motywacja

Chcesz być wiecznie młody i zdrowy? Ucz się języków.

Nigdy nie miałem ambicji zostać lekarzem, w zasadzie to właśnie biologia była przedmiotem, z którym sobie w szkole najgorzej radziłem. Podobnie jednak jak większość ludzi chciałbym być jak najdłużej młody, zdrowy, cieszyć się życiem. Dlatego tym bardziej ucieszyłem się, gdy przeczytałem o tym, że uczenie się się języków obcych może spowolnić proces starzenia oraz zapobiega schorzeniom takim jak choroba Alzheimera.

Przeczytałem o tym na blogu Steve'a Kaufmanna – poligloty, któremu kiedyś poświęcę osobny artykuł na tym blogu.W swojej krótkiej notce pod tytułem "Walking and LingQing to stave off dementia" (którą znajdziecie TU) podał on linki do dwóch artykułów na temat czynności, które potrafią zahamować proces starzenia się. Jedną z rzeczy jest chodzenie co najmniej 10 km w ciągu tygodnia, a drugą właśnie nauka języków obcych (trzecią jest zdrowa żywność, ale to raczej nowością nie jest). Doktor Andrew Weil twierdzi, że potrafi to znacznie zredukować symptomy starzenia się oraz zapobiegać takim schorzeniom jak choroba Alzheimera. Następnie dodaje, że niekoniecznie chodzi tu o opanowanie języka na poziomie mistrzowskim, a jedynie sama próba nauczenia się go, którą porównał do instalacji nowego oprogramowania w mózgu. Link do oryginalnego artykułu znajdziecie TU.

Szczerze mówiąc o panu Weilu wiem niewiele, a jego techniki lecznicze podlegają częstej krytyce (jak przynajmniej wynika z artykułu o nim z wikipedii) jednak muszę przyznać, że sam parę razy się zastanawiałem nad tym, czy nauka języków obcych wpływa w jakiś sposób pozytywnie na pracę mózgu. Muszę więc powiedzieć, że powyższe informacje mnie ucieszyły. I nawet jeśli okaże się, że za parę lat ktoś napisze, że zdrowiej jest umieć zaledwie jeden język (od urodzenia pamiętam, że co roku naukowcy sprzeczali się czy zdrowsze jest masło czy margaryna), to nie sądzę aby uczenie się miało zły wpływ na nasz mózg.

Jeśli więc jeszcze zastanawiacie się nad tym czy warto się zacząć uczyć czegoś co od dawna za wami chodzi, to zróbcie to dla własnego zdrowia! Wasz mózg będzie wam wdzięczny!

Podobne posty:
Jak się nauczyć cyrylicy w 2 dni? 
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego
Historia motywacyjna
Nie masz siły – zrób coś małego
Gry komputerowe i nauka języków obcych

Chcesz opanować podstawy języka obcego? Wypróbuj metody Assimil.

Zgodnie z komentarzem Grzegorza, który spytał mnie o opinię na temat podręczników "Assimil", postanowiłem poświęcić kwestii tej serii cały artykuł. Zdarzają się podręczniki lepsze lub gorsze.Assimil akurat jest zdecydowanie jednym z tych pierwszych. Postanowiłem zrecenzować tą metodę na podstawie mojej książki do nauki języka francuskiego.

Pierwszy raz z podręcznikami Assimil zetknąłem się na forum how-to-learn-any-language.com, na którym zachwalał go Alexander Arguelles, jeden z najsłynniejszych obecnie poliglotów. Następnie obejrzałem recenzję wideo zrobioną przez niego (którą można obejrzeć TUTAJ), co jeszcze bardziej przekonało mnie do tego, aby zobaczyć działanie tej metody w praktyce.

W odróżnieniu od wielu podręczników zalecanych do nauki języków obcych przez nasze Ministerstwo Edukacji, w książkach Assimila nie znajdziemy kolorowych obrazków pokazujących studentów siedzących przed komputerem, które nic do nauki nie wnoszą. Brak również bezproduktywnych zadań w stylu połączenia dwóch wyrazów w pary itp. Zamiast tego ograniczono się do rzeczy które posiadają rzeczywistą wartość edukacyjną – nawet obrazki  mają formę komiksu.

