Inuici

Zachodniogrenlandzki [Hekatoglot 20/100]

flaga Grenlandii, oczywiście

Tym razem kurs daleko na północ. Grenlandia to miejsce znane każdemu miłośnikowi kartografii, bo stanowi chyba najczęściej przywoływany przykład tego jak mylące jest odwzorowanie Merkatora (im bliżej biegunów, tym powierzchnia na mapie wydaje się większa niż w rzeczywistości).

A być może także i każdemu zainteresowanemu geografią polityczną – bo największa wyspa świata geologicznie (i kulturowo, o czym niżej) należy do Ameryki Północnej, ale politycznie – do Europy. Przy tym – mimo że jest częścią Królestwa Danii, to nie należy do Unii Europejskiej (ale w latach 1973-1985 należała do Wspólnot Europejskich – wyszła z nich w wyniku referendum – jak widać Brexit nie był bezprecedensowy), no i cieszy się szeroką autonomią – od 2009 ‘samowładzą’ (dk selvstyre gl. namminersorneq tu grenlandzki tekst stosownej ustawy)

Ale my przecież nie o tym, a o językach. A i pod tym względem Grenlandia zasługuje na uwagę. To jedyny byt polityczny (prawie-państwo) w którym jedynym językiem urzędowym jest język nowego świata. Choć w praktyce duński jest wciąż szeroko znany i używany a w wielu sferach życia (jak szkolnictwo wyższe) wciąż dominuje (a dla ok. 10% ludności wyspy jest pierwszym językiem), to od 2009 nie ma już oficjalnego statusu. Już sama w sobie ta sytuacja byłaby ciekawa, jako przykład daleko posuniętej dekolonizacji i jednego z mniejszych (50 tys. użytkowników) urzędowych języków świata. Ale to jakim językiem jest grenlandzki, czyni ją jeszcze ciekawszą.

Funkcjonujące w językoznawstwie pojęcie “polisyntezy” (czyli tworzenia wyrazów z bardzo wielu morfemów-cząstek znaczących) ma nieostre granice, kryteria tego co można uznać za język polisyntetyczny a co “tylko” za aglutynacyjny nie są do końca jasne; zdarza się też mylenie polisyntezy z inkoporacją (czyli włączaniem dodatkowych elementów do orzeczenia). Ale gdziekolwiek jest ta linia, grenlandzki bez wątpienia znajduje się po jej drugiej, czyli polisyntetycznej stronie.

Bo całkowicie normalne są tam słowozdania typu: inuusuttooqqissuusaalaarallarlanga czyli ‘dajcie mi jeszcze przez chwilę zachowywać się tak jakbym był młody’ (coś w rodzaju ‘chciałbym znów być dzieckiem’) albo aaffaqataasarsimagaluarpunga ‘chociaż brałem już wcześniej udział we wspólnych polowaniach na morsy’. To są, zgoda, może nie słowa codziennego użytku, ale wzięte z prawdziwych źródeł, a nie wymyślone dla demonstracji jak różne “konstantynopolitańczykowianeczki” . Jeszcze bardziej przyziemnie: ikiulaarsinnaavinga to ‘czy możesz trochę mi pomóc’ (-laar– ‘trochę’ jest również odpowiednikiem słowa ‘proszę’)

Oczywiście nie wszystkie słowa występujące w normalnych wypowiedziach to wielomorfemowe tasiemce, ale wzięte jako całość grenlandzkie słownictwo fundamentalnie różni się od, na przykład polskiego. Liczba rdzeni, czyli słów które mogą stać samodzielnie, jest bardzo ograniczona – łącznie, wraz z zapożyczeniami, to może 2-3 tysiące; ale z drugiej strony w powszechnym użyciu jest podobna liczba (co najmniej 1500!) sufiksów derywacyjnych i gramatycznych, których sekwencje i kombinacje pozwalają tworzyć ad hoc słowa pozwalające precyzyjne wyrazić to, co chce się powiedzieć.

Do tego jak te wyspecjalizowane znaczenia buduje się składając ze sobą szereg podstawowych elementów i tworząc formy podobne do opisanych wyżej jeszcze wrócę. Ale najpierw dokończę ogólną myśl. Spośród wszystkich języków świata, które są w tak wysokim stopniu polisyntetyczne, to właśnie grenlandzki ma najlepiej rozwiniętą ‘infrastrukturę językową’ – relatywnie wielu użytkowników (ok. 50 tys)  najszerszy zakres użycia, najbogatsze materiały. Jeśli zatem ktoś chciałby spróbować swoich sił z językiem o skrajnie odmiennej budowie, to myślę, że lepiej trafić nie można. O  wrażeniach i efektach mojej nauki (bo właśnie uczę się, a raczej próbuję) napiszę w dalszej części tego tekstu. Przedtem trzeba umiejscowić grenlandzki na mapie językowego pokrewieństwa a przy okazji wyjaśnić pewną ciekawą kontrowersję terminologiczną.

Inuici czy Eskimosi?

