języki germańskie

Ewolucja języków germańskich

Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie scena z jednego z pierwszych odcinków serialu “Wikingowie”. Ragnar i kilku jego kumpli po raz pierwszy natyka się na anglosaskiego rycerza. Próbują się dogadać i zupełnie im to nie wychodzi. “Wikingowie”, mimo tony wad i upchnięcia całego IX wieku w mniej więcej piętnastu latach, jedną rzecz mają dobrze pomyślaną: ludzie z różnych stron świata faktycznie mówią różnymi językami. Jeżeli w tej samej scenie bohaterowie posługują się dwoma językami, współczesny angielski zastępuje tylko jeden z nich, podczas gdy ten drugi pozostaje w oryginale (no, mniej więcej w oryginale — na tyle, na ile udało się go zrekonstruować).

Podczas pierwszych spotkań Skandynawowie i Anglosasi rozmawiają więc przez tłumacza. Jest to jednak dość niezręczne pod względem płynności gry aktorskiej, dość szybko więc Ragnar stwierdza, że już się nauczył mówić w języku wroga (dzięki pomocy Athelstana, anglosaskiego mnicha, którego porwał) i głównym językiem scen w Anglii staje się właśnie staroangielski.
Ale na ile pokrewieństwo tych języków mogło pomóc przybyszowi ze Skandynawii w opanowaniu staroangielskiego? Jak bardzo różniły się one od siebie? Z jednej strony, obydwa należą do rodziny germańskiej, z drugiej jednak przez setki lat rozwijały się w izolacji od siebie. A skoro już przy tym jesteśmy, jak mają się one do innych języków germańskich, zwłaszcza niemieckiego?

Zanim odpowiemy na te pytania, chciałbym napisać kilka słów wstępu o sprawach, które w sumie każdy powinien coś wiedzieć, ale gdy w ramach zbierania danych do tego tekstu zacząłem czytać dyskusje na tematy językowe w polskim internecie, odkryłem, że chyba jednak nie.
Ewolucja języków w pewnym stopniu przypomina ewolucję biologiczną [1]. Tak jak ona ma charakter grupowy, nie indywidualny (tzn. zmiany zachodzą w ramach całej lokalnej populacji) i działa w stosunkowo odizolowanych społecznościach. Zmiany są na tyle powolne, że kolejne pokolenia nie mają problemu z porozumiewaniem się między sobą i w dużej mierze nie zdają sobie z nich sprawy. Przed okresem nowożytnym standaryzacja języka, czyli świadome wprowadzanie i zatwierdzanie słownictwa i reguł gramatycznych przez grupę ludzi o dużym autorytecie, miała miejsce bardzo rzadko i dotyczyła w zasadzie wyłącznie języków o wysokim statusie religijnym i kulturowym (łacina, sanskryt), podczas gdy większość społeczeństwa posługiwała się nieuregulowanymi dialektami. Poza tymi rzadkimi przypadkami rozwój języków nie był z góry zaplanowany. Zmiany wymowy zachodziły niemalże nieświadomie: nikt nigdy nie obudził się rano i nie stwierdził, że np. od teraz przestaje wymawiać samogłoski nosowe. Podobnie zmiany w gramatyce wynikały z nieperfekcyjnego przekazu pomiędzy pokoleniami, co owocowało powstawaniem nowych wyjątków od reguł gramatycznych oraz następnie upowszechniania się tych wyjątków, a stopniowego wycofywania starych reguł. Również zapożyczenia z języków sąsiadów miały więcej wspólnego z modą i trendami w lokalnej kulturze, niż z racjonalnymi decyzjami, jak by to chcieli niektórzy językoznawcy-amatorzy na blogach i w mediach społecznościowych.

Rodzina języków germańskich ma swoje korzenie na terytorium współczesnej Danii i południowej Szwecji, gdzie przodkowie ludów germańskich żyli w relatywnej izolacji od momentu oddzielenia się ich od innych grup indoeuropejskich, aż po ok. 500 r. p.n.e. [2] Pod koniec tego okresu możemy wyróżnić dwie główne podgrupy językowe: północną (w Skandynawii) i zachodnią (w obecnych północnych Niemczech). Jest to jednak wszystko trochę palcem po wodzie pisane. Zakładamy, że tak było, ponieważ wykopaliska archeologiczne wskazują na osadnictwo w tych czasach w tym rejonie, a badania lingwistyczne sugerują taki właśnie rozwój wypadków pomiędzy rekonstruowanym językiem praindoeuropejskim z jednej strony a językami germańskimi, co do których mamy dowody na piśmie, z drugiej. Nie istnieją jednak żadne pisemne dokumenty mówiące nam cokolwiek o tym hipotetycznym pragermańskim języku ani o jego dialektach.
Nie oznacza to jednak, że dowolna inna hipoteza będzie miała status równy z powyższą teorią. W lingwistyce, podobnie jak w archeologii i w innych dziedzinach, staramy się ograniczać ilość niezwykłych wydarzeń, jakie musiałyby mieć miejsce, aby dana teoria miała sens. Teoria migracji i izolacji jest najlepszym, co obecnie mamy. Ale wróćmy do tematu.

