Pod tym przydługim tytułem na Wooflę trafia wpis o osobistym charakterze, związany z moim trwającym od dawna zastojem w nauce języków obcych. Zakładam, że o ile taki kryzys u osoby znanej jedynie z kilku wpisów (lub wcale) nie jest dla potencjalnego czytelnika niczym interesującym, to być może niektóre z moich przemyśleń, zastosowanych metod bądź źródeł, na które się powołam, stanie się inspiracją. Jednocześnie ten tekst to publiczne zobowiązanie się do realizacji mini-projektu, a świadomość, że jest on dostępny szerokiemu gronu czytelników, którzy mogliby mnie potem rozliczyć z poczynionych postępów, będzie stanowiła dodatkową motywację do działania.
Mini-projekt językowy – założenia
Zgodnie z nienowym już, ale moim zdaniem bardzo interesującym artykułem na Językowej Oazie, przeprowadzenie językowego projektu, rozumianego jako konkretne zadanie do wykonania w określonym czasie, poświęcone jakiemuś aspektowi nauki języka, stanowi dobrą metodę rozbudzenia na nowo motywacji. A dlaczego zaledwie „mini”? Zależy mi na dobrych rezultatach, ale jednocześnie chciałabym, żeby ten projekt nie jawił się jako przykry obowiązek, i aby czas spędzony na jego realizacji był przyjemny.
Krok po kroku
1. Wybór języka
Obecnie posługuję się na różnym poziomie pięcioma językami obcymi: angielskim, hiszpańskim, portugalskim, włoskim i japońskim. Mój angielski i hiszpański są dość dobre, w nauce portugalskiego i japońskiego miałam dużą przerwę, która znacznie odbiła się na ich poziomie, a mój włoski pozwala na razie na zamówienie kawy w barze czy kupno biletu kolejowego. Początkowy pomysł wybrania trzech lub nawet więcej z nich i przypisania nauki każdego do konkretnego dnia odrzuciłam właściwie od razu – postępy w każdym z języków byłyby zbyt wolne. Poza tym przy tak ambitnym i szeroko zakrojonym planie trudno mówić o projekcie, i łatwo mogłoby znowu dojść do głosu zniechęcenie i poczucie bezsensu. Postanowiłam, że w najbliższym miesiącu stawiam na język hiszpański.
2. Zidentyfikowanie słabych stron
Na początek kilka słów o sprawnościach językowych, które dzielą się na czynne: mówienie i pisanie oraz bierne: słuchanie ze zrozumieniem, oraz czytanie ze zrozumieniem (Europejski System Opisu Kształcenia Językowego dzieli dodatkowo mówienie na interakcję i produkcję). Zgodnie z założeniem celem projektu będzie rozwinięcie w zakresie jednego języka tych sprawności, które do tej pory były u mnie na najniższym poziomie. Bez większego zastanowienia (i ze wstydem) przyznaję, że moją najsłabszą stroną we wszystkich językach obcych jest ta uważana za najważniejszą: mówienie. Nie wiem, czy macie podobne doświadczenia, ale w szkołach, do których uczęszczałam, stawiano raczej na wypełnianie ćwiczeń i rozwiązywanie zadań egzaminacyjnych, nie na konwersacje. Poza tym jestem introwertyczką, a jeśli chodzi o języki, zdecydowanie lepszym teoretykiem niż praktykiem. Lubię językoznawstwo, gramatykę opisową i rozwiązywanie zadań gramatycznych. Najlepszym okresem, jeśli chodzi o mój mówiony hiszpański, był oczywiście pobyt na stypendium Erasmus, ale obecnie ze względów osobistych nie planuję kolejnego wyjazdu. Oczywiście przebywanie w danym kraju jest nie do przecenienia, jeśli chodzi o rozwijanie umiejętności językowych (o ile nie zamkniemy się w jedynie polskim środowisku), i podobnie jak chyba wielu ludzi, traktowałam to jako wymówkę („nie mogę wyjechać, więc nie mam szans dobrze mówić”). Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, kiedy poznałam na wymianie językowej kolegę niezajmującego się zawodowo ani akademicko hiszpańskim, mówiącego płynnie i z ładnym akcentem. Kolegę, który spędził w Hiszpanii bodajże tydzień czy dwa (i który, mam nadzieję, wybaczy mi posłużenie się jego przykładem w celach motywacyjnych). Inną historię znajdziemy tutaj. Na studiach magisterskich niestety zajęć po hiszpańsku mam jak na lekarstwo, ale nie chciałabym całej winy zrzucać na studia: powinnam sama dbać o stały kontakt z językiem i konwersacje. Podsumowując: celem jest mówienie!
3. Plan
Chciałabym, żeby wyznaczone cele były mierzalne i określone w czasie. Na ich realizację daję sobie 6 tygodni.
- Znaleźć minimum dwóch partnerów/partnerek do wymiany językowej na żywo i/lub na Skype i rozmawiać z nimi min. 2 razy tygodniowo.
