Ilu języków warto się uczyć jednocześnie?

W ciągu ostatniego tygodnia otrzymałem trzy maile o niemal identycznej treści. Kwestią poruszaną w każdym z nich była nauka kilku języków naraz – czy można tak robić, czy się opłaca i czy w ogóle ma to jakikolwiek sens. Podążając tym tropem postanowiłem napisać coś na ten temat i po raz kolejny (jak w przypadku podręczników do serbskiego i chorwackiego) rozwiać wątpliwości ludzi rozważających naukę kilku języków jednocześnie.

Zapewne każda osoba, która interesuje się językami obcymi i lubi się ich uczyć przynajmniej raz uległa pokusie rozpoczęcia nauki czegoś innego niż to co jest aktualnie jej największym celem. Każdy z nas chwycił kiedyś za książkę do japońskiego, portugalskiego, arabskiego czy afrikaans, pobawił się przy niej doskonale przez krótszy czas i następnie rzucił w kąt bez osiągnięcia wymiernych korzyści. Nie jestem zresztą pod tym względem wyjątkiem, co już wielokrotnie można było zaobserwować na blogu. Od czasu założenia "Świata Języków Obcych" (już przeszło 2 lata) oprócz moich języków standardowych miałem krótkie przygody z:
– czeskim (napisałem nawet całą serię artykułów zawierającą moje spostrzeżenia po miesiącu nauki)
– ukraińskim (podejście nr 3 lub nawet 4 do tego języka, który rozumiem bardzo dobrze, jednak próby rozmów zawsze kończą się przejściem na rosyjski)
– xhosa (tu optymistą nie byłem od samego początku, język potraktowałem zdecydowanie jako ciekawostkę lingwistyczną i byłbym bardzo naiwny wierząc w to, że opanuję go na zadowalającym poziomie – o wrażeniach z nauki xhosa można przeczytać tutaj)
– afrikaans (o języku oraz samych Afrykanerach również zdarzyło mi się wspomnieć na stronie)
– macedońskim (można mówić nawet o małym sukcesie, bo po 2 miesiącach nauki w domu byłem w stanie dogadać się w Macedonii, ale w ogromnej mierze była to zasługa znajomości serbskiego, który, bądź co bądź jest do macedońskiego bardzo podobny; od tego czasu używany bardzo rzadko i jego sytuacja jest taka sama jak w przypadku ukraińskiego)
– bułgarskim (bo mając językoznawcze zacięcie musiałem porównywać trzy języki południowosłowiańskie oraz czytać artykuły o Macedonii w bułgarskiej wersji językowej, w której to mają one zupełnie inny oddźwięk niż w serbskiej czy macedońskiej)
– albańskim (to było naprawdę poważne postanowienie. Zmotywowany poznaniem bardzo miłej mniejszości albańskiej w Macedonii i odmiennością albańskiego od pozostałych języków indoeuropejskich uzbroiłem się w materiały i przez dobre 2 miesiące uczyłem się codziennie)
– francuskim (od kwietnia do września 2012 miałem codzienny kontakt z tym językiem, latem natomiast wyjechaliśmy na dwumiesięczną podróż po Francji i Niemczech, więc siłą rzeczy doprowadziłem ten język do stanu, w którym mogę względnie rozmawiać, ale do prawdziwej znajomości bardzo daleko)

Lista tyleż imponująca, co obrazująca skalę zjawiska, o jakim mowa w tym artykule. Warto tutaj zauważyć, że aktualnie każdy z tych języków jest na dobrą sprawę nietykany (może z wyjątkiem okazjonalnego kontaktu z francuskim i ukraińskim) i bardzo możliwe, że mogłem lepiej ten czas wykorzystać. Czy rzeczywiście?

Czas, czas i jeszcze więcej czasu
Jednym z kluczowych czynników wpływających na jakość nauki języka obcego jest zdecydowanie czas, który jej poświęcimy. Najprostsze wyliczenia matematyczne wystarczą by udowodnić, że im więcej srok za ogon chwycimy tym mniej czasu na każdą jesteśmy w stanie poświęcić. Jeśli więc oczekujesz, że rozpoczynając od zera 3 języki osiągniesz w ciągu roku mniej więcej podobny poziom ich znajomości co z zaledwie jednym to niestety, ale jesteś w poważnym błędzie. Mając do czynienia jedynie z angielskim nie sprawia problemów codzienne poznanie 20 słówek, przetłumaczenie dłuższego tekstu, przesłuchanie audycji radiowej, przeczytanie kilkunastu stron książki czy rozmowa ze znajomym. Powiedziałbym wręcz, że ucząc się zaledwie jednego języka znajdujemy się w bardzo uprzywilejowanej sytuacji, gdy faktycznie możemy się nim otoczyć i wykonać w krótkim czasie to co naprawdę jest esencją skutecznej nauki języka obcego. W przypadku kilku jest to już niestety niemożliwe i musisz bardzo uważnie rozplanować wszystko, żeby każdemu ze swoich obiektów zainteresowania poświęcić niemal taką samą ilość czasu każdego dnia. Doba ma jedynie 24 godziny, więc siłą rzeczy trzeba zrezygnować z niektórych czynności wykonanych w języku A na rzecz języków B, C czy D.

Warto też nadmienić, że umiejętność władania językiem obcym ma tendencję do zanikania jeśli wystarczająco często się z niej nie korzysta i każda przerwa może być zabójcza dla całego procesu akwizycji. Ma to znaczenie zwłaszcza w przypadku, gdy nie osiągnęliśmy jeszcze wystarczającego poziomu znajomości danego języka, żeby używać go w życiu codziennym. Wtedy praktycznie każda dłuższa przerwa powoduje znaczny spadek naszej wiedzy i w konsekwencji konieczność powrotu do pierwszej lekcji naszego podręcznika.

Jeśli miałbym więc wydać  opinię z czysto pragmatycznego punktu widzenia to bez wątpienia napisałbym, że warto nauczyć się najpierw konkretnie jednego języka i dopiero potem dodawać kolejne. To co jednak radzę w teorii, jak można było zauważyć na samym wstępie do artykułu bardzo różnie wygląda w rzeczywistości. Dlaczego?

Inny język jako intelektualna odskocznia
Albowiem istnieje też inna, znacznie sympatyczniejsza strona medalu. O ile rozdrobnienie się w równym stopniu na kilka języków uważam za niemądrą decyzję, o tyle zainteresowanie się pozostałymi i przeczytanie np. kilku prac na temat gramatyki porównawczej języków słowiańskich czy nawet przejrzenie artykułów wikipedii w języku, który wydaje się być w pewnym stopniu zrozumiały uważam za rzecz ogromnie rozwijającą pod względem intelektualnym. Myślę bowiem, że jeśli ktoś chce się wypowiadać na tematy językoznawcze to powinien przynajmniej pobieżnie zapoznać się z podstawami najważniejszych grup językowych świata. Może wtedy rzadziej zdarzałoby się słyszeć opinie niektórych osób, iż język polski, chiński czy arabski jest najtrudniejszym językiem świata.

Poza tym uważam, że czasem warto zrobić sobie odrobinę przerwy od tego co w danym momencie zdaje się być priorytetem. Jeśli akurat inne języki są czymś co potrafi Cię zrelaksować, to spędzenie z nimi kilkunastu minut będzie dla Ciebie wspaniałą zabawą, a wiadomo, że ta również jest potrzebna do prawidłowego funkcjonowania.

Złoty środek
Najważniejsze to znaleźć w tym wszystkim jakiś złoty środek. Uczyć się jakiegoś drugiego języka na boku, czytać o nim (bo to określenie znacznie bardziej tu pasuje niż nauka) można, ale warto pamiętać, by nie przysłonił on tego w co naprawdę włożyliśmy już mnóstwo pracy i co tak naprawdę znacznie bardziej może się przydać. Większe możliwości potrafi dać jeden język opanowany na poziomie bardzo dobrym niż 10 na turystycznym. Pewnie, że można rozpocząć naukę języka grenlandzkiego lub tajskiego potrafiąc wydukać parę słów po angielsku czy niemiecku tylko warto się zastanowić czy w ogóle się to w jakikolwiek sposób opłaca. Ostatnie zdanie jednak zawsze należy do czytelników, więc jeśli macie jakieś własne sposoby na naukę kilku języków jednocześnie, opanowanie chęci nauki wielu języków bądź chcielibyście wyrazić na ten temat opinię to zachęcam do komentowania.

Podobne posty:
Jak znaleźć czas do nauki?
Najlepsza rada dotycząca nauki języków obcych
Faza plateau – co to jest i jak przez to przejść?
Jakiego języka warto się uczyć?
Czy i kiedy opłaca się uczyć ukraińskiego?

63 komentarze na temat “Ilu języków warto się uczyć jednocześnie?

  1. Absolutnie zgadzam się z tym, że nauka kilku języków równocześnie nie jest najlepszym rozwiązaniem, gdy zależy nam na ich porządnej znajomości (powiedzmy C1). W każdym razie zawsze należy wybrać sobie jeden język na dany okres czasu i nadać mu status "priorytetowy", gdyż z własnego doświadczenia wiem, że tak naprawdę nie ma lepszej metody na opanowanie języka niż "total immersion". Dlatego chcąc szybko opanować norweski od razu założyłam sobie, że zawieszam naukę angielskiego i ograniczam się do jedynie biernego podtrzymywania kontaktu z tym językiem, mimo iż mam go dopiero na poziomie B2. Logicznie rzecz biorąc powinnam przez cały ten czas kontynuować angielski, ale gdybym to zrobiła, nie doszłabym z norweskiego do poziomu B2 w ciągu zaledwie roku. Teraz kiedy mam już bardzo solidne podstawy i wiem jak się tego języka dalej uczyć, mogę spokojnie powrócić do nauki angielskiego i kontynuować oba. Angielskim byłam już najzwyczajniej w świecie znużona i przesycona jego wszechobecnością, pamiętam jak wiele osób mówiło mi – naucz się najpierw porządnie angielskiego, ale te osoby najwyraźniej nie znały potęgi motywacji. Kiedy jest duża, nie ma siły, która by nam przeszkodziła. Po roku przerwy zdążyłam nieco "zatęsknić" za angielskim i mam nadzieję, że do dalszej nauki powrócę ze zdwojoną siłą. Przy okazji nauki norweskiego siłą rzeczy zainteresowałam się duńskim i szwedzkim, porównywanie tych języków było też dla mnie pewną siłą napędową, ciekawość jest czymś, co zawsze wzmaga nasze poznawanie. Być może kiedyś wezmę się również i za te języki, póki co – jak to ładnie ująłeś – hobbistycznie podczytuję sobie co nieco na ich temat. Traktuję to jako "intelektualną odskocznię". Bardzo chciałabym poznać duński, ale zdaję sobie sprawę, iż w chwili obecnej szkoda byłoby rozdrabniać się na kolejny język. Ale jest to dla mnie dodatkowa motywacja, by jak najszybciej zgłębić norweski, bo kolejny fascynujący język już czeka z niecierpliwością w kolejce 🙂 Przy okazji nauka skandynawskiego języka sprawiła, iż naprawdę zatęskniłam za niemieckim, którego uczyłam się w liceum i za którym wówczas nie przepadałam. Teraz, kiedy postrzegam rodzinę języków germańskich jako jedną wielką logiczną i sensowną całość, czuję, że przygoda z niemieckim jeszcze się nie skończyła i mój apetyt na ten język rośnie, z tym że tak jak napisałam wyżej – musi poczekać na swoją kolej 🙂 Nie wiem, czy moja wypowiedź jest spójna jako całość, ale w skrócie zmierzam do tego, iż moim zdaniem: 1) lepiej uczyć się języków jeden po drugim (matematyki się tu nie przeskoczy – lepiej zgłębić jeden porządnie w jak najkrótszym czasie, niż męczyć kilka i po 3 latach być z każdego z nich na poziomie A2); 2) należy uważać z nauką języka "z rozsądku" – jasne, dobrze jest znać angielski i niemiecki, ale jeżeli w danej chwili czujemy bardzo silną fascynację np. językiem islandzkim, jestem przekonana, że nauczycie się islandzkiego o te 2-3 poziomy więcej, niż gdybyście w tym samym czasie męczyli się z jakimś "sensownym" językiem; 3) czasem warto podczytywać sobie dodatkowo coś na temat innych języków z danej rodziny językowej (o ile nas interesują!), gdyż porównywanie gramatyki, leksyki czy wymowy bardzo przyspiesza naukę języka "głównego". Takie są moje spostrzeżenia. Pozdrawiam wszystkich pasjonatów!

