Bambara [Hekatoglot 6/100]

Dotychczas w cyklu przychodziło mi pisać o językach mniejszościowych o niewielkiej (jeśli porównywać do większości języków urzędowych państw europejskich) liczbie użytkowników. Temat dzisiejszego odcinka – bambara, znany też jako bamana albo bamanankan – to zupełnie inna skala i inna sytuacja. Bambara jest głównym językiem Mali (zna go co najmniej 50% populacji kraju, co dawałoby ok. 10 mln osób; dla porównania po francusku potrafi mówić ok. 25% Malijczyków, przy czym praktycznie nikt nie mówi tylko po francusku), więc trudno mówić o nim jako o języku mniejszościowym w ścisłym sensie. Jednak z drugiej strony – bambara jest niemal nieobecny w takich sferach jak edukacja, media, administracja czy biznes (w których dominuje francuski).

Ta sytuacja – język oficjalny, którym niemal nikt nie mówi jako pierwszym, i ojczyste języki większości prawie nieobecne w sferze urzędowej, która występuje także w wielu innych krajach afrykańskich, to zupełnie inny model relacji między językami, niż ten spotykany w Europie.

Rola odgrywana przez francuski to jednak nie wszystko co trzeba wiedzieć o lokalnym krajobrazie językowym. W Mali, jak i w sąsiednich krajach Afryki Zachodniej, wciąż żywy jest model stabilnej wielojęzyczności, związany z wielowiekowym sąsiadowaniem ze sobą grup etnicznych mówiących różnymi językami. Przyjrzyjmy się temu pokrótce zaczynając od najbliższych krewnych bambary.

Bambara należy do rodziny językowej mande, a w jej ramach do grupy manding, której innymi ważnymi językami są dżula (=dyula, dioula, jula), malinke (=maninka), chasonke (=kassonke) i mandinka. Wszystkie języki manding są sobie bliskie, przy czym różnice między bambara a dżula (w ich standardowych wersjach) są porównywalne do tych między brytyjskim a amerykańskim angielskim, a z malinke – niewiele większe. Ich użytkownicy zamieszkują poza Mali obszar od Senegalu i Mauretanii po Gwineę, Burkina Faso i Wybrzeże Kości Słoniowej, a poszczególne języki manding pełnią funkcje lokalnych linguae francae (bambara na południu Mali, malinke w północnej Gwinei, dżula w zachodniej części Burkina Faso i na północy Wybrzeża Kości Słoniowej). Wszędzie jednak sąsiadując z odleglej spokrewnionymi językami mande (jak soninka, bozo czy bobo), a także językami zupełnie innych rodzin (żeby wymienić kilka – arabski-hassanija, berberski tamaszek, atlantyckie wolof i fulański, songhai czy moore z rodziny gur).

Na przestrzeni wieków na tym obszarze Afryki Zachodniej istniały duże organizmy polityczne nazywane imperiami. Największe z nich, Mali, dało nazwę nie tylko współczesnemu państwu (terytoria tylko częściowo się pokrywają), ale i zbiorcze określenia grup etnicznych i językowych: i termin mande i manding pochodzą bowiem od historycznej lokalnej nazwy tego imperium: Manden Korofaba.

Swoje ślady w nazewnictwie zostawiły inne średniowieczne imperia, jak Ghana (to właściwie był tytuł władcy, a nie nazwa państwa) czy Songhai. W tym ostatnim przypadku, współczesne grupy etniczne i językowe posługujące się tą nazwą (należą do nich m.in. mieszkańcy miast Timbuktu, Gao i Jenne) wywodzą swoje pochodzenie od rządzącej tym imperium kasty wojowników. Podobnie rzecz się ma z Bamana/Bambara – nazwa tej grupy (i co za tym idzie – języka) jest związana z osiemnastowiecznym organizmem państwowym – imperium Bamana albo imperium Segu – gdzie Bambara odgrywali centralną rolę.

Centralną ale nie wyłączną – wszystkie zachodnioafrykańskie państwa były wieloetniczne, a w ich skład wchodzili użytkownicy języków mande, songhai, fula i innych. Różnice między nimi dotyczyły głównie tego z jakiego ludu/kasty/klasy wywodziła się dynastia panująca i skupiona wokół niej elita władzy, a także – przede wszystkim – kwestii religijnej. Choć dziś praktycznie wszyscy mieszkańcy regionu są muzułmanami, to dominacja islamu jest na tym obszarze zjawiskiem dość nowym – jego ekspansja miała przez stulecia stopniowy, czy wręcz „wyspowy” charakter. Przypieczętowanie islamizacji wiąże się dopiero z serią motywowanych religijnie podbojów dokonywanych przez różne odłamy Fulanów, przy czym na interesujących nas obszarach trwały one jeszcze w połowie XIX wieku (imperium Tukulorów, Segu Tukulor) czyli praktycznie równolegle z francuską eksploracją/kolonizacją – która ostatecznie położyła im kres.

