kubitsky

Jak ujarzmić szwedzkie samogłoski?

dlugie_aDzisiaj krótkie omówienie kwestii fonetycznej, której istotność  umieściłabym zdecydowanie bliżej początku "osi czasu" nauki języka szwedzkiego. Jej zaniedbanie upośledzi naszą umiejętność głośnego czytania już na samym starcie, zaś uważne jej traktowanie nie kosztuje wiele i może okazać się całkiem fajną zabawą. Mowa oczywiście o samogłoskach szwedzkich i ich podziale na krótkie i długie. Dlaczego jest to temat istotny? Po pierwsze, długość samogłoski determinuje wybór wariantu jej wymowy; po drugie, tak samo zapisane słowo może mieć dwa KOMPLETNIE różne znaczenia w zależności od tego, czy użyto w niej samogłoski krótkiej lub długiej. Zwrócę także uwagę na to, jak trenować wymowę poszczególnych samogłosek, gdyż dla niewprawionego ucha zlewają się one nierzadko w jedno.

Różne "bardzo śmieszne żarty" głoszą, że mowa Szwedów brzmi trochę jak ziewanie. Iloczas to inna nazwa tego zjawiska, które, mówiąc najprościej, determinuje długość dźwięku odpowiadającego wymawianej głosce lub sylabie. Dla niektórych nacji jest to rzecz intuicyjna – iloczas nie jest bowiem charakterystyczny wyłącznie dla szwedzkiego. Polacy niestety pozbawieni są takiego punktu odniesienia, ponieważ iloczas jest w polszczyźnie nieobecny od wieku XVI.

vokaler

[źródło: http://svenskab1b2.majby.se/doc/fonetik1.pdf] Kliknij, aby pobrać pdf z tablicą wszystkich znaków.

W szwedzkim, choć mówimy przeważnie o długości samogłosek (w tym przypadku aż dziewięciu: a, e, y, u, i, o, å, ö, ä), to zwraca się także uwagę na "długie", a więc podwojone spółgłoski, np. "tt", "bb". Znaleźć je można zazwyczaj na końcu wyrazu lub w jego środku. Zapisuje się je podobnie jak wydłużone samogłoski, używając czegoś w rodzaju trójkątnego dwukropka. Dla przykładu, w słowie sitter / (ktoś) siedzi / ['sɪt:ɛr] jesteśmy "w obowiązku" poświęcić ułamek sekundy dłużej na oddanie "długiego t" = "t:". Rzeczą oczywistą jest, że w polskim takie geminaty, a więc podwojone spółgłoski, są zjawiskiem nierzadkim, chociażby w popularnych imionach (Adriana / Adrianna robi różnicę!).

Zwracam uwagę na choćby pobieżną znajomość międzynarodowego alfabetu fonetycznego, ponieważ uważam, że nawet osoba początkująca zrobi z niego ogromny użytek. W kontekście omawianego tematu, a więc (samo)głosek długich w języku szwedzkim, ustalenie ich obecności lub nieobecności w przyswajanym słowie będzie kwestią zaledwie kilku kliknięć w jakimś dobrym, internetowym słowniku. Ja lubię lexin, właśnie z powodu uwzględnienia zapisu fonetycznego.

Przydatne reguły? Owszem, istnieją! Jeżeli ktoś nie może się bez nich obejść, to powinien pamiętać o tym, że…

  • Po samogłosce długiej zawsze następuje krótka spółgłoska, zaś po samogłosce krótkiej – spółgłoska długa;
  • Samogłoska jest krótka, jeśli jest akcentowana i ma po sobie spółgłoskę długą;
  • W sylabach nieakcentowanych wszystkie głoski są krótkie;
  • Przed samogłoską akcentowaną również;
  • Sylaba akcentowana zawsze jest długa (cechowana przez długą głoskę).

Powoływanie się na prawidłowości tego typu wymaga od uczącego się znacznego rozszerzenia wiedzy o akcentach i fonetyce szwedzkiej i nie ma nic wspólnego z nauką intuicyjną i naśladowczą, która, w mojej opinii, powinna być co najwyżej weryfikowana przy pomocy literatury.

