandynawskie za najtrudniejsze na świecie. To chwalebne (i często pochopnie nadawane) miano zazwyczaj dotyka języków azjatyckich, afrykańskich (a więc jak najbardziej odległych Europie), lub też wręcz przeciwnie – słowiańskich (co wynika z pewnej podświadomej i wyimaginowanej dumy Polaków. Ostatnio widziałam na facebooku nowy popularny fanpage „I speak Polish. What’s your superpower?” – lajkowany przez polskich native’ów – serio?…) W całej tej dygresji zmierzam do intuicyjnego założenia, na którym oprę dalszą część mojego wywodu. Języki skandynawskie uznawane są, jeśli nie za jedne z „najtrudniejszych” na starym kontynencie (zwłaszcza, jeśli ktoś je myli z ugrofińskimi, ale to inna bajka…), to na pewno noszą łatkę „najbardziej egzotycznych” spośród języków germańskich. „Znam niemiecki, ale ze szwedzkim/norweskim/islandzkim mi coś nie idzie” – oto przykład stwierdzenia, które słyszę i widuję w sieci najczęściej.
JAKBY KTOŚ PRÓBOWAŁ POŁKNĄĆ GORĄCEGO KARTOFLA
Lecz czy to właśnie nie przynależność do rodziny języków germańskich powinna stanowić podstawowy plus i "zielone światło" dla nas – narodu germanizowanego przez wieki – i w pewien sposób germanizowanego nadal, poprzez upowszechnioną (i często wymuszaną) naukę języka niemieckiego w szkołach?
Uczulam przy okazji na powszechne (błędne) przekonanie (zwłaszcza u ludzi będących na bakier z historią powszechną), a raczej brak świadomości tego, że to ludy germańskie wpływały na ukształtowanie języka angielskiego – nie odwrotnie. Zatem zgrabniejsze logicznie jest stwierdzenie, iż to angielski jest podobny do szwedzkiego, a nie szwedzki do angielskiego.
Co więc przeraża w szwedzkim, skoro schemat budowy czasów gramatycznych powinien być dla nas intuicyjny (wskutek znajomości łaciny czy innych języków germańskich), podobnie jak niektóre obszary leksykalne?
JAK JAZDA NA KOLEJCE GÓRSKIEJ
Ta "wrzuta" na szwedzki spodobała mi się akurat najbardziej, być może dlatego, że wiele w niej całkiem sympatycznej prawdy. Szwedzka fonetyka, bo ona zwykle spędza kursantom sen z powiek, rzeczywiście może dawać nam czasem uczucie pędzenia na szalonym rollercoasterze.
Dwa zjawiska, które każdy uczeń szwedzkiego napotka na swojej drodze prędzej czy później (nawet bez wskazania językoznawczego) to akcent akutowy (AT1) i grawisowy (AT2), bez których nigdy nie upodobnimy się do współczesnych wikingów.
O ile pierwszy z nich przypomina linię melodyczną języka niemieckiego i angielskiego (wyraźne opadanie tonu pod koniec wyrazu), to ten drugi składa się już z dwóch "przycisków" akcentowych (mocniejszego i słabszego) w obrębie jednego wyrazu. Oznacza to tyle, że ton najpierw opada, by potem nieznacznie wznieść się wyżej. W początkowym etapie nauki wystarczą dobry słuch i godziny naśladownictwa, aby bez zbędnych regułek móc zapamiętać kiedy należy go bezwzględnie użyć. Chyba nikt z nas nie chciałby pomylić "ducha" z "kaczką", a to właśnie może się stać, gdy nie będziemy umieli usłyszeć różnicy pomiędzy AT1 a AT2.
JAK CHIŃSKI
Ogólna i uniwersalna rada, jaką mogę dać początkującym miłośnikom języków skandynawskich dotyczy więc maksymalizacji czasu poświęconego na ćwiczenie rozumienia ze słuchu i czytania na głos. W początkowej fazie warto zużyć na to zdecydowanie większą część zasobów intelektualnej energii, nawet kosztem leksyki czy gramatyki. Brzmi wariacko, jednakże pamiętajmy, że posiadane zaległości w identyfikacji znak-dźwięk nawarstwiają się i w przypadku tego języka bywają szczególnie niebezpieczne. Powód jest bardzo prosty. Pomimo powiększającego się zasobu słownictwa, utrwalać będziemy nieprawidłowe wzory wymowy, co może doprowadzić do znacznego upośledzenia komunikacji ze Szwedami. Jeśli nie będziemy wyczuleni na najmniejsze niuanse, takie jak zamiana samogłoski długiej na krótką, możemy nieświadomie używać słów niezgodnie z ich znaczeniem (taka sama pisownia plus inna wymowa równa się ogromny błąd i towarzyska katastrofa – zwłaszcza przy niedostatecznych danych kontekstowych).
Aby pielęgnować dobre nawyki fonetyczne na bieżąco, wcale nie trzeba wielkiego poświęcenia. Wystarczy kilka sekund spędzonych na stronach typu forvo.com, gdzie przy nauce każdego nowego słowa warto sprawdzić jego wymowę w postaci nagrań rodzimych użytkowników danego języka. Przy każdej pozycji podany jest region kraju, z którego pochodzi osoba użyczająca swojego głosu. Pozwoli to na szybkie rozróżnienie dialektów i wybranie tego, który nas interesuje.
JAK MUZYKA
Inną, bardzo przyjemną metodą, którą sama stosuję, jest… śpiewanie. O dziwo jest wówczas o wiele łatwiej uzyskać odpowiednią długość głosek, czy poprawnie odwzorować dźwięk. Jeśli nie podejdą nam do gustu szwedzkojęzyczne przeboje country (Szwedzi mają gigantyczny wkład w historię współczesnej muzyki, ale niestety mocno zangielszczony), to możemy uciec się do piosenek dla dzieci (świetne kompozycje znajdziemy chociażby w audycji Fem myror är fler än fyra elefanter, o której wspominałam tutaj).
Należy jednak pamiętać, że to, co na pierwszy rzut oka wydaje się katorżniczym aspektem danego języka, może być tak naprawdę jego najpiękniejszą i najbardziej relaksującą zaletą. Osobiście uwielbiam dążyć do jak największej poprawności odwzorowania melodii języka szwedzkiego, rozkoszuję się jego brzmieniem i ekscytuję się swoimi postępami.
Nie należy zapominać, że wiele języków posiada swoje własne niuanse fonetyczne, często nawet mniej oczywiste i przyswajalne niż w przypadku któregokolwiek z języków skandynawskich.
Następująca równocześnie mniej lub bardziej intensywna nauka innych aspektów języka, tj. umiejętności komunikacyjne, słownictwo i zasady gramatyczne traktuję tu raczej jako istotne w sposób oczywisty, niezależnie od przyswajanego narzecza. Fonetyka jest tym obszarem języka szwedzkiego, który w najbardziej powszechny i stereotypowy sposób oddaje jego trudność.