We Wrocławiu mieszka wiele osób hiszpańskojęzycznych i o ile umówienie się na pierwsze spotkanie nie powinno stanowić problemu, to trudniejszym zadaniem będzie znalezienie kogoś, kto byłby zainteresowany ćwiczeniem języka polskiego oraz miałby czas i ochotę spotykać się regularnie. Poszukiwanie partnerki/partnera do takiego konwersacyjnego tandemu rozpoczęłam w grupach o wymianie językowej na Facebooku.
Jednocześnie będę szukać partnerów do rozmowy online m.in. na Interpals.net, Lang8 i na forach tematycznych. Mimo zatrzęsienia wiadomości typu „hi, how are U?” otrzymanych na portalu Interpals, nadal mam nadzieję na nawiązanie tam wartościowej znajomości, jako że raz udało mi się poznać tam interesującą osobę i spotkać się z nią na żywo – w Japonii! Dobrym wyjściem mogą okazać się fora lub portale np. o podróżach – jeśli ma się podobne zainteresowania, tematy do rozmowy nie powinny się szybko wyczerpać. Podczas poszukiwań będę brała pod uwagę spostrzeżenia zawarte w artykule Łukasza "Jak w praktyce wygląda poszukiwanie partnera językowego". - Uczestnictwo w minimum dwóch spotkaniach językowych
Gorąco polecam uczestnictwo w spotkaniach językowych – tak określam wydarzenia, które nie są typową wymianą jeden do jednego z konkretną osobą, ale raczej okazją do krążenia między stolikami i rozmowy z wieloma uczestnikami. Na spotkaniu, na które uczęszczam, dominuje angielski, a bardzo chciałabym się wybrać na spotkanie poświęcone konkretnie językowi hiszpańskiemu. To, czy i kiedy odbywają się takie w Twoim mieście, można sprawdzić na Facebooku (np. wpisując w wyszukiwarkę hasło "language exchange" lub"wymiana językowa") albo na Couchsurfingu. - Znalezienie i utrzymanie pracy, w której posługiwałabym się językiem hiszpańskim (w większym zakresie niż podczas korepetycji)
- Ćwiczenie wymowy. Mam zamiar ćwiczyć wymowę zarówno pojedynczych dźwięków, które sprawiają mi problem, jak i pracować nad akcentem i intonacją. Nie podjęłam jeszcze decyzji co do materiałów, ale na pewno sięgnę po notatki z fonetyki, a gdy tylko znajdę godną polecenia stronę w Internecie, podzielę się z Wami odnośnikiem.
Dodatkowo chciałabym się zająć: słuchaniem muzyki i podcastów (np. dostępnych na stronie RTVE, Lengalia, Notes in Spanish), czytaniem hiszpańskojęzycznych stron i blogów o tym, co mnie interesuje, m.in. o podróżach. Te działania dodatkowe również będą miały wpływ na mówienie: pozwolą mi poszerzyć słownictwo, które potem będę mogła wykorzystać w rozmowie.
Sam pomysł jest raczej spontanicznym zrywem, i dopiero czas pokaże, czy osiągnę rzeczywiste postępy i czy niektóre założenia lub sposób ich realizacji nie ulegną zmianie. Dlatego zachęcam czytelników, aby podeszli do niego z pewną dozą ostrożności do czasu publikacji kolejnego artykułu, w którym przedstawię swoje spostrzeżenia oraz postępy, które będę zapisywać na bieżąco.
Które sprawności językowe są Waszą mocną stroną, a z czym macie największy problem? Próbowaliście podjąć kiedyś takie językowe wyzwanie? Czy uważacie, że takie działanie może pomóc odzyskać motywację do nauki i osiągnąć rzeczywiste postępy?
Zobacz także…
(Nie)płynny w 3 miesiące, czyli eksperyment językowy
Dwa tygodnie i trzy pytania, czyli eksperymentu językowego ciąg dalszy
Poziom znajomości języka po 80 godzinach nauki, czyli podsumowanie eksperymentu językowego
Zaczynając naukę języka, wpierw określ sobie cel i obszar działania
Życzę Ci powodzenia! I zmotywowałaś mnie do urozmaicenia mojej nauki bo szczerze mówiąc, traktuję to jak obowiązek a kiedyś tak nie było!
Pozdrawiam
Powodzenia w nauce, koniecznie pochwal się postępami!
Przede wszystkim: powodzenia! Mam nadzieję, że nauka sprawi Ci dużo przyjemności, a efekty Cię pozytywnie zaskoczą 🙂
Jeśli chodzi o mnie, staram się rozwijać wszystkie sprawności językowe, bo mam takie fiksum dyrdum, że chcę opanować hiszpański do perfekcji pod każdym względem (oczywiście w granicach możliwości osoby, która uczy się tego języka jako obcego). Mój plan na te wakacje, który zaczęłam już realizować, polega przede wszystkim na czytaniu powieści. O ile moja nauka hiszpańskiego już od dawna w dużej mierze bazuje na dziełach literackich, tak do tej pory były to opowiadania, wiersze, ewentualnie dramaty. W tej chwili potrzebuję przede wszystkim zwiększyć płynność czytania, bo to obszar, który wręcz krzyczy, żeby się nim zająć.