    1. Wielkie dzięki Kai Koss za tak rozbudowany komentarz. Może faktycznie nieco przesadziłem z nauką języka "z rozsądku". Miało to po prostu swoje źródła w tym, iż ostatnio przeczytałem wypowiedzi kogoś uczącego się jednocześnie hawajskiego i swahili, co na pewno jest ciekawe, ale w dłuższej perspektywie wydaje mi się trochę niebezpieczne. Myślałem kiedyś o językach skandynawskich, ale z powodów, które podałem powyżej niestety nie tknę ich jeszcze przez następne kilkanaście lat.

      1. Night Hunterze, no, przypuszczam, że zwłaszcza czytelniczki nie zgodziłyby się z oddzieleniem okresu od istnienia, a nawet od bólu istnienia.
        Ale poza tym jak czasu nie wiązać z czasownikiem "istnieć"? Toć przecież nawet jeśli można wiedzieć o możliwym istnieniu poza czasem, wyobrazić go sobie na razie nie jesteśmy w stanie.

      1. Nie istnieje też ani okres ani czas, bo tło pojęcia abstrakcyjne i nie łączy się ich z czasownikiem istnieć, bo z założenia nie istnieją. Na tym blogu roi się od błędów, ale jak chcesz je poprawiać, to rób to poprawnie😊

  2. Będąc uczennicą LO jestem zmuszona uczyć się dwóch języków obcych. Ale fakt, że moja znajomość tych języków jest na inncyh poziomach ułatwia sprawę. Angielskiego uczę się od dziecka, więc teraz go po prostu szlifuję i mogę więcej uwagi skupić na języku, z którym dopiero co się zapoznałam. I pewnie nie miałabym problemów z tym drugim językiem (jakim jest francuski), gdyby nie to, że w tym samym czasie zaczęłam przygodę z hiszpańskim.
    Dwa języki jednocześnie. Jakie są moje spostrzeżenia? Otóż, moim zdaniem, lepiej mi idzie z hiszpańskim aniżeli z francuskim. Tylko,że nie wynika to z tego, iż uczę się dwóch języków jednocześnie. Po prostu hiszpański sprawia mi większą przyjemność. Nie muszę wkuwać słówek i regułek na pamięć, bo nie uczę się go w szkole. Podejrzewam, że gdybym obu tych językó uczyła się z takim samym zaangażowaniem, moja znajomość hiszpańskiego byłaby na niższym poziomie, zaś francuskiego na wyższym. Ale jest jak jest i nie chcę tego zmieniać. Jakoś francuski nigdy mnie specjalnie nie pociągał.
    Natomiast porównując angieslki i hiszpański, to w angielskim robię mniejsze postępy (i to mnie martwi), gdyż wkraczam w głębsze strefy tego języka. W przypadku hiszapńskiego wydaje mi się, że postępy są znacznie większe.
    W sumie, nie mam nic przeciwko nauce kilku języków w tym samym czasie. Jednakże uważam, że najlepiej jest wtedy, gdy znajomość poszczególnych języków jest na różnych poziomach. Wówczas jest jakoś łatwiej i przyjemniej.

  3. Nie do końca się zgodzę ze wszystkimi tezami z artykułu. Obecnie pracuję nad trzema językami obcymi (wolę używać tego słowa niż "uczę się"): angielskim (C1/C2), japońskim (B1) i rosyjskim (A1). Ilość języków jest głównie dostosowana do mojego wolnego czasu, ale najważniejsza jest odpowiednia taktyka.

    Angielski tylko szlifuję. Poznaję nowe frazeologizmy, archaizmy, nietypowe znaczenia. Jednak gdybym miał teraz na rok – dwa zrezygnować z nauki, mój angielski pogorszy się o dwa czy trzy poziomy.

    Moim głównym językiem nad którym obecnie pracuję jest japoński. To nad nim spędzam najwięcej czasu. Oczywiście idzie mi on wolniej niż gdybym miał się skupić tylko nad nim, ale takie podejście ma też inne plusy (o nich będzie niżej).

    Trzecim i ostatnim (na razie) językiem jest rosyjski. Cel w jego nauce jest inny niż w angielskim czy japońskim. Zdaję sobie sprawę że bez poświęcanie wielu godzin dziennie szybko go nie opanuję. Dlatego na razie buduję solidne fundamenty na przyszłość. Jeśli ktoś stara się szybko postawić dom, to zazwyczaj później drugie tyle spędzi na jego naprawianiu (tak było u mnie z angielskim i japońskim). Powoli buduję słownictwo, zasady gramatyczne, robię tylko jedną lekcję na miesiąc. W zamian każdą poprzednią lekcję mam opanowaną dość dobrze (w końcu przez miesiąc ją powtarzam).

    Teraz wspomnę trochę o korzyściach z nauki kilku języków równocześnie. Jakiś czas temu przeczytałem ciekawą tezę, że we wszystkich językach świata występują te same elementy, różnicą jest ich zastosowanie. Może to wynikać z ewolucji człowieka. Ucząc się kilku języków nieraz zauważam że "tak samo jest w rosyjskim/japońskim/polskim/angielskim!". Zasady których kiedyś nie rozumiałem, a tylko się wkułem aby zaliczyć kolokwium, stają się nagle oczywiste, właśnie poprzez porównanie. Oczywiście są także pewne minusy, choćby podobieństwo znaczeń (абрикос i apricot), ale to także pobudza wyobraźnię i w konsekwencji ułatwia naukę.

    Oczywiście we wszystkim jest potrzebny złoty środek, o czym wspomniałeś. Dla mnie jest to zasada 2:3:1. Na każde dwie godziny angielskiego, przypadają trzy japońskiego i jedna rosyjskiego.

    1. Dzięki Galu Anonimie, krytyka w dobrym stylu zawsze jest mile widziana. Myślę jednak, że tak naprawdę niewiele się różnimy od siebie w tym jak postrzegamy naukę kilku języków równocześnie. Podobnie uważam, że można spostrzec całą masę rzeczy zbieżnych w różnych językach, które niewątpliwie ułatwiają naukę następnych. Z drugiej strony jednak, jak słusznie zauważyłeś, gdybyś teraz rzucił angielski w kąt to w bardzo szybkim tempie jego znajomość by się znacznie obniżyła.

      To co natomiast wspomniałeś na końcu wydaje mi się godne polecenia każdemu, kto ma problem z pogodzeniem jednoczesnej nauki kilku języków. Pozdrawiam!

    2. Zgadzam się z komentarzem Gala Anonima, ja uczę się dwóch języków na raz (+jednego sporadycznie, raczej go doszlifowuję w wolnych chwilach) i uważam, że powinniśmy sobie ustalić priorytety, zobaczyć, jak dobrze znamy dany język i jak dobrze chcielibyśmy go znać, a więc ile czasu poświęcamy na niego, a ile na inny 😉
      Pozdrawiam 🙂

    3. Ja również nie widzę problemu w nauce kilku języków jednocześnie. Kwestia organizacji i samodyscypliny. Przy dzisiejszych możliwościach Internetu, TV nie wyobrażam sobie odłożyć na rok naukę języka.

  4. dobrą rzeczą jest np. "mieszanie" języków, ktorych sie uczy. zaczełam uczyc się włoskiego pół roku temu i nie mogąc znaleźc ciekawych materiałów po olsku, zaczęłam szukac tych angielsko-włoskich (angielski znam srednio – poiom b1), ale odkąd slucham lekcji włoskiego po angielsku, zauwazylam, ze moj stosunek do angielskiego zdecydowanie sie zmienil (na lepsze). słówek ucze sie tez z fiszek niemiecko-wloskich (niemiecki znam na poziomie c1 i kocham tej jezyk, wiec nauka to sama przyjemnosc, nawet jej nei odczuwam).
    mam nadzieje, ze do wrzesnia moj wloski osiagnie poziom a2, wezme sie wtedy za francuski. wydaje mi sie, ze jezeli jezyki sprawiaja komus przyjemnosc, mieszanie ich nie utrudnia, a jedynie urozmaica naukę

    1. Nauka języka poprzez inny język jest moim zdaniem czymś niesamowicie przydatnym i w niektórych przypadkach czymś wręcz nieodzownym. Liczbę języków, do których nauki istnieją dobre materiały polskojęzyczne jest stosunkowo niewielka i wydaje mi się, że przy językach bardziej egzotycznych opieranie sie na obcojęzycznych źródłach to mus.

