język rosyjski

Czy i kiedy opłaca się uczyć ukraińskiego?

Jeśli ktoś uważnie czyta mojego bloga to zapewne wie, że od stycznia zacząłem powtarzać mój ukraiński. W dużej mierze jest to kwestia osłuchania się i czytania, samej nauki gramatyki czy słówek jako tako jest raczej niewiele. Ale do przejdźmy do rzeczy bardziej istotnych. Stwierdzenie, że język ukraiński stał się w Polsce popularny byłoby przesadą, jednak można zauważyć, że zaczynają powstawać polskojęzyczne podręczniki do nauki mowy naszych wschodnich sąsiadów i coraz więcej ludzi ciągnie w te strony. Chciałbym przez chwilę stanąć w tym miejscu i zastanowić się czy i kiedy warto to robić.

Na początku powiem, że jestem miłośnikiem języka ukraińskiego i wszystkiego co na Ukrainie jest ukraińskie. Z całego serca popieram niepodległą Ukrainę z jednym językiem urzędowym. I nie piszę tego w celu manifestacji moich poglądów, opcji politycznych itp., lecz w celu uniknięcia komentarzy oskarżających mnie o rzekomą rusofilię. A te niewątpliwie by się pojawiły, bo artykuł nie będzie raczej opowiadał o korzyściach płynących z nauki ukraińskiej mowy.

Ostatnimi czasy spotkałem się już kikakrotnie z osobami, które chcą się nauczyć ukraińskiego z pominięciem języka rosyjskiego. Powody były różne – od tych, które jeszcze mogę zrozumieć ("bo podoba mi się właśnie ukraiński" / "bo jestem zafascynowana kulturą ukraińską") po te, które mogę odczytać już jedynie jako objaw uprzedzeń ("bo jakoś tak Rosjan nigdy nie lubiłem"). Ilekroć spotykałem się z takimi ludźmi starałem się ich przekonać do tego, aby najpierw spróbowali opanować rosyjski, bo po prostu im się to będzie opłacać.

Mnóstwo osób zaczyna w pewnym etapie swojego życia naukę jakiegoś języka obcego, ale raczej niewielki procent potrafi doprowadzić go stanu używalności. Ma to związek zarówno z trudnością  języka, jak i motywacją do jego nauki. O ile język ukraiński do najtrudniejszych nie należy, to z motywacją w jego przypadku może być trudno. Potencjalny uczeń znajdzie takową na pewno, ale nie wiem na jak długo ona wystarczy. A gdy się poważnie myśli o nauce języka to warto by motywacja wystarczała, jeśli nie na całe życie, to przynajmniej na kilkanaście lat. Jeśli natomiast ktoś naprawdę nie jest fascynatem zachodniej Ukrainy to będzie miał z tym ogromny problem.

Krym, Odessa, ziemie położone na wschód od Dniepru, a nawet Kijów to obszary rosyjskojęzyczne i nie jest tego w stanie zmienić fakt, że język ukraiński jest jedynym urzędowym. Wszystkie napisy na urzędach są przeważnie w języku ukraińskim, ale znaczna większość ludzi porozumiewa się właśnie po rosyjsku. Całkiem powszechna jest tam nieznajomość ukraińskiego (szczególnie wśród osób starszych). Często ludzie używają też tzw. surżyka będącego połączeniem cech obydwu języków (wyglądającym różnie w zależności od obszaru). "Czystą" wersję języka ukraińskiego można spotkać w codziennym użyciu prawie wyłącznie na zachodzie kraju, przy czym warto pamiętać, że w okolicach Użhorodu ludzie mówią dialektami rusińskimi często uznawanymi za osobny język, a poza tym wszędzie i tak język rosyjski rozumieją. Znaczna część współczesnej kultury ukraińskiej jest też zakorzeniona w języku swojego sąsiada – tyczy się to zarówno pisarzy jak i wykonawców muzycznych. Najpopularniejsze gazety z reguły są rosyjskojęzyczne. Jeśli zaś chodzi o znaczenie języka ukraińskiego w biznesie, to również ustępuje on znacznie rosyjskiemu. Reasumując, specjalista od Ukrainy nie znający rosyjskiego to żaden specjalista.

Nasuwa się więc pytanie: czy można się nauczyć najpierw ukraińskiego, a potem rosyjskiego? Osobiście bym tego nie polecał. Decydują o tym względy czysto praktyczne. Być może są osoby, którym nigdy te dwa języki się nie myliły i mylić się nie będą (odsyłam do artykułu pt. "A nie mylą Ci się te języki?"), jednak z moich obserwacji wynika, że 99% uczniów przynajmniej w początkowej fazie nauki ma problemy z oddzieleniem jednego od drugiego. I o ile rosyjskie wstawki w języku ukraińskim zarówno w fonetyce (rosyjski jest bardziej miękki) oraz w słownictwie są na porządku dziennym, tak odwrotna kombinacja jest już czymś bardzo nienaturalnym i w dużej mierze niezrozumiałym dla osoby rosyjskojęzycznej. Poza tym ze znajomością języka rosyjskiego można zrobić wiele rzeczy, potrafi ona ułatwić znalezienie pracy (raczej nie patrzę na języki pod tym kątem, ale wiem, że dla wielu osób może to być koronny argument), umożliwia czytanie naprawdę wielu dzieł literackich i naukowych. Ukraiński na tym tle wypada natomiast naprawdę blado i często może się zdarzyć, że osoba, która opanuje ten język nie za bardzo będzie wiedziała co z nim począć.

Jaki więc moim zdaniem jest optymalny plan w tym wypadku? Opanować język rosyjski na przyzwoitym poziomie, a następnie przy jego pomocy wziąć się za ukraiński, tj. korzystając z rosyjskich podręczników, słowników ukraińsko-rosyjskich (bo te ukraińsko-polskie są bardzo ubogie).
Inne działania polecam jedynie osobom, które naprawdę nie widzą świata poza zachodnią Ukrainą i potrafią przeboleć fakt, że w wielu miejscach poza nią mogą mieć kłopoty z porozumieniem się (w tym miejscu przypomniał mi się artykuł sprzed dwóch lat opublikowany w "Newsweeku" opisujący perypetie uczniów, którzy uczyli się ukraińskiego, który na Krymie okazał się kompletnie nieprzydatny).

