Czytanie jest nieodzownym elementem pracy nad poszerzaniem słownictwa. Problem polega na tym, że już sam proces przerabiania tekstu wymaga znajomości niemałego zasobu wyrazów. Wpadasz tym sposobem w błędne koło uzupełniania braków, niejako pozbawiając się przyjemności obcowania ze słowem pisanym. Nie musi to jednak tak wyglądać. Dzięki wdrożeniu odpowiedniej strategii włożony wysiłek można bowiem zredukować do minimum.
Ile tak naprawdę potrzebujesz słów? Zacznę od tego, że przeciętny angielski tekst składa się w 70% z 1000 najczęściej używanych słów, a dorzucenie jeszcze 4000 pozwoliłoby na rozpoznanie 80% całości. Celem każdej osoby powinna być jednakże znajomość 9000 rodzin wyrazów, dzięki czemu 98% treści przestałoby być dla niej obce, umożliwiając zgadywanie znaczeń reszty słownictwa. Jest jednak pewien haczyk. Okazuje się bowiem, że znajomość poszczególnych słów nie pozwala od razu na dobre zrozumienie sensu treści.
Co można zrobić w takiej sytuacji? Otóż rozwiązaniem tego problemu może być częste czytanie. Choć zdania na temat tego, ile razy trzeba natrafić na dane słowo, aby je zapamiętać, są podzielone, to jednak przyjmuje się, że do opanowania różnych użyć danego wyrazu potrzeba co najmniej dwunastokrotnej ekspozycji. Wydawałoby się to prostą sprawą, ale tak nie jest. Z obliczeń wynika bowiem, że używanie do tego celu normalnych tekstów nie wchodzi w rachubę ze względu na fakt, iż trudniejsze słowa zbyt rzadko się w nich powtarzają. Ponadto poziom ich zaawansowania wykracza zwykle poza możliwości danej osoby.
I tu pojawiają się teksty przygotowane specjalnie dla tych, którzy dopiero zaczynają naukę języka. Zawierają one uproszczone słownictwo oparte na listach frekwencyjnych, dzięki czemu ich poziom jest dopasowany do tego, ile się już wie. Jeśli jednak nie ma się dostępu do takich tekstów, to można zacząć od materiałów przygotowanych dla dzieci lub wykorzystać słowniki z łatwymi przykładami. Dopiero po opanowaniu około 7000 lub 8000 słów przerabianie normalnego słowa pisanego przestaje być problematyczne. W przypadku filmów granica ta leży natomiast w okolicach 3000-6000 wyrazów.
Sposoby nauki
Zapytasz pewnie, jak nauczyć się takiej ilości słownictwa. Otóż jednym ze sposobów jest znalezienie list najczęściej występujących słów i pogrupowanie ich według powiązań znaczeniowych lub tematycznych. Problem w tym, że zgodnie z teorią interferencji ukutą przez McGeocha (1942) próba nauczenia się słów podobnych znaczeniowo (np. rodzaje metali, części ciała) jedno po drugim może wywoływać problemy z ich zapamiętywaniem. Dotychczasowe dane empiryczne były zbieżne z tymi twierdzeniami, choć zdarzały się wyjątki. Próbuje się je częściowo wyjaśnić tym, że interferencja jest wywoływana fizycznym podobieństwem określanych przedmiotów, a nie słów.
Drugim, mniej kontrowersyjnym sposobem grupowania jest kategoryzowanie słów według ogólnych tematów, opartych na tym, jak ktoś porządkuje wiedzę. Sytuacja związana z wizytą w restauracji może na przykład wiązać się ze słowami takimi jak: danie, jeść, słodki, nalać i powoli. Ten rodzaj układania wyrazów jest zgodny z założeniami hipotezy odrębności (Eyseck, 1979), według której można się szybciej nauczyć rzeczy, które nie są ze sobą powiązane. Mimo że przedstawione wyrazy łączy pewien związek, to jednak jest on niewielki, co potwierdzają eksperymenty mówiące o skuteczności tego podejścia.
