W kolejnym cyklu artykułów chciałbym przedstawić swoją metodę samodzielnej nauki języków obcych. Nim jednak przejdę do opisu konkretnych wskazówek metodologicznych, które mam nadzieję, że zainteresują Czytelników, uważam, że warto poświęcić nieco miejsca aspektom o charakterze bardziej ogólnym, lecz nie mniej ważnym, a właściwie będącym fundamentem. Poniższy artykuł jest również moją odpowiedzią na pytanie postawione przez Piotra tj. – "Od czego zacząć naukę języka obcego?".
(* Tytuł artykułu jest aluzją do jednego z rozdziałów – "Zaczynając coś, określ sobie cel działania" z książki Sean'a Covey'a "The 7 Habits of Highly Effective Teens"; z jej polskiej wersji językowej pochodzi powyższy obrazek).
„Mieć wzniosłe ambicje i dążenia, (…) jasną wiedzę i myśli – wszystko to zależy ode mnie. Dlatego też człowiek szlachetny szanuje to, co jest w jego własnej mocy (…), z każdym dniem idzie do przodu (…)”.
Xunzi
Sformułowanie celu
Żeglarze nigdy nie wpisują do dziennika pokładowego portu przeznaczenia, zanim w nim nie zacumują, jednakże takie asekuranctwo, w przypadku nauki języków obcych, już na starcie zmniejsza szansę na osiągnięcie ‘sukcesu’. Jeśli nie zdefiniuje się celu, to siłą rzeczy nie da się go zrealizować.
„Ludzie mają zwykle dwa powody, dla których coś robią: jeden prawdziwy i jeden, który dobrze brzmi.”
Niekiedy chęć nauczenia się języka, będąca wynikiem pewnego rodzaju, dramatycznego 'odkrycia', jest jedynie środkiem do 'wyższego celu', jak choćby w przypadku bohaterów literackich: Edmunda Dantèsa ("Hrabia Monte Christo") czy Martina Edena. W pierwszym wypadku jest nim chęć zemsty, w drugim natomiast – stania się godnym kobiety z wyższej sfery.
"Mądry wybiera właściwy moment. Po czym używa całej swojej siły, póki nie ukończy zadania, nie odpoczywa w południe, ani u schyłku życia."
Konfucjusz
W życiu realnym (nie)stety (?) rzadko doświadczamy tak emocjonalnego wpływu na chęć samodzielnej edukacji językowej.
Pamiętajmy również, że największą frajdą jest samo dążenie do celu. Jego osiągnięcie zwykle nie daje już tyle satysfakcji. Niemniej jednak jest do dobry punkt do postawienia przed sobą kolejnych, jeszcze bardziej ambitnych wyzwań.
"Gdzie to koniec tego pędu? Gdzie koniec sławy, siły, potęgi? – Nie masz go wcale…"
Książę Jeremi Wiśniowiecki
Henryk Sienkiewicz; "Ogniem i mieczem"
Mój cel (prawdziwy ?, czy ten, który dobrze brzmi ? 😉 )
W przypadku języka kantońskiego swój cel sformułowałem poprzez zaprojektowanie okładki książki, którą, mam nadzieję, że kiedyś będę w stanie uczciwie napisać.
Tutaj powstaje jednak pytanie, co oznacza pojęcie „nauczyć się języka obcego”. Wydaje się to dosyć mało konkretny cel. Najbardziej skłaniam się ku poniższej definicji:
„W studiach dochodzi się do momentu, w którym zaczyna postępować się zgodnie ze swą wiedzą, i na tym studia się kończy. Jeśli ktoś postępuje zgodnie ze swoją wiedzą, oznacza to, że wszystko zrozumiał do końca, i taki człowiek jest mędrcem. Mędrzec zatem to ten, (…) kto rozróżnia prawdę i fałsz, którego słowa i czyny są jednakie.”
Praktyczne hobby?