Jeśli kogoś do nauki rosyjskiego przekonałem – cieszę się. Jeśli ktoś stwierdził, że jego zainteresowanie Ukrainą jest na tyle duże by zacząć się uczyć ukraińskiego od samego początku – również się cieszę, bo znaczyłoby to, że są na tym świecie jeszcze osoby myślące o językach obcych w świetle romantycznym niż praktycznym. Wszystkim jednak, bez względu na to, jaką drogę wybiorą życzę powodzenia.


Podobne posty:
A nie mylą ci się te języki?
Jak się nauczyć cyrylicy w 2 dni?
Przewodnik po różnych rodzajach cyrylicy – języki słowiańskie
Ile obcości jest w języku obcym?
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego

Językowe plany na rok 2011

Po dwóch tygodniach milczenia, w dużej mierze spowodowanych ciągle kwitnącą dyskusją pod poprzednim postem, postanowiłem napisać coś nowego. Jako, że święta już za nami, a rok 2011 właśnie się zaczął, przyszedł czas na noworoczne postanowienia. Nigdy nie byłem zwolennikiem tego rodzaju rozwiązań, nierzadko miały się one nijak do rzeczy jakie następnie robiłem, jednak uznałem, że zrobienie sobie jakiegoś planu na następny rok i niejako nałożenie sobie z góry ograniczeń nie będzie złym wyjściem.

1. Rosyjski, angielski, niemiecki, serbski. Przede wszystkim będę się starał jak najczęściej używać tych języków co dotychczas. Przede wszystkim chodzi mi tu o czytanie literatury, jakichś interesujących artykułów (Kosowo, Bośnia, byłe ZSRR oraz mniejszość turecka w Niemczech to tylko niektóre z tematów jakie uważam za szczególnie fascynujące) – generalnie znalezienie czegoś ciekawego nie powinno sprawiać większego problemu. Chciałbym jednak nieco zmienić zakres czytanych rzeczy i trochę więcej czasu spędzić na czytaniu literatury pięknej w oryginale. Dlaczego? Przede wszystkim z powodu bardziej wyszukanego słownictwa. Bo o ile nie jest sztuką czytanie artykułów na dany temat (tak naprawdę opanowanie słownictwa z zakresu jaki człowieka interesuje to kwestia może kilkunastu dni), to przejście przez 500-stronicową powieść z pełnym zrozumieniem czytanego tekstu stanowi pewne wyzwanie.
Pamiętam, że kiedyś zostałem zapytany o jakieś szczególnie ciekawe strony serbskie. Czuję się więc zobowiązany wręcz do polecenia tej strony – http://www.antikvarne-knjige.com/elektronskeknjige/. Jest tam dość pokaźny zbiór książek z obszaru byłej Jugosławii i można m.in. przeczytać "Most na Drinie" Ivo Andricia (za co ów pan dostał literacką nagrodę Nobla). Książkę tę czytałem dwa lata temu po polsku i z chęcią przebrnę przez nią jeszcze raz, tyle że w oryginalnym wydaniu, które można znaleźć tu: http://www.antikvarne-knjige.com/elektronskeknjige/detail-item_id-35#book. Druga w kolejce jest kolejna książka jaką miałem okazję przeczytać po polsku, czyli "Kad su cvetale tikve" Dragoslava Mihajlovicia. A później zobaczymy…
Kolejną rzeczą jaką zamierzam dokończyć w styczniu jest przebrnięcie przez dzieło niemieckiego polityka Thilo Sarrazina "Deutschland schafft sich ab", które właśnie udało mi się zdobyć – kto interesuje się naszym zachodnim sąsiadem zapewne wie, że książka ta okazała się tam bestsellerem i jest swego rodzaju refleksją na temat teraźniejszości oraz przyszłości Niemiec. Szczególnie interesującą część stanowią rozważania dotyczące muzułmańskiej imigracji za Odrą. Następnie chciałbym przejść przez jakąś niemiecką literaturę piękną, ale jeszcze nie jestem do końca pewien co to będzie.
Co do języka rosyjskiego – ostatnimi czasy przekonałem się do kryminałów Borysa Akunina i będę kontynuowałem przygodę z nimi. Później mam zamysł trochę ambitny, czyli przeczytanie "Wojny i pokoju" Lwa Tołstoja (w zasadzie zgodnie z zasadami logiki powinno się pisać Tołstogo, bo "tołstoj/толстой" to przymiotnik).
Tak więc dokładamy do rzeczy rutynowych trochę literatury.

2. Francuski
Do tego języka podchodziłem w życiu już dwa razy. Nie mogę siebie nazwać kompletnym nowicjuszem – zasady wymowy, podstawowe czasy i słownictwo znam, swego czasu próbowałem czytać "Le Figaro" i ze słownikiem jakoś wychodziło. Chodzi mi jednak o to, by w tym roku się spiąć i wreszcie wskoczyć na podobny poziom na jakim jestem obecnie z językiem niemieckim, czyli chciałbym czytać artykuły bez większych problemów (co się wydaje w miarę proste), oglądać filmy bez napisów (co już będzie trudniejsze) oraz móc przeprowadzić nieskomplikowane rozmowy jeśli zajdzie taka potrzeba. W tym celu zamierzam przejść przez Assimila i dwa podręczniki Wiedzy Powszechnej, czyli chyba najbardziej sensowny zestaw jaki w Polsce jest dostępny.