Rodzinę językową, do której należy grenlandzki nazywano kiedyś eskimosko-aleucką, ale obecnie coraz częściej stosowana jest nazwa Inuit-Yupik-Unangan. Przyczyną zmiany są oczywiście kontrowersje wokół terminu “Eskimos” (i wyrazów pochodnych), którego etymologia nie jest do końca jasna (na pewno jest to egzonim, czyli nazwa ‘z zewnątrz’ a nie samookreślenie), ale przyjęło się sądzić, że oryginalnie była pejoratywna. 

W rezultacie, od co najmniej kilkunastu lat w kanadyjskim obiegu informacji, nazwa ‘Eskimo’ nie funkcjonuje (tj. jej użycie jest piętnowane), a zamiast niej używa się pojęcia ‘Inuit’ (dosł. ‘ludzie’; to liczba mnoga od inuk – ‘człowiek’). Przy czym w USA sytuacja przedstawia się inaczej – choć i tam Eskimo wychodzi z użycia, to nie jest uważane za jednoznacznie obraźliwe. Przy czym mieszkający na Alasce (i wybrzeżu Syberii) krewni Inuitów sami nazywają się inaczej – inupiak/inupiat i yupik/yupiit ‘prawdziwi ludzie’ yu- ‘człowiek’ (ten sam rdzeń co inu- w inuit i inupiat) i -pi ‘prawdziwy’.

Trzeci człon nazwy rodziny – unangan to samookreślenie ludzi nazywanych Aleutami (Aleut to również słowo o niejasnej, w tym przypadku być może czukockiej etymologii). 

Więc kierowanie się samookreśleniami wpłynęło na zmianę terminologii – Aleutów zastępują Unanganie, a Eskimosów – Inuici (w Kanadzie) i Jupikowie (na Alasce i Syberii). No dobrze, ale co z Grenlandią? Choć także w grenlandzkim inuk znaczy człowiek, to samookreślenie jest inne. Grenlandczycy to kalaallit (l.poj. to kalaaleq) a ich język to kalaallisut. Prawdopodobna etymologia to… nordyckie skrælingi (o nie do końca jasnej etymologii, ale oryginalnie z pewnością pejoratywnej – najsilniejsze hipotezy to ‘nędzny’ i ‘pomarszczony’; współcześnie po duńsku skræling znaczy ‘mięczak, słabeusz’, a po islandzku ‘barbarzyńca’) używane jako określenie ludzi z którymi stykali się osiedli na Grenlandii Wikingowie.

I tu ciekawostka – tam gdzie współcześnie mieszka najwięcej Grenlandczyków, czyli na południowo-zachodnim wybrzeżu, Wikingowie prawdopodobnie pojawili się wcześniej niż Kalaallit. W ogóle historia zasiedlenia Grenlandii (i całej Arktyki) jest skomplikowana – jej współcześni mieszkańcy kontynuują (w sensie genetycznym, a prawdopodobnie i językowym) tzw. kulturę Thule, która w pewnym momencie (między 1000 a 1500 n.e.) zastąpiła tzw. kulturę Dorset, przy czym dostępne dane wskazują na brak bliskiego pokrewieństwa genetycznego między ich nosicielami.

Cóż wiemy więcej? Praojczyzną językową rodziny IYU była prawdopodobnie subarktyczna Azja, przy czym współcześni syberyjscy Yupikowie to potomkowie wstecznych migrantów, którzy ‘wrócili z Alaski’, a nie oryginalnej populacji. W ramach rodziny podział na języki jupickie (jest ich kilka) i inuickie (też kilka) datuje się na ok. 1000 lat wstecz. Unangańskie/aleuckie są o wiele odleglejsze – podział datuje się na ok. 4000 lat temu. To oznacza, że dostrzeżenie wzajemnych związków wymaga solidnej wiedzy, z kolei inuicko-jupicki tysiąc lat to wystarczająco niewiele, by pokrewieństwo było od razu widoczne, a struktura gramatyczna – miejscami wręcz identyczna. Ale jednocześnie ewolucja fonetyczna i zachodząca z czasem wymiana słownictwa, sprawiły że nie ma wzajemnej zrozumiałości nie tylko na linii jupicko-inuickie, ale i pomiędzy poszczególnymi językami jednej i tej samej grupy. 

Należący do gałęzi inuickiej grenlandzki nie jest wzajemnie zrozumiały nie tylko z inuktitut (największy inuicki język Kanady), ale i z… innymi językami grenlandzkimi. I tu wyjaśnienie – kiedy wszędzie wcześniej piszę ‘grenlandzki’, to mówiąc ściśle mam na myśli kalallisut czyli zachodniogrenlandzki, zdecydowanie największy język wyspy, ale wcale nie jedyny. Na wschodnim wybrzeżu Grenlandii około 3 tys. osób używa bowiem tunumiisut (dosł. ‘jak mieszkańcy drugiej strony’), który opisywany jest jako ‘dialekt’ grenlandzkiego, ale zachodniogrenlandzcy użytkownicy serwera na którym jestem twierdzą, że prawie w ogóle nie rozumieją go ze słuchu. Na północy jest z kolei jeszcze mniejszy język – używany przez ok. 1000 osób inuktun ‘język dużych ludzi’ który jest dużo bliższy do inuktitut niż do zachodnio- i wschodniogrenlandzkiego. Oczywiście jest też inuicki język migowy, ale słabo zbadany, bo współcześnie używany jest po prostu duński migowy.

