Ten odcinek rozwija, wprowadzony poprzednio (przy haitańskim, a następnie różnych językach Papui – hiri motu, tok pisin i papuaskim malajskim) wątek języków kontaktowych, czyli takich, które powstają w wyniku regularnych spotkań różnych zbiorowości ludzkich, które nie są w stanie lub nie chcą nauczyć się języka partnerów, ani narzucić im własnego, a jakoś porozumiewać się muszą. Takie języki żyją potem własnym życiem, a ich losy bywają skomplikowane, na co przykładów dostarczy dzisiejszy odcinek. Ale najpierw obserwacja o charakterze ogólnym.
Językoznawstwo systematycznie rozszerza swój zakres zainteresowań. Najpierw zajmowało się prawie wyłącznie bardzo wąską grupą języków o wysokim prestiżu – uważanych za święte ze względu na głoszone w nich treści religijne, lub też ściśle związanych ze sprawowaniem władzy. Było ich w skali świata może dwadzieścia. Pozostałe nie zasługiwały na specjalną uwagę, czy próbę systematycznego opisu ich zasad (dość typowe jest przy tym przeświadczenie, że “języki bez tradycji literackiej w ogóle nie mają gramatyki”). Sytuacja ta zmieniła się w Europie u progu nowoczesności (i tzw. odkryć geograficznych) – wraz z krystalizowaniem się norm kolejnych języków urzędowych (najpierw państwowych, potem narodowych w pełnym tego słowa znaczeniu). Ten proces – standaryzacji, tworzenia normy, nadawania oficjalnego statusu kolejnym językom, trwa właściwie do dzisiaj, a szczególnego tempa nabrał w XX wieku, wraz z radykalną przebudową systemu stosunków międzynarodowych (najpierw upadek imperiów w Europie, następnie – dekolonizacja).
Dopiero w XX wieku, i to w drugiej jego połowie, językoznawstwo zaczęło interesować się czymś więcej niż literacka norma czy “prawidłowy” sposób mówienia warstw wykształconych. Zwrócenie uwagi na różnorodność językową w ramach jednego państwa i -teoretycznie- jednego języka doprowadziło do wyróżnienia, opisania, dowartościowania (przynajmniej teoretycznego) języków kreolskich (= języków kontaktowych, które stały się ojczystymi dla jakiejś społeczności) powstałych na bazie języków europejskich. Ich “cykl życiowy” opisuje teoria kreolizacji, wspomniana w odcinku o haitańskim.
Jednak bliższe przyjrzenie się językom kreolskim pozwala stwierdzić, że bardzo różnią się między sobą – nawet laik dostrzeże, że haitański jest bliższy francuskiemu, a tok pisin bardziej odbiega od angielskiego. Do tego zdano sobie sprawę, że istnieją podobnie funkcjonujące języki, które nie są oparte na żadnym języku europejskim (jak hiri motu).
Często bywa tak, że żeby móc coś znaleźć, trzeba najpierw zacząć tego szukać. I odkąd zaczęto przykładów kontaktu językowego szukać nie tylko poza kontekstem “plantacyjnym” i wokół języków europejskich, okazało się, że na świecie jest ich bardzo wiele. To kwestia ostatnich 30 lat, a trwająca rewolucja technologiczna ułatwia dalsze rozszerzanie kręgu poszukiwań i z pewnością przyniesie nowe ‘odkrycia’.
Ten tekst to skrótowy opis trzech różnych języków kontaktowych powstałych na kontynencie amerykańskim, bardzo różniących się (zarówno pod względem historii, jak i struktury) nie tylko od opisywanych wcześniej języków o genezie ‘plantacyjnej’ (jak haitański czy tok pisin) ale i między sobą nawzajem. W szczególności – rola jaką odegrali Europejczycy w ich powstaniu i dalszych losach nie jest jednakowa.
Michif
Zacznijmy tam, gdzie była ona największa (spośród trzech dzisiejszych przykładów). Jedną z kanadyjskich rdzennych społeczności (indigenous peoples), obok Pierwszych Narodów (First Nations, czyli dawniejsi Indianie) i Inuitów, są Metysi (Métis). Nie jest ich wcale tak mało, bo łącznie ponad 500 tysięcy, czyli ⅓ całej ludności rdzennej i ok. 2% ogółu mieszkańców Kanady.
W polskiej, chyba wychodzącej powoli z użycia nomenklaturze “metys” to każda osoba o mieszanym, europejsko-indiańskim, etymologicznie słowo znaczy to samo co hiszpańskie mestizo czyli ‘mieszany’. Ale w tym znaczeniu w jakim używam go w tekście jego zakres jest dużo węższy – chodzi o konkretną społeczność, choć rozproszoną i wewnętrznie zróżnicowaną, jaka począwszy od XVIII wieku wykształciła się najpierw wokół kanadyjskich Wielkich Jezior, a następnie na położonych na zachód od nich preriach, a dziś zamieszkującą głównie Manitobę, Saskatchewan i skrawki pogranicznych terytoriów po stronie amerykańskiej (np. północna Montana).
Już w odcinku o kri wspominałem o handlu futrzanym (a następnie pemikanowym), prowadzonym na dużą skalę przez brytyjskie kompanie handlowe (Hudson Bay Company i konkurująca z nią, a następnie wchłonięta, North West Company). Zatrudniani przez nią biali eksploratorzy, traperzy i handlarze – głównie katoliccy Francuzi i w dalszej kolejności protestanccy Szkoci – bardzo często wstępowali w związki (“małżeństwa według krajowego zwyczaju”) z kobietami Kri, Odżibwe i innych grup etnicznych. Było to rozwiązanie wygodne dla wszystkich i sprzyjające ustanowieniu stabilnych relacji handlowych i wymianie technologicznej. Dzieci wyrastające w takich domach, dzięki funkcjonowaniu “w obu światach”, znajomości terenu i języków, były idealnymi pracownikami dla kompanii.
