Praca własna z tekstem oraz audio, gdy brak podręcznika – część 1

Praca z tekstemParę dni temu znalazł się na Woofli pod wpisem o dominikańskiej literaturze bardzo konkretny komentarz, którego treść przytoczę jako wstęp do naszego artykułu:
(…) chciałbym nauczyć się dobrze słowackiego z naciskiem na słownictwo górskie/taternickie/wspinaczkowe. Niewiele jest z tego co widziałem materiałów do nauki. Choć „pozorna” łatwość języka dla Polaka pewne sprawy ułatwia, jednak jakbyś kiedyś opisał swoje wypracowane metody nauki byłoby super.
Dodam, że z pewnych względów (limitowany internet i ogólna niechęć do czatów, skype’ów) chciałbym maksymalnie oprzeć się (chociażby w początkowym etapie) na pracy własnej z tekstem i audio. Z tekstem rozumianym nie jako dedykowany podręcznik a raczej autentyczne fragmenty tekstu w interesujących mnie dziedzinach. Wskazówki jak ćwiczyć wymowę nie mając zbyt dużych zasobów audio (a jak już to bez transkrypcji tekstu) byłyby również bardzo pomocne.

Początkowo odpowiedź miała dotyczyć jedynie języka słowackiego i być możliwie krótka, ale liczba rzeczy i metod, o jakich chciałbym wspomnieć jest na tyle spora, że ciężko ograniczyć się tu do jednego artykułu. Zaczynamy więc kolejny cykl – zasady w nim przedstawione będą bardzo ogólne i pomocne do pracy nad każdym językiem, zwłaszcza tym, który jest w jakimś stopniu podobny do języka, którym już w pewnym stopniu władamy.

O ile znalezienie materiałów do nauki angielskiego czy niemieckiego nie sprawia przeciętnemu Kowalskiemu problemów (mamy tu raczej problem związany z przesyceniem rynku wydawniczego pozycjami często wątpliwej jakości), o tyle ciężko wyśledzić na półkach sklepów cokolwiek poświęconego nauce języka słowackiego. To co na pierwszy rzut oka zdaje się nam być jednak barierą nie do przejścia może mieć paradoksalnie swoje dobre strony i od początku nauczy nas właściwego podejścia do języka, który chcemy opanować. Przeważnie proces nauki wygląda bowiem następująco:

P9170668Mirek kupuje podręcznik do nauki francuskiego dla początkujących z płytami CD, jest nastawiony do języka bardzo pozytywnie i decyduje się codziennie poświęcać mu przynajmniej godzinę dziennie. W drugim miesiącu przydarzy się Mirkowi kilka dni, w których nie będzie miał możliwości by zająć się swoim nowym językiem – pojedzie w delegację, na wesele, będzie miał sesję – powodów, dla których nie mamy czasu na realizację ambitnych celów jest mnóstwo. Po tych kilku dniach nasz bohater powróci do swojego podręcznika i zauważy, że coś mu umknęło, co spowoduje powrót w przeszłość. Mimo przeciwieństw losu po kilku miesiącach Mirkowi uda się skończyć podręcznik i znajdzie się w punkcie X, w którym musi zadecydować co dalej z językiem robić. Jeśli do tego czasu nie miał on żadnego kontaktu z językiem żywym tzn. chociażby z francuskojęzycznym radiem, gazetami, telewizją, stronami internetowymi prawdopodobnie będzie to dla niego z wielu względów niesłychanie trudny moment, gdyż stanie przed zadaniem przejęcia kontrolę nad procesem nauki, którym wcześniej kierował podręcznik. Wiele osób w tym momencie rezygnuje stwierdzając, że oni jeszcze nie są gotowi na zetknięcie ze światem zewnętrznym, bo nie opanowali materiału z podręcznika wystarczająco dobrze.