    2. Świetna sprawa jak to nazwałaś mieszanie języków. Mam słownik z 5 pięcioma językami, który kupiłam 15 lat temu w Belgii. Wychodzę więc z założenia, że ktoś już wymyślił metody mieszania języków.
      Pozdrawiam

      1. Czy możesz napisać co to za słownik i jakie języki zawiera?Poszukuję takiego od laaaaat!!

    3. Nauka języka z materiałów innych nich tych przygotowywanych dla Polaków to ciekawe doświadczenie. Obecnie uczę się litewskiego z podcastów "Lithuanian Out Loud". Bardzo fajne materiały(szczególnie cenię sobie możliwość nauki gdziekolwiek jestem -MP3 – i odsłuchiwania poprawnego akcentu, który w tym języku ma spore znaczenie), ale uważam, że akurat tego języka lepiej uczyć się z materiałów dla Polaków. Dlaczego? Ze względu na system gramatyczny dość zbliżony do polskiego. Polakowi nie trzeba pewnych rzeczy wyjaśniać, bo analogiczne zjawiska występują i w polskim(np. przypadki). Ponadto słowa typu "jestem głodny/głodna" wystarczy przetłumaczyć dwoma słowami, nie trzeba każdorazowo wyjaśniać, że pierwszego z nich użyje mężczyzna, a drugiego kobieta. Nie bardzo potrafiłam rozróżnić zakres stosowania 2 litewskich słów, które na angielski tłumaczone były "I like", a po polsku byłoby to bodaj "lubię" oraz "podoba mi się". Za to ciekawym doświadczeniem jest przypominanie sobie/podtrzymywanie znajomości języków już w miarę wyuczonych poprzez korzystanie z dowolnych kombinacji języków ze strony Book2.
      Dzięki za interesujące wpisy!
      Asia

    4. Uczenie sie jezyka obcego przez inny obcy jezyk, ktory juz w miare znamy to zazwyczaj bardzo rozwojowe doswiadczenie, ale nie moze sie to odbywac na zasadzie "sztuka dla sztuki". Sa jezyki bardzo podobne do innych i uczenie sie ich za posrednictwem jezyka daleko spokrewnionego lub wcale, jest tylko niepotrzebnym utrudnieniem. Nie wyobrazam sobie Polaka, ktory na powaznie uczylby sie np. slowackiego poprzez angielski. Jezyki slowianskie sa tak specyficzne i wzajemnie podobne, ze uczenie sie ich z materialow nieslowianskich byloby wrecz parodia. A jezyk litewski jest jezykiem baltoslowianskim, czyli prawie slowianskim i mimo troche z poczatku obcobrzmiacych slow ( choc, gdy sie im przyjrzec uwaznie to podobienstwo do slowianskich jest w sporej czesci uderzajace) gramatyka jest bardzo podobna do gramatyki innych slowianskich jezykow. Dlatego uczenie sie tego jezyka za posrednictwem angielskiego to tylko niepotrzebne komplikacje. Najlepsze podreczniki do litewskiego sa w jezyku rosyjskim i pochodza z czasow ZSRR, jedyna ich wada jest brak nagran audio. A swoja droga litewski to piekny, stary jezyki, najbardziej indoeuropejski wsrod zywych jezykow, ktory posiada najwiecej podobienstw do innych jezykow indoeuropejskich, to taki relikt wsrod jezykow, zywy jezykowy dinozaur. Zycze sukcesow w nauce litewskiego, pozdrawiam!

    5. @Night Hunter
      Zgadzam się, nauka litewskiego z materiałów przygotowanych dla Polaków/Słowian jest znacznie prostsza. Niestety odczuwam brak sensownych, polskojęzycznych materiałów do usystematyzowanej, samodzielnej nauki tego języka – znane mi podręczniki(a i te są nieliczne) – jest przystosowana do nauki pod kierunkiem nauczyciela. Samouczek Ponsa (z cyklu "język w 30 dni") to dla mnie przerost formy nad treścią za dość wysoką cenę(no i zawiera absolutne minimum językowe, a co dalej?). Wkuwanie rozmówek jest nudne(acz czasem nawet to robię…), a brak nagrań to dodatkowy minus. Słucham pieśni litewskich, audycji(jeszcze niewiele rozumiem, ale cieszę się z każdego odszyfrowanego słowa). Czasem zaglądam do książki z gramatyką. Na ogół jednak uprawiam językowy masochizm, ucząc się litewskiego po angielsku. Muszę przyznać, że podcasty z cyklu o którym wspomniałam umożliwiają naukę gdziekolwiek się jest (również w podróży, podczas sprzątania itp.)a do tego zamieniają naukę w relaks, co ma duże znaczenie przy preferowaniu tego sposobu przyswajania. Oby starczyło wytrwałości choć na parę lat 
      Pozdrawiam
      Asia

  5. Witam! Mieszkam w Wilnie, i ucze sie v polskiej szkole. W tym roku zdaje egzaminy z polskiego, wybralam temat o jezykach obcych. Niechcac zlazlam wasz blog, i mam pytanie, moze ktos wie literature znanych pisarzy na temat jezykow obcych? 🙂 I chce jeszcze podziekowac za blog, bo tutaj znalazlam duzo potrzebnej mi informacji!

    1. Labas! Diano, masz na myśli specjalistyczne książki na temat języków obcych, SLA (Second Language Acquisition), językoznawstwa, czy też książki o językach obcych napisane przez pisarzy? ("Pisarz" po polsku oznacza przede wszystkim autora powieści oraz opowiadań) Jakby co, możesz do mnie napisać na maila to coś byłbym Ci w stanie polecić z tych pierwszych.

      Tak w ogóle to bardzo się cieszę, że blog się spodobał. Mam nadzieję, iż jeszcze kiedyś tutaj zawitasz.
      Ačiū za komentarz!

  6. Bardzo ciekawy artykuł 🙂
    Powiem coś od siebie, nie wiadomo jak jest z tą nauką kilku języków jednocześnie, ja sam znam tylko angielski ale mam straszną chęć jeszcze na francuski, japoński, chiński i koreański i jak to pogodzić? Haha no raczej nie ma szans na naukę tych języków jednocześnie 🙂 Szkoda bo motywację i chęć mam ale można znaleźć dużo wpisów że najlepiej uczyć się jednego języka.

  7. Po pierwsze, to mój pierwszy komentarz u Ciebie, choć już od dawna zaglądam na Twojego bloga, dlatego na początek witam serdecznie 🙂
    Po drugie, do rzeczy 🙂 Ja również chętnie sięgam po materiały do nauki francuskiego po angielsku, dzięki czemu mogę trochę uspokoić sumienie, bo odkąd wzięłam się za francuski, nie mam w ogóle czasu i ochoty na naukę angielskiego i ograniczam się do używania go (seriale, internet i właśnie nauka francuskiego, dzięki czemu mam większą różnorodność materiałów). Nie ukrywam, że mój poziom komunikatywności w angielskim spadł (byłam na C1, teraz oceniam się na B2), ale francuski tak mnie pochłonął, że nie mogę się od niego oderwać na rzecz angielskiego – i zamierzam kuć żelazo, póki gorące. Otaczając się francuskim ze wszystkich stron czuję, że robię ogromne postępy i widzę, że wspomniana już gdzieś wyżej metoda "total immersion" daje dobre efekty. I choć trochę mnie ciągnie do zaczęcia (a właściwie powrotu do) kolejnego języka, to wiem, że wtedy suma mojego zaangażowania w oba języki będzie mniejsza, niż całe moje obecne zaangażowanie we francuski, bo nie będę widziała tak dużych efektów i zaangażowania.
    Jestem ofiarą systemu edukacji, który w gimnazjum narzucił mi naukę niemieckiego i francuskiego, a w liceum – angielskiego i włoskiego. W efekcie po liceum i na studiach umiałam jedynie jako tako porozumieć się po angielsku, a pozostałe trzy języki zostały zapomniane. Dlatego odrzucam rozmienianie się na drobne, a do niemieckiego i włoskiego wrócę w przyszłości, jak już dojdę do C1 we francuskim.

  8. Wydaje mi się, że pytanie "Czy warto uczyć się kilku języków jednocześnie" wkrótce trzeba będzie zastępować pytaniem "Jak uczyć się kilku języków jednocześnie". Wartość znajomości kilku języków obcych w dzisiejszych czasach staje się być koniecznością. Przeglądając ogłoszenia w sprawie pracy, coraz lepiej widać, że znajomość angielskiego to coraz częściej za mało… Obecność przynajmniej dwóch języków obcych w planie lekcji to też wymóg szkolnych programów nauczania (w moim liceum dla klas humanistycznych i biologiczno-chemicznych obowiązkowa była też łacina), coraz częściej słyszę też, że na różnych kierunkach studiów obowiązkowe są dwa lektoraty.

    Z własnego doświadczenia wiem, że gdy już się zna kilka języków, łatwo budzi to apetyt na rozpoczęcie nauki kolejnego.

    Nie wyobrażam sobie jednak chyba zacząć nauki kilku języków równocześnie od zera. Wydaje mi się, że nauka języka od podstaw jest bardziej intensywna i wymaga innego rodzaju i wkładu pracy niż wspinanie się wyższe stopnie językowego zaawansowania.

  9. Moim zdaniem ilość języków, jakich powinniśmy się uczyć jednocześnie zależy od ilości wolnego czasu, naszego poziomu, chęci i motywacji do ich nauki. Nasze starania w tym kierunku najczęściej kończą się fiaskiem, ponieważ uczymy się języków, które są dla nas chwilową fascynacją. Jest ich dużo, przez chwile mamy wielkie ambicje, a za rok czy dwa nasza niewielka "znajomość" tych języków przechodzi do historii. Im mniej nas interesuje, tym lepiej – trzeba wybrać to, czym na pewno będziemy się zajmować.
    Ja również mam wielkie ambicje, jeśli chodzi o ilość, dlatego dzielę moją naukę na pewne okresy i wartościuję każdy język. Maksimum języków do nauki w jednym czasie to dla mnie 4. Jeśli są to języki, których uczę się niejako z przymusu lub bez fascynacji – jak najmniej. Zawsze uczę się jednak min. dwóch. Jeśli mam tak zwaną "fazę" na jakiś język – jestem w stanie w ciągu kilku dni opanować dużą ilość materiału z zakresu gramatyki i słownictwa i co więcej, jest to dla mnie przyjemnością 🙂
    Jednym (1) z wybranej czwórki jest oczywiście angielski. Drugim (2) jest język, który od zawsze chciałam opanować na wysokim poziomie (np. hiszpański czy niemiecki)
    Trzeci (3) to ten, który "pochłaniam", uwielbiam (np. fiński)
    Czwarty (4) to język, który dopiero poznaję od podstaw i chcę mu się przyjrzeć z bliska (chwilowe przygody z czeskim czy koreańskim).