Z czasem, gdy stało się ich więcej, część z tych metysów-ale-jeszcze-nie-Metysów decydowała się żyć na własny rachunek, prowadząc samodzielny handel, zakładając własne osady czy organizując polowania. Powstawała nowa kultura, łącząca przynajmniej formalny katolicyzm (tereny pograniczne przyciągały misjonarzy), z etosem niezależności, przywiązaniem do ziemi, i adaptacją wielu elementów “indiańskiego stylu życia”. Budowie poczucia wspólnoty sprzyjały realne związki krwi – wiele z wydawanych za Europejczyków kobiet było ze sobą spokrewnionych, co oznaczało, że ich mężowie tworzyli coś w rodzaju “towarzystwa szwagrów” – naturalne grono do współpracy przy większych przedsięwzięciach (jak coroczne polowanie na bizony).
W kolejnych pokoleniach potomkowie pierwszych Metysów coraz częściej zawierali małżeństwa między sobą (choć zdarzały się nadal, i zdarzają do dzisiaj związki z Kri, Odżibwe etc.). W efekcie dość szybko Metysi zaczęli stanowić większość ludności Kolonii Rzeki Czerwonej (plus minus obecna Manitoba) w tym przeważającą większość ludności osiadłej. Demograficzne znaczenie stracili dopiero na przełomie XIX/XX w., ale zagrożenie przyszło wcześniej – nowo powstałe (w 1869) kanadyjskie władze energicznie zabrały się za plany zasiedlania prerii (oczywiście – osadnikami-rolnikami przybyłymi z Europy) i zaczęły dzielić ziemię bez uwzględniania tradycyjnych praw własności. Reakcją było powstanie Metysów (Red River Rebellion), zakończone w zasadzie sukcesem – kolonia została pełnoprawną i zarządzaną lokalnie, a nie z Ottawy prowincją – choć wielu jego uczestników ruszyło na zachód i północ, na nowe pogranicze, byle tylko być dalej od 'cywilizacji'.
Przywódca tego powstania, Louis Riel, jedna z najbardziej ikonicznych postaci kanadyjskiej historii w ogóle, obawiając się zemsty przeciwników politycznych, uciekł do USA, (gdzie m.in. przebywał w zakładzie dla obłąkanych; nie przeszkodziło mu to być trzykrotnie wybranym do parlamentu Manitoby) ale po kilkunastu latach wrócił, bo dalej na północny zachód rosnąca presja ze strony państwa i kanadyjskich osadników wywoływała podobne niezadowolenie. Kierowane przez Riela i Gabriela Dumonta indiańsko-metyskie wojska w składających się na tzw. North-Western Resistance kilku bitwach (a właściwie potyczkach, bo brało w nich udział -po obu stronach łącznie- po 1000 osób lub mniej) pokonały siły rządowe, ale ostatecznie centrum rebelii – miasteczko Batoche – musiało się poddać, Riel został schwytany, osądzony i stracony.
Jedną z przyczyn porażki było zapewne to, że Riel uważał się za proroka (czy wręcz mesjasza) czym oczywiście zraził do siebie (i całej sprawy) kościół katolicki i pewnie również wielu zdroworozsądkowo myślących potencjalnych zwolenników. O ile w przypadku Rzeki Czerwonej udało się wypracować kompromisowe rozwiązanie, bo postulaty rebelii wpisywały się w dyskurs kanadyjskiej polityki (prawa własności, lokalny samorząd), to późniejszego oporu nie udało się przedstawić jako sporu katolicko-protestanckiego i/lub francusko-angielskiego, co dawałoby jakieś szanse politycznego sukcesu (tj. zmuszenia władz do kompromisu w obawie przed rozszerzeniem konfliktu; i tak w Quebecu Riel był b. popularny, a jego proces krytykowany)
Co tu istotne, to to, że w odróżnieniu od większości plemion indiańskich, w omawianym okresie Metysi, choć nie byli przez władze traktowani równoprawnie, zachowywali pewną podmiotowość, przynajmniej częściowo uznawano ich prawa. Oczywiście miało to związek z ich pochodzeniem, znajomością “białych” języków i kultur. Ale także z demografią – dopóki lokalnie było ich wielu, trzeba się było z nimi liczyć, w późniejszej -zdominowanej przez osadników, nie traperów- Kanadzie, Metysi zostali zepchnięci na margines, i nastąpiło to w ciągu jednego pokolenia. Podobny proces zmian statusu lokalnej społeczności, kultury i języka, pojawia się także w historii chinuk wawa; ale zanim do niej przejdziemy, pora zająć się wreszcie językiem (a właściwie językami) Metysów.
Jeden z języków Metysów nazywa się michif (słowo odzwierciedlające dialektalną wymowę wyrazu métis), przy czym określenie to odnosi się do bardzo różnych wariantów językowych, które łączy samoidentyfikacja ich użytkowników, oraz to, że zawierają w jakichś proporcjach słownictwo francuskie i kri. Jednak kiedy używam słowa michif w dalszej części tego tekstu, to odnoszę się nie do wszystkich tych wariantów łącznie, a jedynie do jednego z nich, który jest językiem mieszanym w ścisłym sensie.
W luźnym sensie “mieszanym” można nazwać każdy język w którym łatwo wyróżnić dwie (lub więcej) równie dużych warstw słownictwa odmiennego pochodzenia. Więc angielski ze słownictwem germańskim i francuskim, czy japoński z japońskim i chińskim. W innym sensie nazywa się “mieszanymi” języki kontaktowe jak tok pisin, które -jak widzieliśmy- biorą większość słownictwa z jednego źródła, ale upraszczają je znacznie i doprawiają strukturami gramatycznymi (w przypadku tok pisin np. system zaimków osobowych) z lokalnych języków.
