Słownik, czyli narzędzie do zadań specjalnych

sSłownik od zawsze był, jest i będzie najlepszym przyjacielem każdego człowieka uczącego się języka obcego – prędzej czy później każdy do niego sięga. Podobnie jest z pracą tłumacza. Tłumacz nie jest w stanie zapamiętać wszystkiego, dlatego używa słownika. W obecnych czasach dostęp do słowników jest nieograniczony, spotkamy je w każdej księgarni bądź w sklepie internetowym. Ale czym się kierować przy wyborze słownika? Jaki wybrać? I w zasadzie po co nam słownik?

Czym jest słownik? Definicja słownika:

"Zbiór wyrazów ułożonych i opracowanych według pewnej zasady, zwykle objaśnianych pod względem znaczeniowym"

Warto wspomnieć, że istnieją różne typy słowników między innymi :

  • słownik ogólny – w którym znajdziemy interdyscyplinarne słownictwo
  • słownik monolingwiczny – gdzie znajduje się słownictwo w jednym języku
  • słownik specjalistyczny – w którym znajduje się język branżowy
  • słownik bilingwalny – gdzie prezentowane jest słownictwo w dwóch językach
  • słownik multilingwalny – w którym znajdziemy słownictwo w minimum trzech językach

Słownik na początek

Warto zaopatrzyć się w słownik na początku nauki języka. Po pierwsze, bardziej zmotywuje nas to do systematycznej pracy, ponieważ już zainwestowaliśmy pewną sumę pieniędzy. Po drugie, korzystania ze słownika też trzeba się nauczyć. Po trzecie, w jednym miejscu mamy całe słownictwo, dość często znajdują się tam również wyrażenia potoczne. Jako osoby początkujące nie zawsze mamy pewność co do pisowni danego słowa, dlatego też słownik przyjdzie nam z pomocą.IMG_20160815_150052

Słownik dla każdego

Pamiętajcie o tym, żeby wybrać słownik dobrze i mądrze, czyli nie sugerować się aktualną promocją, która pozwoli nam kupić słownik 15% taniej. Może się to skończyć tak, że trzytomowe opasłe książki będą spoczywać na naszej półce przez wieki. Słownik powinien być jak garnitur – szyty na miarę.  Oczywiście można szukać recenzji i opinii, należy jednak podchodzić do nich z dystansem. Inny słownik będzie potrzebny w pracy tłumacza konferencyjnego, a inny przyda się przed maturą. Wszelkie informacje w tym artykule potraktujcie więc jako sugestie, na co warto zwrócić uwagę.

IMG_20160815_150408

Co znajdziemy w słowniku?

Sięgając do słownika szukamy przede wszystkim znaczenia danego słowa. Oczywiście jeśli dane słowo ma wiele znaczeń, są one wyszczególnione z zachowaniem zasady, że najczęstsze użycie jest na pierwszym miejscu. Szukając wyrazu, automatycznie sprawdzimy też jego pisownię. Obok szukanego słowa znajdziemy także informację o tym, do jakiej części mowy się ono zalicza. Z całą pewnością będzie obecna także transkrypcja danego słowa w IPA (International Phonetic Alphabet), która pomoże nam zaznajomić się z poprawną wymową. Słowniki zawierają także informację na temat rejestru słowa – czy jest ono używane w obiegu formalnym, czy też codziennym. Ponadto słowniki prezentują też kolokacje, z jakimi występują słowa. Jest to bardzo przydatne w procesie nauki, gdyż wiemy dokładnie z jakimi innymi wyrazami można połączyć konkretne słowo, co pozwala uniknąć błędów. Bardziej rozbudowane słowniki posiadają antonimy i synonimy do danego hasła, o ile oczywiście takie w języku występują. Co więcej można trafić na słowo, które posiada inną formę w amerykańskim angielskim i brytyjskim angielskim – w słowniku będzie to również odnotowane odpowiednio jako AmE i BrE.