    Nigdy nie uczę się od podstaw dwóch języków podobnych do siebie. Taki krok wykonuję dopiero wtedy, kiedy jeden z nich jest na średnio-zaawansowanym poziomie. Jeden okres nauki trwa dla mnie od 2-8 miesięcy nauki. Następnie "zmieniam" języki. Te dwa najważniejsze pozostają te same (1,2), a te dwa pozostałe są "ruchome". Jeśli nadal mam dużą motywację i przyjemność z nauki to kontynuuję numer 3. Numer 4 został przetestowany i zastanawiam się czy odpowiada mi gramatyka, czy nadal mi się podoba i czy w ogóle go nie porzucić.
    W następnym okresie uczę się innych dwóch języków. Staram się za to utrzymywać żywy kontakt z tymi odstawionymi. Nie poprzez naukę o ćwiczenia, a jedynie przez słuchanie i czytanie (internet, telewizja, kreskówki, książki – tylko i wyłącznie w formie przyjemności). I tak na zmianę – kolejne okresy przeplatają się i powtarzają. Wiem, że dużo tu niepotrzebnego kombinowania, ale ten system pomaga mi uczyć się wszystkiego i równocześnie uniknąć znudzenia.

    Pozdrawiam,
    Blue_himawari

  10. Powiem na moim przykładzie:
    Uważam, że 2-3 języki to maksymalna ilość, ponieważ jeżeli mamy sporo wolnego czasu to ok, spokojnie można ogarnąć, natomiast jeżeli pracujemy, studiujemy itp to średnio z tym czasem wolnym jest? Ja na przykład angielski szlifuje do poziomu C2 (obecnie C1), ale to studiuję filologię angielską więc z tym językiem tak czy siak mam kontakt (akurat dla mnie to super sprawa:) ) Drugim językiem jest francuski, który mam na lektoracie, akurat kuleje ciągle u mnie, średnio z wolnym czasem…. No i teraz kochana łacina mi doszła, chcąc nie chcąc za 12 miesięcy egzamin z niej i też muszę coś umieć aby napisać. więc na dobrą sprawę uczę się 3 języków i pomimo iż chciałbym nie mam czasu na rosyjski, którego to tak bardzo chcę się nauczyć!!

  11. Ja uczęszczam do gimnazjum i mam obowiązek uczyć się dwóch języków (angielski, niemiecki), często kiedy uczę się tych języków wiele rzeczy mi się myli. Zamiast powiedzieć po angielsku, mówię po niemiecku i na odwrót.

    1. Witam, też uczęszczam do 2 klasy gimnazjum i mam oba języki. Mi słowa z niemieckiego i angielskiego się nie mylą – angielski to język miękki, intuicyjny, zaś niemiecki – twardy i skonkretyzowany. Dla mnie wystarczy ułamek sekundy, by rozróżnić słowo niemieckie od angielskiego. Wydaje mi się, że precyzyjna znajomość obu to kwestia praktyki. Pozdrawiam.

  12. Szczerze mówiąc, to zależy od zdolności lingwistycznych poszczególnej osoby. Nie można wyznaczyć takiej granicy ile jednocześnie języków możemy się uczyć. Poza tym przy dobraniu odpowiedniej rodziny języków i ograniczenie się właśnie do określonej grupy, będzie nam o wiele łatwiej.
    Dodatkowo, jeśli nie ćwiczymy na bieżąco to logiczne, że po pewnym czasie zaczniemy wszystkiego zapominać i trzeba będzie zaczynać od nowa. Dlatego też duża ilość wolnego czasu jest niezbędna 🙂

    Pozdrawiam wszystkich lingwistyków i tłumaczy 🙂

  13. No właśnie, tak to jest, że człowiek najchętniej nauczyłby się wszystkich języków swiata, tylko czasu za mało 🙂
    Wiem po sobie, że ciężko jest pogodzić naukę wielu języków jednocześnie. Ostatnim moim wyczynem byłoa jednoczesna nauka rosyjskiego, chorwackiego, angielskiego i włoskiego. Z racji tego, że z rosyjskim mam najwięcej pracy, po 2-3 godzinach nie byłam w stanie spokojnie przeskoczyć sobie np. na angielski. Ten rosyjski mi się zagnieździł w głowie i koniec, mogiła. A kiedy sobie odpoczęłam, powiedzmy godzinkę, to z kolejnym językiem znów spędzałam kilka godzin (nie potrafię inaczej) i jak chciałam wziąć się za trzeci, to okazywało się, że jest 4 rano, a na ósmą mam zajęcia 🙂

    Myślę, że na początku fajnie trochę ograniczyć liczbę języków, np. do dwóch. Kiedy rozumiemy powiedzmy 80-90%, to wtedz siup!, na Wikipedię czy do innych gazet i uczyć się dalej w ten sposób, a naukę kolejnego języka zacząć standardowo: fiszki, gramatyka itd. 🙂

    Dawno mnie nie było, więc musiałam się rozpisać 🙂

    Pozdrawiam! 🙂
    ula

  14. Ciekawie ma się to w kwestii nauki języków podobnych jak np. Niemiecki, Norweski, Szwedzki, Islandzki i Angielski czy języków germańskich. Ucząc się jednego z nich z dużą łatwością opanujemy inny język gdyż różnice będą już znacznie mniejsze niż np. w porównaniu do grupy języków słowiańskich.
    Ja osobiście uczyłem się: rosyjskiego, niemieckiego, szwedzkiego (w Szwecji) i Angielskiego (w Polsce i za granicą) i jak na dzień dzisiejszy tylko angielski znam dobrze…reszta to już masakra…
    I chyba sobie daruje naukę kolejnego języka chodziaż…;-)

  15. Nie można wszystkie tak generalizować. Jeden człowiek potrafi uczyć się kilku języków jednocześnie a drugi z trudem pojmie podstawy jednego, w miarę prostego języka. Ilu ludzi tyle sposobów nauczania 🙂

  16. Zgadzam się, że jednocześnie rozpoczęcie nauki kilku języków może być zabójcze. Ja aktualnie uczę się trzech języków obcych, ale każdy z nich mam na innym poziomie. Angielskiego uczę się od dziecka praktycznie, posiadanie anglistów w rodzinie się opłaciło. Kiedy rozpoczęłam naukę hiszpańskiego, mój angielski był już zdecydowanie komunikatywny. Po roku od rozpoczęcia hiszpańskiego, doszedł mi kolejny język – francuski, który traktowałam na początku jako kolejny przedmiot szkolny, ale po kilku miesiącach zdecydowanie pokochałam.
    Jakie mam spostrzeżenia? Przede wszystkim, szybciej szła mi nauka francuskiego niż hiszpańskiego, w tym momencie jestem w stanie się dogadać w każdym z tych języków – z błędami i nie na wysokim poziomie konwersacji, ale mimo wszystko – jestem zadowolona.
    Ostatnio korci mnie język szwedzki, dostałam nawet kurs w prezencie i stwierdziłam, że warto chociaż spróbować, szczególnie, że na razie mam zapał i czas, więc szkoda by było nie skorzystać 😀 Zobaczymy, jak to z nim pójdzie 😀
    Pozdrawiam serdecznie 😀

  17. Zgadzam sie z toba, zaczynanie wielu jezykow w tym samym czasie moze spowodowac, ze one sie nam calkiem pomieszaa- dlatego wlasnie przed nauka katalonskiego, wolalam sie nauczyc hiszpanskiego na poziomie przynajmniej B1, wtedy wiedzialam, ze jezyki te nie pomieszaja mi sie!

    A tobie zazdroszcze znajomosci tylu jezykow i motywacji do nauki !!

  18. Moim zdanie nauka trzech języków jednocześnie od zera nie jest dobra. Natomiast jeżeli jesteśmy na różnych poziomach to taki pomysł nie jest wcale zły. Obecnie go "testuję". Z tym, że angielski i francuski dopracowuję, a portugalskiego uczę się na niższym poziomie.
    Uczenie się kilku języków z rożnych grup językowych, też, wydaje się być łatwiejsze, niż nauka kilku z tej samej. Częściej się mieszają. Trzeba opanować jeden dobrze, aby zabrać się za drugi.

  19. Night Hunter Czytajac Wasze komentarze dziwie sie, ze nikt nie zadal pytania: na jakim poziomie chcesz docelowo wladac jezykami, ktorych sie uczysz?Jesli chcesz choc jeden jezyk obcy znac na rowni z nativami to do emerytury nauki Ci nie zabraknie. Przy dobrych zdolnosciach jezykowych, oczywiscie. Bez nich nie dojdziesz do takiego poziomu NIGDY. Jednak duzo wieksza jest korzysc z perfekcyjnej znajomosci jednego obcego jezyka, niz z piecdziesieciu na poziomie srednio zaawansowanym. Ale, wbrew powszechnej opinii, perfekcyjna znajomosc to nie jakies tam C1 czy C2. Od C1 to sie nauka jezyka dopiero ZACZYNA. Wchodzisz wtedy na plaskowyz Plateau i zaczynasz mozolne, zmudne drazenie, nie majac do tego zadnych podrecznikow, kursow, filologii,sam dla siebie jestes nauczycielem, wylapujesz z kontekstu przypadkowe slowa,wyrazenia,zawilosci gramatyki i szlifujesz niby drobne odcienie znaczenia, ktore moga niesc duze roznice, zupelnie oczywiste dla nativa. Jesli dziecko osiaga idealny poziom znajomosci jezyka ojczystego okolo pietnastego roku zycia, to odrzucajac pierwsze dwa lata, uczy sie jezyka ponad dziesiec lat, wiekszosc czasu w szkole, gdzie nauka jest przeintensywna. Przylozmy wiec troche matematyki- dziecko w szkole spedza okolo szesciu godzin dziennie, osoba dorosla w swojej ojczyznie nie jest ABSOLUTNIE w stanie poswiecic tyle czasu na nauke jezyka obcego,wiec zalozmy bardzo optymistycznie,ze znajdzie na to dwie godziny dziennie. Do poziomu 13-15latka musi wiec sie uczyc 3 razy dluzej-czyli ponad 30 lat! Nie biore pod uwage,ze dziecko ma jeszcze intensywny kontakt z jezykiem poza szkola, co by jeszcze wydluzylo czas nauki. Moze teraz sprowadzilem na ziemie nieswiadomych optymistow, moze podcialem komus skrzydla, ale to matematyka jest krolowa nauk. Troche sie za duzo rozpisalem, mialem druga czesc skierowac do niepoprawnych optymistow i dodac im sporo otuchy, ale to moze nastepnym razem. Pozdrawiam!

  20. Wszystko zależy od tego na czym nam zalezy. Ja obecnie chcialabym swobodnie porozumiewać sie w 4 językach. Wystarczy mi do tego poziom B2.