Wspominam o tym, bo wzmiankowane przeze mnie imperium Bamana (= imperium Segu, od nazwy stolicy; tak, to to samo Segu co w Segu Tukulor; miasto zostało podbite przez Tukulorów, którzy utrzymali jego stołeczny charakter) było ostatnim dużym nie-muzułmańskim organizmem państwowym. To istotne, bo do dziś jednym ze znaczeń słowa „bamanan” jest „poganin; animista”, bamanankan to zatem dosłownie ‘język pogan’ (bambara też znaczy ‘poganin’, tyle że w innym języku – soninke)

Z kolei nazwa języka dżula (ściślej, jula w standardowej ortografii to nazwa grupy etnicznej, a jej język to julakan) znaczy po prostu „kupiec”, bowiem Dżula to oryginalnie kasta muzułmańskich kupców prowadzących coś w rodzaju faktorii handlowych na niezislamizowanych jeszcze terenach. Z wielu takich faktorii z czasem rozwinęły się miasta, w których julakan jest używany jako język kontaktowy nie tylko przez potomków pierwszych kupców (chyba najlepszy przykład to Bobo Dioulasso – drugie największe miasto w Burkina Faso).

System kastowy, w którym poszczególne zajęcia są związane z konkretną grupą etniczną mówiącą własnym językiem sięga szerzej: na przykład Fulanie to pasterze, a Bozo – rybacy. Są też zamknięte grupy społeczne (tj. z małżeństwami zawieranymi co do zasady tylko w ramach grupy) w których dziedziczy się status i wykonywany zawód, ale które nie mają oddzielnego języka – np. wśród większości zachodnioafrykańskich grup etnicznych funkcjonują wydzielone kasty kowali czy griotów (w bambara nazywanych jeliw – poetów, historyków, znawców prawa i obyczajów – coś jak średniowieczni irlandzcy bardowie). Historycznie wśród Bambara (w imperium Segu) istniała też kasta niewolników-wojowników (jɔntɔn).

Wzięte razem oznacza to, z jednej strony – konieczność częstego (czy wręcz stałego) kontaktu z przedstawicielami innych niż własna grup etnicznych czy kast, a z drugiej – duże podobieństwo niektórych cech struktury społecznej, czy kultury i codziennych obyczajów poza i ponad różnicami języka i pochodzenia. Poniżej dwa ciekawe, mam nadzieję, przykłady zjawisk okołojęzykowych równie charakterystycznych dla bambara, jak i np. do niespokrewnionego z nim wolof.

Po nazwisku, to… z szacunkiem

O pozdrowieniach i innych elementach etykiety językowej w bambara piszę szerzej w dalszej części tekstu, ale już teraz chciałem zaznaczyć, że ich ważnym elementem jest wyrażanie szacunku dla rozmówcy i jego rodziny, co robi się… powtarzając jego nazwisko. A on oczywiście odpowiada tym samym.

Czyli kiedy dajmy na to ktoś o nazwisku Keita spotyka kogoś o nazwisku Kulubali (Coulibaly we francuskiej pisowni), po niemal każdym zwrocie typu „dzień dobry” następuje I Kulubali (dosł. ‘ty Kulubali’) a w odpowiedzi Nba! (jeśli Kulubali to facet) lub Nse! (jeśli kobieta; sens obu tych słów to z grubsza: „przyjąłem/ęłam do uprzejmej wiadomości”), a następnie I Keita! I tych wymian może być kilka.

Powyższe to najprostsza wersja, bo wiele nazwisk ma związane z sobą przydomki czy powiedzenia (na ogół nawiązujące do dziejów znanych postaci je noszących), które można użyć zamiennie – oczywiście jeśli się je zna. Na przykład zamiast I Keita można powiedzieć I mansaren ‘ty – potomek władcy’. Istnieją też bardziej rozbudowane zwyczajowe odpowiedzi na pozdrowienia, w przypadku I Keita może to być np. wyrażenie Mɔɔba lu ‘wielcy ludzie’, z kolei kobiety mogą odpowiedzieć N m'o sɔdɔn „nie zasłużyłam na to”

Całość służy zademonstrowaniu i podkreśleniu nie tylko uznania dla bezpośredniego rozmówcy, ale i szacunku dla jego klanu i znajomości historii wybitnych przodków. Odgrywa to tak ważną rolę w codziennych kontaktach, nawyk mówienia po nazwisku jest tak silny, że praktycznie wszystkim przebywającym dłużej w Afryce Zachodniej cudzoziemcom bardzo szybko nadawane są przybrane („adopcyjne”) nazwiska – bo inaczej niezręcznie byłoby z nimi rozmawiać (jak mówić do kogoś, czyich przodków nie można pochwalić, bo się o nich nic nie wie?)!

dwa bratanki

Zjawiskiem chyba jeszcze ciekawszym niż opisane wyżej, a równie powszechnym jest tzw. „pokrewieństwo kpin” (senankuya w bambara) – szczególna więź łącząca różne społeczności pozwalająca ich członkom, nawet jeśli nie znają się osobiście, żartować z siebie nawzajem nie wywołując obrazy. Te kpiny czy droczenie się mogą mieć sytuacyjny charakter, ale mogą też odwoływać się do stereotypów etnicznych (np. Dogon może powiedzieć do Bozo „wracaj do rzeki, bo tu zdechniesz dwunożna rybo”) i / lub historii interakcji między społecznościami (Bambara do Fula „nie radzisz sobie bez pana”, bo historycznie Fula stali niżej w hierarchii).

Każda grupa etniczna ma co najmniej dwie inne z którymi łączy ją senankuya (przykłady: Bobo – Fula i Dafin; Senufo – Lobi i Dagari; Mossi – Guruma i Samo), a Fula, którzy są wędrownymi pasterzami i mają wielu okresowych sąsiadów – nawet kilkanaście. Przy czym takie pokrewieństwo może łączyć nie tylko grupy etniczne ale też kasty (kowale i Fula), czy klany/nazwiska: Coulibaly – Ouattara, Traore – Conde czy Traore – Diarra.

