Po dwóch tygodniach milczenia, w dużej mierze spowodowanych ciągle kwitnącą dyskusją pod poprzednim postem, postanowiłem napisać coś nowego. Jako, że święta już za nami, a rok 2011 właśnie się zaczął, przyszedł czas na noworoczne postanowienia. Nigdy nie byłem zwolennikiem tego rodzaju rozwiązań, nierzadko miały się one nijak do rzeczy jakie następnie robiłem, jednak uznałem, że zrobienie sobie jakiegoś planu na następny rok i niejako nałożenie sobie z góry ograniczeń nie będzie złym wyjściem.
1. Rosyjski, angielski, niemiecki, serbski. Przede wszystkim będę się starał jak najczęściej używać tych języków co dotychczas. Przede wszystkim chodzi mi tu o czytanie literatury, jakichś interesujących artykułów (Kosowo, Bośnia, byłe ZSRR oraz mniejszość turecka w Niemczech to tylko niektóre z tematów jakie uważam za szczególnie fascynujące) – generalnie znalezienie czegoś ciekawego nie powinno sprawiać większego problemu. Chciałbym jednak nieco zmienić zakres czytanych rzeczy i trochę więcej czasu spędzić na czytaniu literatury pięknej w oryginale. Dlaczego? Przede wszystkim z powodu bardziej wyszukanego słownictwa. Bo o ile nie jest sztuką czytanie artykułów na dany temat (tak naprawdę opanowanie słownictwa z zakresu jaki człowieka interesuje to kwestia może kilkunastu dni), to przejście przez 500-stronicową powieść z pełnym zrozumieniem czytanego tekstu stanowi pewne wyzwanie.
Pamiętam, że kiedyś zostałem zapytany o jakieś szczególnie ciekawe strony serbskie. Czuję się więc zobowiązany wręcz do polecenia tej strony – http://www.antikvarne-knjige.com/elektronskeknjige/. Jest tam dość pokaźny zbiór książek z obszaru byłej Jugosławii i można m.in. przeczytać "Most na Drinie" Ivo Andricia (za co ów pan dostał literacką nagrodę Nobla). Książkę tę czytałem dwa lata temu po polsku i z chęcią przebrnę przez nią jeszcze raz, tyle że w oryginalnym wydaniu, które można znaleźć tu: http://www.antikvarne-knjige.com/elektronskeknjige/detail-item_id-35#book. Druga w kolejce jest kolejna książka jaką miałem okazję przeczytać po polsku, czyli "Kad su cvetale tikve" Dragoslava Mihajlovicia. A później zobaczymy…
Kolejną rzeczą jaką zamierzam dokończyć w styczniu jest przebrnięcie przez dzieło niemieckiego polityka Thilo Sarrazina "Deutschland schafft sich ab", które właśnie udało mi się zdobyć – kto interesuje się naszym zachodnim sąsiadem zapewne wie, że książka ta okazała się tam bestsellerem i jest swego rodzaju refleksją na temat teraźniejszości oraz przyszłości Niemiec. Szczególnie interesującą część stanowią rozważania dotyczące muzułmańskiej imigracji za Odrą. Następnie chciałbym przejść przez jakąś niemiecką literaturę piękną, ale jeszcze nie jestem do końca pewien co to będzie.
Co do języka rosyjskiego – ostatnimi czasy przekonałem się do kryminałów Borysa Akunina i będę kontynuowałem przygodę z nimi. Później mam zamysł trochę ambitny, czyli przeczytanie "Wojny i pokoju" Lwa Tołstoja (w zasadzie zgodnie z zasadami logiki powinno się pisać Tołstogo, bo "tołstoj/толстой" to przymiotnik).
Tak więc dokładamy do rzeczy rutynowych trochę literatury.
2. Francuski
Do tego języka podchodziłem w życiu już dwa razy. Nie mogę siebie nazwać kompletnym nowicjuszem – zasady wymowy, podstawowe czasy i słownictwo znam, swego czasu próbowałem czytać "Le Figaro" i ze słownikiem jakoś wychodziło. Chodzi mi jednak o to, by w tym roku się spiąć i wreszcie wskoczyć na podobny poziom na jakim jestem obecnie z językiem niemieckim, czyli chciałbym czytać artykuły bez większych problemów (co się wydaje w miarę proste), oglądać filmy bez napisów (co już będzie trudniejsze) oraz móc przeprowadzić nieskomplikowane rozmowy jeśli zajdzie taka potrzeba. W tym celu zamierzam przejść przez Assimila i dwa podręczniki Wiedzy Powszechnej, czyli chyba najbardziej sensowny zestaw jaki w Polsce jest dostępny.