Ale michif jest mieszany w jeszcze inny, bardzo unikalny sposób. Nie chodzi bowiem tylko o to, że ma wyraźny komponent kri, i wyraźny komponent francuski, ale o to, w jak systematyczny sposób oba łączą się ze sobą.
Otóż wyraźny jest podział wg części mowy: około 90% wszystkich rzeczowników i przymiotników w michif jest francuskiego pochodzenia, a z kolei ponad 90% czasowników, a także zaimki i słowa pytajne pochodzi z kri, jedyną częścią mowy którą nie można jednoznacznie przypisać do jednego z języków są spójniki.
Już ta konsekwencja zasługiwałaby na uwagę, ale jeszcze ciekawsze jest to, że w odróżnieniu od języków takich jak haitański czy tok pisin, w michif nie doszło do praktycznie żadnych uproszczeń “odziedziczonej” morfologii. Więc rzeczowniki michif zachowują się jak francuskie rzeczowniki, łącznie z tym, że jak zobaczymy niżej mają rodzaj, a czasowniki michif odmieniają tak, jak czasowniki kri (a jest to bogata odmiana).
Najpoważniejsze zmiany dotyczą wymowy i, bardziej jeszcze, ortografii, która w michif jest fonetyczna i częściowo hołduje angielskim, nie francuskim konwencjom (np. ch oznacza ‘cz’ a nie ‘sz’). dieu (bóg) przechodzi w bondjieu, petit (mały) w pchi a cheval (koń) w zhwal. Przy czym w większości przypadków to nie żadne innowacje, a normalna kolokwialna wymowa kanadyjska (potoczna nazwa quebeckiego francuskiego – joual – wzięła się właśnie z takiej jak w michif wymowy słowa ‘koń’).
Rzuca się w oczy też zapożyczanie wyrazów wraz z rodzajnikami: człowiek to lom, woda to dilo (por. haitańskie dlo), czyli w formach które są najczęściej słyszane w żywym języku.
Podobieństwa z językami kreolskimi (też bazującymi na języku zasłyszanym w naturze, a nie ‘szkolnym’) są wyraźne w fonetyce, natomiast niekoniecznie w morfologii. Szczególnie wygodnie ilustrują to losy słowa manger. We francuskim to głównie czasownik ‘jeść’, znaczenie rzeczownikowe ‘jedzenie’ teoretycznie istnieje, ale jest rzadko spotykane (mówi się nourriture, alimentation, itd…). Haitański jak zwykle upraszcza sprawę – w tym języku manje i ‘jedzenie’ i ‘jeść’ – Mwen manje manje ou = Ja jem twoje (ou) jedzenie. Ale michif zachowuje się inaczej: ‘jego jedzenie’ to su mańzhii, ale ‘on je’ to michishow (kri micisow ‘ts’).
Dla porządku przyznajmy, że w michif pojawiają się pewne zjawiska charakterystyczne dla języków kontaktowych, jak uproszczenie systemu przedimków – dans zbliża się do roli uniwersalnego przedimka który potencjalnie może wyrazić każdą relację przestrzenną, jak nan w haitańskim czy long w tok pisin. Ale ogólna logika systemu opiera się jednak na pełnym zachowaniu norm obu języków, tyle że oddzielnie.
Separacja jest tak pełna, że oba komponenty michif mają odmienne systemy fonetyczne. W wyrazach z kri pojawia się dźwięk ‘e’, ale francuskie ‘e’ w michif przechodzi w ‘i’ jak zobaczymy za chwilę.
Przyjrzyjmy się teraz rodzajom. Te francuskie zostają zachowane li garsoń (le->li) 'chłopiec' la rosh ‘skała’ li zoef ‘jajko’, ale ciekawie robi się, kiedy pojawiają się zaimki wskazujące (pochodzące z kri). 'Tamten chłopiec' to awa li garsoń, a 'tamto jajko' to oma li zoef bo w kri słowa rodzaju żywotnego (jak napesis ‘chłopiec’) wymagają innego zaimka niż nieożywione (jak wawi ‘jajko’)
Mam nadzieję, że ten krótki szkic wystarczył, by pokazać, że pierwsi użytkownicy michif musieli świetnie znać zarówno kri, jak i francuski, bowiem, ujmując to kolokwialnie ‘w żadnym z nich nie robili błędów’, oba systemy gramatyczne zasadniczo funkcjonują tak jak w oryginale, praktycznie bez uproszczeń.
Rodzi to z miejsca pytania o genezę języka. Naturalne jest przypuszczenie, że język taki jak michif mógł powstać jako lingua franca, język użyteczny przy indiańsko-europejskim handlu. Ale to naturalne tylko na pierwszy rzut oka – po co lingua franca ludziom którzy już i tak bardzo dobrze znają oba języki?! Bo o tym, że znali mówi nam sama struktura michif. Jego geneza pozostaje więc niewyjaśniona.
Ciekawe tu są folklorystyczne teorie przywoływane czasem przez samych użytkowników: otóż czasowniki mają być brane z kri, bo europejscy mężowie byli leniwi i wszystkie prace wykonywały Indianki, a rzeczowniki z francuskiego, bo mężczyźni porozumiewali się z żonami przez wskazywanie palcem na konkretne przedmioty.
A co do współczesnych użytkowników: Michif jest językiem Metysów, ale nie jedynym. Obecnie używa go (czy tylko pamięta) najwyżej 750 osób, ale liczba użytkowników nigdy nie była dużo większa (najwyżej kilka tysięcy osób, kilka oddzielnych społeczności). Przy tym współcześni użytkownicy michif nie znają kri, a tylko niewielka mniejszość z nich zna francuski (ich codziennym językiem jest angielski)!
