W ramach kontynuacji ostatniego wpisu chciałbym zająć się kolejnymi rodzajami błędów – tym razem jeszcze nam bliższym, bo popełnianymi podczas mówienia (i pisania). Szczególną uwagę chciałbym poświęcić błędom fleksyjnym oraz ogólnej kulturze języka. Ale zanim o tym powiem (a raczej napiszę):
Po co, na co i dlaczego?
Jak powszechnie wiadomo, język jest strukturą żywą, wykorzystywaną codziennie przez miliony ludzi we wszystkich możliwych postaciach. Istnieje, ponieważ to my go budujemy – my, użytkownicy. Popełniamy błędy, mylimy się, ale ogólnie niestrudzeni porażkami dalej używamy języka, ponieważ musimy się komunikować. Choć niektórzy nie zważają na to, jak mówią, to często kompletnie nieświadomie zaczynają zauważać problem, gdy pojawiają się niejasności lub nieporozumienia w komunikacji. Zresztą o tym pisałem już wcześniej tutaj. Poprawność językowa w żadnym wypadku nie polega na tym, by stać się grammar nazi, lecz na tym, by ułatwić sobie życie. Dlatego w tym miejscu należałoby zastanowić się nad tym, jaki ma to sens. Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to sposób, w jaki prezentujemy siebie i swoją osobę. To, jak ktoś się wypowiada, wpływa znacząco na postrzeganie jego własnego ja przez innych. Oczywiście jest to niezwykle korzystne w sytuacjach oficjalnych, kiedy ktoś dąży do uzyskania jakiegoś konkretnego efektu: począwszy od rozmowy z nauczycielem, przez ubieganie się o stanowisko w pracy, aż po wygłaszanie przemówień na szczycie ONZ. Język towarzyszy człowiekowi w każdym momencie i najbardziej komfortową sytuacją jest nauczenie się wykorzystywania pełnego spektrum jego możliwości. Jak można łatwo zauważyć, język wzorcowy wykorzystywany jest w telewizji, czasopismach, radiu, przemówieniach i tym podobnych sytuacjach. Dlaczego? Ponieważ tam nie ma możliwości dopowiedzenia, poprawienia czy skorygowania informacji. Muszą one być podawane w taki sposób, by były zrozumiałe dla wszystkich: ludzi z północy Polski oraz z jej południa i jednocześnie dla obcokrajowców uczących się polskiego. To rzecz, która jest dla mnie najważniejsza: poprawny odbiór i zrozumienie treści przekazywanej w komunikacie. Stosowanie form wzorcowych, znanych wszystkim, praktycznie wyklucza możliwość nieporozumienia. Naturalnie, jeśli ktoś mówi nieskładnie, a jego wypowiedzi są nieklarowne, to choćby nie wiem jak oficjalnych form używał, to i tak nic mu z tego. Można na to spojrzeć też z innej perspektywy. Język polski jest pięknym zabytkiem, naszą ogólnonarodową spuścizną, o którą należy dbać. Nie mówię tutaj o przesadyzmie, nadmiernej dbałości, gdyż poprawianie wypowiedzi innych, według kultury języka traktowane jest jako faux pas, ale o zwykłej trosce o wypowiadane słowa.
Błędy fleksyjne
Błędy fleksyjne odnoszą się do sposobu, w jaki odmieniane są wyrazy (zarówno do deklinacji, jak i koniugacji). Polski jest językiem fleksyjnym, co oznacza, że występują w nim wspomniane zjawiska, które dokonują się poprzez dodawanie końcówek (morfemów) do rdzeni wyrazów.
Jednym z najczęściej popełnianych przez Polaków błędów jest niepoprawna odmiana zaimka „ta” w bierniku. Wynika ona z tego, że jako jedyna forma spośród wszystkich rodzajów jest nieregularna. Wszystkie formy w rodzaju męskim i nijakim oraz pozostałe w żeńskim odmieniają się regularnie we wszystkich przypadkach. Poprawna forma to „tę”. Należy ją po prostu zapamiętać, jest to najkrótsza droga. Słyszałem kiedyś też o innym sposobie zapamiętania tej końcówki: jeśli zapisujemy jakieś słowo i chcemy wstawić tam zaimek „ta”, a w wyniku odmiany coś w głowie podpowiada nam „tą albo tę”, to forma, której powinniśmy użyć, powinna pokrywać się z końcówką odmienionego rzeczownika. Zasada ta jednak nie sprawdza się zawsze.