3. Ukraiński
Powód jest podobny jak w wypadku francuskiego, czyli podchodzenie do niego parę razy. Z jednym tylko wyjątkiem – po ukraińsku potrafię czytać bez problemów, rozumienie ze słuchu też nie stoi na złym poziomie. Problem jednak w tym, że wymowa kuleje – mój ukraiński brzmi bardziej jak rosyjski z użyciem zasad ukraińskiej fonologii i niektórych słów właściwych ukraińskiemu. I o ile w praktyce nigdy mi to nie zaszkodziło, bo nawet w Galicji całkiem powszechna jest dwujęzyczność (tzn. ludzie z reguły mówią po rosyjsku bardzo dobrze, choć często również zachowując ukraińską wymowę niektórych głosek), to chciałbym przy następnej wizycie na zachodniej Ukrainie mówić czystą "ukraińską mową" ograniczając rusycyzmy do sfer, w których nie będę się czuł tak swobodnie.
4. Niderlandzki / afrikaans
A jednak! Te języki będą w tym roku najmniej ważne, raczej będę swobodnie biegał po podręcznikach do nich (niderlandzki – Assimil+Wiedza Powszechna / afrikaans – TY+Colloquial) porównując je zarówno między sobą, jak i znajdując analogie w angielskim oraz niemieckim. A jest ich sporo. Osoba, która zna niemiecki i angielski oraz ma przynajmniej błahe pojęcie o historycznym rozwoju języków germańskich bez problemu będzie umiała zrozumieć początkowe dialogi z podręczników. Nauka niderlandzkiego jest więc niejako brakującym ogniwem pomiędzy niemieckim a angielskim (ciekawy byłby tu też fryzyjski, ale nie widzę w tym na razie praktycznego sensu). Dodatkowo obydwa języki są wyjątkowej urody, a Benelux i RPA to na tyle ciekawe regiony, że niewątpliwie będę ich jeszcze kiedyś używał w praktyce. Mój cel to ogólne zaznajomienie się z tymi językami, czyli przerobienie tych podręczników jakie posiadam – w roku 2011 nie liczę na razie na więcej.
Jeszcze trochę o językoznawczych powodach mojego zainteresowania tymi językami. Francuski też traktuję jako wstęp do języków romańskich. Zgodzę się, jeśli ktoś powie, że jest to wstęp trochę nietrafiony, jako że znacznie się różni od innych, ale na chwilę obecną pociąga mnie on znacznie bardziej niż pozostałe romańskie. Ukraiński zaś jest brakującym ogniwem pomiędzy polskim a rosyjskim – aż szkoda nie zaznajomić się przynajmniej z podstawami tego języka, gdy znamy dwa pozostałe. I zastanawiałem się nad tym czy nie dodać do załączonego zestawu podstaw białoruskiego. Na razie byłoby to jednak za dużo – zamiast tego załączę sympatyczną piosenkę tamtejszego zespołu N.R.M. pod tytułem "Тры чарапахі"/"Try čarapahi" ("Trzy żółwie"). Jak ktoś białoruskiego nigdy nie słyszał, to właśnie ma okazję 🙂
Jednocześnie pozdrawiam wszystkich uczących się oraz zainteresowanych językami obcymi i życzę sukcesów w nadchodzącym roku. Ze swojej strony natomiast obiecuję, że postaram się pisać tak często jak to tylko możliwe. Tym bardziej, że będzie o czym. Języków obcych, sposobów ich uczenia, ich wykorzystywania, jest tyle, że ten temat nigdy nie będzie wyczerpany.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Widzę fantastyczne i ambitne plany :). Życzę powodzenia i niezłomnej konsekwencji, natomiast mi się głupio zrobiło, że ja nawet nie próbowałem planować :/.
"Francuski też traktuję jako wstęp do języków romańskich. Zgodzę się, jeśli ktoś powie, że jest to wstęp trochę nietrafiony, jako że znacznie się różni od innych, ale na chwilę obecną pociąga mnie on znacznie bardziej niż pozostałe romańskie."