Podręcznik jest  oparty na dialogach podzielonych na dwie części. Po lewej stronie mamy tekst w języku docelowym, po prawej tekst w języku ojczystym. Mniej więcej wygląda to tak:

To jest akurat fotografia stron z mojego podręcznika do języka francuskiego, który, mam nadzieję, w niedługim czasie na coś mi się przyda. Jak widać – pierwsza strona to dialog po francusku, a druga to tłumaczenie na język polski. Na dole natomiast znajdują się objaśnienia gramatyczne. Co siódma lekcja różni się od pozostałych – jest czymś w rodzaju powtórki, gdzie możemy znaleźć zebrane w jednym miejscu bardziej dokładnie reguły gramatyczne spotkane w przeciągu poprzednich lekcji. Oczywiście wszystkie dialogi są nagrane na płytach CD, do których nie również nie mam większych zastrzeżeń. Może jedynie irytujące jest zbyt wolne tempo nagrań w pierwszych lekcjach, ale to akurat dla początkującego studenta może być też zaletą.

Przeciętnie podręczniki Assimil posiadają 100 lekcji (aczkolwiek nie jest to regułą – ich liczba wacha się od 70 do nawet 140), przy czym każda jest przewidziana na jeden dzień, tak aby uczyć się języka przynajmniej 30 minut dziennie. Dodatkowo panowie z Assimila wymyślili całkiem oryginalną metodę nauki dzieląc proces nauczania na dwie fazy: pasywną oraz aktywną. W formie pasywnej słuchamy, powtarzamy, czytamy tekst, staramy się zrozumieć reguły gramatyczne rządzące językiem, tłumaczymy na polski. W taki sposób przerabiamy podręcznik, aż do lekcji 50, kiedy to powinniśmy zacząć robić też (obok przerabiania reszty podręcznika w fazie pasywnej) fazę aktywną dla lekcji 1. Przez fazę aktywną rozumiem tłumaczenie tekstu, ale tym razem z polskiego na francuski. Metoda moim zdaniem jest godna uwagi, aczkolwiek polecałbym wypróbowanie też innych sposobów korzystania z tego podręcznika. Najlepiej jest zawsze znaleźć taki, który najbardziej odpowiada naszym osobistym preferencjom. Wszak nie każdemu się podoba to samo.

Firma na swojej stronie informuje, że jej kursy potrafią doprowadzić od zera do poziomu B2. Mimo całej sympatii dla ich metody, wątpię, by było to możliwe bez wykorzystywania innych materiałów – wszak nauka z  podręcznika to zaledwie początek przygody z językiem obcym. Niewątpliwe jest to jednak świetna baza, na której można zbudować swoją znajomość języka.

Niestety cena kursów Assimil jest stosunkowo wysoka. Polskie wersje kosztują około 70 złotych, jednak obejmują niewielki zakres języków – angielski, niemiecki, francuski, hiszpański, włoski, japoński i chiński. Znacznie szersza jest oferta podręczników w oryginalnej, francuskiej wersji językowej (co sprawia, że nabieram jeszcze większej chęci by nauczyć się francuskiego). Tu z kolei cena potrafi zbić człowieka z nóg. Sama książka kosztuje 22 euro, a za cały pakiet (książka+CD) płaci się aż 70 euro!!! Mówi się, że za jakość trzeba płacić, ale dla mnie taki koszt stanowi naprawdę spory problem. Ostatecznie zawsze można sprawdzić aukcje na allegro lub e-bay, gdzie czasem uda się znaleźć coś tańszego.