    Angielski już znam. 3 pozostałe języki szlifuję. W następnym roku powinnam osiągnąc ten poziom albo przynajmniej się do niego zbliżyc 😉 Do tego zrobić certyfikaty na potwierdzenie i voila! Pózniej już tylko ich używać,używac i jeszcze raz używać 😉

  21. Na wstępie, jestem najzwyczajniej mile zaskoczony, że na Świecie jest tylu ludzi zakręconych nauką języków obcych.
    Po drugie jestem tu pierwszy, ale nie ostatni raz.
    Po trzecie, ( znam angielski C1. rosyjski B1-B2, nowogrecki B1-B2, hiszpański A2, pracuję nad tureckim) moim zdaniem w nauce języków musi być zawsze tzw. pierwszy język ( jak z myśleniem- potrafię myśleć po angielsku i mówię płynnie po angielsku). Pozostałe lub pozostały musi być językiem traktowanym w kategoriach "przyswajania wiedzy". Czyli zapewne nie napiszę nic nowego, ale moim zdaniem trzeba skupić się na jednym języku i doprowadzić go do momentu swobodnego wyrażania myśli. Jeżeli w tym czasie uczymy się innego języka to ok., jeżeli mamy na to czas. Ale pełna koncentracja i oczekiwanie efektów powinniśmy pozostawić temu jedynemu. Jak z miłością, kochamy jedną kobietę, ale rozglądamy się na ulicy za innymi, bo nam się kobiety po prostu podobają.

  22. Bardzo trafne porownanie z tymi kobietami. Sa faceci, dla ktorych poderwanie kobiety nie stanowi problemu, tak samo jak niektorzy latwo ucza sie jezykow(do pewnego poziomu).Klopoty zaczynaja sie, gdy to co sie posiadlo trzeba utrzymac. Kobiety bardzo nie lubia, gdy sie im poswieca malo czasu. Jezyki takze. Dlatego nie uwierze, ze ktos moze znac wiecej niz trzy jezyki obce na poziomie NATIVA, tak jak nie uwierze, ze ktos moze miec wiecej niz trzy kochanki i utzymywac je tak samo zadowolone jak wlasna zone. Sa niby teorie, ze mozg czlowieka ma nie ograniczona pojemnosc. Zgoda, pewnie moglby pomiescic wszystkie jezyki swiata wraz z wymarlymi, ale doba ma tylko 24 godziny, a zycie ludzkie rzadko przekracza 100 lat- i TO jest nasze ograniczenie. Z drugiej strony optymistyczni Rosjanie mawiaja: Всей водки не выпъешь, всех баб не поимеешь, но ПРОБОВАТЬ надо. Probujmy wiec!

  23. Dziękuję za podjęcie tego tematu, jest dla mnie bardzo na czasie 🙂 Ja mam obecnie kontakt z 4 językami (angielski, hiszpański, niemiecki i rosyjski).

    Hiszpański kocham- czas zainwestowany z przyjemnością w ten język zaowocował osiągnięciem poziomu C1 i po przeprowadzce do Hiszpanii spasowałam, gdyż siłą rzeczy uczę się go codziennie (czytam prasę i książki),mieszkam i pracuję z Hiszpanami. Czasem rzucę okiem do gramatyki.

    Najwięcej czasu na tzw. świadomą naukę poświęcam na angielski-na początku szło opornie (postrzegałam ten język jako "obowiązek", wierzyłam w moc szkół językowych i praktycznie nie widziałam żadnych postępów). W ubiegłym roku wzięłam się za niego sama zgodnie z zasadą-tyle lat się go "uczę" to czas się wreszcie go "nauczyć" 🙂 O dziwo, im więcej czasu mu poświęcałam i widziałam efekty, tym bardziej się nakręcałam i chciałam "więcej" 🙂

    W międzyczasie wpadłam na pomysł odświeżenia drugiego "szkolnego" języka- niemieckiego. Od podstaw(parę lat temu doszłam do B1), powoli, ale porządnie- tu służy mi dobrze Assimil 🙂 Żeby urozmaicić sobie naukę wybrałam hiszpański podręcznik do nauki niemieckiego- super sprawa.

    I rosyjski.. to moje zupełne początki i traktuję ten język raczej jako rozrywkę nie naukę, jak mam już dość siedzenia nad angielskim. Jestem na etapie "rozkodowywania" alfabetu, czytanie/pisanie po rosyjsku jest dla mnie czymś na zasadzie sudoku w przerwach z angielskim:) Czasem też oglądam filmiki po angielsku do nauki rosyjskiego.

    Zgadzam się z tezami Twojego artykułu. Prawdopodobnie gdybym chciała chwytać wszystkie sroki (jednakowo mocno)za ogon nic by z tego nie wyszło. Każdy z moich języków jest na zupełnie innym poziomie, wymaga innych metod. Ale w chwili obecnej- na 1. miejscu na podium jest angielski.

    Życzę owocnej nauki języko-maniakom!! 🙂
    espAnia

  24. Otóż nie mogę się do końca zgodzić z tym co napisałeś. Już od 1 klasy gimnazjum zająłem się nauką języków angielskiego i białoruskiego i przez całe 6 lat nauki nie ustawiałem sobie żadnych priorytetów. Co prawda minął rok zanim się nauczyłem obu języków na poziomie "komunikatywnym", ale w chwili obecnej mogę bez problemu obejrzeć amerykańską telewizję (z brytyjską to już trochę gorzej…), a z Białorusinami rozmawiam jak równy z równym.
    Uczę się języków poprzez codzienne rozmowy. Po prostu nie potrafię wyobrazić siebie ślęczącego nad książkami o gramatyce. To działa tylko przez pierwszy tydzień, potem to już tylko zniechęca. A jak się czegoś uczę, to muszę mieć pewność, że mi się to przyda, a nic tak nie motywuje, jak nawiązywanie nowych kontaktów.
    Niestety pod tym względem mam poważne problemy z francuskim. Nie wiem czy to moja wina, czy to Francuzi są tacy niemili, ale oni po prostu nie chcą ze mną rozmawiać. Zazwyczaj ich pierwszą reakcją jest wyśmianie mnie. Nie chcą uwierzyć, że jestem z Polski, więc traktują mnie jak analfabetę. W innym przypadku zaczynam rozmowę po angielsku. Ale i to nie działa. Wraz z przejściem na francuski mój kontakt się urywa.

    Jednak nauka 3 języków jednocześnie nie jest już możliwa. Trzeba się zdecydować na jeden, góra dwa. A u mnie z tym ciężko. Najpierw próbowałem sił z koreańskim, ale nagle naszła mnie ochota na arabski, więc na zapamiętaniu hangeulu się skończyło. Potem i w arabskim się wypaliłem, bo zechciałem japońskiego. Próbowałem nawet podjąć się przetłumaczenia strony z listą znaków kanji. W połowie znów zrezygnowałem, aby podjąć się nauki esperanto. Teraz go powtarzam raz na jakiś czas, razem z francuskim i arabskim, ale o głębszej nauce nie może być mowy. Podjąłem więc wakacyjne postanowienie: będę się uczył jednego języka, ale porządnie. Wybór padł na… Cerkiewnosłowiański. Z przyczyn czysto religijnych. Nie mogę przecież liczyć, że uda mi się nim z kimkolwiek porozumieć.

    Pozdrawiam.

  25. Przygotowuję się do niemieckiego testu B1 i nadal będę kontynuował naukę w domu bo mieszkam w Niemczech i musze znać ten język. Chciałbym również nauczyć się rosyjskiego (znam chorwacki w czytaniu i słuchaniu bardzo dobrze, w mowie tak sobie, więc powinienem mieć parę spraw ułatwionych) i zacznę niebawem od alfabetu i kursywy rosyjskiej oraz tłumaczenia sobie tekstów muzyki cerkiewnej, którą uwielbiam słuchać oraz Wysockiego i Okudżawy. Mam nadzieję że to dobry sposób. Muzyka rosyjska zrobiła na mnie ogromne wrażenie i chyba jest to najlepszy dla mnie sposób, czyli poznawanie tego co nas interesuje poprzez dociekanie i tłumaczenie. Lepsze niż uczenie się totalnych podstaw, których uczą nas zazwyczaj w szkole. Na utrwalanie tych podstaw przyjdzie czas gdy wezmę się poważnie za ten mój nieodkryty jeszcze rosyjski. Wydaje mi się że to dobra strategia.
    Pozdrawiam.

  26. Wracam do Twojego artykułu sprzed pótora roku. Odkąd po raz pierwszy w życiu naszła mnie myśl, by uczyć się jakiegoś języka obcego poza angielskim (z samiuśkiego początku były to oryginalne pomysły, jak japoński, arabski, czy hindi, z których niewiele wyszlo), a było to z 11-12 lat temu, zmagam się stale z tytułowym pytaniem "Ilu języków warto się uczyć jednocześnie?"

    Wyłaniają się dwie kwestie, obie zaznaczone w Twoim artykule:
    1) Dzielony czas nauki przy nauce kilku języków.
    2) Ile języków rzeczywiście warto znać (tzn. może być lepiej władać mniejszą ich liczbą, a dużo lepiej, niż wieloma "turystycznie").

    Wracam do artykułu nie przypadkiem dziś, gdyż po wiekach całych poświęconych codziennej i w sumie do tego dość intensywnej nauce hiszpańskiego, podczas której okresowo próbowałem się uczyć jeszcze kilku innych języków z różnymi tego efektami, wczoraj podjąłem kolejną (nie wiem, którą z kolei) próbę powrotu do nauki angielskiego. Chciałbym dociągnąć mój angielski co najmniej do poziomu mojego hiszpańskiego, ale hiszpański nadal potrzebuję (hmm… raczej chcę?) rozwijać. Tak więc krótki raport, jaki pojawił się problem już na starcie…

    Jak po wielu latach przerwy w nauce (choć może nie przerwy w użytku, gdyż bez angielskiego nie mógłbym żyć, nawet jeśli nie przywiązuję wagi do zapamiętywania nowych słów z potrzeby czytanych tekstów) wrócić do nauki? Najlepiej z dobrą motywacją i przyjemnie. Tak więc zacząłem banalnie od piosenki. Dziwne wydawać się może, ale za bardzo nie dysponowałem piosenkami w języku angielskim, nawet nie wiem, jakie są zespoły, czy piosenkarze w tym języku. To z prostej przyczyny, że wieki całe poświęciłem hiszpańskiemu. Tak więc przez dwa dni nagrywałem muzykę z kanału muzycznego w telewizji. Z początku wydawała się brzydka, ale uff…, jak się dobrze wsłuchałem znalazłem coś w miarę rytmicznego (choć to niestety "niższy poziom" niż gatunki o murzyńsko-indiańskich korzeniach, do których zdążyłem przywyknąć). W zasadzie dwa dni straciłem na wyszukiwanie muzyki. A jak już ją miałem, wczoraj okazało się, że połowa z tego, co jestem w stanie słuchać, to jacyś wykonawcy gdzieś z Francji, Szwecji i innych nieanglojęzycznych krajów, tym samym w nauce języka nieprzydatne…

