…jeśli Słowiańszczyzna nie jest czymś, czym zajmujecie się od dłuższego czasu. Zgodnie z tytułem porzucimy dziś południową Francję, którą mieliśmy okazję odwiedzić ostatnim razem i zawitamy w rejony znacznie nam bliższe zarówno geograficznie jak i językowo. Języki słowiańskie są na dobrą sprawę jedynymi, do nauki których kiedykolwiek Czytelnika bezpośrednio namawiałem – uważam, że nawet średnio inteligentny rodzimy użytkownik polskiego w relatywnie krótkim czasie jest w stanie nabyć umiejętności umożliwiające dość swobodną konwersację oraz czytanie literatury w dowolnym innym języku słowiańskim. Połączenie języków z gałęzi zachodniej (tu mamy polski), wschodniej (np. rosyjski) oraz południowej (np. serbski) jest w stanie zupełnie zmienić nasze spojrzenie na więzi, jakie łączą nas z innymi narodami Europy środkowo-wschodniej, nadać im nowy wymiar, pozwala też na znacznie lepsze wzajemne zrozumienie, którego niestety często brakuje. Dzisiejszym artykułem chciałbym jednak zacząć serię o dialektach/językach, których próżno szukać w atlasie geograficznym i których ze względu na ich niszowość bądź wymarcie niełatwo się nauczyć. Zapraszam do krótkiej podróży po peryferiach Słowiańszczyzny.
Na początek cofnijmy się o 1100 lat, do okresu, który śmiało można nazwać apogeum słowiańskiej obecności w Europie. Wraz z upadkiem chanatu awarskiego na przełomie VIII i IX wieku plemiona słowiańskie stały się dominującą grupą etniczną na całym obszarze od Łaby po Ruś i od Bałtyku do Morza Egejskiego. Trudno dziś stwierdzić, na ile możliwe było wzajemne zrozumienie chłopa żyjącego na terenie dzisiejszej Meklemburgii i mieszkańca Sołunia (słowiańska nazwa greckiego miasta Saloniki – w językach południowosłowiańskich używana powszechnie do dziś); nie ulega jednak wątpliwości, że podobieństw pomiędzy ich gwarami było znacznie więcej, niż obecnie w przypadku kaszubskiego oraz macedońskiego, które są ich odległymi spadkobiercami. Niewątpliwie wiele daje do myślenia fakt, iż sołuński dialekt, który legł u podstaw języka staro-cerkiewno-słowiańskiego zdołał zdobyć sobie uznanie na obszarze niemal całej Słowiańszczyzny, a jego uniwersalność pozwoliła mu odegrać w rozwoju dzisiejszych standardów niemal taką samą rolę, jaką łacina pełniła wśród języków romańskich. Przede wszystkim był on związany z Wielkimi Morawami – tworem państwowym, który w okresie swojej świetności obejmował teren dzisiejszej Słowacji, Czech, Węgier, północnej Serbii oraz najprawdopodobniej południowej Polski i którego upadek w pierwszej połowie X wieku za sprawą konfliktów z Niemcami oraz przybyłych ze wschodu Madziarów oznaczał nieodwracalne przerwanie bezpośredniego kontaktu gałęzi południowych i zachodnich oraz przejście żywiołu słowiańskiego do defensywy. Poniższy artykuł nie ma być tyradą wymierzoną w wyżej wspomniane narody – ma raczej unaocznić, do jakich ciekawych przetasowań potrafi doprowadzić historia na przestrzeni wieków i jak na tle tych przetasowań wypadła w ostatecznym rozrachunku Słowiańszczyzna.
