W zeszłym tygodniu otrzymałem od jednego z naszych czytelników następującego maila – "(…) Jak wygląda u Ciebie sprawa czytania obcojęzycznej Wikipedii w celach nauki języka? Ten problem był poruszany, ale prawdopodobnie nie zrozumiałem go dostatecznie dobrze. Przykładowo czytając, niemieckojęzyczną Wikipedię natrafiam na zdanie, którego znaczenia nie jestem w stanie wyciągnąć z kontekstu. Co w takim wypadku robię? Kopiuję do ANKI. Jednak co dalej? Z pomocą słownika staram się w miarę poprawnie napisać tłumaczenie tego zdania czy nie dodaję tłumaczenia?" Nieraz już pisano na Woofli o programach SRS (ang. Spaced Repetition System) takich jak Anki czy Mnemosyne, które w znacznym stopniu są w stanie wspomóc proces nauki języka obcego. Zwracałem uwagę zarówno na zalety tego typu rozwiązań, jak i ich wady, ale może faktycznie zbyt mało miejsca poświęciłem szczegółowemu opisowi samej metody pracy z aplikacją. Niniejszym artykułem spróbuję podsumować moje kilkuletnie doświadczenie pracy z Anki, omówić szczegółowo w jaki sposób można stosować elektroniczne fiszki do nauki języka z obcojęzycznych tekstów oraz zamknąć serię rozważań nad ich zastosowaniem w nauce języków obcych.
1.Jaki SRS jest najlepszy?
2.Czy lepiej korzystać z gotowych talii czy też tworzyć je samodzielnie?
3.Jaki format powinna mieć talia?
4.Jak wykonywać sesję elektronicznych fiszek? W głowie, pisemnie czy ustnie?
5.Jeśli informacje zapisywane ręcznie są lepiej zapamiętywane to dlaczego używasz elektronicznych fiszek?
6.Jakiego formatu sam używam?
7.Ile minut powinna trwać powtórka?
8.Jakiego rodzaju tekstów używać? Jakie zdania wpisywać do talii?
9.Czy to wystarczy, żeby nauczyć się języka?
1.Jaki SRS jest najlepszy?
Prawdę mówiąc różnica pomiędzy poszczególnymi programami SRS jest w dużej mierze wyłącznie kosmetyczna. Najpopularniejszy program obsługujący elektroniczne fiszki, jakim bez wątpienia jest Anki, od wydania wersji 2.0 znacznie zwiększył zakres swoich możliwości, ale tak naprawdę czynnikiem decydującym o poprawnym działaniu pozostaje niezmiennie ten sam algorytm rządzący naszymi elektronicznymi fiszkami. Głównym celem SRS-ów jest bowiem rozkładanie powtórek materiału w czasie tak aby najłatwiej było nam je trwale zapamiętać. Sam, po części ze względów sentymentalnych, po części z czysto praktycznych (problemy z konwersją utworzonych wcześniej talii do wersji 2.0) korzystam ze starej wersji Anki, którą nadal można ściągnąć z oficjalnej strony. Alternatywnym narzędziem jest Mnemosyne – nieco mniej znana aplikacja, której eksperymentalnie postanowiłem użyć do wspomagania nauki afrikaans i sprawdza się równie dobrze jak jej popularniejszy odpowiednik. Pozostałe SRS-y są już płatne, ale mając do dyspozycji tak kompletne darmowe oprogramowanie OpenSource jak Anki czy Mnemosyne, nie ma potrzeby o nich wspominać.
2.Czy lepiej korzystać z gotowych talii, czy też tworzyć je samodzielnie?
Sądząc po komentarzach, jakie ukazywały się pod poprzednimi artykułami poświęconymi tematyce SRS-ów, wiele osób ściągając Anki liczy na to, że program ma wbudowane moduły do nauki angielskiego (posłużę się najpopularniejszym przykładem) i wystarczy przysiąść 15 minut dziennie przed ekranem komputera, a język sam wejdzie do głowy dzięki przygotowanemu wcześniej materiałowi. Nic bardziej mylnego. Nie chciałbym w tym miejscu całkowicie deprecjonować wartości ogólnodostępnych talii – niektóre z nich są na pewno szczegółowo opracowane i zasługują na uwagę uczących osób. Problem jednak w tym, że korzystanie z gotowych materiałów w dużym stopniu uzależnia i jednocześnie opóźnia wykształcenie czegoś, co nazwałbym samodzielnością w nauce języka. Tworzenie własnych materiałów dydaktycznych jest sztuką, bez której ciężko samemu nauczyć się języka i którą warto wyrobić, żeby na dłuższy czas nie znaleźć się w fazie plateau lub mitycznym punkcie X, o którym pisałem w jednym z wcześniejszych artykułów. Dlatego zawsze będę polecał tworzenie własnych talii zawierających słownictwo, z jakim stykamy się w tekstach, które zdarzyło nam się w trakcie naszej językowej przygody przeczytać. Samodzielnie tworzonym taliom jest też ten artykuł w dużej mierze poświęcony.
3.Jaki format powinna mieć talia?
Sposobów tworzenia talii w Anki jest mnóstwo i wątpię, czy starczyłoby miejsca na omówienie każdego z nich dokładnie. Dlatego skupię się na najważniejszych układach, rozpatrując je pod względem kombinacji językowych(można tworzyć listy w formatach "L1-L2", "L2-L1", "L2-L2 z definicjami słownikowymi") oraz strukturalnym ("słowo-słowo", "zdanie-zdanie", "zdanie-słowo", automatyczne tworzenie talii dwustronnej).Przyjrzyjmy się różnym kombinacjom bliżej:
A) L2-L1 słowo-słowo – najprostszy z możliwych układów. Na pierwszej stronie wypisujemy obce słówko, na drugiej jego polski odpowiednik. Talia taka wspomaga jedynie pasywną znajomość języka, zupełnie nie rozwijając tej aktywnej, na której często znacznie bardziej nam zależy (czasem mniej, czasem bardziej słusznie). Jeśli więc liczymy na to, że karty w niej zawarte znajdą się w naszym arsenale aktywnego słownictwa to możemy przeżyć rozczarowanie. Kolejnym mankamentem jest również zawodność przy słowach posiadających więcej niż jedno znaczenie, co bardzo ciężko przedstawić bezkontekstowo.
B) L1-L2 słowo-słowo – odwrotność poprzedniego wariantu. Po pierwszej stronie mamy polskie słówko, po drugiej obcy odpowiednik. Talia taka, choć w teorii miałaby wspomagać aktywną znajomość języka, niestety zupełnie nie sprawdza się w kontakcie ze światem rzeczywistym. Fakt opanowania tłumaczenia zupełnie wyrwanego z kontekstu, gdy widzimy kartę w Anki ma się nijak do użycia danego słowa w rozmowie z użytkownikiem danego języka obcego. Na domiar złego nie gwarantuje nawet paradoksalnie tego, iż dane słowo zrozumiemy w czytanym przez nas tekście. Dlatego serdecznie format ten odradzam.
C) L2-L1 L1-L2 słowo-słowo – połączenie wyżej wymienionych wariantów, ale z jednoczesnym tworzeniem kart w dwie strony. To, co w zamyśle twórców SRS miało zaoszczędzić ludziom tworzącym swoją talię wysiłku, prowadzi tak naprawdę do utworzenia sporej grupy kart zupełnie nieprzydatnych. Talia ta bowiem w przypadku wyrazów wieloznacznych prowadzi do powstania zbyt wielu relacji "wiele do wielu" co, podobnie jak w konstrukcji relacyjnych baz danych przy nauce języka jest niemile widziane i wprowadza chaos.
D) L2-L1 zdanie-zdanie – rozszerzenie wariantu. Mamy już słowo w kontekście, co wydaje się rozwiązywać problem wieloznaczności (przynajmniej dla tego konkretnego znaczenia). Nie ma jednak potrzeby tworzenia tłumaczenia całego zdania na polski, zwłaszcza iż przeważnie chodzi nam o pojedynczy wyraz bądź zwrot. Będzie to jedynie strata czasu.
E) L2-L1 zdanie-słowo – uproszczona i zarazem mniej czasochłonna wersja wariantu D. Jak w przypadku wariantu A, sprawdza się jedynie w rozwijaniu słownictwa pasywnego.