Wciąż jednak pozostaje problem nauki kontekstu. Według eksperymentów badani, którzy otrzymali tylko tłumaczenia słów, mieli problemy z poprawnym ich użyciem w zdaniu. Gdy natomiast mieli do dyspozycji definicje wyjaśniające dane wyrazy, to zdarzało im się źle rozumieć ich znaczenie. Dotyczyło to nawet osób, dla których był to język ojczysty. Podejmowane próby uproszczenia definicji i lepszego zilustrowania użycia słów w kontekście również nie dały znacząco lepszych wyników. Pokazuje to, że opanowanie poprawnego wykorzystania danych wyrazów nie jest takie proste, dlatego ważne jest przećwiczenie ich na wielu przykładach.
Niestety, sama ekspozycja na zdania w obcym języku nie jest wystarczająca. Receptą na te bolączki może być technika opierająca się na mieszaniu języków. Polega ona wypowiadaniu lub pisaniu w języku ojczystym zdań, które zawierają obce słowa. Badania udowadniają, że to podejście pozwala na lepsze nauczenie się aktywnego użycia tych wyrazów, niż gdyby zastosowano zamiast niego zgadywanie znaczenia i uczenie się go z kontekstu. Wynika to z tego, że osoby ze zbyt niskim poziomem znajomości języka nie potrafią efektywnie korzystać z podpowiedzi wynikających z treści.
Co im w takim razie pozostaje? Jedną z możliwości jest wykonywanie ćwiczeń ze słownictwem, np. tłumaczenie wyrazów, wyjaśnianie tekstu własnymi słowami, uzupełnianie luk itp. Eksperymenty pokazują, że ten rodzaj aktywności daje lepsze rezultaty niż bierne przyswajanie słownictwa polegające na czytaniu wielu tekstów. To pierwsze umożliwia bowiem jedynie powierzchowną naukę słów. Co więcej, zaledwie kilka wykonanych ćwiczeń może dorównać efektywności kilkunastokrotnej ekspozycji na treść. Mówiąc krótko, dobra strategia powinna składać się nie tylko z częstego czytania, lecz także z testów słownictwa.
Rozgrzewka
W ramach rozgrzewki przed czytaniem skuteczne mogą być dwie metody. Pierwsza polega na uczeniu się przez kilka minut listy najważniejszych potrzebnych wyrazów z tłumaczeniami. Druga natomiast opiera na tworzeniu map tematycznych poprzez łączenie powiązanych ze sobą sytuacyjnie słów w formie diagramu, którego odnogi rozgałęziają się od centralnego pojęcia. Pomaga to uzupełnić brakujące słownictwo i sprawdzić istniejące. Ponadto wydaje mi się, że równie efektywne może być także wielokrotne czytanie tłumaczenia tekstu.
Czytanie
Sam proces czytania powinieneś zacząć od wykorzystania wiedzy i umiejętności ze swojego języka ojczystego, wyciągając też wnioski na podstawie budowy i tematyki tekstu. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, gdy twoje zrozumienie danej treści nie jest jeszcze zbyt dobre. Z czasem jednak powinieneś odchodzić od tej strategii, ponieważ w miarę postępów ważniejsze staje się to, co wyniosłeś z języka obcego. Wyjątkiem jest tu tłumaczenie sobie trudniejszych fragmentów, które jest używane nawet przez zaawansowanych użytkowników danego języka.
Wybrany przez ciebie tekst powinien być ciekawy i nie zawierać zbyt wielu nieznanych słów. Dzięki temu będziesz mógł domyślać się znaczenia obcych wyrazów na podstawie ich podobieństwa do tych w twoim języku ojczystym lub wykorzystując znajomość rdzeni, przedrostków i przyrostków. Samo takie zgadywanie nie jest niestety wystarczające, choć cieszy się dość dużą popularnością ze względu na ilość włożonego wysiłku. Konieczne okazuje się późniejsze sprawdzenie odpowiedzi w słowniku w poszukiwaniu nie tylko tłumaczeń, lecz także przykładów, definicji i powiązanych słów.