Na przykładach widać to znacznie lepiej:
Tę księgarnię mianowano najstarszą w mieście.
Proszę Cię mamo, kup mi tę zabawkę.
Gdybym był tobą, wybrałbym tę drogę.
Kolejnym przykładem błędu, który chcę poruszyć, jest niepoprawna odmiana rzeczowników i czasowników w formach, w których kończą się one na -ą lub -om. Co prawda są to błędy ortograficzne, ponieważ odnoszą się do ich zapisu, ale wynikają one z niepoprawnej odmiany. Ciekawym zjawiskiem, które można zaobserwować w społeczeństwie, jest również wymowa takich wyrazów. Z czasem zaczynamy odchodzić od dokładnego wypowiadania samogłosek nosowych (czyli ą i ę) na rzecz o i e lub ich zniekształconych form. Zniekształcanie głosek nosowych może powodować to, że zamiast usłyszeć wyraźne „oni gotują”, ktoś słyszy „gotujom”. Nie raz i nie dwa zastanawiałem się już nad tym, dlaczego tak się dzieje: czy wynika to z braku wiedzy o ortografii lub poprawnej wymowie u niektórych? Otóż doszedłem do wniosku, iż to właśnie wina niepoprawnej odmiany, a raczej braku świadomości jej istnienia. Żeby było ciekawiej dodam, że rozwiązanie tego problemu jest bardzo proste. Najłatwiej jest zapamiętać, że czasowniki w żadnej możliwej formie nie przyjmują końcówki -om. Jest ona zarezerwowana jedynie dla rzeczowników. Czasowniki mogą przyjmować m.in. końcówkę -ą i ę, ale nigdy -om. Ktoś jednak może zapytać, co z rzeczownikami? Przecież przy deklinacji wykorzystuje się zarówno końcówki -ą, -ę, jak i -om. Ja natomiast odpowiem, że to bardzo dobre pytanie. Otóż rozwiązanie jest równie proste, co uprzednio. Końcówka -om występuje jedynie w celowniku w liczbie mnogiej. Żaden inny przypadek nie przyjmuje takiej końcówki w żadnym rodzaju. Natomiast końcówki -ą i ę pojawiają się wyłącznie w liczbie pojedynczej.
Na moment powrócimy jeszcze do zaimków. Często popełnianą pomyłką, nad którą ubolewają językoznawcy, jest niepoprawne stosowanie skróconych i pełnych form zaimków osobowych w przypadkach innych niż mianownik. Mówię teraz o: mnie – mi, ciebie – cię itd. Naturalnym odruchem jest skracanie i wykorzystywanie możliwie najkrótszych form; nie oznacza to jednak, że skracać można wszystko (tak samo, jak w matematyce, za skracanie na skos, pójdziesz na stos). Formy skrócone powstały, by nie wydłużać wypowiedzi tam, gdzie nie jest to konieczne, ponieważ to nie podmiot jest w nich najważniejszy. Stwarza to dodatkowe możliwości, by bezpośrednio wskazać najważniejszy element zdania.
Form pełnych używa się przede wszystkim na początku zdań: kiedy zaimek osobowy jest pierwszym wyrazem, to zwracam uwagę odbiorcy na wykonawcę czynności. Jeśli pierwszy jest czasownik, to można skorzystać z formy skróconej. Dlaczego „można”, a nie „należy”? Bo nie ma takiego obowiązku – krótsze formy są jakby „dodatkiem”. Jeśli w zdaniu ważna jest, na przykład, nie tylko czynność, lecz także jej wykonawca, to można użyć formy skróconej. Warto również pamiętać, że po przyimkach, powinno się stosować formy pełne.
