Hebrajski jest dziś nie tylko językiem żydowskiej religii, ale i państwowości; to zdecydowanie najważniejszy język Żydów i język żydowski. Nie zawsze jednak tak było. Dziś o najpoważniejszym “rywalu” hebrajskiego, czyli jidysz.
Słowo ייִדיש jidisz czyli nazwa języka w nim samym, znaczy po prostu 'żydowski'. Jest też inna, pełniejsza i bardziej pedantyczna: ייִדיש-טײַטש jidisz-tajcz czyli 'żydowski niemiecki', a jak zobaczymy za chwilę, także i samo tajcz znaczyło czasem 'jidysz'. Współcześnie niemiecki do raczej dajcz; a tajcz znaczy “znaczy; znaczenie” z kolei użyciu czasownikowym ojstajcz, ibertajcz, optajcz czy fartajcz to 'wytłumaczyć'. Ten cały chaos nazewniczy posłuży za chwilę jako ilustracja tego, że jidysz(-tajcz) jest jednocześnie typowym i nietypowym językiem żydowskim.
Języki żydowskie
Ale najpierw o tym, co to są języki żydowskie. Są to, bez niespodzianek, języki używane przez Żydów (chodzi o społeczności, nie osoby) na szeroką skalę. Wspominałem już, że hebrajski nigdy nie został zapomniany, ale bardzo długo nie był używany jako ojczysty. W tym okresie językami ojczystymi Żydów były po prostu języki używane w bezpośrednim otoczeniu.
Żydzi w diasporze przejmowali języki sąsiadów, ale nie używali ich do końca tak samo (gdyby było inaczej nie byłoby sensu wydzielać języków żydowskich). Zaważyły dwie specjalne okoliczności – powszechna (przynajmniej wśród mężczyzn) znajomość pisma hebrajskiego i znaczenie Biblii i Talmudu w codziennym życiu. To drugie oznaczało nasycenie języka hebraizmami (i arameizmami), odnoszącymi się do sfery religijnej i rytualnej, ale nie tylko; to pierwsze – zapis w piśmie hebrajskim (a nie w takim jakiego używali sąsiedzi).
Więc, upraszczając można powiedzieć, że języki żydowskie -od judeo-malajalam przez judeo-perski, dżuhuri, judeo-gruziński i judeo-arabski, po jewanit (judeo-grecki) italkit (włosko-żydowski) czy szuadit (okcytańsko-żydowski) to praktycznie te same języki co ich “większościowe” odpowiedniki, tyle że z dużą domieszką hebrajskiego słownictwa i zapisem w grafice hebrajskiej.
Od zasady “Żydzi mówią tak samo, jak ich sąsiedzi” jest jednak szereg wyjątków. Zacznijmy od tych mniejszego kalibru: mimo że na większości obszarów Bliskiego Wschodu arabski już dawno zastąpił aramejski, lokalnie (zwł. w północnej Mezopotamii) tego ostatniego długo trzymały się mniejszości religijne – chrześcijanie i żydzi. Więc do niedawna istniały “wyspy językowe”, gdzie mówiący po aramejsku Żydzi byli otoczeni przez arabsko-, turecko- czy kurdyjskojęzycznych muzułmanów.
Z kolei w wielu większych miastach w toku masowej dwudziestowiecznej urbanizacji zaistniała sytuacja, w której mieszkające w nich od dawna mniejszości (w tym żydzi) mówiły “starym”, tradycyjnym dialektem miejskim, a dominująca liczebnie ludność napływowa już “nowym”, mieszanym dialektem. Tak jest z różnymi wariantami perskiego w Iranie, czy arabskiego w miastach Afryki Północnej.
To wszystko drobiazgi na tle dwóch pozostałych wyjątków, na tyle dużych, że właściwie przesłaniających samą zasadę. Po pierwsze judeohiszpański, czyli ladino – język sefardyjskich (czyli hiszpańskich) Żydów, którzy, wypędzeni z Półwyspu Iberyjskiego w 1492, znaleźli schronienie w osmańskiej Turcji, osiedlając się głównie na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego (ważne dla sefardyjskiej kultury miasta to m.in. Aleksandria, Stambuł, Saloniki czy nawet Sarajewo), ale zachowując język, co sprawiło, że w nowych miejscach zamieszkania stali się mniejszością nie tylko religijną, ale i językową.
I tu małe wyjaśnienie – daleko nie wszyscy Żydzi bliskowschodni to Sefardyjczycy w sensie ścisłym. Przodkowie Żydów perskich czy irackich (czy nawet sporej grupy Żydów północnoafrykańskich) nigdy nie byli w Andaluzji, a jedynie część wypędzonych zachowała język i pamięć o “utraconym raju”. Pozostali asymilowali się – o czym świadczy np. fakt, że tylko nieznaczna mniejszość marokańskich Żydów mówi w lokalnej wersji ladino (nazywanej haketia), większość – po arabsku, berbersku i francusku. Nazwa “Sefardyjczycy” jest używana szerzej, bo “sefardyjski” to również określenie jednego z głównych obrządków wg których funkcjonują synagogi, rozpowszechnionego na całym Bliskim Wschodzie (poza Jemenem). Żydów sefardyjskich w tym sensie (tj. modlących się w tym obrządku) jest co najmniej 4 miliony, ale mówiących w ladino – tylko ok. 150 tys.
Nawet jeśli przyjąć, że obecna liczba użytkowników ladino to niewielki ułamek historycznej, to i tak to zupełnie inna skala niż drugi wyjątek, temat dzisiejszego tekstu – jidysz. Język, którym mówiło kiedyś kilkanaście milionów ludzi, obecnie używany jako ojczysty przez co najmniej 500 tys. osób, ale ważny sentymentalnie i osobiście dla kolejnych kilku milionów.
Geneza jidysz
Podobnie jak ladino, jidysz nie pasował do swojego sąsiedztwa. Był w końcu językiem germańskim otoczonym głównie przez języki słowiańskie (plus węgierski, rumuński, bałtyjskie). Ale w odróżnieniu od ladino, trudno wskazać konkretną cezurę, punkt startu. Jasne, zachodnioeuropejscy Żydzi od późnego średniowiecza napływali na ziemie polskie chroniąc się przed prześladowaniami. Ale jak dokładnie przebiegał ten proces, skąd dokładnie przybywali (i jakimi językami mówili) – nie jest wcale jednoznaczne.