Artykuł nie ma na celu zdeprecjonowania podręczników. Kto czytał pozostałe wpisy wie, że jestem gorącym zwolennikiem materiałów dydaktycznych, sam posiadam całkiem pokaźną kolekcję książek do języków, których nigdy nie zacząłem się uczyć i uważam, że w ogromnej mierze są one potrzebne do tego, by nauczyć nas podstawowych zasad gramatycznych oraz słownictwa. Podręczniki mają jednak jedną zasadniczą wadę, która może bardzo negatywnie odbić się na naszym procesie nauki (w pewnym sensie dotyczy to również innych dziedzin wiedzy), mianowicie absolutnie nie przygotowują nas one do nadejścia momentu kiedy ich zabraknie. Bardzo często osoba kończy jakiś kurs, znajduje się we wspomnianym wyżej punkcie X i nie potrafi znaleźć odpowiedzi na pytanie "co dalej?". Przez 100 dni potrafiła poświęcać na podręcznik godzinę dziennie, ale absolutnie nie ma pomysłu co zrobić z językiem gdy podręcznika zabraknie. Nierzadko stwierdza taki ktoś, że nie posiada jeszcze właściwej wiedzy, aby sięgnąć po takie materiały jak gazety czy serwisy internetowe i stara się znajdywać wymówki w stylu "muszę poprawić się w tym, w tym, w tym…" – proces wyliczania można ciągnąć w nieskonczoność. Im dłużej powyższy problem pozostanie nierozwiązany tym większe prawdopodobieństwo, że cały wielomiesięczny proces nauki pójdzie na marne. A straconego czasu szkoda. Pieniędzy też.

Ciężki dostęp do materiałów dydaktycznych powoduje, że od samego początku musimy sobie jakoś radzić z tym co jest dostępne poza półkami sklepowymi. Będzie na pewno trudniej, ale będzie też ciekawiej. Rzadziej poprowadzi nas ktoś za rękę, ale znacznie częściej będziemy czuć radość z tego powodu, że sami odkryliśmy coś co dotychczas było dla nas czymś kompletnie niezrozumiałym. Nie przeżyjemy punktu X, bo ten będziemy mieć dawno za sobą, a do każdego wyzwania podejdziemy raczej z nastawieniem, iż wszystko jest wykonalne niż z obawą, czy damy mu radę podołać. Jednemu z największych wyzwań musimy bowiem stawić czoła już na samym początku – trzeba dokonać selekcji materiału, który będzie nam służył do nauki. To zadanie, przynajmniej w przypadku języka takiego jak słowacki – nie jest wcale takie trudne. Dlaczego? Bo mamy dostęp przynajmniej do kilku rzeczy, które w ogromnym stopniu pomagają nam obyć się z językiem:

1.Rozmówki lub kursy pozwalające nam przećwiczyć podstawowe konwersacje
goetheverlagŻeby daleko nie szukać wspomnę tutaj o czymś, co pojawiło się już raz na łamach "Świata Języków Obcych", czyli o rozmówkach w 50 językach ze strony http://www.goethe-verlag.com/book2 . Do samego serwisu można mieć wiele zastrzeżeń, ale mając wiedzę niemal zerową ciężko o lepszy prezent niż ponad tysiąc podstawowych zdań konwersacyjnych z załączonym słownikiem obrazkowym z objaśnieniem 1946 słów. Czy to nas nauczy języka? Na pewno nie, ale z pewnością pozwoli nam zaznajomić się z podstawami komunikacji, wymową oraz pismem.

Z doświadczenia mogę powiedzieć, że niewiele znam lepszych ćwiczeń konwersacyjnych niż praca z nagraniami mp3 w formacie podobnym do tych oferowanych przez "Book2. Przyjmijmy, że ściągnęliśmy zestaw polsko-słowacki. Otwieramy lekcję 60 ("W banku / V banke"), w której najpierw słyszymy polskie zdanie "Chciałbym otworzyć konto.", później natomiast jego słowacki odpowiednik "Chcel by som si otvoriť účet.". Moja praca z takim plikiem wygląda następująco: a) słucham polskiego zdania; b) zatrzymuję nagranie i staram się w tym czasie podać, koniecznie na głos, tłumaczenie na język słowacki; c) słucham słowackiego zdania starając się przede wszystkim dostrzec jakie błędy popełniłem w tłumaczeniu oraz w mojej wymowie; d) mechanizm ten powtarzam aż do końca lekcji; e) jeśli zrobiłem wszystko bezbłędnie mogę przejść do następnej, jeśli natomiast popełniłem chociażby jeden błąd to powtarzam całą lekcję od nowa – tak naprawdę im częściej dane zdanie powtórzymy, tym lepiej je zapamiętamy. A im lepiej zapamiętamy podstawy, tym łatwiej będzie nam w następnym etapie nauki. Przypomniała mi się tu maksyma Bruce'a Lee, który powiedział kiedyś: "I fear not the man who has practiced 10000 kicks once, but I fear the man who has practiced one kick 10000 times." Warto zwrócić uwagę na to jak wiele ma ona wspólnego z nauką języka.