W drugim wieku przed naszą erą zaczęła się ekspansja plemion germańskich na południe, a co za tym idzie częstsze kontakty z Celtami, a następnie z Rzymianami. Zachodnia podgrupa zaczęła się dywersyfikować pod wpływem tych zmian i kontaktów, podczas gdy podgrupa północna nadal rozwijała się w relatywnym spokoju. Paradoksalnie jednak pierwszy znany nam tekst w języku germańskim pochodzi od ludzi, którzy przybyli na południe prosto ze Skandynawii i przez jakiś czas zamieszkiwali tereny współczesnej Polski — Gotów.
Język gocki zaliczamy do osobnej, wschodniej grupy języków germańskich, razem z językami Wandalów i Burgundów —  dwóch innych germańskich plemion, które, podobnie jak Goci, najechały Cesarstwo Rzymskie w V wieku n.e. [3] O ich mowie wiemy jednak niewiele, natomiast Goci pozostawili po sobie długie fragmenty tłumaczeń z Nowego Testamentu. U szczytu potęgi, w VI wieku n.e., rządzili współczesną Hiszpanią i Włochami. Nigdy nie było ich jednak wielu i po przegranych wojnach ich potomkowie wtopili się w lokalne społeczności i zapomnieli języka przodków. Istnieją przesłanki, by sądzić, że na Krymie osadnicy goccy dużo dłużej zachowali niezależność kulturową i językową, ale materiałów dowodowych na potwierdzenie tej teorii jest zbyt mało, by przyjąć ją ze stuprocentową pewnością. Wiemy, że Ostrogoci zasiedlali te tereny przed podbojem Rzymu, a w 1562 roku Ogier Ghiselin de Busbecq — ambasador cesarza Ferdynanda I na dworze otomańskim w Konstantynopolu, napisał list, w którym zwrócił uwagę na dziwną mowę, którą posługują się niektórzy mieszkańcy Krymu. Jego notatki sugerują, że mógł to być język wywodzący się z gockiego. Nazywamy go krymskim gockim, ale jak widać, informacje o nim są niepewne.

W czasach gdy Goci zajmowali się dzieleniem między sobą resztek Cesarstwa Rzymskiego, wybrzeże Morza Północnego i Danię zasiedlały plemiona zachodniogermańskie, których języki tworzyły kontinuum. Mieszkańcy sąsiednich wiosek zazwyczaj byli w stanie porozumieć się ze sobą bez problemów, lecz im dalej na wschód lub na zachód, różnice robiły się coraz poważniejsze. Patrząc od zachodu byli to: Frankowie, Fryzowie, Sasi (Saksończycy) i Anglowie. W V wieku n.e. Frankowie wydarli Galię upadającemu Rzymowi. Na podbitych terenach — analogicznie do Gotów we Włoszech i Hiszpanii w trochę wcześniejszym okresie — Frankowie stanowili mniejszość i mimo iż była to mniejszość uprzywilejowana, ich potomkowie stopniowo porzucali język przodków na rzecz lokalnych dialektów romańskich, dając początek starofrancuskiemu. Frankijski był jeszcze w użyciu w czasach Karola Wielkiego (742-814), ale stopniowo zmieszał się z lokalnymi dialektami romańskimi, dając początek starofrancuskiemu. Nie był to proces zupełnie jednostronny: w jego wyniku język starofrancuski zyskał domieszkę słów pochodzenia germańskiego, wymawiane /h/ na początku słów tego pochodzenia oraz być może również nasalizację (głoski /ɑ̃/, /ε̃/, /œ̃/ oraz /ɔ̃/), tak charakterystyczną dla tego języka. [4,5]

Anglowie, Sasi oraz mieszkający na terenach obecnej Danii Jutowie (których podejrzewamy o posługiwanie się językiem z północnej grupy językowej) wykorzystali upadek Cesarstwa do inwazji na Brytanię. Z ich połączonych mocy powstał Kapitan Planeta… czekaj, nie ta bajka… Ich języki dały początek staroangielskiemu. I to na ludzi posługujących się tym właśnie językiem natknęli się wikingowie.