Języki kontaktowe

Charakter eksploracji Arktyki – długie rejsy, konieczność najmowania miejscowych pilotów, a nierzadko i zimowania sprzyjał kształtowaniu się języków kontaktowych. Z zapisów znane jest kilka z nich, między innymi pidżyn zachodniogrenlandzki, w którym ‘Grenlandczyk’ to kralit – jak dla mnie coś w rodzaju pośredniego ogniwa między skraelingi a kalaallit

Ale najciekawszym językiem, który powstał jako kontaktowy, ale przekształcił się w mieszany (czyli, przypomnijmy sobie odcinek z michif) taki który zawiera oddzielne komponenty dwu różnych systemów językowych, jest aleucki z Wyspy Miedzianej. A właściwie był – bo ostatnia rodzima użytkowniczka, Wiera Timoszenko zmarła 7 marca 2021.

Mieszkańcy Wyspy Miedzianej byli w 1969 ewakuowani na Wyspę Beringa i ich język był opisywany przez kilka pokoleń lingwistów – przy każdym kolejnym badaniu odnotowujących coraz większe ‘zruszczenie’ w stosunku do poprzednio zebranych materiałów i prognozujących że za 10-20 lat całkowicie wyjdzie on z użycia.

Dwa przykłady: ya nibudu iĝataat’ ‘nie będę się spieszyć’, gdzie jedynym nie-rosyjskim morfemem jest czasownik (ale rosyjską końcówką bezokolicznika) tatkaƞ u minia Aleuutax uul ‘mój ojciec był Aleutem’ z podwójnie zaznaczonym ‘mój’ (przez ƞ i u minia) i czasownikiem w którym znów rdzeń jest aleucki, ale końcówka gramatyczna – rosyjska.

Stan zdrowia języków

Pozostałe języki aleuckie są w niewiele lepszej kondycji niż ten z Wyspy Miedzianej – łączną liczbę użytkowników szacuje się na 150 osób (na ponad 7 tys. etnicznych Aleutów). Ale niektóre inne języki rodziny IYU należą do największych rodzimych języków Ameryki Północnej – yupik ma ok. 10 tys. inuktitut ok. 40 tys., a grenlandzkie łącznie – ok. 55 tys., w tym kalaallisut 50 tys.). Inuktitut (a ściślej inuktut – termin obejmujący wszystkie pokrewne warianty) jest przy tym językiem urzędowym (obok angielskiego i francuskiego) powstałego w 1999 kanadyjskiego terytorium Nunavut (dosł. nasz kraj), ale to (zachodnio)grenlandzki ma najsilniejszą pozycję zarówno jeśli chodzi o liczby jak i o status.

To efekt oczywiście, zbiegu okoliczności geograficzno-historycznych. Grenlandia była daleko od metropolii, a sama metropolia – Dania – była państwem o dość ograniczonych zasobach i ambicjach, więc w praktyce “kolonizację” Grenlandii rozpoczęli (na początku XVIII w.) duchowni – Hans i Poul Egede (ojciec i syn). Jak i w innych podobnych przypadkach, motywacja duszpasterska sprzyjała uczeniu się miejscowego języka, a w kolejnych dekadach i pokoleniach – opracowaniu zarysu gramatyki, słownika, przygotowywaniu tłumaczeń. Przy tym liczba ludności napływowej pozostawała niewielka, a władze centralne bardzo długo nie poświęcały rdzennym mieszkańcom Grenlandii specjalnej uwagi.

Formalnie częścią Danii (a nie jej kolonią) Grenlandia stała się dopiero w 1953, co wiązało się z wprowadzeniem ogólnokrajowej polityki edukacyjnej (czyli z duńskim jako wykładowym na wszystkich poziomach nauczania) i planami asymilacji kulturowej Grenlandczyków. Już w latach ‘70 ten trend się jednak odwrócił w miarę liberalizacji stosunków społecznych i politycznej decentralizacji w Danii (jak i innych państwach skandynawskich). W 1979, kiedy Grenlandii przyznano ograniczoną autonomię, grenlandzki stał się współurzędowym – a po kolejnych 30 latach, jak już wiemy, jedynym urzędowym.

26 lat duńskocentrycznej polityki językowej to za mało, by przerwać międzypokoleniowy przekaz języka, a duńska kultura polityczna II połowy XX w. jak mało która sprzyjała realnej dekolonizacjii i w tym chyba tkwią główne przyczyny szczególnie dobrej kondycji grenlandzkiego. Ważne, żeby pamiętać, że języki nie wychodzą z użycia “tak po prostu”, albo “bo nie odpowiadają duchowi czasów”, tylko w wyniku splotu konkretnych decyzji i politycznych procesów.