Do ogólnych zasad należą: zakaz zawierania małżeństw pomiędzy „kuzynami”, a także przekonanie, że senankuya przechodzi wyłącznie po linii męskiej. W ramach droczenia się dozwolone są działania które w normalnych warunkach byłyby ekstremalną zniewagą, na przykład zakłócanie ceremonii pogrzebowych, ale są granice: np. żart, którego przedmiotem byłaby czyjaś matka stanowiłby jaskrawe naruszenie reguł i był powodem do prawdziwej obrazy, czy wręcz otwartego konfliktu.

Manifestowana pozorna pogarda i złośliwość jest wyrazem rzeczywistej (a przynajmniej oczekiwanej) solidarności i przyjaznych relacji. Żartując z siebie nawzajem „kuzyni” dobrze się bawią, jednocześnie w bezpiecznej formie dając ujście złym emocjom. Można przypuszczać, że senankuya powstała jako sposób na przeniesienie rzeczywistej rywalizacji/wrogości na płaszczyznę wyłącznie symboliczną, udawaną. W miejscowej tradycji wiąże się jej powstanie z osobą Sundiaty Keity, władcy za którego panowania (początek XIII w.; to od niego pochodzi nazwisko wzmiankowane w poprzednim punkcie) nastąpił rozkwit imperium Mali i który miał wprowadzać senankuya między zwaśnionymi stronami w celu zapewnienia spokoju wewnętrznego w państwie.

Bambara i manding; pragmatyka i gramatyka

Warto odróżnić warstwę społeczną opisywanych wyżej zjawisk od językowej. Choć przytaczałem formy i nazwy z bambara, to mają one bardzo dokładne ekwiwalenty także w innych, zupełnie niespokrewnionych językach regionu. Teraz, kiedy przechodzimy od pragmatyki użycia na poziom gramatycznego opisu, będzie nieco inaczej – to co będę pisał dotyczyć będzie co do zasady wyłącznie bambara (i w pewnej mierze innych języków mande), a nie „języków Mali” czy tym bardziej „języków Afryki Zachodniej”

To wciąż jest całkiem szerokie pole: łącznie różnymi blisko spokrewnionymi ze sobą językami manding włada 30 czy 40 milionów osób – porównywalna liczba co polskim! Oczywiście nawet sam bambara nie jest wewnętrznie jednolity, a dzieli się na szereg dialektów, słabo wzajemnie zrozumiałych. Przykłady poniżej pochodzą z cieszącej się najwyższym prestiżem wersji używanej w stolicy Mali, Bamako. Powinny być jednak szeroko rozumiane również w miejscach gdzie mówi się nieco inaczej – w warunkach wielojęzyczności i słabo wykształconych standardów językowych, płynne dostrajanie się do sposobu mówienia rozmówcy jest koniecznością.

Teraz jeszcze jedno wyjaśnienie – czy nie ma sprzeczności między tym, co napisałem wcześniej: że bambara, dżula i maninka są sobie bardzo bliskie, a tym co piszę wyżej, że dialekty jednego tylko bambara są słabo wzajemnie zrozumiałe? Otóż podobne do siebie są standardowe/kontaktowe wersje tych trzech języków (pomaga m.in. że Bamako leży blisko granicy językowej bambara/maninka), ale każdy z nich jest zróżnicowany wewnętrznie, a użytkownicy tym samym mają bogaty repertuar – mogą mówić tak, by być szeroko rozumiani, albo tak, by doborem słów i form podkreślać lokalną tożsamość.

Pozdrowienia i błogosławieństwa

Podstawowa formuła powitania/pozdrowienia to w bambara i ni + pora dnia (są cztery możliwości: sɔgɔma = ranek; tile = słońce/południe; wula = wieczór; su = noc), na co odpowiada się znanym już słówkiem nba (mężczyzna) lub nse (kobieta) i powtarza formułkę. Dosłownie znaczy to „ty i ranek/południe/wieczór/noc”

Ta sama konstrukcja używana jest w innych pozdrowieniach, podziękowaniach i gratulacjach: i ni baara ‘ty i praca’ (pozdrowienie kogoś przy pracy, albo podziękowanie za przysługę ‘dobra robota’) i ni ce ‘ty i pozdrowienie’ (najczęstszy sposób mówienia ‘dziękuję’) czy i ni baraji ‘ty i błogosławieństwo’

Kolejnym ważnym elementem wymiany grzeczności jest pytanie Hɛrɛ sira? ‘spokój przenocował?’ (używane rano) lub Hɛrɛ tilenna? ‘spokój spędził dzień?’ (używane o każdej innej porze); i na jedno i na drugie odpowiada się Hɛrɛ bądź Hɛrɛ dɔrɔn ‘tylko spokój’

Najprostszym pożegnaniem jest k’an bɛn [< ka an bɛn] ‘niech nas zjednoczy/zbierze razem’, w domyśle Ala ‘Bóg’. Przy pożegnaniach (i wielu innych okazjach) chętnie używa się całej sekwencji podobnych formułek zaczynających się od Ala ka ‘niech Bóg’, przy czym Ala można pominąć. Na przykład: Ala ka tile hɛrɛ caya ‘niech Bóg pomnoży spokój dnia’ Ala ka bi diya ‘niech Bóg uczyni dzisiaj przyjemnym (dniem)’ Ala k’an dɛmɛ ‘niech Bóg nam pomoże’ Ala ka dugawu minɛ ‘niech Bóg zatrzyma błogosławieństwo’. Odpowiada się na to albo własnymi błogosławieństwami, albo słowem Amiina ‘amen’, skracanym czasem do ami.