Pod koniec pierwszego tysiąclecia naszej ery języki północnogermańskie również stanowiły kontinuum. Nawet obecnie Norwegowie, Duńczycy, i Szwedzi, są w stanie porozumieć się do pewnego stopnia. Jedynie islandzki, rozwijający się w relatywnej izolacji, pozostał bardziej konserwatywny pod względem słownictwa i gramatyki, a wymowa uległa zmianie w tak odmiennym kierunku, że Islandczykom łatwiej jest dziś czytać stare sagi, niż współczesne skandynawskie kryminały.
Możemy zauważyć tu jeszcze jedną ciekawą zależność. Zmiany w języku nie następują z tą samą szybkością w każdej społeczności, a czas izolacji od wspólnego przodka nie jest jedynym czynnikiem w tym procesie. Olbrzymią rolę gra również kontakt z innymi grupami językowymi oraz wydarzenia historyczne. Pozostawanie na uboczu europejskiej historii pozwoliło Islandczykom na przechowanie przez stulecia archaicznych cech języka. W tym samym czasie Wyspy Brytyjskie stały się areną dla migracji, wojen i stapiania się ze sobą ludów z różnych krańców kontynentu, co pociągnęło za sobą gwałtowny rozwój języka angielskiego.

Wiemy na pewno, że wśród wikingów, którzy najechali Anglię w IX wieku, dominowali ludzie mówiący dialektami zachodnimi języka, który nazywamy staronordyckim. Wiemy o tym języku dość dużo, ale głównie z Islandii i z trochę późniejszego okresu jego rozwoju. Z drugiej strony, staroangielski znamy głównie z poematu “The Seafarer” oraz z “Beowulfa”, również spisanych dopiero sto-dwieście lat po pierwszym spotkaniu Anglosasów z wikingami. Możemy więc zrekonstruować stan obu języków kilkaset lat wcześniej i porównać je. Na początku IX wieku te dwa języki miały za sobą jedynie trzysta-czterysta lat kompletnej separacji, a od wspólnego proto-germańskiego korzenia dzieliło je ok. 1300 lat. Z drugiej strony jednak, podobieństwo słów nie zapewnia jeszcze kompletnego zrozumienia. Zapewne podczas pierwszych kontaktów Skandynawowie i Anglosasi byli w stanie rozpoznać pojedyncze słowa wypowiadane przez drugą stronę, ale brak kontekstu, nieznana wymowa i “fałszywi przyjaciele” uniemożliwiały dokładne zrozumienie bez pomocy tłumacza.
Mogę to porównać do następującej sytuacji: Często w polskim internecie natykam się na stwierdzenie, że ktoś jest w stanie bardzo dobrze zrozumieć inny słowiański język. Zazwyczaj autor takiego stwierdzenia przeczytał tekst w danym języku lub wysłuchał nagrania w wykonaniu wyraźnie mówiącego aktora lub polityka, a następnie miał czas się nad nim zastanowić oraz sprawdzić kilka niejasnych słów. Jest to zupełnie co innego, niż gdy rozmawiasz z kimś w hałaśliwym miejscu i masz zaledwie kilka sekund na zrozumienie wypowiedzi i sformułowanie swoich myśli. Myślę więc, że serial “Wikingowie”, być może przypadkiem, przedstawił spotkanie wikingów z Anglosasami całkiem prawidłowo. Ragnar z początku potrzebował pomocy tłumacza w kontaktach z northumbryjskim królem i jego doradcami, ale z czasem coraz lepiej zdawał sobie sprawę z podobieństw między dwoma językami i nauczenie się staroangielskiego nie było dla niego wielkim problemem.

Terry Pratchett pisał o angielskim, że jest to język, który w ciemnych zaułkach okrada inne języki z gramatyki i słownictwa. Na pewno było tak w przypadku staronordyckiego, z którego do staroangielskiego trafiło bardzo wiele zapożyczeń, zwłaszcza prostych, jednosylabowych słów, opisujących przedmioty codziennego użytku, jak pług (s.nord. plogr, ang. plough) lub ciasto (s.nord. kaka, ang. cake), słowa rozpoczynające się od “sk”, która to zbitka w anglosaskim ewoluowała w “sh”, jak również zaimek trzeciej osoby liczby mnogiej, “they”. Mimo tych zmian język Anglosasów w wieku X nadal nazywamy staroangielskim i dopiero najazd Normanów w wieku XI uznajemy za początek średnioangielskiego.

Normanowie byli potomkami wikingów, którzy na przełomie IX i X wieku osiedlili się w północnej Francji. W roku, 876 jeszcze jako wrogowie króla francuskiego, zdobyli Rouen i przez kolejne dekady atakowali okoliczne miasteczka i wsie, nie napotykając dużego oporu. W 911 ich przywódca, Rollon, zawarł przymierze z królem Karolem III, które zalegalizowało stan faktyczny: ziemie na północnym wybrzeżu Francji weszły w posiadanie “ludzi z północy”, Normanów. Od tego czasu Normandia, mimo iż formalnie pozostawała pod władzą króla Francji, była w praktyce niezależnym organizmem politycznym, który odegrał ważną rolę w historii europejskiego średniowiecza. Normani stosunkowo szybko porzucili staronordycki na rzecz lokalnego starofrancuskiego dialektu (który czasem nazywany jest staronormańskim). Gdy w roku 1066 książę Wilhelm na własną rękę zorganizował udaną inwazję na drugą stronę kanału La Manche, przywiózł już ze sobą język o wyraźnie romańskich cechach.