Wady i zalety słownika monolinguaIMG_20160815_150137l

Praca ze słownikiem jednojęzycznym jest specyficzna, ten rodzaj słownika posiada swoich zwolenników jak i przeciwników. Ja zaliczam się do grupy która uważa, że jest to jedne z najlepszych narzędzi do nauki języka obcego. Ale po kolei. Z pewnością wiele osób zadaje sobie pytanie: skoro nie znam tłumaczenia słowa table, to jakim cudem uda mi się go dowiedzieć uzyskując odpowiedź w tym samym języku? Tak, to prawda. Takie wątpliwości ma każdy, kto sięga po słownik jednojęzyczny. Oczywiście czasami można popaść w błędne koło np. szukam definicji jednego słowa, ale podczas jej czytania nie zrozumiałam innego, więc szukam kolejnej definicji. Niestety takie ryzyko zawsze istnieje, ale należy pamiętać, że twórcy słownika używają na tyle przystępnego słownictwa, że większość definicji powinna być jasna i zrozumiała. Jest to jeden z powodów, dlaczego ludzie nie używają słowników English – English. Pamiętajmy jednak, że to wszystko właśnie jest kwintesencją języka. Skoro nie mamy rzeczywistości językowej, której byśmy pragnęli, musimy sami sobie ją stworzyć. Dobrym krokiem jest więc używanie słowników jednojęzycznych. Nie wspomnę o całym mnóstwie antonimów i synonimów, które w ten sposób przyswoimy. Ja zdecydowanie polecam wszystkim razem i każdemu z osobna korzystanie z języków jednojęzycznych. Uwierzcie mi, to zaprocentuje.

Moje sugestie

Moimi wiodącymi językami są francuski i angielski, to one zajmują mi najwięcej czasu, dlatego też przetestowałam już kilka słowników. Oto moje wskazówki:

Le Petit Robert – biblia dla romanistów. Każdy go zna, każdy z niego korzystał. Według mnie, nie ma chyba lepszego opracowania. Kilkutomowy słownik (Le Grand Robert), który zawiera absolutnie wszystko, hasła są świetnie opisane, ciężko się tam zgubić. Klikając tutaj możecie przeczytać jego opis. Polecam dla osób średnio zaawansowanych. Jeśli chodzi o koszt, to wynosi on około 250 złotych w zależności od wydania i księgarni internetowej.

Longman Dictionary of English Language and Culture – dla mnie ideał. Słownik, który nie tylko ma fenomenalnie opisane hasła i przejrzyste definicje, ale jest również kompIMG_20160815_145823endium kulturowym w pigułce. Są tutaj odnośniki co do historii, kultury czy muzyki, znajdziemy hasła dotyczące Madonny oraz D'Artagnana. Co więcej, w słowniku są wkładki, na których znajdują się między innymi: mapa Zjednoczonego Królestwa, plan Londynu, znaczenie kolorów, święta w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych oraz opis sztuk Szekspira. Gdyby tego było mało, ten słownik posiada obrazki. Nie do każdego hasła oczywiście, ale są one bardzo dobrze wkomponowane w tekst, a co po niektóre – bardzo rozbudowane, jak na na przykład te przy słowach kitchen lub bike. Gorąco polecam nawet dla początkujących osób, gdyż to inwestycja na całe życie. Cena takiego słownika waha się w okolicach 130 złotych.

IMG_20160815_145844

Zachęcam Was do nabycia słownika w wersji papierowej, choć wiem, że istnieją już aplikację lub słowniki online, które w niczym nie ustępują tradycyjnym wydaniom. Jak to u Was wygląda? Czy korzystacie ze słownika podczas nauki języka? Korzystacie ze słowników tematycznych? Podzielcie się tym z nami w komentarzach!

Zobacz też…

Nie mam głowy do języków
Język obcy dla seniora
Automotywacja i potrzeba zmiany
Du cinéma! Przegląd komedii francuskich
Pierwsza książka w języku obcym

25 komentarze na temat “Słownik, czyli narzędzie do zadań specjalnych

  1. Również jestem wielkim miłośnikiem i zwolennikiem słowników jednojęzycznych. 🙂

    Sposoby objaśnienia znaczenia wyrazów w słownikach jednojęzycznych są jednak różnorodne i można by dyskutować o tym, jaki słownik jednojęzyczny będzie dobry. Jedne słowniki skupiają się na wyliczaniu synonimów, a inne objaśniają znaczenia słów w sposób bardziej opisowy. Najlepszym słownikiem pod względem omówienia haseł jaki znam, jest -tu zaskoczenie- słownikiem keczua (dokładnie chanka):

    http://www.clacs.illinois.edu/quechua/documents/QuechuaDicc.pdf

    1. Widzimy hasło w keczua.

    2. Widzimy objaśnienie w formie synonimicznej po angielsku i następnie po hiszpańsku. [czyli Allqu. n. Dog. s. Perro.]

    3. Następnie objaśnienie w formie opisowej w keczua, to samo w formie opisowej po angielsku i po hiszpańsku. [odnośnie 2 i 3: porównianie objaśnień angielskich i hiszpańskich czasem pomogło mi lepiej uchwycić sens.]