Dźwięki i tony

Z przytoczonych dotychczas przykładów widać chyba, że pod względem wymowy bambara nie nastręcza specjalnych trudności. c jest pośrednie między polskim ć a cz, j między polskim dź a dż, ɲ to ń a ŋ to tylnojęzykowe n jak w słowie bank.

Pewnego przyzwyczajenia wymaga zapis samogłosek. Egzotycznie wyglądające ɛ i ɔ to nic innego jak otwarte (więc takie jak w polskim) odpowiedniki e i o, które w bambara są ścieśnione. –n na końcu sylaby oznacza zazwyczaj nosową wymowę poprzedzającej samogłoski.

Najtrudniejszym do nauki elementem wymowy są tony, które na domiar złego nie są na ogół zaznaczane w piśmie. Przy czym problemów nastręcza nie tyle odróżnienie indywidualnych sylab (są tylko dwa tony, wysoki i niski, przy czym ten pierwszy odpowiada w zasadzie normalnej wysokości głosu) ale to jak sekwencja tonów w wyrazie czy frazie zmienia się w zależności od sąsiednich słów. Zasady są dość skomplikowane, a na dodatek różnią się w poszczególnych dialektach; znam system zbyt słabo, by pokusić się o próbę opisu.

Nie mogę pominąć jednak bardzo ciekawego zjawiska jakim jest tzw. rodzajnik tonalny. Otóż w bambara ton oprócz funkcji leksykalnej (tj. odróżnia znaczenie słów jak kaba – kamień kiedy oba tony wysokie, ale kaba = niebo kiedy oba tony niskie), ma również funkcje gramatyczne.

Opadający ton ostatniej sylaby, tu zaznaczany przez ` służy m.in. do tworzenia rzeczowników od czasowników: deli – przywykać, deli` przyzwyczajenie; kɔrɔ – być starszym ale kɔrɔ` – starszy brat. Jego najważniejszą funkcją jest jednak wyrażanie czegoś w rodzaju określoności:

ji` tɛ – to nie (ta) woda (np. nie ta butelka którą przyniosłem) wobec ji tɛ (bez rodzajnika wyrażonego opadającym tonem) – to nie woda (ale jakiś inny płyn); inny przykład i ye faama’ ye (z rodzajnikiem) = jesteś królem/władcą; i ye faama ye (bez rodzajnika) = jesteś jak władca, zachowujesz się jak władca.

Partykuły gramatyczne

Bambara jest językiem w którym prawie nic się nie odmienia – nie ma rodzajów, nie ma przypadków, czasownik nie odmienia się przez osoby, czasy i tryby. Do wyrażania zależności gramatycznych służą stanowiące oddzielne wyrazy partykuły. Oto najważniejsze z nich: para bɛ / tɛ wyraża czas teraźniejszy (a ściślej niedokonany), przy czym oznacza ‘nie’; bɛka/tɛka to czynność trwająca w momencie narracji; bɛna/tɛna wyraża zamiar, albo przypuszczenie co do przyszłości; a na/tɛna – pewną przyszłość (coś się na pewno stanie lub nie stanie) z kolei ka/kana to tryb życzący (‘oby’, ‘niech’ / ‘niech nie’), a czas przeszły (dokonany) jako jedyny wyrażany jest sufiksem (-na; -ra; -la), a zaprzeczany prefiksem ma-.

Być i mieć w wielu wariantach

Kluczową rolę w bambara odgrywają zestawy partykuł stanowiących odpowiedniki czasownika ‘być’. Jest ich kilka, w zależności od tego o jaki sens słowa ‘być’ chodzi:

Jeśli chcemy powiedzieć po prostu ‘to jest dom’, powiemy so` don (to nie jest dom = so tɛ), zatem stosując parę partykuł don (dla twierdzenia) i dla przeczenia.

Ale mówiąc ‘dom (nie) jest duży’, czy w ogóle opisując cechy ludzi czy przedmiotów sięgniemy po zupełnie inne partykuły. Forma twierdząca: so` ka bon (bon = duży), a przeczenie = so` man bon. Uważny czytelnik wychwycił, że w tej parze rodzajnik tonalny pojawia się i w twierdzeniu i w przeczeniu, a w poprzedniej – tylko w twierdzeniu.

Idźmy dalej, do wyrażania lokalizacji, bycia gdzieś, a nie bycia czymś czy bycia jakimś: ‘mój dom jest w Bamako’ to N so` bɛ Bamakɔ, a w wersji zaprzeczonej: N so` tɛ Bamakɔ. Jak widać to dokładnie taka para partykuł jak w czasie niedokonanym. Używa się ich również w zdaniach bezosobowych typu funteni` bɛ ‘jest gorąco’ (bo o tym że coś jest gorące mówi się używając partykuły ka/man)

Ostatnim typem zdań z ‘być’ są konstrukcje typu X=Y, które w bambara wyraża się zestawem partykuł …ye …ye a w zaprzeczeniu …tɛ …ye Na przykład: Musa ye Abu dɔgɔnin ye – Musa jest młodszym bratem Abu; Musa tɛ karamɔgɔ ye – Musa nie jest nauczycielem.

