Hiszpańskie filmy, które łatwo przeoczyć

Myślę, że wielu z Was zgodzi się ze mną, że Hiszpanie robią świetne filmy. Na pewno znacie, a przynajmniej słyszeliście o takich reżyserach jak Pedro Almodóvar, Carlos Saura czy Alejandro Amenábar. Nie ukrywam, uwielbiam Almodovara. Żaden inny reżyser (i scenarzysta) nie potrafi w tak uroczy i przekonujący sposób wywrócić świata do góry nogami i takim go pozostawić, wbrew instynktownym oczekiwaniom widza przyzwyczajonego do schematów fabularnych w których wszystko dąży do stanu szczęścia tożsamego ze zdrowiem i normalnością, w których nałogi zostają pokonane, problemy rozwiązane, a zło, jako jednoznacznie złe – potępione i ukarane. Wystarczy obejrzeć choćby Kwiat mego sekretu (La flor de mi secreto), Kikę (Kika) i Zwiąż mnie (¡Átame! )- i nic już (pod względem naszych oczekiwań jako widzów) nie będzie takie samo.

Ale nie o filmach Almodovara będę dziś pisać. Nie napiszę też, jak poruszył mnie film Poniedziałki w słońcu (Los lunes al sol) Fernanda Leóna de Aranoa ani jak zapadł mi w pamięć niepokojący i niezwykły Słodkich snów (Mientras duermes) Jaume Balagueró. Wspominam o wszystkich tych tytułach, bo gorąco polecam je osobom, które nie miały jeszcze okazji zapoznać się bliżej z kinem hiszpańskim. (W tym kontekście dodam jeszcze Nakarmić kruki (Cría cuervos) Carlosa Saury). Dziś jednak chcę przedstawić Wam cztery mniej znane produkcje, które łatwo można przeoczyć, jeśli się nie szuka gorączkowo filmów według kryterium "żeby tylko mówili po hiszpańsku". Nie będą to może arcydzieła kinematografii, ale na pewno filmy dobre, oryginalne i warte uwagi.

palabras-encadenadas1. Od słów do śmierci / Palabras encadenadas (reż. Laura Mañá, 2003)

Jest to thriller psychologiczny, w którym dwójka głównych bohaterów, mężczyzna i kobieta, prowadzą ze sobą niepokojącą i zagadkową grę. W tej grze kobieta wydaje się być na straconej pozycji, bo jest przywiązana do krzesła i zakneblowana, ale napięcie między obojgiem, a co za tym idzie i rozkład sił, cały czas dynamicznie się zmienia i podąża w nieoczekiwanych kierunkach. Stopniowo odkrywamy, jaki ciąg zdarzeń doprowadził do przestawionej w pierwszych scenach sytuacji, kim jest ten mężczyzna i ta kobieta oraz kto z kim gra – i o co. Z jednej strony, nic nie jest takie, jakie na początku się wydaje, a z drugiej strony – to też może być złudzeniem, prawda?

Polscy dystrybutorzy zrobili chyba wszystko, co mogli zrobić, żeby zniechęcić do filmu osoby, które w zasadzie byłyby tu, brzydko mówiąc, właściwą grupą docelową. Tłumaczenie tytułu zupełnie nie oddaje jego oryginalnego sensu: palabras encadenadas to po prostu nazwa gry, w którą grają bohaterowie. Opis z filmwebu sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z jakimś klonem Piły, pełnym niestrawnych okropności, a tymczasem nic bardziej mylnego. Spokojnie możecie zasiąść do oglądania przy dowolnej przekąsce i rozkoszować się świetną grą aktorską i niezwykłym scenariuszem. Zachętą (a zarazem dowodem, że w rzeczywistości, jak i w filmie, nic nie jest takie, na jakie początkowo wygląda) niech będzie komentarz zawiedzionego amatora krwi i flaków:

ktoś powiedział że będzie to druga PIŁA! Napewno nie! Film sie wlecze… nie wiadomo o co chodzi jak już wiadomo to sie kończy i znowu nic nie wiadomo… moze powinienem obejrzeć to jeszcze raz ale … nie zachwycił mnie!!