Bardzo dobrze widać to na przykładach z czasownikiem kochać.
Ciebie i tylko Ciebie kocham.
Kocham Cię.
Albo na przykładzie czasownika podobać się.
Mnie nie podobają się obrazy Matejki.
Nie podobają mi się obrazy Matejki.
Podaję jeszcze przykłady użycia zaimków po przyimkach:
Dla mnie najładniejszy jest kolor niebieski.
Według mnie mijasz się z prawdą.
Obecnie językoznawcy, m.in. prof. Jan Miodek czy prof. Jerzy Bralczyk, biją na alarm, iż tak bardzo się do tych form przyzwyczailiśmy, że wiele osób nie potrafi korzystać z form pełnych, co grozi ich wyginięciem z języka w drodze naturalnego rozwoju. Niektóre zdania mogą wręcz brzmieć dziwnie, tak bardzo zakorzeniły się w języku polskim krótkie formy.
Dalsza część rozmowy o czasie skupi się na… datach (a konkretniej na ich zapisie). Chodzi o wyrażenia piąty lipca, ósmy września itd. Nie jest on nazbyt skomplikowany, pomimo tego często stosowany jest niepoprawnie. Tak naprawdę jest skrótem myślowym, który zastosowany w pełnej postaci, znacznie ułatwia jego odmianę.
Wygląda to tak:
piąty (dzień) lipca
dziesiąty (dzień) lutego
dwudziesty (dzień) października
Nazwa miesiąca musi wystąpić w dopełniaczu, ponieważ dzień jest kogo? czego? jakiegoś miesiąca. Nawet gdy słowo dzień się nie pojawia , to należy mieć je w pamięci. Z jednego ważnego względu: pomaga to w odmianie. Jeśli ktoś pomiędzy wstawi (w myślach; w tekście nie musi się ono pojawić) to słowo, to nie ma możliwości, by użyć konstrukcji niepoprawnie.
Błędy składniowe
Zanim przejdę do błędów frazeologicznych, opowiem jeszcze o błędzie składniowym. Otóż istnieją pewne połączenia wyrazów, które występują ze sobą nierozłącznie, w odpowiedniej kolejności, połączone w odpowiedni i stały sposób. Jakie to wyrażenia? Choćby pierwsze z brzegu, klasyk gatunku: nie tylko…, lecz także… . Wykorzystujemy je na co dzień w mowie i piśmie. Najpopularniejsze to:
O ile…, to…
O ile…, o tyle…
Jeśli…, to…
Tak…, jak…
Dlatego…, że…
Im…, tym…
Ktoś jednak może zapytać co to oznacza w praktyce? Chodzi o to, że są to wyrażenia, które nie ulegają zmianie i używanie ich w inny sposób jest niepoprawne. Jeden z najczęstszych błędów w tym zakresie, to mówienie dlatego…, bo… . Równie częstym błędem jest zmienianie słów lecz lub także w pierwszym z wyrażeń. W tym przypadku językoznawcy postanowili jednak ułatwić nam życie: w mowie dopuszcza się: nie tylko…, lecz również/ale także/ale również itd. Wszystkie te formy uznawane są za równorzędne, lecz w piśmie zobowiązani jesteśmy, by używać formy wzorcowej, podanej na początku.
Błędy frazeologiczne
Podobnie jak powyższe złożenia są stałymi elementami języka, tak i związki frazeologiczne są niezmienne. Żeby mówić o błędach frazeologicznych, należy zastanowić się nad tym, czym jest związek frazeologiczny. Otóż jest to stałe połączenie różnych słów w wyrażenie, którego właściwe znaczenie jest inne od dosłownego. Co to oznacza w praktyce? Oznacza tyle, że przy używaniu takich związków, należy zachować ostrożność. Związki frazeologiczne są utartymi wyrażeniami, zatwierdzonymi przez językoznawców. Zmienianie ich lub po prostu używanie ich w niewłaściwy sposób jest błędem, ponieważ zniekształca to ich znaczenie, które nie dość, że nie jest dosłowne, to często nie da się go odczytać bezpośrednio z samej ich treści. Wymienię tylko trzy podstawowe i szeroko stosowane związki. Jeden z nich to: rzucać się z motyką na słońce. Całkiem niepozorne, wszystkim znane połączenie. Jednak jeśli ktoś zamieni słońce na chociażby księżyc, to już jest to błąd. Nie wiem dlaczego, ale zauważyłem, że w regionie, z którego pochodzę, prawie nikt nie rzuca się na słońce, lecz na księżyc… W pewnym stopniu można to nawet potraktować jako regionalizm.