    Zacząłem z piosenką wykonawczyni z Australii. W piosence znalazły się trzy aż obce mi słowa. Pierwszym z nich było "paddle" (w znaczeniu: to walk with bare feet through shallow water, often at the edge of the sea). Mój słownik (szczęśliwie dysponuję do nauki chyba lepszym słownikiem angielskiego, niż do hiszpańskiego został napisany) podaje, że wyraz "paddle" w tym znaczeniu jest z UK, tymczasem gdy US odpowiada "wade". Tak więc na starcie przypomniało mi się, że muszę wybrać dialekt, jakiego właściwie chcę się uczyć, bo nie będę się na wyższym poziomie uczył wszystkich odpowiedników, a zwłaszcza mówić z kilkoma akcentami… Kiedyś, tj. naście lat temu, bardzo interesowała mnie Australia, a nawet australijska odmiana angielskiego. Zakładałem, że będę wzorował się na angielskim ze Stanów Zjednoczonych, ale nie wiem jeszcze. Drugi wyraz, jaki się pojawił w tej piosence wydaje mi się dość prosty, choć nie wydaje mi się, bym miał potrzebę często go używać. Trzeci wyraz w tej samej piosence był ciekawy – "riptide". Mój zachwalany powyżej słownik go nie zawiera. Szukałem w internecie, ale po przeczytaniu kilku definicji mam nadal nieco mgliste wyobrażenie tej "fali". Ciekawe, że ten wyraz powtórzył się w raczej przenośnym znaczeniu w innej piosence innego wykonawcy też właśnie z Australii, którą wczoraj analizowałem. Rozumiem, Australia kraj surferów… 🙂 W tej drugiej piosence z Australii pojawił się jeszcze jeden nieznany mi wyraz, ale zastosowany z tego co widzę w tak przenośnym znaczeniu, że szczerze mówiąc nie chciało mi się go uczyć; sam się z tego co widzę mi się jednak zapamiętał – właściwie pamiętam wszystkie wczorajsze słowa bez zerkania na listę.
    W końcu przeszedłem do piosenki wykonawczyni z Anglii. Znalazłem dwa obce mi słowa, z których jeden i tak rozumiałem przez skojarzenie z hiszpańskim. Dawno zauważyłem, że nauka hiszpańskiego sprawiła, że lepiej rozumiem angielski.

    I gdzie ten problem? Po pierwsze czas… Na te wszystkie działania zeszło mi tyle czasu, że np. wczoraj w języku hiszpańskim zdołałem jedynie powtórzyć przez ze 20 minut słówka z Anki, oraz spędziłem z godzinę na chacie z laską z Ekwadoru, która to konwersacja choć była udana, z punktu widzenia nauki języka była zupełną stratą czasu. Teraz pisząc ten komentarz mam cały dzień przed sobą, ale mam dylemat – jeśli będę się uczył angielskiego, z hiszpańskim nic więcej nie zrobię… Nauka na zaawansowanym poziomie jest koszmarnie ciężka, muszę np. powtarzać po hiszpańsku słowa, z którymi rzadko się spotykam, więc nie powtarzają się już w sposób automatyczny, jak na niższym poziomie. Do tego, by dopracować stylistykę, akcent itd., trzeba się poświęcić.

    Zrobiłem wczoraj nową talię w Anki dla języka angielskiego. Ograniczyłem znacznie limit dzienny słów dla obu talii hiszpańskiej i angielskiej. Pomyślałem, żeby założyć jeszcze portugalską i keczuańską, ale czy dam radę cztery talie dziennie? Dać radę bym dał, ale to będzie więcej powtarzania, niż nauki do przodu. I tu wyłania się pytanie: ilu języków warto się uczyć jednocześnie?

    Weźmy przykład z życia. W ostatnich dniach miałem krótką korespondencję z trzema naukowcami z zagranicy:
    1) Napisał do mnie krótkiego maila Nowozelandczyk. Napisał po angielsku oczywiście i odpisałem po angielsku.
    2) Napisałem do Profesora z Brazylii krótką wiadomość. Napisałem po portugalsku i otrzymałem odpowiedź w języku portugalskim. Muszę zaznaczyć, że było to czyste "chce mi się", gdyż byłoby w 100% naturalne, a raczej znacznie naturalniejsze napisać to w języku angielskim. Fakt, że wybrałem portugalski, był moim dziwactwem i podyktowany tym, że treść była krótka i mało wymagająca, a ja miałem czas, by się bawić w języki. Każdy naukowiec świata, do którego może zaistniej realistyczna potrzeba, by napisać, zna jako tako angielski. Jeśli nie zna angielskiego, się nie liczy – nie zaistnieje łatwo potrzeba pisać do takiej osoby.
    3) Otrzymałem krótką wiadomość z Argentyny w nieco łamanym angielskim (angielski każdy zna, ale nie koniecznie dobrze – czy ja muszę dobrze i lepiej niż inni?). Może wydać się to dziwne, ale odpisałem po angielsku!!! Nie pisałem po hiszpańsku.

    Tak więc do życia potrzebny jest zwłaszcza angielski i to nie koniecznie wyższy niż B2, a C1 to bardzo dobrze już. Hiszpański to raczej pasja i użytek w życiu osobistym, choć i po hiszpańsku nie brakuje literatury itp., co często powtarzam, a i niektórzy mi hiszpańskiego zazdroszczą. Do czego mi więcej języków? Zawsze fajnie znać dużo języków, ale dochodzi problem czasu na ich naukę.

    1. Piotrze, Twój komentarz jest godny osobnego artykułu… Problem czasu, jaki można poświęcić na naukę języków jest rzeczywiście problemem niemałym, zwłaszcza gdy mamy w życiu masę innych spraw do załatwienia, często znacznie ważniejszych niż nasza egoistyczna chęć opanowania kolejnego systemu komunikacyjnego takich jak rodzina czy praca. Pół godziny na naukę potrafi wygospodarować praktycznie każdy, jednak jak już kiedyś wspomniałeś,i w tej kwestii absolutnie Cię popieram, potrzeba znacznie więcej czasu, żeby odczuć realne postępy w nauce, zwłaszcza gdy jesteśmy już na znacznie wyższym stopniu znajomości języka. Jedynym sensownym wyjściem w tej sytuacji wydaje mi się zorganizowanie sobie życia tak, żeby język był POTRZEBNY w codziennych sprawach. Od dwóch lat używam niemieckiego nie tylko dlatego, że chcę, ale też dlatego, że bez niego nie miałbym pracy, którą obecnie wykonuję – dorzuć do tego zainteresowanie językoznawstwem i już masz przepis na rozwój. Naturalnie dalej czytam niemiecką literaturę w wolnym czasie, słucham radia itp., ale nie muszę już tego czasu znajdywać "na siłę", kosztem innych rzeczy, bo chcąc czy nie chcąc kontakt z językiem mam na co dzień.

      Nawiązując do drugiej kwestii, jaką poruszyłeś – uważam, że do życia generalnie potrzebny jest przede wszystkim język kraju w jakim żyjemy. Bez polskiego czułbym się jednak w Polsce jak osoba upośledzona. Później dochodzi do tego język, w którym pracujemy, ewentualnie utrzymujemy kontakty towarzyskie, szukamy wiedzy – dla zdecydowanej większości osób będzie to faktycznie angielski. I wydaje mi się, że od człowieka samego zależy ile języków jest mu potrzebnych do szczęścia.

      Przepraszam, że odpisuję tak późno, że tak skrótowo – tak naprawdę pobudziłeś mnie do ciekawych rozważań na ten temat i te pragnę zawrzeć w moim najnowszym artykule, który ukaże się na stronie w przyszłym tygodniu.

      Tymczasem pozdrawiam i dziękuję za to, że zechciałeś skomentować któryś ze starych artykułów.
      Karol

      1. Zgadzam się ze wszystkim, co napisałeś. Oczywiście żyjąc w Polsce najpotrzebniejszy do życia (rozmawiania z rodziną, robienia zakupów itd.) jest język polski. Ja miałem na myśli najpotrzebniejszy język obcy i to oczywiście poza specyficznymi przypadkami jak ktoś, czyja praca polega na rozmawianiu po niemiecku (wyłącznie dlatego, że sam tego typu pracy szukał). Zwłaszcza mam też na myśli moje własne potrzeby, potrzeby każdej osoby się mogą różnić. Piszę o nauce i jest to dobry przykład, gdyż językiem nauki jest angielski i nie żaden inny, choćbym mieszkał w Polsce. Zagadnienie języka w nauce wymaga oczywiście znacznie dłuższego omówienia z uwzględnieniem wszystkich "ale".

        Zgadzam się też, że najlepszym rozwiązaniem jest sprawić, by dany język był w życiu potrzebny. Można szukać pracy z językiem niemieckim, czy hiszpańskim, ale nie każdy chce się wiązać zawodowo z językami i oczywiście to jest możliwe, lecz dopiero PO dojściu na wysoki poziom znajomości języka. Wynika z tego, że osoba z pracą z językiem niemieckim, czy hiszpańskim, już WCZEŚNIEJ bardzo dużo tego języka używała poza pracą. Ostatecznie jest to sposób na podtrzymanie znajomości języka, raczej niż na aktywną jego naukę. Czy się mylę?

        W mojej poprzedniej pracy, niemal na co dzień używałem angielskiego, czasem potrzebowałem przeczytać coś w języku angielskim, jakiś dokument firmowy, lub stronę internetową, czasem wysłać po angielsku e-mail, lub przeczytać e-mail. To w żadnym sensie nie była praca "z angielskim", tylko praca, w której angielski był jakoś w tle. I wcale nie potrzebowałem znać angielski lepiej od szefa, ani nie zmotywowało mnie to do nauki angielskiego w najmniejszym nawet stopniu.

        Weźmy też kolejny przykład z nauki. Miałem niecałe dwa miesiące temu wymianę kilku dłuższych maili z pewnym Profesorem ze Szwajcarii. Jest jednym ze światowych ekspertów w swojej specjalności, o którą nieco zahaczyłem i chciałem konsultacji. Nawiązała się ciekawa dyskusja, gdyż choć to ja pierwszy napisałem, ostatecznie wyszło, że Profesor miał faktycznie więcej inspirujących pytań skierowanych do mnie, niż ja do Niego. Prawdę powiedziawszy, ani angielski mój, ani angielski szwajcarskiego Profesora nie był perfekcyjny, ale mimo to mogliśmy precyzyjnie wyrażać myśli na złożone tematy. Zastanawiałem się, czy niektóre regularnie powtarzające się w Jego mailach błędy gramatyczne nie są kalką z niemieckiego, ale nie mogę tego ocenić. W każdym razie, choć angielski był narzędziem pracy przez całe życie Profesora, nadal jest nieperfekcyjny.