1) Język połabski
Podróżując przez wschodnie Niemcy, można niemal na każdym kroku spotkać nazwy miejscowości, które już na pierwszy rzut oka zdają się być podejrzanie słowiańskie takie jak Pankow, Hönow, Rudow, Güstrow, Pieskow, Seelow. Absolutnie nie ma tutaj mowy o jakimkolwiek przypadku. We wczesnym średniowieczu były to tereny zamieszkałe przez Słowian, których osady przetrwały do dzisiejszych czasów zachowując swoje stare brzmienie (zmianie uległa jedynie wymowa finalnej głoski "w" – tej Niemcy nie wymawiają). Dawne korzenie można znaleźć nawet w toponimach, które na pierwszy rzut oka wydają się rdzennie niemieckie. Największym miastem Meklemburgii jest Rostock, którego nazwa pochodzi od słowiańskiego roztok, które oznacza "ujście rzeki" (co ciekawe, Rostock pojawia się też w nieoficjalnym kaszubskim hymnie "Zemia Rodnô", w którym to kaszubski kraj rozciąga się "(…)Òd Gduńska tu, jaż do Roztoczi bróm".). Znaczenie nazwy wspomnianego już wyżej miasta Güstrow staje się znacznie łatwiejsze do odgadnięcia, kiedy wiemy, że po serbsko-chorwacku gušter oznacza "jaszczurkę". W połabskim słowo to miało formę guščer. Mamy więc "Jaszczur(k)ów". Stralsund to po kaszubsku Strzelewò. Wismar to Wyszomierz. Słowiańskiego pochodzenia są końcówki -itz (polskie -ice/-ica) również szeroko rozpowszechnione we wschodnich landach. Najlepszym przykładem jest miejscowość Crostwitz w Saksonii, która po górnołużycku nazywa się Chrósćicy. Gdy dodamy, iż także końcówka -in posiada niegermańskie korzenie, dojdziemy do wniosku, że nawet niemiecka stolica musiała być kiedyś zamieszkana w znacznej mierze przez ludność pochodzenia słowiańskiego. Co więc się z nią stało? Co stało się z językiem Słowian zamieszkujących ziemie pomiędzy Odrą a Łabą?
Przede wszystkim należy na początek odróżnić dwie grupy Słowian zamieszkujące ziemie leżące na zachód od Odry. Pierwszą grupą są zamieszkujący tereny dzisiejszej Brandenburgii (dłuż. Bramborska) i Saksonii (głuż. Sakska) Łużyczanie, którzy stosunkowo wcześnie (X wiek) przyjęli zwierzchnictwo niemieckie, ulegli chrystianizacji i paradoksalnie mimo tej uległej postawy przetrwali do dziś, w odróżnieniu od swoich walecznych pobratymców z północy. Mowa o zamieszkujących obszar dzisiejszej Meklemburgii plemionach słowiańskich, takich jak Obodryci oraz Wieleci, których powszechnie nazywa się Słowianami połabskimi. Ci opierali się bardzo długo niemieckiemu naporowi oraz misjom chrystianizacyjnym – ostatni rozdział tej walki, prowadzony przez będącego do dziś symbolem antygermańskiego oporu księcia Niklota, okazał się wyniszczający dla całej populacji słowiańskiej na terenie dzisiejszych północnych Niemiec. Gdy w 1167 roku syn Niklota Przybysław składał hołd lenny, który oznaczał de facto koniec niepodległej Słowiańszczyzny na zachód od Odry, cały kraj był w ruinie i jedynym ratunkiem pozostawało włączenie się w pełni do systemu politycznego Rzeszy, który zakładał stopniową germanizację podbitych ziem. Następcy Przybysława (którzy, co ciekawe, już jako niemiecka dynastia rządzili Meklemburgią do roku 1918) wspierali też niemiecką kolonizację ziem północnych w celu zagospodarowania nieużytków i ożywienia lokalnej gospodarki. Z napływającej ludności germańskiej oraz resztek miejscowej ludności słowiańskiej wykształciła się z czasem zupełnie nowa grupa etniczna znana jako Meklemburczycy, władająca jednym z dialektów języka północnoniemieckiego. Dialekty połabskie tymczasem stopniowo zanikały.
