Pamiętacie artykuły, w których przekonywałam, dlaczego nauka szwedzkiego jest teraz łatwiejsza niż kiedykolwiek? Z bólem serca spieszę ze sprostowaniem – miałam na myśli głównie mocno początkowy etap nauki tego pięknego języka.
Szwedzki jest językiem o tyle niewdzięcznym do nauki, że trudniej z nim wytrwać, niźli w ogóle zacząć. Szkoły językowe, mające języki skandynawskie + fiński w swojej ofercie, przeżywają od paru lat prawdziwą klęskę urodzaju. Zysk zawsze będzie się zgadzał, bo początkujących co roku jest cała masa. Lektorów, którzy mają kwalifikacje do nauczania nowicjuszy także nie brakuje – nie ma więc potrzeby zatrudniania chociażby native'ów. Schody zaczynają się wtedy, gdy ktoś wytrwa w tym (powszechnie uznawanym za niszowy) języku dłużej niż rok czy dwa. (Osobny post można by poświęcić powodom tego stanu rzeczy – tj. czy szwedzki w ogóle się przydaje, czy rzeczywiście JA go potrzebuję etc. W dalszej części tekstu poświęcę tej kwestii kilka słów). W miastach nieposiadających zaplecza skandynawistycznego trudno więc znaleźć wystarczającą ilość chętnych do utworzenia grupy na poziomach B1/B2+.
Nie jest moją intencją narzekać jednak na politykę prywatnych szkół językowych, czy też poziom motywacji większości ich klientów. Postulując wyższość działań samodzielnych nad zorganizowanymi, skupię się więc na problemie szwedzkojęzycznej posuchy, widzianej z perspektywy także zaawansowanych i średnio zaawansowanych samouków (w tym mnie). Podpowiem również, jak odczarować ten stan rzeczy, nie wydając przy tym fortuny.
1. ZABAW SIĘ W MATURZYSTĘ
Czy wiecie, że wraz z wejściem w życie zasad nowej matury, przez jeden rok (2005) można ją było zdawać także z zakresu znajomości języka szwedzkiego? Jedyne dwa arkusze (poziom podstawowy i rozszerzony), dostępne cały czas na stronie CKE, mogą stanowić ciekawe sprawdzenie się*, oczywiście mocno osadzone w realiach tego kontrowersyjnego egzaminu.
Same statystyki dotyczące popularności tego egzaminu w roku 2005 nie pozostawiają wątpliwości co do powodu usunięcia szwedzkiego z listy przedmiotów maturalnych. Pełna treść raportu z jakichś powodów została usunięta z serwera, jednak pamiętam, że liczba zdających nie przekraczała dwóch setek (przy czym rozszerzenie pisała dosłownie garstka młodzieży).
*Poziom podstawowy nowej matury z języka nowożytnego oscyluje w granicach poziomów A2/B1, zaś rozszerzenie reprezentuje średnio mocne B2.
2. SPRÓBUJ DOTRZEĆ DO MATERIAŁÓW PRZYGOTOWUJĄCYCH DO TISUSA
TISUS to certyfikat języka szwedzkiego na poziomie zaawansowanym, uprawniający do podjęcia studiów na uczelniach wyższych w Szwecji. Jako rozgrzewkę proponowałabym trening (już nie elementarnego) czytania i pisania z pomocą książeczek Text i Fokus oraz Form i Fokus, zaś bardziej odważnym zawodnikom polecam Skrivtrappan, który rozwinie nas przede wszystkim leksykalnie. Każdy, kto ma ze szwedzkim do czynienia więcej niż kilka miesięcy zauważy zapewne, że konstrukcje gramatyczne stosowane w prasie codziennej nie różnią się wyrafinowaniem od tych, które ogarnąć można w naprawdę niedługim czasie – rzecz jasna chodzi o szkielet prawidłowości gramatycznych, które w dalszych etapach nauki można już tylko szlifować. Sen z powiek do samego końca spędzać może co najwyżej stale poszerzający się zasób słownictwa wraz z jego rodzajnikami i typem deklinacyjnym/koniugacyjnym, a także stosowanie form określonej i nieokreślonej (podobny czort jak w angielskim – wielu uważa, iż poprawne stosowanie tzw. articles pośrednio świadczy o mistrzowskim opanowaniu mowy Szekspira). O literaturze nie czuję się jeszcze gotowa wypowiadać, gdyż w oryginale interesuje mnie póki co wyłącznie ta dziecięca.