Podsumowaniem i niejako przewrotną odpowiedzią na tytułowe pytanie niech będzie komentarz jednej z moich dalszych koleżanek, który pozostawiła ona na moim prywatnym facebooku, pod jednym z linków do moich artykułów na Woofli. Niniejszym prezentuję wam jego pełną treść, w pełni pokrywającą się z moim własnym stanowiskiem w tej sprawie:
„Piękny język. I łatwy.”
(A teraz przepisać sto razy na kartkę i powtarzać do znudzenia).
Polecam do zapoznania się/Korzystałam z…
- Szulc, A. (1992) Gramatyka dydaktyczna języka szwedzkiego. Kraków: Wydawnictwo UJ.
Zobacz też…
Co przyjdzie z słuchania radia przez godzinę dziennie
Od czego zacząć naukę języka obcego?
Dlaczego nauka szwedzkiego jest teraz łatwiejsza niż kiedykolwiek (Część II)
Ile jest tonów w języku chińskim – mandaryńskim i w jaki sposób na siebie oddziałują?
Karolino, bardzo zaciekawił mnie Twój artykuł, a szczególnie treść akapitu: „Jak jazda na kolejce górskiej”.
Na gorąco przeczytałem na Wikipedii http://pl.wikipedia.org/wiki/Fonologia_j%C4%99zyka_szwedzkiego#Akcent_toniczny o co chodzi z akcentem grawisowym i akutowym. Akcenty, o których wspomniałaś na pierwszy rzut oka przypominają mi tony języków azjatyckich. Dla mnie ton jednak nie istnieje, puki go nie 'zobaczę' 😉 . Nie zapamiętam go, dopóki nie przypiszę sylabom liczb odzwierciedlających ich relatywne poziomy częstotliwości.
Akcent akutowy: do złudzenia przypomina mi ton języka szanghajskiego, który na swoje potrzeby nazywam siódmym „7” (żeby nie 'myliło' mi się z 0,1,2,3,4,5 i 6-tym tonem języka kantońskiego).
Jeśli towarzyszy pierwszej sylabie jakiegoś „słowa”, to mogę go ‘rozetrzeć’ (angielskie: spreading) na kolejne 2, 3 lub 4 sylaby (o ile tworzą one z pierwszą sylabą wspólną sekwencję). Posługując się metodą pięciolinii (o której wspominałem artykule: https://woofla.pl/ile-jest-tonow-w-jezyku-chinskim-mandarynskim-i-w-jaki-sposob-na-siebie-oddzialuja/ )
słowo ‘latać’po szanghajsku: można zapisać w postaci: 飞 fi52
(gdzie 5- oznacza najwyższy głos na skali, a 2-‘umiarkowanie niski’); ale na swoje potrzeby zapisuję to słowo jako: 7fi; i zapamiętuję, że słowu ‘latać’ odpowiada liczba 71 (bo jest jedna sylaba)
słowo ‘samolot’ (dosł.: latająca maszyna): można zapisać:飞机fi5 ci2 lub 7fi ci
i zapamiętać, że słowu ‘samo-lot’ odpowiada liczba 72 (bo składa się z dwóch sylab)
‘lotnisko’: (dosł. latać maszyna plac)
飞机场 fi5 ci4 zank2 lub 7fi ci zank
i zapamiętać, że słowu ‘lot-nis-ko’ odpowiada liczba 73 (bo 3 sylaby).
Wbrew pozorom praktycznie nie istnieje nic łatwiejszego do zapamiętania niż liczba dwucyfrowa.
Gdybym uczył się szwedzkiego, to pewnie do słowa ‘ka-czor’ anden ‘dopamietałbym’ liczbę 72, bo an5 den2 lub 7anden.
Natomiast akcent grawisowy (w nieco uproszczonej wersji): najbardziej przypomina mi ton języka szanghajskiego, który nazywam dziewiątym "9".
np.: słowo ‘natychmiast’ (dosł.: na koń, a właściwie 'koń na')
马上 młu2 zank4 lub 9młu zank
sekwencję tonów słowa 'natych-miast' zapamiętałbym w postaci liczby 92 (bo składa się ono z dwóch sylab)
Analogicznie szwedzkiego: ‘du-cha’ (an2 den4) zapisałbym w postaci 9anden i ‘dopamiętał’ do niego liczbę 92.
Podsumowując; akcent szwedzkiego słowa – 'ka-czor' zapamiętałbym już za pierwszym razem w postaci liczby 72, a 'du-ch' 92, ani razu nie słysząc wcześniej wymowy tych słów. To takie moje szanghajskie spojrzenie na ten "problem" 😉 .
Wbrew pozorom w tym szaleństwie jest metoda 😉
Bardzo fajnie maja sie te Twoje sylaby i cyferki do tego, co pisal nasz wielki "bajkopisarz" Henryk Sienkiewicz w "Potopie", jak to prosty Kmicic zza drzewa Szwedow podsluchal, ze zamierzaja ogromna kolubryne pod Czestochowe przywiesc. Widocznie wtedy znano szybsze i mniej skomplikowane metody nauki szwedzkiego, lub to Szwedzi po kilku miesiacach obecnosci w Rzeczypospolitej do perfekcji opanowali nasz trudny jezyk, zeby dac sie Kmicicowi podsluchac. Kiedys to byly czasy…
Odpowiedzialem na komentarz Michala, ktory w tym czasie zniknal. Jakies problemy techniczne!
Chyba tak, bo go nie usuwałam. A tak mi się podobał. 🙁
A w Trylogii takie nieścisłości są właśnie najpiękniejsze. Gdyby Kmicic nie był takim poliglotą, to kto wie, jak by się to wszystko skończyło?!
Przepraszam Cię Night Hunterze, ale musiałeś opublikować swój wpis dokładnie w momencie, kiedy wyrzuciłem do kosza swój. Nie byłem zadowolony z niego już od momentu napisania. Bez szerszego kontekstu i dokładniejszego wyjaśnienia jego treść wprowadza niepotrzebne zamieszanie, z którego nic nie wynika. Dlatego bijąc się z myślami i widząc, że jeszcze nikt na szczęście nie zdążył go skomentować uznałem, że najlepiej będzie go jednak usunąć. Skoro jednak mleko się rozlało – pojawił się Twój komentarz, to trzeba je spić z blatu, dlatego z niesmakiem, ale jednak go przywróciłem. Przepraszam za zamieszanie.
O moim ulubionym pisarzu Sienkiewiczu jeszcze się wypowiem, ale przyznam, że 'najmniej dziki' Potop podobał mi się zawsze najmniej z całej Trylogii i po pierwszym hobbistycznym przeczytaniu go jakoś na granicy podstawówki i gimnazjum nigdy już doń nie wracałem. Muszę znaleźć dokładnie ten fragment w książce i ewentualnie zobaczyć, co na ten temat napisał Julian Krzyżanowski.