To zabawne w sumie, że impulsem do sięgnięcia wreszcie po jakąś powieść był dla mnie egzamin ustny z hiszpańskiego 🙂 Zdałam go wprawdzie na bdb bez problemów, ale robi mi się słabo na wspomnienie, jak 2 razy zaplątałam się w czasach przeszłych – coś, czego nigdy nie zrobiłabym, pisząc, w mowie (i w stresie egzaminacyjnym) okazało się problemem. Tak więc chcę to zautomatyzować. A przy okazji przyzwyczaić się do dłuższych tekstów i czytać dziennie nie po kilka, a co najmniej kilkadziesiąt stron.
Poza tym, zamierzam, tak jak Ty Gosiu, dopracować parę rzeczy związanych z wymową. Radzę sobie w tym obszarze coraz lepiej (czasem wręcz szokuję samą siebie), ale nadal nie jest to jeszcze to, co bym chciała. I tu mogę podzielić się moim dotychczasowym doświadczeniem:
1) piosenki – rzecz idealna, żeby nauczyć się wymowy poszczególnych dźwięków i ich połączeń. Przy czym chodzi o naprawdę intensywne słuchanie, bo to zaczyna działać dopiero, kiedy nauczysz się na pamięć co najmniej kilku, najlepiej kilkunastu i możesz "wczuć się" w osobę śpiewającą i śpiewać razem z nią. Nie muszę chyba pisać, że wybór odpowiednich wokalistów, z interesującego nas obszaru geograficznego, potrafi być procesem żmudnym i zająć dużo czasu (zwłaszcza jeśli preferuje się muzykę instrumentalną, ale taki Raúl Lavista, przy całym jego geniuszu, nijak mi tu nie pomoże). Nie warto słuchać czegoś, co nas nudzi czy denerwuje albo po prostu do nas nie trafia. Odpadają też wokaliści, którzy mają dziwne maniery w śpiewaniu (niestety, praktycznie wszyscy jazzowi) albo wady wymowy, hehe. No, ale jak już znajdziesz coś, co Ci pasuje pod każdym względem, efekt naprawdę potrafi zaskoczyć.
2) radio, podcasty. Żeby się osłuchać z językiem mówionym, z intonacją. Tego jest naprawdę mnóstwo w sieci, łatwo znaleźć coś interesującego. I słuchać jak najwięcej. I powtarzać.
3) rozmowy z nativami, najlepiej na żywo. Czynią cuda, zwłaszcza jak już grunt odpowiedni.
4) a jak nie masz pod ręką nativa, a chcesz poćwiczyć mówienie, to na YouTube jest mnóstwo wierszy i opowiadań, których teksty możesz znaleźć w sieci. Przeważnie właśnie czytają ludzie z Meksyku i Hiszpanii, czyli tych krajów, które nas akurat interesują. Chodzi o to, że nie jesteś zmuszona do czytania tekstu "w ciemno" (i co za tym idzie, kręcenia się w kółko z tymi samymi błędami), masz jakiś punkt odniesienia, z którym możesz się porównać.
5) nagrywaj się. Na nagraniu momentalnie wychwycisz swoje błędy, w tym te, których nie byłaś świadoma.
Ale się rozpisałam 🙂
No, w każdym razie trzymam kciuki. I pozdrawiam.
A ja myślę, że opanujesz język hiszpański na poziomie rodzimej jego użytkowniczki (za ileś lat). Twoje możliwości ogranicza jedynie iloczyn Twojej motywacji i czasu nauki, a nie fakt wychowania się po tej, lub tamtej stronie oceanu. A życie jest wystarczająco długie, by opanować na tym poziomie język obcy kilka razy!
Znając Adę, też jestem o tym przekonana 🙂
Cześć, jak miło Cię tu widzieć i czytać Twój komentarz! Przepraszam za tak późną odpowiedź, muszę popracować również nad tempem odpisywania na Wooflowe komentarze 😉
Rozwijanie wszystkich sprawności równolegle to ideał, do którego dążyłam bezskutecznie. Jak widać po tym wpisie nieco zmieniam taktykę, ale niewykluczone, że powrócę do źródeł 😉
Ostatnio puściłam się w czytaniu, również w języku polskim, o hiszpańskim nie wspomnę, bo musiałabym się zapaść pod ziemię… Jakie powieści masz na oku? Ja zaczęłam "Corazón tan blanco" Maríasa, czaję się też na "Wynalazek Morela".