Niecały tysiąc, czy nawet kilka tysięcy to tylko niewielka część półmilionowej społeczności. Większość Metysów używała języków sytuujących się blisko skrajnych punktów kontinuum, którego środek wyznacza michif. Mam na myśli to, że o ile michif można opisać jako kri wymieszany z francuskim w proporcjach bliskich 50:50, to proporcje te mogą też się różnić. Inni Metysi używali kri z niewielką domieszką słów francuskich i angielskich, a jeszcze inni – tzw. Metis-French (czyli zapisywanego fonetycznie francuskiego z charakterystycznymi innowacjami w wymowie i słownictwie). Nie mówiąc już o tym, że współcześnie zdecydowana większość Metysów mówi ‘normalnym’ angielskim czy francuskim. Co nie oznacza, że uważają się za członków ‘głównego nurtu’ kanadyjskiego społeczeństwa.
Tożsamość społeczna ma luźny związek z językową. Skomplikowane są biografie i sytuacje rodzinne. Różni ludzie czują się związani emocjonalnie z wieloma społecznościami (czasem kilkoma naraz), niekoniecznie znając przypisany im biurokratycznie język. Nie ulega wątpliwości, że istnieje coś takiego jak tożsamość metyska, i że jeden z elementów jej kultury – michif – to język niezwykle ciekawy z punktu widzenia struktury stanowiącej fuzję dwóch odmiennych systemów gramatycznych, które są zachowane całkiem dobrze, mimo że użytkownicy michif nie znają już ani kri ani francuskiego!
Początki zainteresowania michif to połowa lat ‘70, przełomowa książka “A language of our own” Bakkera wyszła dopiero w 1997, stan wiedzy o tym języku i jego historii z pewnością się jeszcze zmieni.
Chinuk Wawa
Ci sami ludzie, którzy znaleźli się w centrum historii michif – francuskojęzyczni traperzy i tzw. voyageurs mieli swój udział także w genezie chinuk wawa – innego języka kontaktowego. Ale był to udział o wiele mniejszy.
Opiszmy najpierw geografię. Chinuk wawa (znany też jako Chinook Jargon) był używany w regionie znanym jako Północny Zachód – to obszar pomiędzy zachodnimi skłonami Gór Skalistych a Pacyfikiem (oraz pobliskie wyspy). Dzisiejsze stany Oregon i Waszyngton, część Alaski i Kolumbii Brytyjskiej. Co ważne, to to, że – z wyjątkiem południowego Oregonu bardzo trudno tam było dotrzeć lądem i biali osadnicy zjawili się dość późno (załogi statków, oczywiście, o wiele wcześniej). No i druga kwestia – na Północnym Zachodzie bardzo dużo pada. I rosną tam lasy deszczowe strefy umiarkowanej, które są bardzo bogatym ekosystemem.
Był to obszar dość gęsto zaludniony, a zajmujące go grupy etniczne są szeroko opisywane w literaturze antropologicznej, bo ich struktura społeczna podważała wiele wcześniejszych założeń nauki. Na przykład mieli życie osiadłe i całkiem złożoną hierarchię władzy (łącznie z niewolnictwem) bez rolnictwa. Zasoby oceanu, rzek i lasów jak widać wystarczały by świetnie sobie radzić i jak to się mówi “wytwarzać nadwyżki” (które potem były ceremonialnie niszczone czy przejadane, bo władza polityczna należała do tego, kto rozdał i zmarnował najwięcej). Oczywiście trochę upraszczam i ironizuję.
Jak i w wielu innych częściach kontynentu, sąsiadujące ze sobą społeczności były zróżnicowane kulturowo i językowo (kilkadziesiąt różnych języków z kilku niespokrewnionych ze sobą rodzin). Więc nie jednolita kultura, a wiązka wielu różnych, pozostających ze sobą w kontakcie, przy czym niekoniecznie pokojowym. Bardzo ciekawym przykładem są Haida mówiący językiem-izolatem i zamieszkujący archipelag Haida Gwaii (=Wyspy Królowej Charlotty), którzy jako jedyni mieli łodzie w pełni oceaniczne i dzięki temu mogli napadać społeczności zamieszkujące stały ląd bez obawy o rewanż. Ci “wikingowie Północnego Zachodu” będą zresztą zapewne tematem oddzielnego odcinka, bo z całego regionu to o ich języku wiem najwięcej.
Ponieważ Europejczycy dotarli tam dość późno i początkowo w niewielkich liczbach, społeczności Północnego Zachodu przetrwały na tyle, żeby mogły być opisane we względnie kompletny sposób przez pierwszych antropologów na przełomie XIX i XX wieku, kiedy jeszcze funkcjonowały względnie niezależnie – miały pod tym względem więcej szczęścia niż np. Indianie kalifornijscy.
I tu świetny moment, by na przykładzie tychże Haida uświadomić sobie skalę strat. Powtórzę, to społeczność względnie dobrze zachowana, której język żyje do dziś (choć jest zagrożony). W momencie pierwszego kontaktu z Europejczykami (1774) liczebność Haida szacowana była na 15 tys. osób, jeszcze w 1862 około 6 tysięcy, w 1882 – 1658, a w 1915 – 588. To oznacza pięć czy sześć pokoleń katastrofy demograficznej (wywoływanej przez kolejne epidemie) i drastyczną zmianę skali w jakiej funkcjonowało społeczeństwo. O ile w pierwszej połowie XIX wieku Haida prowadzili z Europejczykami względnie równoprawny handel (skórkami wydr morskich i innych morskich ssaków), a nawet byli w stanie egzekwować odpowiedzialność karną za wykroczenia (konfiskowano lub topiono statki, aresztowano ludzi, przejmowano na własny użytek działka relingowe itd.) o tyle od lat 1860-tych (największa epidemia ospy 1862) stali się całkowicie podporządkowani władzy białych. Można tylko zgadywać ile specjalistycznej wiedzy czy instytucji społecznych zostało utraconych. Spisany na przełomie XIX i XX wieku dorobek kultury Haida, to, tak jak w wielu podobnych przypadkach z całego niemal świata, bardziej zapis jej fazy postapokaliptycznej niż rozkwitu.