Jesteś Michał osobą obłędnie zafascynowaną językami chińskimi, oczywiście w sensie w 100% pozytywnym. Podobnie ja jestem zafascynowany moimi dziwnymi językami. Tak więc jeśli wśród regularnych bywalców Woofli jest iluś fascynatów, ale każdy na swój własny zestaw języków, ni stąd ni z owąd nagle pod artykułem o języku szwedzkim pojawia się komentarz o tonach języka szanghajskiego, lub o intonacji w karaibskich dialektach hiszpańskiego i w językach keczuańskich. Takie komentarze mogą mieć niewiele do rzeczy, ale biorą się stąd, że o języku szwedzkim nie mam pojęcia, podczas gdy odnośnie pewnych języków mam swoje obserwacje i przemyślenia, lub też potok płynących myśli… Mam nadzieję, że się @Karolina nie gwniewa :-). Trochę się pohamuję również.
@Night Hunterze
Odnalazłem fragment z "Potopu", o którym wspomniałeś http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/potop-tom-drugi.html :
(te numerki to kolejne wersety drugiego tomu)
"— Słyszałem w Wieluniu, że są tacy, którzy namawiają jego królewską mość Karola Gustawa, ażeby klasztor jasnogórski zajął… Czy to prawda?
1648
— Ekscelencjo! klasztor leży blisko śląskiej granicy, i Jan Kazimierz snadnie od niego zasiłki mieć może. Musimy go zająć, aby temu przeszkodzić… Jam pierwszy zwrócił na to uwagę i dlatego jego królewska mość mnie tę funkcję powierzył.
1649
Pozory, KłamstwoTu Wrzeszczowicz urwał nagle, przypomniał sobie Kmicica siedzącego w drugim końcu izby i podszedłszy ku niemu, spytał:
1650
— Panie kawalerze, rozumiesz po niemiecku?
1651
— Ani słowa, choćby mi kto zęby rwał! — odpowiedział pan Andrzej.
1652
— A to szkoda, bo chcieliśmy do rozmowy zaprosić.
1653
To rzekłszy, zwrócił się do Lisoli:
1654
— Jest tu obcy szlachcic, ale po niemiecku nie rozumie, możemy mówić swobodnie."
Kmicic podsłuchiwał zatem rozmowę prowadzoną po niemiecku (cokolwiek to słowo wtedy oznaczało). W tamtym czasie "Lud ognisty" zwany Niemcami był powszechnie na usługach polskich magnatów (ale również m.in. pierwszego z cudownie ocalałych Dymitrów w czasie Dymitriady w Państiwe Moskiewskim). Ci doskonale posługujący się bronią palną muszkieterzy, artylerzyści oraz pikinierzy byli piechotą o żelaznej dsycyplinie i niezachwianej wierności, nic dziwnego, że jako nieprzekupni żołnierze nie raz stanowili straż przyboczną. Warto wspomnieć, że do "Niemców" zaliczano nie tylko żołnierzy z kilkudziesięciu państewek i księstw z terenów dzisiejszych Niemiec, ale również Duńczyków czy Szwedów. Jakim językiem, albo mową opartą, na którym dialekcie się posługiwali między sobą żołnierze z jednej chorągwi, ale często z różnych części germańskiej częsci europy? To dobre pytanie. Nie wiem czy ktoś interesował się czym była ta swoista lingua franca? W większości powieści z wątkami militarnymi z tamtych czasów porozumiewanie się między sobą nie jest problemem. Zarówno w Trylogii Sienkiewicza, powieściach o Kacprze Ryxie Mariusza Wollnego, czy "Mikaelu Karvajalce" (autorstwa Fina – Miki Waltariego) nie zauważyłem, by porozumiewanie się między żołnierzami było wielkim problemem. Może po prostu ten język nie był tak wysublimowany, nie było tak wiele słów w użytku? Łatwo je było opanować.
Wracając do tematu, Kmicic mógł znać niemiecki, którym posługiwali się 'spiskowcy' z karczmy, zwłaszcza, że jeden z nich był dyplomatą cesarskim, a drugi jedynie najemnikiem szwedzkim pochodzącym z Czech. Czy ich niemiecki mógł być na tak wysublimowanym poziomie, by Andrzej Kmicic zaznajomiony z żołnierzami obcego autoramentu nie mógł go zrozumieć?
Wydaje mi się, że trochę błędnie patrzymy dzisiejszymi oczyma na czasy przedstalinowskiej Polski. Wcześniej Polska była wręcz krainą różnorodności. W każdym choćby średnim zamku (np: Tykocinie pod dzisiejszym Białymstokiem)w skład garnizonu i załogi cywilnej wchodziło, jeśli mnie pamięć nie myli, chyba z 16 nacji: Polacy / Lechici, Rosjanie (właściwie Moskwicini), Rusini, Litwini, Kozacy, Tatarzy, Szkoci, Niemcy, Węgrzy, Żydzi i.inni (może Siedmiogrodzianie, może Mołdawianie, Białorusini, Janczarzy tureccy?). Języki były w tamtym czasie wszechobecne. Popatrzmy jakie słowa były w użytku okresie panowania ostatnich pięciu królów (przed czasmi kmicicowskiego Jana Kaziemierza; (tak tak wiem; że Batory był 'tylko' mężem Króla Polski Anny Jagiellonki. Poniżej przytoczyłem (korzystam ze słowniczków Mariusza Wollnego z pierwszych 4-ech tomów przygód Kacpra Ryxa )słowa i ich pochodzenie, któe były w owym czasie w użytku na obszarze Rzeczypospolitej (pominę ogrom łacińskich słów):
czasy panowania Zygmunta Augusta (ostatniego Jagiellona):
bene = dobrze (włoskie; matką powyższego króla była Bona Sforza); boćwiana = burak(ruskie);
celestat = strzelnica (niemieckie); coup de grâce = dobicie z litości (francuskie); ćhawo = chłopiec (romskie); Ćhindo Bało = Polak (romskie); Ćhuri = nóż (romskie), dank = podziękowanie (niemiecki); Deweł = Bóg (romskie); drajfus = trójnóg (niemieckie); farfura = wyroby fajansowe(tureckie); gadźo = nie-Cygan (romskie); goj = niewierny (hebrajskie); indermach = oficyna (niemieckie); kało graj = czarny koń (romskie); kaman = azjatyckie łuk refleksyjny (tureckie); lafa = żołd (tureckie); maiolica = naczynia fajansowe wyrabiane wg. wzorów arabskich i hiszpańskich na Majorce (włoskie); piano nobile = reprezentacyjne pierwsze piętro w pałacach magnackich (włoskie); postamt = urząd pocztowy (niemieckie);