Niemniej, gdybym zamierzał się bardzo poważnie wziąć za jakiś język obcy, na pewno rozważyłbym opcję kupna tego podręcznika. W sumie gdy porówna się jego koszt do niektórych szkół językowych (np. ESKK) to wychodzi nawet całkiem korzystnie. Oczywiście jeśli tylko jesteś w stanie się zmotywować do codziennej nauki, ale to już zupełnie oddzielny temat.

Podobne posty:
Jak (nie) uczyć się języków obcych – część 1 – angielski 
Jak (nie) uczyć się języków obcych – część 2 – rosyjski
Rewelacyjny program do nauki słówek – ANKI
Byki – recenzja programu 
Blog językowy AJATT – ciekawa metoda nauki

Historia motywacyjna

Uczysz się angielskiego? Niemieckiego? Hiszpańskiego? A może swahili albo czeskiego? Nieważne jakiego języka się uczysz – jeśli masz problem z motywacją to przeczytaj poniższy artykuł.
Powiedzmy, że uczysz się angielskiego. Właśnie w tej sekundzie gdzieś w okolicach Londynu rodzi się dziecko. Nie jest ono jakieś specjalnie mądre, nie posiada ogromnego talentu językowego. Wręcz przeciwnie – prawdopodobnie w szkole będzie z trudem zdawać do następnej klasy. I TYLKO OD CIEBIE ZALEŻY, CZY TO DZIECKO BĘDZIE MÓWIĆ PO ANGIELSKU SZYBCIEJ I LEPIEJ OD CIEBIE! Ktoś powie, że to przecież jeszcze niemowlę, więc łatwiej jest się mu nauczyć języka. Zastanówmy się…

Ów potencjalny John nie potrafi czytać, posługiwać się komputerem, słuchać ze zrozumieniem, nie ma też zakodowanego w mózgu jakiegoś „pakietu startowego” w postaci języka ojczystego. Nie pamiętamy już jak sami uczyliśmy się od zera języka polskiego, ale podejrzewam, że dla kilkumiesięcznego dziecka jest to nie lada wyznanie – musi opanować zupełnie nowy zestaw głosek, zupełnie nieznaną mu gramatykę, zupełnie nowe słownictwo i w każdym z tych przypadków zaczyna od zera absolutnego. Jego jedynym plusem jest fakt, że wychowuje się w otoczeniu, w którym mówi się po angielsku. A Ty? Jakieś 80% głosek jest Ci znanych, podstawy gramatyki, które dają przynajmniej mgliste pojęcie o częściach mowy  masz w małym palcu, wiele słów znasz ot tak nawet jeśli nie miałeś wcześniej z angielskim do czynienia (np. yes, no, ok), a przy okazji możesz korzystać z całego bogactwa dostępych materiałów do nauki – od podręczników i słowników po telewizję, internet, specjalne systemy nauki słówek, nawet gry komputerowe (bo biedne dziecko nawet nie umie w nie jeszcze grać).

Powiesz teraz, że to nie ma sensu, że decydującym czynnikiem jest to, że ktoś się wychowuje w kraju, w którym dany język jest używany. Ale odpowiedz sobie szczerze na pytanie: co robisz by tą jedyną przewagę twojego konkurenta z Anglii niwelować? Czy słuchasz angielskiego radia? Angielskiej muzyki? Może oglądasz angielską telewizję? Wchodzisz na angielskie strony internetowe? Czytasz angielskie książki i gazety? Nie. Jesteś zamknięty w swoim polskim świecie, bo tak Ci jest wygodniej. To jest na pewno fajne i miłe, ale do opanowania angielskiego w szybkim czasie nie doprowadzi. Największym problemem ludzi zaczynających naukę języka obcego jest ten fakt, że nie dążą do jego opanowania, lecz próbują się go uczyć przeznaczając na to np. 2 godziny w ciągu tygodnia i wierzą w to, że nagle któregoś dnia się obudzą i będą go znali – a to tak niestety nie działa. Wybaczcie to porównanie, ale gdyby to niemowlę tak miało podchodzić do nauki swojego języka ojczystego, to w wieku 20 lat byłoby pewnie na poziomie orangutana.
Więc jak? Gotów do wyścigu?