Ależ to jest jak najbardziej trafiony język!!! 🙂 Poważnie tak myślę i tak na prawdę różnice są w dużej części pozorne. Gramatyka większości języków romańskim w swoim zarysie jest bardzo podobna, słownictwo też. Trzeba mieć też na uwadzę, że język francuski historycznie odgrywał w Europie ogromną rolę, więc jakkolwiek by w swojej ewolucji nie odbiegł od takiego włoskiego lub hiszpańskigo, francuskie słowa to częste zapożyczenia… Podobno wzajemne zrozumienie pomiędzy francuskim, a hiszp., port. i rumuńskim wynosi 75%, a z włoskim 89%.
Natomiast zaskakuje mnie trochę, że nie przepadasz jakoś szczególnie za językiem portugalskim. Dla mnie osobiście z brzmienia to coś pomiędzy językim francuskim (który lubisz) i językami słowniańskimi (które myślę, że kochasz).
Zatem nie pozostaje nic innego jak życzyć powodzenia, fascynacji, motywacji, wytrwałości w nauce i pisaniu bloga ! 🙂
Szczególnie odnośnie języka francuskiego życzę Tobie i sobie powodzenia heh
Święta się skończyły więc chyba wszyscy wracają do naukowej rutyny.
P.S o grecki rock zapytam męża i przygotuje porządny wpis na ten temat u siebie, sama greckiej muzyki nie słucham, jedynie czasem goin through..
Kciuki zacisnięte! Szczęśliwego Nowego Roku!
Plany zacne i pozostaje mi tylko życzyć zrealizowania ich ; )
Rownież życzę powodzenia!
Dzięki wszystkim za wsparcie 🙂 Mam nadzieję, że za rok będę mógł powiedzieć, że plany się powiodły.
@Piotr
To, że nie próbowałeś planować to raczej w dużej mierze rozsądek, a nie powód do wstydu. Dobry plan to według mnie, akurat jeśli chodzi o języki obce, zaledwie 1% sukcesu.
Natomiast wzajemne rozumienie francuskiego i pozostałych romańskich jest zapewne takie wysokie, ale prawie wyłącznie jeśli chodzi o tekst pisany. Inna sprawa, że osobie znającej język francuski łatwiej będzie zrozumieć hiszpański, czy włoski z racji w miarę prostej relacji pismo-dźwięk w tych językach, niż na odwrót. Oczywiście są to tylko moje domysły.
A do portugalskiego nie czuję jakiejś szczególnej odrazy. Przypomina mi skrzyżowanie francuskiego z bułgarskim i pod względem dźwiękowym stoi chyba nawet tuż po francuskim (jeśli chodzi o języki romańskie). Jak jednak wiesz, uważam, że w nauce języka dość istotną rolę stanowi wiedza o kraju, w którym jest używany. Natomiast w Portugalii na dzień dzisiejszy nie widzę nic co by mnie mogło zafascynować, Parę rzeczy jest interesujących, nie przeczę (chociażby bardzo ciekawa historia – jak zresztą wszędzie), ale tu jest potrzebne coś "magicznego" (trudno to określić jednym słowem – mam nadzieję, że wiesz o co chodzi).
Mojego stosunku do języków słowiańskich nie określiłbym natomiast miłością – ich związek ze mną ma sporo wspólnego z rozsądkiem. Po prostu jako Słowianin przyswajam je względnie łatwo (co nie znaczy, że nie trzeba w to wkładać pracy) i wychodzę z założenia, że każdy Polak, nawet przy niewielkim nakładzie sił jest w stanie się nauczyć drugiego języka słowiańskiego w stopniu komunikatywnym. Obojętnie czy będzie to rosyjski, ukraiński czy serbski. Prawdopodobnie trudniej byłoby trochę z bułgarskim, ale i tak z powodu pokrewieństwa zawsze będzie to prostsze niż cokolwiek innego. Tymczasem w naszym społeczeństwie panuje przekonanie, że najprostszymi językami są angielski i hiszpański. Przekonanie zresztą mylne, bo o ile opanowanie dla Polaka 7 przypadków niemal identycznych z polskimi w porównaniu z kilkunastoma czasami jest bułką z masłem.