pochodzącego z Francji Henryka Walezego: auberge = gospoda (francuskie); benissimo = doskonale (włoskie); bien = dobrze (francuskie); château = zamek (francuskie); clé = klucz (francuskie); diametr = średnica (greckie); dziardyn = ogród (francuskie); fen = dziedzina wiedzy (arabskie); finta = zwód, pozór (włoskie); horrible = okropny (francuskie); impossible = niemozliwe (francuskie); strzechsten = kamień probierczy do złota (niemieckie); touché = trafiony (francuskie); werda = okrzyk straży: stój kto idzie? ( niemieckie);
czasy panowania Stefana Batorego: achcza = moneta (tatarskie); bakszysz = łapówka (perskie); bat'ko = ojczulek (ukraińskie); buńczuk = sztandar turecki (tureckie); burnus = opończa z kapturem (arabskie); burzany = wysokie zarośla stepowe (ukraińskie); buzdygan = (podobny do buławy) (tureckie); chadzka = ukraińska wyprawa wojenna (ukraińskie); choroszo = dobrze (ukraińskie); cyt(y)war = korzeń lub nasienie (arabskie); czajka = kozacka łódź wojenna (ukraińskie); czausz = poseł (tureckie); chutor, futor = osada zdala od wsi(ukraińskie); czaban = pastuch (ukraińsko – tatarskie); dragoman = tłumacz (arabskie); dur = stój! (ukraińskie); durak = dureń (ukraińskie); dum(k)a = pieśń kozacka (ukraińskie); fe/irman = rozkaz (tureckie); giaur = niewierny (tureckie); hajdamaka = rozbójnik (tureckie); jasyr = niewola u Tatarów i Turków (tureckie); karawanseraj = zajazd (perskie); Lach = Polak (ukraińskie); liman = płytka zatoka (tureckie); mołojec = Kozak (ukraińskie); misiurka = czepiec kolczy 'hełmo – kolczuga' (arabskie); murza (tatarskie) lub mirza (perskie) = tytuł 'szlacheckie' na bliskim wschodzie; murzyk = szlachetka tatarski (tatarskie); nouveau riche = nowobogacki (francuskie); piszczel = samopał (ukraińskie); pomyłuj = zlituj się (ukraińskie); priedatiel = zdrajca (rosyjskie); rakło = chłopiec nie-Cygan (romskie); reis = kapitan okrętu (tureckie); ryć = niedźwiedź (romskie); snadżak = wojewoda prowincji (tureckie); skomoroch = niedźwiednik – kuglarz (ukraińskie); szpion = szpieg (rosyjskie); tamga = herb tatarski (tatarskie); ułus = namiotowa wieś tatarska (tatarskie);
czasy Zygmunt III Wazy; chiffre = szyfr (francuskie); jesziwa = wyższa szkoła dla rabinów (hebrajskie); kirkut )do niemeickiego Kirchof) cmentarz żydowski; bejsojlem / bejsakwores = cmentarz żydowski (jidysz); werdiury = arrasy krajobrazowe (z francuskiego vert)
;
W owych czasach naprawdę nie było dziwne, że ktoś znał chociażby częściowo kilka języków (a przy najmniej pojedyncze słowa) bez zaglądania do podręcznika i konwersacji z native speakerem w szkole językowej 😉 .
W dzisiejszym jezyku polskim jest nie mniej zapozyczen, szczegolnie lacinskich i niemieckich, a ostatnio jeszcze i angielskich, ale to nie znaczy, ze np. Szwed znajacy dodatkowo te trzy wymienione jezyki moglby nas zrozumiec. Ale nie chodzilo mi wcale o sprawy merytoryczne, przeczytawszy Twoj komentarz z pozaznaczanymi cyferkami tonami w slowach podzielonych na sylaby, co pewnie jest metoda bardzo wskazana przy takich jezykach, przypomniala mi sie przypadkiem owa scenka z "Potopu"( akurat z filmu) i na tle Twego podejscia do szwedzkiego bardzo rozbawila. Stad ten zartobliwy komentarz. A to co piszesz dalej o jezykach i narodach na dworach w dawnej Rzeczypospolitej to oczywiscie prawda, dziwi mnie tylko spora liczba zapozyczen cyganskich, bo o tym narodzie dosc malo jest wzmianek w naszej historii. Dzieki za tak rzetelna odpowiedz, choc powtarzam, ze to byl tylko zart! Pozdrawiam!
Nie chodzi mi tylko o zapożyczenia, ale o samo funkcjonowanie tych słów na każdym kroku wynikające ze wszechobecnośc różnych nacji. Dziś w Polsce, w której 99.9% osób mówi po Polsku nie ma tego kilmatu. W tamtych czasach każda 'nacja' miała swoją specjalność: Polacy mogli mieć ziemię, ale nie mogli zajmować się handlem, Żydzi na odwrót, Cyganie zajmowali się drobnymi naprawami, Niemcy prowadzili drukarnie itd.. Nie było sposobu, żeby 'uniknąć' żywego kontaktu z językami obcymi. Żadna z nacji nie była samowystarczalna, m.in. ze względu na prawa jakimi podlegały.
Może zbyt poważnie zabrałem się do odpowiedzi na Twój post, ale po prostu mam wrażenie, że wiele osób (zwłaszcza polonistów) bardzo spłyca interpretację Trylogii i nie docenia twórczości Henryka Sienkiewicza. Nie jest to w żadnym wypadku przytyk do Ciebie – Night Hunterze. Wiem, że to był żart. W powyższych postach po prostu myślałem 'na głos'.
Od wielu lat jestem fanem twórczości Sienkiewicza, a czasy Trylogii. a zwłaszcza ich militarne aspekty przez lata bardzo mnie interesowały, choć dziś jest to raczej uśpione hobby. Sam byłem ciekaw, czy opisana przez Ciebie scena jest kwestią niezgodności fabuły, bo nie zauważyłem tego, w trakcie lektury "Potopu" (choć było to bardzo dawno temu).
Wiem, że takie niuanse i nieścisłości w treści mogą spowodować u czytelnika powieści poczucie niesmaku. Do dziś pamiętam, jak w pewnym trzeciorzędnym kryminale "Na tropie Damiana"
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/93500/na-tropie-damiana
rozwiązanie zagadki opierało się na błędzie w fabule. Nie pamiętam o co dokładnie chodziło, chyba o to, że jeden z bohaterów dysponował wiedzą, którą mógł zdobyć tylko w wyniku 'podsłuchania' rozmowy osób, które mówiły w języku, którego wspomniana osoba nie znała. Bardzo podobna sytuacja do tej z Potopu. We wspomnanym kryminale jednak strasznie zepsuło to właściwie całą książkę. Czytelnik lubi zagadki, jeśli jednak rozwiązanie akcji jest niezgodne z fabułą, to czuje się po prostu zrobony w konia przez autora. Ja po lekturze "Na tropie Damiana" miałem ochotę wyrzucić tę książkę przez okno.
Pozdrawiam
To bardzo ciekawe! Niektóre słowa, które w polskim są zapożyczeniami tatarskimi, występują we współczesnym języku kirgiskim (w innych językach turkijskich pewnie też). Np. акча [akcza] to pieniądze, a тамга [tamga] – litera, ale też znak rodowy.