Bo jest praktycznie pewne, że Żydzi żyli w Polsce jeszcze przed Kazimierzem Wielkim i przed statutem kaliskim, tak jak żyli na Węgrzech i w Czechach. Ciekawostka: najstarsza znana nam próba oddania w zapisie nazwy “Polska” (tj. w tym właśnie brzmieniu, żadne polania, polonia, czy regio polanorum) pochodzi z brakteatu Mieszka Starego, i została wykonana w grafice hebrajskiej. Cały napis to משקא קרל פלסק czyli 'mszka krl plsk'. Moim zdaniem “Mieszko król Polski” jako pierwsza fraza/zdanie zapisane po polsku brzmi jakoś godniej niż niezdarne dai ut ia pobrusa a ti poziwai, a to że to nieprawda (w sensie, że akurat Mieszko Stary królem Polski nie był) tylko dodaje uroku :).
Uważny czytelnik spostrzegł, że w wyliczance języków żydowskich nie pojawiły się żadne języki “judeo-słowiańskie”. To zastanawiająca luka. Wspomniany wyżej napis i kilka innych podobnych zabytków (głównie z Czech, jeśli się nie mylę), skłania językoznawców do postulowania, że taki judeosłowiański język (zwany kananejskim, po angielsku knaanic, bo w średniowiecznej geografii żydowskiej przenoszącej na Europę nazwy krain biblijnych, Knaan to tereny na wschód od Łaby) faktycznie istniał, tylko wyszedł z użycia, wyparty przez jidysz.
Ten wcześniejszy żydowski język słowiański pozwoliłby wyjaśnić, skąd wzięła się jedna z ciekawszych cech charakterystycznych jidysz. O ile bowiem większość języków żydowskich jest -poza słownictwem i ortografią- bardzo bliska swoim nie-żydowskim krewnym, to jidysz jest wyraźnie bardziej oddalony od niemieckiego niż taki ladino od hiszpańskiego. I to oddalony w słowiańską stronę.
Widać to w fonetyce – w jidysz brak samogłosek przednich zaokrąglonych, czyli takich, które w niemieckim zapisuje się przez <ö> i <ü> – ale przede wszystkim w składni. O ile większość form gramatycznych w jidysz ma jasne i bliskie niemieckie odpowiedniki, to w wielu wypadkach inny jest sposób budowania z nich fraz, czy wyrażania niuansów znaczeń. Oto i garść ilustracji.
Zestawmy zdanie: “uczę się jidysz” czyli איך לערן זיך ייִדיש ich lern zich jidisz z jego niemieckim odpowiednikiem. Po pierwsze, w jidysz czasownik jest zwrotny lern zich wobec niemieckiego lerne. Po drugie – czasowniki zwrotne mają zich we wszystkich osobach (nie mówi się ich lern mich), jak w polskim, ale zupełnie nie jak w niemieckim.
A teraz “on nigdy nic nie mówi” ער זאגט קיינמאָל גאָרנישט er zagt kejnmol gorniszt dosłownie 'on mówi nigdy nic', po niemiecku nie etwas ‘nigdy coś’. Znów jidysz idzie w stronę słowiańskiego wielokrotnego przeczenia.
Idźmy dalej. “idę kupić książkę” to איך גיי קויפן א בוך ich gej kojfn a buch, a “muszę ci powiedzieć prawdę” to איך דארף דיר זאגן געם אמת ich darf dir zogen dem emes (אמת emes to hebraizm, który po hebrajsku wymawia się [emet]) w tej właśnie kolejności, łamiącej porządek germańskiej składni zdania podrzędnego, ale dla nas raczej “naturalnej”.
W jidysz pojawia się też rozróżnienie aspektu czyli dokonaności/niedokonaności czasownika. איך האָב געשריבן א בריו Ich hob geszriben a briw to ‘pisałem list’, co kontrastuje z איך האָב אונגעשריבן א בריו ich hob ongeszriben a briw czyli ‘napisałem list’ .
Wpływy składniowe dopełniają się z idiomatyką. Jedną z moich ulubionych konstrukcji jest זיך אן עצה געבן zich an ejce gebn czyli, ‘dawać sobie radę; radzić sobie’ i to całkiem dosłownie bo עצה ejce (we współczesnej wymowie hebrajskiej [eca]) znaczy ‘rada, porada’. Większość form tu jest niemiecka, polskich – nie ma, a jednak znaczenie całości zupełnie nieprzejrzyste nie tylko dla tego, kto zna niemiecki (ten potknie się na ejce), ale i znający niemiecki plus hebrajski zapewne pomyślałby raczej że to “dać samemu sobie jakąś poradę”.
Innym elementem, który przyjęło się uważać za wyrażający “ducha języka” (cokolwiek to znaczy) są partykuły dyskursu, czyli małe ale użyteczne słówka pozwalające wyrażać nastawienie emocjonalne i niuanse znaczeń, emfazę, wątpliwość, pytanie retoryczne. I otóż w jidysz są one raczej słowiańskie, niż germańskie – nu, że, cu/ci (=czy)… a nie doch, halt czy wohl.
Wszystko to razem wzięte skłania do spekulacji na temat genezy i losów jidysz, które znamy dość dobrze (na terenie Europy Środkowej i Wschodniej) dopiero od XVI/XVII wieku! Najdalej idącą teorię przedstawił Paul Wexler, według którego (wschodni) jidysz jest w istocie językiem słowiańskim, który uległ releksyfikacji, to jest masowej wymiany słownictwa ze słowiańskiego na germańskie. Wexler uważa też, że kolejny podobny proces leżał u podstaw współczesnego hebrajskiego – tylko tym razem z zastąpieniem słownictwa germańskiego przez semickie. W tym ujęciu, jeśli traktować je konsekwentnie, współczesny hebrajski byłby zatem językiem z ducha słowiańskim, który przeszedł przez dwa kompletne przemeblowania.
Teorie Wexlera (które są bardziej rozbudowane niż wynika z powyższego skrótu i zawierają m.in. spekulacje nt. losów Chazarów) brzmią ciekawie i mogą działać na wyobraźnię, ale nie wzbudzają entuzjazmu zdecydowanej większości lingwistów (nie pomaga, że sam Wexler zapracował sobie na nieciekawą opinię jeśli chodzi o naukową rzetelność). Ich największym problemem, jest to, że cechy opisane powyżej to tylko połowa obrazu…
Dwa jidysze
Poświadczony historycznie jest bowiem nie tyle jeden język jidysz, ale dwa – wschodni i zachodni, znacznie różniące się między sobą. Ten drugi, jidysz zachodni, używany w niemieckojęzycznej Europie (w sensie historycznym, tj. również w Niderlandach, Alzacji, Szwajcarii, Austrii, północnych Włoszech…), jest całkiem typowym “językiem żydowskim”, takim jak ze wstępu, i odbiega od “normalnego” niemieckiego o wiele mniej niż jidysz wschodnioeuropejski, którego cech dotyczył powyższy opis. To dlatego napisałem że jidysz jest jednocześnie typowym (w swojej zachodniej odmianie) i bardzo nietypowym (w swojej wschodniej odmianie) językiem żydowskim.