@Ev
Na artykuł o greckiej muzyce (może być też oprócz rocka jakiś lepszy hip-hop) czekam z niecierpliwością.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Cała przyjemność po mojej stronie 🙂
Takie komentarze cieszą mnie najbardziej. Swoją drogą muszę pochwalić wybór podręczników, czyli łączenie Assimila i Wiedzy Powszechnej. Życzę powodzenia! No i daj za jakiś czas znać jak Ci idzie.
Pozdrawiam!
Chciałam pogratulować świetnego bloga! Naprawdę, z przyjemnością się czyta artykuły pisane przez osobę, która fascynuje się językami obcymi :). Jest to również moja pasja, lecz niestety większość osób wokół mnie puka się ze zdziwieniem w czoło: "na co Ci tyle języków, przecież po angielsku można się dogadać prawie wszędzie!". Z tym się akurat nie zgodzę, ale nie tylko dlatego uczę się języków by móc się "dogadać".
Moje plany na 2011: zdać w końcu FCE i dalej kontynuować naukę angielskiego (który otwiera mi drogę do innych języków). Uczyć się jak najwięcej włoskiego (studiuję italianistykę, ale wiadomo jak uczą na studiach- zwłaszcza zaocznych). Odświeżyć mój rosyjski- półtora roku przerwy i z mocnego B1 spadłam na…szkoda słów ;(. W tym celu opracowuję wspomnianego tu już wiele razy Assimila (jest naprawdę świetny). Mam go w języku włoskim, więc przy okazji oczytuję się z gramatycznymi terminami, takie dwa w jednym :). I na końcu mój ukochany język z chłodnej, ale jakże pięknej Finlandii. Na razie jest "Kali jeść kali zabić krowa". To naprawdę trudny język, trudno się zapamiętuje słówka, ale dla chcącego nic trudnego :). Mam całą masę podręczników (po angielsku), ale ciągle coś mi wypada i nie mam czasu na niego :((. Nauka ogranicza się tylko do słuchania plików mp3 w autobusie. Lecz w tym roku chcę już być w stanie coś tam z siebie sensownego wydukać.
Czy znasz stronę uz-translations.net ? To kopalnia materiałów to nauki języków!
Moim ogólnym postanowieniem jest zacząć czytać w obcych językach, ponieważ trochę zaniedbuję ten aspekt. O moją motywację się nie martwię- uczenie się języków to moja pasja. Jednak moim problemem jest to, że nawet gdy mam czas nie jestem się w stanie uczyć wszystkich języków po trochu w ciągu dnia. Zawsze jak wciągnie mnie jakiś jeden, to nie mogę się oderwać i coś powtórzyć z innego. Masz na to jakąś radę? Jakąś autosugestię ;)?
Pozdrawiam!
Raija
Dziękuję Ci Raijo za tak pozytywny komentarz!
Z językami oczywiście życzę powodzenia. Dodam jeszcze tylko, że kiedyś miałem styczność z językiem estońskim, który do fińskiego jest bardzo podobny. Konsulat estoński organizował darmowe kursy, więc się zapisałem, tym bardziej, że byłem wtedy tym krajem zafascynowany. Język faktycznie był dość trudny, ale pamiętam, że zafascynowała mnie logika tamtejszych przypadków. Pamiętam już niewiele. Głównie jakieś podstawowe zwroty: Minu nimi on Karol. Me elan Szczuczynis. Nic poza tym 😉
Uz-translations oczywiście znam, aczkolwiek zawsze wolę papierowe wersje podręczników niż w pdf-ie. Poza tym często mam wyrzuty sumienia związane z okradaniem kogoś, więc z reguły staram się kupić to, czego faktycznie zamierzam używać.
Radę mam tylko taką, by ustalić, że co pół godziny robi się zmianę. Mi przynajmniej w takim systemie się bardzo ciekawie pracuje, bo przechodzenie do innego języka (najlepiej niespokrewnionego – w twoim wypadku nie powinno być z tym problemu) daje swoistego kopa, a pół godziny to za mało, żeby się wypalić. Naturalnie ten cykl możesz powtarzać aż do znudzenia 🙂
Pozdrawiam!
Wesołego Nowego Roku! Spełnienia językowych planów na rok 2018.