Tutaj jednak napotykamy kolejną przeszkodę – swoisty monopol na wydawanie tego typu zaawansowanych i pewnych jakościowo materiałów edukacyjnych mają wydawnictwa powiązane z Folkuniversitetet, Svenska Institutet, czy też Natur och Kultur. Cena takiego podręcznika (ceny skandynawskie – wiadomo, kosmos), wraz z zestawem płyt czy zeszytów ćwiczeń, plus sprowadzenie tego wszystkiego przez Bałtyk do Polski przekracza możliwości finansowe wielu naszych rodaków. Jeśli jednak pieniądze, ewentualnie nielegalny dostęp do książek nie są dla was problemem, to warto rzucić okiem na tytuły, które wymieniłam.
3. BĄDŹ JĘZYKOWYM MAC GYVEREM
Tak naprawdę źródła do nauki kryją się wszędzie wokół nas – wystarczy trochę kreatywności, szczypta krytycznego myślenia i może jeszcze dobry słownik – miłośnikom papieru polecam ten autorstwa J. Kubitsky'ego – można go zażądać chociażby na urodziny, bo przy pięcioosobowej zrzutce wychodzą grosze.
Czy do (biernej co prawda, ale zawsze) analizy budowy zdań, doboru słów, podpatrywania stylistyki etc. potrzebna jest opracowana przez kilkunastu metodyków książka? A może wystarczy trochę podstawowej wiedzy o danym języku (oraz o językach w ogóle), nieco zróżnicowanych źródeł pisanych (chociażby skrawek bulwarowej prasy) i trochę internetu? Ewentualnie sieć znajomości zbudowana z pasjonatów mających te same ambicje i cele, co my?
Zdarza się, że biorę po prostu do ręki szwedzką gazetę (została mi po niedawnej wycieczce, ale równie dobrze można wejść sobie na pierwsze z brzegu Dagens Nyheter) i sprawdzam, czy na pewno rozumiem i potrafię wskazać powód użycia chociażby formy określonej (odpowiednik angielskiego THE). Bywa też, że zgłębiając historię stosunków polsko-szwedzkich chwytam po dwujęzyczną pozycję "Szwecja-Polska – lata rywalizacji i przyjaźni", w której symultanicznie porównywać mogę tekst w dwóch językach w obrębie jednej kartki. Korzyści, które wynoszę z tego rodzaju "prowizorki" zależą tylko i wyłącznie ode mnie, mojej ostrożności i głodu wiedzy.
To oczywiście rozwiązanie tymczasowe bądź fakultatywne, bowiem wiadomo, że zróżnicowanie źródeł i metod nauki pozwala na jak największą optymalizację całego procesu (oraz jego ciągłe ulepszanie!).
4. DLACZEGO SZWEDZKI?
Lubicie się tłumaczyć z powodów, dla których uczycie się określonego języka? Oczywiście o ile nie jest nim angielski, niemiecki, francuski czy rosyjski. Różne słyszy się głosy – z jednej strony, że poznanie jak największej liczby języków rozwija, z drugiej, że powodzenie nauki języków wyznaczane jest bezpośrednio przez zapotrzebowanie na codzienne ich użycie. Ostatnio natknęłam się na tekst o utrapieniu rękodzielników, czyli zamaskowanym wyszydzaniu ich "nudnej i nikomu niepotrzebnej pasji". Nie wiem na ile zalicza się do tego sytuacja nauki języka relatywnie niszowego, którym (a) nie mówi nasza rodzina czy partner, (b) którego nie używamy w pracy ani szkole, (c) którego nie używa się w naszym kraju, (d) na którym nie zarabiamy, a jedynie od czasu do czasu korzystamy z wytworów kultury w oryginale.
Na koniec ciekawy artykuł, bliski mi o tyle, że wypowiadającym się w nim nauczycielem jest mój były lektor-skandynawista. Szwedzki ma dla Polaków wiele twarzy – mimo wszystko przoduje ta związana z emigracją…
Zobacz też:
Faza plateau – czyli co to jest i jak przez to przejść
SWEDEX: luźne przemyślenia
Po jakiemu uczyć się szwedzkiego?
Czy język szwedzki jest trudny