F) L1-L2 zdanie-zdanie – format, z którym praca jest najcięższa, ale jednocześnie przynosi największy efekt. Tłumaczenie całych zdań z języka, który już umiemy na obcy, nie jest zajęciem łatwym i przeważnie unaocznia nam wszystkie językowe niedociągnięcia, co dla wielu może być nawet powodem frustracji i zniechęcenia do kontynuacji swoich zmagań (bardzo ciekawie problem ten opisał Piotr w 4 części swojego cyklu pt. Style twarde i miękkie, czyli czy być miłym czy okrutnym. Warto jednak w tym miejscu zaznaczyć, że ilość błędów jest w tym wypadku rzeczywistym miernikiem tego, czy rzeczywiście proces, który wykonujemy, można nazwać nauką. Jeśli natomiast jesteśmy w stanie przejść z marszu przez powtórkę, recytując niemal każde zdanie, to oznacza to nic innego jak to, że materiał jest zbyt prosty, a my powinniśmy zawiesić poprzeczkę trochę wyżej. Błędy należy natomiast traktować jak błogosławieństwo, zastanawiać się nad nimi (można nawet je podkreślić na fiszce, co stosuje w przypadku szczególnie ciężkich zagadnień), starać się zrozumieć przyczyny ich wystąpienia i zapamiętać właściwą formę tak, aby nie powtórzyć ich w przyszłości.
G) L2-L2 – choć jestem zwolennikiem korzystania z jednojęzycznych słowników na pewnym etapie nauki języka, to ciężko mi sobie wyobrazić korzystanie z jednojęzykowej talii SRS. Są jednak ludzie, którzy takowych używają – jednym z nich jest regularnie u nas komentujący autor bloga Los idiomas y el mundo, który pod wcześniejszym artykułem na temat Anki szerzej opisał to, w jaki sposób korzysta z dobrodziejstw elektronicznych fiszek.
H) talie zawierające elementy graficzne i dźwiękowe – ludzie interesujący się technikami zapamiętywania stwierdziliby zapewne, że grafika i dźwięk znacznie ułatwiają zapamiętanie danego słowa. Być może mają rację, ale z mojego doświadczenia wynika, że samo stworzenie talii posiadającej wyżej wymienione elementy jest na tyle czasochłonne, że nie pozostawia już czasu na rzeczywistą naukę. Pamiętajmy, że Anki to tylko narzędzie, a jego moc tkwi w prostocie, a nie tym, że daną kartę możemy przeładować dodatkowymi informacjami.
4.Jak wykonywać sesję elektronicznych fiszek? W głowie, pisemnie czy ustnie?
To co najwygodniejsze jest przeważnie niestety najmniej efektywne. Polecam więc powtórki ustne (i mam tu na myśli mówienie, a nie mruczenie pod nosem) bądź pisemne (albo obie formy jednocześnie), zwłaszcza gdy korzystamy z talii typu F (L1-L2 zdanie-zdanie). Te pierwsze znacznie poprawiają wymowę pełnych zdań. Te drugie są znacznie bardziej czasochłonne, ale nieodzowne w przypadku problemów z poprawnym zapisywaniem języka, jakiego się uczymy. Wiele osób wymieniało swego czasu brak pola odpowiedzi tekstowej jako jedną z głównych wad programu. W tym miejscu chciałbym przypomnieć o istnieniu takich dobrodziejstw naszej cywilizacji jak kartka i długopis, których nie dość, że można użyć do zapisu naszego tłumaczenia, to jeszcze pozwalają znacznie lepiej utrwalić informację w naszej pamięci, niż tekst zapisany na klawiaturze (zainteresowanych szerzej odsyłam do pracy P. Mueller i D.Oppenheimera (2014) pt. The Pen Is Mightier Than the Keyboard.
Advantages of Longhand Over Laptop Note Taking gdzie szczegółówo omówiono eksperyment przeprowadzony na studentach Princeton, którzy mieli sporządzać notatki z obejrzanego wykładu. Choć notatki sporządzone na laptopach były znacznie obszerniejsze, to nie sprzyjały zapamiętaniu informacji tak dobrze, jak informacja zapisana ręcznie).
5.Jeśli informacje zapisywane ręcznie są lepiej zapamiętywane, to dlaczego używasz elektronicznych fiszek?
Powodem jest brak czasu na zarządzanie kilkunastoma taliami fiszek papierowych. W przypadku fiszek elektronicznych rozkładem powtórek rządzi algorytm (który w razie potrzeby jestem sam w stanie kontrolować, gdybym uznał, że jest błędny), co oszczędza mi mnóstwo czasu i energii, jakie niewątpliwie włożyłbym w manualne ustalanie przerw pomiędzy poszczególnymi sesjami z daną kartą. Starczy, że do każdego z języków mam czasem po kilka zapełnionych po brzeg zeszytów.
6.Jakiego formatu sam używam?
Jak już parokrotnie wspomniałem, użycie SRS sprowadza się u mnie do dwóch talii spełniających zupełnie odrębne funkcje:
a) talie pasywne, których używam do gromadzenia nieznanych mi słów spotykanych w trakcie czytania literatury lub gazet służące tylko i wyłącznie utrzymywaniu znajomości pasywnej danego języka na wysokim poziomie. Są zbudowane w dość specyficzny sposób, który łączy cechy typów A oraz E. Sama talia wygląda bowiem dokładnie, jak typ A, ale dodatkowo prowadzę osobny zeszyt, do którego wprowadzam zdania zawierające słówka wstawione do talii. Każda fiszka i każde zdanie mają przypisany swój numer. Przeprowadzając sesję z taką talią, widzę najpierw obce słowo, a jeśli nie znam znaczenia, spoglądam na przypisane do niego zdanie w zeszycie – widząc słówko w kontekście, potrafię w 90% sytuacji podać jego znaczenie. Zdaję sobie sprawę z tego, że system jest mało przejrzysty dla kogoś, kto dopiero zaczyna przygodę z Anki, ale w moim przypadku się sprawdza.
b) talie aktywne typu F, których używam do rzeczywistej nauki, tłumacząc z L1 na L2 – tutaj nie ma zeszytów ani numerów, jest czyste tłumaczenie z L1 na L2. Zawsze na głos.
7.Ile minut powinna trwać powtórka?
O ile kontakt z talią pasywną staram się przeważnie ograniczać do 10 minut, o tyle praca z talią F może trwać tak długo, jak czuję się skoncentrowany na przerabianym materiale i mogę podejmować się tłumaczenia zdań na język obcy. Postęp w nauce jest wprost proporcjonalny do długości powtórki oraz do stopnia naszej skupienia. Im aktywna sesja jest więc dłuższa, tym lepiej, ale jeśli nie mamy siły na dłuższą pracę, rozbijajmy ją na bloki 15- bądź 20-minutowe, by wykonać je na przestrzeni całej doby. Przeważnie jednak staram się na bieżąco przeprowadzać sesje talii aktywnej w objętości wyznaczonej przez rządzący talią algorytm. Jak to wygląda w praktyce można zobaczyć w dzienniku prowadzonego od grudnia Eksperymentu językowego.
8.Jakiego rodzaju tekstów używać? Jakie zdania wpisywać do talii?
Wybierzmy coś, co nas interesuje – co równie chętnie przeczytalibyśmy w języku, który już znamy – albo coś, czego rzeczywiście potrzebujemy (do dziś pamiętam, jak uczyłem się niemieckiego słownictwa z branży telekomunikacyjnej, którego przyswojenie w innych warunkach byłoby stratą czasu). Bez jednego z tych dwóch czynników jakakolwiek próba przerobienia tekstu na talię Anki będzie w długim okresie skazana na porażkę. Zdania można oczywiście wpisywać dowolne, ale z doświadczenia wiem, że nie powinny być zbyt długie i warto je dla potrzeb programu rozbijać na oddzielne jednostki o trochę mniejszym stopniu złożoności. Powinny to być również zdania, co do których znaczenia nie mamy absolutnie żadnych wątpliwości. Gdybym miał natomiast polecić od czego można zacząć taką talię budować, to bez wątpienia byłby to podręcznik o odpowiednim stopniu zaawansowania.
