W życiu każdego człowieka nadchodzą czasem takie chwile, w których musi przyznać, że zmarnował czas, który mógł wykorzystać znacznie lepiej. Grunt to wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski i coś zacząć zmieniać. Oto więc powracam po czterodniowej przerwie z nowym postem, tym razem będącym rozliczeniem z samym sobą oraz moim lenistwem i mam nadzieję, że również wy wiele z niego wyciągniecie. Bo przede wszystkim będzie chodziło o wybór dobrych materiałów tekstowych.
Otóż natrafiła mi się nielicha okazja – dwa dni wolne od zajęć na uniwersytecie. Dawało to ogromną ilość godzin, które obiecałem sobie spędzić na nauce języków i innych rzeczach, na których mi powinno zależeć. I z jednej strony to się udawało – średnio spędziłem każdego dnia po 7-8 godzin będąc kompletnie odciętym od rodzimego języka. Ktoś mógłby pomyśleć, że można być z takiego czegoś dumnym – problem jednak w tym, że jakość materiału z jakim miałem do czynienia miała niewielką wartość pod względem nauki. Podobnie niewielkiej jakości było moje podejście.
Mój czas w większości poświęciłem na czytanie następujących rzeczy: forum how-to-learn-any-language, forum unilang, przeleciałem od niechcenia przez żywoty wszystkich królów wizygockich po angielskiej wikipedii, po czym przeglądałem sobie "Grammar of the Gothic language" Joshepha Wrighta, gazety Коммерсантъ oraz Известия, następnie obejrzałem kilka godzin filmów zamieszczanych przez różnych lepszych i gorszych poliglotów z całego świata, z których w sumie wiele nowego nie wyniosłem. Dodatkowo obiecałem sobie, że będę każde zdanie, którego nie będę chociażby w stanie szybko przelecieć z pełnym zrozumieniem będę zapisywać i ewentualnie wstawiać do Anki lub spisywać w moich odrębnych zeszytach, w których spisuję takie rzeczy po angielsku i po rosyjsku, a następnie analizuję pod względem leksykalnym i gramatycznym. W praktyce wyglądało to tak, że nawet jeśli coś znajdywałem to bardzo rzadko chciało mi się to spisać, bo stwierdzałem coś w stylu: "A tam, jeszcze mam sporo czasu, to się tych rzeczy nazbiera". No i się w efekcie nie nazbierało, bo potem moja dziewczyna wracała do domu, co znacznie zmniejszało możliwości intensywnej nauki. Efekt mojej nauki był więc niewielki.
Dlaczego jednak tak narzekam na jakość stron jakie czytałem? Bo w znacznej większości wypadków doskonale rozumiałem to co czytam bądź czego słucham. Słownictwo z zakresu historii, polityki czy językoznawstwa jest mi na tyle znane, że o ile samo czytanie sprawia mi ogromną przyjemność, o tyle niewiele z tego wynoszę pod względem językowym. Dlatego postanowiłem, zresztą za radą mojej nowo poznanej znajomej z Rosji, przerzucić się na penetrowanie i udzielanie się na różnorakich forach internetowych o tematyce ogólnej i mieć nadzieję, że to pomoże powiększyć zasób słownictwa.
Reasumując: moim zdaniem dobry materiał do uczenia się języka to taki, w którym mniej więcej 5-10% rzeczy jest nowych. W którym co chwilę jesteś wstanie wychwycić coś nieznanego. Bo czytając non-stop o dziedzinach tobie znanych masz radość z tego, że są zaspokajane twoje zainteresowania, ale z drugiej strony stoisz w miejscu jeśli chodzi o język. Dlatego czasem warto poczytać np. o tym co kto dziś jadł na obiad, albo jaki miał sen – w dłuższej perspektywie da to pewnie znacznie więcej niż przeczytanie analizy koniugacji gockich czasowników bądź kolejnego artykułu o merze Moskwy.
A tak poza tym to nie są to jedyne wnioski jakie wyciągnąłem z ostatnich kilku dni, ale na te inne przyjdzie czas wkrótce.
Podobne posty:
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego
Co przyjdzie z słuchania radia przez godzinę dziennie
Jak mi pomogła czeska wikipedia
Jak efektywnie uczyć się słówek?
Czy 1000 słów i 70% rozumienia to dużo?