Ostatnią słowiańską wyspą w niemieckim morzu była okolica znana do dziś jako Wendland, tzn. kraj Wendów (niem. określenie Wenden jest często nadal używane zarówno w odniesieniu do Słowian połabskich, jak i Serbów łużyckich) na granicy dzisiejszej Meklemburgii, Dolnej Saksonii oraz Saksonii-Anhalt. Język połabski przetrwał tam na tyle długo, że zdążyli się nim zainteresować niemieccy uczeni z Wilhelmem Gottfriedem Leibnizem na czele. Ważną rolę w dokumentacji języka połabskiego odegrał też sołtys wsi Süthen, Jan Parum Schultze (1677-1740), który zdając sobie sprawę, iż jest jedną z ostatnich osób władających tym odizolowanym od reszty Słowiańszczyzny dialektem, postanowił zachować informacje o nim dla potomnych, dzięki czemu przynajmniej w szczątkowej formie możemy się dziś dowiedzieć, jak połabski mógł brzmieć. Prace Paruma Schultzego są bezcenne, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, iż ostatnia użytkowniczka języka połabskiego zmarła w roku 1756. Słownik połabsko-polsko-czesko-niemiecki oraz wiele innych opracowań na podstawie materiałów Schultzego można znaleźć na stronie internetowej http://tyras.sweb.cz/polabane/pravo.html (swoją drogą jeśli ktoś jest zainteresowany słowiańskim językoznawstwem, warto przejrzeć wszystkie strony pana Vladislava Knolla, który jest ich autorem). Gramatyka języka połabskiego w języku polskim jest natomiast dostępna na stronie Śląskiej Biblioteki Cyfrowej, gdzie odsyłam wszystkich szerzej zainteresowanych omawianą tu tematyką.
Tym, którzy chcą pozostać na Woofli, przytoczę tekst Ojcze nasz po połabsku. Został on zapisany w XVIII wieku przy użyciu zasad pisowni niemieckiej, więc na pierwszy rzut oka wygląda dość pokracznie, jednakże gdy już się przyzwyczaimy, można bez problemu odróżnić pojedyncze słowa i zauważyć stosunkowo liczne germanizmy (wordoj, rik, komaj, bringoj) :
Aita nos, tâ toi jis wâ nebesai, sjętü wordoj tüji jaimą; tüji rik komaj; tüja wüľa mo są ťüńot kok wâ nebesai tok no zemi; nosę wisedanesnę sťaibę doj nam dâns; a wütâdoj nam nose greche, kok moi wütâdojeme nosim gresnarem; ni bringoj nos wâ warsükongę; toi losoj nos wüt wisokag chaudag. Pritü tüje ją tü ťenądztwü un müc un câst, warchni Büzac, nekąda in nekędisa. Amen.
Więcej połabskich tekstów znajdziecie na podlinkowanych wyżej stronach. O samych językach wymarłych oraz wadach/korzyściach wynikających z ich studiowania będę miał okazję jeszcze kiedyś zapewne napisać. O pozostałych językach słowiańskich również – docelowo zresztą artykuł ten miał opowiadać o kilku z nich, ale z racji ilości wiedzy, jaką chciałem przekazać (a jest to zaledwie jej niezbędna cząstka) zrobiła się z tego trochę dłuższa opowieść o zaledwie jednym z nich. Mam nadzieję jednak, że wyszło to tylko zarówno Czytelnikom, jak i Woofli tylko na dobre.
Cykl "5 języków słowiańskich, o których nie słyszeliście":
Podobne artykuły:
Język kaszubski – nowe źródła
Lwowiaki nie mówią ino bałakają – o języku polskim na Ukrainie
Język rosyjski na Ukrainie
Po naszemu, czyli kilka słów o gwarach wielkopolskich
Języki regionalne Francji – oksytański
Jak zawsze fascynująca lektura. Języków słowiańskich, mało znanych, ma być 5 – czyli jeszcze 4 odcinki nas czekają 😉
Spróbuję odgadnąć:
– Górnołużycki
– Dolnołużycki
– Słowiński (czy to był język odrębny, czy dialekt pomorskiego/kaszubskiego?)
– … i tu mi nic nie przychodzi do głowy. Łemkowski?
Jacku, czy jeśli powiem, że trafiłeś zaledwie w jeden z języków (łemkowski/rusiński) to zwiększę napięcie?