2. Dziwny lokator / El habitante incierto (reż. Guillem Morales, 2003)

el-habitante-inciertoZnowu zagmatwany, niepokojący i pełen niespodzianek thriller psychologiczny, Hiszpanie chyba się specjalizują w tego typu filmach. Młody mężczyzna, Félix, właśnie zerwał ze swoją dziewczyną i mieszka sam w ogromnym, 500-metrowym domu. Pewnego dnia wpuszcza tajemniczego gościa, który chce skorzystać z telefonu i… znika bez śladu. Od tego czasu Félix ma wrażenie, że ktoś ukrywa się w jego domu, trafia na różne ślady czyjejś bytności, ale nie jest w stanie nikogo przyłapać na gorącym uczynku. Coraz większy lęk związany z tą sytuacją popycha go do coraz bardziej szalonych działań. Aż wreszcie robi coś naprawdę przewrotnego.

Film emanuje wręcz atmosferą niepokoju. Nie wystarczy, że udziela nam się lęk głównego bohatera: następujące po sobie wydarzenia sprawiają, że stawiamy coraz więcej pytań, a zamiast odpowiedzi, otrzymujemy kolejne zagadki. Ale w finale wszystko ładnie się splata, niejasne staje się jasne, na każde pytanie znajduje  się odpowiedź, trzeba tylko uważnie oglądać. I nie obawiajcie się trywialnych rozwiązań w rodzaju "ktoś tu jest duchem" albo "Félix zwariował i ma urojenia". Nie tutaj. Dla osób nie znających hiszpańskiego dodam jeszcze, że o ile el habitante z oryginalnego tytułu faktycznie oznacza lokatora, tak incierto to nieprawdziwy, niepewny.

la-cara-oculta3. La cara oculta (reż. Andrés Baiz, 2011)

A oto film produkcji hiszpańsko-kolumbijskiej, dla odmiany thriller, któremu jak dotąd nie nadano polskiego tytułu (w dosłownym tłumaczeniu będzie to Ukryta twarz). Zanim napiszę cokolwiek więcej o tym filmie, zaapeluję: POD ŻADNYM POZOREM NIE WYŁĄCZAJCIE GO W POŁOWIE! Treść przedstawia się następująco: Belén i Adrián są młodą, kochającą się parą. On, dyrygent filharmonii, dostaje pracę w Bogocie, wyjeżdżają oboje. Tam coś się między nimi psuje, Adrián zaczyna romansować, odsuwa się od swojej dziewczyny. A ona pewnego dnia niespodziewanie znika, zostawiwszy mu nagranie wideo z pożegnaniem. On tymczasem, po pierwszym szoku, szybko przyzwyczaja się do nowej sytuacji, poznaje nową kobietę i sprowadza ją do siebie. A wtedy w domu zaczynają dziać się rzeczy niewyjaśnione… i wszystkie znaki na niebie i ziemi naraz wskazują, że świetnie zapowiadający się film skończy jako tani i przewidywalny horror. Trudno w pewnym momencie oprzeć się pokusie wciśnięcia przycisku off bądź kliknięcia w kwadracik.