Gdy do tego wszystkiego dołączy się jeszcze metodę słów-kluczy, polegającą na znajdowaniu słów podobnych w wymowie lub zapisie i łączeniu ich za pomocą jakiegoś wizualnego skojarzenia tymi nieznanymi, to można w ten sposób zapamiętać całkiem sporo bez konieczności robienia notatek. Gdy już przerobi się dany tekst, warto przeczytać go jeszcze kilka razy, wyznaczając sobie różne cele i zapisując co ciekawsze konstrukcje lub słowa. Dzięki temu z jednego tekstu można wyciągnąć bardzo wiele.
Podsumowanie
Z przedstawionych powyżej informacji jasno wynika, że samo czytanie nie wystarcza, jeśli ma się do dyspozycji tylko nieuproszczone teksty. Zalecane jest więc łączenie go z ćwiczeniami słownictwa, nauką kontekstu oraz sprawdzaniem tłumaczeń i definicji. Przedstawione badania zostały oparte głównie na języku angielskim, ale ich ogólny sens powinien mieć zastosowanie także w przypadku innych języków. Jeśli natomiast chodzi o zawarte tu wskazówki, to mają one na celu zminimalizowanie stresu i frustracji, które mogą występować przy pracy ze zbyt trudnymi tekstami. Strategia ta nie zastępuje kontaktu z normalnym językiem dla rozrywki lub z konieczności, lecz daje możliwość spokojniejszego podejścia do jego nauki.
Bibliografia:
- August, D., Graves, M. F., Mancilla-Martinez, J. (2012).Teaching vocabulary to English language learners. Teachers College Press.
- Gholami, J., Khezrlou, S. (2014). Semantic and Thematic List Learning of Second Language Vocabulary.CATESOL Journal, 25(2013), 2013.
- Grabe, W. P., Stoller, F. L. (2013).Teaching and researching: Reading. Routledge.
- Heidari-Shahreza, M. i in. (2015). The Effect of Semantic Clustering on the Acquisition of Quantitative and Qualitative Knowledge of Vocabulary.International Letters of Social and Humanistic Sciences, 50, 1-12.
- Ishii, T. (2013). Reexamining Semantic Clustering: Insight from Memory Models.Vocabulary Learning and Instruction, 2(1), 1-7.
- Ishii, T. (2014). Semantic connection or visual connection: Investigating the true source of confusion.Language Teaching Research, 1362168814559799.
- Jabbari, A. A., Mirjalili, F., Rezai, M. J. (2012). The Effect of Semantic and Thematic Clustering of Words on Iranians’ Vocabulary Learning.American International Journal of Contemporary Research, 2(2), 214-222.
- Laufer, B., Rozovski-Roitblat, B. (2014). Retention of new words: Quantity of encounters, quality of task, and degree of knowledge.Language Teaching Research, 1362168814559797.
- Nation, P. (2014). How much input do you need to learn the most frequent 9,000 words?.Reading in a Foreign Language, 26(2), 2.
- Nowbakht, M. (2015). The comparative effects of presenting new words in semantically related sets vs. semantically unrelated sets on the long-term receptive acquisition of L2 vocabulary items.The Journal of Language Teaching and Learning, 5(1), 68-78.
- Rahimi, H. (2014). The Effect of Method of Vocabulary Presentation (Code-Mixing, Thematic Clustering, and Contextualization) on L2 Vocabulary Recognition and Production.Procedia-Social and Behavioral Sciences, 98, 1475-1484.
- Taguchi, C. (2014). A short path to a long road: Adult English Language Learners-An exploration of explicit instruction and cognitive vocabulary learning strategies.
Polecane artykuły:
Nauka języka bez podręcznika, czyli część 2 – czytanie
Czytanie, słuchanie, mówienie, pisanie – razem czy oddzielnie?
Jakie materiały warto czytać?