9.Czy to wystarczy, żeby nauczyć się języka?
Nie. Ludzie często mają tendencję do wyolbrzymiania zbawiennego wpływu, jaki dana metoda wywiera na ich proces nauki. Język natomiast jest bardzo złożonym tworem i tak naprawdę zawsze najlepiej sprawdza się atakowanie go od różnych stron. Czasem trzeba przerobić lekcję z podręcznika, poczytać gazetę, książkę, posłuchać radia, porozmawiać z osobami władającymi tym językiem – bez godzin spędzonych na tych czynnościach nikt się jeszcze obcej mowy nie nauczył. Jak już kiedyś natomiast wspomniałem, SRS-y są jedynie suplementem nauki, czymś, co wspomaga sam proces, ale go nie zastępuje. Pomoc ta jednak jest na tyle istotna, że każdemu radzę przynajmniej spróbować zaimplementować ją w swoim procesie nauki. Polecam też eksperymentować z różnymi rozwiązaniami – to, co bowiem działa w moim przypadku, niekoniecznie musi się sprawdzić u osoby o innych predyspozycjach.
Cykl artykułów poświęconych SRS-om natomiast zamykam, bo uznaję, że przekazałem wszystkie najbardziej istotne informacje w tej kwestii i cała reszta powinna już całkowicie zależeć od osoby uczącej się. Chciałbym więc, aby każdy po przeczytaniu tego tekstu i ewentualnym pozostawieniu komentarza (uwagi krytyczne zawsze będą mile widziane) rzucił się po prostu w wir nauki, jednocześnie starając się samodzielnie wyznaczać jej ramy. Bo jedna czy druga osoba może udzielić lepszej bądź gorszej rady, ale języka się za Ciebie, Drogi Czytelniku, nie nauczy.
Podobne artykuły:
Dwa tygodnie i trzy pytania, czyli eksperymentu językowego ciąg dalszy
Jak tworzyć i wykorzystywać listy frekwencyjne?
Wyznania ANKIoholika
Faza plateau – co to jest i jak przez to przejść?
Przewodnik po Anki
Wszystkie popularne polskie programy do nauki słówek jak Supermemo, Prof Henry itd zostały przekonwertowane na talie Anki i są dostępne (…).
Pomysł tworzenia własnych własnych talii uważam za mało efektywny. Po prostu schodzi na to tyle czasu, że niewiele zostaje na naukę. Moim zdaniem to strata czasu. Ogólnie programy SRS typu Anki choć świetnie nadają się do zapamiętania słówek to są mało efektywne w nauce języka. Powiedziałbym, że są pomocne tylko przy początkowym etapie nauki języka czyli pierwszym roku. Później już nie. Ale co kto lubi. Są ludzie, którym to odpowiada i dla nich Anki to fantastyczne mobilne rozwiązanie. Natomiast całkowicie się zgadzam z autorem w pkt 9 :).
@Leon Kunicki
Wybacz, ale ze względów czysto prawnych usunąłem z Twojego komentarza informację o tym gdzie są dostępne wspomniane przez Ciebie materiały – kto szukać umie, ten i tak znajdzie.
Moim zdaniem samo tworzenie talii jest pewnego rodzaju nauką, więc nie uważam tego za czas stracony. Nie traktuję tego również jako rozwiązanie mobilnej nauki – Anki używam wyłącznie na komputerze i ze względu na to jak sesje z tym wyglądają ciężko mi sobie wyobrazić korzystanie z tego programu mówiąc na głos w środkach transportu publicznego (mruczenie do siebie, czy czyste przeglądanie kart nie daje moim zdaniem takich samych efektów). Tak jak jednak wspomniałeś, wszystko zależy od tego co kto lubi. Ja po prostu opisałem to co moim zdaniem się sprawdza.
Pozdrawiam,
Karol
Pewnie jak ktoś poszuka to i znajdzie ale nie wszyscy wiedzą, że te bazy istnieją. Może aby było zgodnie z regulaminami to napiszę tylko, że widziałem je kiedyś przypadkiem na chomiku :).
A co do tematu to oczywiście zajmowanie się tworzeniem własnych baz jest kontaktem z językiem. I jak każdy kontakt przynosi pozytywny efekt. Ale tak jak kontakt z językiem w szkole jest mało efektywny (parę lat nauki i słabe wyniki) tak i w tym przypadku efekt będzie raczej mierny. I wynika to z prostej matematyki. Ilość słów wypowiedzianych przez nauczyciela w trakcie godziny lekcyjnej jest raczej niewielka (czas poświęcony na pisanie na tablicy, na odpytywanie uczniów) i w rezultacie wychodzi pewnie jakieś 10 min obcowania z językiem. Słuchając radia przez 10 min pewnie nauczymy się tyle samo. W wielu programach komp. do nauki języka obcego są rebusy lub krzyżówki. Ale i one są mało efektywne. Może kogoś bawią ale na pewno nikt nie nauczy się języka rozwiązując krzyżówki. I tutaj przy tworzeniu talii do Anki efektywność również jest mała. Poza tym po co tworzyć do Anki jak można sobie pisać w zeszycie. Wyjdzie na to samo :). Jeżeli czytamy, nawet proste teksty, to przerabiamy 50-200 słów na minutę. W Anki nie jesteśmy w stanie osiągnąć takich ilości i stąd słaba efektywność. Co nie oznacza, że za pomocą programów SRS czy w szkole nie nauczymy się niczego. Nie, ocywiście się nauczymy, ale będzie to dłużej trwało bo jest mniej efektywne.
Chociaż każdy uczy się na swój sposób i to co jednemu pasuje to drugiego denerwuje to jednak uważam, że są metody bardziej i mniej efektywne. Najbardziej efektywna moim zdaniem jest Comprehension Hypothesis Stephen Krashen-a wspomniana tydzień wcześniej w artykule "Rola uwagi w nauce języka" a dobrze opisana w wywiadzie z Krashen-em pod linkiem http://e-flt.nus.edu.sg/v10n22013/latifi.pdf
Osobiście uważam SRS (Anki) jako sposób wspomagający naukę jako ciekawy i rzeczywiście ją ułatwiający ale w dłuższej perspektywie mało efektywny. Czym bardziej potrafimy czytać i słuchać tym bardziej powinniśmy odstawiać na bok wszelakie programy komp. czy systemy SRS a chłonąć realne treści z telewizji, radia, książek i gazet.
50-200 słów na minutę można przeczytać, ale nie przerobić. Dla mnie przerobienie słownictwa oznacza zrozumienie ich znaczenia, zrozumienie całego zdania (kontekstu) w jakim się pojawiły, a także zapisanie ich gdzieś, by móc wrócić do nich później, przypomnieć sobie lub po prostu powtórzyć. Tego nie da się zrobić w minutę. Nikt tutaj nie przeczy, że w nauce języka największe korzyści przynosi używanie języka (poprzez rozmowy, czytanie, słuchanie itd.), ale aby móc korzystać z języka trzeba znać słownictwo, a programy typu ANKI służą do jego powtarzania.
Na swoim przykładzie wiem, że gotowe talie nie zdają egzaminu. Po pierwsze lubię uczyć się tego z czym sama się spotkałam (a więc poznawać słownictwo w kontekście, a nie oderwane od rzeczywistości) i wiem, że się spotkam, tego co mnie dotyczy, interesuje itd. Uczę się tego, czego ja chcę, potrzebuję a nie słownictwa ograniczonego do tego co ktoś wcześniej wybrał. Po drugie nie mam pewności i zaufania do osób, które tworzą takie talie. Nikt mi nie zagwarantuje, że słówka w danej talii będą zawierały poprawne tłumaczenia lub takie, które byłyby przydatne dla mnie w danym kontekście. Czas poświęcony na sprawdzanie każdego słówka w talii wolę poświęcić na tworzenie własnej talii i tłumaczenie słownictwa, które wiem, że będę wykorzystywać.