W pewnym uproszczeniu mamy tu do czynienia z kontinuum – im dalej na wschód tym późniejsze historyczne dokumenty i tym więcej “słowiańszczyzny” w gramatyce. Część uczonych (np. Yaron Matras, wybitny specjalista od języków mieszanych) używa nazwy “jidysz” tylko w odniesieniu do jidysz wschodniego, a zachodnie nazywa “judeo-niemieckim” (to oczywiście termin akademicki, dla użytkowników każdy wariant był po prostu językiem “żydowskim”, ewentualnie – tajcz).
Jak dokładnie kształtował się jidysz wschodni – nie wiemy, ale hipoteza Wexlera, że gdzieś na Łużycach doszło do gwałtownego, radykalnego przejścia z języka o słowiańskim słownictwie, na taki o niemieckich słowach, ale wciąż słowiańskim duchu, nie wydaje się najprostszym wyjaśnieniem. Mogło być tak, że zmiany zachodziły powoli, że do zasiedziałych na słowiańszczyźnie społeczności nowy język wprowadzali stopniowo przybywający z Zachodu kupcy i rabini (poziom nauki talmudycznej na wschodzie Europy długo był niewysoki). Mogło być też tak, że całe społeczności przesiedlały się in gremio, a do zmian składniowych dochodziło przez pokolenia, w procesie nieuświadomionej osmozy (zapożyczenia składniowe inaczej niż leksykalne, bardzo często są nieświadome; nowe słowa "rzucają się w uszy"; nowe sposoby ich łączenia – dużo mniej). Mogło być wreszcie (to nie są rozłączne alternatywy) tak, że wschodni jidysz naprawdę był “językiem mam”, miejscowych kobiet, które po ślubie uczyły się judeo-niemieckiego języka mężów robiąc mniej więcej takie błędy jak większość Polaków, a potem przekazując je dzieciom.
Na marginesie: ktoś zaznajomiony z realiami współczesnego judaizmu, (czy tym bardziej takiego z XIX wieku, gdzie asymilacja była uważana za największe zagrożenie, a wziąć ślub z gojką znaczyło się wychrzcić) może uznać ostatni scenariusz za absurdalny. A jednak. Geny mitochondrialne (przekazywane wyłącznie po kądzieli) współczesnych aszkenazyjskich Żydów tylko w stosunkowo niewielkiej części są bliskowschodnie, można wskazać co najmniej dwa momenty masowej domieszki europejskiej – sprzed 1500-2000 lat i drugą, już wyraźnie wschodnioeuropejską sprzed ok. 500 lat – co jasno wskazuje na historyczne rozpowszechnienie wżeniania się w miejscowe populacje.
Mame loszn i mansplaining
מאמע לשון mame loszn czyli dosłownie ‘język mamy’ to jedno z powszechnie stosowanych określeń jidysz. W odcinku o hebrajskim napisałem, że w diasporze świętego języka, hebrajskiego, uczyli się zasadniczo wyłącznie mężczyźni. Choć jidysz był dla wszystkich językiem ojczystym i codziennym dla wszystkich, to tylko dla kobiet bywał językiem jedynym, stąd i z nimi był kojarzony.
Ta asymetria wykształcenia miała ciekawe konsekwencje – gatunkiem bardzo ważnym w rozwoju jidysz jako języka literackiego (co było kwestią sporną) były tzw. wajbertajcz czyli “wyjaśnienia dla kobiet” – wyjątki z Biblii, modlitewniki, zbiory umoralniających opowieści dla pań. Wszystko napisane w jidysz i specjalnym fontem (maszket albo wajberszrift). Napisane, oczywiście, przez mężczyzn, jak najsłynniejsze chyba dzieło tego gatunku, “kobieca Biblia” Ceno Ureno autorstwa Ja’akowa ben Icchaka Aszkenaziego z Janowa Lubelskiego.
Jak celnie to określił anonimowy (dla mnie) współczesny ironista, wajbertajcz można opisać jako oryginalny mansplaining 🙂 O napięciach między nowoczesnością, a tradycyjną kulturą (kulturami) jidysz jeszcze wrócę, teraz skorzystam tylko z okazji, żeby zareklamować inną odsłonę tego pojęcia – wajbertajcz to współczesny feministyczny blog i podkast (w jidysz i po angielsku; są transkrypty niektórych odcinków).
Ale cofnijmy się o krok. Mamy więc wschodnioeuropejski jidysz – język poddany silnym wpływom otoczenia, ale jednak wyraźnie odrębny; język codziennego życia; język oddzielnej kultury ze swoją specyfiką; język budzący silny sentyment i przywiązanie, ale jednocześnie – język traktowany nie do końca poważnie, pozostający na marginesie, pozostawiany kobietom, daleki od prestiżu hebrajskiego. Rozwińmy te wątki, bo są one w jakiejś mierze aktualne także dzisiaj.
Wos macht a jid czyli żywy język żydowskiej kultury Europy Wschodniej
Z biegiem czasu zachodni jidysz zanikł, wyszedł z użycia jako język społeczności. W miarę społecznej asymilacji (rozpoczęła się na dobre wraz z początkiem XIX wieku) jego użytkownicy stopniowo przeszli na “normalne” warianty języków urzędowych. W efekcie w XX wieku w Austrii, Niemczech czy Alzacji jidysz posługiwali się już tylko ci Żydzi, którzy byli niedawnymi imigrantami z Europy Wschodniej. Było im łatwiej z dwóch powodów – bo i sama bariera językowa była mniejsza (zachodni jidysz mniej odbiegał od literackiego niemieckiego), i emancypacja zaczęła się kilkadziesiąt lat wcześniej niż w carskiej Rosji czy nawet Galicji.