Bardzo dobry pomysł z tymi ćwiczeniami ze słownictwa. W czytaniu jednak największym problemem nie są obce słowa, tylko idiomy, dziwne zbitki wyrazowe, etc. Ja zacząłem czytać książki angielskie po 8 miesiącach intensywnej nauki – zacząłem od Murakamiego. Okazało się, ze niemal w każdym zdaniu są nowe słowa, ale 90 procent tych słów to takie, których nigdy nie użyję, więc robienie ćwiczeń z nimi i używanie ich w kontekście wydaje mi się zbędne. Dlatego ważne jest odróżnienie słownictwa czynnego od biernego.
Aby ćwiczyć słownictwo czynne, proponuję przez miesiąc prowadzić po polsku pamiętnik na dyktafonie, albo na papierze, opowiadać codziennie o tym, co się robi, o swoich przemyśleniach, odtwarzać sytuacje, w których się ostatnio uczestniczyło. I każdy taki odcinek pamiętnika przetłumaczyć później na język obcy, i powtarzać to do znudzenia.
W twoim artykule brakuje mi jednak konkretnych opisów ćwiczeń. Piszesz dość ogólnie – a ja chciałbym się dowiedzieć jak robić to, o czym piszesz, krok po kroku, z największymi detalami.
Temat czytania jest naprawdę obszerny. Gdy zbierałem materiały do artykułu, to zdałem sobie sprawę, że nie mogę zawrzeć w nim wszystkiego, dlatego skupiłem się na przedstawieniu, o co w tym wszystkim chodzi. Ten artykuł miał być solidnym podsumowaniem tematu czytania, ponieważ trudno byłoby wyjaśnić pewne przeczy, gdybym rozbił go na części. Planowałem zrobić przynajmniej jeszcze jeden o listach słów i różnych narzędziach.
Skoro interesują cię ćwiczenia, to może zrobię cały cykl lub serię artykułów powiązanych tematem słownictwa. Z ćwiczeniami jest taki problem, że część z nich da się wykonywać samemu, a część wymaga nauczyciela lub osoby, która nas uczy. Z tego powodu zapewne bardziej skupię się na tych, które można wykonywać bez niczyjej pomocy.
Łukaszu,
bardzo ciekawy tekst, zwłaszcza, iż widać w nim pewnego rodzaju polemikę z moim starym artykułem o tym jakie materiały warto tak naprawdę czytać (https://woofla.pl/jakie-materialy-warto-czytac/). Absolutnie się z Tobą zgadzam, że czytanie nie wystarcza do tego by nauczyć się języka obcego (pomijając oczywiście przypadki gdy uczymy się tylko w celu czytania tekstów). Uważam jednak, że nic tak nie polepsza samej umiejętności czytania jak zagłębianie się w coraz to trudniejsze teksty, w których można się natknąć na rzadziej spotykane słownictwo. W praktyce będzie ono mało użyteczne w rozmowie z obcokrajowcem, ale mi np. ogromną frajdę sprawia, gdy w którymś z tekstów znajdę słowa w stylu "germane", "a carnal" albo "a bobbin" i będę faktycznie znał ich znaczenie (o zapisywaniu obcych słów w zdaniowym kontekście i bezsensowności uczenia się słów z listy pisałem już nieraz).
Osobiście zawsze byłem przeciwnikiem specjalnie spreparowanych tekstów, bo:
a) nie są czymś naturalnym, a zawsze wolę coś napisanego przez kogoś władającego językiem X dla ludzi również władającym językiem X
b) nie służą niczemu innemu niż nauce języka, a ta, przynajmniej według mnie, nigdy nie powinna być celem samym w sobie (z wyjątkiem może bardzo początkowego stadium nauki).
Wydaje mi się, że warto zacząć od rzeczy non-fiction, o których mamy już jako takie pojęcie w naszym ojczystym języku (słownictwo się powtarza, a przy okazji wiele rzeczy można odgadnąć) i potem przechodzić w miarę możliwości do literatury, która na początku wydaje się być bardzo trudna, ale po trzeciej, czwartej książce nabiera się wprawy.
Z pewną ostrożnością podchodzę też do list frekwencyjnych – sama idea jest świetna, ale fiksowanie się na najpopularniejszych słowach jest moim zdaniem trochę pozbawione sensu, bo będąc wystawionym na obcy język i tak prędzej czy później wszystkie je poznamy, bez względu na to czy tego chcemy czy nie.