Warto też pamiętać, że sytuacja nie jest jednolicie różowa – nie wszyscy Grenlandczycy mówią po grenlandzku, wyspa musi stawiać czoła poważnym ekologicznym, gospodarczym i społecznym wyzwaniom, a i relacje duńsko-grenlandzkie nie są całkowicie wolne od napięć. Do tego wątku jeszcze wrócimy, ale najpierw udamy się gdzie indziej. 

Podróż w kosmos, czyli jak działa grenlandzki

Pora przyjrzeć się funkcjonowaniu grenlandzkiej polisyntezy analizując konkretne przykłady. Zacznijmy od słowa o znaczeniu ‘kosmos’: silaannarsuaq i poddajmy je analizie. Dosłownie znaczy ono ‘duża atmosfera’ bo silaannaq ‘atmosfera’ a +suaq to ‘duży’. Ale i silaannaq to słowo złożone: sila znaczy ‘powietrze; pogoda’ a -innaq to ‘tylko’.

I w tym miejscu uważny czytelnik może spostrzec, że coś jest nie tak. Całe słowo nie jest prostym złożeniem komponentów. ‘tylko’ to -innaq- ale w całym słowie nie ma takiej sekwencji: jest za to ciąg -annar-. Takie, w pełni regularne, uwarunkowane sąsiedztwem zmiany dźwięków na granicy morfemów są w grenlandzkim wszechobecne i spotkamy je jeszcze. Oczywiście nie ułatwiają one bynajmniej początkującemu rozkładania słyszanych czy czytanych wyrazów na części pierwsze po to, by móc zrozumieć co dokładnie znaczą.

Bo z jednej strony jest tak, że pewne złożenia są utarte, ogólnie przyjęte. Można po prostu nauczyć się że silaannarsuaq to ‘kosmos’ a silaannaq to ‘atmosfera’i nie analizować. Ale z drugiej strony nikt nie zabrania użytkownikom modyfikować tych słów w zależności od potrzeby chwili czy chęci. Można powiedzieć silaannarujussuaq (-rujuk znaczy ‘wielki/zły’ ale w kombinacji z suaq = ‘ogromny’) albo i silaqanngittorfissuaq (‘duże miejsce, gdzie nie ma powietrza’ – to przykład skonstruowany przeze mnie, więc nie mam 100% pewności czy jest poprawny) itd. itp. i dalej będzie się zrozumianym.

Ale na kosmosie nasza podróż się nie kończy. W artykule o śmierci Stephena Hawkinga pojawia się słowo: silaannarsuarmeeqatigalugu którego początek to znane nam silaannarsuaq tyle że końcowe q zmieniło się w r. Dalej jest mii ‘w’ (przed q i r i przechodzi w e) -qati (‘współ-’) -ga (‘mieć kogoś jako/za/w roli x’) i wreszcie końcówka osobowa: -lugu ‘jego/ją’ w trybie współczesnym. Całość to czasownik o znaczeniu mniej więcej ‘mając ją za swoją towarzyszkę w kosmosie’

To oczywiście forma utworzona ad hoc, na potrzeby konkretnego tekstu. W żadnym słowniku jej nie będzie. Będzie tam za to silaannarsuarliartartoq czyli znów ‘kosmos’ plus –liaq ‘idący w stronę’ –taq ‘robić coś stale, a nie jednorazowo’ -toq/-soq ‘ktoś kto coś robi’ = ‘ktoś stale latający w kosmos’ = astronauta.

‘nie jestem astronautą’ to silaannarsuarliartartuunngilanga (-u ‘być’, –nngila ‘nie’, -nga ‘ja’), a silaannarsuarliartartuussagaluarpunga znaczy coś w rodzaju ‘miałem być astronautą ale… (coś stanęło na przeszkodzie)’. 

I tu się zatrzymam, chociaż nie muszę. Mam nadzieję, że już te przykłady wystarczą żeby zilustrować otwartość i produktywność grenlandzkiego systemu. Warto zapamiętać, że są sufiksy mogące zamienić każdy rzeczownik w czasownik (najprostszy to -u czyli 'być X', ale są i inne: ‘stawać się X’, ‘kupować X’, ‘jeść X’, czy ‘iść do X’), i inne, które odwrotnie – każdy czasownik przekształcają w rzeczownik (jak -toq/soq ‘który robi X’, –liaq ‘który idzie w stronę X’, albo -fik ‘miejsce gdzie robi się X’). Co więcej, w jednym i tym samym wyrazie można używać i jednych i drugich – w miarę dostawiania kolejnych sufiksów rdzeń może kilka razy przechodzić ze strony czasownikowej na rzeczownikową i przeciwnie.