    4. Następnie pojawiają się przykłady użycia wyrazu w zdaniach w keczua, wraz z tłumaczeniami tych zdań na angielski i hiszpański. [To jest bardzo ważne. Słownik bez przykładowych zdań z wyrazem to mało użyteczny słownik. Może nie ma dużej trudności z wyrazem "pies", ale już użycia różnych czasowników keczua bez ich zaobserwania w zdaniach sobie nie wyobrażam.]

    5. Widzimy różnorodne wyrazy bliskoznaczne w keczua wraz z ich tłumaczeniami na angielski i hiszpański. [Tak więc sprawdzając wyraz aka, czyli "kupa", na końcu dowiadujemy się też jak jest m.in. "żuk gnojowy", "pieluszka", "sraczka", "mocz" i "pierdnięcie"; sprawdzając allqu czyli "pies", dowiadujemy się też m.in. jak jest "suka", "pies pastorski", "szczekać" i "gryźć"]

    Powyższe mnoży się przez ilość znaczeń wyrazu hasłowego…

    Tak powinien wyglądać słownik do nauki języka! Zadowoli zarówno zwolenników słowników jedno, jak dwujęzycznych. Ciężko zacząć naukę od zera ze słownikiem jednojęzycznym. Z kolei na wysokim poziomie zaawansowania użycie słownika dwujęzycznego przestaje być technicznie możliwe. Średniozaawansowani są w stanie używać obu rodzajów, ale polecam przerzucić się na słownik jednojęzyczny tak szybko, jak to możliwe, choćby bolało. Czytanie haseł w keczua naprawdę pomaga i przy okazji w pamięci powtarza się masa innych słów.

    1. > Z kolei na wysokim poziomie zaawansowania użycie słownika dwujęzycznego przestaje być technicznie możliwe.

      Słowniki dwujęzyczne zawsze pozostają użyteczne, gdy np. chcę przetłumaczyć gatunki zwierząt.

      1. Na wysokim poziomie zaawansowania w języku obcym gatunki fauny i flory nie posiadają polskich nazw, albo te polskie nazwy nic Ci nie powiedzą. Jedyny "wysoki poziom zaawansowania" osiągnąłem w kolumbijskim hiszpańskim, a o kolumbijskiej przyrodzie ciężko mi po polsku w ogóle myśleć. Interesują mnie miejscowe nazwy ludowe oraz nazwy łacińskie, czyli naukowe. Na co mi nazwa polska jakiegoś zwierzęcia lub rośliny, o której po polsku nikt nigdy nie będzie rozmawiał i normalny Polak w życiu o jej istnieniu nawet nie słyszał, jeśli taka polska nazwa w ogóle ma szczęście istnieć? Bądźmy świadomi, że o zwykłym bananie po polsku ciężko rozmawiać, bo Polak widział w życiu jednego importowanego banana, którego nazywa "banan", podczas gdy Kolumbijczyk ma różne bananów odmiany, które różnie nazywa i różnie przyrządza (jak również mnoży te nazwy przez subdialekty). I dochodzimy więc do kuchni – ciekawe jak chcesz tłumaczyć dwujęzycznym słownikiem nazwy potraw. Język polski nie potrafi w pełni oddać kolumbijskiej rzeczywistości i viceversa, a przytoczone przez Ciebie nazwy zwierząt są właśnie bardzo prostym tego przykładem.

  2. Ja również jestem zwolennikiem słowników monolingwicznych, ale nie na początkowym etapie nauki.

    Z prostego powodu, na początku język obcy poznajemy przez język znany (najczęściej ojczysty) i dlatego kalki z języka ojczystego na obcy są o wiele bardziej skuteczne w nauce niż powszechne, błędne moim zdaniem, tłumaczenia z obcego na własny. Z tego powodu, że początkowo myślimy w języku obcym poprzez język ojczysty, dopiero z czasem i postępem w akwizycji obcego języka ten wzorzec zanika i w tym zanikaniu zdecydowanie pomaga słownik jednojęzyczny.

    Ale użycie go od początku niepotrzebnie frustruje, no i znajomość translacji w jedną i drugą stronę dla pewnych zastosowań (tłumaczenia) jest kluczowe, mimo różnic w przekładzie z jednego języka na drugi. Ja przykładowo wiele słów w angielskim rozumiem intuicyjnie, potrafię w tym języku je zastosować, wytłumaczyć, ale mam ogromny problem z odpowiednikami w języku polskim pod względem znaczenia. To jest właśnie efekt uboczny używania takiego typu słowników.

    Jednak jeśli chcemy podnieść swoje "wyczucie" i rozumienie języka obcego poprzez język obcy, to taki słownik zdecydowanie pomaga.