Ciekawy artykuł :-).
O mitach i wyobrażeniach związanych z "łatwymi" i "trudnymi" językami, oraz względnością problemu była mowa w artykułach Karola i nawiązanych pod nimi dyskusjami, momentami nieco zaognionymi.
Niemniej, nie dalej niż przedwczoraj argumentowałem hiszpańskojęzycznej dziewczynie chcącej nauczyć się języka polskiego, że polski będzie znacznie trudniejszy, niż angielski i francuski, które już zna. Oczywiście trudniejszy dla Niej. Odwrotnie miałaby się sprawa, gdyby była Rosjanką. Stąd też mnie dziwi Twoje @Karolina stwierdzenie, że szwedzki jest łatwy, podobnie jak głęboko dziwią mnie te tłumy Polaków twierdzących, że hiszpański jest łatwy. Dla Polaka "łatwe" będą inne języki słowiańskie, bynajmniej nie szwedzki, lub hiszpański. Argument, że byliśmy germanizowani jest raczej wątły.
Inna sprawa, że wielu hiszpańskojęzycznych uznaje język polski za jakiś strasznie trudny bynajmniej nie przez fakt, ile grup deklinacji w nim jest do opanowania (do tego nigdy nie doszli), lecz przez to, że pierwszego dnia nie mogą wymówić "cześć". Wierzą przez to, że polski jest trudny, zanim się dobrze dowiedzą dlaczego ewentualnie trudny mógłby być [oczywiście to nadal pojęcie względne].
Wymowa każdego języka obcego jest trudna do nauczenia się. Zjawiska typu iloczas (tj. długie i krótkie samogłoski) występują jednak choćby i w języku angielskim. Sporadycznie w języku angielskim (np. contrast – czas. lub rzecz.) i hiszpańskim różnie położony akcent zmienia znaczenie wyrazu; rozumiem, że w języku szwedzkim jest to zjawisko szczególnie nasilone codzienne, w zasadzie brzmi to dla mnie bardzo zachęcająco, uwielbiam takie rzeczy. Stąd też mam od paru już lat ochotę na jakiś egzotyczny język tonalny; i w rodzinie indoeuropejskiej można jednak zaobserwować ciekawe zjawiska związane z akcentem, lub intonacją.
Spójrzcie ludzie tutaj:
http://liceu.uab.es/~joaquim/phonetics/fon_esp/variacion_fonetica_espanol.html#variacion_patrones_melodicos_esp
Jak widać na wykresach pod powyższym linkiem w języku hiszpańskim pytania zwykle wieńczy wznosząca intonacja, lecz nie w dialektach karaibskich, w których to pytania brzmią raczej podobnie jak zdania twierdzące. Pamiętam jak lata temu w hałasie dyskoteki Kubanka stoi przede mną i coś do mnie mówi. Było głośno, wypowiedziała zapewne z 5 wyrazów na sekundę (tempo naturalne; w nagraniach zdarzało mi się naliczyć i do 9 wyrazów na przestrzeni 1 sekundy), ale problem nie tylko w tym, że nie zrozumiałem ani jednego słowa, ale że nie wiedziałem, czy to zdanie twierdzące, czy pytające. Tak więc strzela słowami jak z karabinu maszynowego (to brzmi bardziej jakby karabin maszynowy nauczyć strzelać po hiszpańsku), patrzy się na mnie, a ja nie wiem, o co biega, chce mi coś powiedzieć, a może o coś się pyta. To było dosyć dla mnie niezręczne; aż mi kto inny "przetłumaczył" z hiszpańskiego na hiszpański o co biega. Patrząc się na widniejące pod tym linkiem wykresy intonacji nic nie budzi we mnie takiej trwogi, jak wykresy z Hawany. Niech się Portorykańczycy schowają :-D. Wybrzeże Kolumbii mówi w wariantach karaibskich, ale jestem daleki od twierdzenia, by te były jakieś najtrudniejsze. Już mi obrzydło czytać, że "hiszpański jest dla Polaków najprostszym językiem", oraz jaka to hiszpańska wymowa jest łatwa bo ktoś się z książeczki Edgarda w godzinę jej "nauczył".
A jak się ma sprawa w językach nieindoeuropejskich? Weźmy języki keczuańskie (choć wolę wypowiadać się o ich gałęzi "2C"). Co prawda iloczas występuje tylko w językach z gałęzi "I", brak też tonów itd. Trzeba nauczyć się jednak nowej intonacji, innej niż indoeuropejska. O tym, czy zdanie jest twierdzące, pytające, rozkazujące, a może wykrzyknieniowe [nie do końca mi się podoba, że muszę tak je nazwać] decydują kwestie gramatyczne. Ponieważ większość użytkowników keczua jest dziś dwujęzyczna nie będzie raczej rażącym błędem kopiowanie naszej hiszpańskiej intonacji. Sprawa jest dla mnie mimo to problematyczna. Nie dostrzegam jakiegokolwiek racjonalnego powodu, by używać na piśmie znaków "?" oraz "!", a jednak się ich używana podobieństwo języka hiszpańskiego. Czy powinienem używać tez znaków otwarcia "¿" i "¡"? Najchętniej w ogóle bym ich nie używał, bo jaki mają sens jeśli ani nie wnoszą informacji, ani choćby nie koniecznie odzwierciedlają intonację? Odwrotnie niż w języku hiszpańskim, w którym to właśnie intonacja decyduje, czy twierdzimy, pytamy, a może krzyczymy. Chat jest nieco niedbałą ortograficznie formą wypowiedzi, tak więc eksperymentalnie nieco chatowałem w keczua zadając pytania bez znaków "?" i nie zrobiło to jakiejkolwiek różnicy.
Ciekawiłby mnie tu komentarz @Michała Nowackiego, gdyż wiem, że w piśmie chińskim tych naszych znaków używa się od bardzo niedawna. Czy są do czegoś potrzebne? Jaki jest sens ich użycia? Każdy język rządzi się swoimi regułami i nie trzeba bezmyślnie kopiować nas Europejczyków.
Co możesz mi @Karolina powiedzieć o intonacji w języku szwedzkim?
No cześć. Zawsze, gdy widzę, że zostawiłeś jakiś komentarz, to od razu spodziewam się interesującej dyskusji. ; )
Być może nie zaznaczyłam tego jasno w artykule (pisałam go będąc pod presją czasu i snu), ale zmierzałam do ogólnego wniosku dot. naiwności, względności i bezużyteczności posługiwania się terminami "łatwy/trudny". Dlatego koniec artykułu jest lekko na tym polu hipokrytyczny (hipokryzyjny?), ponieważ "opowiadam się" po jednej ze stron. De facto chodzi tu trochę o podświadomą projekcję naszych własnych porażek na polu nauki danego języka, właśnie na wypowiadanie się (niby obiektywne) w temacie jego trudności (choć nie istnieją ŻADNE obiektywne ku temu wskaźniki). Ty mówisz o ogólnych 'czynnikach indywidualnych' ('gdyby była Rosjanką -> przyswoiłaby polski itd.), zaś ja mówiąc o tym, że uważam szwedzki za "łatwy" tak naprawdę mówię ni mniej ni więcej niż "Z powodów X,Y i Z, nauka szwedzkiego idzie mi jak po maśle, uwielbiam ją, chłonę jak gąbka". XYZ są w tym momencie nieistotne. Ważne, że kojarzę proces nauki szwedzkiego z przyjemnością, łatwością, odprężeniem, błyskawicznym zapamiętywaniem, "drygiem" etc. I możesz tak myśleć nawet o najbardziej pokręconym dialekcie hiszpańskiego, albo o języku xhosa.