3. Ukraiński
Powód jest podobny jak w wypadku francuskiego, czyli podchodzenie do niego parę razy. Z jednym tylko wyjątkiem – po ukraińsku potrafię czytać bez problemów, rozumienie ze słuchu też nie stoi na złym poziomie. Problem jednak w tym, że wymowa kuleje – mój ukraiński brzmi bardziej jak rosyjski z użyciem zasad ukraińskiej fonologii i niektórych słów właściwych ukraińskiemu. I o ile w praktyce nigdy mi to nie zaszkodziło, bo nawet w Galicji całkiem powszechna jest dwujęzyczność (tzn. ludzie z reguły mówią po rosyjsku bardzo dobrze, choć często również zachowując ukraińską wymowę niektórych głosek), to chciałbym przy następnej wizycie na zachodniej Ukrainie mówić czystą "ukraińską mową" ograniczając rusycyzmy do sfer, w których nie będę się czuł tak swobodnie.

4. Niderlandzki / afrikaans
A jednak! Te języki będą w tym roku najmniej ważne, raczej będę swobodnie biegał po podręcznikach do nich (niderlandzki – Assimil+Wiedza Powszechna / afrikaans – TY+Colloquial) porównując je zarówno między sobą, jak i znajdując analogie w angielskim oraz niemieckim. A jest ich sporo. Osoba, która zna niemiecki i angielski oraz ma przynajmniej błahe pojęcie o historycznym rozwoju języków germańskich bez problemu będzie umiała zrozumieć początkowe dialogi z podręczników. Nauka niderlandzkiego jest więc niejako brakującym ogniwem pomiędzy niemieckim a angielskim (ciekawy byłby tu też fryzyjski, ale nie widzę w tym na razie praktycznego sensu). Dodatkowo obydwa języki są wyjątkowej urody, a Benelux i RPA to na tyle ciekawe regiony, że niewątpliwie będę ich jeszcze kiedyś używał w praktyce. Mój cel to ogólne zaznajomienie się z tymi językami, czyli przerobienie tych podręczników jakie posiadam – w roku 2011 nie liczę na razie na więcej.

Jeszcze trochę o językoznawczych powodach mojego zainteresowania tymi językami. Francuski też traktuję jako wstęp do języków romańskich. Zgodzę się, jeśli ktoś powie, że jest to wstęp trochę nietrafiony, jako że znacznie się różni od innych, ale na chwilę obecną pociąga mnie on znacznie bardziej niż pozostałe romańskie. Ukraiński zaś jest brakującym ogniwem pomiędzy polskim a rosyjskim – aż szkoda nie zaznajomić się przynajmniej z podstawami tego języka, gdy znamy dwa pozostałe. I zastanawiałem się nad tym czy nie dodać do załączonego zestawu podstaw białoruskiego. Na razie byłoby to jednak za dużo – zamiast tego załączę sympatyczną piosenkę tamtejszego zespołu N.R.M. pod tytułem "Тры чарапахі"/"Try čarapahi" ("Trzy żółwie"). Jak ktoś białoruskiego nigdy nie słyszał, to właśnie ma okazję 🙂

Jednocześnie pozdrawiam wszystkich uczących się oraz zainteresowanych językami obcymi i życzę sukcesów w nadchodzącym roku. Ze swojej strony natomiast obiecuję, że postaram się pisać tak często jak to tylko możliwe. Tym bardziej, że będzie o czym. Języków obcych, sposobów ich uczenia, ich wykorzystywania, jest tyle, że ten temat nigdy nie będzie wyczerpany.

Jakie materiały warto czytać?

W życiu każdego człowieka nadchodzą czasem takie chwile, w których musi przyznać, że zmarnował czas, który mógł wykorzystać znacznie lepiej. Grunt to wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski i coś zacząć zmieniać. Oto więc powracam po czterodniowej przerwie z nowym postem, tym razem będącym rozliczeniem z samym sobą oraz moim lenistwem i mam nadzieję, że również wy wiele z niego wyciągniecie. Bo przede wszystkim będzie chodziło o wybór dobrych materiałów tekstowych.

Otóż natrafiła mi się nielicha okazja – dwa dni wolne od zajęć na uniwersytecie. Dawało to ogromną ilość godzin, które obiecałem sobie spędzić na nauce języków i innych rzeczach, na których mi powinno zależeć. I z jednej strony to się udawało – średnio spędziłem każdego dnia po 7-8 godzin będąc kompletnie odciętym od rodzimego języka. Ktoś mógłby pomyśleć, że można być z takiego czegoś dumnym – problem jednak w tym, że jakość materiału z jakim miałem do czynienia miała niewielką wartość pod względem nauki. Podobnie niewielkiej jakości było moje podejście.

Mój czas w większości poświęciłem na czytanie następujących rzeczy: forum how-to-learn-any-language, forum unilang, przeleciałem od niechcenia przez żywoty wszystkich królów wizygockich po angielskiej wikipedii, po czym przeglądałem sobie "Grammar of the Gothic language" Joshepha Wrighta, gazety Коммерсантъ oraz Известия, następnie obejrzałem kilka godzin filmów zamieszczanych przez różnych lepszych i gorszych poliglotów z całego świata, z których w sumie wiele nowego nie wyniosłem. Dodatkowo obiecałem sobie, że będę każde zdanie, którego nie będę chociażby w stanie szybko przelecieć z pełnym zrozumieniem będę zapisywać i ewentualnie wstawiać do Anki lub spisywać w moich odrębnych zeszytach, w których spisuję takie rzeczy po angielsku i po rosyjsku, a następnie analizuję pod względem leksykalnym i gramatycznym. W praktyce wyglądało to tak, że nawet jeśli coś znajdywałem to bardzo rzadko chciało mi się to spisać, bo stwierdzałem coś w stylu: "A tam, jeszcze mam sporo czasu, to się tych rzeczy nazbiera". No i się w efekcie nie nazbierało, bo potem moja dziewczyna wracała do domu, co znacznie zmniejszało możliwości intensywnej nauki. Efekt mojej nauki był więc niewielki.


Dlaczego jednak tak narzekam na jakość stron jakie czytałem? Bo w znacznej większości wypadków doskonale rozumiałem to co czytam bądź czego słucham. Słownictwo z zakresu historii, polityki czy językoznawstwa jest mi na tyle znane, że o ile samo czytanie sprawia mi ogromną przyjemność, o tyle niewiele z tego wynoszę pod względem językowym. Dlatego postanowiłem, zresztą za radą mojej nowo poznanej znajomej z Rosji, przerzucić się na penetrowanie i udzielanie się na różnorakich forach internetowych o tematyce ogólnej i mieć nadzieję, że to pomoże powiększyć zasób słownictwa.