W ciągu kilku kolejnych setek lat język angielski ewoluował z niezwykłą szybkością, absorbując normańskie słowa. Popularnym przykładem jest tu porównanie par słów: nazw zwierząt hodowlanych oraz przyrządzanego z nich mięsiwa. Klasa rządząca nazywała mięso na swoich stołach słowami pochodzenia normańskiego: mutton (baranina), beef (wołowina), veal (cielęcina); podczas gdy służący mówili o zwierzętach, używając słów anglosaskich: sheep, cow, calf. Do tej pory język angielski pełen jest par synonimów lub słów o podobnym znaczeniu, w których jedno z nich wywodzi się ze staronormańskiego i należy do wyższego rejestru, niż drugie, wyraźnie germańskie. Zmianom uległa również gramatyka — język stał się bardziej analityczny — a wymowa prawdopodobnie właśnie w tym okresie wzbogaciła się o głoski /z/ i /zj/ (słowa takie jak vision, pleasure, to refuse). [6]
Proces zmian był nierówny, szybszy na południu, wolniejszy na północy, co doprowadziło do powstania całego spektrum lokalnych dialektów. Dopiero pod koniec średniowiecza, wraz z upowszechnieniem się druku, dialekt londyński zaczął zdobywać przewagę, dając początek współczesnej angielszczyźnie. William Shakespeare, pisząc pod koniec XVI wieku, korzystał już z języka, który nazywamy wczesnym nowożytnym angielskim. Tylko daleko na północy, na nizinach południowej Szkocji, średnioangielskie dialekty przetrwały i wyewoluwały we współczesny Scots: szkocki-germański (dla odróżnienia od szkockiego-gaelickiego).


Diagram przedstawiający genealogię języków opisywanych w tekście.
Również jako animacja

Wróćmy jeszcze na kontynent. Pod koniec średniowiecza z dialektów wybrzeża Morza Północnego zaczęły wykształcać się nowe języki: niderlandzki i fryzyjski na zachodzie oraz tzw. dolnoniemiecki (niederdeutsch, plattdeutsch) na wschodzie. W XIV wieku, u szczytu potęgi Ligi Hanzeatyckiej, język średniodolnoniemiecki rozbrzmiewał wzdłuż Morza Północnego i Bałtyku, przez Gdańsk, aż po Estonię. Z czasem jednak pozycja Ligi osłabła. Na zachodzie język niderlandzki i fryzyjski utrzymały dominującą pozycję (niderlandzki dał nawet początek jeszcze jednemu językowi z tej grupy — Afrikaans), ale dolnoniemiecki, choć przetrwał, utracił uprzywilejowany status w kulturze i handlu na rzecz języka, który wrócił na północ po długim czasie niezależnego rozwoju u podnóża Alp: języka górnoniemieckiego (hochdeutsch).