Także przy wyrażaniu posiadania czy przynależności w bambara występuje kilka różnych konstrukcji odpowiadającym różnym niuansom znaczenia.

Wyrażające posiadanie poimki dosł. ‘przy’ i bolo dosł. ‘ręka’, różnią się tym, że pierwszy z nich wskazuje na „prawo własności” do czegoś, a drugi na czasowe dysponowanie/rozporządzanie czymś (może własnym, a może np. pożyczonym?)

Wari` bɛ a fɛ (on ma pieniądze dosł. pieniądze są przy nim), nka a bɛ banki` la (ale one są w banku)

Sanu` bɛ n bolo (mam złoto dosł. złoto jest w mojej ręce), nka n ka sanu tɛ (ale to nie jest moje złoto)

Konstrukcji z bolo używa się np. mówiąc o towarze przeznaczonym na sprzedaż, a w połączeniu z rzeczownikami ‘mężczyzna/mąż’ i muso ‘kobieta/żona’ wskazuje ona na nieformalny charakter związku (a na zawarty ślub).

Ciekawy jest też sposób wyrażania znaczenia „mieć coś przy sobie”, do czego służy poimek kun o znaczeniu ‘głowa’. Wari tɛ an kun = nie mamy przy sobie pieniędzy (dosł. pieniądze nie są na naszych głowach)

Wreszcie posiadanie abstrakcyjne czy przenośne wyraża poimek la (a po nosowych dźwiękach – na). Kɔngɔ bɛ u la = oni są głodni (dosł. głód jest u nich) Baraka` bɛ mali` la = hipopotam jest silny (dosł. siła jest u hipopotama); Teriw tɛ n` na = nie mam przyjaciół

Ta konstrukcja i rozbudowana metaforyka przestrzenna służy do opisu wielu sytuacji w polskim wyrażanych przy użyciu czasowników, np. N ɲɛ` bɛ i la ‘patrzę na ciebie’ (dosł. moje oko jest na tobie). Ale szerzej o metaforyce bambara a także o konstrukcjach czasownikowych dopiero przy następnej rewizji tekstu (może w komentarzach

Pismo N’Ko i samokształcenie

Jak widać bambara jest zapisywany przy użyciu lekko zmodyfikowanego alfabetu łacińskiego, ale to nie jest jedyny system pisma znajdujący się w użyciu. Po pierwsze istnieje, zwłaszcza w muzułmańskich kręgach religijnych tradycja zapisywania bambara w zmodyfikowanym piśmie arabskim, tzw. ajami. Po drugie, i o wiele ciekawsze, bambara i pokrewne języki manding mają swoje własne pismo – alfabet N’Ko.

Wymyślił je w 1949 gwinejski intelektualista Sulemaana Kante, którego celem było udowodnienie że języki manding niczym nie ustępują arabskiemu czy francuskiemu i mogą stać się pełnowartościowymi językami literackimi. W zapisie N’ko wygląda tak:


ߒ.ߛ.ߘ.ߕ. ‹‹ߒߞߏ ߛߘߊߟߊߟߌ ߘߍ߭ ߕߎ߲ߞߊ߲ ›› ߛߌ߲߬ߝߏ߲ ߠߎ߫ ߛߣߐ߬ߡߍ߲ ߕߙߐߣߍ߲߫ ߕߎߟߑߛߞߊ ߟߎ߫ ߛߌߢߐ߯ߦߊ߫ ߟߜߊߣߊ߲ ߘߐ߫

I już rzut oka powinien wystarczyć by dostrzec zarówno inspiracje arabskim (kierunek od prawej do lewej, dolna linia łącząca litery), jak i to, że są one dość luźne (trudno te pisma pomylić). Dodatkowo N’Ko odmiennie niż arabski, to pełny alfabet, gdzie zapisywane są wszystkie głoski.

Wydawać by się mogło, że wynajdywanie oryginalnego pisma dla języka który może być zapisywany łacinką – pismem otwierającym okno na świat i używanym w systemie edukacji – nie ma większego sensu, choćby ze względu na trudności techniczne. Tymczasem te ostatnie, o ile istotnie stanowiły problem na początku ery internetowej, to obecnie, w dobie Unicode, klawiatury Gboard i pokrewnych rozwiązań, należą już do przeszłości. A niezaprzeczalną zaletą N’Ko stanowi entuzjazm jaki budzi w użytkownikach. O ile łacinka (i ogólnie szkolna edukacja w bambara) traktowana jest jako krok wstępny do nauki francuskiego, to oddolnie powstał całkiem pokaźny ruch samokształceniowy, a kursów N’Ko (na żywo czy przez telefon) jest coraz więcej.

N’Ko jest atrakcyjne z kilku powodów – bo jest własne (a w tym regionie Afryki, z obecnością łacinki, arabskiego, ale także tuareskiego pisma tifinagh przekonanie że każdy ważny język powinien mieć swój własny alfabet jest dobrze ugruntowane – współcześnie powstają liczne systemy zapisu również innych języków, jak np. fula), bo jest ponaddialektalne i międzynarodowe (a użytkownicy wzajemnie zrozumiałych języków manding żyją w różnych państwach) i wreszcie – bo jest bardzo dobrze zaprojektowane.