PS: Jeśli np. uczysz się np. hiszpańskiego wstaw słowo „hiszpański” tam gdzie jest „angielski”, Londyn zamień np. na Madryt, a Johna zmień na Pedro, czy coś podobnego.

Nie masz siły – zrób coś małego

Dziś trochę o motywacji i nauce wtedy, kiedy naprawdę nie mamy ani czasu, ani ochoty. Do napisania tego artykułu natchnął mnie nie kto inny, jak Khazumoto – genialny Kenijczyk, który nauczył się w ciągu roku języka japońskiego, a o którym pisałem już wcześniej. Wczoraj opublikował on na swoim blogu posta pod tytułem „Buttocks and Binary Fission” – pełny tekst znajdziecie TU – w którym napisał trochę na temat tego co robić, gdy jest się totalnie zmęczonym. Jeśli pewnego dnia wstajesz z łóżka bądź wracasz z pracy, widzisz ile materiału z języka obcego Ci zostało do przerobienia i jesteś pewien, że nie będziesz miał na to siły i pieniędzy – postanów sobie, że zrobisz tylko połowę. Może się zdarzyć, że nawet to 50% przewidzianego dziennego wysiłku to za dużo – zrób zatem 25%. Odpocznij trochę i zajmij się resztą, kiedy już trochę wrócą Ci siły – po raz kolejny nie wykonuj wszystkiego co masz do zrobienia. Po prostu weź się za jakąś małą cząstkę z tego, którą wykonasz bez kiwnięcia palcem – zapewniam Cię z własnego doświadczenia, że zrobisz więcej, gdy odkryjesz, że ta mała cząstka (przerobienie 10 kart w ANKI, 10 fiszek, przetłumaczenie 10 zdań na język obcy, przeczytanie jednego akapitu jakiegoś zagranicznego artykułu) tak naprawdę wiele nie kosztowała. Jeśli więc jesteś totalnie bezsilny, rozbij to co masz do zrobienia na mniejsze cząstki – nie bierz się za wszystko od razu.

Sam wiem o czym mówię. Ostatnimi czasy piszę pracę magisterską („Serbski separatyzm w Bośni i Hercegowinie”, jeśli kogoś to interesuje), która zabiera mi sporo czasu i tak się zastanawiałem, kiedy znajdę te godziny i energię, które będę mógł przeznaczyć na naukę języków. Oczywiście podczas pisania pracy korzystam głównie z materiałów w języku angielskim czy serbsko-chorwackim (Serbskim? Chorwackim? Może bośniackim? – o tym jak w rzeczywistości nazywać języki używane w zachodniej części Półwyspu Bałkańskiego napiszę chyba kiedyś artykuł, bo tamtejszą sytuację można uznać za co najmniej dziwną), jednak przydałaby się jeszcze styczność z niemieckim i rosyjskim, chwila czasu na mój eksperyment z czeskim, w ANKI pozostało mi 729 kart do przerobienia, nie wspominając już o moich codziennych powtórkach lekcji z podręczników. Jak mam temu wszystkiemu podołać? Myślę, że uda to się bez problemu – na początek po napisaniu tego artykułu wezmę się za 100 kart w ANKI, nie powinno mi to zająć więcej niż 5 minut. Potem po napisaniu jednej strony pracy może zrobię kolejne 100 albo zjem śniadanie i w jego trakcie przerobię jedną lekcję któregoś samouczka. Może przeczytam też jakiś artykuł z czeskiej Wikipedii. Doba ma tylko 24 godziny i rzeczywiście czasem jest problem, żeby rozdysponować ten czas na wszystkie 4 języki, jakich się uczę. Jeśli jednak uczysz się zaledwie jednego, to nie powinieneś mieć z tym absolutnie żadnych problemów. Ważne tylko, abyś robił to codziennie.