Podczas gdy Skandynawia, Anglia i wybrzeże Morza Północnego na zmianę handlowały i walczyły ze sobą, środkowe i południowe Niemcy pozostawały zwrócone w zupełnie inną stronę. Mieszkańcy tych terenów byli potomkami plemion, które wywędrowały na południe być może jeszcze w drugim i pierwszym stuleciu przed naszą erą, choć na podstawie starożytnych źródeł (Strabon, Juliusz Cezar) nie jesteśmy w stanie stwierdzić ze stuprocentową pewnością, czy Cymbrowie i Teutoni, z którymi Rzymianie starli się w latach 113-101 p.n.e., byli Germanami czy Celtami [7]. Graniczyły ze starożytnym Rzymem, a następnie znalazły się w granicach imperium Karola Wielkiego, a po jego rozpadzie — Świętego Cesarstwa Rzymskiego. To tutaj, w klasztorach od Aachen po Jezioro Bodeńskie, rozwijała się literatura i język starogórnoniemiecki. Najsłynniejszym tekstem w tym języku jest fragment Przysięgi Strasburskiej, dokumentu z 842 roku, poświadczającego sojusz braci, Ludwika II Niemieckiego i Karola Łysego. Przez kolejne stulecia Święte Cesarstwo Rzymskie, które powstało z włości Ludwika, koncentrowało się bardziej na sobie oraz na relacjach z Francją i Italią, niż na kontaktach ze swoimi północnymi rubieżami. W konsekwencji wymiana handlowa i migracje ludności okazały się niewystarczające dla unifikacji języka na terenie całego kraju. Swój udział miała też zapewne geografia południowych Niemiec — góry, doliny oraz dwie wielkie rzeki: Ren i Dunaj — ułatwiająca izolację lokalnych społeczności. [8]
Przełomowym momentem dla popularyzacji, a równocześnie ujednolicenia języka górnoniemieckiego, była reformacja. W 1534 roku Marcin Luter przetłumaczył Biblię właśnie na ten język, a dzięki prasie drukarskiej mogła ona zostać szybko skopiowana i trafić w każdy zakątek Niemiec. Stopniowo, w miarę upadku Ligi Hanzeatyckiej oraz bogacenia się południa Niemiec, język górno-niemiecki zyskiwał na znaczeniu, a dolno-niemiecki zaczynał być postrzegany jako język rybaków i drobnych mieszczan.
Nie oznacza to jednak, że współczesny język niemiecki to monolit. Ta historia wyjaśnia jedynie, dlaczego różni się on tak wyraźnie od innych języków germańskich. Święte Cesarstwo Rzymskie nigdy nie miało jednego centrum: Austria, Prusy, wybrzeże Renu, i Szwajcaria, zawsze były osobnymi ośrodkami kulturowymi. Mamy więc obecnie do czynienia zarówno z różnymi standardami językowymi w Niemczech, Austrii, Szwajcarii i Luksemburgu, jak i z lokalnymi niestandardowymi wariantami i dialektami. Język luksemburski, wywodzący się ze średniogórnoniemieckiego, ma w Luksemburgu status osobnego języka, na równych prawach z niemieckim. Dialekty szwajcarskie nie mają takiego statusu, ale i tak są zupełnie niezrozumiałe dla przeciętnego Niemca. Niemieckie landy pozostają dumne ze swoich dialektów, nawet jeśli tylko niewielki procent mieszkańców potrafi się nimi poprawnie posługiwać, a dla większości znane różnice ograniczają się do specyficznej wymowy i kilku zabawnych synonimów. Również w Polsce — w Wilamowicach pod Bielsko-Białą — zachował się osobny dialekt górnoniemiecki, sprowadzony tu w XIII wieku przez osadników z zachodu. Obecnie prawie wymarły, ale trwają próby rewitalizacji.


Maciej Gorywoda mieszka w Berlinie, gdzie uczy się niemieckiego i francuskiego. Jest autorem bloga językowo-historycznego “Zabierz Swego Lwa”. Do tej pory blog koncentrował się na nauce francuskiego i historii średniowiecza, od nowego roku autor ma w planach poszerzenie tematyki o język niemiecki i Niemcy, z naciskiem na wydarzenia tworzące naszą wspólną europejską historię.


Dodatkowe materiały:

A “Old Norse and Old English”, ⦁ “Goths and Huns in Old Norse”, Jackson Crowford, U. of Boulder, Colorado
B “Germanic Languages of the World: Introductory Overviews”, Alexander Arguelles
C “The Gothic Bible: a reading of Matthew 27 in the Gothic language”, Jordan Ashley Moore
D “The Wulfila Project” – Biblia w języku gockim z tłumaczeniami na angielski i niemiecki
E “A Grammar of Proto-Germanic” – Winfred P. Lehmann


Bibliografia:

[1] “Perfect Phylogenetic Networks: A New Methodology for Reconstructing the Evolutionary History of Natural Languages”, Luay Nakhleh, Don Ringe, Tandy Warnow.
[2] “Runes and Germanic Linguistics”. Elmer H. Antonsen
[3] “Upadek Cesarstwa Rzymskiego”, Peter Heather
[4] “The Romance Languages”, Rebecca Posner, pp. 24-29
[5] “Romance Languages, A Historical Introduction”, T. Alkire, C. Rosen
[6] “Phonological Change in English”, Raymond Hickey
[7] “Climate and the Collapse of the Roman Empire | Part 3a: The Cimbrian War”, Brandon Lee Drake, U. of New Mexico
[8] “The Holy Roman Empire, a thousand years of Europe’s history”, Peter H. Wilson

O Gotach, Wandalach i ich językach

Parę dni temu miałem okazję odbyć ze znajomą bardzo ciekawą dyskusję na temat pochodzenia narodów, tego czy istniały one od zawsze, czy też są jedynie wynalazkiem ostatnich kilku wieków. W jej trakcie cofnęliśmy się m.in. do epoki wędrówek ludów, kiedy to liczne zbitki przeważnie germańskich plemion postanowiły w obawie przed nadciągającymi Hunami przekroczyć granice cesarstwa rzymskiego i następnie walnie przyczynić się do jego upadku. Nawet osoby niespecjalnie zainteresowane historią słyszały o takich plemionach jak Goci czy Wandalowie, które na przełomie IV oraz V wieku najbardziej dały się we znaki Rzymianom, ostatecznie zdobywając nawet Wieczne Miasto odpowiednio w 410 i 455 roku (ciekawostką jest, że Rzym był zdobyty w 472 roku po raz trzeci przez Burgundów, o czym wspomina się tylko okazjonalnie). Ślad po nich jednak w dużej mierze zaginął. Co się z nimi stało? Jakimi przede wszystkim językami władali? Jak one wyglądały? Kiedy wyginęły? Gdzie można znaleźć ich pozostałości? W poniższym artykule postaram się nieco przybliżyć tę skomplikowaną tematykę.