Warto też wspomnieć, że spreparowane teksty oraz listy frekwencyjne (zwłaszcza te pierwsze), tak częste i łatwe do zdobycia w języku angielskim są nierzadko trudno dostępne dla innych, rzadziej nauczanych języków.
To tyle jeśli chodzi o punkty, w których się nie zgadzam. Ogólnie jednak uważam, że sam tekst jest niezwykle rzetelny, pojawiają się w nim ciekawe propozycje dla osób uczących się języka od podstaw (chociażby "wypowiadanie lub pisanie w języku ojczystym zdań, które zawierają obce słowa" – nigdy nie stosowałem, ale podejrzewam, że wpływa bardzo dobrze na przyswajanie słownictwa) i mam nadzieję na więcej tego rodzaju perełek.
Pozdrawiam,
Karol
Karolu,
Pisząc ten artykuł, miałem w głowie zasadę Pareto przedstawioną kiedyś przez Michała w cyklu o tłumaczeniu roboczym. Chodzi w niej o to, że duży wysiłek niekoniecznie przynosi znacząco większe efekty. Jeśli postawisz się na miejscu kogoś, kto w nauce języka musi polegać głównie na sobie, to zauważysz, że przerabianie od razu trudnych tekstów może być naprawdę demotywujące. Tu nie chodzi o to, żeby ich unikać, tylko żeby stopniowo dawać sobie coraz większe wyzwania, którym potrafi się sprostać. Nie każdy chce się rzucać od razu na głęboką wodę, nawet jeśli lubi poznawać słowa podobnie jak ty.
Ad a) Naturalność lub jej brak nie ma znaczenia w kontekście skuteczności. Poza tym argument, iż ktoś władający językiem X napisał coś dla ludzi również władających językiem X, odnosi się także do tekstów uproszczonych.
Ad b) Fakt, że służą tylko do nauki, niczego im nie ujmuje, ponieważ nie każdy myśli o języku w tych kategoriach, co ty. Dla części osób język jest narzędziem, dlatego skupiają się głównie na jego nauce.
Podział beletrystykę i literaturę faktu w kontekście trudności językowej jest dość rozmyty. Nie można tego uogólniać, bo w obu tych obszarach zdarzają się teksty o różnym poziomie zaawansowania. Masz rację z tym, że po paru przeczytanych książkach jest już łatwiej. Niestety nie każdy ma tyle cierpliwości, żeby przerabiać słowo po słowie. Chcąc czerpać jakąkolwiek przyjemność z czytania, trzeba umieć przynajmniej tyle, żeby nie zerkać co chwile do słownika. Choć w angielskiej wersji "Kapitana Blooda" Sabatiniego napotyka się tylko 2% nieznanych słów (przy 98 procentach zrozumiałych), to i tak w całej książce znajdziemy ich 1047 i często będzie to jedynie jednokrotne wystąpienie. W przeliczeniu na 300 stron wychodzą 4 bardzo rzadkie słowa na stronę. Co więcej, gdy zna się 5000 najpopularniejszych słów, to trzeba sprawdzać 4,5% tych nieznanych, co przekłada się na sprawdzanie 13 słów na stronę, co przez wielu osób, które się uczą języka, jest bliskie maksymalnego limitu.
Jeśli chodzi o listy frekwencyjne, to w przypadku dwóch lub trzech tysięcy najpopularniejszych słów masz rację, lecz im wyższy poziom słownictwa, tym trudniej o właściwą ekspozycję przez zwyczajny kontakt z językiem.
Dostępność materiałów jest dość istotnym problemem, ale to nie znaczy, że nie powinno się z nich korzystać, jeśli ma się taką możliwość. Można przynajmniej próbować dobierać sobie nieuproszczone teksty, które nas nie przerosną.
Ja miałem 30 nowych słów na stronie i było naprawdę bardzo, bardzo trudno się do czytania zmusić. Jedną stronę czytałem godzinę.