Tymczasem na wspomnianych obszarach (Rosja, Galicja) sytuacja wyglądała inaczej – odrębna kultura, której językiem był jidysz, była nie tylko żywotna, ale i ekspansywna. W sensie najbardziej podstawowym, czyli demograficznym, który pociągał za sobą wszystko inne. Szybki przyrost naturalny, kryzys tradycyjnej gospodarki (“galicyjska bieda”) i nowe technologie transportowe sprzyjały zdobywaniu nowych przestrzeni. Migracje “za chlebem” – do miast, na zachód Europy, do obu Ameryk – rozszerzały horyzonty i dawały kulturze jidysz ponadlokalny zasięg, ale i nowe wyzwania i konflikty.
Chcę tu powiedzieć kilka rzeczy – po pierwsze, że kultura jidysz jest żywa, a to znaczy zmieniająca się, zależnie od czasu i miejsca (a także osób!), no i niejednolita – ilu ludzi tyle gustów, poglądów i nastawień. Zamrożona w czasie Anatewka (albo jakikolwiek inny dobór scenek rodzajowych) to tylko jeden z kadrów, nie cała panorama. Nie ma jednej kultury i nie ma jednego języka, wspólnego i akceptowanego przez wszystkich. Żeby zrozumieć tło wewnętrznych różnic zdań, niekiedy ostrych konfliktów, co do przyszłości jidysz i jego użytkowników trzeba pamiętać o dwóch pozostałych elementach.
Więc jidysz, jak sama nazwa wskazuje, to język kultury żydowskiej. To niby jasne i oczywiste, ale konkretne konsekwencje mogą zaskoczyć. Nie chodzi mi tu o nacechowaną religijnie idiomatykę czy frazeologię (wtręty w rodzaju kejnehore dosł. 'bez złego oka' mamrotane po jakichkolwiek pochwałach, żeby nie kusić losu), choć i ona daje do myślenia, ale po prostu o wbudowane założenie, że rozmawia się “wśród swoich”. “Jak się masz?” w jidysz to Wos machstu?, ale równie naturalnie jest zapytać Wos macht a jid? jak w nagłówku; nieznajomego na ulicy można zagadnąć per Reb jid! ‘panie żydzie!’, odpowiednikiem polskiego pseudo-sentencjonalnego “człowiek” (jak “czego to się człowiek nie dowie?”, “tyle lat już człowiek żyje, a…”) jest oczywiście jid, a nie mensz. Podobne obserwacje można mnożyć. Nie oznacza to rzecz jasna, że jidysz jest czy kiedykolwiek był “tylko dla żydów”, po prostu mowa o kulturze nie tyle zamkniętej, ile odrębnej, która zorientowana jest na samą siebie, i przyzwyczajona do kontaktu ze światem zewnętrznym w jego językach.
Na wos macht a jid? można odpowiedzieć na wiele żartobliwych sposobów, na przykład a jid macht a tuml żyd robi hałas, a jeszcze lepiej pytaniem wos zol ich machn? czyli a co mam robić? Odpowiedzi pytaniem na pytanie, sarkazm (zarówno chochem ‘mędrzec’ i tanna ‘jeden z mędrców których komentarze tworzą Misznę’ w praktyce znaczą “idiota”), wszechobecny pesymizm i narzekanie (najbardziej charakterystyczna odpowiedź na “jak się masz” to “zawsze mogłoby być gorzej”), niekoniecznie brane na serio – wszystko to ważne elementy kultury jidysz. Dla wielu z nich nie tak trudno znaleźć polskie odpowiedniki, czasem dosłowne (“O, odkrył Amerykę!”) czasem podobne z ducha (nie pamiętam kiedy zetknąłem się z “wielkie dzięki” użytym bez sarkazmu…). To co tu istotne, to to, że to elementy kultury Żydów wschodnioeuropejskich, niekoniecznie kultury żydowskiej w ogóle.
Dzięki liczebności swoich użytkowników, a także ich geograficznemu rozproszeniu (nie zapominajmy też o eurocentrycznym obrazie świata) jidysz przesłaniało inne języki i kultury żydowskie, a i dziś bywa traktowane jako synonim przed-izraelskiej żydowskości. To irytuje Żydów o innych korzeniach, i odsłania problem, przed jakim stoi współczesne jidysz – jest związane jedynie z połową na nowo zdefiniowanej wspólnoty narodowej, dla której językiem łączącym wszystkich (przynajmniej w teorii) jest hebrajski.
Od żargonu do języka narodowego
Jidysz było żydowskie, swojskie i swoje, ale czy było językiem, a tym bardziej językiem narodowym, nie jest takie oczywiste. Inne -obok mame loszn– bardzo częste określenie jidysz to żargon, czyli coś mniej niż pełnowartościowy język. Ludzie wychowani w jidysz, myślący i czujący w nim całkiem często mieli do niego niejednoznaczny stosunek (i nic dziwnego – czy w tej kulturze można mieć całkowicie pozytywne nastawienie do czegokolwiek?).
Burzliwe przemiany XIX wieku – technologie, coraz bardziej odczuwalna obecność aparatu państwa, pobór wojskowy, edukacja, ideologie państwowe i narodowe – wszystko to sprzyjało wrażeniu rosnącej nieadekwatności, nieprzystawalności modelu sztetlowej żydowskości do “ducha czasu”, i wywoływało różne reakcje.
Patrząc przez lusterko wsteczne historii czasem mimowolnie skupia się uwagę na tych zjawiskach, które przetrwały do naszych czasów, zapominając, że nie były jedyną możliwością, a ich tryumf nie wydawał się przesądzony. Wielość żydowskich reakcji na XIX-wieczną nowoczesność, różnych projektów narodowych oraz językowych, to świetny przykład! Wcale nie było przesądzone że wygra syjonizm, wcale nie było przesądzone, że wygra hebrajski, a dość długo nie było też pewne, że jedno połączy się z drugim (jak najbardziej można wyobrazić sobie państwo Izrael bez hebrajskiego, i "ożywienie" hebrajskiego bez państwa Izrael).
Nie chodzi mi tu o opis historii społecznej Żydów Europy Wschodniej, a o jej konsekwencje dla rozwoju jidysz. Ograniczę się zatem do zasygnalizowania, z konieczności uproszczonego, najważniejszych równolegle istniejących prądów.
Po pierwsze – kontynuacja. Wcale nie jest tak, że wszyscy podzielali przekonanie o potrzebie zmian. Wśród społeczności ortodoksyjnych stary model: język święty dla świętości, lokalny wariant jidysz do życia codziennego, naród rozumiany jako wspólnota przestrzegających przykazania – zachował aktualność, nie było potrzeby ani budować “nowoczesnego narodu”, ani tym bardziej nowego języka.