Co do intonacji, szwedzki posiada dwie jej rodzaje: wyrazową i zdaniową. Wyrazową można w zasadzie krótko podsumować w tym, co napisałam już o AT1 i AT2. Wyrazowa ma oczywiście wpływ na intonację całego zdania i również nie jest taka oczywista jak np. w języku polskim, gdzie znak zapytania jest wyraźnie słyszalny. W zdaniach oznajmujących ton po prostu opada pod koniec zdania (zazwyczaj zaraz po wyrazie, który przekazuje w zdaniu najważniejszą informację – ten ma ton 'podwyższony'). Pytanie o uzupełnienie, co ciekawe, także ma intonację opadającą (chociażby "ile masz lat?"). I tu jest chyba ta główna różnica między polskim a szwedzkim. Pytanie o rozstrzygnięcie ma już intonację o wyraźnym wzniesieniu się tonu pod koniec.
To jest super odpowiedź :-). Dzięki!!!
@Yana Puru Puyu
Wywołany do tablicy spróbuję zwięźle odpowiedzieć.
Rzeczywiście użycie niektórych znaków przestankowych w językach azjatyckich wydaje się zbędne, nic nie wnoszące i czasem rzeczywiście się ich nie stosuje.
Chyba najbardziej popularna / uniwersalna konstrukcja pytająca w japońskim to ….ますか。Jest zakończona kropką, a nie znakiem zapytania, bo tak właściwie かmówi o tym, że to jest pytanie.
A jak jest w chińskim? Tę odpowiedź podzielę na dwie części. Dla języka mandaryńskiego i kantońskiego. Na początek uwaga ogólna, to czy coś jest pytaniem czy nie, wynika ze składni i dodatkowych elementów gramatycznych m.in. partykuł.
W swoim artykule o tonach tylko wspomniałem, że intonacja zdaniowa w języku mandaryńskim istnieje, ale raczej nie warto o nią kruszyć kopii, bo często jest tylko skutkiem obecności różnych elementów gramatycznych, których same już ‘jestestwo’ decyduje o tym, że jest to na przykład pytanie.
O akcencie zdaniowym zainteresowani mogą przeczytać w poniższym pdf'ie, to tylko kilka stron (str. 44-48), ale dają one pewne (niepełne) wyobrażenie.
http://ia700404.us.archive.org/30/items/FSI-StandardChinese-StudentTexts/FSI-StandardChinese-ResourceModule-StudentText.pdf str. 44-48.
A jak jest z pytaniami?
Weźmy proste (ale trochę sztuczne przykłady).
A他on來przyjdzie這裡tutaj。
B他on來przyjdzie嗎czy?
C他on 來 przyjdzie啊’więc mówisz, że’?
D他on 來 przyjdzie [czy] 不nie來przyjdzie?
E他on來przysz-了-edł沒有’czy jeszcze nie’?
F他on昨天wczoraj 來 przyszedł, 還是czy明天jutro來przyjdzie?
G他on 今天 dziś來 przyjdzie, 你呢?a ty?
H他on 也też 來przyjdzie, 好dobrze/ ok嗎 czy?
I連na-他on 也-wet 沒nie 來przyszedł, 對吧prawda?
Więc intonacja jest
opadająca w: A, D, E, G(w obu członach)
rosnąca w: B i C (całe zdanie C jest wymawiane w niższym pasie / rejestrze częstotliwości niż B), H, I
rosnąca w pierwszym, opadająca w drugim członie: F
INTONACJA W JĘZYKU MANDARYŃSKIM NIE ZMIENIA TONÓW; tony są po prostu dobrze skontrastowane: jest jeden płaski (pierwszy), jeden rosnący (drugi), dwa opadające (czwarty i pierwsza część tonu trzeciego; ale czwarty opada z poziomu 5 >1, a trzeci z 2>1, różnią się więc znacznie diapazonem (czyli liczbą stopni na skali częstotliwości jaką pokonują).
A jak jest w kantońskim? (Moje ulubione pytanie 😉 )
Weźmy TE SAME ZDANIA; tak będą wyglądać na papierze:
A佢on嚟przyjdzie呢處tutaj。
B佢on嚟przyjdzie嗎czy?* Da się tak powiedzieć, ale używa się raczej zdania D, lub zamiast 嗎 wstawia się: 係唔係呀?;係咪呀?,啱唔啱呀?lub 咩?! (ale ten ostatni wariant mocno zabarwia emocjonalnie zdanie)
C佢on 嚟 przyjdzie呢’a propos’?
D佢on 嚟 przyjdzie [czy] 唔nie嚟przyjdzie呀?
E佢on嚟przysz-咗-edł味’czy jeszcze nie’呀?
F佢on琴日wczoraj 嚟 przyszedł, 或者czy聽日jutro嚟przyjdzie呀?
G佢on 今日 dziś嚟 przyjdzie, 你呢?a ty?
H佢on 都też 嚟przyjdzie, 好dobrze [czy] 唔 nie dobrze好 呀czy?
I佢on 都nawet 冇nie 嚟przyszedł 吖prawda? (nawet on nie przyszedł, prawda li to?)
Nikomu nie radziłbym jednak intonować tych zdań. Oczywiście intonacja w języku kantońskim istnieje, ale jest słabo opisana i lepiej się tym nie interesować 😉 .
W kantońskim mamy trzy płaskie tony:
#1 na poziomie 55
#3 na poziomie 33
#6 na poziomie 22
(żeby było ciekawiej ton szósty wypowiadany przez kobietę nierzadko jest bezwzględnie wyższy od tonu pierwszego wypowiadanego przez mężczyznę 😉 )
dwa opadające:
#0 z poziomu 5 na 3
#4 z poziomu 2 na 1
dwa rosnące:
#2z poziomu 3 na 5
#5 z poziomu 1 na 3
Danger : HIGH VOLTAGE 😉 危險高壓電力teraz :
jeśli z intonacją rosnącą wypowiemy sylabę w #5 to (BŁĘDNIE) zabrzmi jakby była w #2
jeśli z intonacją opadającą wypowiemy sylabę w #0 to (BŁĘDNIE) zabrzmi jakby była w #4
jeśli niczym nastolatek przechodzący mutację będziemy szafować poziomem częstotliwości zdania w jego poszczególnych członach, to pomylimy #1 z #3 lub #3 z #6, a nawet #1 z #6.