  3. Krótko, choć temat rzeka, ale skoro wpis też pobieżny, to nie będę się rozpisywać: trzeba powiedzieć, że jeśli chodzi o j. francuski, to nie ma na rynku ani jednego poważnego słownika dwujęzycznego, nie licząc wznowień znanej wszystkim przyzwoitej staroci z Wiedzy Powszechnej. Jest to oczywiście skandal, świadczący poniekąd o tym, jakim jesteśmy zaściankiem kulturowym. 37 mln ludzi, a od kilku dekad nikt nie zrobił porządnego, aktualnego słownika francusko-polskiego. Współczuję tłumaczom np. współczesnej prozy francuskiej – oczywiście są słowniki jednojęzyczne, ale przecież one nie sprawdzą się w każdej sytuacji, poza tym dwujęzyczne znacznie przyspieszają pracę, nawet jeśli ostatecznie nie skorzysta się propozycji w nich zawartych, to naprowadzają, ukierunkowują wyobraźnię.
    Słowniki dwujęzyczne to podstawa. Jednojęzyczne do pogłębienia znajomości słów, języka. W codziennym użytkowaniu, do czytania wystarczą te pierwsze. Jak ktoś twierdzi, że korzysta głównie z jednojęzycznych, a jednocześnie nie zna jeszcze perfect języka, to sorry, ale moim zdaniem ściemnia, albo nie bardzo rozumie to, co czyta, choć udaje, że rozumie. Pozdrawiam franio

    1. "Jak ktoś twierdzi, że korzysta głównie z jednojęzycznych, a jednocześnie nie zna jeszcze perfect języka, to sorry, ale moim zdaniem ściemnia, albo nie bardzo rozumie to, co czyta, choć udaje, że rozumie."

      Ze słowników jednojęzycznych zacząłem korzystać na poziomie B2 (poziom bardzo daleki od "perfect") i nie miałem problemu ze zrozumieniem. Jeśli ktoś jest na etapie na którym potrafi obejrzeć film czy przeczytać artykuł w gazecie, to nie wiem, czemu miałby nie rozumieć definicji słów. Zresztą na swoim przykładzie zauważyłem, że do zrozumienia znaczenia najważniejsze są przykładowe zdania (im więcej i bardziej różnorodne, tym lepiej).

      "Słowniki dwujęzyczne to podstawa. Jednojęzyczne do pogłębienia znajomości słów, języka. W codziennym użytkowaniu, do czytania wystarczą te pierwsze."

      Mam odmienne wrażenie. Na co dzień, do zrozumienia sensu słowa wystarczy słownik jędnojęzyczny, uczenie się odpowiedników w języku ojczystym to jakby dokładanie sobie roboty (i często otrzymujemy wypaczony sens). Dopiero w pracy tłumacza przydatny jest dwujęzyczny.

      1. Ja nie znam powodu, żeby rezygnować ze słownika dwujęzycznego kiedykolwiek. Bo jeśli przyjdzie mi do głowy pytanie, jak jest w języku obcym " zagaić", " chybki", czy "tulekja" to mam dwa wyjcia- czekać, aż na takie słowa przypadkiem trafie w żywym języku lub sprawdzić w słowniku dwujęzycznym. Ja wybieram drugą opcję. Oczywiście po sprawdzeniu trzeba wszystkie propozycje takiego słownika skonsultować z nejtywem albo posprawdzać w słowniku jednojęzycznym, ale przynajmniej ma się jakiś punkt zaczepienia. W przeciwnym wypadku nie ma się NIC.

      2. Najpierw jednak trzeba skorzystać ze słownika jednojęzycznego polsko-polskiego i sprawdzić, co znaczy "zagaić". Przykłady dziwnych słów jednego czego mogą dowodzić, to użyteczności słowników właśnie jednojęzycznych.

        Wszak nie ma sensu tłumaczyć na inny język jakiś dziwny wyraz, którego wpierw dokładnie nie zrozumieliśmy w oryginale. Sprawdziwszy już "zagaić" w słowniku polsko-polskim, bynajmniej nie mam potrzeby korzystania ze słownika dwujęzycznego tłumacząc go na inny język, który znam.

        Innymi słowy, jedyny słownik, który jest mi potrzebny, by oddać "zagaić" po hiszpańsku, angielsku lub keczua, to właśnie słownik polsko-polski. Podobnie tłumacząc tekst z angielskiego na polski, prawdopodobnie będę korzystać znacznie więcej ze słownika angielsko-angielskiego, niż angielsko polskiego…

        Paradoks tłumaczon zapewne powszechnie znany. Tymczasem tłumaczenie z angielskiego dosłownie oparte o słownik angielsko-polski mogłoby się źle skończyć.