Popieram Poppi w 100%! 🙂
Podobnie jak YPP mogę się podpisać pod tym, co wspomniała wyżej Poppi. Jakkolwiek jestem w stanie zgodzić się z wieloma postulatami Krashena to uważam, że jego wyznawcy mają tendencję do wyolbrzymiania zbawiennego wpływu czytania oraz słuchania języka. Doświadczenie mówi mi, że jeśli języka się nie używamy aktywnie tj. nie produkujemy przy jego pomocy żadnej treści to siłą rzeczy nie umiemy tego robić. Efektywna nauka polega przede wszystkim na połączeniu różnych metod – sama telewizja, radio, książki, gazety niestety nie wystarczą i prawdę powiedziawszy nigdy nie spotkałem nikogo kto nauczył się języka ograniczając się do pasywnego odbierania komunikatów w obcym języku za pośrednictwem tych mediów.
Zgadzam się zasadniczo z Leonem – od zawsze wypisywanie słówek i tłumaczeń zajmowało mi więcej czasu, niż sama nauka. Gotowa talia to więc wybawienie – pod koniecznym warunkiem odpowiedniej jej "jakości".
Seria "profesor" (Henry/Borys/Pierre etc), po "przerzuceniu" w Anki, jest tu rewelacyjna – przy czym wg mnie najkorzystniej jest odwrócić oryginalną kolejność z L1-L2 na L2-L1.
Mamy wówczas od 5 do 10tys (Henry) słówek, z wymową (plik dźwiękowy dla słówek i ewentualnych zdań) oraz przetłumaczonym kontekstem dla trudniejszych i wieloznacznych słówek. Można jeszcze w miarę posiadanego czasu uzupełniać zestaw o obrazy dla wybranych rzeczowników oraz o własne słówka i robi się coś w rodzaju talii idealnej. Przynajmniej dla niektórych 😉
Zauważyłem że najmniej efektywne jest korzystanie z czyiś tali. Zwłaszcza angielskojęzycznych tali do rosyjskiego, gdy sam układam znacznie lepszą polskojęzyczną.
Zaskoczyło mnie ujrzeć odnośnik do mojego komentarza. 🙂 Ponieważ nadal używam Anki na sposób, jak to opisywałem rok temu (z tą tylko różnicą, że w tej chwili mam dzienny limit powtórkowy 3-krotnie wyższy niż gdy tamten komentarz pisałem, ale tego rodzaju ustawienia okresowo zmieniam) oraz myślę to samo, co myślałem, napiszę króciutko. Dwa tygodnie temu objaśniając komuś przez Internet, w jaki sposób pracuję z Anki, zrobiłem kilka zrzutów ekranu. Tak więc w ramach uzupełnienia punktu 3G) L2-L2 i mojego komentarza, jeden z tych zrzutów:
http://s15.postimg.org/h1y29tlkr/Woofla_Anki.jpg
Wielkie dzięki, Piotrze, za zrzut ekranu oraz komentarz, który zamieściłeś pod poprzednim artykułem, bo uważam, że w tej kwestii jesteś najbardziej odpowiednią ze znanych mi osób do opowiadania o taliach jednojęzykowych. Daj znać gdybyś kiedyś napisał coś dłuższego na ten temat tak bym mógł to podlinkować.
Pozdrawiam,
Karol
Dzięki, Karolu!
Choć dziwi mnie nieco, że pomysł jednojęzycznych kart jest aż tak oryginalny. Ma dla mnie szereg zalet. Jednojęzyczne definicje (1) całkowicie eliminują z umysłu język ojczysty podczas pracy z programem i (2) często zawierają synonimy i wyrazy bliskoznacze, które powtarzają się przy okazji (objaśnienia różnie jednak bywają komponowane w zależności od danego słownika jednojęzycznego).
Zrobiłem przed chwilą zrzut karty w keczua:
http://s12.postimg.org/d5cx8ng3h/chutay.jpg
Jeśli ktoś pokaże mi w języku polskim wyraz "plugawy" bym stwierdził, czy go znam, nie będę potrzebował go w moim umyśle na nic tłumaczyć – po prostu poczuję jego sens, albo też nie poczuję jego sensu. Podobnie gdy patrzę na wyraz w języku obcym to wiem, czy tym momencie sens wyrazu czuję, czy nie czuję – po jakie licho tłumaczyć go w głowie na język polski?
Po hiszpańsku działa mi to niezawodnie, natomiast w dużo słabszym keczua w jednojęzycznej talii o to też chodzi, by umysł do czystej pracy w keczua przyzwyczajać.
Pozdrawiam,
YPP
Coś w tym jest: najlepiej przyzwyczajać się do myślenia w obcym języku. Tłumaczenia zawsze są niedoskonałe, jeśli weźmiemy angielskie słowo "upset" i polskie "smutny" to oczywiście nie pokryją się one w stu procentach.
Ale nie próbowałem nigdy uczyć się na samych oryginałach, stawiając na CZUCIE, które pojawia się w umyśle – może jak spróbuję, to okaże się że to nie takie trudne.
A uczysz się hiszpańskiego, powiedzmy, sprzed 400 lat? Czytasz jakieś stare wiersze, czy tylko interesuje cię hiszpański dzisiejszy?
Hiszpańskiego sprzed 500-400 lat używam niewiele i tylko pasywnie. Bodajże ostatnim tak starym tekstem, który czytałem był z pół roku temu hiszpańskojęzyczny podręcznik keczua z roku 1560. Do odmiennego kształtu niektórych liter można się w 10 minut przyzwyczaić z tym, że na tych starych kartkach litery miejscami bywają słabo widoczne i na tym polega główne utrudnienie w czytaniu, a nie na przestarzałym języku.
Moja metoda L2-L2 różni się od metody L2-L1/L1-L2 tym, że tworzy w umyśle dużą liczbę połączeń, że to tak określę. Na mojej idealnej karcie (bliska temu jest http://s15.postimg.org/h1y29tlkr/Woofla_Anki.jpg) znajdują się:
(1) Objaśnienie w L2 najczęściej wraz z wyrazami bliskoznacznymi, które ułatwieją skojarzenie sensu słowa. Po pierwsze więc łaczę wyraz z innymi o podobnym znaczeniu w L2.
(2) Słownikowe przykłady użycia wyrazu w zdaniach. Dobrze opracowane słowniki jednojęzyczne zawierają przykłday. Tak więc widzę, jak się wyrazu używa w zdaniach. Skojarzam wyraz w pełnych konstrukcjach możliwych do użycia, a nie jałowo w formie objaśnienia sensu samego słowa.
(3) Originalne zdanie (a nawet zdania), w których na wyraz zwróciłem uwagę w realnym życiu (w książce, na filmie, na chacie itd.) i wyraz jest dla mnie czymś żywym i znajomym, co kojarzę z bardzo konkretnych sytuacji w moim życiu, a nie jakąś abstrakcją ze słownika.
Przy tej ilości "połączeń" sens wyrazu po prostu czuję i potrafię wyraz użyć aktywnie i zapamiętuję go łatwo.
Na żadnym etapie nie ma tłumaczenia wyrazu na język polski, czyli bezpośredniego łączenia z jakimkolwiek polskim słowem. Gdy więc widzę lub słyszę hiszpański wyraz, albo panuje w moim umyśle grobowa cisza i jedynie "czuję" (podobnie jak polski wyraz "smutny", którego sens jasno czuję i na nic mi się nie "tłumaczy"), albo dodatkowo nasuwają mi w się w myślach jakieś synonimy/wyrazy bliskoznacznie hiszpańskie, ale nigdy polskie. Na żadnym etapie nauki się nad psedusynonimami polskimi nawet nie zastanawiam, by móc je pamiętać i by mogły mi się przypominać w myślach, gdy widzę kartę w Anki, albo słyszę wyraz w rozmowie.
Mam nadzieję, że to będzie pomocne. Reszta w komentarzu, do którego linkował Karol. 🙂
Ta metoda jest świetna na wyższym poziomie wtajemniczenia (znaczy się, znajomości języka). Jednakże nie wyobrażam sobie, by stosować to, gdy nie zna się niemal żadnego słowa z definicji).
Poza tym, jak sobie radzisz z tłumaczeniem na polski? Chyba, że nie masz takiej potrzeby. Ja jednak, mając gdzieś z tyłu głowy możliwą pracę tłumaczeniową, muszę pamiętać o polskich odpowiednikach.