Reasumując: moim zdaniem dobry materiał do uczenia się języka to taki, w którym mniej więcej 5-10% rzeczy jest nowych. W którym co chwilę jesteś wstanie wychwycić coś nieznanego. Bo czytając non-stop o dziedzinach tobie znanych masz radość z tego, że są zaspokajane twoje zainteresowania, ale z drugiej strony stoisz w miejscu jeśli chodzi o język. Dlatego czasem warto poczytać np. o tym co kto dziś jadł na obiad, albo jaki miał sen – w dłuższej perspektywie da to pewnie znacznie więcej niż przeczytanie analizy koniugacji gockich  czasowników bądź kolejnego artykułu o merze Moskwy.

A tak poza tym to nie są to jedyne wnioski jakie wyciągnąłem z ostatnich kilku dni, ale na te inne przyjdzie czas wkrótce.
Podobne posty:
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego
Co przyjdzie z słuchania radia przez godzinę dziennie
Jak mi pomogła czeska wikipedia
Jak efektywnie uczyć się słówek?
Czy 1000 słów i 70% rozumienia to dużo?

Przewodnik po różnych rodzajach cyrylicy – języki słowiańskie

Dziś trochę informacji ze świata języków słowiańskich – dla tych, którzy się na tym znają nie będzie to żadną nowością, jednak dla niewtajemniczonych może się okazać całkiem ciekawe i pouczające. Czasem wydaje się bowiem, że sama znajomość rosyjskiej cyrylicy wystarcza, żeby bez problemu czytać teksty w innych językach – rzeczywiście bardzo to pomaga, ale do dziś pamiętam problemy studentów wschodoznawstwa, gdy zaczynaliśmy się uczyć ukraińskiego i znajomość rosyjskiego wariantu cyrylicy nie wszystkim pomagała. Tak więc postanowiłem, że umieszczę tu małą ściągę na temat tego jak czytać cyrylicę w różnych językach słowiańskich.

Obok każdej litery umieszczam jej polski odpowiednik. Jeśli istnieją natomiast różnice pomiędzy poszczególnymi wariantami, to będę je oznaczał następującymi skrótami: RUS – rosyjski, UKR – ukraiński, SER – serbski, BUL – bułgarski, BEL – białoruski, MAC – macedoński. Podobnie będzie też z czarnogórskim, który trudno mi uznać za osobny język, jednak miejscowi lingwiści mieli inne zdanie na ten temat i wynaleźli dwie litery, które odróżniają język tego małego państwa od serbskiego. Zaczynamy:

А а – czytamy jak "a"

Б б – "b"

В в – polskie "w"

Г г – w RUS, SER, BUL, MAC oraz według niektórych norm BEL czytamy jako "g", natomiast w UKR i BEL jako dźwięczne "h" (nie ma bezpośredniego polskiego odpowiednika i jest to jedna z "trudności" ukraińskiego)

Ґ ґ – występuje tylko w UKR i czyta się jak "g"

Д д – "d"

Ђ ђ  – jedynie w SER i czyta się jak "dź"

Е е – w UKR, SER, BUL, MAC jako "e", natomiast w RUS i BEL jako "je"

Ё ё – jedynie w RUS i BEL – czyta się jak "jo"

Є є – jedynie w UKR i czyta się jak "je"

Ж ж – "ż"

З з – "z"

И и – w RUS, SER, BUL jako "i", natomiast w UKR jako "y"

І і – jedynie w UKR i BEL – czyta się jak "i"

Ї ї – jedynie w UKR i czyta się jak "ji"

Й й – w RUS, UKR, BUL jako "j", nie występuje w SER

Ј ј – jedynie w SER i MAC – czyta się jako "j"

К к – "k"

Л л – w RUS, BEL, UKR i BUL jako coś pomiędzy "l" i "ł" (tzw. "ł sceniczne"), gdy stoi przed "a", "e", "o", "u" (brak odpowiednika w polskim) i jako "l" gdy stoi przed "je", "i", "j", "ja", "jo", "ju". W SER i MAC bardziej zbliżone do "l".

Љ љ – jedynie w SER i MAC, w łacińskim alfabecie zapisywane jako "lj", czytane jako jedna głoska będąca połączeniem "l" i "j" (wiem, że wyjaśnienie takie na chłopski rozum, ale trudno to zrobić prościej).

М м – "m"

Н н – "n"

Њ њ – jedynie w SER i MAC czyta się jako "ń"

О о – "o", w RUS zbliżone do "a" gdy jest nieakcentowane

П п – "p"

Р р – "r"

С с – "s"

Т т – "t"

Ћ ћ – jedynie w SER i czyta się jak "ć"

У у – "u"

Ф ф – "f"

Х х – "ch"

Ц ц – "c"

Ч ч – w RUS, BUL czyta się jak zmiękczone "cz", w UKR jak twarde "cz" (choć w niektórych regionach jak zmiękczone), w SER i MAC jak "cz".

Џ џ – jedynie w SER i czyta się jak "dż"

Ш ш – "sz"

Щ щ – w RUS niegdyś zmiękczone "szcz", obecnie wymowa zbliżona bardziej do "śś"; w ukraińskim jako twarde "szcz" (aczkolwiek spotkałem się też z ukraińskim wariantem zmiękczonym, albo wręcz z redukcją do samego "sz"), w BUL jak "szt", a w SER litery tej nie ma.

Ъ ъ – tzw. jer twardy, który w RUS oznacza, że poprzednia spółgłoska zachowuje swoją twardość (w UKR jest zapisywany jako apostrof – " ' "), w BUL czyta się go natomiast jako krótką samogłoskę pomiędzy "y" i "a" (nie ma odpowiednika w polskim), w SER litery tej nie ma.