        Ja bardzo bym chciał władać perfekcyjnie angielskim, ale raczej dla samej satysfakcji i radości z tego płynącej (a ostatecznie już dla szpanu), niż z jakiejkolwiek potrzeby. Rzadko się zdarza, by perfekcyjna znajomość języka obcego była do czegoś na prawdę potrzeba. To są raczej tylko zawody bezpośrednio związane z językami i to bardzo nieliczne z tych językowych zawodów. I właśnie tu problem, gdyż mowa o ciągnięcu mojego hiszpańskiego, oraz potencjalnie znacznie słabszego angielskiego, właśnie ku perfekcji. Niektórzy mówią, że perfekcyjne opanowanie języka obcego jest niemożliwe, ale:

        "One should not pursue goals that are easily achieved. One must develop an instinct for what one can just barely achieve through one’s greatest efforts."

        Albert Einstein

        I to jest rzeczywiście motywujące.

  27. Cześć, piszę pierwszy komentarz na Twojej stronie, mam nadzieję że mi odpiszesz.

    Jakiś czas temu zacząłem oglądać kanały poliglotów na youtube i bardzo mnie to zainteresowało. Fajnie jest znać języki obce, myślę że to bardzo praktyczna umiejętność, a przy tym wzbudzająca szacunek u ludzi.

    Fascynowało mnie to że ktoś zna kilka języków i przez jakiś czas zdobywając wiedzę o metodach chciałem sam znać ich kilka.
    Robiłem sobie listy, plany że oto będę znał niemiecki, francuski, hiszpański, rosyjski, a może jeszcze do tego włoski, a może czeski ( w końcu jest niby łatwy), a może dorzucę jeszcze holenderski bo w w końcu uwielbiam Amsterdam, no to może jeszcze portugalski bo jest taki ładny i lubię muzykę brazylijską.

    Zobaczyłem z czasem że jestem bardziej marzycielem który chce znać te języki dla samego znania i by znać wiele bo to cool. 🙂

    Dlatego jak czytam Twojego bloga i inne wypowiedzi ludzi mam wrażenie że to jest jakiś powszechny syndrom. 🙂

    Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę że mój angielski nie jest wcale bardzo dobry, wiele razy zdarza się tak że chcę coś powiedzieć ale nie wiem jak i mówię to trochę inaczej.

    I tak naprawdę obecnie mam taką bardzo rozsądną perspektywę by po prostu wziąć się za angielski by znać go naprawdę biegle.

    Ale! Oprócz angielskiego interesuje mnie jeszcze francuski i niemiecki. I te trzy języki chciałbym znać na takim poziomie by swobodnie oglądać filmy i czytać książki. To mój szczyt ambicji!

    I teraz mam taki problem że bardzo chciałbym tych języków uczyć się na raz, bo w każdym już chce umieć mówić.

    Powiedzmy że mogę przeznaczyć 6 godzin dziennie na naukę języków – wlicza się w to oczywiście normalny tryb dnia (ale ze słuchawkami na uszach).

    Mam dwa wyjścia, albo 6 godzin poświęcę tylko na język angielski co pewnie będzie trochę nudne i po pół roku myślę że mocno go wyszlifuję i będę potem tylko go praktykował powiedzmy 2-3 godziny, a 3-4 godziny poświęcę na francuski i kiedy ten też dobrze się nauczę będę praktykował francuski i angielski czytając i oglądając filmy (3-4 godziny dziennie) a 2-3 godziny poświęcę na niemiecki i tak dojdę do 3 języków na poziom zaawansowany.

    Lub drugie wyjście, będę uczył się przez pierwsze pół roku 4 godziny angielskiego, i po 1 godzinie na francuski i niemiecki. Po pół roku czasu będę się uczył 2 godziny na każdy język.

    Co byś wybrał na moim miejscu?

    1. Dzięki Piotrek za komentarz.
      Na pytanie odpowiedzieć mi ciężko, bo nie jestem na Twoim miejscu i nie wiem jakie masz predyspozycje, do którego z języków Cię najbardziej ciągnie oraz ile jesteś w stanie czasu na nie poświęcić (zagwarantować za to mogę, że 6 godzin będziesz musiał skrócić, bo ilość ważniejszych rzeczy nie pozwala na hobbystyczne uczenie się języków na tak wielką skalę). Gdybym jednak miał już cokolwiek doradzać to radziłbym się skupić na jednym języku i dopiero potem dodawać kolejne. W tym wypadku byłby to angielski, zwłaszcza, że jego poznanie w znacznej mierze pomoże Ci potem opanować francuski czy niemiecki. Chyba, że na gwałt potrzebujesz znajomości tych pozostały, ale z Twojego komentarza wynika, że póki co jest to bardziej kwestia zainteresowania niż potrzeby.

      Pozdrawiam,
      Karol

    2. Pytanie nie było do mnie, ale chciałam się wypowiedzieć z perspektywy osoby, która rozpoczynała naukę mnóstwa języków, a tak naprawdę żadnego z nich nie opanowała na poziomie płynnym (nie licząc angielskiego, ale po kilku latach bez nauki, płynność praktycznie nie istnieje).
      Chcesz opanować angielski biegle – tylko zastanawiam się co to oznacza i na jakim poziomie teraz jesteś. Od tego zależy czy zajmie Ci to pół roku czy więcej. Mnie zajęło około pół roku, aby mówić płynnie po angielsku (ale z błędami), a miałam za sobą ok. 8 lat biernej nauki. Każdy z nas ma inną historię i trochę inne predyspozycje.
      O ile nie znasz języków które wymieniłeś (niemiecki, francuski) i nie miałeś z nimi wcześniej do czynienia, to skupiłabym sie na nauce angielskiego, tak jak mówi Karol. Po tym czasie dołączyłabym kolejny język. Może się też zdarzyć, że po bliższym zapoznaniu okaże się, że ten francuski czy niemiecki wcale nie podbije Twojego serca 🙂 Nie jestem zwolennikiem chłodnej kalkulacji co do wyboru języka – ten to się nie opłaca więc po co będę się go uczyć? "Opłaca" się uczyć każdego języka do którego mamy pasję. Ostatecznie tak naprawdę skąd możemy wiedzieć, ktory język nam się w życiu przyda, a który nie?

  28. Nie wyobrażam uczyć się więcej niż trzech języków na raz. Jestem typem, który lubi się dość porządnie zanurzyć w danym języku (i to przynosi wymierne efekty), a jednocześnie mieć jakiś język obok, który urozmaici naukę. Obecnie uczę się dwóch – niemiecki, na którym skupiam prawie całą swoją uwagę, jest moim priorytetem (warto wybrać priorytetowy język jeśli ktoś uczy się kilku), a nauka dzięki wysokiej intensywności postępowała do pewnego momentu dość szybko (im dalej w las…). Drugi to hiszpański i tu zupełnie inna historia, bo był obecny w moim życiu od wielu lat (telenowele). Mając 19 lat postanowiłam się go nauczyć na poważnie. Kupiłam książkę i jakie było moje zdziwienie, osoby wychowanej na telenowelach, to był jakiś inny język. Z całą swoją ignoracją sądziłam, że w Hiszpanii mówi się tak jak w Ameryce :). Potem jakiś kontakt wciąż miałam, lubiłam posłuchać piosenek czy radia po hiszpańsku, nawet jeśli niewiele z tego rozumiałam. Samo brzmienie języka mi się podoba i sprawia mi frajdę. Teraz sięgam po książkę do gramatyki jeżeli mam ochotę, korzystam z żywych materiałów, "zbieram" gdzieś po drodze słownictwo i tak to wygląda.
    Warto korzystać ze swoich wcześniejszych doświadczeń w nauce języka. Wcześniejsza przeprawa z angielskim sprawiła, że poznałam metody jakie na mnie działają i wiem, jak się uczyć, żeby przynosiło to efekty.

  29. Inspirujący artykuł i komentarze, jak zawsze, Karolu :). Z mojej strony: dla mnie zawsze najbardziej Inspirujący był kontakt z osobami, które znają języki: niekoniecznie nativami, ale tymi, którzy się języków uczą i ja też bym mogła. Początkowo dobre zdanie matury z angielskiego (po pół roku intensywnej nauki – 92% z rozszerzenia), potem szlifowanie biernej znajomości przez czytanie artykułów naukowych na studia. I na parę lat brak potrzeby realnej znajomości języka.

    W te wakacje byłam na seminarium naukowym w obcojęzycznym środowisku i siłą rzeczy wszyscy rozmawialiśmy po angielsku. Początkowo miałam kłopot przestawić się na realny język. A rozmowy były tak ciekawe… Sprawę ułatwiał fakt, że prawie nie było wśród nas nativów. Każdy mówił że swoimi błędami ;).

    Wyniesione stamtąd trwałe znajomości sprawiły, że teraz codziennie rozmawiam po angielsku. Z chłopakiem – na czacie, a gdy się spotykamy – normalnie. Mimo, że robię błędy, nie mam już żadnego problemu, żeby przestawić się na ten język – jest dla mnie ważny.

    Co więcej, super fajne jest rozmawiać po angielsku z obcokrajowcem, bo on zauważa błędy, na które Polacy nie zwracają uwagi. Dzięki jego komentarzom wzięłam się wreszcie za fonetykę (słucham duszek z najprostszym i słowami), rodzajniki (tak nieintuicyjne dla Polaka), a także oglądanie filmów bez napisow/słuchanie Tolkiena bez patrzenia w tekst, bo wspólne zainteresowania motywują mnie. Angielski jako taki nie fascynuje mnie, dlatego ten realny kontakt ma duże znaczenie.

    Oprócz tego jest niemiecki. Błąd polegał na Tym, że uczyłam się go zawsze sama. Obecnie czytam na poziomie ok. B2, piszę też nie najgorzej, ale z mówieniem mam kłopot. Kiedy się nie stresuję, składam płynnie zdania, ale rozmowa z Niemcem, który ciągle mnie poprawia, mnie blokuje. Kocham ten język i czekam z utęsknieniem na jakąś "wymianę językową" (tandemy, stypendium na kurs za granicą), zwłaszcza, że z tym językiem i z Niemcami wiążę część dalszej kariery zawodowej albo naukowej.

    Oprócz tego od roku na świetnych lektoratach uczę się rosyjskiego. Z czeskiego musialam z wielkim bólem serca zrezygnować, bo stwierdziłam, że miesza mi się z rosyjskim. Zaraz dalsza część komentarza.

    1. Teraz czasem zdarza mi się posłuchać audiobooka – Ewangelii po czesku (słownictwo religijne), ale jednak unikam, na razie szlifuję rosyjski – zdarza mi się artykuł po czesku przeczytać i w miarę rozumiem. Ale rosyjskiego nie mogę niestety poświęcać. Mam nadzieję, że kiedyś czeski będę mogła zacząć od razu od średniozaawansowanego.