Po drugie – asymilacja. Niekoniecznie w sensie odrzucania żydowskości, ale zachowania jej jedynie na poziomie indywidualnym, prywatnego życia. W sferze publicznej – wejście do budowanej wokół realnie istniejącego państwa wspólnoty narodowej i przyjęcie jego oficjalnego języka za własny. To model “Francuz/Niemiec/Polak wyznania mojżeszowego”, z podwójnymi imionami, przy czym na co dzień używa się tylko tego “europejskiego”, żydowskie pozostawiając tylko do uroczystości religijnych (trudno o przykład bardziej wyrazisty niż “ojciec syjonizmu”, Teodor Herzl). Spojrzenie wstecz z perspektywy europejskiej skupia się na tych ludziach, piszących po angielsku, francusku, niemiecku czy polsku. Z perspektywy izraelskiej, dla odmiany, bywają oni zupełnie pomijani (poza pierwszymi syjonistami, oczywiście).
W praktyce temu prądowi najsilniej sprzyjały wspomniane wyżej przemiany – szczególnie upowszechnienie się edukacji państwowej – szczególne znaczenie dla postaw miało tu w jakim języku była prowadzona (nieprzypadkowo “Polaków wyznania mojżeszowego” było stosunkowo najwięcej w Galicji, gdzie polskojęzyczną edukację odbierało się już w schyłkowej CK monarchii). Ale oprócz sprzyjających asymilacji okoliczności, był też silny czynnik hamujący. Antysemityzm, w jego różnych formach – urzędowy, ludowy, religijny, “naukowy”… – był chyba najsilniejszym szokiem poznawczym, dla tych, którzy najmocniej starali się zasymilować, przynależeć.
Po trzecie – budowa własnej wspólnoty narodowej (czy klasowo-narodowej). To nie tyle jeden prąd, ile cała wiązka rozwiązań bardzo różniących się między sobą. Byli tacy, którzy sądzili, że skoro w ówczesnym świecie nie ma dla nich miejsca, trzeba budować swoją przyszłość gdzie indziej. Syjoniści szukali nowej siedziby narodowej, z czasem orientując się na Palestynę i przejmując hebrajski (ale byli i syjoniści-jidyszyści, uważający siebie za realistów, a hebraistów za marzycieli…). Rewolucjoniści chcieli tworzyć nowy porządek na gruzach starego, ponad narodowymi podziałami – ci ze względów praktycznych posługiwali się głównie rosyjskim, ale do jidysz i innych języków mniejszościowych odnosili bez wrogości i prowadzili w nich propagandę. Były wreszcie i takie środowiska intelektualne, które usiłowały zbudować transgraniczną żydowską tożsamość narodową wokół realnie wspólnego języka – jidysz.
A szprach iz a dialekt…
Jako potencjalny język narodowy Żydów jidysz miał dokładnie odwrotny rozkład plusów i minusów niż hebrajski. Za hebrajskim przemawiały jego wysoki prestiż, bogate słownictwo, długa tradycja literacka i ustabilizowana norma, przeciwko – to, że nikt nie mówił nim na co dzień, był sztywny i sztuczny, dało się nim mówić z egzaltacją, ale z prawdziwym uczuciem – nie bardzo. Tymczasem jidysz był żywy, naturalny i ekspresyjny, ale niewiele w nim pisano, każdy pisał jak chciał, wielu – nie traktowało serio, czy wręcz uważało, że nie da się w nim bez śmieszności prowadzić poważną dyskusję.
I to właśnie zaczęło się powoli zmieniać w drugiej połowie XIX w. Spośród “wielkiej trójki” klasyków literatury jidysz dwóch – Mendele Mojcher Sforim (właśc. Szolem Jenkew Abramowicz) i Szolem-Alejchem (właśc. Solomon Rabinowicz) – pisało pod pseudonimami, także dlatego, że twórczość w jidysz była nie dość poważna. Obaj, jak i trzeci klasyk, Jicchok Lejbusz Perec, zaczynali od publikacji po hebrajsku, na jidysz przeszli by "odnaleźć swój język" i rozszerzyć grono odbiorców. Warto pamiętać, że czyste podziały (jak jidyszyści-hebraiści) są uproszczeniem, historie ludzi (i ich języków) są zagmatwane.
Dzięki opowiadaniom tych (i wielu innych) autorów, a przede wszystkim dzięki pojawieniu się prasy, która (jak wszędzie w Europie) była najszerszą drogą masowego dostępu do literatury, jidysz coraz szybciej się rozwija i zaczyna standaryzować. Oprócz prób oddolnych – wzajemnego naśladownictwa, dobrych praktyk poszczególnych redaktorów – były i wysiłki planowe.
Już w pierwszym odcinku cyklu wspominałem, że Ludwik Zamenhof jeszcze przed esperantem próbował przeprowadzić reformę jidysz, obejmującą m.in. zaadaptowanie do jego zapisu alfabetu łacińskiego. Nie był w tym jedyny, ale nic z takich planów nie wyszło.
Dużo większe powodzenie znalazł za to szerzej rozumiany projekt opisu i standaryzacji jidysz, za którego symbol niech posłuży tu ייִוואָ YIVO, czyli założony w 1925 (decyzja podjęta w Berlinie, ale siedziba w Wilnie) Yidiszer Visnszaftlecher Institut. Nazwę tę można tłumaczyć dwojako: Żydowski Instytut Naukowy, albo, równie dobrze, Instytut Naukowy Jidysz; i w działalności środowiska YIVO można odnaleźć oba wątki.
Po stronie jidysz – opracowanie normy językowej, w tym szczegółowych zasad ortografii. Nie obyło się tu bez -trwających do dziś!- kontrowersji, bo “standardowy Jidysz” w wersji YIVO opiera się na północnym, litewskim, dialekcie, dość istotnie różniącym się od pozostałych. W oczach krytyków YIVO-jidysz to “jidysz dla jidyszystów”, taki pedantyczny twór oderwany od prawdziwego życia. Tak czy inaczej, YIVO działa do dzisiaj (tyle że z siedzibą w Nowym Jorku) i faktycznie kontroluje językową normę (którą, oczywiście, nie wszyscy znają i stosują).
Ciekawszy jednak jest wkład jednego z założycieli YIVO, Maxa Weinreicha w rozwój ogólnej socjolingwistyki. Wychodząc od specyficznej relacji między jidysz a niemieckim sformułował on jedną z podstawowych tez współczesnego językoznawstwa – to, że podział na języki i dialekty wynika z kryteriów politycznych a nie językowych.