Dziękuję za cenne rady dotyczące pracy nad wymową! Rozumiem, że żmudne poszukiwania odpowiednich wykonawców są już za Tobą lub jesteś w ich trakcie? Mogłabyś polecić coś konkretnego? Radia i podcastów na pewno będę dużo słuchać.
Native'ów szukam, jak nie we Wrocławiu to online. Jutro idę na wymianę językową, więc może coś powoli ruszy w tym kierunku. Raz spotkałam Hiszpana, który był żywo zainteresowany opowieściami z mojej wyprawy do Japonii, ale niestety, poopowiadałam mu trochę i musiałam iść, a nie wzięłam od niego żadnego kontaktu. Poza tym szukałabym raczej przedstawicielek płci pięknej, z bardzo prozaicznego powodu: mój narzeczony jest zazwyczaj bardzo tolerancyjny i nie miał żadnych obiekcji co do mojego wyjazdu Erasmusa, ale na wieść o pomyśle moich spotkań z Hiszpanami wyraża pewną dezaprobatę 😉
Pomysł z nagrywaniem bardzo dobry, i podejrzewam, że boleśnie obnaży wszystkie braki… To będzie dla mnie trudne, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo!
Jeszcze raz dziękuję za komentarz i życzę Ci powodzenia w nauce.
Ostatnio puściłam się w czytaniu, również w języku polskim, o hiszpańskim nie wspomnę, bo musiałabym się zapaść pod ziemię… Jakie powieści masz na oku? Ja zaczęłam „Corazón tan blanco" Maríasa, czaję się też na „Wynalazek Morela".
To ja Ci wyznam: w tej chwili tempo mojego "normalnego" czytania po hiszpańsku niczym nie różni się od tempa, w jakim przeczytałabym ten sam tekst na głos. Ale podchodzę do tego spokojnie, bo to – jak wszystko – kwestia wprawy.
Na moim Kindle'u już czeka "Cinco esquinas" Vargasa, a na razie… zaczęłam nietypowo, bo od hiszpańskich tłumaczeń książek Prima Leviego, niedawno skończyłam "Si esto es un hombre", a teraz czytam "Los hundidos y los salvados". A to wszystko dlatego, że od dawna szukałam i nie mogłam znaleźć polskich tłumaczeń – ani w sieci, ani w okolicznych bibliotekach, ani w rozsądnej cenie na alledrogo, a bardzo mi zależało, żeby przeczytać. A co potem? Jeszcze nie wiem. Będę pewnie szukać czegoś, co łatwo się czyta: kryminałów, thrillerów itp. Ma być wciągające, a ja – nie licząc chwil na szukanie czegoś po słownikach – mam zapomnieć, że czytam po hiszpańsku 🙂
Nie wiem, czy Ci się to do czegoś przyda, bo ja szukałam wśród wykonawców meksykańskich a nie hiszpańskich, ale mój wybór to Espinoza Paz i zespół Caifanes. (Ciekawostka: ten pierwszy, przy całym swoim cudownym głosie i sposobie śpiewania, ma nieznośnie głupie teksty, które strasznie zostają w pamięci – później chcesz coś napisać albo powiedzieć po hiszpańsku i musisz się powstrzymywać, żeby nie cytować :D)
Jeśli chodzi o radio, jakoś w zeszłym roku odkryłam WRadio, którego słucham, z różną intensywnością. A całkiem niedawno zorientowałam się, że poszczególne audycje są na ich stronie w formie podcastów, co zdecydowanie ułatwia życie. Mogę sobie np. wiosłować na siłowni plenerowej na Polu Mokotowskim i słuchać jednocześnie KOLEJNEJ audycji o tym, jak ludzie wpadają pod samochody, bo łapią pokemony… 😉
Jeśli masz w miarę dobry kontakt z rzeczywistością, to nie będzie aż tak źle! 🙂 Ja moje pierwsze (w sumie zresztą nie tylko pierwsze, bo im dalej w las…) wrażenia mogłabym określić po prostu jako zdrowe niezadowolenie.
Aa, i jeszcze raz powtórzę, tak poza wszystkim: posłuchaj rady lenia patentowanego, czegokolwiek byś się nie uczyła: słownictwa, wymowy, rozwijała płynność wypowiedzi itp. – zawsze szukaj aktywności, które Ci sprawiają przyjemność, szukaj materiałów, które zainteresowałyby Cię nawet, gdyby nie były w języku, którego się uczysz.