Tak całkiem poważnie:
O łużyckich nie będę tu pisać, bo są to języki mimo wszystko dość dobrze znane, o których miałbym do powiedzenia zdecydowanie więcej niż zaledwie jeden artykuł i może kiedyś się na to zdobędę, bo sądzę, że jest to tematyka ze wszech miar ciekawa i bliska nam ze względów geograficzno-kulturowych. Słowiński natomiast to dialekt kaszubsko-pomorski znajdujący się obecnie na wymarciu, który ciężko omawiać bez powiązania z dzisiejszymi kaszubskimi standardami. Te na Woofli pojawiają się stosunkowo często, więc i na omówienie słynnych Kluk przyjdzie kiedyś pora, ale nie w tym cyklu.
Pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa,
Karol
Karolu, piszesz, że słowiński jest na wymarciu – a czy nie mylisz się? Ten język naprawdę jeszcze istnieje? Przyjmując, że to dialekt kaszubskiego, to oczywiście język istnieje, tylko dialekt wymarł… Oczywiście standardów słowińskich chyba nikt nie sporządził, więc można powiedzieć, że takiego języka nie było nigdy – jedyną możliwością byłoby chyba rozpytanie najstarszych Kaszubów z pogranicza językowego kaszubski/słowiński czy wzajemna mowa była w ich młodości zrozumiała wzajemnie.
Jeśli tak: wymarł dialekt
Jeśli nie: wymarł język 🙁
Co do następnych odcinków: oczywiście, że zwiększyłeś napięcie 😉 Aczkolwiek języki łużyckie są chyba na dzień dzisiejszy mocno zagrożone wymarciem – podobnie i wręcz, można powiedzieć 'lustrzane odbicie' wilamowski.
Z pobytu w Krynicy kiedyś-tam, wiem w ogóle o istnieniu języka łemkowskiego, bo ta część Polski nie podlegała z tego co wiem akcji "Wisła", co zresztą z czasów powojennych uważam za wielki wstyd narodowy. Poza czynnikami ludzkimi, w związku z tą akcją wyginęły pewne gatunki, jak wąż połoz, który był synantropijny podobno. Zdziczenie okolic Bieszczad spowodowało też zmiany inne niż językoznawcze.
No nic, co do słowiańskich języków, które są słabo znane obstawiam dalej tak:
– poleski (my Poleszuki mamy swoju mowu)
– russenorsk (czy on był słowiański czy germański nie pamiętam, przewidywane pudło)
– lacki (gdzieś mi się o uszy obiło, że to jest język pogranicza polsko-czesko-słowackiego) który się różni od polskiego, słowackiego i czeskiego
Słowiński jako jeden z pomorskich dialektów wymarł. Gdzieś kiedyś czytałem, że niby żyje w Niemczech parę osób znających go w stopniu podstawowym, ale nie są to informacje w żaden sposób sprawdzone, więc nie chciałbym na nich opierać swoich tekstów. Bardzo chciałbym się zająć bardziej tematyką innych pomorskich dialektów – kiedyś wszak były one powszechnie używane przez miejscową ludność na całym polsko-niemieckim wybrzeżu Morza Bałtyckiego. Niestety źródła mówiące nam o tym jak mówili na przykład dawni mieszkańcy Szczecina są strasznie skąpe – nikomu nie przyszło do głowy, aby zając się spisaniem miejscowych dialektów, które zanikły najprawdopodobniej na przełomie XV i XVI wieku. Parum Schultze jest w tym wypadku ewenementem i człowiekiem, który wyprzedził swoją epokę, dzięki czemu możemy dziś przynajmniej podejrzewać jak wyglądał język Słowian połabskich.