Najzwięźlej w przypisywanym mu (w istocie to obserwacja słuchacza wykładu Weinreicha) powiedzeniu “język to dialekt z armią i flotą wojenną” אַ שפראַך איז אַ דיאַלעקט מיט אַן אַרמײ און פֿלאָט" a szprach iz a dialekt mit an armej un flot. Co istotne, powiedziane to było w jidysz, bo częścią misji YIVO było uczynienie z jidysz języka w którym czyta się i uprawia naukę (sam Weinreich tłumaczył na jidysz np. prace Freuda).
Z oczywistych względów ten program się nie powiódł, ale dla socjolingwistyki pozostaje aktualny do dziś. Uriel Weinreich, syn Maxa, był autorem ważnych prac o kontakcie językowym, i nauczycielem jednego z tytanów współczesnego językoznawstwa, Williama Labova.
Dwie ortografie
To jednak nie wszystko – równolegle do YIVO, a właściwie kilka lat przed nim, owoce wydał inny, radykalniejszy, projekt kodyfikacji jidysz. Mowa o Sowieckiej Rosji gdzie już w 1920 przeprowadzono daleko idącą reformę ortografii. W ogóle lata dwudzieste w Sowdepii to dobry czas dla jidysz (i innych języków mniejszościowych), dopiero później, jak się okaże, historia wykona ostry wiraż o tragicznych skutkach.
Ale wróćmy do ortografii. Jidysz ma dwie oficjalne: YIVO i sowiecką. Obie łączy to, co najistotniejsze: wykorzystanie pisma hebrajskiego (co wcale nie takie oczywiste, w przypadku sowieckim ktoś mógł wymyślić przejście na cyrylicę, a o próbach ‘latynizacji’ już pisałem), ale zrobienie z niego pełnego alfabetu – tak, że (co do zasady) każda głoska jest zapisywana.
Przypomnijmy: w hebrajskim część samogłosek jest zapisywana nie literami, ale znakami diakrytycznymi, które są nieobowiązkowe, i w praktyce – niestosowane poza Biblią, książkami dla dzieci czy czytankami dla osób uczących się języka. W jidysz jest inaczej: diakrytyki są obowiązkowe – אָ [o] i אַ [a] to różne litery- ע służy do zapisu [e], wprowadzono nowe kombinacje י jud i ו waw dla jednoznacznego odróżnienia poszczególnych samogłosek i dyftongów. Jest też inny system diakrytyków pozwalających na odróżnienie [b] od [w] czy [p] od [f]
To co obie te ortografie różni, to odmienność priorytetów – sowiecka stawia na konsekwencję, YIVO na szacunek dla tradycji, w wyniku czego jest ciekawym przykładem pisma mieszającego konwencje. Otóż słowa i morfemy germańskie (słowiańskie etc.) są w niej zapisywane według zasady alfabetycznej i zgodnie z wymową, ale hebraizmy i arameizmy zachowują oryginalną pisownię. Chodzi nie tylko o zachowanie w ich ortografii liter poza tym w jidysz niepotrzebnych (jak taw ת) ale i niepełny zapis samogłosek. Ortografia sowiecka z kolei wszystkie słowa traktuje tak samo.
Zatem słowo ‘prawda’ (w wymowie jidysz [’emes] w wymowie hebrajskiej [e’met]) w YIVO pisze się אמת (czyli tak jak po hebrajsku) ale w ortografii radzieckiej עמעס zgodnie z wymową (także użytkownicy ortografii YIVO mówią [emes]!)
Oczywiście na ortografii różnice obu standardów się nie kończą. W Sowdepii świadomie próbowano wyrugować z jidysz odniesienia religijne, czego częścią było też usunięcie elementów hebrajskiej ortografii. Z obecnej perspektywy – w której YIVO dominuje, to nie więcej jak ciekawostka, ale w latach 20. i do tego zmierzam – to był projekt wcale niepozbawiony szans powodzenia.
Więc mamy jidysz “międzywojenne”, w którym na przykładzie ortografii wyraźnie widać różnice podejść. Jedni zachowują religię w całości, inni w całości odrzucają, jeszcze inni (być może większość?) próbują nawigować między tradycją a nowoczesnością. Tym samym (ale nie takim samym) językiem posługują się społeczności o odmiennych wartościach i różnej kulturze.
Jidysz przestaje być “żargonem” staje się językiem nauki, ale w jeszcze większej mierze – kultury popularnej, od prasowej publicystyki, przez popularne piosenki i kabaret, po kino. Ten rozwój ma miejsce w co najmniej czterech różnych ekosystemach (Europa Środkowa, USA, Radziecka Rosja, mandatowa Palestyna), a w każdym przebiega nieco inaczej. Na przykład produkcja kinowa najlepiej rozwija się w Polsce, a prasa – w Nowym Jorku; z kolei w Palestynie jidysz jest coraz agresywniej wypierany przez hebrajski.
Żeby zrozumieć, co z jidysz stało się później, trzeba pamiętać o tej zawikłanej sytuacji, w której dynamicznie rozwija się kultura popularna, ale nie biorą w niej udziału ortodoksyjnie religijni użytkownicy jidysz; w której warunki zewnętrzne są skrajnie odmienne (USA ws. Sowdepia, Polska a Palestyna); w której wielu funkcjonuje pomiędzy jidysz, hebrajskim, a językami europejskimi.
Co zabiło jidysz?
Najkrócej mówiąc – nic. Nic, bo jidysz żyje, jest używany, ma się dobrze. Jednak ci, którzy myślą, że to “martwy język” nie są zupełnie odklejeni od rzeczywistości, a jedynie biorą część za całość. I faktycznie – świecka kultura masowa wyrażana w jidysz, tak żywa przed drugą wojną, nie jest kontynuowana, zostały po niej tylko słabe echa. Społeczności gdzie nadal jidysz jest językiem życia codziennego (różne odłamy ultraortodoksyjnego judaizmu), nie uważają się za jej kontynuatorów i na ogół nawet nie są nią zainteresowane.
No dobrze, skończyło się nie jidysz, ale tylko (aż!) pewna kultura, jeden z modeli życia w jidysz. Teraz kontrowersyjna teza: to, że stało się tak przez Holokaust, to nie do końca prawda. Przyjmijmy dla okrągłego rachunku, że przed II WŚ jidysz posługiwało się 12 mln osób i że wszystkie z 6 mln ofiar Holokaustu to użytkownicy jidysz (w istocie prawdopodobnie ok. 85%). Połowa została zamordowana. Ale połowa przeżyła. To i tak więcej osób, niż kiedykolwiek mówiło po estońsku, czy nawet fińsku.