Ja akurat spełniłem swoje językowe plany na 2018. Jestem właśnie w egipskim kurorcie i mam strasznie upierdliwych, namolnych sklepikarzy, którzy ciągną za ręce, nogi i wciskają swoją tandetę. I oto jeden beduin przetłumaczył mi polskie wyrażenie " mam węża w kieszeni"- ana andi taben figibi. Nauczylem się na pamięć i wytłumaczyłem w każdej uliczce o co chodzi, że mam w kieszeni na dole pieniądze, a na nich siedzi jadowity wąż i nie mogę po nie sięgnąć , bo mnie ukąsi. Bardzo się to im spodobało i już mnie nie atakują, tylko pytają "taben?". Chodzę więc sobie spokojnie i odpowiadam " taben figibi" i nie muszę się oganiać. Plan językowy więc już zrealizowałem, jednak hiszpanski nie jest najlatwiejszym językiem, arabski jest dużo prostszy☺
Szczęśliwego Nowego Roku!
O! Super relacja, Night Hunterze! Ja na rok 2018 zaplanowane mam dwie podróże:
(1) luty/marzec Hiszpania (Wyspy Kanaryjskie) (na 100% pewne, bilety już kupione)
(2) lipiec/sierpień Urugwaj (na 75% pewne, bo jeszcze uzgadniamy z National Geographic)
Nie wiem, czy są to plany "językowe", gdyż motywy podróży mają z językiem niewiele wspólnego, zwłaszcza w przypadku Urugwaju. Lecę w obu przypadkach sam, więc chociaż będzie okazja nie mówić po polsku przez jakiś czas. W Urugwaju proszą mnie wystąpić publiczne z wykładem (po hiszpańsku chyba). Będzie bardzo ciekawie. 🙂
Pozdrawiam z obiecanych Wysp Kanaryjskich! Na razie wyrabiam sobie opinię o lokalnym akcencie, itd. Trochę to skomplikowane. Do tego jest wielu przyjezdnych z różnych stron, z Kuby, Wenezuelii, itd., oraz masa turystów z Hiszpanii. Właścicielka ostatniego małego sklepiku, do jakiego się dziś doczołgałem, starsza pani, urodziła się raczej na pewno w Kolumbii.
Dzięki Piotrze! Przyjmij ode mnie te same życzenia.
Miło słyszeć, że uda Ci się odwiedzić w tym roku kraje hiszpańskojęzyczne. Ja w tym roku najprawdopodobniej parę razy pojawię się w Wielkiej Brytanii co niewątpliwie daje mi motywację do tego, by trochę się skupić na szlifowaniu angielskiego, czyli czymś co nie dawało mi spokoju od kilku lat.
Jak Tobie natomiast minął rok 2017? Jakieś spektakularne sukcesy? Może porażki? Ja miałem okazję pobyć około 2 tygodni na zachodniej Ukrainie oraz w Iranie. Moim ukraińskim byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, bo chyba po raz pierwszy w życiu miałem wrażenie, iż rzeczywiście się nim porozumiewam bez dominacji rosyjskich zapożyczeń. Perskiego zaś uczyłem się od zera przed wyjazdem w przerwach między pracą a organizacją wesela i muszę powiedzieć, że wielokrotnie się to opłaciło, choć poziom, który prezentowałem był raczej mizerny.
Dzięki, Karolu!
Rzeczy mają się tak… 2017 był dla mnie najbardziej niekonstruktywnym językowo rokiem od jakichś dziesięciu lat (w sensie tego, co zdołałem się nauczyć). Mimo to był jednym z konstruktywniejszych lat w moim życiu (języki w życiu to nie wszystko). Zwyczajnie zajmowałem się innymi rzeczami niż języki.
Niemniej, wiele z tych innych rzeczy w zasadzie codziennie robiłem w języku hiszpańskim lub angielskim. Oba języki zdają się być dość solidnie wkomponowane w moje życie, choć mój angielski jest dużo, dużo słabszy od mojego hiszpańskiego i polskiego. Czymś jednak zupełnie innym byłoby włożenie prawdziwego wysiłku w rozwój znajomości języka, a tylko rutynowe używanie języka. Z braku czasu moje plany rozwoju angielskiego w roku 2017 nie mogły zostać zrealizowane, a hiszpańskiego zdołałem douczyć się trochę.
Rok 2018 zapowiada się podobny do 2017. Pozostaje mi wkomponować języki w życie i cieszyć się życiem.