Często łapię się jednak na tym, że próbuję, co prawda w nieśmiały, ale logiczny, sposób usprawiedliwiać swoje hobby, jakim jest ‘grzebanie się’ w języku kantońskim (i kilku innych). Mógłbym napisać, że uczę się tego języka ze względu na odczuwaną fascynację kulturą starożytnych Chin, chęć sprzeciwu wobec komunizmu i łamania praw człowieka, uwielbiam filmy i samą postać Bruce’a Lee, chcę mieć poczucie, że chronię pewne dziedzictwo kulturowe i podać jeszcze milion innych powodów: np.: że kantoński jest prestiżowym językiem biznesu południowo-wschodniej Azji, najbardziej popularnym również wśród (potomków) chińskich emigrantów rozsianych po całym świecie, kluczem do zrozumienia wielu zjawisk lingwistycznych, doskonałym poligonem do testowania metod mnemotechnicznych, …ale to wszystko nieprawda.
„(…) w każdym hobby nie o to chodzi i wszyscy hobbyści popełniają ciągle ten sam błąd: starają się (…) wytłumaczyć swe hobby z punktu widzenia praktyczności, zamiast się przyznać, że zastosowanie tego zamiłowania nie ma w praktyce absolutnie żadnego znaczenia. Oczywiście hobby może być praktyczne, (…) ale (…) tylko przy okazji (…) bo (…) hobby jest niczym innym jak ucieczką od rzeczywistości. Relaksem psychicznym. Oddaniem sprawom właśnie niepraktycznym, nieprzynoszącym dochodów, niepotrzebnym gospodarce narodowej i zawadzającym w domu.
A także pochłaniającym czas. (…) hobby pochłania czas, wciąga i angażuje (…) mózg. Hobbyści jako normalni ludzie nawykli do celowości działania na każdym kroku, wszystkimi siłami starają się usprawiedliwić te swoje niepraktyczne działania i robią to zupełnie niepotrzebnie, bo jedynym celem praktycznym [hobby] (…) jest właśnie (…) cudowna, ożywcza niepraktyczność, która daje efekt na wskroś praktyczny: pozwala odpocząć od codziennego działania praktycznego.”(…)
Jacek Fedorowicz; „W zasadzie ciąg dalszy” (1978)
Nie wiem jak te, nico ironiczne, słowa odbierają Czytelnicy, ale moim zdaniem jest w nich dużo, choć może nieco 'wstydliwej', prawdy.
Wybór języka
„Kto chce iść jednocześnie dwiema drogami, nie dojdzie nigdzie (…)”.
Xunzi
Aby jednak zawęzić pole działania do rozsądnych rozmiarów warto z pełną świadomością, przekonaniem i premedytacją zdecydować się na jeden język (a jeśli azjatycki, to w jednym systemie znaków). Poniżej przedstawiłem moją ścieżkę selekcji wynikającą z zainteresowań, dostępności materiałów edukacyjnych, potencjalnej użyteczności, subiektywnego ‘piękna’ fonii i grafii języka oraz … chęci pójścia pod prąd.
Wybór:
- języka 'narodowego': koreański, wietnamski, japoński, chiński v
- grupy języków: 官guan (mandaryński), 吳wu, 贛gan, 湘xiang, 閩min, 客家hakka, 粵yue (kantoński) v
- grupy dialektów: yue hai v, si yi, gao lei, qin lian, gui nan
- standardu miasta: Kanton (廣州), Hong Kong (香港)v
- formy graficznej; znaki: tradycyjne v, uproszczone
Zgubny poliglotyzm
Moim zdaniem naukę każdego kolejnego 'nowego' języka warto zaczynać dopiero wtedy, gdy dobrniemy z poprzednim(i) do jakiegoś mierzalnego poziomu. Nie chodzi tu o zdobycie certyfikatu, 'wystarczy' choćby gruntowne przerobienie dobrego podręcznika. Lepiej domknąć jedno zagadnienie, nim ‘rozgrzebie’ się kolejne. Nie oznacza to, że nie warto uczyć się kilku języków jednocześnie, warto, o ile pozostałe doprowadziliśmy uprzednio do pewnego poziomu.