Języki łużyckie faktycznie mają się nienajlepiej, zwłaszcza używany w okolicach Cottbus dolnołużycki, ale materiałów na ich temat jest na tyle dużo, że jeśli zajdzie potrzeba poświęcę im tyle miejsca ile obecnie kaszubskiemu. Mam nawet w domu dwa całkiem obszerne podręczniki do górnołużyckiego czekające na jakiś nadmiar wolnego czasu po mojej stronie – napisanie serii atykułów na ten temat jest więc kwestią czasu. Jako, że można na ich temat zebrać dużo więcej informacji pominę je w spisie 5 języków, o których nikt nie słyszał. Poza tym, jakby nie patrząc, osoby nawet w umiarkowanym stopniu zainteresowane slawistyką wiedzą o ich istnieniu, co niejako przeczy idei tej serii.
Kolejne strzały okazały się znów niecelne 😉 Myślałem przez chwilę nad russenorsk, ale nie wiem, czy można go nazwać nawet pełnoprawnym językiem biorąc pod uwagę jego specyficzne zastosowanie – ograniczało się ono wyłącznie do wymiany handlowej i ewidentnie brakowało możliwości użycia go w innych sferach, które dla języków naturalnych są znacznie bardziej istotne.
Pozdrawiam,
Karol
Dzieki za super teskt! Staje sie powoli wierna fanka Woofli 😉
Niezwykle mnie to cieszy – zachęcam zarówno do czytania jak i komentowania 🙂
Cześc Karol.
Świetna robota z tym artykułem + dobrze się to czyta.
Przy okazji mam pytanie – zamierzasz kontynuować serię o językach słowiańskich ?
Bo te tytułowe "5 języków" może wydawać się nieco mylące..
Dziękuję. Seria zgodnie z zapowiedzią zamieszczoną w tytule będzie oczywiście kontynuowana.
Świetna robota.
PS.Trochę pod wpływem PRLowskiej historii ( nie to żeby obecna była lepsza 😉 uznawałem trochę kwestie "serbołużyckie" za niezbyt ciekawą opowieść o przegranych – a przecież tak nie jest jak widać
Dzięki za komentarz. Kwestie serbołużyckie niezbyt ciekawą opowieścią o przegranych? Jeśli patrzeć na to jedynie z punktu widzenia organizmów państwowych trudno się z tym nie zgodzić (ciekawe, że w 1945 roku rozważano utworzenie niezależnych Łużyc – pomysł jednak ostatecznie zarzucono). Gdy jednak spojrzymy na to poprzez aspekt kulturowy i wytrwałość tej stosunkowo niewielkiej grupy narodowościowej w utrzymaniu swojego języka oraz tradycji w warunkach względnej izolacji od reszty Słowian to wyłania nam się jedna z ciekawszych opowieści w środkowej Europie.
Udało mi się odczytać liczące 2500 lat napisy w języku Traków. Okazało się że mówili oni językiem słowiańskim. Co ciekawe występują w tych tekstach 3 lub 4 słowa które wydaja się pochodzić od języka niemieckiego. Oczywiscie jest to niemożliwe co by oznaczało że już w tamtych czasach istniała grupa języków słowiańskich o słownictwie innym niż u Słowian z północy. Ta grupa Słowian zajmowała także tereny obecnych Niemiec o czym świadczą badania genetyczne i obecność haplogrup typu "I". Tak wiec te przypuszczalne naleciałości niemieckiego w tekście "Ojcze Nasz" nie są wcale żadnymi zapożyczeniami a wprost przeciwnie to Niemcy zapożyczyli sobie te zwroty i słownictwo od Słowian w trakcie tworzenia się tego języka pomiędzy 4 i 12 wiekiem naszej ery.
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2015/01/sowianski-napis-sprzed-2500-lat.html
Irek, czytanie Twojego bloga polecam zacząć od tego:
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2014/10/superwulkan-przed-wybuchem.html
@YanaParaPuyu
Na wulkanach się nie znam. Z fizyki asem nie jestem, więc nie będę się wypowiadał. Wiem tylko, że to co na tym blogu dotyczy języków to pseudonaukowe brednie.