Problemy analizy

Tak się złożyło, że pojawiające się w moich ‘kosmicznych’ przykładach upodobnienia i redukcje dźwięków nie są, jak na grenlandzki, radykalne, ale i tak pozwalają zorientować się w problemie. Łącznie rządzących nimi zasad jest nie tak dużo – około dziesięciu –  a bardzo niewiele morfemów wymaga ‘specjalnego traktowania’, czyli jest mało wyjątków, a zasady można stosować automatycznie. Tyle że działają one kaskadowo, czego prostym przykładem jest ‘jestem astronautą’ 

silaannarsuarliartartuuvunga ‘astronauta’ to silaannarsuarliartartoq ale kolejny sufiks -u, ma tę właściwość, że ‘wycina’ stojącą przed nim spółgłoskę, z -toq- robi się zatem -to-. Ale ponieważ w grenlandzkim ‘o’ może występować tylko przed q i r, to ‘wycięcie’ q w kolejnym kroku owocuje zmianą o>u kończącą tę prostą, bo dwustopniową sekwencję. A są i takie o trzech krokach.

Wziąwszy razem wielość możliwych kombinacji morfemów i sekwencję zasad rządzących zmianami dźwięków stajemy przed sytuacją w której ten sam morfem w różnych wyrazach być trudny do zidentyfikowania. Na przykład cząstka o znaczeniu “życzy sobie; pragnąć” może mieć postać –rusup– –kkusuk-, –usut– czy –usus– (i to wcale nie jest pełna lista możliwości!). ‘Czy chcesz spać’ to sinikkusuppitit a ‘kiedy chcesz wejść’ iserusukkuit

Pokrewnym problemem jest dość częste występowanie ‘widmowych’ dźwięków, które w niektórych formach jakiegoś wyrazu zanikły, ale w innych ‘powracają’, tworząc pozorne nieregularności i utrudniając identyfikację rdzeni i sufiksów. Najprostszy przykład: skoro angut to ‘mężczyzna’, a ‘ja jestem’ to u+vunga = uvunga, to jak będzie ‘jestem mężczyzną’? Angutuvunga? Bynajmniej – prawidłowa forma to angutaavunga bo angut historycznie kończy się nie na ‘t’, a na widmowe ‘a’ które całkowicie regularnie upodabnia do siebie -u sufiksu.

Oczywiście użytkownicy grenlandzkiego te wszystkie zasady stosują automatycznie i nie muszą się nad nimi zastanawiać; bardziej im potrzebna ortografia odzwierciedlająca wymowę, a nie etymologię, czy podstawowe postaci poszczególnych morfemów (od których należałoby rozpoczynać ‘reakcję łańcuchową’ przekształceń fonetycznych). No i taka właśnie – bardziej fonetyczna niż historyczna, grenlandzka ortografia jest.

Tyle że… nie do końca, bo język całkiem szybko ewoluuje. O ile ortografia dobrze uchwytuje poprzednie etapy tej ewolucji – stąd ‘dom’ to illu a nie historyczne iglu (przy okazji, ‘ll’ i ‘rl’ w grenlandzkim wymawia się jak bezdźwięczne l, czyli syczące walijskie ll czy islandzkie l), to innych już nie – np. ‘r’ w grupach spółgłoskowych jest niesłyszalne (wpływa jedynie na barwę poprzedniej samogłoski), a -k, -t i -q na końcu wyrazu są wymawiane bardzo słabo, albo w ogóle zanikają.

Więc z jednej strony grenlandzki jest językiem bardzo regularnym, zasady słowotwórstwa i zmian fonetycznych można rozpisać tak, że prosty skrypt komputerowy będzie automatycznie generował z danych elementów wszystkie możliwe poprawne formy, ale z drugiej, dla przeciętnego uczącego się rozpoznanie jak dokładnie zbudowany jest dany wyraz nie jest zadaniem trywialnym, a już rozumienie grenlandzkiego ze słuchu (czy choćby poprawne zapisanie tego, co się słyszy!) wymaga wielu ćwiczeń.

100 słów na śnieg i ciekawostki semantyczne

Jednym z najczęściej powtarzanych (i obalanych!) ‘faktów’ na temat języków IYU jest to, że rzekomo mają mieć wiele (wg niektórych twierdzeń – nawet sto) różnych słów na określenie różnych postaci śniegu. Więc jedni, głównie dziennikarze, ale czasem także lingwiści, powtarzają tę tezę, a drudzy – głównie lingwiści starają się ją obalić (jak George Pullum w słynnym eseju “The Great Eskimo Vocabulary Hoax”). Przy czym ani jedna, ani druga strona nie opiera się na własnej znajomości tych języków, a jedynie na przeglądzie (czasem pobieżnym, czasem dogłębnym) literatury i powtarzaniu tego, co się przeczytało. 

Gdzie problem? Ano w tym, że w ten sposób sprowadza się język do roli ciekawostki, albo rekwizytu potrzebnego tylko na chwilę, by wesprzeć argumentację w szerszej kwestii (tu najczęściej nt. tzw. hipotezy Sapira-Whorfa o związku między językiem a postrzeganiem rzeczywistości), a w całej dyskusji uczestniczą tylko specjaliści z zewnątrz i nikomu nie przyjdzie do głowy zapytać samych zainteresowanych. Bo przecież są ludzie którzy znają inuktitut i angielski, czy grenlandzki i duński, są zespoły w których pracują razem osoby inuicko- i europejskojęzyczne. Żeby naprawdę odpowiedzieć na pytanie “czy jest coś specjalnego w tym jak Grenlandczycy mówią o śniegu” nie warto się ograniczać do liczenia rdzeni w słownikach, skoro można porównać język takich właśnie osób.

