gramatyka

Gdzie szukać językowej pomocy?

Czasem słownik nie wystarcza – jest zbyt mały, nie bierze pod uwagę niektórych kwestii, zajmuje się tylko pojedynczym słowem albo wyrażeniem, nie jest na tyle kompetentny, bo ostatecznie to tylko książka. Jak pisała Marlena, słownik to narzędzie do zadań specjalnych, ale, niestety, nie wszystkich. Co wtedy począć? Co jeśli potrzebna jest pomoc z językiem obcym, na przykład angielskim albo niemieckim? Odpowiedź znajdziesz poniżej. 

W Polsce istnieje wiele miejsc, z których pomocy można korzystać. Jednym z nich są prowadzone przez uniwersytety poradnie, które zazwyczaj znajdują się przy wydziałach filologii polskiej.

Poradnie językowe

Poradnie językowe to bardzo cenne źródło bezpośredniej pomocy – udzielają się w nich pracownicy naukowi z odpowiednim wykształceniem, co gwarantuje poprawność odpowiedzi. Zadaniem tego miejsca jest udzielanie wskazówek – oczywiście nie zajmuje się ono odrabianiem zadań domowych i tym podobnymi sprawami. Istnieją poradnie, które oferują pomoc telefoniczną i mejlową. Co jest bardzo ważne, poradnie archiwizują pytania i odpowiedzi, których na nie udzielają. Dlaczego? Później mogą one stanowić źródło wiedzy dla innych osób, pytających o podobne kwestie. Lista poradni działających w Polsce jest długa, co jest dla nas bardzo korzystne, a wiele z nich prowadzonych jest nawet na małych uniwersytetach w różnych województwach.

Przedstawię tutaj tylko kilka z nich:

Poradnia językowa Wydawnictwa Naukowego PWN

Zdecydowanie największa (zbiorami) i najpopularniejsza poradnia w naszym kraju. Strona poradni językowej PWN jest wyjątkowa, ponieważ pod jednym adresem można zyskać dostęp do słownika, poradni, korpusu językowego (o czym później), a nawet słowników dwujęzycznych.

Poradnia Językowa Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Śląskiego

Jest to kolejna poradnia językowa z dużym zbiorem odpowiedzi, z których można skorzystać w bardzo efektywny sposób. Na stronie udostępniono również wiele linków zewnętrznych, a nawet publikacje innych członków poradni (m.in. prof. Jana Miodka).

Telefoniczna Poradnia Językowa Uniwersytetu Gdańskiego

Sam korzystałem z usług tej poradni i mogę ją szczerze polecić. Dzięki doraźności działania tego miejsca mogłem załatwić pewną sprawę, a co mnie dodatkowo ucieszyło, podano mi kilka źródeł, które potwierdzają podaną mi odpowiedź.

Poradnie odpowiadają na pytania dotyczące różnych zagadnień: począwszy od ortografii i interpunkcji, przez etymologię, skończywszy na pytaniach dot. słownictwa specjalistycznego, dlatego w wypadku jakichś zagwozdek warto się nie wstydzić (bo nie ma czego) i kierować pytania do specjalistów – to ich praca, czyż nie?

Co jeśli potrzebna jest pomoc z jakimś językiem obcym?

Zawsze warto zwrócić się do nauczyciela – często pozwala to rozwiać wiele wątpliwości.

Wyniki poszukiwań informacji na temat zagranicznych poradni językowych (w języku angielskim oraz niemieckim) są następujące: niestety Brytyjczycy i Amerykanie nie posiadają takowych instytucji (a przynajmniej mnie nie udało się ich odnaleźć). Niemcy natomiast posiadają podobną usługę (Duden) – niestety jest ona odpłatna.

Mimo to, strony takie jak Oxford Dictionary, Merriam-Webster oraz Duden zawierają bardzo bogate zbiory informacji nie tylko o leksyce tych języków, lecz także o ich gramatyce i poprawnym posługiwaniu się nimi.

Korpus

Korpus to zbiór tekstów, w którym czegoś się szuka. Jeden z polskich korpusów należy do PWN. Czego można się dowiedzieć, używając tego zbioru? Zawiera on wiele różnorakich informacji, np. częstotliwość użycia danego słowa lub konstrukcji, występowanie danego słowa, znaczenie konkretnych konstrukcji, połączenie słów z przypadkami. W przyszłości może on być dobrym źródłem historycznym (obecnie również, zależy to od zróżnicowania tekstów), zawiera on bowiem teksty różnego pochodzenia: literackie, publicystyczne, regulaminy, instrukcje, reklamy, a nawet teksty mówione. Pozwala to uzyskać przekrój społeczeństwa mówiącego po polsku. Cały trud w tworzeniu korpusu polega na doborze tekstów do niego: muszą to być teksty tematycznie odpowiednio zrównoważone, jednocześnie w pełni poprawne językowo. Dzięki bogactwu zbiorów może to być ogromne źródło wiedzy nie tylko językowej. Polskie korpusy powstały z inicjatywy wielu instytucji, które, naśladując inne państwa, również zapragnęły posiadania i udostępnienia tego niezwykle przydatnego narzędzia. Jest to jedno z najbogatszych i najbardziej podstawowych narzędzi pracy lingwistów, historyków oraz kulturoznawców.