Plemiona Gotów i Wandalów wybrałem nieprzypadkowo – po pierwsze, poprzez swoją wędrówkę przyczyniły się one w największym stopniu do upadku zachodniej części imperium rzymskiego, wykrawając na jego terenie w V wieku osobne królestwa w Galii, Hiszpanii oraz północnej Afryce, po drugie natomiast, ich języki należały do grupy języków wschodniogermańskich, których dziś już próżno szukać na lingwistycznej mapie Europy. Trudno określić liczbę barbarzyńców, jaka przekroczyła Ren i Dunaj w omawianym okresie, jeszcze trudniej jest dyskutować o takich kwestiach jak skład etniczny poszczególnych plemion – możemy jednak z całą pewnością stwierdzić, że było ich znacznie mniej, niż to zwykło się sądzić dawniej (R. Collins w swoim dziele "Visigothic Spain 409-711" podaje, iż w momencie wkroczenia na półwysep Iberyjski stanowili oni faktycznie mniej niż 2% jego ludności, dodając przy okazji, że nawet bardzo wygórowane szacunki nie przekraczają 10%) oraz że były mniej homogeniczne, niż to nam się wydaje i z wyjątkiem wąskiej warstwy będącej zalążkiem późniejszej arystokracji stanowiły mieszaninę wolnych ludzi różnorakiego pochodzenia. W skład armii króla Genzeryka, która dokonała w 429 roku inwazji na Afrykę, wchodzili zarówno Wandalowie i inne germańskie plemiona, ale spory odsetek stanowili również irańscy Alanowie czy galijscy wieśniacy znani pod nazwą bagaudów, którzy mając dość ucisku władzy centralnej postanowili dołączyć do plemienia, którego celem naczelnym było znalezienie nowych siedzib. Język czy pochodzenie nie odgrywały aż tak istotniej roli, znacznie ważniejszy był w tym wypadku wspólny cel oraz religia – przybyszów odróżniało od Rzymian przede wszystkim to, że byli arianami.

Arianizm stanowił na przełomie wieków najpoważniejszą konkurencję dla katolicyzmu w chrześcijańskim świecie – o jego mocnej pozycji świadczy chociażby fakt, iż zdecydowanie sprzyjali mu panujący w latach 337-361 i 364-378 cesarze Konstancjusz II oraz Walens. Na okres ich panowania przypada działalność misyjna biskupa Wulfili, który postanowił przełożyć Ewangelie na język gocki. Przekład ten znany jako Biblia Wulfili lub Codex Argentus jest po dziś dzień najważniejszym źródłem do jakichkolwiek badań nad językiem gockim i kluczem do jego poznania. Z jego kart wyłania się język germański znacznie różniący się od tych współczesnych, z jednej strony pełen archaizmów zbliżających go do hipotetycznego języka pragermańskiego, z drugiej natomiast wykazujący odrębną ścieżkę rozwoju niż języki północno- i zachodniogermańskie. Dzisiaj przyjmuje się, że stanowił on część grupy określanej jako języki wschodniogermańskie. W jej skład wchodziły przynajmniej 3 języki:
– gocki
– wandalski
– burgundzki
Niektórzy autorzy do grupy tej zaliczają również język przybyłych w VI wieku do Italii Longobardów, ale w związku z poświadczonymi zmianami spółgłoskowym tożsamymi dla górnoniemieckiego, a więc zachodniogermańskiego obszaru językowego, przynależność longobardzkiego jest tematem kontrowersyjnym.

Objętość artykułu na Woofli nie zezwala na dogłębną analizę języka gockiego i osoby bardziej zainteresowane tematem odsyłam przede wszystkim do kultowej już książki Josepha Wrigtha pt. "Grammar of the Gothic Language" będącej jednym z najłatwiej dostępnych opracowań tego języka oraz stron University of Texas czy Project Wulfila. Materiałów do jego nauki, podobnie jak w przypadku języków klasycznych, jest wbrew pozorom dość dużo.