Otóż autor bloga twierdzi, że wybuch wulkanu Mount St. Helens "został zainicjowany zaćmieniem słonecznym które zaszło nad tym terenem rok wcześniej." i, że podobny jest mechanizm powstawanie trzęsień ziemi: "Chodzi o ostatnie silne trzęsienie ziemi w rejonie Los Angeles w dniu 17.01.1994 roku. (…) Trzęsienie to koreluje wprost idealnie z zaćmieniem słonecznym które miało miejsce dokładnie 2 lata wcześniej w dniu 04.01.1992 roku." Rozrysowuje przy tym iście astrologiczne rysunki układów planet i pisze np.:
"Kiedy jednak Ziemia wyszła z tej strefy w dniu 18.05.1980 to nagle spadła też gwałtownie częstotliwość oscylacji przestrzeni. Spowodowało to że atomy zwiększyły gwałtownie swoja wielkość a gazy w magmie przeszły w stan przesyceni i zbiornik płynnych skal pod wulkanem okazał się być za mały aby pomieścić gwałtownie zwiększającą się objętość magmy. W rezultacie doszło do katastrofalnej eksplozji."
Pisze: "Wytłumaczenie jakie podałem jest nie do obalenia bo potwierdzone wielokrotnie przez samą naturę."
Oraz, pisze: "Wytłumaczenie wulkanizmu jest tylko marginalnym zastosowaniem mojej teorii ale o tyle ważnym, bo w sposób niepodważalny udowadnia, że moja teoria jako jedyna ma słuszne prawa do tego aby spełnić postulat prawdy w nauce i pokazuje jednocześnie, że cala współczesna fizyka to tylko jeden wielki zbiór bzdur i bezczelnych kłamstw."
Wydaje się, że autor bloga jest tego samego zdania odnośnie całej współczesnej lingwistyki, a i ja jestem identycznego zdania na temat Jego bloga: "to tylko jeden wielki zbiór bzdur i bezczelnych kłamstw."
Odważna teza, biorąc pod uwagę, iż nie znajduje ona potwierdzenia u reszty naukowców i opiera się na próbie odczytania trackiego napisu przy pomocy XX-wiecznego języka polskiego. Na podobnej zasadzie można odczytać tekst w dowolnym języku świata. Na upartego w każdym dokumencie "znajdziemy" wtedy słowiańskie korzenie, pytanie tylko czemu takie coś ma służyć?
Sprzeczać się na temat tego, czy "rik", "wordoj", "komaj", "bringoj" są zapożyczeniami germańskimi w językach słowiańskich czy słowiańskimi w germańskich nie mam zamiaru. Wspomnę jedynie, iż nie ma jakiejkolwiek gwarancji, iż słowa te były pierwotnie obecne w jakimkolwiek języku słowiańskim, spotykamy je natomiast chociażby w języku gockim (wairthan, qiman, briggan) oraz wielu pozostałych germańskich, co dla 99% procent osób jest znakiem, że mimo wszystko ich germańskie pochodzenie jest ciut bardziej uzasadnione.
Z Twoich tekstów wynika natomiast propozycja przyznania językowi słowiańskiemu statusu jedynego języka praindoeuropejskiego, z którego następnie wykluły się wszystkie pozostałe. Mimo iż darzę Słowian ogromną sympatią jest to moim zdaniem gruba przesada, która zahacza o absurd.
@Karol Cyprowski "opiera się na próbie odczytania trackiego napisu przy pomocy XX-wiecznego języka polskiego."
Przecież to jest wierutne kłamstwo.
@Karol Cyprowski "Na podobnej zasadzie można odczytać tekst w dowolnym języku świata."
Mógłbym prosić o przykład Pańskich zdolności w tym zakresie, czy mam to rozumieć jako takie przechwałki bez pokrycia zadufanego w sobie ignoranta. Sadząc po tym co Pan zrozumiał z mojego tłumaczenia, to nie wydaje mi się żeby miał Pan jakiekolwiek szanse na udowodnienie tej tezy.
@Irek
Nie mam w tym względzie żadnych umiejętności. Uważam po prostu, że na siłę można się doszukiwać w każdym języku jakichś słowiańskich korzeni (choć w zasadzie czemu nie bałtyckich, które zachowały więcej cech praindoeuropejskich? Może wszyscy tak naprawdę jesteśmy Litwinami, tylko o tym nie wiemy? Gdyby ktoś nie zrozumiał, to była ironia.) i nie zgadzać się z prawdami uznanymi w dzisiejszej lingwistyce za powszechne. Pytanie tylko jaki ma to sens.
