Najpierw miało być podsumowanie listopada, następnie artykuł o roli podręczników, który w końcu się rozmył, tj. poruszyłem tyle wątków, że napisanie go jako pojedynczej jednostki mijałoby się z celem. Pomysłów w każdym razie starczy na jakieś 5 artykułów. Tak czy inaczej jednak miało to wiele wspólnego z tym o czym napiszę dzisiaj. Wielu z was o Bennym Lewisie słyszało, czytało, może nawet jest czytelnikami jego bloga "Fluent in 3 months". Sam do niedawna należałem do grupy tych ostatnich, zamieszczając nawet linka do jego strony w bocznym panelu. Ostatnimi czasy musiałem jednak nieco zrewidować swoje poglądy na tą sprawę.
Motywacją do tego stała się rozmowa jaką przeprowadziłem z dwoma znajomymi z pewnego polskiego forum językowego. W końcu zeszła ona na temat poliglotów zamieszczających filmy na youtube takich jak Alexander Arguelles (http://www.youtube.com/user/ProfASAr), Moses McCormick (http://www.youtube.com/user/laoshu505000), czy wspomniany już wyżej Benny. Takie osoby często mogą być inspiracją dla początkujących miłośników języków obcych i w internecie aż roi się od osób, które uznają ich za swojego rodzaju guru o nadziemskich umiejętnościach. Tymczasem rzeczywistość wygląda różnie, szczególnie w przypadku, gdy ktoś zamierza na nas zarobić w możliwie najszybszym czasie.
Do profesora Arguellesa przyczepiać bym się nie chciał – raczej uważam go za postać wartą polecenia każdemu człowiekowi zainteresowanemu językami obcymi i ma przynajmniej elementarną znajomość języka angielskiego. Jego filmy, niektóre lepsze, niektóre gorsze, potrafią być naprawdę inspirujące (przynajmniej w mojej opinii). Moses McCormick zamierza poznać 60 języków – trochę sporo jak na mój gust, aczkolwiek stara się być w tym wszystkim skromny i nie pretenduje do władania "płynnie" każdym z nich (właściwie jego celem jest dojście do każdego na poziom średnio zaawansowany). Tymczasem pan Lewis z moich obserwacji wiedzę ma najmniejszą, a chwali się osiągnięciami jakie są dla zwykłego śmiertelnika raczej niemożliwe…
Nazwa bloga brzmi "Fluent in 3 months" – jest kapitalna, wielu ludzi zacznie czytać z nadzieją, że ich problem związany z językami obcymi zniknie jak bańka mydlana. Niestety w końcu okazuje się, że tak naprawdę nie znajdziemy tam nic odkrywczego. Bo, powiedzmy sobie szczerze, na to, że najlepszym sposobem na naukę języka obcego jest wyjazd do obcego kraju i rozmowy z tubylcami wpadł chyba każdy… W sumie porady niewiele dadzą większości ludzi, którzy z takiej formy nauki skorzystać nie mogą. Postanowiłem więc się przyjrzeć jak wygląda jego "fluency" w języku o jakim mam przynajmniej mgliste pojęcie, czyli w niemieckim. Wywiad w języku niemieckim znajdziecie tu: http://www.youtube.com/watch?v=zOogAZ5ivxo
Wszystko bardzo fajnie, osoba nie znająca niemieckiego pewnie byłaby zachwycona. Ja znam niemiecki raczej słabo i oczekiwałem, że ktoś kto jest "fluent" powali mnie na nogi. Tymczasem nie powalił. Wrażenie jest jeszcze mniejsze, gdyż mogę przypuścić, że mniej więcej wiedział na jaki temat będzie mówił. I nie piszę tego, aby powiedzieć wszystkim, że autor "Fluent in 3 months" niemieckiego nie umie. Owszem, umie, ale na pewno daleko mu do tego by głosić wszem i wobec, że płynnie nim włada. A mniej więcej na tym opiera się jego strona – jest "poliglotą władającym płynnie 8 językami, z których każdego nauczył się w 3 miesiące". I wszystko to bym jeszcze scierpiał, gdyby nie fakt, że tym hasłem reklamuje swój przewodnik do nauki języków obcych (jej recenzję znajdziecie u Michała na "LangSpocie"). I nie wiem jak pozostali, ale ja się poczułem trochę oszukany (książki na szczęście nie kupiłem).
A jak jeszcze przeczytałem jego poglądy na temat językoznawców i obronę tego stanowiska ("sports stars are to sports journalists what language learners are to linguists") to… Powiedzmy, że to przemilczę.
Jakie jednak wnioski z tego warto wyciągnąć?
1. Język obcy to nie jest coś co możesz opanować bez ciężkiej pracy w krótkim odstępie czasu. I powie to niemal każdy, kto języka obcego się naprawdę nauczył do wysokiego poziomu.
2. Warto być czasem skromnym i nie rzucać na lewo i prawo zwrotami w stylu "płynnie mówię po…". Bo można się naciąć. Najsmutniejsze jest też to, że bardzo często osoby znające jakiś język bardzo dobrze, widząc ile im brakuje do rodzimych użytkowników, oceniają swoją znajomość bardzo przeciętnie. Sam zresztą jestem najlepszym przykładem – 3 lata temu oceniałem swój rosyjski znacznie lepiej niż obecnie, mimo że, w gruncie rzeczy, byłem w nim słabszy.
Podobne posty:
Blog językowy AJATT – ciekawa metoda nauki
A nie mylą ci się te języki?
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego
Nie masz siły – zrób coś małego
Historia motywacyjna