Oczywiście – użytkownicy języka zostali rozproszeni, co utrudniało utrzymanie jidysz w codziennym użyciu, funkcjonowanie kultury. Ale jeszcze w latach 60. w USA, Kanadzie, Argentynie, Urugwaju wydawanych (a więc i czytanych) było kilkanaście dzienników w jidysz…
Nie chodziło zatem o fizyczną Zagładę, a o wynikającą z niej głęboką traumę, a także – kontynuację zapoczątkowanych jeszcze przed wojną procesów demograficznych. W Izraelu jidysz już wcześniej kojarzone było ze słabością i uległością z czasów diaspory, z tym do czego odnosi się słowo יהודון jehudon ‘żydek’ (stosowane i dziś jako obelga) i z czym za wszelką cenę trzeba było zerwać.
W Związku Radzieckim wojna domowa, potem industrializacja, masowy terror i znów wojna kompletnie przeorały strukturę społeczną, sprzyjając asymilacji językowej. Potem, już po wojnie, doszły do tego represje przeciwko działaczom żydowskim (śmierć aktora i działacza społecznego Solomona Michoelsa w ‘wypadku samochodowym’ w 1948 uważana za punkt przełomowy w antysemickiej kampanii)
W USA, po zamknięciu pod koniec lat 20. bram dla imigracji, tymczasem zdążyło dorosnąć młode pokolenie, dużo bardziej “amerykańskie” zarówno w sensie społecznym, jak i językowym. Asymilacji dodatkowo sprzyjał powojenny boom “amerykańskiego snu”, otwierający drzwi nowych możliwości, także dla Żydów. Bariery stopniowo likwidowano, uprzedzenia słabły. Kolejne pokolenia amerykańskich Żydów będą się już definiować wokół walki o prawa obywatelskie dla wszystkich i ogólnej liberalnej agendy, a nie tylko wokół “spraw żydowskich”. Do tego potrzebny był angielski, nie jidysz, który stopniowo stawał się językiem emerytów i nostalgików.
O Europie, a zwłaszcza Polsce, nie ma co mówić. U nas, faktycznie, sam fizyczny wymiar Zagłady, straszniejszy, niż gdzie indziej, wystarczyłby by rozbić życie żydowskie. Ale kiedy zaczęto zbierać okruchy i je odradzać, doszedł szok powojennej przemocy, antysemityzmu, pogromów, terroru totalitarnej władzy. Więc zdecydowana większość tej małej mniejszości, której udało się przetrwać zdecydowała że będzie budować swoje życie gdzie indziej. Jidyszland przestał istnieć jako fizyczna przestrzeń.
Tak więc, choć z różnych powodów, nigdzie w powojennym świecie klimat nie sprzyjał jidysz i to zaważyło na jego przyszłych losach. Reakcje na traumę nie ograniczały się jednak do odrzucenia, rezygnacji i wyparcia…
Jidysz po Zagładzie
Lata (a właściwie całe dekady) następujące bezpośrednio po drugiej wojnie to “srebrny wiek” literatury jidysz. Świadomość skali tragedii i bezpowrotnego końca (pewnego) świata napędzała gorączkowe wręcz wysiłki udokumentowania, ocalenia -ale także rozliczenia- przeszłości.
Aż do lat 60. (proces Eichmanna w 1961 jest tu symbolicznym przełomem) głównym językiem tych rozliczeń był właśnie jidysz, nie hebrajski i nie angielski. Poszczególne landsmanszafty, (“ziomkostwa” organizacje zrzeszające Żydów wywodzących się z konkretnej środkowoeuropejskiej miejscowości) wydawały swoje “księgi pamięci” tzw. jizker, pisane głównie w jidysz, choć również po hebrajsku. Tych wydawnictw ukazało się ponad 1000 tomów!
Z kolei w Buenos Aires w latach 1946-66 ukazywały się książki z serii Dos pojlisze jidntum (‘polskie żydostwo’), obejmującej beletrystykę, wspomnienia, prace historyczne, folklorystykę. Jedną spośród 175 wydanych książek była Un di velt hot geszwign (I świat zamilkł) Eliego Wiesela, któremu międzynarodową sławę przyniosła dopiero skrócona francuskojęzyczna wersja wspomnień, będąca źródłem kolejnych tłumaczeń (La nuit -> The Night -> Noc).
Centralną rolę w powojennym życiu jidysz jako języka wysokiej kultury odgrywało czasopismo literackie Di goldene kejt (‘Złoty łańcuch’, to tytuł książki I.L. Peretza o ‘złotym łańcuchu’ kultury żydowskiej) którego redaktorem był wybitny poeta Awrom Suckewer. Jego wiersz “jidysz” napisany w 1948 świetnie -moim zdaniem- oddaje nastawienie pokolenia twórców:
זאָל איך זיך אַ לעבעדיקן לאַזן? … אַז מײַן מאַמע לשון גייט באַלד אונטער?… אויב אַזוי, וועל איך דאָרט קומען, קומען,/ עפֿענען דאָס מויל/ און ווי אַ לייב/ …/ אײַנשלינגען דעם לשון וואָס גייט אונטער./ אײַנשלינגען, און אַלע דורות וועקן מיט מײַן ברומען
(…) zol ich zich a lebedikn lazn iberzecn? (…) az majn mame-loszn gejt bald unter? (…) ojb azoj, wel ich dort kumen, kumen, efenen dos mojl, un wi a lejb (…) ajnszlingen dem laszon wos gejt unter, ajnszlingen, un ale doros wekn mit majn brumen!
(…) mam się dać przetłumaczyć żywcem? (…) więc mój język ojczysty wkrótce zajdzie? (…) jeśli tak, to pójdę tam, pójdę, otworzę usta, i jak lew (…) połknę ten język który zachodzi; połknę i obudzę wszystkie pokolenia moim rykiem!
Jest paradoksem historii, że ogólny wzrost zainteresowania Holokaustem nastąpił (w Izraelu, USA, na świecie…) już po tym, jak opadła fala dokumentacji, relacji i rozliczeń. Tylko 13 pozycji z Dos pojlisze judntum zostało przetłumaczonych; prawie cała literatura historyczna i wspomnieniowa pisana w jidysz obracała się we własnym zamkniętym kręgu i nie przebiła do szerokiego obiegu. Di goldene kejt ukazywał się do 1995, ale Suckewer nie doczekał się kontynuatora, mimo, że na łamach pisma debiutowali również pisarze urodzeni po wojnie. Literatura jidysz w jakimś sensie do dziś nie wyszła z cienia Zagłady, choć pokolenie jej bezpośrednich świadków prawie w całości już odeszło.