Po pierwsze, N’Ko (nazwa znaczy ‘ja mówię’) stanowi świadomą próbę zaprojektowania ogólnej, wspólnej literackiej normy dla wszystkich języków manding, łatwej do zrozumienia (nazywa się to kangbɛ ‘przejrzysty język’), a jednocześnie elastycznej, tak by każdy mógł ją czytać według swojego dialektu. Po drugie – system zapisu jest doskonalszy od łacinki, pozwala bowiem na łatwe oznaczanie tonów (nie tylko podstawowych ale i pochodnych, uzależnionych od sąsiedztwa), unika też wieloznaczności litery ‘n’, która w łacince ma trzy różne użycia (normalna spółgłoska, spółgłoska sylabotwórcza, jak w zaimku n – ja; wreszcie – nosowość poprzedniej samogłoski) – w N’Ko każda z tych sytuacji jest zapisywana inaczej (np. nosowość kropką pod linią liter).

Teksty

Pojawią się później, na razie nie mogę się zdecydować

Źródła

Zdecydowanie godzien polecenia – nawet komuś kto nie ma najmniejszej ochoty uczyć się bambara – jest projekt An ka taa (= Jedziemy!) autorstwa Colemana Donaldsona. Świetny przykład materiałów solidnych, a jednocześnie przystępnych. Najlepiej zacząć od kanału Youtube a na nim – od cyklu „Na baro kɛ” (= Chodź pogadać) nagrywanych w Mali i Burkina Faso rozmów o codziennych sprawach. Świetne zarówno do osłuchania się z żywym językiem, jak i zapoznania z realiami życia w Bamako czy Bobo Dioulasso.

11 komentarze na temat “Bambara [Hekatoglot 6/100]

  1. Przypomina mi się ekwadorsko-peruwiańskie powiedzenie: "El que no tiene de inga, tiene de mandinga." – Kto nie ma [domieszki] od Inka, ma od Mandinga. Czyli wszyscy jesteśmy metysami, mulatami, itd. Powiedzenie ponoć może pochodzić z początków wieku XVII. Jednocześnie wyraz "mandinga" jest w wielu częściach Am. Pd. (i chyba Płn.) imieniem diabła przedstawianego z czarną skórą – przykład zdecydowanie brzydszej spuścizny po niewolnictwie.

    Czy w bambara wyraz "mandinga" (czy jak ta forma dokładnie wygląda) kończy się wysokim tonem? Spostrzegłem dziś, że w hiszpańskiej Wikipedii w słowach mandingá, mandenká, mandinká, malinké akcentowana jest ostatnia sylaba. Nie pamiętam, bym wcześniej spotkał taką formę i również hiszpańskie słowniki akcentują przedostatnią sylabę.

    Czy nazwa grupy Fulanów pochodzi od arabskiego "fulān", a to z egipskiego "pw rn" – "ten człowiek"? Ciekawe, w dyskusji pod Twoim artykułem o kri wspomniałem hiszpańskie "fulano" – "ktoś" ponoć o takim pochodzeniu. Spuścizny afrykańskiej jest z tego co widzę sporo, ale w ludzkiej świadomości Afryka to czarna dziura. Nie zapomnę wielkiej dyskusji pomiędzy polskimi kolegami z czasów gimnazjum o tym, czy naprawdę istnieje takie państwo jak Burkina Faso. 🙂

  2. Piszesz, że obecnie w edukacji, administracji itd. dominuje francuski. A jak sprawa wyglądała przed kolonizacją? W jakim języku pisano dokumenty na dworze Mansy Musy?

    Dalej piszesz, że pismo N'ko jest używane nie tylko w bambara, ale i w innych językach regionu. Trochę to zdaje się nie pasować do później wspomnianego przekonania, że ważny język powinien mieć swoje pismo. Czy były jakieś próby tworzenia nowych systemów pisma dla mniejszych języków Mali? Znaczy rozumiem że bliźniaczo podobne do bambara inne języki mandig mogą uznać N'ko za swoje, ale są w Mali też języki z innych rodzin.

    1. Najważniejszym językiem pisanym był arabski, ale pisano też (oczywiście w grafice arabskiej) w songhaj, tamaszek, pular czy bambara/malinke. Historia (i prawo) były oprócz tego przekazywane ustnie (od tego byli, a właściwie są, grioci), epos o Sundiacie/Sundżacie/Sundżaro Keicie tak funkcjonuje do dziś.

      W sumie bardzo mało wiadomo o funkcjonowaniu średniowiecznych afrykańskich państw, a istniejące źródła pisane (których najsłynniejszym przykładem są biblioteki Timbuktu) nie są nawet dobrze skatalogowane. Dodatkowym problemem jest zerwanie ciągłości jeśli chodzi o naukę arabskiego (a zwłaszcza adżami – czyli konwencji zapisu języków innych niż arabski), przez co stosunkowo mało osób jest w stanie odczytać teksty (kolejny problem – „arabistyka” i „afrykanistyka” to odrębne ścieżki kształcenia; niewielu uczonych łączy te kompetencje językowe i alfabetyczne)

      ***

      Wyraźne oddzielanie od siebie poszczególnych języków i dominacja ich form standardowych to coś charakterystycznego dla Europy końca XIX w. (i później). Między bambara a malinke jest mniejszy dystans niż między polskim a czeskim, nie tylko w sensie czysto językowym, ale przede wszystkim – mentalnym. To „coś innego” (wiadomo, każdy mówi inaczej), ale i „to samo” (jeśli się chce i postara, to przecież można zrozumieć) Dlatego N’Ko jest „swoje” nawet dla osób które mówią inaczej niż proponowana norma. Tak jak Hochdeutsch jest bezproblemowy dla użytkowników tradycyjnych dialektów miejskich (żeby nie mówić o dialektach wiejskich okolic) Zurychu, Wiednia i Hamburga, które spokojnie mogłyby być potraktowane jako odrębne języki germańskie.