  4. Gdybyś po polsku przeczytał 1% tego, co po hiszpańsku, to na pewno kilkanaście razy trafiłbyś na "zagaić"☺
    A na przykład słowo "powścigliwość" zapewne znasz, jak więc znalazłbyś w razie potrzeby hiszpański odpowiednik, gdybyś go nie znał? Przewertowałbyś cały słownik jednojęzyczny? Oczywiście słownik dwujęzyczny to w tym wypadku nie wyrocznia, ale miałbyś parę wyrazów do sprawdzenia i konsultacji, pewnie jeden by się nadawał. A gdybyś zobaczył za oknem jemiołuszkę, co byś powiedział biolożce-Latynosce? "Widziałem dziś piękną jemiołuszkę na gałązce głogu…"- " ojej! Jakie to romantyczne!" Czy może – " Mam takie lingwistyczne pytanie, jak się nazywa ptak….."- "Znowu zanudzasz swoją lingwistyką!"😡😡😡

    1. Tłumaczenie wyrazu "powściągliwość" nie sprawa mi problemu bez użycia słownika. Wyraz "głóg" spotyka się w hiszpańskojęzycznej literaturze pięknej i tłumaczenie również nie sprawia mi problemu bez użycia słownika.

      Wyraz "jemiołuszka" jest bardziej kłopotliwy. Można go przetłumaczyć na hiszpański posługując się Wikipedią–najlepszym słownikiem wielojęzycznym. Jemiołuszka jest ptakiem północnym, z północy Eurazji i północy Ameryki Północnej. Zapytałem więc o "jemiołuszkę" dwie koleżanki, Kolumbijkę i Meksykankę, i żadna z Nich dwóch nie słyszała o takim ptaku.

      Także aby przetłumaczyć na hiszpański zdanie "Widziałem dziś piękną jemiołuszkę na gałązce głogu." nie wystarczy znać dwa języki, polski i hiszpański, nawet na poziomie rodzimego użytkownika. Przeciętny rodzimy użytkownik języka hiszpańskiego nie słyszał o jemiołuszcze, podobnie jak przeciętny Polak nie słyszał o ptakach żyjących w Kolumbii. To jest tłumaczenie specjalistyczne.

      Podobnie po hiszpańsku znam różne przykłady fauny i flory, których nie znam po polsku. (Nawiasem pisząc kolumbijska fauna i flora jest o wiele bogatsza od polskiej.) Pytasz, co bym powiedział biolożce-Latynosce, to Ci odpowiadam, że w biologii obowiązują nazwy łacińskie. Jeśli będę prowadził po hiszpańsku specjalistyczną rozmowę z zaawansowanymi nazwami fauny i flory, będziemy posługiwać się nazwami łacińskimi. Ta biolożka-Latynoska prawdopodobnie nawet nie uczy się nazw hiszpańskich, a o biologii czyta głównie po angielsku.

      1. No dobra, Latynoska-biolożka meszka w Kanadzie i dobrze zna jemioluszkę, a Ty jeszcze nie doszedłeś do jemiołuszki i głogu ( powściągliwości też). Przepraszasz się ze słownikiem dwujęzycznym i idziesz na romantykę czy znów ją namolnie dręczysz kwestiami językowymi, na co Ci słusznie odpowiada, żebyś se sprawdził w słowniku polsko-hiszpańskim.
        A tak w ogóle to założyłeś się z kimś, że opanujesz hiszpański bez pomocy ani jednego Polaka? Czy może tak się przejąłeś internetową opinią o łatwości hiszpańskiego, że postanowiłeś utrudnić sobie zadanie?☺

      2. Nie interesuje mnie kanadyjski hiszpański. Jak wielokrotnie wyjaśniałem, nie zalewam Latynosek językowymi pytaniami, jak sobie to wyobrażasz. Najwięcej pytań miałem do tych Latynosek, które interesowały się kwestiami językowymi i akurat lubiły o nich rozmawiać. Także ja żadnej nie zamęczam.

        Z nikim się nie zakładałem o to, jakim sposobem nauczę się hiszpańskiego. Zaczynając naukę hiszpańskiego wykorzystywałem najlepsze z moich doświadczeń z nauki angielskiego + świeże pomysły. Zaczynając naukę hiszpańskiego nie wiedziałem jeszcze, że ten posiada opinię łatwego języka. Zresztą było to na trochę zanim hiszpański stał się taki modny jak jest obecnie i tak dużo się o nim różnych dziwnych rzeczy mówi.

        Jeszcze muszę sprostować: nie, hiszpański nie jest łatwy.