Jak każda, ma ona swoje wady i zalety, o których kiedyś może szerzej napiszę, ale osobiście nigdy jeszcze nie odkryłem czegoś co w krótszym czasie byłoby mnie w stanie nauczyć podstaw konwersacji bez pomocy drugiej osoby. Przede wszystkim w taki sposób zacząłem jeszcze przed studiami uczyć się rosyjskiego (acz z innych, lepszych materiałów) i jadąc po raz pierwszy w życiu za wschodnią granicę byłem w pełni gotowy do akcji. Dalszy rozwój był już tylko kwestią czasu i praktycznego użycia języka (o tym będzie m.in. w następnym artykule). Kilkanaście lekcji z tłumaczeniami rosyjsko-estońskimi z Book2 przerobiłem natomiast w zeszłym roku tuż przed wyjazdem do Estonii – ciężko było oczekiwać, iż będę mówić lub czytać w tym języku. Była to jednak dawka pozwalająca już dostrzec pewne zasady kierujące estońskim (wyczytywanie słów z kontekstu itp.) i umożliwiająca użycie go w podstawowych sytuacjach co na ogół spotykało się z bardzo miłym przyjęciem. Przy okazji mogłem też przekonać się na własnej skórze, iż lepiej ludzi żegnać słowem Nägemiseni! (lub po prostu nägemist!) niż Hüvasti! choć dwa były podane w kursie prawie jako synonimy. I tutaj nasuwa się również ciekawe spostrzeżenie – nawet jeśli w jakimś kursie jest błąd to życie prędzej czy później go zweryfikuje. Im błąd ten będzie większy, tym lepiej zapamiętamy poprawne rozwiązanie. Często nawet utrwali nam się ono w głowie bardziej niż gdyby było z początku poprawnie podane w podręczniku. Przyznaję, że "Book2" jest kursem fatalnym w swojej prostocie, pozbawionym opisów gramatycznym, ale jego forma pozwala na wdrożenie podstawowych struktur, których płynne opanowanie zwłaszcza na początkowym poziomie znajomości języka jest ważniejsze niż liczba słów jaką posiadamy w swoim arsenale czy hiperpoprawność gramtyczna.

Myli się też ten kto twierdzi, że tylko z jednego źródła można się języka nauczyć. Nie można. Dlatego już teraz zapraszam na drugą część tego artykułu, która ukaże się we wtorek 20-go stycznia.

Podobne artykuły:
Myśl samodzielnie i nie patrz na innych, czyli krytyka poliglotów
Ile języków tak naprawdę potrzebujesz?
Jak się nauczyć rosyjskiego?
Ilu języków warto się uczyć jednocześnie?
Gold List, podręczniki do serbskiego oraz konwersacje w 50 językach

7 komentarze na temat “Praca własna z tekstem oraz audio, gdy brak podręcznika – część 1

    1. Dziękuję, Piotrze, za komentarz. Kontynuacja serii i w zasadzie to co w niej najważniejsze (omówienie wad podręcznikowego podejścia czy praca z plikami book2 to przecież zaledwie początek) już w najbliższy wtorek.

  1. Ciekawy artykuł,
    Karolu, dopytam Cię o parę szczegółów: czy w trakcie słuchania masz przed sobą zdanie zapisane w języku obcym albo jego transkrypcję? Sporządzasz swoją własną transkrypcję po wysłuchania zdania w oryginalnej, obcojęzycznej wersji? Czy też całe ćwiczenie odbywa się jedynie "w powietrzu"; uszy <=> usta?