Innym przykładem jest: wziąć coś na tapet. Tak drodzy Czytelnicy, na tapet! Sam byłem niezwykle zdziwiony, gdy się o tym dowiedziałem (tyle lat w nieświadomości…). Wyrażenie to nie ma absolutnie nic wspólnego z tapetą, którą wykładamy ściany swoich mieszkań czy domów. Czym w takim razie jest tapet? To po prostu dawna nazwa na stół obrad, który najczęściej przykrywano zielonym suknem. Od teraz sam staram się nie brać spraw na tapetę, bo szkoda niszczyć ściany. Ostatnim, nagminnie zmienianym i namiętnie maltretowanym wyrażeniem jest: rzucać się w oczy. Konsekwentnie nie rzucamy się w oko/ucho/uszy/twarz i jakąkolwiek inną część ciała. Jeśli komuś już bardzo na tym zależy to może ewentualnie wpaść komuś w oko, ale to już kompletnie inne znaczenie niż przy rzucaniu się.
Inne błędy
Jeśli ktoś uczy się niemieckiego, to wie, że czasowniki oznaczające ruch łączą się z innym przypadkiem, a te oznaczające brak ruchu z innym. To pociąga za sobą dwa osobne słówka pytające: jedno dla bezruchu i jedno dla ruchu, oba w odniesieniu do położenia. Po polsku sytuacja jest taka sama. Mamy gdzie (czyli niemieckie wo), i mamy dokąd (czyli niemieckie wohin). Różnica w użyciu tych słów jest znaczna, ponieważ oba wskazują na przeciwne stany. W konsekwencji słów tych nie można używać wymiennie, co i tak wiele osób czyni. Zatem zdanie Gdzie idziesz? jest błędne. Należy mówić: Dokąd idziesz/jedziesz/zmierzasz?
Podobnie ma się sytuacja z dwoma innymi słowami: gdy oraz kiedy. Ponownie odniosę się do języka zachodnich sąsiadów: tam różnica jest niewielka, bo dzieli je tylko jedna litera, jednak szyk niemieckiego zdania może pomóc w zapamiętaniu różnicy pomiędzy tymi wyrazami. Kiedy po niemiecku to wann. Słowa tego najczęściej używa się w pytaniach, co oznacza, że występuje w zdaniu jako pierwsze. Tak samo jest po polsku. Słowo kiedy odnosi się do jakiegoś nieokreślonego punktu na osi czasu. Wenn oznacza po niemiecku gdy. Słowo gdy nie musi odnosić się do konkretnego czasu: ma zaznaczać następstwo czasów (akcentuje kolejność wykonywania jakichś czynności) lub określać czas odbywania się czynności, o której mowa w zdaniu. W mowie jednak uznaje się to za kosmetyczną różnicę, więc nie ma co zawracać sobie nią zbytnio głowy. Warto jednak o tym wiedzieć podczas czytania, bo może to znacząco ułatwić interpretację lub zrozumienie jakiegoś tekstu.