A na pytanie o to ile jest słów oznaczających śnieg w grenlandzkim, odpowiedź brzmi – oczywiście – że bardzo wiele. Bo struktura grenlandzkiego jest taka, że na każdy temat można utworzyć ogromną liczbę słowoform. Oddzielne rdzenie są co najmniej trzy – śnieg leżący, śnieg padający, i śnieg nawiewany, przy czym to ostatnie słowo oznacza “coś nawiewanego” i równie dobrze mogłoby być używane do mówienia o burzy piaskowej. Warto rzucić okiem na ten grenlandzko-polski filmik i porównać ile w nim jest różnych słów, a ile – rdzeni.

I jeszcze uwaga ogólna o ciekawostkach semantycznych. Jedną z klisz przy opisywaniu ‘egzotycznych’ języków jest zwracanie uwagi na charakterystyczne sfery słownictwa niemające bezpośrednich odpowiedników w językach europejskich. I tak jako znaczące podawane jest na przykład, że w chińskim ‘ryż na polu’ to zupełnie inne słowo niż ‘ryż zebrany’ czy ‘ryż ugotowany’. Czytałem to wiele razy. Ale nigdy nie spotkałem się, by ktoś skomentował, że to tak jak zboże – ziarno – mąka – ciasto/chleb 

Innymi słowy: fascynacja tym “jak dziwni są inni” jest według mnie szczególnie produktywna wtedy, kiedy skłania do zastanowienia się nad drugim dnem: tym, jak “dziwni (a tak naprawdę: inni) jesteśmy my”. 

Proza nazw

Pola do poniekąd podobnej natury przemyśleń dostarczają też grenlandzkie nazwy geograficzne, które okazują się wzięte niemal z Pratchetta (gdzie ‘odkrywcy’ zapisują jako nazwy wskazywanych elementów krajobrazu słowa tubylców typu: ‘jakaś góra’ czy ‘weź ten palec’). Więc stolica, Nuuk to po prostu ‘cypel’ lotnisko Kangerlussuaq to ‘duży fiord’ Paamiut to ‘mieszkańcy wejścia’ (do fiordu) a Maniitsoq ‘które jest nierówne’. Samo słowo na ‘miasto’ illoqarfik to ‘miejsce gdzie są domy’.

I to jest absolutna norma. To europejski kontekst, gdzie wiele nazw miejscowych jest dużo starszych niż obecność aktualnie używanych w jakimś miejscu języków, i przez to ich znaczenie jest całkowicie nieprzejrzyste dla laika, stanowi rodzaj wyjątku.

… i poezja kierunków

Innym ciekawym przypomnieniem ‘naturalnego’ stanu rzeczy jest system określeń dla kierunków geograficznych. Otóż w zachodniogrenlandzkim rdzeń av- znaczy ‘północ’, ale ten sam rdzeń we wschodniogrenlandzkim oznacza ‘południe’. Pozostałe pokrewne nazwy kierunków (nie wszystkie mają odpowiedniki) też są zamienione miejscami. Oczywiście wynika to stąd, że pierwotne znaczenie tych słów odnosiło się do orientacji względnej – w stronę morza/lądu, w prawo idąc brzegiem/lewo idąc brzegiem.

Zebrane w tym tumblerowym poście róże wiatrów z różnych innych inuickich miejscowości i odautorski komentarz ilustrują naturę tego zjawiska jeszcze dobitniej. (cały ten blog polecam; przy okazji tulunnguaq = tuluk ‘Anglik’ + –nnguaq ‘sufiks tworzący pieszczotliwe zdrobnienia’)   

Inne drobiazgi

W grenlandzkim na pytanie Qanorippit? ‘jak się masz? dosł. jak jesteś’ można odpowiedzieć ajorpunga ‘dosł. jestem w złym stanie’ albo ajunngilanga ‘dosł. nie jestem w złym stanie’ (i tak, to regularnie utworzone przeczenie od ajorpunga) ale nie można powiedzieć ‘mam się dobrze’. Bo choć są sufiksy o znaczeniu ‘robić coś dobrze’ czy ‘dobry X’, to takiego rdzenia – nie ma.

Podobnie jest z wiedzą – naluara znaczy ‘nie wiem tego’ a w znaczeniu ‘wiem to’ używa się formy zaprzeczonej nalunngilara ‘dosł. nie (nie wiem) tego’. Nie sądzę, żeby należało wyciągać z tego szersze wnioski, że dla Grenlandczyków niewiedza to stan pierwotny 🙂

Wiele słów występuje tylko w liczbie mnogiej, bo oznaczają zbiorowości (przy czym rozumiane według specyficznych kryteriów). Np. rzeczownik ‘język’ to oqaatsit (l.mn. od oqaaseq słowo) ‘autobus’ bussit, i ‘samochód’ biilit – są w liczbie mnogiej bo mają wiele kół, ilagisat – ‘rodzina’ – bo to wiele osób. 