@PBB
Czekam na szczegółowy opis miejscowego dialektu (już kiedyś ustaliliśmy, że zachowalo się h w wymowie) oraz antropologii najbardziej rdzennych mieszkańcow. Nie obrażę sie na wzmiankę o Guanczach, jeśli tam coś więcej o nich wiadomo☺
Ustaliliśmy wtedy, że h zachowało się, ale w nielicznych słowach. Pisałeś niby o h w "hola", ale słyszałem tu dziesiątki hola w wykonaniu wielu ludzi i dotąd ani jednego z h. Ustaliliśmy też wtedy, że lista słów z zachowanym h na Kanarach przypomina tą z Kolumbii i są to np. słowa hediondo i harto.
Wrażenie mam takie, że tu na Kanarach mówi się jak w Hiszpanii kontynentalnej, z tą różnicą głównie, że się tu nie sepleni. Funkcjonują niby jakieś pojedyncze słówka zaczerpnięte z Karaibów, jak guagua, ale przeważająca masa słownictwa jest hiszpańska, jak również hiszpańska jest w moim odczuciu intonacja, a wymowa głosek podobna jak w Andaluzji.
Poza tym, tu słyszę wulgaryzmy z ust czteroletnich dzieci w obecności swoich mam, które nawet im uwagi nie zwracają! Możliwe tylko w Hiszpanii chyba, nie w Ameryce.
To po prostu jest wariant hiszpańskiego z Hiszpanii…
Pierwszy raz jesteś w kraju hiszpańskojezycznym? Czy znalazłeś się już w "trudnej językowo sytuacji", której nie da się spotkać w sarialach ani literaturze? ( Bo choć sporo można z tego wyciągnąć, o czym mnie w sporej mierze przekonałeś, to jednak wciąż uważam, że wiele sytuacji językowych można poznać tylko na własnej skórze.)
Czy słyszysz wokół, że świetnie mówisz po hiszpańsku, co powinno być dla Ciebie dołujące, bo oznacza, że Twoja "obcość" rzuca się w oczy, czy może nikt Ci tego "komplementu" nie prawi, co Cię powinno cieszyć, bo biorą Cię za nejtywa, mieszańca lub od dziecka oswojonego z językiem?
Na Kanarach nie usłyszałem ani razu "pochwały", że świetnie mówię po hiszpańsku, ale że jestem obcokrajowcem było z mej słowiańskiej apariencji widać z daleka. Szedłem sobie przez wieś i usłyszałem taki dialog:
-Babciu, kim jest ten człowiek?
-Ten człowiek jest obcokrajowcem.
Poczułem się trochę "nieswojo" w tamtej chwili. Z drugiej strony, ludzie na wsi są mili i zatrzymują na drodze po to, by pogawędzić chwilkę i opowiadają o wyspie, itd. Z kolei sklepikarze w centrach turystycznych i obsługa lotniska zaczepiają po angielsku (z fatalną wymową której często nie idzie zrozumieć), więc również rozpoznają we mnie obcokrajowca i niestety wcale nie są mili, ale przechodzili na hiszpański słysząc moją reakcję. Chociaż jak się już zdążyłem opalić (a może poparzyć, bo jestem brązowy i schodzi za mnie skóra), jakaś turystka z Hiszpanii rzeczywiście wzięła mnie za Kanaryjczyka.
Jesteś jeszcze na tych Kanarach?
Nie. Teraz jestem w Polsce. Niestety. 🙂
I jak to wypadło językowo? Miałeś sytuacje, których nie da się zaliczyć w serialach czy literaturze?
Więcej miałem sytuacji w filmach i literaturze, których nie da się zaliczyć w życiu, niż w życiu sytuacji, których nie da się zaliczyć w filmach i literaturze. Przykład: ostatni film, który widziałem to Avatar (po angielsku z napisami po hiszpańsku).
Nie wiem, co Ci odpisać w kwestii tego, jak wyjazd wypadł językowo. Przebywałem w kraju, którego język znam i teraz też przebywam w kraju, którego język znam.