Ы ы – w RUS jako "y"

Ь ь – tzw. jer miękki, w RUS i UKR zmiękcza poprzedzającą go spółgłoskę, w BUL w kombinacji z "o" (ьo) czyta się jak "jo", w SER litery tej nie ma.

Э э – jedynie w RUS i czyta się jak "e"

Ю ю – w RUS, BEL, UKR i BUL czyta się jak "ju", w SER tej litery nie ma.

Я я – w RUS, BEL, UKR i BUL czyta się jak "ja", w SER tej litery nie ma.

To na tyle. Dodam jeszcze wyjątkowe litery, które mają zastosowanie w mniej rozpowszechnionych językach słowiańskich.

Ѓ ѓ – w macedońskim "gj"

Ќ ќ – w macedońskim "kj"

Ѕ s – w macedońskim "dz"

Ў ў – w białoruskim czyta się jako "ł"

I na koniec jeszcze trochę o języku czarnogórskim. Otóż tamtejsi znawcy postanowili wprowadzić do swojego alfabetu (który był identyczny z serbskim) dwie litery, by nadać mu pewnych cech wyróżniających go spośród innych języków słowiańskich. Tym sposobem powstały dwie nowe litery "Ć", które zamieniło dwuznak "сј" (czyli polskie "sj") i З́, które weszło w miejsce dwuznaku "зј" (polskie "zj"). O ich podobieństwie do polskich "ś" i "ź" nic nie powiem, bo nigdy w życiu nie słyszałem ani nie widziałem tych liter w praktycznym użyciu. Zresztą patrząc na czarnogórskie gazety nie odnoszę wrażenia by były powszechnie znane. Więcej na temat sytuacji językowej w krajach byłej Jugosławii zresztą już pisałem.

Jak więc widać, świat słowiańskiej cyrylicy nie jest taki prosty jak to się na pierwszy rzut oka wydaje. Mam nadzieję, że komuś się na coś ten artykuł przyda, lub kogoś zainspiruje do nauki języków spokrewnionych z polskim. Naprawdę warto.

Podobne posty:
Jak (nie) uczyć się języków obcych – część 2 – rosyjski
Jak nauczyć się cyrylicy w 2 dni?
W jakim języku się mówi w byłej Jugosławii?
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego

Prośba o poradę – niemiecki, rosyjski, angielski

Dziś postanowiłem umieścić na blogu moją odpowiedź na maila od jednego z czytelników. Pomyślałem, że wielu ludzi może mieć podobny problem teraz bądź w przyszłości, więc jest wielce prawdopodobne, że na coś im się to przyda. Może znajdą się wśród was również tacy, którzy będą mieli lepsze pomysły na rozwiązanie problemu – nigdy nie uważałem siebie za mentora, więc każdy komentarz będzie zawsze mile widziany. Wszystko naturalnie publikuję za zgodą osoby, z którą pisałem. Ale przejdźmy do rzeczy.

Otrzymałem wiadomość następującej treści:
Witam,
Na początku chciałbym napisać, że blog "Świat języków" jest świetny. Trzymaj tak dalej, masz w mojej osobie stałego czytelnika. 🙂

A teraz prośba o poradę. Zamierzam odświeżyć sobie niemiecki (studia) i rosyjski (podstawówka i liceum). Niestety od tamtego czasu minęło już kilkanaście lat i raczej tych języków nie używałem. Jaki podręcznik polecałbyś? Myślę o Assimil do niemieckiego, ale mam problem z rosyjskim.

Drugie pytanie dotyczy angielskiego. Zdałem FCE dwanaście lat temu. Od tego czasu zero regularnych ćwiczeń, chociaż sporo czytam i czasem mam kontakt bezpośredni, czyli rozmowę z klientem. Zauważyłem jednak, że znajomość bierna języka zdecydowanie góruje nad czynną. Co polecałbyś tutaj?
Mam nadzieję, że nie przesadziłem z pytaniami. 🙂

Pozdrawiam.

A oto moja odpowiedź:
Cześć,
(…)
Co do twoich pytań: myślę, że w przypadku niemieckiego Assimil będzie
doskonałym wyborem. Dodam tylko od siebie, że na polskim rynku masz
aktualnie dwie dostępne serie tych podręczników. Nowszą, 2-tomową i
starszą w jednym tomie. Tu jest link do tej starszej –
http://www.nowela.pl/ksiegarnia-jezykowa/jezyk-niemiecki-latwo-i-przyjemnie-ksiazka-i-4-cd-audio
Linka podałem dlatego, że z całego serca polecam korzystanie ze
starszego wydawnictwa. Z jednej strony brak w nim nowoczesnego
słownictwa (które można samemu poznać bez problemu), ale jest znacznie
więcej materiału, wyjaśnień gramatycznych itp. Poza tym jest w
wygodniejszym formacie i solidniejszej okładce.

Z rosyjskim już jest większy problem, gdyż ostatnimi czasy język ten
niejako popadł w niełaskę, a to co oferuje nasz system edukacji
(podręczniki typu "Kak dieła") nie nadaje się do nauki. Znalazłem dwie
rzeczy, które ewentualnie można brać pod uwagę. Pierwsza to polska
wersja "Teach Yourself Russian" –
http://www.gandalf.com.pl/b/jezyk-rosyjski-dla-poczatkujacych-ucz/
Całkiem lubię tą serię, aczkolwiek z doświadczenia wiem, że
podręczniki z niej są strasznie nierówne. W każdym razie z tych do
szwedzkiego i czeskiego byłem w swoim czasie całkiem zadowolony.
Druga opcja to natomiast podręcznik wydawnictwa Rea –
http://www.ceneo.pl/339019 ,który ma też drugi tom –
http://www.bookmaster.pl/rosyjski,w,cztery,tygodnie,2,cd,etap,2/ksiazka/84363.xhtml
Widziałem swego czasu ich starsze wydanie (moja dziewczyna się z nich
uczyła) i wydawało się całkiem treściwe. Bardzo przypominało mi stare
dobre podręczniki Wiedzy Powszechnej, których byłem fanem parę lat
temu. Plusem jest też to, że są autorstwa Polaka, co pozwala uniknąć
irytujących objaśnień rzeczy, które wyglądają tak samo po rosyjsku i
po polsku. Nie potrafię jednak zagwarantować, że nowsze wydania
trzymają poziom tych starszych, bo ich nie widziałem.
Zawsze możesz też skorzystać z obydwu opcji – z racji ceny wyjdzie to
tak samo jak kupno Assimila, a ucząc się z dwóch podręczników będziesz
w stanie uzupełniać luki w wiedzy. Nie ma bowiem podręczników
idealnych – zawsze dobrze jest korzystać z kilku źródeł.