I znów wyszedł prawie elaborat! Chwila przerwy w studiowaniu i już nie mogę się powstrzymać od wymądrzania w internetach 😉
Ja równo za 6 tygodni wyjeżdżam na parę dni do Francji. To dobry czas, żeby poćwiczyć wymowę, bo chciałabym wreszcie się przełamać i rozmawiać z nimi w ich języku. Zmotywowałaś mnie, od dziś zaczynam! I mam nadzieję, że to nie będzie tylko słomiany zapał. Tobie również życzę wytrwałości 🙂
Cześć! Dokąd konkretnie się wybierasz? Życzę miłego pobytu i wielu okazji do rozmów z Francuzami. Podziel się potem wrażeniami, proszę, bo słyszałam różne plotki na temat stosunku Francuzów do prób rozmowy w ich języku (przechodzenie na angielski, etc.), ale nie chcę w nie ślepo wierzyć 🙂
Są na Woofli popularne "publiczne zobowiązania" do realizacji językowych "projektów", albo nawet "eksperymentów", które zazwyczaj bardziej niż projektami [projektem jest jednak napisanie książki po chińsku przez M.N.] są najzwyczajniej w świecie postanowieniem bardzo regularnej nauki i publiczną obietnicą tej regularnej nauki. Czy jednak dobrze zrozumiałem, że Twój Małgorzata "mini-projekt" będzie trwał tylko przez 6 tygodni…?
Widzę, że Twoje metody bardzo się różnią od moich i stąd będę naprawdę zainteresowany za miesiąc Twoją relacją, w jakim stopniu poprawiła się Twoja płynność wypowiedzi, akcent i intonacja w języku hiszpańskim przy Twoich innowacyjnych metodach.
Zaciekawiło mnie, że wspominasz o czytaniu hiszpańskojęcznych blogów. Znam w języku hiszpańskim najwspanialsze znane mi filmy, najwspanialsze znane mi książki, czy nawet najwspanialsze znane mi portale gazetowe [pod których artykułami niemożliwe jednak znaleźć sensowną dyskusję, bo główne co, to się wyzwiska na gazetowego pismaka lub na prezydenta i exprezydenta powtarzają], ale nie jest znany choć jeden pojedynczy sensowny blog w języku hiszpańskim z jakiegokolwiek kraju. Znasz może fajny hiszpańskojęzyczny blog -np. coś w stylu Woofli- do poczytania, i na którym mógłbym obficie komentować? Pisanie po polsku jest frustrujące.
Skoro jesteśmy przy językowych eksperymentach, to mogę zdradzić, że swój dotyczący niemieckiego wykonywałem w tajemnicy przez 4 miesiące i zamierzam go opisać w następnym artykule. Tyle że w moim nie tyle chodziło o naukę języka, co o wypróbowanie, jak liczne przeszkody wpływają na postępy. Był to również okres testów różnego rodzaju metod, które czasami wręcz wydawały się źródłem wszelkich utrudnień 🙂
"Znasz może fajny hiszpańskojęzyczny blog -np. coś w stylu Woofli- do poczytania, i na którym mógłbym obficie komentować? Pisanie po polsku jest frustrujące."
Obawiam się, że w pewnych aspektach Woofla jest unikatem na skalę światową i niełatwo jest ją czymś zastąpić 🙂
To mo zaintrygowałeś swoim eksperymentem! 🙂
Bardzo łatwo: Wooflą w wielu wersjach językowych. Języki obce znacie – czemu z nich nie korzystacie? Czemu jesteście najlepszym blogiem językowym w polskiej sieci skoro możecie łatwo stać się najlepszym blogiem językowym na świecie?
Ja np. publikuję każdy artykuł mojego bloga w trzech wersjach językowych (i nie wykluczam, że najbliższy będzie w aż pięciu przy drobnym wsparciu kolegów). Was jest aż 12 regulanych członków! 12-osobowy zespół może robić cuda. Jeśli zaś dołączą do niego ludzie z zagranicy jeszcze się rozrośnie.
Przyłączam się do prośby Łukasza Molędy, by publikować na Woofli także w językach obcych (pozwolę sobie wtrącić, że szczególnie pożądane dla mnie jako czytelnika byłyby angielski, hiszpański i francuski). Woofla to najlepszy portal w swojej kategorii, jaki do tej pory spotkałam i szkoda, że jest zrozumiały niemal wyłącznie dla Polaków (bo na świecie niewielu mamy takich "szaleńców", którzy uczą się polskiego :().
Zwolnię Łukasza z odpowiedzialności – komentarz napisałem ja, nie Łukasz. 🙂 Pomysł jednak nie pierwszy raz tu padł.
Zapraszam Cię do mnie, gdzie możesz poczytać po hiszpańsku i angielsku. 🙂 Wydaje mi się, że w moim ostatnim tekście (o morskich potworach) są cztery różnice leksykalne w stosunku do hiszpańskiego z Hiszpanii – łamigłówka językowa, by je znaleźć.
*5 różnic
Nieogłaszanie wszem i wobec "biorę się za eksperyment", a po prostu praca nad nim, to bardzo dobra droga, którą (nie)stety nie poszłam. Bardzo jestem ciekawa Twojego następnego artykułu, Łukaszu! 🙂
Myślę, że na pewno rozważymy propozycję pisania na Woofli w językach obcych 🙂
Po przeczytaniu Twojej wypowiedzi przyznaję, że nazwa "projekt" jest tu użyta na wyrost. Po 6 tygodniach zweryfikuję pierwsze efekty, i zdecyduję, czy kontynuować działania, czy ugryźć problem z zupełnie innej strony 🙂 Ciężko mówić tu o innowacyjnych metodach, raczej o tym, co podpowiada mi intuicja. Oczywiście zdam relację.