@Jacek K. M.,
W uzupełnieniu mojej powyższej odpowiedzi na Twoje pytanie, czy uczę się hiszpańskiego sprzed 400 lat, dodam, że zacząłem dziś czytać książkę napisaną w roku 1568 przez ok. 80-letniego staruszka (pierwsze wydanie jednak dopiero pośmiertne w 1632, a dokładny wiek staruszka dyskusyjny), ale o wydarzeniach kilkadziesiąt lat starszych z naoczną relacją z podboju Meksyku sprzed lat dziś już ok. 500. 🙂
Bernal Díaz del Castillo, Historia verdadera de la conquista de la Nueva España
PDF do pobrania tutaj: https://books.google.be/books?id=BQhCAAAAcAAJ
Czy się uczę, czy nie uczę, ciężko powiedzieć… Rzecz ma się tak, że przykładowo na przestrzeni drugiego i trzeciego rozdziału (Capitvlo II. Del defcubrimiento de Yucatan, y de vn rencuentro de guerra que tuvimos con los naturales. Capitvlo III. Del defcubrimiento de Campeche.) znalazłem łącznie 10 nieznanych mi słów, co daje ok. 2,7 nieznanego mi słowa na stronie. Z tym, że po pierwsze znaczenia powiedzmy 5 słów dość precyzyjnie domyśliłem się z kontekstu czytając, a pozostałych z grubsza się domyśliłem, a po drugie 9 z 10 z nich znajduje się we współczesnym słowniku RAE. W dowolnej książce na początku znajduję więcej nieznanym mi słów niż pod koniec, bo nowe słowa się w dużej części bedą powtarzać, także kończąc tę książkę nie będę znał może 1 słowa na stronie, ale zazwyczaj się go chociaż z grubsza domyślał z kontekstu. Jest to napisana językiem przebogatym w detale narracja przygodowa, ale nie czyta się dużo ciężej od tekstu współczesnego.
Słowa dodałem do Anki z pisownią współczesną na pierwszej stronie karty, lecz z pisownią dawną w cytacie na odwrocie. Wygląda to więc tak:
pierwsza strona karty – pisownia dzisiejsza:
zalagarda
odwrót karty – wyjaśnienie + cytat z pisownią dawną:
1. f. Emboscada dispuesta para coger descuidado al enemigo y dar sobre él sin que recele.
como que nos venian á ver, y como fe juntavan tantos, temimos no huvieffe alguna çalagarda como la paffada de Cotoche
Wszystkie dodane słowa znajdują się we współczesnym słowniku. Stąd sam oceń, czy uczę się hiszpańskiego z XVI wieku, czy nie uczę się… Nowododanych do Anki słów nie planuję używać aktywnie. W każdym razie czytam bardzo niewiele tak starych tekstów. Ten się okazuje wciągający, więc widzę szanse, że doczytam książkę do końca. 🙂
@prz_
Czytając "como que nos venian á ver, y como fe juntavan tantos, temimos no huvieffe alguna çalagarda como la paffada de Cotoche" ani mnie nie obchodzi, jak to by było po polsku, ani nie sądzę, by przekładanie tego w głowie na język polski usprawniało czytanie książki. Jeśli jednak poproszono by mnie o przetłumaczenie: "jako, że przychodzili nas zobaczyć i jako, że łączyli się tak licznie, obawialiśmy się jakiejś zasadzki jak ta, która się zdarzyła w Cotoche" W czym problem? Te 2-3 słowa na stronie sprawdzi się w słowniku, ale wydaje mi się, że książkę się tłumaczy z biegu…
PS. Ciekawe. W kolejnych trzech rozdziałach tylko dwa nowe słowa, czyli tylko pół nowego słowa na stronę i oba we współczesnym słowniku się znajdują. Do Anki dodałem jedno.
@Y.P.P.
Być może masz to, co wielu nazywa "cudownymi zdolnościami językowymi" 😉 , a bardziej wtajemniczeni po prostu szeroko pojętym dobrym kojarzeniem i doborem słów/faktów. Ja niestety widzę, że nawet doskonale wiedząc, o czym jest tekst w innym języku, to eleganckie tłumaczenie na polski przychodzi mi ze sporym trudem.
Czasem, gdy czytam komentarze części z was (tak, Ty też się do nich zaliczasz), to naprawdę, nic tylko popaść w kompleksy. Ustawiacie poprzeczkę bardzo wysoko… a swoimi komentarzami tylko jeszcze dokładacie centymetrów 😉
I to najzupełniej normalne. O ile pewne teksty można tłumaczyć "z marszu", to tam, gdzie potrzebna jest minimalna precyzja terminologii, należy się porządnie zastanawiać nad polskimi odpowiednikami. A już tłumaczenia ustne, to zupełnie inna bajka. Można świetnie znać język i kompletnie sobie nie radzić.
@prz_
Może tłumaczenie nie powinno być eleganckie? Tłumacząc moje zdanie miałem w pewnej chwili ochotę zlikwidować powtórzenie, które się w nim znajduje, ale teraz ja na nie patrzę, z powtórzeniem nie tylko jest wierniej przełożone, ale rzeczywiście lepiej wygląda i wierniej oddaje atmosferę. Tę książkę z roku 1568 napisał człowiek bez szczególnego wykształcenia. Ta narracja jest żwawa, stylistycznie może nie dopracowana, ale właśnie naturalna. Fascynująca. Jak autor opisuje swoje przygody z podboju Meksyku widzę niebo pełne strzał, padających zabitych, diaboliczne figurki, złoto, zgnitą wodę, usta pękające z pragnienia i trupy wyrzucane za burtę. Opisane słowami człowieka, który to przeżył, nie literaty. Eleganckie tłumaczenie byłoby zbrodnią.
Przez "eleganckie" chodziło mi właśnie o odpowiednie do sytuacji. Przetłumaczone przez Ciebie zdanie w wersji polskiej bardzo mi się podoba!
Piotrze,
oryginalny ten pomysł nie jest, ale sam ich nie stosuję, więc wychodzę z założenia, iż osoba używająca ich na co dzień jest w stanie przekazać na ich temat znacznie rzetelniejszą informację.
EDIT: tam miało raczej być "swoimi artykułami na WOOFLI", a potem komentarzami 😉
"W tym miejscu chciałbym przypomnieć o istnieniu takich dobrodziejstw naszej cywilizacji jak kartka i długopis, których nie dość że można użyć do zapisu naszego tłumaczenia to jeszcze pozwalają znacznie lepiej utrwalić informację w naszej pamięci niż tekst zapisany na klawiaturze (zainteresowanych szerzej odsyłam do pracy P. Mueller i D.Oppenheimera (2014) pt. The Pen Is Mightier Than the Keyboard.
Advantages of Longhand Over Laptop Note Taking gdzie szczegółówo omówiono eksperyment przeprowadzony na studentach Princeton, którzy mieli sporządzać notatki z obejrzanego wykładu. Choć notatki sporządzone na laptopach były znacznie obszerniejsze, to nie sprzyjały zapamiętaniu informacji tak dobrze jak informacja zapisana ręcznie)."
Z tego badania wynika coś innego.Sam akt robienia notatek ręcznie nie ma znaczenia, gdy się ich później nie wykorzystuje do nauki:
"When participants were unable to study, we did not see a difference between laptop and longhand note taking."
Poza tym autorzy podsuwają trafniejszą i bardziej prawdopodobną interpretację, według której chodzi o to, że przy odręcznym pisaniu często dochodzi do przetwarzania treści, co może mieć znaczący wpływ na przyszłe zapamiętywanie:
"Indeed, synthesizing and summarizing content rather than verbatim transcription can serve as a desirable difficulty toward improved educational outcomes (e.g., Diemand-Yauman, Oppenheimer, & Vaughan, 2011; Richland, Bjork, Finley, & Linn, 2005)."
Czyli samo zapisywanie za pomocą długopisu niekoniecznie musi być pomocne, jeśli zapisywałoby się słowo w słowo, co przy odpowiednich warunkach wydaje się możliwe do wykonania.