  5. O łatwości hiszpańskiego już dyskutowaliśmy.
    Nie ma kanadyjskiego hiszpańskiego, wymigujesz się od odpowiedzi. Dobrze wiesz, że chodzi mi o użycie słowa, które znasz po polsku a nie znasz po hiszpańsku. Uznałbym Twoją metodę za dobrą, a nawet za bardzo dobrą w swoim kraju, gdyby nie te flirty z Latynoskami. Poświęcasz dziesięć lat na bierne przyswojenie języka- czytanie wyłącznie w orginale, seriale, zero polskiego, żadnych podręczników,słowników dwujęzycznych itp… Jeśli ktoś ma tyle czasu i samozaparcia- metoda super. Po dziesięciu latach zaczynasz mówić mając przestawienione kody językowe. Ty jednak twierdzisz, że zacząłeś bajerować Latynoski tak wcześnie jak się dało, stąd moje obiekcje co do kalek i nieużywania słownika dwujęzycznego.
    A że kocham gdybanie, przenośnie o alegorie – czytasz na portalu informacyjnym " nadgorliwy policjant aresztował sam siebie" – świetny temat na randę internetową. Nie wiesz, jak jest "nadgorliwy" , więc co , sprawdzasz, czy rezygnujesz z fajnego tematu mówiąc sobie " poczekam, aż z kontekstu wyłowię słowo "nadgorliwy"?

    1. @NightHunter

      O łatwości hiszpańskiego już dyskutowaliśmy.

      To prawda. Nawet przy wielu okazjach dyskutowaliśmy. Skończyłem na wniosku, że hiszpański jest w przybliżeniu równie łatwy i równie trudny, co język polski. Ty chyba skończyłeś na wniosku bardzo odmiennym od mojego wniosku.

      Uznałbym Twoją metodę za dobrą, a nawet za bardzo dobrą w swoim kraju, gdyby nie te flirty z Latynoskami.

      Ja w żadnym komentarzu na żadnym blogu lub forum nie napisałem, że ja z tymi Latynoskami flirtuję. To Wy Ludzie z Internetu mi przylepiliście etykietę don Juana. Ja się z tego śmieję i nie przeczę, choć naturalnie z różnymi Latynoskami różnie to bywało i niejedna bywa zalotna.

      Ty jednak twierdzisz, że zacząłeś bajerować Latynoski tak wcześnie jak się dało, stąd moje obiekcje co do kalek i nieużywania słownika dwujęzycznego.

      W innych miejscach napisałem już chyba kilkukrotnie, że w początkach nauki używałem słownika dwujęzycznego. To było tak dawno, że ledwo to pamiętam i to był jedynie start. Ze słownikiem dwujęzycznym rozstałem się gdzieś przy granicy B1/B2 i teraz nie pamiętam, w której szafie go upchnąłem, jeśli nie sprzedałem. Słownika dwujęzycznego używałem przez mniej niż 1/10 czasu, jak uczę się języka hiszpańskiego (jeśli mogę powiedzieć, że się obecnie czegoś uczę, raczej po prostu używam, utrwalam).

      1. Ale na główne pytanie nie odpowiedziałeś. Co robisz jak chcesz użyć słowa, które znasz w innym języku- sprawdzasz w słowniku dwujęzycznym czy czekasz aż na nie trafisz i rozszyfrujesz?
        Czy Cię po prostu nie ciekawi jak brzmi jakieś słowo po polsku lub hiszpańsku? Czy nie irytuje Cię sytuacja, że znasz oba języki oddzielnie a nie umiesz tłumaczyć? Co mówisz ,gdy Cie ktoś prosi o przetłumaczenie a Ty nie znasz odpowiedników? Laik nie bardzo uwierzy, że tego się nie da dokładnie przetłumaczyć, myśli, że ściemniasz.

      2. @Night Hunter

        Ale na główne pytanie nie odpowiedziałeś. Co robisz jak chcesz użyć słowa, które znasz w innym języku- sprawdzasz w słowniku dwujęzycznym czy czekasz aż na nie trafisz i rozszyfrujesz?

        Jeśli mowa o języku hiszpańskim, tego rodzaju sytuacja raczej rzadko mi się zdarza. Zwyczajnie od iluś lat raczej nie zdarza mi się nie znać potrzebnego mi słowa po hiszpańsku… Zdarza mi się za to dla pewności lub dla dokształcenia sprawdzać wyraz, który już znam, w słowniku jednojęzycznym.