Które portale gazetowe są Twoim zdaniem najwspanialsze? Chętnie się dowiem i zacznę je śledzić, bo w niektórych obserwowanych przeze mnie podejmowana tematyka i jakość artykułów nie jest zbyt wysoka. Zamierzam czytać blogi o podróżach, a żadnego bloga hiszpańskojęzycznego w stylu Woofli nie znam, ale jeśli natrafię na taki, poinformuję Cię.
Dziękuję za komentarz!
"Innowacyjne" nie jest właściwym słowem. Twoje metody rzeczywiście są dość typowe tylko, że mi osobiście ciężko je przetrawić. W każdym razie jestem ciekaw wyników. 🙂
Chcąc w jakimś języku obcym poprawić mój akcent w trybie ekspresowym w przeciągu ledwie miesiąca położyłbym nacisk na bardzo intensywne słuchanie. Mówienie jest ważne, ale miesiąc to mało czasu, więc trzeba pracę jakoś zoptymalizować.
Nigdy w życiu nie byłem na tzw. spotkaniu językowym i nie wiem, jak to dokładnie wygląda i jakiej klasy ludzie zwykli na te spotkanie przychodzić. Wyobrażam sobie -skonfrontuj moje wyobrażenia z rzeczywistością-, że na spotkanie hiszpańskie przyjdzie 30 osób: 2 Kubańczyków, 3 Hiszpanów i 25 Polaków. Nie wykluczam, że na spotkaniu można poznać fajnych ludzi, ale trudno mi sobie wyobrazić, by po kilku godzinach tego spotkania wychodziło się z niego z lepszym akcentem niż przed spotkaniem.
To są i tak lepsze warunki niż w szkole. Nawet jeśli nauczyciel jest rodzimym użytkownikiem hiszpańskiego, a klasa liczy jedynie 15 uczniów, w czasie rozmów siłą rzeczy jedno z dwóch: (1) albo uczniowie milczą i tylko nauczyciel mówi, albo (2) uczniowie mówią dużo, lecz wówczas słyszą więcej polskiego hiszpańskiego niż hiszpańskiego hiszpańskiego. Opanowanie dobrego akcentu w szkole, albo na studiach jest po prostu nieprawdopodobieństwem! Jeśli natomiast pojawi się jeden taki, cos się wybija z tłumu, ten tłum ściąga go w dół.
Osoba o zaawansowanej znajomości hiszpańskiego, albo osoba po prostu dążąca do bardzo dobrego akcentu, po takim spotkaniu prędzej się uwsteczni niż poprawi akcent. Co Ty na to? 🙂
Ćwiczenie wymowy, np. poprzez czytanie na głos, sprawdzi się jeśli bezpośrednio przed czytaniem przez kilka godzin intensywnie słuchało się akcentu rodzimego użytkownika. Może ktoś zrobi eksperyment: jednego dnia weźmie tekst po hiszpańsku i przeczyta na głos, a drugiego dnia obejrzy trzy odcinki intensywnie przegadanego serialu bezpośrednio po czym (kiedy głosy aktorów wciaż huczą w głowie) przeczyta tekst na głos. Będzie różnica w tych dwóch odczytach?
Myślę sobie, że bez odpowiedniej dawki odbioru można ćwiczyć wymowę i konwersować na spotkanich i do końca życia i wciąż będzie się mówiło z polskim akcentem. Są to czynności ważne, ale mają tylko jeden miesiąc na poprawę akcentu w jakimś języku, ja osobiście postawiłbym nacisk na słuchanie: przykładowo codziennie bezpośrednio przed zaśnięciem oglądałbym przez 5 godzin obcojęzyczny serial, a ćwiczenia i rozmowy owszem, ale jako dodatek.
Hej, wezmę sobie do serca Twoje rady i spostrzeżenia. Co do wymiany językowej, to zwykle pewnie wygląda tak, jak piszesz, natomiast na tej, na którą się udało mi się dotrzeć podczas trwania eksperymentu, było zaskakująco wielu native'ów 🙂 Zgodzę się, że intensywne słuchanie może w kwestii wymowy dać dużo więcej. Celem pójścia na to spotkanie było bardziej mówienie samo w sobie, niż poprawa akcentu, bo jestem zażenowana faktem, że tak rzadko mówię po hiszpańsku, a kiedy już zaczynam to czuję się… dziwnie. Chciałabym nabrać większej swobody w mówieniu. Zgodzę się, że opanowanie dobrego akcentu w szkole, albo na studiach jest mało prawdopodobne. Miałam trzech wykładowców z Hiszpanii – jedna pani, bardzo miła, jej andaluz był dla nas szokiem 😉 Dwoje pozostałych – mieszkają od lat w Polsce, ich akcent jest taki… przezroczysty, ładny, starannie wymawiają końcówki etc. Ciężko mi ocenić, na ile skorzystałam na takich zajęciach (pod względem osłuchiwania się). A z tym czytaniem bezpośrednio po "zaaplikowaniu" dużej dawki słuchanego języka to ciekawy pomysł, może uda mi się wyróbować.