    1. Michale,
      dziękuję za komentarz. Na Twoje pytania z wielką chęcią odpowiem, zaznaczę jednak, że moje metody w tej kwestii prawdopodobnie w dużym stopniu różnią się od Twoich.
      1) Zdania zapisane w języku obcym podczas słuchania, zwłaszcza w początkowej fazie nauki uważam z jednej strony za bardzo pomocne, z drugiej natomiast za zakłócające proces nauki wymowy. Często mając wyraz zapisany bardziej skupiamy się na jego graficznej formie niż na tym jak rzeczywiście on brzmi dlatego w miarę możliwości staram się najpierw zdanie usłyszeć, a dopiero potem zobaczyć jak zostało napisane. Nie rozpaczam oczywiście jeśli jest odwrotnie, zwłaszcza, że moich języków (może z wyjątkiem niemieckiego) używam znacznie częściej w piśmie niż w mowie, ale uważam, że pismo jest swojego rodzaju kołem ratunkowym, które na pewnym poziomie już hamuje rozwój zdolności słuchania – uwaga ta jednak nie dotyczy początkowego stadium nauki, o którym mowa w tym artykule.

      2) O ile bardzo lubię IPA i uważam różnego rodzaju wstępy opisujące właściwości fonetyczne oraz relację pismo-dźwięk w danym języku za coś bardzo ułatwiającego samą naukę, o tyle w samym tekście, nawet jeśli chodzi o materiały dydaktyczne nie stosuję transkrypcji. Nigdy. Może wynika to z faktu, iż nigdy nie uczyłem się poważnie języka używającego znaków ideograficznych, gdzie przydatność tejże byłaby zdecydowanie większa.
      W przypadku pism alfabetycznych jestem natomiast jej zdecydowanym wrogiem. Ostatnio postanowiłem, że w czasie wolnym od pracy nauczę się arabskiego, przynajmniej na tyle by móc czytać gazety (nie ukrywajmy, okazji do porozmawiania w MSA mieszkając w Polsce raczej nie będzie). Abstrahując już od kwestii tego jak długo będę w owym postanowieniu trwać muszę powiedzieć, że brak transkrypcji absolutnie mi nie przeszkadza, zwłaszcza że mam nagrania w formacie mp3. Transkrypcja byłaby w tym wypadku moim zdaniem zupełnie niepotrzebna. Nie lepiej nauczyć się po prostu płynnie czytać w języku docelowym? Zwłaszcza, iż w większości przypadków nie jest to wcale takie trudne. Jestem zdania, że im prędzej pozbędziemy się kół ratunkowych w nauce języka tym dla nas lepiej. A transkrypcja jest takim kołem – z mojego punktu widzenia kołem mało przydatnym (znacznie mniej niż np. słownik).

      3) Ćwiczenie odbywa się jedynie w powietrzu. Z prostej przyczyny: zdania nie są wybitnie skomplikowane i chodzi w tym ćwiczeniu raczej o wyćwiczenie pewnej automatyzacji w wypowiadaniu podstawowych konstrukcji. Jestem też gorącym zwolennikiem tłumaczenia pisemnego – uważam, że to zdecydowanie lepiej uczy gramatyki i ładnego stylu. Ale z mojego doświadczenia gorzej wpływa na umiejętność mówienia, której, mimo mojego zamiłowania do formy pisanej języka, nie lubię zaniedbywać zanadto.

      1. Dzięki za wyczerpującą odpowiedź. Nie mogę się doczekać kolejnej części artykułu.

        Przyznaję, że w angielskim, czy niemieckim (do którego raz na kilka miesiecy próbuję wrócić) też nie stosuję transkrypcji. Czasem, od wielkiego dzwonum podpisuję pojednyncze słowa, co do których brzmienia mam wątpliwości.

        Ja z kolei nie znoszę IPA (tzn. używam jedynie biernie), do każdego języka używam swojej romanizacji (za każdym razem nieco innej wersji), która jest możliwie bliska ortografii (i skorelowanej z nią fonii) języka polskiego.

  2. A ja dziękuję za cenną uwagę zawartą w komentarzu: "(…) uważam, że pismo jest swojego rodzaju kołem ratunkowym, które na pewnym poziomie już hamuje rozwój zdolności słuchania – uwaga ta jednak nie dotyczy początkowego stadium nauki, o którym mowa w tym artykule." Aktualnie jestem na etapie, gdy rozumiem całkiem sporo słowa pisanego, jednak mam ogromny problem żeby zrozumieć cokolwiek ze słuchu. Pora więc na wprowadzenie pewnych poprawek, dziękuję 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Teraz masz możliwość komentowania za pomocą swojego profilu na Facebooku.
ZALOGUJ SIĘ