Jak to ujmuje Robert Bringhurst w swojej książce o poezji Haida “A story as sharp as a knife”: “The Haida poets whose works Swanton [lingwista i antropolog który odwiedził Haida Gwaii w 1900] transcribed over the following year were not living in the idyllic Canadian wilderness, nor were they living in raw, new frontier towns. They were living in something more like the Warsaw ghetto”
Ale wróćmy do konsekwencji lokalnego zróżnicowania językowego i przybycia białych drogą morską. Otóż wykształciło się kilka języków kontaktowych bazujących na różnych lokalnych językach – na przełomie XVIII i XIX w. funkcjonował Nootka Jargon (bazę leksykalną stanowił język nuučaan̓uɫ / Nootka z rodziny wakaszańskiej), a w latach 1830tych – Haida Jargon, którym porozumiewali się ze sobą użytkownicy Haida, Tsimshian, Heiltsuk i angielskiego. Jednak najszerzej, najdłużej i na największym obszarze był inny język – Chinook Jargon, dziś znany jako chinuk wawa, do którego weszło całkiem sporo (5% całości słownictwa) leksyki Nootka Jargon.
Nie ma 100% pewności, czy rozwój Chinook Jargon związany jest z przybyciem Europejczyków, czy je poprzedza, ale bardziej prawdopodobne jest to drugie. Świadczy o tym m.in. to, że jego słownictwo jest wieloźródłowe (z języków czinuckich, saliskich, wakaszańskich), a tylko 15% leksyki jest europejskiego – głównie francuskiego pochodzenia.
Chinook Jargon używany był jako język kontaktowy przez długi czas (od początku XIX w. do 1920tych) i na rozległym obszarze (dwa miejsca ważne dla jego historii – Grand Ronde i Kamloops dzieli ok. 800 km, a nie są to wcale skrajne punkty dystrybucji) i przez całkiem wiele osób (pod koniec XIX w. liczbę użytkowników szacowano na 100 tysięcy). Przy tym jego historia dość szybko rozpada się na dwie odrębne opowieści o różnym miejscu akcji i innych bohaterach. Ma to wpływ i na strukturę języka, i na ortografię i nawet na jego nazwę. Ale nie uprzedzajmy wydarzeń.
Zacznijmy od południa obszaru rozprzestrzenienia Chinook Jargon. Tam wiódł tzw. szlak oregoński, i tam dość szerokim strumieniem napływali biali osadnicy. Ich obecność oczywiście wywoływała coraz większe konflikty o dostęp do ziemi i jej zasobów. Część miejscowych społeczności próbowała się porozumieć, część stawiała opór – i były w związku z tym klasyfikowane jako odpowiednio Indianie ‘pokojowi’ bądź ‘wrodzy’. Tych ostatnich dość szybko pokonała US Army, a żeby ułatwić utrzymanie pod kontrolą niedobitków i zapobiec kolejnym incydentom, wysiedlono je (w 1855) w całości do utworzonego w Grand Ronde rezerwatu.
Co z Indianami ‘pokojowymi’? Wylądowali w tym samym rezerwacie, czasem na podstawie porozumień zawieranych przez wodzów, czasem po prostu przymusowo. Właściwy powód był taki sam – trzymanie wszystkich Indian w jednym miejscu oszczędzało amerykańskim władzom kłopotów. Różniło się natomiast uzasadnienie: w przypadku Indian ‘pokojowych’ miało chodzić o to, by chronić ich przed ewentualną przemocą ze strony białych osadników, a nie odwrotnie.
W rezultacie około 5000 osób należących do 27 (!) różnych plemion i mówiących kilkunastoma różnymi językami trafiło do namiotowiska w którym zdani byli na wynajmowanie się do pracy dla okolicznych farmerów.
Choć poszczególne społeczności w Grand Ronde próbowały utrzymać swoje języki, naturalnym środkiem ogólnej komunikacji był Chinook Jargon (znany lokalnie po prostu jako wawa ‘język’), który stał się pierwszym językiem dla przynajmniej części mieszkańców rezerwatu należących do kolejnych pokoleń i jest tam używany do dzisiaj. Najtrudniejszy był okres obowiązywania tzw. ‘Indian termination policy’ (1954-1983), obliczonej na całkowitą asymilację, też językową. W tym czasie wyszły z użycia wszystkie poza Chinook Jargon języki rodzime, a i przetrwanie CJ było zagrożone.
Pierwsze badania nad językiem używanym w Grand Ronde, któremu, by odróżnić go od innych wariantów Chinook Jargon nadano nazwę chinuk wawa miały miejsce w 1978, od lat 90-tych XX w. trwa proces rewitalizacji (oparte na immersji językowej przedszkole otworzono w 2001), opracowana została bazująca na transkrypcji lingwistycznej standardowa ortografia, wydawane są słowniki. 640 osób (dane z 2011) określa się jako rodzimi użytkownicy chinuk wawa (na ogólną liczbę 5400 członków ‘skonfederowanych plemion Grand Ronde), choć oczywiście głównym językiem życia codziennego i tak pozostaje angielski.
Historia Chinook Jargon na obszarach położonych dalej na północ – stan Waszyngton, Alaska, Kolumbia Brytyjska – układała się inaczej, bo były one mniej atrakcyjne dla europejskiego osadnictwa a przez to zasiedlane wolniej.
Tam, w drugiej połowie XIX wieku, czyli w czasie kiedy Indianie oregońscy byli już usunięci do rezerwatu, Chinook Jargon nadal funkcjonował jako język komunikacji międzyetnicznej, używany również przez białych (francusko- i anglojęzycznych), a nawet zyskiwał kolejne sfery użycia.