Tak, wyłączyłam ten film w połowie i tylko fakt, że naprawdę nie miałam nic lepszego do roboty sprawił, że jednak zmieniłam zdanie i postanowiłam obejrzeć go do końca. I wiele bym straciła, gdybym tego nie zrobiła. Jeśli przetrwacie pozbawiającą wszelkich nadziei scenę przed lustrem i nie przerwiecie oglądania, dalsza część filmu wynagrodzi Waszą cierpliwość. Zobaczycie, jak wyglądała cała sytuacja z perspektywy zaginionej Belén i przekonacie się, że nie jest to żaden horror o duchach, a dramat psychologiczny o tych mniej chlubnych stronach ludzkiej natury.

dzien-bestii4. Dzień Bestii / El día de la Bestia (reż. Álex de la Iglesia, 1995)

Po tych wszystkich thrillerach czas na dobrą komedię (wprawdzie to czarna komedia, ale czego spodziewalibyście się po filmie hiszpańskim?). Pewien ksiądz podczas lektury Apokalipsy odczytuje zaszyfrowaną straszną informację: w dniu Bożego Narodzenia ma się narodzić Antychryst. Problem w tym, że nie wiadomo, gdzie. Aby poznać szczegóły i uratować świat, musi dotrzeć do szatana. W tym celu postanawia popełniać tyle zła, ile zdoła: a to popchnie jakiegoś ulicznego mima, a to komuś buchnie walizkę, a to porysuje kilka samochodów… (Jeśli czytaliście Ciotkę Julię i skrybę M. Vargasa Llosy, być może przypomina Wam się jedna z historii Pedra Camacho o człowieku, który potrącił samochodem dziewczynkę i w ramach terapii u pani doktor z szerokim czołem, orlim nosem i przenikliwym spojrzeniem, uczył się dokuczać każdemu napotkanemu dziecku). A zatem, mamy księdza, który musi grzeszyć ile się da, żeby uratować świat. W tej misji pomaga mu sprzedawca płyt z muzyką death-metalową oraz prezenter programów o zjawiskach nadprzyrodzonych, obaj nieco szaleni. Czy po serii najdziwaczniejszych przygód uda im się dotrzeć do szatana i unicestwić Antychrysta – tego nie zdradzę. Powiem tylko, że zakończenie całej afery jest przewrotne i takie… życiowe. Nie bez powodu podkreśla się, że Álex de la Iglesia jest wychowankiem Almodovara. A smaczku całości dodaje fakt, że iglesia oznacza kościół.

 

Jeśli widzieliście któryś z wymienionych filmów, chętnie poznam Wasze opinie. Równie chętnie poczytam o Waszych ulubionych hiszpańskich filmach – tych bardziej i mniej znanych. Zapraszam do dyskusji.

 

Zobacz także:

Urugwajskie głosy
Jak oglądać telenowele i nie zwariować
Hiszpański na marginesach
Dlaczego warto oglądać obcojęzyczne "talent shows"
Meksykanie i ich język: prawdy, półprawdy, ćwierćprawdy i słówka-jokery

 

 

20 komentarze na temat “Hiszpańskie filmy, które łatwo przeoczyć

  1. El dia de la Bestia widziałem i też mogę polecić, chociaż film jest… dziwny. Albo po prostu ja nie jestem przyzwyczajony do takiego humoru 😉 .

    1. A wiesz, że – paradoksalnie – w tej zwariowanej komedii jest o wiele więcej przemocy niż w którymkolwiek z tych trzech thrillerów? 😉
      Oczywiście nie będę Cię namawiać do gatunku, którego nie lubisz, ale podkreślę, że te filmy naprawdę mało mają wspólnego ze stereotypowymi thrillerami.

  2. @Adriana, hiper super fantastyczny artykuł! 🙂 Do tego opublikowałaś go w czasie, w którym zastanawiałem się nad jakimś ciekawym filmem hiszpańskim (tj. z Hiszpanii) do obejrzenia, więc jeszcze tej nocy poszukam wymienionych przez Ciebie filmów.

    Szukam zwłaszcza dobrych dramatów, lub nie kiczowatych komedii, lub nie kiczowatych filmów akcji, lub też dramatów akcji. Ciężko uwierzyć, że takie nie kiczowate filmy istnieją, ale owszem są kręcone poza USA! Dowiedziałem się o istnieniu nie kiczowatego kina dopiero, jak nauczyłem się hiszpańskiego.