      Żeby nie powtórzyć błędu z rosyjskim, poprosiłam moja dobrą znajomą Rosjankę, abyśmy trochę pogadały po rosyjsku. Ku mojemu zaskoczeniu, rozmawiał o się całkiem swobodnie. Mam więc szansę dojść do poziomu C1 w trzy lata jak sądzę. Fascynuja mnie języki słowiańskie, ale z serbskim dam sobie na wstrzymanie. Najpierw biegły rosyjski, potem bałkańskie sprawy. Rosyjski w moich zainteresowaniach naukowych jest mi niezbędny.

      Sporadycznie: uczę się francuskich słówek (zależy mi na rozumieniu tekstu pisanego i niczego więcej, więc poświęcam czas, kiedy go mam, zawsze to lepsze niż nic). Powtarzam sobie też starogrekę, może mało przydatne, Ale nie chce tracić dwóch lat. Łacina na razie czeka. Docelowo marzę o włoskim (jedyny język romański, który mi się podoba), ale jak zacznę, to chciałabym się temu poświęcić – może także o języka h skanmdynawskich. Czas pokaże.

      Na razie jednak – Angielski w życiu, niemiecki – wytrwale do celu, rosyjski – od póz. B1 sam zaczyna wchodzić do głowy, a lektorat zmusza do pracy (teraz B2). Dorywczo czwartek język. Więcej nie sposób (dla mnie) i grupy językowe staram się mieszać, to ma dla mnie sens.

  30. Ja akurat mam wybitny talent do zabierania się za coś zupełnie innego niż to, co powinienem w danej chwili robić. Usiedzieć na miejscu z jedną rzeczą też nie potrafię, więc litania moich różnych zainteresowań, od artystycznych po typowo naukowe, jest dosyć długa. Co prawda nauka języków oraz podświadoma wielka ciekawość narzędzia służącego komunikacji (chociaż teraz traktuję język już jako wartość immanentną), towarzyszyła mi praktycznie od samego początku, ale… za jeden jedyny nie potrafię się jakoś zabrać.

    W związku z tym lista języków obcych, które chciałbym "kiedyś" opanować w dość dobrym stopniu (przy czym niektóre nawet w bardzo dobrym stopniu) też krótka nie jest. Nauczyłem się jednak tak wszystko rozplanowywać, by na tym nie ucierpieć. Przede wszystkim nie wolno tego samego dnia zabierać się za więcej niż jeden język. Tego należy się bezwzględnie trzymać.

    "Warto nauczyć się najpierw konkretnie jednego języka i dopiero potem dodawać kolejne" – to bardzo mądre stwierdzenie, ale muszę dodać, że konkretna znajomość jednego języka może mieć decydujący wpływ na długość nauki innego języka. Przykładowo, znając języki angielski i niemiecki, nauka języka niderlandzkiego będzie dużo szybsza. 🙂

  31. Uczę się czterech języków jednocześnie – albańskiego, serbskiego, bułgarskiego i węgierskiego. Nie zgodzę się, że automatycznie rzutuje to na jakość nauki, a gdybym wybrał tylko jeden, to nauczyłbym się go "lepiej". Mam pewną granicę ilości czasu dziennie, powyżej której nauka tego samego języka nie ma sensu – bo musi się to ułożyć. Wtedy przechodzę do następnego. To zupełnie nie jest tak, że gdybym nie uczył się albańskiego, to bułgarskiego przerobiłbym trzy rozdziały. Nie, nadal przerobiłbym jeden, bo próba wrzucenia w siebie większej ilości materiału z jednego języka dziennie jest zwyczajnie bez sensu.

    1. Dam: wydaje mi się, że to bardziej kwestia psychologiczna – nauka tego samego szybciej się może znudzić, a przeskoczenie na coś innego ją urozmaica. Jeśli uczymy się czterech języków po godzinie dziennie każdy, albo jednego języka po cztery godzinie dziennie, to przyjmujemy podobną ilość materiału i dla mózgu jako takiego różnicy to nie robi.
      A naukę tego samego języka też można sobie urozmaicać, godzinę można poświęcić na czytanie książki, godzinę na oglądanie serialu, godzinę na rozmowę na czacie i wcale nie musi być monotonnie i nieefektywnie 🙂

  32. Do osiągnięcia poziomu B2 można robić wszystko, uczyć się jednocześnie nawet 20 języków. Problem pojawia się po przekroczeniu tego poziomu- to jakby z bajora wypłynąć na ocean. Pojawiają się w ogromnej ilości dość rzadkie słowa, wyrażenia, elementy gramatyki i mamy błędne koło- jak utrwalić coś, co występuje bardzo rzadko i można się bez tego obejść? Jeśli ktoś chce stosować materiały oryginalne to ma co robić do emerytury. Jeśli postawi na pomoce sztuczne, specjalnie spreparowane to jeśli się na śmierć nie zanudzi, może osiągnie coś 10 lat przed emeryturą. Mam na myśli oczywiście jeden język, z resztą się trzeba pożegnać. Czy jest więc sens wznosić się powyżej B2, gdy nie używamy danego języka jako pierwszego w danym okresie albo przymajmniej jako codziennego? Moim zdaniem NIE!
    Ale jest i drugi problem- jak utrwalać większą liczbę języków nie wychodząc poza B2? Idealne byłoby oglądanie interesujących kogoś filmów, programów w tych językach, ale znów błędne koło- poziom B2 jest do tego za słaby, a wejście na odpowiedni będzie wymuszać całkowite oddanie się temu językowi. A co z resztą?
    Od dawna tu piszę, że jeśli ktoś nie musi, lub nie jest wielkim hobbystą, niech się lepiej nie uczy wielu jezyków. A już, nie daj Boże, niech nie myśli o żadnych wymiernych korzyściach z tego powodu. To tak jakby wybrać kilka lub kilkanaście dyscyplin sportowych marząc co najmniej o udziale w olimpiadzie w każdej z nich.

    1. Generalnie zgadzam się z tą wypowiedzią w ….może nawet w 95%. Mam tylko następujące uwagi:
      1) Poziom B2, o ile jest pielęgnowany przez osobę, która go już osiągnęła, może jak najbardziej ważny dla tej osoby i może być przez użytkownika wykorzystywany i może być jak najbardziej wartością na rynku pracy. Gdzieś czytałem, że osoba znająca język na poziomie B1 może sobie już poradzić za granicą. Tym bardziej osoba z B2 może go wykorzystywać w biznesie, oprowadzaniu wycieczek jako przewodnik po np. Krakowie czy podróżach po świecie. Niedawno telewizja TVN podała, że kilka korporacji w Warszawie poszukuje osób które znają język duński na poziomie B2 a swoim pracownikom, którzy podjęli naukę duńskiego i okaże się, że osiągnęli poziom B2 zaoferuje 25% podwyżkę pensji (z jednej strony duński jest tzw. niszowym mało znanym językiem w Polsce, ale z drugiej wielu Duńczyków jest poliglotami a nauka duńskiego jest dość trudna więc ktoś powiedziałby – po co się męczyć? A jednak może to być opłacalne).
      2) Jeśli ktoś poznałby np. 4 języki romańskie na poziomie B2 i chciałby jeden z nich poprawić do poziomu C1/C2 byłoby mu moim zdaniem łatwiej niż osobie, która cały czas klepie tylko 1 romański właśnie ze względu na naukę słownictwa, naukę rzadkich słówek, bardzo często są pochodzenia łacińskiego. Podobnie moim zdaniem byłoby z językami skandynawskimi.
      Serdecznie przepraszam, że mogłem popełnić błędy interpunkcyjne ale bardzo spieszę się aby obejrzeć transmisję z bazyliki Notre-Dame w Paryżu, zaczyna się o 18:30 w TV KTO. Lubię oglądać msze św. po francusku chociażby dlatego, że mówią wtedy spokojnie pięknym językiem francuskim.

      1. "…swoim pracownikom, którzy podjęli naukę duńskiego i okaże się, że osiągnęli poziom B2 zaoferuje 25% podwyżkę pensji […] po co się męczyć? A jednak może to być opłacalne)."
        "Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go."

      2. 1.Z tym duńskim to chyba tylko sprawa kurtuazji, ale jak taki fakt miał miejsce to znaczy, że fuksy się zdarzają. Jeśli ktoś chce liczyć na podobnego farta to mam kilka wskazówek:
        a) Raczej należy odrzucić języki tych krajów, gdzie polski ma mocną pozycję lub są w Polsce mniejszości danego narodu. Zdecydowanie odpadają litewski ( konkurencja ze strony Polaków z Wileńszczyzny i polskich Litwinów), białoruski, ukraiński, raczej czeski i słowacki też. Na Łotwie, Węgrzech i w Rumunii też jest pewna grupa ludzi nieźle znających polski, a że kraje te nie przerastają nas zbytnio ekonomicznie to dobra praca w Polsce może być dla nich kusząca.
        b) Odrzuciłbym języki większych diaspor emigrantów w naszyn kraju- ormiański, azerski, turecki, kurdyjski, wietnamski, mongolski, bułgarski, macedoński, czeczeński,serbski, może gruziński i kazachski.
        c) Nie uczyłbym się języków używanych przez duże grupy zagranicznych studentów: żadnych języków Indii, irańskich, arabskich i "murzyńskich".
        I oto pozostaje całkiem niewiele języków niszowych mających jakieś znaczenie: albański, słoweński, kataloński, baskijski, walijski, estoński, skandynawskie, japoński, koreański, indonyzyjski i może coś jeszcze. Oprócz skandynawskich są to tak różne języki, że opanowanie kilku na B2 zajęło by kilkanaście lat a ich utrzymanie byłoby strasznie trudne. A robić to tylko w nadziei mało prawdopodobnego zatrudnienia w ramach jakiegoś kurtuazyjnego kaprysu byłoby wariactwem! Najrozsądniejsza wydaje się nauka kilku języków skandynawskich z jednym dominującym. Jeśli nie znajdzie sie pracy w kraju to zawsze można wyemigrować, tylko w miarę szybko, dopóki państwa skandynawskie nie zamienią się w kalifaty.

        2. Pomysł z czterema romańskimi jest wykonalny, w roli dominującego powinien być język najbardziej "wywrotowy" czyli rumuński lub francuski. Albo je w ogóle odrzucić i wziąć włoski, portugalski, kataloński (na czasie!) i jako dominujący hiszpański.

        Też lubię chodzić na msze w językach obcych, bo wszystkie teksty to wierna, dosłowna kalka z łaciny i jak się zna jedną wersję to wiadomo o co chodzi w innych, przez co język biblijno-liturgiczny mamy podany na tacy (i tacę podaną też 🙂 ).Szkoda, że jest on prawie bezużyteczny.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Teraz masz możliwość komentowania za pomocą swojego profilu na Facebooku.
ZALOGUJ SIĘ