Między nostalgią a życiem
W powszechnej świadomości kultura jidysz kojarzy się chyba (w każdym razie tak bardzo długo było ze mną) z rodzajem “podróży w czasie”, próbą odtworzenia świata który przeminął i za którym się tęskni. To oczywiście zrozumiałe, i wynika wprost z poczucia obowiązku tych, którym udało się przetrwać – skatalogować przeszłość, uchronić od zapomnienia, dokończyć dzieło rozpoczęte przed wojną. Świadomość bycia “ostatnimi z pokolenia” jest wyraźnie widoczna i przejmująca.
Pokolenie “srebrnego wieku” w większości nie przekazało języka swoim dzieciom, ale przekazało związane z nim emocje. Jidysz jest opisywany współcześnie jako język “post-wernakularny”, co oznacza z grubsza, że nie używa się go, ale o nim pamięta. W mowie amerykańskich współczesnych Żydów żyją poszczególne słówka, uważane za szczególnie wyraziste – a wiele z nich przebiło się i do ogólnego potocznego angielskiego; wydaje się masę książek – zbiorów anegdot i zabawnych powiedzonek; dość szeroko przyjęte jest przekonanie że “w jidysz wszystko brzmiało śmieszniej”
Ale równocześnie, zupełnie niezależnie od tego nostalgicznego nurtu, i niezależnie od "akademickiego jidysz" artystów, literatów i inteligencji, jidysz żyje i ma się świetnie, jako język życia codziennego różnych grup ultraortodoksyjnych (chyba największą z nich jest Satmar). To oczywiście inny jidysz od tego opłakiwanego. Inny w sensie gramatycznym, ale przede wszystkim – kulturowym.
Oto pierwsze z brzegu przykłady współczesnej kultury popularnej, tworzonej w jidysz dla współczesnej publiczności: teledysk do utworu ‘Gelt’ Lipy Schmelzera i -na trochę wyższym poziomie produkcyjnym- Michoel Schnitzler i Es ha kol. Ten drugi utwór, z fragmentami i w jidysz i po hebrajsku, to skądinąd świetna ilustracja żywotności aszkenazyjskiej wymowy hebrajskiego. es hakol jachol lokachas mimeni awol lo es jojcri mi libi w izraelskiej wymowie brzmiałoby et ha kol jachol lakachat mimeni, awal lo et jocri mi libi’ ‘wszystko można mi odebrać, ale nie stwórcę z mojego serca’. A tu trzecia propozycja, z jeszcze innej beczki – Shauly Grossman i Ver biste?
Za grosz nie znam się na muzyce, ale wydaje mi się, że to wszystko zupełnie inna estetyka niż rearanżacje muzyki klezmerskiej czy przedwojennych przebojów.
Jidysz żyje
Zatem jidysz żyje, i to na wiele sposobów. Tradycyjne społeczności nie są zamrożone w czasie, zmienia się ich stosunek do świata zewnętrznego, eksperymentują z nowymi formami rozrywki, ich język poddaje się nowym wpływom (w USA ze strony angielskiego, w Izraelu – hebrajskiego; w amerykańskim chasydzkim jidysz np. zanika rodzaj gramatyczny); ponadto część osób wychowanych w religijnych domach w życiu dorosłym zmienia styl życia (ale zachowuje przywiązanie do języka).
Są oczywiście również świeckie rodziny w których jidysz jest językiem domowym – i chyba jest ich coraz więcej, w miarę “powrotów”, czyli sytuacji, w których ktoś, szukając korzeni, uczy się jidysz w życiu dorosłym, zakochuje w nim i podejmuje decyzję, by przekazać je dzieciom.
Dla wielu amerykańskich (i nie tylko, ale uprośćmy skoro to największa grupa) Żydów drogą do jidysz jest lewicowy aktywizm i odkrywanie historii żydowskiego ruchu rewolucyjnego. W poniekąd ahistoryczny sposób przeciwstawia się czasem rzekomo ‘prawicowy’ (bo związany z religią i syjonizmem) hebrajski ‘równościowemu’ jidysz, które ma tę zaletę, że zawsze było i jest językiem mniejszości, słabszych, ofiar. Dzisiejszy hebrajski z kolei jest językiem asertywnego nacjonalizmu. Ale o ile dychotomia jidysz/hebrajski jest naciągana, to jest faktem, że w historii kultury jidysz można znaleźć wiele wątków progresywnych – socjalistycznych, feministycznych, LGBT – które i dziś są aktualne, a przynajmniej inspirujące.
To tylko przykładowe, anegdotyczne, modele nastawień i zachowań, nie jestem przekonany czy reprezentatywne. Na pewno jednak wokół jidysz toczy się debata, której przedmiotem jest między innymi relacja między językiem a religią (spór o ‘dziękuję’: są tacy, co mówią a dank, są tacy co tylko jiszkoach bo "a dank iz gojisz"), a także między YIVO a dialektami, nostalgią a życiem (spór wokół kształtu kursu Yiddish na Duolingo był tu ciekawy – ostatecznie zdecydowano się na kompromis: ortografia YIVO, ale wymowa chasydzka; przy okazji najpierw mimowolnie wypromowano, a potem odrzucono flagę, którą umieściłem w nagłówku)
O tym, że jidysz potrafi przekraczać wszelkie oczekiwania najlepiej świadczy przykład rodziny Schaechter-Viswanath. Gitl Schaechter-Viswanath jest poetką i redaktorką słowników, jej ojciec Mordche Schaechter był wybitnym językoznawcą. Jej mąż P. V. Viswanath jest profesorem finansów, a z pochodzenia Tamilem z bramińskiej rodziny, który przeszedł na judaizm, a jidysz nauczył się dla żony. Ich dzieci mają trzy języki ojczyste: jidysz, tamilski i angielski; Meena jest główną autorką kursu Yiddish na Duolingo, a Arun autorem tłumaczenia na jidysz pierwszego tomu Harry’ego Pottera.
Wartością, jaką się czerpie z nauki jakiegoś języka jest kontakt z jego użytkownikami, i jego kulturą. Ale -w przypadku jidysz widać to bardzo wyraźnie- może być nią też kontakt ze środowiskiem uczących się, zainteresowanych, entuzjastów. Fizycznego jidyszlandu nie ma, ale ten wirtualny zaludniają bardzo, bardzo ciekawi ludzie…