Podczas pobytu w Andaluzji chciałam "chłonąć" hiszpański mówiony, ale andaluzyjski akcent (uogólniam, bo i w samej Andaluzji są znaczne różnice) po prostu zupełnie mi się nie podoba.
Zupełny offtop, ale co sądzisz o nauczycielach języka native'ach bez studiów kierunkowych/przygotowania metodycznego? Ciekawa jestem Twojej opinii.
Nie mam opinii. Ja nie mam studiów kierunkowych/ przygotowania metodycznego i wyobrażam sobie, że mnie dziś stawiają przed grupą obcokrajowców, bym przeprowadził lekcję języka polskiego – co zrobię? Chyba jedno z dwóch:
(1) Wezmę podręcznik języka polskiego i przerobię z uczniami lekcję. Do tego nie jest potrzebny nauczyciel – sami mogą tę lekcję z podręcznika przerobić, albo przeczytać dane zagadnienia w Internecie. Zamiast płacić nauczycielowi, by rozpisywał kredą lub mazakiem na tablicy tabelkę gramatyczną, można kupić sobie podręcznik za 40 zł i już dziś mieć rozpisane w nim wszystko, co nauczyciel rozpisałby przez rok (poza tym, bez zakupu podręcznika w samym Internecie często jest więcej).
(2) Zaimprowizuję temat do rozmowy i przeprowadzę konwersacje. Znów nauczyciel nie jest potrzebny – mogą pójść na spotkanie językowe, z tych które opisujesz, albo znaleźć rozmówcę na portalu typu InterPals. Zamiast słuchać słabych akcentów kolegów z kursu, można słuchać rodzimych akcentów i będą to rozmowy nie z panem nauczycielem a z kimś, z kim naprawdę mamy wspólne tematy lub się rozumiemy na poziomie bardziej osobistym.
Ostatecznie nie widzę dużej różnicy pomiędzy nauczycielem profesjonalnym, a nieprofesjonalnym – lekcje wyglądają podobnie. Za wyjątkiem małych dzieci, które nie potrafią się zorganizować, sytuacja stawiania nauczyciela przed uczniami jest absurdalna. Bez nauczyciela (i bez zorganizowanej grupy) nie tylko taniej ich to wyniesie, ale przypuszczam, że znacznie więcej się nauczą.
Nieraz osoby z portalu typu InterPals pytają się mnie naiwnie, czy nauczę je języka polskiego. Liczą na to, że na przestrzeni najbliższych lat bedę im codziennie układał lekcję języka polskiego, wykładał gramatykę itd.? Nie, nie nauczę nikogo języka polskiego! Samodzielnie ucząc się polskiego mogłaby taka osoba polski ze mną ćwiczyć, tzn. rozmawiać ze mną po polsku. Na wszelakie pytania językowe w nieuciążliwej liczbie bym odpowiedział, wątpliwości w możliwym dla mnie zakresie rozwiązywał. Na tym skończyłaby się moja rola i nigdy nie liczyłem, by rodzimy użytkownik obcego mi języka zrobił dla mnie więcej. Z języków obcych najlepiej opanowałem hiszpański i nigdy nie byłem na choć jednej zorganizowanej lekcji języka hiszpańskiego i nie miałem nauczyciela ani profesjonalnego ani nieprofesjonalnego. Mało tego, nie używałem podręcznika. Czuję, że jestem bliski, by zacząć offtopować.
@PBB
Całkowicie zgadzam się z Tobą, jeśli chodzi o zgubny wpływ grupy, która ściąga w dół – rozszerzyłabym tylko ten wpływ na różne inne składowe znajomości języka, wymowa to zaledwie jedna z wielu. I pozwolę sobie wykorzystać Twoją wypowiedź jako pretekst do podzielenia się paroma spostrzeżeniami, z punktu widzenia osoby, która podjęła studia językowe i zamierza je skończyć, z możliwie jak najmniejszym uszczerbkiem na zdrowiu 😉 (@Gosiu, wybaczysz tę dygresję pod Twoim artykułem? Ciekawa jestem też, na ile będziesz podzielała moje zdanie).