Teraz angielski. Zawsze będzie tak, że znajomość bierna będzie górować
nad czynną. Nawet w języku polskim nasze pasywne słownictwo jest
parę razy większe niż słownictwo aktywne. Niestety 🙁 Żeby
znajomość aktywna się poprawiła możesz np. pisać na angielskich forach
internetowych, starać się więcej rozmawiać – w zasadzie odpowiedź jest
prosta: używać tego języka tak często jak tylko możesz. Polecałbym też
przejrzeć szybko jakiś podręcznik w celu odświeżenia gramatyki. Sam po
kilku latach przerwy w mówieniu zauważyłem, że moja znajomość czasów
się znacznie pogorszyła.



To tyle. Jeśli ktoś miałby do zaproponowania lepszy dobór materiału, to niech pisze – każda porada będzie mile widziana. Mam też nadzieję, że okaże się to dla kogoś pomocne.
Pozdrawiam!

Podobne posty:
Rozumienie ze słuchu 
Jak się nauczyć cyrylicy w 2 dni?
Przewodnik po Anki
Historia motywacyjna
Nie masz siły – zrób coś małego

Jak (nie) uczyć się języków obcych – część 2 – rosyjski

Dzisiaj część druga cyklu "Jak (nie) uczyć się języków obcych", czyli swoistego rozliczenia się z własną językową przeszłością. Po raz kolejny wspomnę o moich doświadczeniach, wzlotach i upadkach – tym razem związanych z nauką języka rosyjskiego.
Nie licząc starych książek z bajkami rodem ze Związku Radzieckiego (z których zapamiętałem jedynie obrazek krążownika "Aurora") nie miałem do czynienia z tym językiem gdy byłem mały. Zawsze jednak widziałem  w rosyjskim coś mistycznego – przede wszystkim to, że był zapisywany innym alfabetem. Gdy miałem 10 lat wydawał mi się on czymś naprawdę trudnym, zastanawiałem się nawet czy nie uczyć się samego języka mówionego bez alfabetu. Zresztą nie jestem chyba odosobniony – spotykałem już podręczniki, w których języki normalnie zapisywane w obcym piśmie były napisane literami łacińskimi. Wartość takich książek jest niemal zerowa.

Na szczęście taki okres trwał krótko i w końcu właśnie ów alfabet zaczął mnie interesować bardziej niż sam język. Zacząłem się uczyć samej cyrylicy pisząc w niej po…polsku. Coś co z początku może się wydawać dziwne okazało się jedną z najlepszych metod do nauki obcego pisma z jaką się spotkałem. Ludzie często uczą się alfabetu poprzez wykuwanie listy znaków – w efekcie jest to mniej więcej tak samo skuteczne jak uczenie się słówek z list (o skuteczności takich metod przeczytaj "Jak efektywnie uczyć się słówek"). Ja tymczasem używałem liter w zetknięciu z rzeczywistością, opisywałem przy ich pomocy otaczający mnie świat – pisałem cyrylicą w domu, w szkole itp. To nic, że zdarzało mi się robić błędy, a niektóre głoski wymawia się po rosyjsku inaczej niż po polsku – ważne, że opanowałem podstawy tego alfabetu bez większych problemów i gdy już zabierałem się za naukę rosyjskiego mogłem spokojnie przejść do  właściwego języka zamiast babrać się w podstawach cyrylicy. Więcej o tym jak nauczyć się cyrylicy przeczytacie tu.

Następnie przyszedł czas na prawdziwą naukę. Jako, że byłem jeszcze całkiem młody zasponsorowali ją moi rodzice, którzy popierali moje ambitne plany. Dlatego też zamówili kurs ESKK (Europejska Szkoła Kształcenia Korespondencyjnego). Nie czas teraz na szczegółowy opis metody, ale mogę powiedzieć, że nauczyła mnie jednego – pracować przynajmniej 15 minut każdego dnia. Pomogła mi wykształcić systematyczność, co miesiąc przychodziły materiały (zeszyt + kasety), które przerabiałem według ich wskazówek. W każdym zeszycie były też ćwiczenia, które należało wysyłać do samej firmy, by uzyskać poprawę od twojego osobistego nauczyciela – z tego akurat rzadko korzystałem, bo o ile do nauki języka miałem zapał to do chodzenia na pocztę już niekoniecznie. Poza tym sam doskonale wiedziałem jakie błędy robię tłumacząc z polskiego na rosyjski teksty z kaset. Po skończeniu kursu umiałem rosyjski na tyle by się w tym języku bez większych problemów dogadać, poznałem podstawowe reguły gramatyczne. Wszystko brzmi fajnie, niemal tak, jakbym właśnie reklamował wam ten produkt – problem jednak w tym, że cena kursu ESKK nie odpowiada temu co dostajesz w zamian. Owszem, jeśli chciałbyś przejść do poziomu B1 za wszelką cenę, to bierz to w ciemno. Jeśli jednak nie jesteś wybitnie bogatym człowiekiem to bym się nad tym mocno zastanowił. Opłata za jeden zeszyt z płytą CD wynosi obecnie 60 złotych. Jest 16 zeszytów. To daje łącznie 960 złotych – moim zdaniem zdaniem stanowczo za dużo. Tym bardziej, że nie brakuje materiałów znacznie tańszych, które na dobrą sprawę są w stanie nauczyć przynajmniej tyle samo, jak nie więcej. Za genialną serię podręczników uważam Assimil, której francuskie wydawnictwa kosztują ponad 300 złotych i wydają mi się bardzo drogie, a to i tak zaledwie 1/3 kursu ESKK. Wniosek z tego taki, że mimo tego co kurs ten zrobił dla mnie, obecnie trzymałbym się od ESKK z daleka.