O rany, gościu, nazywasz jednego z najbardziej obeznanych w tematach lingwistycznych polskich blogerów ignorantem, a cała twoja teoria opiera się o "wezmę ciąg liter greckich, podzielę je według własnego uznania żeby rzekomo przypominały język słowiański, tam gdzie to nie pasuje zamienię kolejność i przypiszę im polskie słowa które niby mają brzmieć podobnie". 😛 Na tej zasadzie to ty nie jesteś Irek tylko Hitler, bo przecież 3 litery się zgadzają, trzeba je tylko przestawić, "k" zamienić na "h" i dodać "t" i "l"…
A "zneren" jako "znaczyć" i "tilt" jako "szyld" to absolutne mistrzostwo dedukcji. Dawaj więcej takich wywodów bo to z pewnością lepsza rozrywka niż polskie kabarety.
" propozycja przyznania językowi słowiańskiemu statusu jedynego języka praindoeuropejskiego, z którego następnie wykluły się wszystkie pozostałe. Mimo iż darzę Słowian ogromną sympatią jest to moim zdaniem gruba przesada, która zahacza o absurd."
nie taki znowu absurd , nie ma dowodu na istnienie języka PIE, a słowiańskim cały czas mówimy i wygląda na to że już kilka tysięcy lat temu wpłynął dość mocno na narzecza innych mieszkańców Europy .
http://unknownorigin.blox.pl/2016/06/UNKNOWN-ORIGIN.html
Jezyk śląski jest bardziej słowiański czy germański ?
Słowiański, oczywiście.
co do obecnie używanego przez przesiedlonych na zachód Polski w 1947r Rusinów/Rusów tzw Łemków:
http://www.youtube.com/playlist?list=PLL3z4dAWcjuVbZrCP4asLCHYq5kH22HRF
Ten język nie wymarł (jeszcze)!
Pozdrawiam
Jecek R. B.- gdyby nie akcja "Wisła", OUN/UPA wymordowaliby Łemków i tych z Krynicy, i wogóle ludność na południu Polski; mało tego- podeszliby aż pod Zamość i Lublin. To żaden wstyd narodowy, to była konieczność, by rozbić dowództwo i bazę wypadową UPA. Interesuję się tym co Ci faszyści-banderowcy robili, choć to teraz temat baaardzo niepoprawny politycznie. Oni wymordowali samych Polaków 160 tyś., a ile innych narodów nie wiadomo, bo tego nikt nie bada, głównie dlatego, że nie wolno, bo są sankcje. Np.łemkowskie dzieci nawet za PRL były prześladowane za swój język przez Ukraińców, którzy zamieszkali wśród Polaków.
ciekawy ten dodatek "warchni Büzac" w doksologii.
"warchni" to pewnie 'górny', ale "Büzac"? 'Bożyc'? 😀 nie wiem, zgaduję, słowiańskimi się raczej nie zajmuję.
zaciekawiło mnie też użycie "ne-" w "nekąda in nekędisa".
Nie należy mylić języka z ludnością. Język można łatwo sprawdzić, a pochodzenie – tylko za pomocą testów DNA, bądź znajomości ras. De facto Połabianie nie zmniejszyli swojej populacji. tylko po prostu przyjęli Niemiecki. Mapa osadnictwa niemieckiego to mapa zasięgu języka i nie jest tożsama co do ludności napływowej. Deklaracja narodowości to twór ostatnich 30 lat, mający na celu stworzyć warunku dla "oficjalnej mniejszości". Kiedyś deklarowano tylko język, potem ludzi mylili go z narodowością, bo choć pozostaje niemal zawsze na swoim miejscu, to tyle języki się mieszają niemiłosiernie.
A co z zarzuconym dialektem rusińskim (ruskim) Rusi Czarnej?