W latach 1890tych misjonarz Jean-Marie Raphaël Le Jeune publikował w Kamloops gazetę “Kamloops Wawa” redagowaną w Chinook Jargon. Co ciekawe, La Jeune nie używał łacinki, ale chinuk pipa ‘pismo chinuk’, czyli modyfikacji pisma stenograficznego Duploye. Tak zapisywany język był używany w handlu, ‘ogłoszeniach parafialnych’ czy prywatnej korespondencji. Równolegle ukazywały się publikacje w Chinook Jargon zapisywanym łacinką, przy wykorzystaniu różnych transkrypcji ortograficznych ad hoc.
Takie użycie utrzymało się jeszcze do 1920, choć w stale malejącej skali (punkt przełomowy nastąpił gdzieś około 1900), a do dziś w lokalnych odmianach angielskiego używa się kilku słów zapożyczonych z Chinook Jargon: jak high muckamuck ‘ważniak, VIP’ [z hayu məkmək ‘dużo jedzenia’] tolo ‘potańcówka’ [z tulu ‘wygrać’] to have a wawa ‘pogadać sobie’ czy, najpopularniejsze – skookum ‘silny, groźny, fajny’. Chinook Jargon budzi też zainteresowanie wśród osób zainteresowanych lokalną historią Północnego Zachodu, i dlatego całkiem łatwo trafić na archiwalne materiały, jak i na ludzi którzy w jakimś stopniu nauczyli się go hobbystycznie (sam kiedyś korespondowałem w CJ z członkami tematycznej listy mailingowej)
I to co nazywam tutaj Chinook Jargon i to co Chinuk Wawa, to ten sam język, ale nie dokładnie taki sam. Ci dla których był językiem ojczystym używali o wiele bogatszego słownictwa w tym wielu neologizmów, język używany jako ściśle pomocniczy mógł być bardzo ograniczony – nawet do 200-300 słów.
Ale najistotniejsza różnica przebiegała pomiędzy indiańskimi użytkownikami a większością białych. Rzecz w tym, że system głosek spotykany w praktycznie wszystkich językach Północnego Zachodu zawiera wiele takich, które trudno znaleźć w Europie. Chodzi o spółgłoski ejektywne/glotalizowane (wymawiane z zatrzymaniem powietrza w krtani), o gardłowe ch i q, a także o spółgłoski szczelinowe boczne, czyli coś w rodzaju syczącego l (dźwięk walijskiego ll), i jego kombinacje z t i t glotalizowanym.
Te wszystkie dźwięki są używane w chinuk wawa i zapisywane tam we współczesnej, lingwistycznej ortografii przy użyciu nietypowych (z punktu widzenia angielskiej ortografii) liter – jak ɬ (szczelinowa boczna), x̣ czy ʔ- zwarcie krtaniowe (jest też ə dla oznaczenia krótkiej neutralnej samogłoski) i ich kombinacji – x̣w, t’ɬ, qʰw czy c’h.
Historyczna ortografia – także chinuk pipa, ale zwłaszcza łacinka, była o wiele mniej konsekwentna i dokładna, pewnych kontrastów dźwięków w ogóle nie zapisywana, przez co zdarza się bardzo wiele wariantów zapisu tych samych słów (np. cultus i kaltash to to samo słowo o znaczeniu ‘zły’). Ale sedno nie w tym, że biali czasem zapisywali ɬ jako ‘kl’, czasem jako ‘tl’, a czasem jako ‘l’, ale w tym, że na ogół nie uczyli się go wymawiać tak jak Indianie.
Stąd i wzięło się powiedzenie: mayka dret wawa wik bastən mayka ‘mówisz poprawnie, nie jesteś biały’ [ty wprost/naprawdę język/mówić nie biały ty]. Na uwagę zasługuje tu francuskie droit zapożyczone jako dret w funkcji przysłówka ‘bardzo, naprawdę, wprost’ i przede wszystkim bastən od nazwy miasta jako ogólne określenie białych.
Różnice wymowy dobrze ilustruje zapis podstawowego powitania, w chinuk wawa to ɬaxayam, natomiast w CJ klahowya. To swoją drogą znaczy dosłownie ‘biedny, nędzny’, więc powitanie można porównać do mówienia czegoś w rodzaju ‘sługa uniżony’
Słownictwo CJ i CW stanowi świetną ilustrację mechanizmów pojawiających się w wielu językach kontaktowych: szerokie wykorzystanie onomatopei hihi ‘śmiech, wesoły’ təmtəm (naśladowanie bicia serca) ‘serce, myśli, charakter, czyjeś ‘ja’, dusza, myśleć, czuć…’, bardzo szerokie pola znaczeniowe poszczególnych słów (mało słów – dużo znaczeń) kəmtəks ‘słyszeć, rozumieć, potrafić’ i produktywne mechanizmy tworzenia złożeń o przewidywalnym znaczeniu, np. chaku znaczy ‘przychodzić’ ale w połączeniu z innym czasownikiem ‘stawać się, zaczynać’ np. nayka chaku-kəmtəks ‘zaczynam rozumieć’ munk to ‘robić’ ale i składowa dziesiątek czasowników złożonych: ya kəmtəks munk-t’səm ‘on/ona umie pisać [robić-znak]’ ɬush to ‘dobry, wspaniały, także: proszę’ ale ɬush-pus ‘najlepiej będzie’ (pus lub spos = jeśli, od suppose) a ɬush-kakwa ‘nieważne, nie szkodzi’ (kakwa = tak, w ten sposób)
Ciekawa jest też ewolucja słownictwa wywołana tabuizacją, do której doszło w Grand Ronde. Otóż oryginalnym słowem na ‘robić’ było mamuk, ale ponieważ jednym z jego znaczeń było też ‘uprawiać seks’, zaczęto je zastępować eufemizmami, najpierw mamunk, a potem munk.