Świat sufiksów też kryje różne ciekawostki – np. -niaq znaczy zarówno ‘próbować zrobić X’ jak i ‘polować na X’, a pojawiający się w przykładach -galuaq- o podstawowym znaczeniu oddawanym jako ‘robić X, ale’ w połączeniu z innymi sufiksami pozwala precyzyjnie opisywać odcienie niepowodzeń.

I jeszcze liczby. Grenlandzki ma ciekawy system liczebników, bo od trzynastu w górę używa się po prostu liczebników duńskich. Ale przyjrzyjmy się tym rodzimym: ataaseq (1), marluk (2), pingasut (3), sisamat (4), tallimat (5), arfineq (6), arfineq-marluk (7), arfineq-pingasut (8), qulingiluat (9), qulit (10), aqqaneq (11) i aqqaneq-marluk (12). Nie trzeba znać grenlandzkiego żeby zauważyć, że ‘siedem’ to ‘sześć-dwa’, ‘osiem’ to ‘sześć-trzy’, a ‘dwanaście’ – ‘jedenaście-dwa’. Dziwnie? Otóż chodzi nie o dodawanie, a pokazywanie na palcach: ‘sześć’, to pierwszy palec drugiej ręki, ‘siedem’ – jej dwa palce itd. Nie jest to system w pełni regularny (w przeszłości był bardziej, i sięgał do dwudziestu), ale i tak ciekawy.

Ucząc się grenlandzkiego

Grenlandzki nie sposób określić mianem języka szeroko znanego, ale jednak wizja odizolowanej od świata arktycznej pustyni plus języka działającego jak komputerowy skrypt ma pewną moc przyciągania (oddziałując, jak sądzę, głównie na introwertyków). Więc na poziomie najogólniej rozumianego zainteresowania, grenlandzki jest językiem relatywnie bardziej popularnym, niż inne o podobnej (czy nawet dużo większej) liczbie użytkowników. Oczywiście w wielu przypadkach to zainteresowanie zatrzymuje się na “chciał(a)bym kiedyś pojechać na Grenlandię”.

Ale to że grenlandzki jest językiem urzędowym prawie-niezależnego kraju oznacza, że z dostępnością materiałów do nauki jest całkiem dobrze (znów, jak na język tej wielkości). Przy czym od niedawna, od paru lat dosłownie, powstają one nie tylko po duńsku. Wciąż to duński dostarcza oczywiście najłatwiejszego punktu startu – tylko w nim wydano podręczniki i zbiory tekstów o rosnącym stopniu trudności, najpełniejszy słownik jest też duńsko-grenlandzki właśnie.

Linki do materiałów z krótkim komentarzem będą niżej, a na razie w kilku zdaniach o tym dlaczego i po co próbuję uczyć się grenlandzkiego, nie tylko do potrzeb tego artykułu.

Moja motywacja biegła co najmniej dwutorowo – na poziomie czysto językowym ciekawi mnie jak w praktyce wygląda opanowywanie języka tak mocno polisyntetycznego. Jedynym podobnym z którym miałem kiedykolwiek bliższy kontakt był irokeski język mingo/seneca, ale materiały do jego nauki -w porównaniu do grenlandzkich- były bardzo niekompletne. 

Grenlandzki ma gramatyki, słowniki, media, społeczność uczących się, a przy tym – nie wymaga “rozpoznania bojem” i równoległego uczenia się duńskiego (oczywiście czasem trzeba korzystać z dwustopniowych tłumaczeń, ale nie jest to aż takim wyzwaniem), więc to idealny kandydat do językowego eksperymentu.

Ale ważniejszy dla mnie jest drugi wątek – wyjście poza kwestie gramatyczno-techniczne i obserwacje na temat tego jak język działa (skądinąd bardzo ciekawe), by dowiedzieć się więcej jak żyją Grenlandczycy.

Wspominałem wcześniej o wyzwaniach. Jest ich wiele – te związane z samą skalą (demograficzną i geograficzną): jak zapewnić współczesne warunki życia i możliwości tak niewielkiej liczbie ludzi rozproszonych po tak ogromnym terenie? jak funkcjonuje kraj o liczbie ludności powiatowego miasta? te związane z wielką polityką: jak nawigować pomiędzy Danią, USA (mają na Grenlandii bazy wojskowe i wielokrotnie próbowały wyspę odkupić) a własną niezależnością? 

To nie koniec wyzwań, są i te związane z gwałtownymi zmianami klimatu drastycznie naruszającymi równowagę ekologiczną; jest wreszcie sytuacja społeczna – Grenlandia jest obszarem świata o najwyższym odsetku samobójstw (ok. 1/1000 mieszkańców/rok – czyli 10 razy więcej niż w Polsce!), poważnym problemem jest alkoholizm, wysoka jest ogólna śmiertelność.