Ale w języku francuskim w ogóle naukę zacząłem od tego, że wziąłem sobie tekst francuski z gazety i tłumaczyłem słowo po słowie (tutaj jeden akapit zajmował mi godzinę). Efekt był wiadomy: gorycz, brak motywacji, porzucenie nauki na wiele miesięcy.
A co sądzicie o czytaniu w języku obcym dla samej przyjemności czytania? Tzn. jestem osobą początkującą, która właśnie jest w trakcie czytania autobiografii brytyjskiego aktora komediowego "Camp David"(znanego z serialu Mała Brytania). Na stronie mam około 10-15 słów których nie rozumiem, plus oczywiście zdarzają się też słowa których się uczyłem, ale w momencie czytania nie pamiętam… Mimo tego czytanie idzie mi dobrze, w miarę płynnie i z ogólnym zrozumieniem. Jedynie czasem nachodzi mnie myśl, czy takie czytanie ma sens? Czy nie jest tak, że utrwalam jedynie znane mi już słownictwo? To moja pierwsza oryginalna książka po angielsku, wcześniej czytałem jedynie uproszczone książki stworzone pod poziom(A, B).
A co powiesz na czytanie dla przyjemności połączone z odrobiną nauki? Kiedy zaczynałem czytać literaturę obcojęzyczną podchodziłem do tego z nastawieniem, że muszę przetłumaczyć każde nieznane mi słowo. Po dwóch-trzech stronach mojej pierwszej książki doszedłem do wniosku, że nie tędy droga, że nigdy tej powieści nie przeczytam, jeśli będę spędzał nad każdą stroną godzinę w związku z tłumaczeniem nowych słów i wyrażeń. Obecenie stosuję podejście, w którym staram się wyważać pomiędzy czytaniem dla przyjemności a nauką. Polega to na tym, że narzucam sobie limit tłumaczenia np. jednego nowego słowa na stronę. Alternatywnie ograniczam się do słów naprawdę istotnych dla zrozumienie kontekstu albo tych, które w jakiś sposób mi się spodobają lub przykują moją uwagę. W praktyce wygląda to tak, że w początkowych rozdziałach tłumaczę całkiem sporo, a potem stopniowo coraz mniej. Wynika to też z tego, że każdy autor posługuje się charakterystycznym dla siebie słownictwem i pewne wyrażenia napotkane na początku książki powtarzają się regularnie w dalszej jej części.
W ten sposób nie tracę aż tak dużo czasu na tłumaczenie, a tym samym nie tracę przyjemności z nauki – mimo to zawsze uda się przyswoić trochę nowego słownictwa. Nie jestem zwolennikiem czytania dla samej nauki, więc szczególnie istotne jest dla mnie czerpanie z tego przyjemności i jednocześnie wyniesienie jakiejś konkretnej wiedzy z danego tekstu. Nauka nowych słów i utrwalanie już znanych wyrażeń dzieją się jakby przy okazji. Wyjątkiem może być początkowy okres nauki, kiedy naturalnym jest skupienie się na budowaniu sobie odpowiedniego zasobu słów, ale wówczas też wolę teksty, które w jakimś stopniu mnie interesują, zamiast podręcznikowych czytanek.
Dobry pomysł z tym tłumaczeniem tylko kilku słów na stronę. Będę musiał spróbować z nastopną moją książką, którą zamierzam przeczytać niedługo- The Boy In The Dress Davida Williamsa. To powieść dla młodzieży, ale już widzę, że jest sporo nieznanych mi słów.
Problem w tym, że powstrzymywanie się od tłumaczenia może sprawić, że nic nie zrozumiesz.