Innym przykładem jest słowo o znaczeniu ‘Indianin’, które brzmi shawash i pochodzi, tak, od francuskiego savage ‘dzikus’. Przy czym w Grand Ronde shawash jest słowem neutralnym a dopiero bliższe oryginalnej wymowie saywash – wyzwiskiem (i z perspektywy użytkowników to są zupełnie inne słowa!).
I ostatnia ciekawostka. W CJ i CW szyk zdania ma znaczenie: mayka khamuksh to ‘twój pies’ ale khamuksh mayka znaczy ‘jesteś psem’ i to absolutnie najgorsza rzecz jaką można komuś powiedzieć: palaks mayka i skwich mayka – wyzwiska identyfikujące rozmówcę z odpowiednio męskimi i kobiecymi genitaliów, są mniej obraźliwe.
I to tyle na temat Chinook Jargon/Chinuk Wawa. Pierwszego z nich, w wersji kontaktowej, bardzo uproszczonej i z ‘białą wymową’ uczyłem się dawno temu, a nawet, jak już wspomniałem, nawiązałem kontakt z innymi entuzjastami i bardzo miło to wspominam. O Chinuk Wawa z Grand Ronde wiedziałem, że istnieje, a o tym jak wygląda przekonałem się dość niedawno. Fantastyczną pomocą, nie tylko językową, ale i do wglądu do świata kultury użytkowników (np. dowiedziałem się o grze qhohoho czyli ‘shinny’, rodzimym pierwowzorze hokeja) , jest słownik o opisowym tytule “Chinuk Wawa kakwa nsayka ulman-tilixam ɬaska munk-kəmtəks nsayka” (Chinuk Wawa taki jak nasza starszyzna nauczyła nas) który szczerze polecam. Inne rekomendacje na samym końcu wpisu, a przedtem jeszcze jeden język o nietypowej historii, tym razem taki o którym wiem dużo mniej.
Garifuna
Garifuna (to właściwie liczba pojedyncza, prawidłowa liczba mnoga to garinagu) to całkiem spora grupa etniczna (ponad 400 tysięcy osób, w tym po 200 tys. w USA i Hondurasie, i łącznie kilkadziesiąt tysięcy w innych krajach Ameryki Środkowej) o skomplikowanej historii.
Nazwa pochodzi od nazwy zamieszkujących Mniejsze Antyle, ale także kontynentalne wybrzeża Morza Karaibskiego grup etnicznych przez Europejczyków zbiorczo nazywanych Karaibami (Caribs). Oprócz Karaibów na tych samych wyspach mieszkała też inna ludność – Arawakańczycy, przy czym kryterium podziału stosowane przez Europejczyków polegało czasem na tym, że ludność pokojowo nastawioną klasyfikowano jako Arawakańczyków, a wrogą – Karaibami. Uważało się też, że ci ostatni są stosunkowo niedawnymi (XII-XV wiek) przybyszami ze stałego lądu, którzy podporządkowali sobie autochtonów.
Większość języków rodziny karaibskiej używana jest (i była) na kontynencie, ale język tzw. “Karaibów wyspiarskich” (czy ściślej: ten z ich języków który przetrwał najdłużej – do 1920) nazywał się kalinago, skąd niedaleko i do garinagu, i do postaci Kalibana, i do wdzięcznego słówka kanibal – to wszystko, jak i oczywiście samo określenie regionu geograficznego pochodzi od Karaibów.
Garifuna powstał nie tam, gdzie jest używany teraz, ale na wyspie Yurumain, która obecnie nazywa się St. Vincent i wraz z okolicznymi wysepkami tworzy niepodległe państwo – Saint Vincent i Grenadyny. Początkowo Europejczyków w basenie Morza Karaibskiego było mało, więc zajmowali się eksploatacją najbardziej obiecujących zasobów, a wiele mniejszych i/lub bardziej oddalonych wysp bardzo długo pomijali (przypomnijmy też o wzajemnej rywalizacji mocarstw i piractwie). Do wyjątków należała Martynika gdzie od 1635 Francja próbowała prowadzić gospodarkę plantacyjną. W 1658 doszło tam do powstania miejscowych Karaibów, które zostało stłumione, ale wysokim kosztem, a niedobitkom powstańców pozwolono przesiedlić się na Saint Vincent.
Przez cały XVII i początek XVIII wieku, ta wyspa średniej wielkości (344 km2), do której konkurencyjne roszczenia zgłaszały Francja i Anglia, była traktowana jako neutralna (= w zasadzie pozostawiona sama sobie) i stała się schronieniem dla zbiegów z plantacji i rozbitków z niewolniczych statków. Kiedy w końcu (w 1719) pojawili się na niej pierwsi europejscy osadnicy, odnotowali że oprócz “żółtych/czerwonych Karaibów” zamieszkują ją również “czarni Karaibowie”
Obecność osadników nie oznaczała jeszcze kontroli nad wyspą. W pełni zaprowadzili ją dopiero Anglicy w toku tak zwanych “Wojen Karaibskich”, które trwały -z przerwami- ponad 30 lat (1763-1796). Po stłumieniu ostatniego powstania, w 1797 Anglicy deportowali 5 tysięcy osób uznanych za najbardziej niebezpieczne (decydowało kryterium rasowe – kolor skóry; Czarni Karaibowie mieli być z natury mniej potulni niż Żółci i chciano ich się pozbyć) na wyspę Roatan (wybrzeża Hondurasu). Część deportowanych dość szybko uzyskała zezwolenie na przesiedlenie się na stały ląd – do innych hiszpańskich posiadłości. I tak z biegiem czasu pojawiła się społeczność Garifuna w kształcie jaki znamy dzisiaj. Nie mam wątpliwości, że stopniowo asymilowały się do niej inne Afro-Karaibskie społeczności o podobnej historii i kulturze (nominalne chrześcijaństwo łączone z afrykańskimi intuicjami religijnymi; w przypadku garifuna ekstatyczne obrzędy podczas których rozmawia się z duchami nazywają się dugu) tak że zapewne nie wszyscy współcześni Garifuna mają cokolwiek wspólnego z tamtymi 5 tysiącami wysiedlonych.