alfabet_gocki

Gocki alfabet

Język gocki jako język wschodniogermański
Oto gocki przekład Ewangelii św. Łukasza 2:1-10 (komentarz gramatyczny do tegoż znajdziecie na stronie UoT) zapisany w dzisiejszej transkrypcji. Warto bowiem dodać, że Wulfila wymyślił na potrzeby swojego przekładu alfabet oparty na podstawie greki, którego jednak nie użyję tutaj ze względu na możliwe problemy z jego wyświetlaniem w przypadku braku zainstalowanych gockich czcionek.:
Warþ þan in dagans jainans, urrann gagrefts fram kaisara Agustau, gameljan allana midjungard. soh þan gilstrameleins frumista warþ at [wisandin kindina Swriais] raginondin Saurim Kwreinaiau. jah iddjedun allai, ei melidai weseina, ƕarjizuh in seinai baurg. Urrann þan jah Iosef us Galeilaia, us baurg Nazaraiþ, in Iudaian, in baurg Daweidis sei haitada Beþlahaim, duþe ei was us garda fadreinais Daweidis, anameljan miþ Mariin sei in fragiftim was imma qeins, wisandein inkilþon. warþ þan, miþþanei þo wesun jainar, usfullnodedun dagos du bairan izai. jah gabar sunu seinana þana frumabaur jah biwand ina jah galagida ina in uzetin, unte ni was im rumis in stada þamma. jah hairdjos wesun in þamma samin landa, þairhwakandans jah witandans wahtwom nahts ufaro hairdai seinai. iþ aggilus fraujins anaqam ins jah wulþus fraujins biskain ins, jah ohtedun agisa mikilamma. jah qaþ du im sa aggilus: ni ogeiþ, unte sai, spillo izwis faheid mikila, sei wairþiþ allai managein, þatei gabaurans ist izwis himma daga nasjands, saei ist Xristus frauja, in baurg Daweidis.

Nawet niewprawione w lingwistycznych zagadkach oko zauważy, że mówimy tu o języku germańskim – zwroty w stylu "warþ þan in dagans jainans" są doskonale czytelne dla osób znających chociażby niemiecki. Jednocześnie też trudno zakwalifikować go do któregokolwiek z języków nowożytnych. Obecność litery "þ" ("thorn") skłania do porównań z językiem islandzkim i nie jest to wcale pozbawione podstaw, bo litera "þ" jest swoistym archaizmem, a tych w obydwu językach jest dość dużo. Za taki można też uznać przypadki, których gocki ma aż 5 (wliczając w to szczątkowy wołacz) – w pozostałych językach germańskich system deklinacyjny uległ sporym uproszczeniom.

dialekty_germanskie

Dialekty germańskie w I wieku n.e. Zielonym kolorem zaznaczono grupę wschodniogermańską, do której należał język gocki.

Z wymienionych przedstawicieli grupy wschodniogermańskiej jedynie gocki wytworzył coś na kształt własnej literatury i możemy pokusić się o jego rekonstrukcję. W przypadku pozostałych dwóch, znaczną większość leksykonu stanowią imiona oraz nazwy własne, pozwalające jednak ponad wszelką wątpliwość dowieść bliskiego pokrewieństwa z językiem Wulfili. Wspomnieliśmy jednak o tym, iż wspomniane plemiona utworzyły organizmy państwowe na dalekim zachodzie – dlaczego więc mówimy o językach wschodniogermańskich? Ma to związek przede wszystkim z ich geograficznym rozmieszczeniem w latach wcześniejszych. Różne odłamy wschodnich Germanów zamieszkiwały tereny dzisiejszej Polski i Ukrainy i to właśnie tam, w warunkach względnej izolacji od Skandynawów czy też plemion uważanych za przodków dzisiejszych Niemców (Alamanowie, Bawarowie, Frankowie i Sasi), doszło najpewniej do ich wyodrębnienia. Szczególne ważną rolę historyczną odegrali w tym kontekście Goci, którzy w połowie III wieku zajęli niemal cały obszar czarnomorskiego wybrzeża od Dunaju aż po Półwysep Krymski, regularnie nękając wschodnie prowincje imperium rzymskiego. Apogeum ich znaczenia we wschodniej Europie przypada na połowę IV wieku, kiedy wpływy ich króla Hermenaryka sięgały wybrzeży Bałtyku, Morza Czarnego oraz brzegów Donu i Wołgi. Wtedy też nastąpił najazd koczowniczych Hunów, który wywrócił wschodniogermański świat do góry nogami – pierwsza połowa Gotów uznała zwierzchnictwo tych ostatnich i pozostała na wschodzie (Ostrogoci), druga postanowiła natomiast wyruszyć w poszukiwaniu siedzib na zachód (Wizygoci). Wędrówka Wizygotów usłana licznymi sukcesami, jak chociażby zwycięstwo pod Adrianopolem (378) czy złupienie Rzymu (410), zakończyła się w Hiszpanii, która od 507 roku stała się centrum ich nowego królestwa. Ostrogoci odzyskali niezależność dopiero w 454 roku, kiedy koalicji germańskiej udało się pokonać Hunów nad rzeką Nedao (swoją drogą jest to jedna z ważniejszych bitew w historii Europy, o których większość podręczników się nawet nie zająknie) i następnie wyruszyli również na zachód, żeby ostatecznie osiedlić się w Italii. Nieco inną drogę przeszli Wandalowie – ci przekroczywszy Ren, wtargnęli do Galii, następnie Hiszpanii, żeby ostatecznie założyć swoje królestwo ze stolicą w afrykańskiej Kartaginie.