    1. Cieszę się, że podoba Ci się artykuł i że akurat trafiłam w Twoje zapotrzebowanie 🙂 Dobrych filmów akcji raczej nie kojarzę, ale mam nadzieję, że któryś z wymienionych tu tytułów Cię zainteresuje. (A co do filmów z USA, przyznam że większości z nich nie znoszę i strasznie ubolewam nad faktem, że jesteśmy nimi zalewani do tego stopnia, że dużo ludzi traktuje je wręcz jak wzorce do tworzenia wszelkiej fabuły. Jedyne, w czym współczesne Stany radzą sobie świetnie, to kręcenie seriali).

      1. Odkąd uczę się hiszpańskiego zdarza mi się "wyskakiwać" z różnymi antyamerykańskimi stwierdzeniami, których bym się po sobie wcześniej kompletnie nie spodziewał. Poznawanie nowych kultur ułatwia jednak spojrzeć na świat z nowych perspektyw. Sposób, w jaki filmowcy z USA przedstawiają świat i Amerykę Łacińską jest skandaliczny.

        Wielokrotnie spotykałem się z twierdzeniami np. kolumbijskich filmowców, że sami chcą opowiedzieć światu o Kolumbii, o powiedzmy pewnych ciemnych jej stronach (istnieją też filmy o "dobrych jest stronach", to możliwe?), zamiast by opowiadali o nich inni (tj. filmowcy z USA). Wydaje mi się, że się łudzą – nikt nigdy nie usłyszy o ich filmie, nie puszą go w kinie w Polsce, ani w telewizji. To co puszczą w kinie i tak będzie produkcji USA (lub wzorowane), gdzie świat będzie czarno-biały, a bohaterowie dobrzy i źli.

        Poza tym, aby zrozumieć dobry kolumbijski, lub peruwiański dramat, trzeba coś więcej niż znać (na wysokim poziomie) hiszpański. Przeciwnie, od filmów z USA nie oddziela nas (już?) istotna bariera kulturowa. Zresztą, filmy z USA (i te kręcone na ich podobieństwo), którymi jesteśmy zalewani są tak płytkie, że niewiele jest do rozumienia, albo ja jestem taki głupi, że tego czegoś nie dostrzegam.

        Zostawiając jednak zupełnie na boku przesłanie filmów i co po jakim filmie komu pozostanie w głowie, latynoamerykańskie produkcje nieraz podobają mi się pod czystym względem technicznym. Nie znam się na sztuce filmowej, ale niektóre ujęcia kamery, czy efekty bywają dla mnie rozbrajające. Poza tym, przebija się do tych filmów znany z ichniej literatury realizm magiczny; potrafi wywrzeć na mnie wrażenie.

      2. @Adriana! Odnośnie mojego powyższego wpisu! Koniecznie, koniecznie obejrz:

        Kalibre 35 [Colombia, 1999]

        Dramat opowiada o grupce przyjaciół chcących nakręcić AMBITNY film, a nie taki amerykański śmieć. Aby uzyskać pieniądze na nakręcenie filmu, decydują się napaść na bank, bo nikt nie wspiera ambitnego kina. Film pełen ciekawych efektów wizualnych, ciekawych tekstów i wszystkiego. 🙂 Zakończenie nie rozczaruje. 🙂

        Trudność językowa: niska.

      3. Poszukam i pewnie obejrzę, ale w tę niską trudność językową to jakoś Ci nie wierzę 😉 (wierzę co najwyżej w relatywnie niską w porównaniu do tych mega trudnych).

        A jeśli jesteśmy przy trudności językowej, znalazłam jakiś czas temu na youtubie nagrania z hiszpańskim kubańskim. To była seria reportaży, w których dziennikarka po kolei rozprawiała się z mitami pro-fidelowskiej propagandy. I o ile ona mówiła zrozumiale, jej hiszpański był standardowy, tak osoby, które udzielały wywiadów (często z różnych kubańskich wiosek) – były kompletnie nie do zrozumienia. Na szczęście ich wypowiedzi opatrzono napisami. Hiszpańskimi 🙂 Podejrzewam, że programy były skierowane do hiszpańskojęzycznej części USA.