Łukaszu, dzięki za komentarz. Celem nie było wchodzenie w szczegóły tego czy zapisywanie za pomocą długopisu jest bardziej czy mniej pomocne, lecz odesłanie osób do podanej przeze mnie pracy. Napisałeś, iż:
Wydaje mi się, iż z mojego artykułu samo przez się wynika, iż notatki te będą wykorzystywane do przyszłej nauki (do zeszytów zaglądam podczas przeglądania takiej talii pasywnej dość często i śmiem twierdzić, że są bardzo ważnym elementem talii).
Kartka i długopis nie dadzą takiego efektu jak Anki, gdzie mam 3 pola: zapis oryginalny. zapis fonetyczny, tłumaczenie, a zależy mi by zapis fonetyczny zawsze był po stronie odpowiedzi, a nigdy po stronie pytania.
@Void,
w metodzie, którą się posługuję korzystam właśnie z "kartki i długopisu" oraz tekturki, gumki i ołówka, a zapis fonetyczny jest zawsze po stronie odpowiedzi. To kwestia wyłącznie przestrzennej organizacji materiału, pisałem o tym tu: https://woofla.pl/jak-uczyc-sie-w-oparciu-o-tlumaczenie-robocze/
Anek nie używam, nie jestem w stanie uczyć się z komputera.
Anki używam z telefonu, bo mam go w tramwaju i łatwo się to robi na stojąca. Twoja metoda z linku jest znacznie bardziej rozbudowana.
Z tą kartką i długopisem to jest genialna sprawa. Gorzej, gdy jedynym momentem w ciągu dnia, gdy mamy czas na powtórkę z ANKI, jest czas spędzony w transporcie publicznym. Pal licho, gdy się siedzi, ale gdy się stoi…
Nie deprecjonowałbym papierowych fiszek. Mają wiele zalet, choćby szybkość tworzenia i dobry wpływ ręcznego pisania na zapamiętywanie. A efektywność można podnieść implementując pseudo-SRS w/g opisu Aarona – http://www.everydaylanguagelearner.com/2012/01/09/language-learning-tip-using-paper-flashcards-effectivley/
Cześć, mam pytanie trochę nie związane z tematem artykułu, ale uznałem, że najlepiej zadać je pod najnowszym postem Twojego autorstwa.
Od roku (z przerwami) uczę się chorwackiego, ale ze względu na trudny dostęp do materiałów bez większych sukcesów. Aby wiedzę usystematyzować i przede wszystkim poszerzyć chciałem kupić "Govorite li srpskohrvatski?" Panii Marii Krukowskiej, które udało mi się dorwać dopiero niedawno. Jednak język ukazany w książce różni się od tego, który dotychczas poznawałem. I tu pytanie, czy korzystając z tego podręcznika nie nauczę się bardziej serbskiego niż chorwackiego? Czy będę Chorwatów rozumieć i czy będę przez nich rozumiany? I czy mówiąc w ten sposób nie będę budził ich oburzenia?
Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam!
Cześć Jadran, dzięki za pytania. Pozwól, że teraz odpowiem bardzo krótko – szerzej napiszę o tym problemie w artykule, który ukaże się 21 lutego.
Czy korzystając z tego podręcznika nie nauczę się bardziej serbskiego niż chorwackiego?
TAK
Czy będę Chorwatów rozumieć
To zależy od tego czy dany Chorwat będzie mówił językiem standardowym czy jednym z dialektów. Jeśli to drugie to nawet podręcznik do chorwackiego niewiele by pomógł 😉 Standard literacki natomiast zrozumiesz bez większych problemów.
Czy będę przez nich rozumiany?
TAK
Czy mówiąc w ten sposób nie będę budził ich oburzenia?
NIE, ale ludzie są różni i zawsze można znaleźć idiotę, który użycie bre uzna za świetną okazję do zaczepki.
Pozdrawiam,
Karol
Nie ukrywam, że rozwiałeś moje wątpliwości. Na lang-8 co jakiś czas zdarza mi się usłyszeć, że użyłem obecgo słowa, ale na szczęście nie sprawia to większych problemów. Dziękuję, że zajmiejsz się tym szerzej w osobnym artykule.
Pozsrawiam!
Proszę poprawić błąd. Poprawna wersja – "Jakiego rodzaju tekstów używać?".
Poprawione – dzięki za wskazanie błędu. Szerzej na ten temat: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/uzywac;6715.html
Zastanawia mnie opcja tworzenia fiszek najpierw na komputerze, a potem ich wydrukowania. Czy zna ktoś może jakiś program (albo modyfikację do ANKI czy innego programu), który to umożliwi? Wiem, że Quizlet daje opcję wydrukowania fiszek, ale to jest mocno niedoskonałe – jest mały wybór formatów, ponadto wolałbym trzymać treść fiszek na swoim dysku, a nie na serwerach Quizleta (jeszcze coś się zepsuje i Quizlet zniknie, lub też Quizlet zacznie usuwać zbyt stare talie).
Zastanawiam się nad tworzeniem osobnych talii do tego samego języka. Np. jedna zawiera słowa z książek, druga – z artykułów. Wydaje mi się, że przez to słowa są jakby bardziej osadzone w kontekście, bo wiedząc że przerabiasz talię ,,z książek" wiesz, że to słowa właśnie z książek. Ale być może przemieszanie różnych kategorii słów daje lepsze efekty. Może lepiej w ramach jednej talii na każdej karcie oznaczać jakimś symbolem źródło.
Inna opcja to osobna talia na pojedyncze słowa i osobna na jakieś dłuższe sformułowania (czy to pełne zdania, czy np. dwuwyrazowe wyrażenia przyimkowe). Tym samym widząc kartę, człowiek wie czy szukać pojedynczego słowa, czy czegoś dłuższego. Ale być może lepiej po prostu na kartach jednej talii wprowadzić takie oznaczenia (co, w sumie, czasem już robię). Niektórzy będą kwestionować w ogóle sens kart z pojedynczymi słowami, że wszystko powinno być kilkusłowowe. Może jednak, o ile kilkusłowowe karty dają lepsze efekty niż słowa pojedyncze, to może połączenie 2 rodzajów kart daje najlepsze efekty.
Galu, myślę, że Anki jest efektywne, gdyż z programem tym pracuje się regularnie (tj. codziennie) przez długi czas (tj. bardzo wielu lat). Czy będzie Ci się chciało codziennie przez najbliższe 10 i więcej lat powtarzać kilka osobnych talii dla jednego języka (a to być może pomnożone przez liczbę języków, których się uczysz)?
Ja mam jedną talię hiszpańską, gdzie wrzucam wszystko – czy organizacja jest perfekcyjna ze zmyślnymi subpodzialami, czy nie perfekcyjna nie jest tak ważne jak to, by łatwo było to wszystko powtórzyć. Moim zdaniem niezwykle istotna jest zawartość kart (o czym wspominałem w wielu komentarzach), ale zwyczajnie prostsze jest trzymanie ich wszystkich w jednej talii (ale osobnej dla każdego języka) i całkowite przemieszanie.
No ja raczej stosuję jednak fizyczne karty i tam chyba trzeba je sobie jakoś dzielić na kategorie, żeby się nie pogubić. Może powinienem więcej stosować Anki do języków, nie wiem.
Też dość często robię fiszki do materiału innego niż języki obce. Jak się uczyłem oznaczania gatunków ptaków, to Anki było lepsze od fiszek papierowych, bo można było wstawiać łatwo zdjęcia (jak ktoś się uprze, to można zdjęcia drukować i kleić czy coś – ale to strasznie dużo roboty). Zdarzało Ci się stosować Anki do czegoś innego niż języki?
Nie, nigdy mi się nie zdarzyło zastosować Anki do czegoś innego niż języki.
Nie uczę się zbyt wielu nie językowych rzeczy, które by wymagały prostego zakuwania na zasadzie słówko-znaczenie. Oznaczanie ptaków pewnie jest dobrym przykładem, jeśli tych ptaków jest bardzo wiele i chcesz rzutem oka ich nazwy odgadywać w terenie. Niemniej i gatunków biologicznych nigdy nie miałem za bardzo potrzeby uczyć się na tej zasadzie: przecież do oznaczania są opisy, klucze, itd.