Samogłoskowe faux-pas? Jak najbardziej możliwe. Chcąc wypowiedzieć się o zmarłym, łysym (kal) mężczyźnie, możemy nieopatrznie nazwać go zimnym (kall). Dyskusja nt. wyborów (val) może wprawić w konfuzję niespodziewanym przywołaniem nieokreślonej tamy (vall). Pan nadużywający wódki na weselu może zostać wyzwany od brzydkich (ful) zamiast pijanych (full). A to tylko niektóre z licznych przykładów.

OK, wiemy już gdzie głoskę skrócić, a gdzie wydłużyć, a prawdopodobieństwo gafy zostało zredukowane do minimum. Przejdę teraz do części praktycznej. Jak sprawić, by szwedzkie samogłoski brzmiały naprawdę szwedzko?

http://www.digitalasparet.se/

http://www.digitalasparet.se/

Raz, że słuchać native'ów – jasne. Jednak świadome wychwycenie subtelnych różnic między dźwiękami to sprawa dydaktyczna i przy użyciu narzędzi dydaktycznych wydaje się najbardziej efektywna. Nie każdy ma nauczyciela, ale (prawie) każdy ma internet. Stąd na pewno natrafiliście kiedyś na lub witrynę. Sama z nich korzystałam (sądzę, że z dobrym skutkiem!) i złego słowa nie dam o nich powiedzieć. Można zaangażowaniem pójść o krok dalej i spojrzeć na plansze artykulacyjne jak chociażby ta, którą wkleiłam po prawej stronie. Najlepiej byłoby oczywiście zmniejszyć się jak w Kingsajzie wejść jakiemuś Szwedowi do buzi (na szczęście większość z nich ma ładne zęby).

Moim absolutnym ulubieńcem jest pan Jacek Kubitsky i jego opracowanie gramatyczne języka szwedzkiego wydane przez Natur och Kultur. Kilka rozdziałów jest poświęconych także fonetyce, zaś podrozdziały w sposób opisowy i miejscami humorystyczny dadzą pewne WYOBRAŻENIE tego, jak za pomocą posiadanych przez nas – Polaków – umiejętności artykulacyjnych będziemy mogli wyczarować dźwięki dalekiej północy. Osobny fragment publikacji w całości poświęcono wymowie litery "o". Moim zdaniem jest to najlepsze źródło "beznagraniowe" służące do zgłębiania omawianego tematu. Poniżej mała próbka treści:

 

Samogłoska***

Długa

Krótka

E

 "Długie e jest bardziej ścieśnione (tzn. ma wymowę zbliżoną do i) niż (…) polskie e w słowie Ewa. Przypomina wymowę e w słowie klej (ale brzmi nieco dłużej)".  "Litery e oraz ä odpowiadają głosce jak w polskim wyrazie ser".

A

 "Długie a wymawiamy z domieszką polskiego o. Przypomina dialektalną wymowę a w wyrażeniu: skończony dziad".  "Wymawia się jak w polskim słowie matka"

*** [Tabela opracowana na podstawie książki, której współautorem jest p. Jacek Kubitsky (dokładny opis bibliograficzny pod artykułem), konkretnie rozdziałów 8.5 i 8.6]

Nie ukrywam (a wręcz przyznałam się do tego w tym artykule), że do treningu fonetycznego cudownie nadają się audycje dla dzieci. Dzieje się tak z bardzo prostego powodu (powodów): primo, mają one za zadanie nauczyć jak najmłodszego widza nie tylko samych literek, ale i odpowiadających im dźwięków; secondo: w piosenkach i dialogach uczestniczą zawodowi aktorzy o lepszej niż przeciętna dykcji.

Przyjrzyjcie się temu fragmentowi programu Fem myror är fler än fyra elefanter. Uszy nie spuchną, gdyż muzycznie audycja stoi na dość wysokim poziomie.

Śpiewana głoska (nuta) trwa odpowiednio długo i jest powtarzana z teatralną dokładnością, tak więc dźwięk ma doskonałe warunki do zaistnienia w naszej pamięci słuchowej.

Mankamentem łączenia treningu fonetycznego ze słuchaniem piosenek (takich, lub "dorosłych") wiąże się poniekąd właśnie z iloczasem – język "śpiewany" nie odda wszystkich niuansów akcentowych ani tempa języka mówionego.