Następnie poszedłem na studia, gdzie rosyjski był niejako językiem przewodnim. Radziłem sobie bez większych problemów, ale moi nauczyciele, mimo naprawdę szczerych chęci, byli w stanie niewiele nauczyć. To zresztą nie ich wina, lecz faktu, że nawet najlepszy nauczyciel nie jest w stanie dopilnować, by jego uczniowie mieli codzienny kontakt z językiem – najlepiej jeszcze żywym, a nie czytankami jak Jura zapraszał swojego kolegę do teatru, nad jezioro Bajkał, czy do Galerii Trietjakowskiej. Naturalnie podręczniki miały atest Ministerstwa Edukacji (jakżeby inaczej). Nie znam też nikogo, kto by się nauczył języka obcego opierając się jedynie na zajęciach szkolnych. Mamy więc kolejny wniosek – sama szkoła języka nie nauczy.

Najwięcej nauczyły mnie natomiast wyjazdy na Ukrainę. W ciągu 5 lat studiów byłem tam kilkakrotnie, bądź to na wyprawach naukowych, bądź w celach czysto turystycznych – zresztą jedno z drugim z reguły się pokrywało. Nic tak nie uczy języka jak właśnie kontakt z ludźmi, którzy nim władają. Do tego dochodziło jeszcze czytanie rosyjskich gazet (wyrobiłem sobie codzienny nawyk czytania Kommiersanta), oglądanie rosyjskiej telewizji, czytanie rosyjskich książek. Obecnie nie wyobrażam sobie chociażby korzystania z internetu bez wykorzystywania znajomości języka rosyjskiego, tyle jest ciekawych rzeczy. Rosyjski otwiera też furtki do kolejnych języków z krajów byłego ZSRR. Chcesz się uczyć ukraińskiego, białoruskiego, kazachskiego, kirgiskiego, czy też może jakuckiego lub ajnu? Naucz się najpierw rosyjskiego, a będziesz miał znacznie większy dostęp do porządnych podręczników.

Obecnie rosyjski umiem w podobnym stopniu co angielski – aktywna znajomość jest nawet ciut lepsza – z uwagi na liczne podobieństwa do języka polskiego, bardzo łatwo można się nim porozumiewać intuicyjnie, tak naprawdę niewiele jest rzeczy, które naprawdę trzeba wykuć na pamięć. Jeśli ktoś jeszcze się zastanawia nad jego nauką, to szczerze polecam, bo:
1. Jest to najprostszy język do nauczenia się dla Polaka. Pod tym względem nie mogą się z nim równać nawet te, które teoretycznie powinny być dla nas bardziej przyswajalne, i z którymi miałem przynajmniej chwilowe przygody jak białoruski, ukraiński, czy czeski. Możliwe, że podobny stopień trudności prezentuje język słowacki (jako że ma uproszczoną pisownię i gramatykę w stosunku do czeskiego), ale nie sprawdzałem tego osobiście.
2. Jest to język o bardzo mocnej pozycji w niektórych regionach świata. Za Bugiem kończy się bowiem świat, w którym dogadasz się bez problemu po angielsku. Co nie znaczy, że np. we Lwowie nie staram się używać ukraińskiego, przynajmniej do podstawowej komunikacji.
3. Otwiera furtki do nauki wielu innych języków.
4. Jest naprawdę wiele rzeczy i informacji w internecie, których w innych językach nie znajdziecie.

Więc jak? Przekonałem kogoś?

Inne posty z cyklu "Jak (nie) uczyć się języków obcych":
Język angielski

Podobne posty:
Jak się nauczyć cyrylicy w 2 dni?
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego

Najpierw naucz się popularnego języka, żeby dotrzeć do tych mniejszych

Jak się nauczyć cyrylicy w 2 dni?

Wiele razy w moim życiu namawiałem ludzi do tego, aby zaczęli się uczyć języka rosyjskiego. Dlaczego? Bo ze wszystkich języków z jakimi dotychczas miałem jakikolwiek kontakt wydał on mi się najłatwiejszy. Ma znacznie więcej źródeł do nauki niż ukraiński czy białoruski, oraz jest bardziej regularny niż czeski. Jednak większość ludzi odpowiadała stwierdzeniem, że owszem może byłby prosty gdyby nie ten dziwny alfabet. Cyrylicą nie są jednak taka trudna. Jak się jej nauczyć?

Nie taki diabeł straszny jak go malują. Po pierwsze, jest na świecie wiele innych, znacznie trudniejszych alfabetów, które zdecydowanie różnią się od tego, którego my używamy. Tymczasem w cyrylicy niektóre znaki znamy już na starcie – są to A, K, M, O oraz T (jeśli chodzi oczywiście o wersję drukowaną). Pozostałe wyglądają natomiast dokładnie tak samo jak niektóre litery łacińskie, ale są oddają zupełnie inne dźwięki: B to „w”, E to „je”, Ё to „jo, H to „n”, P to „r”, C to „s”, Y to „u”, X to „ch”. Bardzo łatwo też przyswoić, że Б to „b” – w końcu są podobne, czyż nie? Jeśli znamy przynajmniej podstawy alfabetu greckiego, chociażby z zajęć fizyki, to kolejne litery nie są dla nas niczym dziwnym – Г to „g”, Д (podobne trochę do greckiej delty) to „d”, З to „z”, Л to „ł” (w dużym uproszczeniu – wymowa litery „л” to zupełnie inna kwesta i wymaga trochę treningu), П to „p”, Ф to „f”. Pozostaje jeszcze tylko kilka znaków, które wydają się być całkiem nieznane: Ж to „ż”, И to „i”, Й to „j”, Ц to „c”, Ч to „cz” (zmiękczone jednak, przynajmniej w języku rosyjskim), Ш to „sz”, Щ to „szcz” (znów zmiękczone), ы to „y”, Э to „e”, Ю to „ju”, Я to „ja”. Istnieją jeszcze dwa znaki, które same w sobie dźwięków nie oznaczają: znak twardy (Ъ) i znak miękki (Ь) – ten pierwszy prawie nic nie zmienia, drugi natomiast zmiękcza spółgłoski jakie przed nim występują. I to wszystko – nie takie trudne, prawda? Oczywiście nie jest to wyczerpujący wykład na temat cyrylicy – nie wspomniałem tu o znakach jakie istnieją w języku ukraińskim, białoruskim czy serbskim. Istnieją też bardziej szczegółowe objaśnienia na temat tego jak czytać cyrylicę, ale w początkowym stadium nie to jest najważniejsze.