Gry komputerowe i nauka języków obcych

Ach… Zawsze w końcu nadchodzi taki dzień – dzień, w którym masz dość nauki języków obcych i chciałbyś to wszystko rzucić, albo przynajmniej zrobić sobie małą przerwę. „W końcu będzie ona trwała tylko kilkanaście godzin i w efekcie nie wpłynie znacząco na jakość nauki” – takie myśli mnie nachodziły przez ostatnie dwa dni. Codzienną powtórkę materiału z podręczników przekładałem na później (fachowo się to zwie prokrastynacją), wymyślając coraz to nowsze wymówki. Zaczęło się od wizyty u mojego kolegi, który pokazał mi sequel Starcrafta – gry, którą mimo upływu czasu (stworzona w 1998 roku) nadal uważam za największe arcydzieło jakie kiedykolwiek stworzono. Po rozegraniu jakichś 5 szybkich partii z komputerem nie mogłem już myśleć o niczym innym. Starcraft II jest genialny – wszystko co wymagało ulepszenia (niewiele) poprawili, a to co było idealne pozostawili na swoim miejscu. Nie jest to jednak strona o grach komputerowych, więc wszelki dalszy opis sobie daruję. Rzecz w tym, że z myślą o grze zasnąłem i się obudziłem następnego dnia.

Co robi w tym wypadku osoba poważnie biorąca się za naukę języka obcego? Cóż, jedni powiedzieliby zapewne, że powinienem się zmusić i się uczyć. Drudzy zaproponowaliby mi dzień przerwy w nauce języków, w końcu i tak wiele czasu temu poświęcam. Ja tymczasem postanowiłem połączyć jedno z drugim i zacząłem szperać w internecie odwiedzając angielskojęzyczne strony o tej grze. Przypominałem sobie fabułę Starcrafta, czytałem porady taktyczne, jednym słowem robiłem wszystko to co sprawiało mi w danym momencie radość. Generalnie rzecz biorąc byłaby to ogromna strata czasu, gdyby właśnie nie fakt, że robiłem to w języku obcym. Idealnym materiałem do czytania jest bowiem taki tekst, który Cię interesuje, który nawet jeśli jest trochę niezrozumiały to absolutnie nie zniechęca, bo nadal czujesz, że dowiesz się czegoś ciekawego. Nieważne na jaki jest temat. Jeśli ciekawią Cię gry komputerowe – czytaj o nich, gdy twoją pasją jest sztuka kulinarna – spróbuj coś zrobić korzystając z obcojęzycznego przepisu, nawet jeśli twoim jedynym hobby jest śledzenie gwiazd showbiznesu możesz spędzić cały dzień na czytaniu o tym – jeśli zrobisz to w języku, którego się uczysz nikt nie będzie mógł powiedzieć, że marnotrawisz czas.

Dzięki temu można też spojrzeć na język z innej strony – zaprzyjaźnić się z nim. Potraktować go jako narzędzie do zdobywania pewnej wiedzy, a nie zbiór reguł gramatycznych, które wbijają człowiekowi do głowy na zajęciach szkolnych. Język obcy staje się wtedy twoim przewodnikiem po świecie, jakim się interesujesz – stanowi dla Ciebie jakąś realną wartość i jest Ci potrzebny – wszelkiego rodzaju zwroty łatwiej jest wtedy zapamiętać. Wiele mogę na ten temat powiedzieć z własnego doświadczenia – Starcraft w dużej mierze nauczył mnie angielskiego. Bardzo interesowała mnie fabuła samej gry, do tego stopnia, że postanowiłem w zeszycie spisać wszystkie dialogi pomiędzy głównymi bohaterami. Tekstu wyszło dość dużo, zapełniłem cały zeszyt 60-kartkowy. Czytałem to każdego dnia, czasem z pomocą słownika, czasem bez. Nie wiem czy kiedykolwiek się zdarzyło, abym w tak krótkiej chwili doznał kompletnego olśnienia. W efekcie z osoby, która z angielskim nie miała wcześniej nic wspólnego przemieniłem się w kogoś dla kogo rozumienie tego języka nie jest niczym trudnym.