No tak, może to i racja. Ale czy koniecznie trzeba rozumieć wszystko? Jeśli rozumiem wiele zdań w całości, plus wiele wyczytuję z kontekstu, a nie rozumiem tylko pojedynczych słów. Jestem osobą średnio zaawansowaną, czytam książki z kategorii tzw. komercyjnych bestselerów. A te książki mają to do siebie, że są stosunkowo łatwe do zrozumienia. Dodatkowo są to często biografie lub autobiografie, a one mają mnóstwo słownictwa z życia wziętego, bardzo prawdopodobnego i często używanego. A trudno mi sobie wyobrazić żeby sprawdzać 15-20 słów co strona 🙂
Jacek, nie chodzi tu o powstrzymywanie się od tłumaczenia, ale jego ograniczanie do najistotniejszych słów. Poza tym, czy naprawdę zawsze trzeba zrozumieć 100% tekstu? Często wystarczy zrozumienie głównej myśli/wątku. Czytając powieść raczej nie mam potrzeby specjalnie wnikać w długie opisy przyrody nie wnoszące nic do fabuły.
I tak kiedyś będziemy musieli przyswoić te słowa, których dzisiaj nie chce nam się sprawdzać. I nie da się przecież tak łatwo stwierdzić, które słowa są istotne, a które nie, póki się ich nie przetłumaczy.
Przykład.
Jan podarował Markowi xxxxx i zniknął w uliczce.
Istotne: Jan podarował Markowi rewolwer i zniknął w uliczce.
Nieistotne: Jan podarował Markowi swój uśmiech i zniknął w uliczce.
Jacku, wydaje mi się że Twój ostatni komentarz sprowadza całą dyskusję do punktu wyjścia. Przypomnę Twoje własne słowa:
"Ja miałem 30 nowych słów na stronie i było naprawdę bardzo, bardzo trudno się do czytania zmusić. Jedną stronę czytałem godzinę."
Łukasz z kolei zadał pytanie dotyczące czytania dla przyjemności, a ta jest raczej znikoma, kiedy trzeba sprawdzać znaczenie 30 słów na każdej stronie. Poza tym wydaje mi się, że ciężko śledzić fabułę przy takim tempie czytania i ciągłym odrywaniu się od książki celem zajrzenia do słownika. Łukasz początkowo zaproponował zupełnie skrajne podejście, polegające na czytaniu wyłącznie w oparciu o znane już słownictwo, natomiast ja staram się to wypośrodkować. Podkreślam, moje wypowiedzi dotyczą czytania w języku obcym dla przyjemności, nauka następuje jakby przy okazji. Czym innym jest oczywiście zabieranie się za jakiś tekst w celach stricte lingwistycznych.
JakubS,
Nie pierwszy raz spotykam się ze twierdzeniem, że czytając książkę nie trzeba rozumieć opisów przyrody i, że ważna jest fabuła. Czy jeśli czytam "literaturę piękną" to nie po to, by się zachwycać jej pięknem? Opis świtu może być sporo ciekawszy od akcji. Mnie niewiele interesuje w książkach akcja; znacznie bardziej interesują mnie opisy przyrody, oraz mistrzowsko zbudowana atmosfera. Lubię grę słów, niedopowiedzenia, kunszt języka…
Drogi autorze, z której publikacji pochodzi wspomniane tutaj badanie:
"Gdy natomiast mieli do dyspozycji definicje wyjaśniające dane wyrazy, to zdarzało im się źle rozumieć ich znaczenie. Dotyczyło to nawet osób, dla których był to język ojczysty. Podejmowane próby uproszczenia definicji i lepszego zilustrowania użycia słów w kontekście również nie dały znacząco lepszych wyników." ?
Zainteresowało mnie, a w pozycjach w bibliografii nie mogę tego znaleźć.
W bibliografii to będzie pozycja 1, str. 28.
Dziękuję za bardzo merytoryczny artykuł. Czy jest Pan w stanie podać konkretną pozycję i strony, na których znajdę wspomniane w tym fragmencie eksperymenty: : "Eksperymenty pokazują, że ten rodzaj aktywności daje lepsze rezultaty niż bierne przyswajanie słownictwa polegające na czytaniu wielu tekstów. To pierwsze umożliwia bowiem jedynie powierzchowną naukę słów. Co więcej, zaledwie kilka wykonanych ćwiczeń może dorównać efektywności kilkunastokrotnej ekspozycji na treść." ?