Polak uczący się języka szwedzkiego napotka oczywiście więcej trudności fonetycznych niż tylko rozróżnianie samogłosek. Wszelkie zbitki spółgłoskowe to temat na osobny artykuł, który być może kiedyś się pojawi.


Polecam / korzystałam z:

  1. Szulc, A. (1992) Gramatyka dydaktyczna języka szwedzkiego. Kraków: Wydawnictwo UJ.
  2. Viber Å., Ballardini K., Stjärnlöf S., Kubitsky J. (1992) Mål. Gramatyka szwedzka po polsku. Svensk grammatik på polska. Sztokholm: Natur och Kultur.

Zobacz także…
SWEDEX: luźne przemyślenia

Po jakiemu uczyć się szwedzkiego?
Pitch accent w języku szwedzkim, cz. 1

Czy język szwedzki jest trudny?

 

Po jakiemu uczyć się szwedzkiego?

szwedzki_polski_angielski

No, jak to po jakiemu, po …

Jaka była twoja pierwsza myśl, drogi czytelniku? Czy język obcy jest w twoim umyśle bytem na tyle specyficznym i osobno pojmowanym, że w trakcie jego nauki wolisz ograniczyć udział języka pomocniczego (ojczystego) do minimum? Może nie potrafisz całkowicie zrezygnować ze wspomagania się polskim na żadnym z etapów kursu lub samodzielnej nauki? A może lubisz uczyć się dwóch języków jednocześnie, przy czym ten, który znasz dużo lepiej niż drugi staje się twoim językiem pomocniczym? W poniższym artykule postaram się nakreślić różne podejścia do opisanej powyżej sprawy, zarówno wyznawane przez samouków jak i zawodowych lektorów. Zaprezentuję także krótkie recenzje kilku pomocy naukowych (w większości podręczników) do języka szwedzkiego, zarówno tych wyprodukowanych przez wydawnictwa polskie, jak i publikacji monojęzycznych (szwedzkich), a także wspomnę o źródłach przydatnych tym, którzy władają i lubią władać angielskim.

PO POLSKU

Ci z was, którzy uczestniczyli w jakikolwiek kursie dla początkujących w jakiekolwiek ze szkół językowych, zetknęli się prawdopodobnie ze specyficzną metodologią stosowaną przez lektorów tam nauczających. Dostępne w ofercie kursy są (zazwyczaj w dość sztuczny sposób) podzielone na etapy, z czego kilka pierwszych posiada w nazwie wyróżnione określenie „dla początkujących”. Dopóki testy poziomujące nie wykażą zadowalającego wyniku, kursant pozostaje w bezpiecznej dla siebie loży laików, dla których jeszcze za wcześnie na konwersacje/zrezygnowanie z języka pomocniczego/zabranianie im mówienia po polsku. Użycie języka ojczystego zaczyna być mocno ograniczane przez lektora w momencie przekroczenia magicznej granicy poziomu B1 lub B2.

Czym to grozi?
Wśród skutków ubocznych powyższej metodologii (które – identycznie jak w przypadku farmakoterapii – mogą, lecz NIE MUSZĄ się pojawić) wyróżnić można m. in.:

  • Przymus formułowania każdej wypowiedzi (ustnej lub pisemnej) najpierw w języku polskim, co przynajmniej dwukrotnie wydłuża czas operacji umysłowej;
  • Paniczny lęk przed samodzielnym formułowaniem wypowiedzi w języku obcym;
  • Nieumiejętność wytworzenia w sobie nawyku myślenia w języku obcym;
  • Tworzenie bezsensownych kalek z języka polskiego na obcy (i odwrotnie);
  • Upośledzenie metod przyswajania materiału (największy koszmar to wkuwanie listy słówek ze sztywno przyjętymi tłumaczeniami polskimi – dotyczy to również wszelkich publikacji typu „Norweski w 3 miesiące”, „Niemiecki nie gryzie” czy też „Język bułgarski w podróży”).
  • Wytworzenie u kursanta poczucia bezradności językowej;

Czy to znaczy, że powinniśmy wyrzucić wszystkie polskojęzyczne książki, pomoce naukowe, kserówki, a lektora publicznie wyszydzić?

Ależ skąd.

Jedyny wydźwięk wszystkiego, co powyżej napisałam, zamyka się w tych dwóch prostych radach:

  1. Stawiaj sobie wyzwania
  2. Unikaj braku stawiania sobie wyzwań

Lecz o tym nieco później.