Tautologia
Błędem, który często wyłapują ludzie ze słuchu, ale nie potrafią go nazwać jest tzw. „masło maślane”. Taki błąd to tautologia (lub pleonazm) – niepotrzebne powtórzenie jakiegoś słowa w inny sposób. Na co dzień wykorzystujemy wiele utartych wyrażeń, które wydają się nam być poprawne. Czasami okazuje się jednak, że te wyrażenia są błędne, ponieważ, można rzec, że „jest w nich za dużo treści”. Jedno z najpopularniejszych to np. fakty autentyczne. Skoro fakt, to w definicji ma stwierdzoną prawdziwość, czy też autentyczność. Nie należy tego powielać, gdyż słowo fakt swoim zakresem znaczeniowym już to obejmuje. Należy się zdecydować: albo fakt, albo autentyczne wydarzenie. Czy tautologii w ogóle nie wolno używać? Nie. Jedyny warunek jest taki: niech jej użycie będzie uzasadnione. Jeśli zamysł autora jest taki, by podkreślić coś szczególnie, to można sobie na nią pozwolić. Należy jej jednak unikać w miejscach, w których takie rzeczy są oczywiste. Inne często spotykane tautologie to: w każdym bądź razie, w dniu dzisiejszym, w dniu/dnia 5. lipca, najprawdziwsza prawda, tylko i wyłącznie.
Zbędne "nowe" słowa
Język nieustannie rozwija się, niektóre formy tworzy samodzielnie, a niektóre przyswaja w formie pożyczek. W podobny sposób my próbujemy posługiwać się językiem: tworzymy kalki, przerabiamy obce konstrukcje i sztucznie wcielamy je do języka. Wprowadzają one chaos do ojczystego systemu językowego i są formami konkurencyjnymi dla rodzimych wyrażeń. Jest ich całkiem sporo, często nie zdajemy sobie sprawy z ich pochodzenia. Najczęściej rusycyzmy wydają się normalnymi polskimi strukturami, niestety nimi nie są. Najpopularniejsza kalka? Z wielkiej/małej litery. Jest to bezpośrednie zapożyczenie z języka rosyjskiego: с бoльшой/малой буквы. Po polsku, czyli poprawnie według naszego systemu, należy mówić dużą/małą literą. Inne popularne rusycyzmy to: póki co w znaczeniu na razie; wiodący w znaczeniu główny, rozpracować w znaczeniu przeanalizować. Istnieją całe grupy wyrazów, które pochodzą z innych języków i są używane pomimo konkurencyjnych form rodzimych. Współcześnie popularne są anglicyzmy, co wynika z ekspansji języka angielskiego. O ile zapożyczanie słów i wcielanie ich do słownika innego języka to normalne zjawisko, to używanie wyrazów, których odpowiedniki w naszym języku istnieją, jest niebezpieczne. Najczęściej anglicyzmy spotyka się w gwarze uczniowskiej lub tzw. korpogadce, ale jest to żargon, co zmienia sytuację. Natomiast coraz częściej spotykam się z anglicyzmami w sytuacjach oficjalnych lub w codziennych rozmowach – nie tylko ja zauważyłem to zjawisko, również moje otoczenie, a w szczególności część społeczeństwa, która angielskim się nie posługuje. Jak już napisałem, nie chodzi o bycie purystą, ale o świadomość i możliwe zapobieganie temu.
Zakończenie
Słowa, jakich używamy, są czymś takim, jak ubranie, które nosimy, albo rodzaj fryzury. Można się ubrać krzykliwie na naradę w biurze albo włożyć ciemny garnitur na plażę, ale większość ludzi powie, że jest to niestosowne.
– prof. Mirosław Bańko, fragment wypowiedzi z Poradni Językowej PWN
Mając w pamięci słowa profesora, zachęcam nie do hiperpoprawności, lecz do (mam nadzieję) udanych spotkań z polszczyzną wzorcową. W razie wątpliwości polecam korzystanie ze strony Słownika Języka Polskiego oraz Poradni Językowej PWN, która jest prawdziwą (i przede wszystkim pewną) kopalnią wiedzy na temat języka polskiego w Internecie.
Zobacz także…
Jak wiele można wynieść z polskiej szkoły, czyli mankamenty i problemy polskiej sceny edukacji językowej
Noworocznie i językowo o Polsce
Komunikatywność w języku: co to takiego?
Polski – najtrudniejszy język świata?