Nie chodzi tylko o słowo – znaczenie, ale można też np. wartość – wzór na jej obliczenie, czy też może: zdanie z lukami – słowa brakujące do luk (,,pierwszym królem Polski był … koronował się w …"). Więcej o tym pisze Leitner w ,,Naucz się uczyć" (bardzo polecam).
No niby są klucze, ale one nie są dla początkujących, a dla zaawansowanych (!). Dobrze to wyjaśnia https://okiemprzyrodnika.wordpress.com/tag/jaki-klucz-do-oznaczania-roslin/ Też
Nadal widzę lepsze zastosowanie Anki przy typowym wkuwaniu słowo-znaczenie. Nie przeczę, że typowy uczeń uczący się typowo "pod egzamin" może znaleźć jakieś dodatkowe zastosowania dla Anki poza językowymi. Wyobrażam sobie, że np. student historii może uczyć się na pamięć dat bitew z Anki. Tymczasem ja nie mam potrzeby pamiętania dat lub wzorów, gdyż nikt mnie z nich nie będzie przepytywał. Wzory matematyczne zapisane mam w komputerze, nie muszę ich pamiętać, a wszystko wyliczają za mnie programy (napisałem np. taki: https://github.com/piotrbajdek/coprosize).
Języki są specyficzne gdyż zmuszają do pamiętania i natychmiastowego odtwarzania ogromniej ilości danych (słów), być może większej niż jakakolwiej inna dziedzina (luźna myśl: matematykowi nikt nie każe bezbłędnie kojarzyć jednego z 30 000 wzorów w ułamku sekundy i tak sto wzorów na minutę ciągiem choćby i godzinami i oczywiście zapamiętać je "trwale" na długie lata). Tu odnajduję zastosowanie dla Anki. Poza tym, jeśli ktoś potrzebuje wkuć daty historyczne na egzamin w przyszłym tygodniu, są lepsze metody niż Anki. Myślę, że Anki tymczasem sprawdza się dobrze w nauce długoterminowej, wieloletniej i w utrwalaniu wiedzy, a tym samym doskonale wpisuje się właśnie w specyfikę nauki języków bardziej niż w większość dziedzin.
Moje potrzeby oznaczania gatunków biologicznych mogą się też różnić od Twoich. Krótka anegdota… Jakieś 15 lat temu zanioslem kilka znalezionych przeze mnie amonitów jednemu z najlepszych na świecie ekspertów od tej grupy amonitów. Powiedziałem nazwę łacińską wedle mojego oznaczenia i wydawało mi się to wówczas najnormalniejsze w świecie – co druga przypadkowo spotkana w kamieniołomie osoba też by nazwę łacińską rodzajową podała. Co na to Profesor-światowy ekspert? Powiedział, że okazy owszem przypominają ów rodzaj, specyficznie intonując wyraz "przypominają". Następnie dodał, że przy tym stanie zachowania osobiście nie podjąłby się identyfikacji! 99.9% gatunków biologicznych, tak dzisiejszych jak kopalnych, nie zidentyfikujesz naoglądawszy się zdjęcia w Anki… Widzisz, ja mam innego typu potrzeby.
Generalnie to chyba nie ma co się uczyć na 100%, zwykle starczy 95% i resztę można sobie w razie czego sprawdzić. Dziwi mnie jednak aż taka negacja nauki dat czy wzorów jak jest u Ciebie. Niby wzór można sobie wyprowadzić, ale dla wielu wzorów szybciej jest jednak się ich nauczyć i nie wyprowadzać/sprawdzać za każdym razem… Tak samo możnaby nie uczyć się słów, tylko sprawdzać książkę ze słownikiem słowo po słowie – ale już szybciej się nauczyć.
Jakby próbować listy 30 000 wzorów matematycznych, to pewno różne proste (a+b)^2=a^2+2ab+b^2 szybko się skończą i większość listy zapełnią wzory skrajnie długie (nawet taki rozkład standardowy jest całkiem długi). To tak, jakby człowiek zamiast normalnych słów po kilka sylab miał się uczyć nazw systematycznych leków czy czegoś w tym rodzaju.
Piszesz o datach na egzamin w przyszłym tygodniu, ale co z datami na całe życie? Nauka dat celem pamiętania ich w z góry ustalonym momencie egzaminu to absurd; oczywiście durny system pełen jest takich absurdów. Nauka dat żeby je pamiętać dłużej – to już sensowniejsze. Niektórzy mówią, że wystarczy pamiętać chronologię, niekoniecznie dokładne daty, ale wtedy chyba historia rozbija się na mnóstwo niepowiązanych ze sobą wątków i człowiek nie umie powiedzieć np. czy najpierw były pierwsze igrzyska olimpijskie, czy założenie Rzymu (a jak znam daty, to wiem).
99,9% gatunków się po zdjęciach nie oznaczy, ale często ważniejsze jest 0,1%. Na co dzień trzeba identyfikować, czy dany organizm to człowiek, czy pies. Mniej skrajnie – więcej osób chyba zainteresuje oznaczanie ptaków/roślin naczyniowych niż oznaczanie np. skamieniałych amonitów. Ja generalnie najwięcej się ostatnio roślinami zajmuję i standardem jest, w większości wypadków, sam ogólny wygląd – https://www.atlas-roslin.pl/jaka-to-roslina
Co do stosowania Anki do innych rzeczy niż nauka języka (np. do wspomagania czytania prac naukowych z nowych dla nas dziedzin) tu jest bardzo fajny artykuł:
http://augmentingcognition.com/ltm.html
Artykuł pisze o kartach typu pełne pytanie – odpowiedź. Wpisywanie całego pytania jest zwykle zbyt długotrwałe i bardzo dobrze opracować sobie system skrótów. Zamiast ,,Jaki jest wzór na pole kwadratu", można napisać ,,Pole kwadratu – wzór", ,,W pole kwadratu". Prawdopodobnie okaże się, że większość pytań należy do jednej z kilku kategorii i wystarczy kilka symboli dla każdej kategorii (np. kategoria ,,wzór" dla pola kwadratu, kategoria ,,wartość" dla sinusa z pi itd.). Często też pisanie zdania z lukami (jak przykład z komentarza wyżej o pierwszym królu Polski) jest szybsze od pisania pełnego pytania. Czasem może trzeba napisać pełne pytanie, ale dość rzadko.
Wydaje mi się, że autor pokazał takie karty raczej dla lepszego zobrazowania idei, bo masz rację: zamiast pisać całe pytanie "What's the keyboard shortcut to get into the browser's address bar?" wystarczy "browser's address bar keyboard shortcut" – szybciej zrobić i szybciej będzie się przeglądać takie karty.
Karty z lukami też są dobre, można dosłownie robić kopiuj-wklej z tego co czytamy i wymazać termin, który nas interesuje na przodzie karty – bardzo szybko się je robi i są dość efektywne w mojej ocenie.
Tomku, przecież ten człowiek jest szalony:
"As an example, I've a (very short!) list of superficially charming and impressive colleagues who I would never work with, because I've consistently seen them treat other people badly. It's helpful to Ankify some details of that treatment, so I can clearly remember why that person should be avoided."
Dziwi mnie, że ten człowiek, który określa się naukowcem (choć jest chyba bardziej technikiem niż naukowcem) próbuje wszystko zanfikować–do tego stopnia, że anfikuje już nie tylko daty, ale i to, dlaczego tej i tamtej osoby nie lubi.
Dobry matematyk to nie człowiek, który zna na pamięć 30 000 wzorów (ani nawet człowiek, który potrafi szybko liczyć, bo i na to są tricki) lecz człowiek, który rozumie relacje pomiędzy liczbami. Jak zrobię sobie talię ze wzorami, będę do końca życia zapamiętywaczem wzorów i popisać się będę mógł najwyżej przy tablicy przed publicznością. Jeśli jednak chrzanię zapamiętywanie wzorów i zacznę samemu je układać, może po kilku latach dokonam jakiegoś odkrycia matematycznego, po czym z zabójczą szczerością oznajmę, że ja wzorów nie pamiętam, mam je zapisane.