      4. Odnoszę wrażenie, że trudność Kalibre 35 jest niższa niż La cara oculta. Wydaje mi się, że na moim filmie wymawiają sporo wyraźniej, choć słownictwo może być mniej "standardowe". Chociaż z drugiej strony, czy to hiszpańskie coño jest "standardowe"? Oczywiście chodzi mi o relatywną trudność względem innych filmów.

  3. Akurat filmy to moja specjalność.
    Najlepsze europejskie kino moim zdaniem to francuskie, angielskie, czeskie i polskie. Z hiszpańskich filmów polecam "Nakarmić kruki" , film z bardzo ciekawym klimatem.

    1. @Adrianna 09 02. 1:16
      Troche nie na temat ale wlasnie w tym kontekscie nie sposob nie zadac tego pytania: "kiedy mozemy powiedziec, ze przynajmniej rozumiemy jakis jezyk?" Czy wtedy, gdy rozumiemy dziennikarza czy rowniez wiesniaka z prowincji, czy musimy rozumiec oprocz profesora takze murarza i chuligana z przedmiescia? Gdzie jest granica? Czasami mozemy slabe rozumienie zwalic na dialekt, ale amerykanskie wersje angielskiego i hiszpanskiego to raczej nie dialekty, sa na to za mlode, roznia sie przede wszystkim wymawa, fonetyka. Nawet brytyjskie odmiany angielskiego, choc straszne to jednak tez nie dialekty, to tylko bardzo silne zmiany fonetyczne. Kiedy wiec mozemy czuc sie znawcami jezyka, szczegolnie tych dwoch? Wszystkich rozumiec nie sposob, ale jak to wytlumaczyc komus , kto nas uwaza za eksperta w danym jezyku i pyta np.
      "co mowi w wiadomosciach jakas ofiara powodzi z odleglej zabitej dziury"? Problem, nie?
      Pierwszych slowek i zdan po hiszpansku nauczylem sie wlasnie od Kubanczykow, potem dlugo nie moglem znalezc w slowniku slowa "dzielba". Chodzilo oczywiscie o "yerba":-)

      1. @Night Hunter

        W pełni podzielam Twoje wątpliwości. Sama nieraz zadaję sobie podobne pytania (choć jeszcze sporo czasu musi upłynąć, zanim będę mogła, przynajmniej w przybliżeniu, mówić że "znam" język hiszpański).
        Żeby było zabawniej, podobne wątpliwości mam nieraz w przypadku języka polskiego! Przyjeżdża do nas czasem pewien kurier z przesyłkami. Znają się i lubią z moim mężczyzną, więc czasem rozmawiają sobie przez kilka minut. Pan kurier mówi niesamowicie szybko, w dodatku ma fatalną dykcję. O ile mój mężczyzna nauczył się go rozszyfrowywać, tak ja z jego potoku słów rozumiem może co piąte, w porywach – co trzecie. (Nie przesadzam ani trochę).

  4. Pedro Almodovar należy do moich ulubionych reżyserów. Największym jednak zabójstwem jest oglądać te filmy z dubbingiem i tracić na melodyjności tego pięknego języka.

  5. Też uwielbiam hiszpańskie kino. Ostatnio w hiszpańskiej tv oglądałam świetny film – Buena estrella. Polecam też Celda 211, Musaranas, Los lunes al sol- ogólnie wszystkie z Luisem Tosarem-uwielbiam! Z komedii to Ocho apellidos vascos, Que se mueran los feos.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Teraz masz możliwość komentowania za pomocą swojego profilu na Facebooku.
ZALOGUJ SIĘ