      Natomiast Twoje rozumowanie jest w pełni słuszne, kiedy przekracza się barierę językowego pokrewieństwa, a więc i względnej zrozumiałości. N’Ko nie jest jedynym ‘nowym’ afrykańskim pismem. U Tuaregów (mówią w tamaszek i innych pokrewnych) wyraźnie odżywa tifinagh (też w jego innowacyjnej, alfabetycznej wersji), dla pular w 1989 powstało pismo Adlam (nazwa to skrót od frazy „alfabet chroniący naród przed wyginięciem (mulugol = umrzeć bezpotomnie)” które podobnie jak N’Ko dynamicznie się rozwija, wolof ma Garay (chyba mniejszy sukces), spośród dużych języków regionu własnego "nowego" pisma nie ma właściwie tylko songhai

      Są próby zapisywania w N'Ko języków innych niż manding, ale jak się wydaje, jak dotąd bez większych sukcesów.

  3. Jak myślisz, dlaczego taka silna pozostaje dominacja języków kolonialnych w Afryce? W zdecydowanej większości krajów właśnie te języki rządzą w strefie edukacji, rządu, biznesu, mediów itd.

    To trochę jakby w Polsce w szkołach nauczano po niemiecku, a po polsku można by było w domu rozmawiać.

    1. Dzięki za to pytanie! Nie da się odpowiedzieć w trzech zdaniach, więc pewnie dopiero jutro napiszę coś sensownego. W skrócie – taniej i praktyczniej jest polegać na języku kolonialnym, bo: wielojęzyczność i 'nienaturalne' granice; polityka edukacyjna władz kolonialnych; postawy elit niepodległościowych; czasem też próba 'maskowania' antagonizmów międzyetnicznych; wreszcie – urbanizacja i migracje wewnątrz kontynentu. Nie ma wątpliwości, że dla coraz większej liczby Afrykańczyków (zwł. w megamiastach jak Lagos, Kinszasa czy Abidżan) języki kolonialne (lub coś bardzo do nich podobnego) są nie tylko rodzimymi, ale i *jedynymi znanymi* językami.

      Ale sytuacja w poszczególnych państwach bardzo się różni – Etiopia (na szczeblu centralnym amharski, ale na poziomie prowincji również inne języki są dość szeroko używane), Tanzania (suahili) czy nawet Senegal (gdzie wolof jako język biznesu 'ściga się' z francuskim; zapewne przegra, ale…) to państwa, gdzie lokalne języki są używane w "oficjalnych" sferach.

      1. Zgadza się że Tanzania jest wyjątkiem od zasady i tam język suahili ma silną rolę w oficjalnej sferze. Sam byłem w tym kraju kilka miesięcy temu i widziałem że jednak często widać tam reklamy, znaki drogowe czy napisy na sklepach po angielsku, więc istnieje pewne domniemanie znajomości kolonialnego języka.

        Uznałbym że to wieloetniczność i sztuczne granice są przyczyną tego stanu rzeczy – bardzo trudno byłoby się zdecydować który rodzimy język ma pełnić rolę oficjalnego. Wystarczy sobie przypomnieć że burdy w Soweto rozpoczęły się od chybionej próby zmiany polityki językowej. Oprócz tego na pewno istnieje jakieś przeświadczenie o bezużyteczności języków ojczystych – jakiś obywatel Zimbabwe raz powiedział mi, że w sumie po co by komuś była potrzebna znajomość biologii czy chemii w języku szona.

  4. Takie dziwne pytanie: czy użytkownicy bambara przyznają się do tego, że mówią w bambara? Czy Malijczycy zapytani o to jakie znają języki, w ogóle podają swój pierwszy język? A może jako język podają tylko francuski?

    Udało mi się przez internet nawiązać konwersację z kilkunastoma koleżankami z "hiszpańskojęzycznej" Gwinei Równikowej – może nie tak blisko Mali, ale "z grubsza". 😉 Zapytane o to, w jakich mówią językach, wszystkie odpowiedziały, że "tylko po hiszpańsku", ewentualnie, że znają odrobinę francuskiego, angielskiego, itp. Ani jedna nie przyznała się do znajomości jakiegoś języka afrykańskiego. Ciężko mi tę historię kupić, gdyż (1) rodzimych użytkowników hiszpańskiego w Gwinei Równikowej jest garstka, a (2) z kilkunastu znających "tylko hiszpański" może jedna władała perfekcyjnym hiszpańskim, do którego nie miałbym zarzutów, ale… ta jedna "odmienna" studiowała na Kubie i zdawała się pływać w pieniądzach żyjąc w jednym z najpodlejszych państw Afryki. Jeśli Gwinejkę Równikową przycisnąć i zapytać, ale czy na pewno zna tylko hiszpański, to potwierdzi, że tylko hiszpański i nic poza nim. Jeśli zapytać ją wprost, czy zna może jakiś afrykański język, odpowie, że nie rozumie o co chodzi… i doda, że zna hiszpański! Dopiero po kilku miesiącach znajomości wycisnąłem informację od mojej znajomej (tym razem takiej "normalnej" i myślę, że reprezentatywnej społecznie), że jest rodzimą użytkowniczką języka kombe (może 10 tys. użytkowników, rodzina bantu), gdyż zacząłem wymieniać po kolei przeróżne języki, jakich używa się w Gwinei Równikowej.