Można powiedzieć, że to po prostu koszty życia w skrajnie niesprzyjających warunkach. No, taki mają klimat. Ale 50 czy 60 lat temu te problemy nie były tak dotkliwe jak dziś. Jakaś ich część wynika z rozkładu tradycyjnego stylu życia, i równolegle – trudności w adaptacji do zachodniej cywilizacji, której Grenlandia jest częścią. Relacje pomiędzy ludnością rdzenną a Qallunaat (na Grenlandii to słowo oznacza Duńczyka, gdzie indziej w Arktyce – wszystkich białych; źródłosłów to ‘brwi’) nawet i dziś nie są równoprawne. 

Bardzo ciekawie (i dowcipnie) opisuje te problemy (w kontekście kanadyjskim) dostępny na YouTube dokument Qallunaat! Why white people are funny! świetnie pokazujący konflikt wartości, szok kulturowy, i także to jak późno cywilizacja ‘głównego nurtu’ na dobre dotarła do Arktyki i jak gruntownie ją zmieniła.

Z samej Grenlandii pochodzi za to poruszająca poważne tematy muzyka. Tu najlepiej chyba znany zespół Nanook i wątki ekologiczne, tu zaś młody raper Tarrak i relacje społeczne pod hasłem “coś się psuje w państwie duńskim”. Naprawdę polecam zwłaszcza ten drugi klip (są napisy), daje do myślenia; warto też poguglować trochę na temat samego tytułu.

Więc próbuję się nauczyć grenlandzkiego przede wszystkim po to by poszukać więcej – tekstów i ludzi, i zobaczyć, co mają do powiedzenia. Czas jaki na to mam, to najbliższe trzy miesiące. Przez ostatnie trzy tygodnie zdążyłem przeczytać dwie gramatyki i przerobić dostępny na tumblerze mini-kurs, ale nie czytałem jeszcze żadnych tekstów, ani sam niczego nie pisałem. Jeśli będzie zainteresowanie, mogę gdzieś odrębnie opisywać dalsze postępy. A tymczasem – źródła

Źródła

Jako się rzekło, jest ich całkiem sporo. Drukowane książki są w większości po duńsku, po angielsku wyszła niedawno “West Greenlandic Essential Grammar” napisane bardzo przystępnie i dostępne również dla laika. Warto to skonfrontować z materiałami “szkoły morfemicznej” czyli stawiającymi na analizę historyczno-strukturalną: jak ten dość ekscentryczny kurs językowy (DK, EN) w dwu częściach kładący duży nacisk na wymowę (cała pierwsza część). Od 2022 jest on w darmowym dostępie – dofinansowanie władz DK, nie chcę pamiętać, ile sam zań zapłaciłem 🙂

Również darmowe są dostępne tutaj klarowna, bardzo metodycznie napisana gramatyka wraz z zestawem ćwiczeń (to z nich pochodzi bardzo wiele przykładów przywoływanych przeze mnie w niniejszym tekście), oba autorstwa Stiana Lybecha. To nie jest bynajmniej samouczek, ani rzecz łatwa w odbiorze, ale warto poświęcić trochę uwagi i energii.

Bo z uczeniem się grenlandzkiego jest tak, że albo stawiamy na frazy bez ich głębokiej analizy, i wtedy wiemy co powiedzieć w konkretnej sytuacji, ale nie – dlaczego tak się mówi i jak wypowiedź zmodyfikować, albo – zanim nauczymy się czegokolwiek praktycznego opanowujemy szereg zasad fonetycznych i słowotwórczych, tak, by móc je stosować automatycznie. To wysoka poprzeczka zawieszona już na początku drogi.

Oczywiście wybór to nie czyste “albo-albo”. Równolegle do gramatyki w abstrakcyjnym, mechanicznym ujęciu można oswajać się z językiem w formach pośrednich, jak ten mini-kurs (a właściwie rozmówki),  tumblerowe learn greenlandic z serią lekcji i linków (w tym do kursu na Memrise zawierającego słówka z lekcji) czy bardziej zaawansowane lekcje z analizą gramatyczną autentycznych tekstów (a także opisem idiomów, memami i innymi treściami) na blogu  ‘Tulunnguaq’ 

Bardzo użyteczne są narzędzia językowe przygotowywane przez Oqaasileriffik (grenlandzki sekretariat językowy, instytucja dbająca o opis i rozwój języka) a także grenlandzko-duński słownik DAKA. Jest też słownik grenlandzko-angielski.

Są i media: Grenlandzka księgarnia, rozgłośnia radiowa czy gazeta Sermitsiaq (a w niej np. żarty rysunkowe)

Najbardziej liczę na serwer “Inuit-Yupik-Unangan” na discordzie z ok. 600 użytkowników (wśród których są i autorzy wielu z ww. opisanych materiałów) i bardzo bogatym zbiorem linków (w tym do elektronicznych wersji większości książek o językach IYU, które kiedykolwiek zostały wydane).