Możemy jeszcze tony rosnące wymówić w intonacji opadającej i vice versa. Otrzymany efekt każdy z Czytelników może przewidzieć.
Przyroda jednak nie znosi pustki 🙂 . Kantończycy posługują się systemem partykuł, rekompensującym m.in. braki intonacji, podobnym tego jakbyśmy wzięli „nasze” emotikony i podnieśli to zjawisko do potęgi 3. O ile w mandaryńskim partykuły najczęściej stosowane wymienimy na palcach jednej ręki: 了,巴,啊,嗎,的,啦 , to w przypadku języka kantońskiego nie wystarczą nam wszystkie członki męskiej drużyny piłkarskiej, natomiast liczba kombinacji w jakich występują przekracza wszystkie romanse jakie mogliśmy oglądać przez 30 lat istnienia „Mody na sukces”.
Są cztery główne kategorie partykuł (pytajne, wzmacniające różne elementy zdania – przysłówkowe, twierdzące i modyfikujące), które można zestawiać ze sobą w określonej kolejności. Tworzą one kombinacje od 2 do nawet siedmiu ! partykuł umieszczanych na końcu zdania. Co więcej mają wiele wariantów, niektóre wyglądające na papierze tak samo, a można wymówić je w 3 różnych tonach, co wpływa na informację jaką chcemy przekazać. Partykuły mogą się sumować w jedną i tak dalej: oto najczęstsze z nich: 啦,喇,嘞,吖,丫,噃,嘅,呀,囉,啫,真,添,先,嘞,嗎,嘛,吓,咩,呢,喎 ,嚹,咧,啩,啊,嗬i wiele wiele innych.
Niektóre są wynikiem kontrakcji dwóch 嘅呀>㗎,啫呀>咋
inne występują często jako formy dwusylabowe: 之嘛,吖嘛,丫嗎。Kolejne bardzo często się wzajemnie wzmacniają: 嘅啦,囉噃
nie należy się zbytnio dziwić kombinacjami kilku partykuł ‘wiszących’ na końcu zdania np: 添嘅啦喎。
Oprócz partykuł są jeszcze wykrzyknienia na początku zdania, ale wydaje mi się, że nadwyręży to cierpliwość nawet samego @Yana Para Puyu 😉
A propos, pytałeś o znaki przestankowe., Chińczycy mają m.in. dwa rodzaje przecinków 、 , oraz kilkanaście różnych nawiasów 《〈(「{{『[〔〈【<≪ Nie używają jednak spacji, nie mają odpowiednika wielkich liter ani alfabetu. Chińczycy naprawdę nie muszą dodatkowo kopiować naszych europejskich wzorów, żeby było fajnie 😉 . Ale jak niektórzy twierdzą skoro "w chińskim nie ma gramatyki", "nic się nie odmienia", "nie ma czasów", "liczb", "tony można pominąć", to jest to „Piękny język. I łatwy.” Podpiszę się jednak tylko pod pierwszą częścią ostatniego z twierdzeń: jest to język piękny, o ile wymawiany po kantońsku i zapisywany pismem tradycyjnym.
Pozdrawiam,
Michał
Dzięki za tak wyczerpującą odpowiedź! Te kantońskie partykuły rzeczywiście wyglądają ciekawie. Kojarzy mi się to z keczua, ale temat jest długi, gdyż niemalże cała gramatyka sprowadza się do zabawy dołączanymi do rdzenia kolejnymi sufiksami. Mój pseudonim na Woofli jest wyjątkowo rozbudowanym przykładem jednej z powiedziałbym raczej prostych reguł gramatycznych, które sprowadzają się do kolejności wyrazów, nie zaś bezwzględnie do kolejności sufiksów. Ogólnie mówiąc kolejność wyrazów jest bowiem w keczua dość swobodna, a ewentualne reguły były dla mnie intuicyjnie proste; jeśli jednak przestawisz kolejność sufiksów w obrębie wyrazu, niektóre sufiksy zmienią funkcję gramatyczną. Jeśli przystawisz dany sufiks w tej samej pozycji, ale do innego rodzaju rdzenia również może pełnić zupełnie odmienną funkcję gramatyczną. Temat jest długi na długą serię długich artykułów no i oczywiście sufiksy zmieniają brzmienie w zależności od tego, po czym stoją i mają tendencję do ładnej ciągoty, sumowania się… Różnego rodzaju upiękniacze, uściślacze itp. mogą się kombinować.
Tak więc tylko dla przykładu skoro jesteśmy przy pytaniach… W językach z gałęzi II sufiks -chu może tworzyć albo pytanie, albo przeczenie (inaczej w językach z gałęzi I, gdzie pytania tworzy -ku). Tak więc w quechua ayacuchano / chanka (mieszącego się w grupie IIC, której się uczę):
(1) Runa simita gustasunkichu? – Keczua [dosł. język ludzi] podoba Ci się? [pytanie]
(2) Manam gustasunkichu runa simita. – Nie podoba Ci się keczua. [zdanie przeczące]
Czasownik gustay [lubić] zapożyczony z języka hiszpańskiego w obu zdaniach połączyłem z sufiksem -chu, w pierwszym jednak spełnił funkcję pytającą, w drugim zaś po dostawieniu mana-m ("nie") przeczącą (a właściwie wskazał, który z wyrazów ulegnie przeczeniu). Spójrzmy teraz:
(3) Runa simita gustasunkichu manachu? – Keczua podoba Ci się, czy nie?
[W zdaniu nr. (2) -chu wskazywało, któremu z wyrazów przeczy następujące przed nim mana-m, w tym zaś pyta czy następujące przed nim mana (słówko "nie") jest prawdą!]
Pytanie można stworzyć też poprzez sufiks -m, który w zdaniu nr. (2) pełnił funkcję rzekłbym twierdzącą wskazując, że jestem przekonany z pierwszej ręki od Ciebie samego, że Ci się keczua nie podoba i stworzył zdanie oznajmujące. W przykładzie (4) jednak zamiast stwierdzać prawdziwość, zapyta:
(4) Imatam rurachkanki? – Co robisz?
(5) Runa simita gustawanmi. – Keczua mi się podoba. [m -> mi ze względów fonetycznych]
Pytanie w zdaniu nr. (4) zabrzmi uprzejmiej jeśli zamiast -m użyjemy -taq, lecz w innych przypadkach -taq już nie pyta, lecz znaczy np. "lub", albo nawet "i" (jak długa lista innych sufiksów w zależności od sytuacji i odcienia pytania).
Pytanie można też stworzyć poprzez sufiks -ri w pozycji finalnej, jednak -ri- w środkowej pozycji znaczy często tyle co "zaczynać", lub coś w tym stylu, zaś jako rdzeń ri- znaczy "iść".