Wymarcie języków wschodniogermańskich
Krym, Włochy, Hiszpania czy Tunezja nie należą dziś do miejsc, w których spodziewalibyśmy się spotkać jakikolwiek żywioł germański w charakterze innym niż turystyczny i prawdę mówiąc nie sądzę, by sytuacja wyglądała inaczej, gdyby historia potoczyła się inaczej, a organizmy państwowe przetrwały znacznie dłużej niż 300 lat, jak to miało miejsce w przypadku Królestwa Wizygotów, które upadło jako ostatnie, po najeździe arabskim w 711 roku. Zwłaszcza pod względem językowym wędrówki ludów były dla wschodnich Germanów samobójstwem. Język gocki, którym władała jedynie niewielka część samych Gotów stanowiących w najlepszym wypadku kilka procent społeczeństwa, stał na przegranej pozycji w stosunku do łaciny, będącej od wieków skodyfikowanym językiem administracji i nauki oraz jej lokalnych wariantów, którymi posługiwała się reszta ludności. Sami Goci zresztą najprawdopodobniej tym się zbytnio nie przejmowali i wtapiali się w miejscowe społeczeństwo, porzucając swój ojczysty język na rzecz łaciny. Źródła w każdym razie nie mówią o jakichkolwiek próbach ratowania ginących języków wschodniogermańskich, co z jednej strony jest trochę smutne, z drugiej natomiast pokazuje, iż jest to typowy problem świata nowożytnego. Nasi przodkowie odnosili się do języka przede wszystkim jako do środka komunikacji – jeśli uznawali go za niepraktyczny, to po prostu go bez jakichkolwiek sentymentów odrzucali na rzecz innego, co może być tematem do refleksji. Szacuje się, że użycie języka gockiego zanikło w VI wieku w przeciągu zaledwie jednego stulecia. Ciosem stało się zwłaszcza przyjęcie katolicyzmu przez króla Rekkareda w 589 roku – jednocześnie język gocki, już wcześniej używany przez nieliczną część społeczeństwa, stracił nawet swoją pozycję jako języka obrzędowego miejscowych arian. Tym samym odszedł on w zapomnienie i jedynym śladem, jaki pozostawił na Półwyspie Iberyjskim, są germańskie imiona takie jak Rodrigo, Alfredo, Americo, Fernando, Alfonso, Hermenegildo, Roberto, Osvaldo – początkowo nadawane przede wszystkim w obrębie gockiej szlachty w Asturii, która jako jedyna oparła się arabskiej inwazji, a następnie rozpowszechnione również wśród prostego ludu. Poza imionami, lista słów wizygockiego pochodzenia jest bardzo skąpa: agasajo (got. gasalja), guardia (got. wardja), guardián (got. wardjan), atacar (got. stakka). Zupełnie rozpłynął się natomiast język Wandalów. Po podbiciu ich królestwa przez Bizancjum w 534 roku, zniknęli oni z kart historii, będąc najprawdopodobniej już wtedy zromanizowanymi w podobnym stopniu jak ich hiszpańscy pobratymcy.

Ostatnie gockie ślady na Krymie
Nie wiemy, kiedy i gdzie zmarła ostatnia osoba posługująca się językiem gockim. Prawdopodobnie najdłużej język gocki utrzymał się paradoksalnie na Krymie, który pozostawał przez wiele lat odizolowany od świata wielkiej polityki, co pozwalało uniknąć dominacji innych kultur. Pod koniec XVI wieku obiegła nawet Europę wiadomość o rzekomym odkryciu na Krymie osad, których mieszkańcy mówią germańskim językiem, mają jasne włosy i niebieskie oczy, w przeciwieństwie do swoich sąsiadów. O specyficznym wyglądzie niektórych greckich mieszkańców Mariupola, nie używających już jednak innego języka, pisał w 1890 roku F.A. Braun, sugerując, że byli to zhellenizowani Goci (I.Nordgren "The Well Spring of the Goths"). Trudno informacje te w jakikolwiek sposób potwierdzić i nie sposób im zaprzeczyć. Zdaje się jednak, że tezy mówiące o prawdopodobnym przetrwaniu Gotów jako osobnej grupy etnicznej do 1944 roku, są mocno przesadzone. Większość wtopiła się z czasem w miejscową ludność stając się Grekami, Tatarami bądź Karaimami, kończąc w ten sposób romantyczną swoją historię.

Podobne artykuły:
O dwóch legendarnych słowiańskich literach
Rola współczesnej nauki języków klasycznych (łacina, greka, scs)
5 języków słowiańskich, o których zapewne nie słyszeliście – połabski
Języki regionalne Francji – oksytański. Część 3.
Języki regionalne Francji – oksytański. Część 2.