Jeżeli nie zaliczyłeś w życiu sytuacji, których nie da się zaliczyć w serialach i literaturze to chyba za krótko byłeś w danym kraju. Albo nie wchodziłeś z nejtyw(k)ami w bliskie stosunki towarzysko-osobiste. Mogę sobie wyobrazić wizytę w jakimś kraju, kiedy się zadaje i odpowiada na niezbędne pytania, wyraża się swoją wolę i można nawet czasu przeszłego nie użyć. Oczywiście nie twierdzę, że tak było w Twoim przypadku, ale i do końca nie mogę uwierzyć, że oglądanie i czytanie dało tyle, że w realnym, pełnowartościowym życiu nic Cię nie mogło zaskoczyć.. No chyba że , jak napisałem w pierwszym zdaniu czas był za krótki.
Z tego co piszesz by wynikało, że języka polskiego też nie znam–jakoś niewiele (jeśli w ogóle) zdarza mi się w życiu w Polsce sytuacji, których nie da się spotkać w telewizji i literaturze. Jakie niby miałyby to być sytuacje???
Można rzecz ująć też inaczej i powiedzieć, że każda sytuacja w życiu jest unikatowa i niepowtarzalna. No i ciekaw jestem, jak sobie radzę w życiu w Polsce w sytuacjach, które nigdy dotąd mi się nie wydarzyły. Nigdy nie łowiłem ryb–czy to znaczy, że jak już wybiorę się ze znajomym na te ryby, nie będę potrafił sformułować ewentualnego pytania o obsługę wędki lub o coś, bo może nigdy nie słyszałem tego pytania? Stanę jak ciapa i nie będę potrafił poprosić o wyjaśnienie moich wątpliwości? I nie znam języka polskiego?
W życiu zdarzają się też sytuacje zaskakujące lub skomplikowane i trudne, w których człowiek po prostu nie wie, co powiedzieć. To nie jest kwestia znajomości języka.
Zdarzyła mi się na Kanarach dziwna sytuacja w supermarkecie. W kolejce przy kasie stanęli za mną jacyś dwaj Hindusi chyba lub Arabowie. Ja miałem akurat dużo zakupów i wykładałem je z koszyka, a kasjerka w tym samym czasie już je kasowała. A Ci Hindusi zamiast czekać ze swoimi zakupami w kolejce, zaczęli swoje produkty dorzucać centralnie pośrodku moich! Mało tego, wedle tego co ja i kasjerka zrozumieliśmy, zaczęli chyba twierdzić (na migi, bo nie powiedzieli słowa po hiszpańsku), że niektóre moje produkty są ich! Była chwila zamieszania w supermarkecie. Ja znałem hiszpański i mogłem w przerażeniu protestować. 🙂 Kasjerki powiedziały, żebym się nie przejmował, bo ci ludzie są szaleni. Dogadałem się i jakoś bez trudu…
Choć nigdy nie byłeś na rybach, to na pewno przez lata życia nazbierało Ci się w podświadomości sporo wyrażeń na ten temat. Raczej wiesz,że najpierw się wędkę ROZKŁADA, potem ZARZUCA, a gdy ryba BIERZE to się ją ZACINA i ewentualnie HOLUJE, jak jest duża. Na koniec sprzęt się ZWIJA. W języku obcym to może być czarna magia, ale akurat ten temat jest dość dostępny w literaturze fachowej.
Twoja sytuacja przy kasie, choć dziwna, to była całkowicie niestandardowa, więc odpowiednie zwroty nie istnieją. Ja przy kasie w Anglii miałem coś takiego- potrzebowałem faktury na pewne narzędzie, ale kasjerka nie wiedziała z czym to się je, zawołała koleżankę, ta jeszcze jedną, potem kilka osób z kierownictwa ale nikt nie umiał mi pomóc więc chciałem powiedzieć, że jak nie ma faktury to ja z tego zakupu rezygnuję. I zrobiłem niefortunną kalkę z polskiego I resign from this, a te wszyskie kasjerki i pół zarządu nic nie rozumieją. A mi di głowy nie przyszło nic odpowiedniego na tę sytuacje, powiedziałem więc opisowo I don't want to buy this. Oczywiście to zrozumieli, ale poczułem się jak kaleka. Na dodatek byłem wtedy dość zaganiany i nawet nie spytałem nejtywów co się mówi w takiej sytuacji. I do dziś tego nie wiem, może ktoś z czytających mnie oświeci? A co byś powiedział w tej sytuacji po hiszpańsku?