Hmm… Jakby ktoś był ciekaw więcej… pytać :-).
Nawiasem mówiąc przekręciłeś @Michał mój pseudonim z "Czarna Deszczowa Chmura" na coś w stylu "Czarna Chmura Pierza" 😉 w quechua ayacuchano /chanka z powyższych przykładów, lub też na coś niezrozumiałego w pozostałych językach gałęzi IIC.
@Yana PArA Puyu
Rzeczywiście, czeski błąd – jakkolwiek to brzmi w odpowiedzi na bardzo ciekawy keczuański wpis zainicjowany przez przykłady z języka kantońskiego, pod artykułem wspominającym o podobieństwie szwedzkiego do niemieckiego ;).
Polikategorialność i wielofunkcyjność (jak we wspomnianym przez Ciebie przykładzie: -taq; -ri) jest 'bolączką' również w chińskim, zwykle o znaczeniu i funkcji tak samo wyglądającego morfemu (i dodatkowo często, ale nie zawsze w ten sam sposób wymawianego) decyduje po prostu jego pozycja w zdaniu.
Dla mnie jest to nie tyle 'bolczką', ale tym, co mnie wciąga w ten język. Powiedzmy, że temat jest złożony. W tym momencie dopiero przyszło mi do głowy, że sufiks -chu z powyższych przykładów, nie tylko (1) pyta, lub (2) przeczy, ale i (3) rozkazuje w trzeciej osobie i to nawet w jednym i tym samym wyrazie:
1) Waranqa watas pasachun, ama chinkachunchu. – Niech tysiąc lat minie, niech [keczua] nie zniknie.
Powyżej pierwszy werset jednej z moich ulubionych piosenek :-). To jest wariant keczuański z Boliwii również z grupy IIC, ale morfologicznie leciutko bardziej złożony i sporo bardziej złożony fonetycznie niż wariant chanka ze względu na większą innowacyjność oraz potężny wpływ języka aimara.
Przeanalizujmy więc ama chinkachunchu.
Chinka- to "znikać". Ama jest tu przeczeniem zakazującym, końcowe zaś wskazuje czemu zaprzeczyliśmy; jest to dokładna analogia przykładu wyżej. Środkowe chu zaś pełni funkcję rozkazującą w trzeciej osobie – tu jest podmiot domyślny, wyrażony dopiero w kolejnym wersecie piosenki (okaże się nim język keczua), lub jak kto woli podmiot jest właśnie w tym sufiksie n znajdującym się po pierwszym chu. Jest to sufiks "odmiany" trzeciej osoby o również zróżnicowanej funkcji w tym dzierżawczej, której przykłady sobie daruję. I tu ciekawostka, gdyż w tymże dialekcie sufiks -m/mi z postu wyżej przechodzi właśnie w -n/mi i tym samym te różne genetycznie sufiksy wyglądają tu identycznie: n.
W trakcie nauki względnie ciężkie bywa też to, że sufiksy stojąc obok siebie brzmią/wyglądają identycznie jak inny sufiks od nich dłuższy, czyli innymi słowy właściwy rozkład sformułowania na sufiksy składowe, co idąc przez A1-A2 w oparciu o żywe nieuproszczone materiały, które musiałem samemu sobie tłumaczyć zmuszało do wysiłku; teraz bym zaś nie demonizował, jak po czasie już wszystko jest jasne. Oczywiście funkcja sufiksów jest zależna nie tylko od rdzenia, ale też od tego, jakie inne sufiksy przy nich stoją.
I tutaj ciekawostka! Być może istnieje, ale osobiście nie dotarłem do żadnego źródła podręcznikowego, lub naukowego opisującego ten przecież tak prosty przykład zakazu w trzeciej osobie ama chinkachunchu (mam za to kilka charakterystyk zakazu w pozostałych osobach, które strukturalnie mają się nijak…). Ten język jest słabo opisany, można się go nauczyć, ale z żywych materiałów przez samodzielną analizę i przez połączenie różnej jakości różnych źródeł traktujących o odmiennych aspektach gramatyki w odmiennych dialektach, a nawet językach, by dopiero po zsumowaniu tego wszystkiego rozszyfrować całość i porównać z żywymi materiałami.
I jeszcze ciekawostka – mój przykład z "lubić keczua" również nie jest opisany w jakimkolwiek źródle jakim bym dysponował. Tej struktury nauczyłem się przed niespełna trzema laty od jakiejś dziewczyny z departamentu Apurímac w Perú. Co najciekawsze (tu sam pod sobą wykopę dołek) wedle mojej podręcznikowej wiedzy zdaje mi się ono z pewnego powodu złe gramatycznie; a mimo to działa :-).
Nie mogę powiedzieć, bym był dobrze obyty z keczua, ale na dzień dzisiejszy nie natrafiłem jeszcze na żywe materiały (typu piosenki) lub użytkowników keczua, którzy gramatycznie podporządkowywali by się ściśle temu, co widnieje w podręczniczkach i kursikach. Chodzi o zróżnicowanie dialektalne itd. Choć być może nie powinienem mówić tu o jakiejkolwiek sensacji, o języku hiszpańskim myślę przecież to samo, a keczua jest przy tym wszystkim w praktyce nieskodyfikowany…
Szwedzki, podobnie jak norweski, może być łatwy dla osób dobrze znających angielski, a najlepiej również niemiecki. Wówczas główne zasady gramatyki i słownictwo są bardzo znajome. Największą trudnością jest to na czym się, Karolino, skupiasz w swoim artykule, a mianowicie fonetyka. Ja prawdę powiedziawszy cały czas mam problem z akcentem tonicznym. Teoretycznie znam zasady, ale żeby to wychwycić i zastosować w codziennym stosowaniu języka, to już mnie trochę przerasta. Widocznie mam jeszcze za słabo wyćwiczone ucho. Inna sprawa, że w norweskim (bo tego właśnie języka używam na co dzień), nie we wszystkich dialektach występuje akcent toniczny – nie wiem, jak to jest w szwedzkim. Poza tym, niewprawne ucho może mieć problem z rozróżnieniem niektórych samogłosek, np. a i æ (ä). Jak rozmawiam ze Szwedami, zawsze intryguje mnie też wymowa "sj".
Jeden z niewielu artykułów godnych uwagi 🙂
Świetnie napisany artykuł! 🙂 Ogólnie nigdy nie przykładałem się do szwedzkiego i jedyne zdanie jakie znam to "Jag heter Mateusz". Podoba mi się melodia tego języka, może to utrudnia naukę, ale też daje +20 do lansu, kiedy umiemy coś perfekcyjnie wymówić. W sierpniu zaczynam naukę szwedzkiego, będę ją opisywać na blogu językowym https://polyglotgoals.wordpress.com/ 🙂
Większość komentarzy zamiast o szwedzkim to jest i chińskim. Super, fajnie, ale trzymajmy się tematu. Tym bardziej, że i tak tych komentarzy nie rozumiem. :/