Choć to sprawy pozornie oczywiste, to muszę jednak przyznać, że wielokrotnie, z opłakanym skutkiem, łamałem tę zasadę. Taki jest niestety rezultat zbytniej lingwistycznej ‘ciekawości’ i poczucia znużenia wałkowaniem języka, do którego nauki nie ma się przekonania. Problem potęgują wyrzuty sumienia, że przecież poświęciliśmy już na naukę kilku języków trochę czasu i pieniędzy, i bez większego przekonania miotamy się między nimi „dzięki” czemu nie jesteśmy w stanie opanować żadnego z nich na średnim choćby poziomie. Każdy znamy trochę, ale za mało, by coś z tym zrobić. Wydaje mi się, że panaceum na taką sytuację jest myśl zawarta w prostych słowach Yody (mistrza Jedi z Gwiezdnych Wojen):
„Rób albo nie rób. Nie próbuj”.
Yoda
Nie masz przekonania do jakiegoś języka, to nie trać czasu na jego naukę. Jeśli nie jesteś pewien / pewna, którego języka (z kilku potencjalnie możliwych lub już 'rozbabranych') chcesz się uczyć to, po prostu nie ma znaczenia, który wybierzesz, ale ważne, żeby to był jeden.
"(…) w którą stronę mam pójść?
-Zależy to w dużym stopniu od tego, w którą stronę zechcesz pojść – powiedział Kot.
-Nie zależy mi na tym, w którą… – powiedziała Alicja.
-Więc nie ma znaczenia, w którą stronę pójdziesz. (…)"
Lewis Carroll; "Przygody Alicji w Krainie Czarów"
Niezależnie od tego jak nasz cel zostanie sformułowany, jego realizacja będzie wiązała się z opanowaniem umiejętności (czytania, pisania, mówienia, rozumienia ze słuchu, tłumaczenia) bazujących na zapamiętywaniu. Jednak do tego potrzebna nam jest metoda – metoda odpowiadającą naszym predyspozycjom (o czym już wspominał Piotr) i … mam wrażenie, że często wynikająca z naszych, niemających związku z językami, zainteresowań z dzieciństwa, o czym napiszę w bardziej odległej przyszłości.
Hasło przewodnie mojej metody
Aby nauczyć się czegokolwiek istotna jest koegzystencja trzech czynników: motywacji, czasu i metody. Jeśli metoda jest skuteczna, to potrzeba mniej czasu na dostrzeżenie efektów swoich działań, a co za tym idzie rośnie motywacja do dalszej nauki. Podstawowa idea mojego sposobu uczenia się polega na tym, by nie zmarnować niczego, na co JUŻ poświęciłem uwagę, a hasło przewodnie mogłoby brzmieć „Lepiej mniej, ale lepiej” gdyby nie było wcześniej zarezerwowane przez… Włodzimierza Lenina 😉 (tytuł manifestu politycznego – Лучше меньше, да лучше [Łuczsze mieńsze, da łuczsze]).
W kolejnym artykule odpowiem na, wpisujace się w powyższą 'sentencję', pytanie: "Jak, z głową, wybierać materiały do nauki tak, aby nie męczyć się … bez potrzeby?"
Na koniec przestroga dla wszystkich maniakalnie uczących się czegokolwiek, (nie tylko języków):
(…) hobby jest niebezpieczne i wciąga. Potrafi wciągnąć tak dalece, że stopniowo zastąpi nam świat realny i stanie się czymś żywo przypominającym narkomanię, tyle, że zdrowszym dla organizmu, ale za to zgubnym dla naszych działań realnych”.
Jacek Fedorowicz; „W zasadzie ciąg dalszy” (1978)
Zobacz również:
Od czego zacząć naukę języka obcego?
Ilu języków tak naprawdę potrzebujesz?
Jakiego języka warto się uczyć?
Języki egzotyczne – jak, gdzie i czy warto?