W swojej szwedzkojęzycznej podróży chętnie sięgam do wydawnictw polskich/przełożonych na język polski, głównie w celu nieco głębszego i czysto teoretycznego zapoznania się z teorią gramatyki tego pięknego języka. W tej kategorii znajdują się dwa tytuły, z którymi nigdy nie zamierzam się rozstawać.

  1. Dymel-Trzebiatowska H., Mrozek-Sadowska E. (2011) Troll 1 & 2 – Język szwedzki. Teoria i praktyka. Poziom podstawowy i średnio zaawansowany. Gdańsk: Wydawnictwo Słowo obraz/terytoria.

troll-2-jezyk-szwedzki-teoria-i-praktyka-poziom-srednio-zaawansowany

Kompleksowe, przekrojowe kompendium wiedzy gramatycznej i leksykalnej, obejmującej poziomy podstawowy i średnio zaawansowany. Surowa (lecz bardzo wysmakowana) szata graficzna książki pozwala na całkowite oddanie się szaleństwu wykonywania różnorodnych, pisemnych ćwiczeń językowych, podczas którego nie rozproszą nas zbędne ilustracje. Mimo tej minimalistycznej i czysto praktycznej formy, książka doskonale nadaje się do samodzielnej pracy. Połowę zawartości Trolla stanowi skondensowana wiedza teoretyczna (która w zupełności wystarczy, by wypełnić wszystkie ułożone pod nią ćwiczenia),zaś na ostatnich kartach podręcznika znajduje się kompletny klucz odpowiedzi. Relatywnie niska (jak na podręcznik językowy na dobrym poziomie) cena oraz szeroka dostępność to kolejne argumenty przemawiające za tym, by nabyć Trolla 1&2. Przebrnięcie przez wszystkie rozdziały obu części może okazać się fantastyczną formą powtórki i utrwalenia zatartego już w pamięci materiału.

Seria Troll dostępna jest także w wersji dla miłośników języka norweskiego i duńskiego.

  1. Viber Å., Ballardini K., Stjärnlöf S., Kubitsky J. (1992) Mål. Gramatyka szwedzka po polsku. Svensk grammatik på polska. Sztokholm: Natur och Kultur.

gramatyka_szwedzka_kubitsky

Svensk grammatik på polska to zaadaptowana do potrzeb polskiego czytelnika pomoc naukowa, stanowiąca niejako uzupełnienie do szwedzkojęzycznego podręcznika Mål. Podobnie jak Troll, idealnie sprawdza się jako pierwszy „przewodnik gramatyczny” po języku szwedzkim, przydatny zarówno kompletnemu żółtodziobowi, jak i „staremu wyjadaczowi. Problemem może okazać się słaba dostępność książki, jednak warto o nią zawalczyć dla samego komfortu przyswajania bardzo lekkiego pióra pana Jacka Kubitsky’ego.

PO SZWEDZKU

Słyszeliście kiedyś o blogu All Japanese All The Time? A o artykule Karola na jego temat? Swego czasu był to mój ulubiony tekst na poprzedniku Woofli – blogu Świat Języków Obcych. Opisana w nim metoda, jeśli przypadnie któremuś z moich czytelników do gustu, z powodzeniem może być realizowana poprzez korzystanie z podręczników, w których nie znajdziemy ani jednego słowa w innym narzeczu, niż tym, który jest przedmiotem naszego zainteresowania. Jednym słowem – uczymy się szwedzkiego po szwedzku, angielskiego po angielsku, włoskiego po włosku, zaś japońskiego – po japońsku.

Czy jest to rada użyteczna, patrząc z punktu widzenia ucznia całkowicie początkującego? I tak i nie. Tak, jeżeli będziemy potrafili uciec się do języka pomocniczego tylko w sytuacjach awaryjnych, nadal czerpiąc przyjemność z tego zanurzenia się w obcej rzeczywistości językowej. Wola jak zwykle stanowi tu element kluczowy. Jeżeli jednak taki sposób nauki jest dla nas zbyt stresogenny, ograniczmy się do zanurzenia kulturowego tylko w przypadku zagranicznej podróży, lub w formie opisanej powyżej, lecz raczej epizodycznej, niźli ciągłej.