Absolutnie nie doradzam teraz, aby każdy wziął się za grę w Starcrafta – nie wszystkich to wciąga. Ważne, by wyciągnąć z tego artykułu wnioski i zacząć to stosować w praktyce. Zajmij się więc własnym hobby w języku, którego się uczysz – zrób coś podobnego do tego, co zrobił Khazumoto, tylko że w mniejszym wymiarze.

I teraz najważniejsza rada, dla wszystkich tych, którzy grają nałogowo w gry komputerowe: nie kupujcie polskich wersji językowych. Jeśli gra was bardzo interesuje, to w końcu zrozumiecie ją nawet po albańsku – jeśli nie, to nawet nie warto w nią grać.

Co jest potrzebne do nauki?

Ktoś powie, że pytanie zawarte w tekście jest bezpodstawne. Tak naprawdę jednak ludzie bardzo często nie zdają sobie sprawy z jego ważności i zabierają się za naukę języka w niewłaściwy sposób. Sam zresztą parę razy popełniałem podobny błąd.
Najważniejsze kwestie to:

motywacja – choćbyś nie wiem jak dobre materiały miał, bez niej sukcesu nie osiągniesz. Powinieneś interesować się krajem, w którym dany język jest używany, jego kulturą, lub też mieć świadomość, że język ten będzie tobie do czegoś potrzebny.

materiał tekstowy – nie mówię tu jedynie o podręcznikach, które są bardzo ważne w pierwszym stadium nauki, ale też o czymś bardziej życiowym, takim jak np. książki czy gazety. Te ostatnie można bez trudu znaleźć w internecie w praktycznie każdym języku. Dobrze dobrany tekst ma też duży wpływ na motywację – czytając gazety możemy wybrać akurat artykuł z dziedziny, która nas interesuje, a nie użerać się z czymś czego w życiu byśmy nie tknęli nawet po polsku.

materiał audio – wspaniale jest gdy od samego początku posiada się podręcznik i dołączony do niego materiał audio. Ale jeśli nie, to nic straconego. Jest telewizja, jest internet, jest radio. Materiał audio z tych ostatnich ma ten plus, że nie różni się prędkością od języka codziennego, podczas gdy podręczniki mają to do siebie, że często dysponują wersjami zwolnionymi. Często wydaje się, że wystarczy albo sam materiał audio albo tekstowy (sam często wpadałem w tą pułapkę), ale prowadzi to do nikąd. Bo wyobraża ktoś sobie mówienie po angielsku spędzając czas jedynie na pracy nad tekstem, tudzież pisanie mając jedynie do czynienia z językiem mówionym? Niewykonalne.

systematyczność – uczyć się codziennie!!! Choćby 30 minut, nawet 15 jeśli już nie możesz wytrzymać ale codziennie. I robić powtórki z materiału opanowanego wcześniej (mnóstwo rzeczy umyka po drodze i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy)

dobry wybór języka – nie łudźmy się, choćbym bardzo chciał, to raczej nie nauczę się biegle władać językiem gockim czy kaszubskim (o których niewątpliwie napiszę kiedyś artykuł). Pierwszy jest wymarły, drugim natomiast włada niestety niewielka liczba osób i w związku z tym materiału do jego nauki jest naprawdę mało. Poza tym zanim przejdziemy do jakiegoś bardziej niszowego języka warto najpierw się nauczyć tego, w którym znajdziemy naprawdę wartościowe materiały do jego nauki. Np. jeśli ktoś chciałby się nauczyć kazachskiego, ukraińskiego czy białoruskiego to doradzałbym najpierw naukę rosyjskiego, a potem ewentualne zwrócenie się w kierunku tych wyżej wymienionych. W innym wypadku można się tylko rozczarować, bo źródła do nauki języków obcych po polsku są nieco ubogie.

Jeśli spełniamy te 5 warunków to już nic nie stoi na przeszkodzie, by nauczyć się języka.