Ale dlaczego w ogóle piszę akurat o Garifuna? Bo to język mieszany, ale w nietypowy sposób. Zacznijmy od samych proporcji: 45% słownictwa arawackiego, 25% karaibskiego, 15% francuskiego, 10% angielskiego, 5% hiszpańskiego. Już stąd widać, że wbrew nazwie, pod względem językowym Garifuna (i inni potomkowie wyspiarskich Karaibów tak samo) to bardziej Arawakańczycy niż Karaibowie. Ale ciekawsze jest coś jeszcze – mężczyźni mówią inaczej niż kobiety, bo używają więcej karaibskiego słownictwa (i morfemów gramatycznych), podczas gdy język kobiet jest bardziej arawakański. Przykłady (i małe uściślenie) niżej, ale najpierw słowo o genezie języka.
Otóż wydaje się jasnym, że w Garifuna zapisana jest historia Antyli. Według wszelkiego prawdopodobieństwa Karaibowie faktycznie podbili Arawakańczyków, zabili większość mężczyzn, ale kobiety zachowali przy życiu, i w kolejnych pokoleniach starali się zachować swój ‘męski’ język. Ponieważ do pracy na plantacjach sprowadzano prawie wyłącznie mężczyzn, z góry zakładając że długo nie wytrzymają, można zakładać w późniejszym afrykańsko-karaibskim mieszaniu się populacji (trudno ocenić jak ono przebiegało, są relacje o walkach między Żółtymi a Czarnymi Karaibami), Afrykańczycy dostarczali głównie ‘męskiego’ komponentu. Ale kolejne pokolenia tych Czarnych Karaibów zachowywały w użyciu ten specjalny męski język, bardziej ‘karaibski’ od ogólnego.
A teraz uściślenie: w niektórych źródłach można znaleźć twierdzenia, że kobiety i mężczyźni Garifuna mówią innymi językami (i to z różnych rodzin). Być może w przeszłości tak było – wskazują na to niektóre zebrane w XVII w. listy słów, ale współcześnie (opieram się tu na “A Grammar of Garifuna” Haurholm-Larsen, 2016) sytuacja jest inna: wszyscy mówią językiem ‘kobiecym’ (który właśnie z tego powodu lepiej nazywać ‘neutralnym’), a ‘męski’ funkcjonuje jako dodatkowy, nacechowany rejestr czy sposób mówienia. Przy czym nie wszyscy mężczyźni go znają, ci którzy znają nie stosują konsekwentnie, a użycie ‘męskich’ form przez kobietę nie powoduje żadnych konsekwencji. Stopniowe wychodzenie ‘męskiego’ rejestru z użycia związane jest zapewne z tym, że garifuna jako taki stopniowo traci funkcje (jest niemal wyłącznie językiem życia codziennego, w szkole czy kontaktach oficjalnych – nawet jeśli wszystkie strony go znają – używany jest hiszpański) i użytkowników (zwł. w USA). W każdym razie – w przeszłości zapewne językowy podział płci był ściślej przestrzegany, a choć niekoniecznie oznaczało równoczesne funkcjonowanie dwóch różnych języków.
Na czym polegają różnice? Przede wszystkim na podstawowym słownictwie (różni się ok. 100 słów): ‘mężczyzna’ to wügûri (m) lub eyé:ri (n), ‘kobieta’ wûri (m) lub hinyá:ru (n), ‘burza’ gunúbu (m) lub lérowga (n).
Inne są też niektóre zaimki osobowe: ‘ja’ aw (m) nugúya (n) ‘ty’ amûrü (m) bugúya (n) i klasyfikatory (garifuna ma klasy rzeczownikowe) moje zwierzę yégü (m) nilûgün (n) ‘moje naczynie’ yagáne (m) nugúne (n), i co ciekawe, jeden jedyny czasownik: áhü yé ‘chodź do mnie’ (= higábu nún w neutralnym języku). Jest też wiele różnic gramatycznych, które polegają np. na tym, że przy czasownikach przechodnich rejestr męski odróżnia ‘go’ od ‘ich’, albo na tym, że w mowie mężczyzn w wielu przypadkach domyślne są formy rodzaju żeńskiego, do którego należy też więcej rzeczowników niż w ogólnym języku.
I tym razem to już wszystko. Miałem zamiar pokazać, że kontakt między językami może wydawać bardzo różne owoce, i nawet jeśli brali w nim udział Europejczycy i ich języki, to niekoniecznie ich wkład jest decydujący.
Źródła:
Michif
Michif Resource Center czyli chyba najlepszy punkt startu, tu krótkie lekcje w formacie wideo (polecam też zakładkę “videos in michif”), a tu chłopak metysko-polskiego pochodzenia opowiada o tym dlaczego uczy się michif.
Chinook Jargon // Chinuk wawa
Blog “KaltashWawa” zawiera świetną listę materiałów (on- i częściowo offline), do której nie mam nic do dodania. Mogę tylko podzielić rekomendację dla strony dra Davida Robertsona który m.in. odgrzebuje, i bardzo przystępnie analizuje różne archiwalia.
Garifuna
Wspomniana w tekście gramatyka jest dostępna tutaj a na Youtube można wyszukać kilka dokumentów o współczesnych problemach społeczności (np. ten) czy drobne materiały językowe (jak ten filmik i cały kanał). Oczywiście więcej jest przepisów kulinarnych i muzyki (do startu poszukiwań polecam wpisać ‘punta garifuna’)