Korzyści, jakie wyciągnęłam dla samej siebie ucząc się języka szwedzkiego „po szwedzku” praktycznie od początku mojej nauki, to m. in.:

  • wytworzenie osobnej „tożsamości językowej” (bo na naturalną dwujęzyczność jest już dla mnie o jakieś 20 lat za późno – nad czym szczerze ubolewam);
  • umiejętność nabywania nowego słownictwa oparta na bazowaniu na synonimach;
  • ograniczenie do minimum zjawiska negatywnego transferu językowego;
  • satysfakcja i językowa „pewność siebie”;

Obranie przeze mnie takiej, a nie innej formy początkowej nauki to bardziej dzieło przypadku, niż celowe i zaplanowane działanie. Szwedzkim zainteresowałam się poważniej mając lat 16, a w takim wieku trudno mówić o szerszym rozeznaniu w rynku wydawniczym. Najczęściej polecanym (choć nie wiem, z czego to dokładnie wynika) podręcznikiem szwedzkojęzycznym do języka szwedzkiego jest znane i lubiane Svenska Utifrån.

utifran

Choć książka ta to tylko (lub aż) zbiór czytanek zilustrowanych czarno-białymi obrazkami/fotografiami ze zdawkowym tylko komentarzem gramatycznym, to cenna jest głównie ze względu na dwa jej zastosowania:

  1. ćwiczenie głośnego czytania (każda czytanka zapisana jest w formie dźwiękowej na płytach dołączonych do SU)
  2. trening translatorski (poziom trudności tekstów rośnie wraz z numeracją stron)

Minusem może okazać się cena i dostępność SU, bowiem jeśli nie uda nam się przechwycić używanej Svenska Utifrån, to sprowadzenie jej zza Bałtyku może okazać się całkiem kosztowne.

PO ANGIELSKU

Czas na tło teoretyczne, czyli częściej lub rzadziej doświadczane przez miłośników języków obcych zjawisko transferu językowego.

Transfer językowy, nazywany także interferencją (pojęcie znane także z lekcji fizyki z liceum) to nic innego jak wpływ języka pierwszego (L1 – np. ojczystego, pomocniczego lub jednego z obcych) na produkcję lub odbiór języka drugiego (L2).

Nie jest to jednak zjawisko jednoznacznie szkodliwe i niepożądane. Transfer pozytywny występuje np. u dzieci dwujęzycznych, które potrafią formułować poprawne wypowiedzi w jednym języku i przenosić je na język drugi. Transfer negatywny zachodzi wtedy, gdy błędnie przenosi się struktury językowych z L1 na L2 lub odwrotnie.

Jeżeli to właśnie język angielski (użyty tu tylko jako przykład; może to być każdy inny język – najlepiej germański – który opanowaliśmy w stopniu bardzo dobrym lub biegłym) stanie się naszym językiem pomocniczym, to czy powinniśmy obawiać się transferu negatywnego między tymi dwoma językami?

Moim zdaniem (co wynika z mojego bezpośredniego doświadczenia) mamy szansę nie tylko uniknąć szkodliwej interferencji językowej, ale wręcz zwiększyć częstotliwość występowania transferu pozytywnego. Osłabiamy także prawdopodobieństwo interferowania któregokolwiek z tych języków z językiem polskim.

Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, iż zdecydowanie więcej materiałów, książek i interesujących nas publikacji i pomocy (zwłaszcza internetowych) uda nam się znaleźć w rzeczywistości anglojęzycznej, niźli polskiej.

TO W KOŃCU JAK?

 W moim przypadku, nauka języka szwedzkiego przy udziale ojczystego języka pomocniczego nadal stanowi chyba najmniejszy ogólny procent wszystkich wyróżnionych przeze mnie propozycji. Lecz jak to zwykle bywa w kwestiach metodyki: każdemu według uznania.

Może dobrym pomysłem na nowy rok będzie podjęcie nauki norweskiego lub duńskiego… po szwedzku?

Zobacz także…

Chcesz opanować podstawy języka obcego? Wypróbuj metody Assimil.

O szkołach językowych.

Ilu języków tak naprawdę potrzebujesz?

Najpiękniejszy z językowych przełomów.

A nie mylą ci się te języki?