    Czy języki z rodziny bantu nie liczą się jako języki czy co!? Zacząłem analizować gramatykę itd. języka kombe, ale materiały dostępne w internecie są gorzej niż opłakanej ilości i jakości. Zobaczę co z tego wyjdzie. 🙂

    1. Do ostatniego akapitu – a to nie kwestia po prostu małej liczby użytkowników? 10 000 to niewiele. Do np. swahili – też bantu – pełno jest materiałów.

      1. W blisko pokrewnym języku yasa, albo nawet dialekcie tego samego języka, mającym tylko 3 000 użytkowników, jest nawet taka piękna strona internetowa z nagraniami, polecam: https://www.peupleiyasa.com/ Nie szukałem materiałów do yasa tak dokładnie, ale raczej nie jest ich wiele. Przy materiałach, które posiadam, bez posiłkowania się yasa będzie mi ciężko odtworzyć system tonalny kombe (na szczęście bardzo prosty, choć po nauce tikuna już niemal każdy system tonalny na globie ziemskim będzie wydawał się prosty). Na marginesie, w bazie danych ASJP dla kombe i yasa wychwyciłem błędy, ale tak samo są błędy w tikuna i zdają się wynikać z nieznajomości elementarnej gramatyki przez kompilatorów słownictwa. Ogólnie rzecz biorąc, kombe idzie opanować w podstawach. 🙂

        W całej tej historii serio zastanawiam się, czy w grę nie wchodzi jakieś taboo. To by tłumaczyło brak sensownego opisu języków i opór przed przyznaniem się do ich znajomości. Po tym jak po kilku miesiącach z trudem wycisnąłem od jednej Gwinejki Równikowej, że mówi w kombe, poświęciłem jeden dzień na analizę wyszukanych materiałów. Zdołałem skomponować kilka zdań, które okazały się zrozumiałe! Nie cieszyłem się jednak długo. Nie rozumiała, jak to możliwe, że "z dnia na dzień nauczyłem się kombe…" do tego twierdząc, że nie posiadam podręcznika i, że w tym wszystkim jest coś podejrzanego. Ponadto stwierdziła, że jeśli chcę, mogę nauczyć się kombe, ale nie będzie w kombe ze mną rozmawiać gdyż… nie jestem z rodziny. Uparła się, że w kombe rozmawia się w rodzinie, a ja z rodziny nie jestem i nie może i już!!!

        Jeszcze się kombe i pokrewnym językom regionu poprzyglądam. To są ładne języki. Pewnie mógłbym trafić też na jakąś bardziej rozmową użytkowniczkę. Chociaż nie wiem, czy warto jest się męczyć – w końcu a w Ameryce Pd. cieszą się i nie wymyślają problemów "bo nie jestem z rodziny", jeśli chcę się nauczyć ich języka. No i jeśli pojadę turystycznie, nie zamkną mnie w więzieniu za szpiegostwo.

      2. "tylko dla rodziny" z jednej strony brzmi jako oznaka niskiego prestiżu języka w oczach samych użytkowników (to częste), ale z drugiej może po prostu oznaczać traktowanie go jako czegoś czym nie powinno się dzielić z obcymi. To drugie też całkiem częste, zdarza się nawet w Europie – wśród Romów zdania o tym czy trzeba pilnować romani przed gadziami są podzielone.

    2. Nie sądzę żeby to był problem akurat w Mali. Ktoś może posługiwać się nazwą lokalnego (czy klanowego) dialektu zamiast "bambara" czy "bamanankan", ale raczej nie wypierał w ogóle. Ale w Mali i okolicach jest kilka bardzo silnie wyodrębnionych "bloków" etnicznych (więc jest się kimś w opozycji do innych; jest z czego być dumnym), i nie ma dużych miast w których językiem całej codziennej (nie tylko oficjalnej) komunikacji byłby francuski. Nie ma zatem na razie sytuacji jak w Kinszasie czy Luandzie, gdzie jest wiele osób które naprawdę mówią tylko po francusku czy portugalsku (i pewnie masa innych, które tylko udają). Plus w Gwinei Równikowej (a zwłaszcza na Bioko) dochodzi jeszcze historia niewolnictwa (= zaburzenia normalnej transmisji lokalnych języków, utrwalenie wyobrażeń o ich niskim statusie). Pewna część Twoich rozmówców pewnie najlepiej włada Pichi, tylko nie uważa go za język 🙂

      A co do "z grubsza" – już takie Togo to zupełnie inny świat niż Mali, a Gwinea Równikowa ma równie mało wspólnego i z jednym i z drugim.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Teraz masz możliwość komentowania za pomocą swojego profilu na Facebooku.
ZALOGUJ SIĘ