Napiszę to tylko raz i ten jeden raz nie będę się jakoś szczególnie hamować. Zacznę od tego, że niemal każdy człowiek, choćby nie wiem jak niezależny w opiniach i postawach, na pewnym, najbardziej podstawowym poziomie ma w sobie coś z konformisty. Jeśli faktycznie ci na czymś zależy, jeśli w czymś się wybijasz, to w pewnym momencie napotykasz na opór. I wtedy – na przykładzie zajęć językowych – dzieje się tak, że w dużej mierze nieświadomie, w ramach jakiejś absurdalnie pojętej uprzejmości, w strachu, żeby nie urazić innych swoją nadmierną wiedzą albo po prostu nie być niezrozumianym, zaczynasz się dostosowywać do panujących standardów. Mówiąc, unikasz pewnych słów i struktur, w treści bardzo ograniczasz nawiązania literackie i kulturowe, bo i tak nikt nie zrozumie, może poza prowadzącym, w wymowie starannie oddzielasz każde słowo… itd, itp, etc. Aż wreszcie któregoś dnia (oby jak najszybciej!) łapiesz się, że coś jest nie tak: zauważasz, że pod niektórymi względami stoisz w miejscu, pod innymi wręcz się cofnąłeś / cofnęłaś. A i tak zbyt mało się starałaś / -eś udawać głupszego niż jesteś, i tak zawsze ktoś ci wytknie, że "koniecznie chcesz zabłysnąć".
Jedyne więc, co w tym wypadku można zrobić, to od razu przyjąć, że "haters gonna hate" i robić swoje. I jeśli siedzieć cicho, to tylko ze świadomym postanowieniem "teraz dam się wykazać innym", a nigdy w obawie przed reakcją owych innych.
I tu czas na podkreślenie pewnej rzeczy: procesy grupowe procesami grupowymi, ale NIE TWIERDZĘ, że w grupach dominują "hejterzy". Piszę tylko o pewnym mechanizmie, którego sama też doświadczyłam – i o którym warto wiedzieć. Grupa na zajęciach to oczywiście cały przekrój jednostek, z których większość to osoby zupełnie w porządku, którym albo zależy i wtedy się uczą – albo średnio zależy i się nie uczą – ale ani jedni, ani drudzy nie mają o nic do nikogo pretensji.
A teraz drugi aspekt sprawy: nauczyciele. Tu muszę się odwołać do całego mojego doświadczenia edukacyjnego, bo studia iberystyczne to zaledwie rok mojego życia (w dodatku nie wykluczam, że w ogólnym rozrachunku, tzn. po ukończeniu studiów, uznam te 3 lata za naprawdę udane). Po tych wszystkich latach, począwszy od szkoły podstawowej, aż po studia, widzę przede wszystkim jedną postawę: uczniowie i studenci – pasjonaci, osoby w jakiś sposób wybijające się, to przeważnie zło konieczne. Typowe postawy nauczycielskie to… ignorowanie. Czasem okazjonalny zachwyt, który wyjątkowo łatwo może przejść w drugi biegun. Zdecydowanie częściej odrzucenie niż wsparcie. Oczywiście są też inni – ci, którzy autentycznie się cieszą, widząc, że ktoś pracuje i robi postępy. I którzy przypominają studentom, że "cualquier duda, estaré en XXX a las XX". I choćby się nie skorzystało, z różnych przyczyn – nieraz z głupoty, niekiedy po prostu z braku czasu – to rzecz, którą uważam za bardzo cenną. Tak nieśmiało myślę, że to w sumie chyba powinna być norma, ale może faktycznie we łbie mi się przewróciło i jestem jakąś roszczeniową wariatką.
Tak, żeby jakoś zakończyć: znów poszerzę pole obserwacji. Już nie tylko edukacja, ale i praca: w każdym środowisku, w każdej grupie, najlepszą strategią, jaką można przyjąć, jest bycie ambitnym lizusem. Tylko czy na pewno o to chodzi?
Sorry, musiałam. Nazbierało mi się tego trochę.
Zgroza. :-O Ci ludzie chyba nie wierzą, że aby ładnie mówić, winno się starannie oddzielać od siebie wymawiane wyrazy.
Nie, raczej w drugą stronę 🙂 Chodziło o wywoływanie niemiłego zamieszania, jeśli się czegoś p r z y p a d k i e m nie oddzieliło. Ale – o ile mój przykład był jak najbardziej autentyczny – dodam dla porządku, że powoli i opornie wprawdzie, ale i to zaczyna się zmieniać, po drodze były jakieś zajęcia z fonetyki, jacyś wykładowcy przypominali, żeby jednak słuchać języka itp.
Ada, oczywiście wybaczam 😉 Zwrócę w przyszłości uwagę na to, co napisałaś, natomiast wcześniej tego nie zaobserwowałam – może dlatego, że sama jestem przez większość czasu takim konformistycznym szaraczkiem 😉
A o nauczycielach i wykładowcach, nie tylko z filologii, mogłabym pisać i pisać 😀 Cały przekrój, od wybitnych pasjonatów do osób w ogóle niezaangażowanych w nauczanie.
* osłuchiwać się z językiem, nie "słuchać języka" oczywiście.