Dlaczego Galu Cię dziwi moja negacja zapamiętywania dat czy wzorów? Jeśli będę chciał się dowiedzieć o roślinach więcej niż wiem, nie będę zaczynać od oglądania zdjęć w atlasach i od zapamiętywania nazw. W czasie gdy ludzie z tamtego forum rozstrząsają "co to jest za roślina" w oparciu o zdjęcie, z większym pożytkiem bym zaczął od przeczytania najnowszych przeglądówek na temat ewolucji, fizjologii, itd. roślin. Nie tylko lepiej zrozumiem, czym jest roślina, ale też bardzo możliwe, że po niedługim czasie będę wiarygodniej rośliny identyfikować, podczas gdy forumowiczom będzie się dokońca życia "wydawało ze zdjęć". Nazwy będę mieć zapisane.
[Komentarze nie przechodzą. Ostatnia próba.]
Przepraszam za dwukrotne odwrócenie liter "f" i "k". Zastanawiam się, czy jest to wina mojej nauki tikuna, w którym to języku [ɸ] i [k] są alofonami, czy też dyslekcja jednak może istnieć.
@YPP
Ja bym powiedział, że ten człowiek jest genialny 🙂 Nie uczy się tylko wiedzy teoretycznej, ale dokonuje dokładnej refleksji nad swoim życiem, co jest podstawą rozwoju moralnego (pytania Pitagorasa, rachunki sumienia itd.). Jak pamiętasz czemu właściwie kogoś nie lubisz, to przy spotkaniu z nim łatwiej ci będzie zachować spokój; przewidzisz co będzie denerwować i np. tak poprowadzisz rozmowę, by tego uniknąć.
Bardzo dziwne jest dla mnie to co mówisz o matematyce i botanice. Nie mówię, że pozbawione sensu; to jest takie dziwne, że wielu rzeczy nie wiem jak ocenić. Z matematyką to obawiam się, że co najwyżej odkryjesz coś, co już odkryto. Z botaniką to już zupełnie nic nie rozumiem; przeczytasz 100 prac o Arabidopsis thaliana i jak to polepszy oznaczanie roślin? Czytałem jak u A. thaliana geny regulują rozwój kwiatu, a jak przyszło co do czego, to nie wyszło do końca – https://www.atlas-roslin.pl/jaka-to-roslina/archiwum/7/22-07#ID-24669 Ja nie neguję sensu uczenia się fizjologii czy historii ewolucyjnej roślin; dziwi mnie jednak próba zupełnego odzielenia tych dziedzin od bardziej namacalnej wiedzy.
Jak ja piszę coś w jednym języku i zaraz potem w drugim (najczęściej takie szybkie przełączenie z języka na język jest przy tworzeniu fiszek czy ,,tłumaczeń roboczych"), to często mylę litery tak, jak normalnie mi się nie zdarza. Czy tuż przed napisaniem tego komentarza pisałeś coś nie-po-polsku?
Galu, chyba nie zakładasz, że układałbym gotowe wzory na nowo? Nie wątpię, że liczba nierozwiązanych problemów w matematyce i rzeczy do odkrycia jest olbrzymia. Tymczasem nudnym zajęciem jest uczyć się na pamięć tego co już odkryto. Ciekawsze jest odkrywanie.
Odnośnie roślin to, co nazywasz "namacalną wiedzą" zbyt często jest irytująco płytką wiedzą. Znam człowieka, który pasjonuje się ptakami, jest kopletnym maniakiem i obleciał w celu fotografowania ptaków kawał globu ziemskiego. Rozmowy z Nim nie pozostawiły u mnie jednak złudzeń: wielu ludzi z Jego bliskiego środowiska w rzeczywistości nie ma głębszej wiedzy biologicznej o ptakach: odgadywacze nazw łacińskich, podziwiacze kolorowych piórek, niewiele poza tym. Jest ewidentne, że nie jest to Twój przypadek, gdyż czytasz o wiele więcej o biologii, itd., ale pewnie wiesz, co mam na myśli… Najpierw zgłębmy biologiczne podstawy, potem zagłębiajmy się w szczególiki typu rozpoznawanie wszystkich gatunków.
Tak, pisałem z koleżanką z USA, ale w języku angielskim /f/ i /k/ są różnymi głoskami. Całkiem serio mówiąc, ucząc się tikuna musiałem ustawić sobie w mózgu, że [ɸ] odpowiada /k/. Zapewne wcześniej takiej asocjacji bym nie zrobił. W początkach nauki hiszpańskiego pisząc po polsku często zdarzało mi się napisać spójnik "y" zamiast "i", ale potem mi zupełnie przeszło.
No ale żeby podjąć próbę rozwiązania problemu dotychczas nierozwiązanego, to chyba musisz wcześniej się nauczyć jakichś już znanych wzorów.
Na irytującą płytkość wiedzy można różnie spojrzeć. Można znać dokładnie fizjologię A. thaliana i nie umieć go odróżnić od innych roślich. Czy to też irytująca płytkość?
A spójrz jak się uczą małe dzieci. Najpierw się uczy jak wygląda lew, tygrys, wilk, jeleń (nawet jeśli myli jelenia i daniela czy lamparta i jaguara), a potem jest nauka że to rząd drapieżnych, a to parzystokopytnych. O ile ludzie jakoś w miarę zwierzęta znają, to roślin już nie (znajomość produktów spożywczych to zupełnie co innego). Nikt nie zaczyna zoologii od rozważań o listkach zarodkowych i jamach ciała. Z roślinami można łatwo utonąć w jakiś abstrakcjach.
Gdy widzę kota na podwórku wiem, że jest to Felis catus, a może bardziej niż wiem, domyślam się, gdyż normalnie nie przyglądam się jakimś dystynktywnym cechom anatomicznym odróżniającym go od innych przedstawicieli Felidae i tak naprawdę w dyskusji ciężko by mi było bronić tej identyfikacji w oparciu o jakieś argumenty. Czy fakt, że potrafię się domyślić lub założyć, że widzę na podwórku Felis catus daje mi jakąś wiedzę na temat kotowatych? Jak znajdę skamieniałe kości kota, najpierw rozstrzygnę, że należy szukać wśród Carnivora, potem będę tę identyfikację zawężać, po roku badań zacznę skrobać manuksrypt o tym, że znalazłem szczątki kotowatego, a po kilku latach badań będę mieć pogląd na jego pozycję ewolucyjną, jego rolę w ekosystemie, itd. i czy zasadne jest wyznaczenie nowego gatunku, z którym to poglądem i tak inni specjaliści się mogą nie zgodzić. Po tych kilku latach badań nie będę musiał bezbłędnie odgadywać ze zdjęć z jakiejś fotopułapki, co to za kotowaty przeszedł za krzakiem, by być niezłym ekspertem od kotowatych i mieć głęboką wiedzę również o kotowatych współcześnie żyjących, wiedzę solidną czerpaną z publikacji naukowych i od specjalistów, a nie wiedzę anegdotyczną zasłyszaną od kumpla z kółka miłośnikow przyrody tj. odgadywaczy "co to za gatunek".
Identyfikując roślinę na łące też chyba najpierw wiesz, że należy szukać wśród Brassicaceae, a dopiero później zastanawiasz się, czy jest to Arabidopsis thaliana? Zaprawdę mniej (bo ani trochę…) mnie irytuje człowiek, który nie wie, czym jest (Arabidopsis thaliana) niż człowiek, który nie wie, czym są Angiospermae.
Ale jedną z cech dystynktywnych jest też siedlisko. Na podwórku nie występują inne Felidae. I masz pewną wiedzę – że jest to gatunek przez człowieka oswojony itd. O kocie wie się całkiem dużo, wydaje się że mało, ale w porównaniu z 99,99999% gatunków to wie się dużo.
Większość ludzi nie potrafi rozpoznać rodziny Brassicaceae, a kota rozpozna. Przy oglądaniu roślin to faktycznie raczej jest kolejność Brassicaceae -> gatunek, ale szczerze mówiąc pewną rolę odgrywają grupy nieformalne. Widzę, że to oset-lub-ostrożeń i potem się zastanawiam dalej, choć Cirsum i Carduus chyba nie tworzą razem kladu. Klucze czasem trochę na siłę próbują zrobić wszystko wedle kladystyki. Trifolium dubium bardziej przypomina Medicago falcata niż Trifolium pratense.