        W języku angielskim owszem mogę nie znać wielu słów. Co wówczas robię, zależy od kierunku. Jeśli nie rozumiem słowa angielskiego, sprawdzam je w słowniku jednojęzycznym angielsko-angielskim. Jeśli brakuje mi słowa po angielsku, sprawdzam je w słowniku dwujęzycznym hiszpańsko-angielskim, lub polsko-angielskim.

        Mam nadzieję, że Cię ta odpowiedź zadowala. 🙂

        Wejdź sobie na forum polonistyczne i pomęcz tam człowieka pytaniem, co robi, jeśli nie brakuje mu słowa po polsku… Jest OCZYWISTE, że korzysta ze słowników jednojęzycznych, nie dwujęzycznych. Jeśli brakuje mu trafnego słowa po polsku, szuka inspiracji w słowniku synonimów i wyrazów bliskoznacznych. Jeśli nie rozumie słowa po polsku, również sięga do słownika jednojęzycznego.

        Czy Cię po prostu nie ciekawi jak brzmi jakieś słowo po polsku lub hiszpańsku? Czy nie irytuje Cię sytuacja, że znasz oba języki oddzielnie a nie umiesz tłumaczyć?

        Nie, nie irytuje mnie to. Mogę wyszukać słowa, które znam po polsku, ale mam problem z odpowiednikami po hiszpańsku. Mogę wyszukać słowa, które znam po hiszpańsku, ale mam problem z odpowiednikami po polsku. Nie, jakoś szczególnie mnie nie ciekawi, jak te słowa przetłumaczyć.

        Co mówisz ,gdy Cie ktoś prosi o przetłumaczenie a Ty nie znasz odpowiedników? Laik nie bardzo uwierzy, że tego się nie da dokładnie przetłumaczyć, myśli, że ściemniasz.

        Nikt mnie nie prosi o tłumaczenie wyrazów. Zresztą, w praktyce to musiałoby być jakieś bardzo wyszukane słowo, albo jakaś specyficzna tematyka, by zaistniał problem z tłumaczeniem. Ostatnio z półtora roku temu ktoś się mnie zapytał, jak jest po hiszpańsku "dzik" (ze złośliwości, bo myślał, że nie odpowiem, raczej niż z potrzeby tego słowa), na co Mu odpowiedziałem i tyle. Złośliwi laicy na szczęście nie posiadają wiedzy, gdzie należy szukać prawdziwie problematycznych wyrazów.

  6. A co jest tak wyjtkowego w hiszpańskim, że na B2-C1 nie używałeś słownika dwujęzycznego, na w angielskim używasz?
    Dzika to nawet ja jeszcze pamiętam. Słowa konkretne są bardzo łatwe do przetłumaczenia, straszny laik chciał Cię zagiąć ☺

    1. Nie chodzi o różnicę w językach, tylko o odmienny sposób ich używania.

      W sumie rzadko potrzebuję przetłumaczyć jakiś wyraz na angielski, gdyż używam angielskiego w bardzo wyspecjalizowanej postaci, głównie do pisania tekstów na bardzo konkretne tematy, oraz oczywiśccie do ich czytania. Przydatnych mi słów już zdążyłem się nauczyć w większości. Niemniej, mogę jakiegoś wyrazu potrzebować i wówczas sięgam do słownika.

      Tymczasem po hiszpańsku nie piszę prac. (Bo w języku hiszpańskim, podobnie jak w języku polskim, się ich nie pisze.) Nie mam potrzeby tłumaczenia czegokolwiek.

      Mój polski, hiszpański i angielski służą do trzech różnych rzeczy i dość słabo się pokrywają. Polski to dla mnie głównie język takiego codziennego użytku, np. w sklepie, z rodziną, itd. Hiszpański to język rozrywki, choćby te książki, seriele, itd. Angielski to język działalności naukowej, czyli czytanie prac i pisanie prac.

      Nie piszę prac po hiszpańsku, podobnie jak nie oglądam seriali po polsku i nie czytuję książek po angielsku… U mnie każdy język ma swoje własne zastosowanie, które generalnie słabo się pokrywa z resztą języków. Stąd zestawianie moich metod w języku hiszpańskim i angielskim może być mylące.

      Nie masz tak samo ze swoimi językami Night Hunterze?