Najważniejsze jest to, jak się należy do tego alfabetu zabrać, żeby opanować go w praktyce? Oczywiście można zacząć pisać listę liter z ich polskimi odpowiednikami, ale to nie będzie ani przyjemne ani skuteczne. Można wstukać je w taki sam sposób w Anki, ale wtedy nie oczekuj, że opanujesz go szybciej niż w pół roku. Nowy alfabet trzeba zacząć stosować od samego początku w praktyce – napisz na początek swoje imię i nazwisko, tak jak ja: Кароль Ципровски. Gwarantuję ci, że litery z których się składają, nie wypadną już z twojej głowy. Następnie zacznij pisać imiona członków swojej rodziny, przyjaciół itp., spróbuj nawet pisać po polsku, ale innym alfabetem. Powoli litery zaczną się stawać tobie znajome. Im więcej będziesz pisał, tym lepiej. Ta mała rzecz powoduje naprawdę ogromny skok, jeśli już weźmiesz się porządnie za język obcy używający innego systemu pisania. Wtedy do opanowania zostaną już tylko litery w ogóle nie występujące w polskim i pewne reguły wymowy, które siłą rzeczy dla każdego języka są inne. To już jest na pewno trudniejsze i wymaga lat treningu. Ale nauczenie się podstaw obcego alfabetu to kwestia kilku dni – ja potrafiłem cyrylicą pisać całkiem płynnie po zaledwie dwóch dniach.

Artykuł ten napisałem po kilku dniach przerwy z racji natłoku obowiązków jaki ostatnio mam. Postaram się pisać znowu w regularnych odstępach czaseu we wrześniu, kiedy moja sytuacja się już nieco "ustabilizuje". Jeśli chcesz być na bieżąco, subskrybuj kanał RSS, który powiadomi cię o wszelkich nowościach.

Podobne posty:
Przewodnik po Anki
Rewelacyjny program do nauki słówek – Anki
Jak efektywnie uczyć się słówek?

Najpierw naucz się popularnego języka, żeby dotrzeć do tych mniejszych

Tego posta piszę niejako w odpowiedzi na jeden z komentarzy postawionych do wcześniejszego posta, w którym starałem się określić co jest potrzebne do nauki języka obcego. Wspomniałem bowiem, że jeśli ktoś by chciał się nauczyć na przykład języka kazachskiego to powinien najpierw sięgnąć po rosyjski. Pewien anonimowy czytelnik bloga napisał:
   
    „Jeśli chodzi o język kazachski to, w przeciwieństwie do rosyjskiego (który jest językiem słowiańskim), różni się on diametralnie. Jest to język z grupy tureckiej, a jedynie alfabet został zapożyczony (po czym przystosowany) z rosyjskiego.”

Słuszna uwaga – należy się więc sprostowanie z mojej strony. Nie miałem na myśli faktu, że rosyjski i kazachski są do siebie podobne. Jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości to zapraszam chociażby na stronę główną kazachskiej Wikipedii, albo gazety „Жас Алаш”. Raczej nic nie zrozumiesz i na niewiele się tu zda umiejętność czytania cyrylicą. Dlaczego więc nauka rosyjskiego ma pomóc?

Nie będę ukrywał, że szukanie materiałów do nauki kazachskiego nie jest moim hobby, więc postanowiłem pójść po linii najmniejszego oporu i wpisałem w Google podręcznik język  kazachski. Znalazłem tylko jedną sensowną pozycję – „Język kazachski” Michała Łabędy (za 99 złotych!!!), na dodatek nie za bardzo wytłumaczono, czy cokolwiek z tej publikacji można się nauczyć. Postanowiłem więc spróbować na rosyjskich stronach i proszę: „Казахский язык для всех”, a na stronie http://www.tilashar.kz/ oferują bezpłatne lekcje i samouczek do kupienia. Podobna ma się sprawa z językiem białoruskim i ukraińskim. Najlepszy  podręcznik do nauki białoruskiego w internecie jaki znalazłem jest po rosyjsku – http://knihi.com/www/padrucnik. Po polsku nie widziałem na temat nauki białoruskiego nic konkretnego – choć sprawdzałem to dawno temu, jeśli ktoś by coś znalazł to niech mi da znać. Natomiast mój słownik rosyjsko-ukraiński i ukraińsko-rosyjski kupiony we Lwowie za równowartość jakichś 20 złotych bije na głowę „Wielki słownik polsko-ukraiński i ukraińsko-polski” wydawnictwa rea, który kosztował 3 razy więcej. Wniosek z tego taki, że jeśli znasz rosyjski, to otwiera on przed Tobą możliwości nauczenia się wielu języków – nawet tych zupełnie niepodobnych , do których po prostu brakuje materiałów w Polsce.

Podobnie ma się sprawa np. z angielskim, francuskim, niemieckim, czy hiszpańskim – bogactwo materiałów naukowych dla studiowania niszowych języków jest ogromne. Najlepsze serie samouczków takie jak „Assimil”, „Teach Yourself”, „Colloquial” czy „Linguaphone” mają jako swój język startowy języki angielski albo francuski. A im szybciej opanujesz któryś z tych wielkich tym prędzej będziesz się mógł wziąć za te mniejsze, moim zdaniem, ciekawsze. Ale nie rób na odwrót, bo w większości wypadków będzie to walka z wiatrakami, a wtedy bardzo łatwo o utratę motywacji.