  7. Ja wszystkich języków uczyłem się w celach praktycznych, potrzebowałem ich do życia przez pewien czas. Dziś naprawdę potrzebuję tylko rosyjskiego. Dla podtrzymania polskiego oglądam YouTuba, piszę na Woofli, nie mówię prawie wcale. Mam wśród rodziny i znajomych sporo emigrantów do USA, którzy często wpadają, czasem z towarzyszami, którzy znają tylko angielski. Zresztą znajomość angielskiego i tak podtrzymuję sztucznie, bo to jedyny język, który trzeba znać.
    Natomiast w pole wyprowadził mnie litewski. Przed laty Litwini kipieli nacjonalizmem, kto mówił po rosyjsku był człowiekiem ostatniej kategorii, mieszanka rosyjskiego z polskim była troszeczkę wyżej, a ubóstwiali wręcz łamany litewski. Policjant odstępował od mandatu, celnik przymykał oko a kobiety leciały jak muchy na lep. Dziś wszystko się odmieniło. Starsi z ochotą przypomnieli sobie rosyjski, młodsi nieżle opanowali angielski, a obcokrajowiec próbujący mówić po litewsku to śmieszny dziwoląg.
    Średnią znajomość najlepiej wykorzystuję w hipermarkecie, gdzie wszyscy mnie proszą o tłumaczenie etykietek.
    Kilka razy w roku przewinie się w moim życiu włoski- czasem na wakacjach, pare koleżanek ma mężow Makaronów.
    A niemiecki i hiszpański, od których zaczynałem i były moją pasją, teraz zupełnie leżą odłogiem. Ale dzika jeszcze pamiętam☺

    1. @Night Hunter
      Czy mam rozumieć, że masz korzenie kresowe? 🙂
      Przykład litewski jest ciekawy. A jak w tym "odrodzeniu" plasuje się język polski?

      1. Dziś słowo "kresy" ma dwa znaczenia – kresy dawne i dzisiejsze ( wschodnia Polska), więc ja pochodzę z tych drugich.

        "Odrodzenie"- czyli to, co się dzieje ostatnio? Polski jako język Polaków z Polski jest przyjmowany dobrze, ale polski "wileński" nie wszędzie jest tolerowany, nawet słuchany z boku (bo nikt się w tym języku do Litwinów nie zwraca). Sytuacja językowa Polaków wileńskich jest dość skomplikowana.Ich polski standard jest znacznie gorszy niż rosyjski, który dla wielu jest językiem natywnym, jednak między sobą używają dość niechlujnej mieszanki staropolsko-rosyjskiej z nielicznymi wstawkami litewskimi, którą media nazywają językiem polskim a językoznawcy dialektem wileńskim. Ludzie ci wyznają katolicyzm, co odróżnia ich od Rosjan, nie asymilują się z Litwinami, a starsi litewskiego nie znają i znać nie zamierzają. Władze litewskie uważają ich ( słusznie) za spolonizowanych Litwinów i chcą ich na siłę (niesłusznie) ponownie zlituanizować, co wzbudza ich słuszny opór, gdyż czują się Polakami. Przy okazji używając łamanego litewskiego przyczyniają się do pogardy dla nielicznych obcokrajawców, którzy w miarę nieżle ten język opanowali, gdyż nejtywi biorą ich za takich właśnie mieszkańców wileńszczyzny, którzy od urodzenia nie raczyli się nauczyć języka kraju, w którym żyją. Same problemy z tymi niby-Polakami.

      2. Dzięki za komentarz. Naprawdę myślałem, że mieszkałeś na Litwie 🙂
        Cóż. Ja znam dwa przypadki, które pokazują co innego. Jedna Rosjanko-Polka, która nauczyła się litewskiego dlatego, że dzieci śmiały się z niej w piaskownicy. Drugi przykład, Polak z Wilna, który z litewskim nie miał już problemu, ale i tak było "tak sobie".
        Co do tej polonizacji – cóż… Kto wie, czy każda z naszych rodzin nie została kiedyś spolonizowana?

  8. Ja stworzyłam swój własny słownik i udostępniłam go online – jestem tłumaczką języka rosyjskiego, a że przez parę lat pracowałam w marketingu, postanowiłam połączyć te dwie sfery i zrobić słownik specjalistyczny obejmujący wybrane zagadnienia marketingu online (SEO, pozycjonowanie, media społecznościowe i analityka internetowa). Może komuś z Was się przyda 🙂 (hasła można wpisywać po polsku i po rosyjsku, trzeba tylko przełączyć strzałki) https://www.slownikrosyjskiego.pl/

  9. Mi słowniki przydają się. Najlepsze są słowniki multilingwialne z informacją etymologiczną. Można w ten sposób poznać także język ojczysty i rozszerzyć swoje słownictwo. Np. ostatnio poznałem znaczenia polskich słów "chełm" (inne niż okrycie głowy) i "głumiący" bo chciałem przetłumaczyć tekst dosłownie z rosyjskiego. Zauważyłem, że słowa te występują także w innych językach słowiańskich.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Teraz masz możliwość komentowania za pomocą swojego profilu na Facebooku.
ZALOGUJ SIĘ