Adresy, pod którymi znajdziecie korpusy:

J. polski:

Narodowy Korpus Języka Polskiego

Korpus Języka Polskiego PWN 

J. angielski:

British National Corpus (polecam wyszukiwarkę BYU-BNC)

J. niemiecki:

Das Deutsche Referenzkorpus – DeReKo

Sprawa oczywista – słowniki

Czy warto korzystać ze słowników skoro mamy tak wiele innych, bardzo bogatych źródeł? Oczywiście, że tak! Jak pisała wcześniej Marlena, słownik to narzędzie do zadań specjalnych. Osobiście, podczas pisania tekstów we własnym zaciszu domowym (tak, również teraz) korzystam z kilku słowników – dzięki Internetowi są one łatwo dostępne, a ich przeszukiwanie odbywa się komfortowo, co skraca znacznie drogę pozyskiwania informacji. Z jakich słowników internetowych języka polskiego warto korzystać? Zdecydowanie najczęściej polecanym słownikiem jest Słownik Języka Polskiego PWN, o którym już wcześniej wspominałem – pod jednym adresem można znaleźć kilka największych polskich słowników oraz encyklopedię.

Gdzie warto zaglądać:

Słownik Języka Polskiego PWN

Słownik wyrazów bliskoznacznych

Słownik gramatyczny języka polskiego

Inne źródła informacji

Poza źródłami wymienionymi wyżej warto również korzystać z informacji zawartych w innych miejscach, być może bardziej standardowych z perspektywy typowego użytkownika Internetu, czyli z blogów oraz kanałów na YouTubie. Jednym ze współczesnych źródeł informacji językowej, ostatnio coraz bardziej uznawanym, są blogi językowe. Ich niewątpliwą zaletą jest komfort i łatwość dostępu, często ciekawa forma. Blogi i serwisy internetowe oferują również dawkę różnych informacji w zróżnicowanych formach: bardziej zwięzłych, przystępnych albo dłuższych, z szerszym wytłumaczeniem. Również Woofla, będąc serwisem internetowym zajmującym się językami, może być źródłem informacji na ich temat. Czy są jakieś inne strony, które mogą być pomocne? Oto one:

Wittamina (blog słynnej YouTuberki, Arleny Witt – o angielskim, czasem również o polskim i paru innych rzeczach)

Ula Łupińska (korektorka, która swoją miłość do kotów i języków postanowiła przelewać na innych; jej artykuły są niezwykle przystępne i zwięzłe, a potrafią rozwiązać różnolite problemy)

Oraz według mnie jedno z ciekawszych źródeł dla typowej osoby mówiącej po polsku – kanał Mówiąc Inaczej – prowadzony w przyjemnej (ironiczno-sucharowej) atmosferze, w klarowny sposób przedstawia nawet nudne zagadnienia językowe.

Podsumowanie

Dzięki Internetowi otrzymaliśmy całe gros narzędzi, często niesamowicie rozbudowanych, które usprawniają naukę, rozwiewają wątpliwości i są źródłem wiedzy na różne tematy – czy to nie jest wspaniałe? 🙂

 

Zobacz również:

O co chodzi z tym Duolingo?

Mały węgierski świat na Zakarpaciu

Jak mówić po angielsku i się nie pogubić?

Nie, nie, nie. Tak nie mówimy

 

Jak mówić po angielsku i się nie pogubić?

angielski_1Wiele zostało już powiedziane na temat angielskiej gramatyki. Pojawiały się różne zdania: łatwa, trudna, dziwna, irytująca, całkiem spoko. Te opinie powtarzają się wkoło, ale w dalszym ciągu istnieją „problemy”, które pozostają niewytłumaczone lub ich wyjaśnienie jest nieprzejrzyste. Dlatego po dwóch artykułach o języku polskim zdecydowałem się napisać coś, co, mam nadzieję, rozjaśni obraz (pozornie, naprawdę) problematycznych zagadnień. 

O perorowaniu słów kilka…

Nauka języka jest ściśle powiązana z mówieniem. Przecież to właśnie po to uczy się mowy: by mówić, by się komunikować, by dzielić się informacjami. W tym celu wykorzystywane jest wspaniałe, niezwykle rozbudowane narzędzie – język. Jak w ferworze zasad gramatycznych i wkuwania mniej lub bardziej przydatnych słówek nie pogubić się i być w stanie wypowiadać się swobodnie? Jak już kiedyś pisałem tutaj, polskie szkolnictwo nie dba najlepiej o ten aspekt nauki. Co można zrobić w obliczu tej sytuacji? Przede wszystkim zmienić swoje nastawienie do obcej mowy. Kiedy wypowiadasz się w innym języku, pomyśl nad tym, co mówisz – spróbuj na chwilę zapomnieć, że używasz obcego języka. Zapamiętaj, że język to przede wszystkim narzędzie: pracy, nauki, przyjemności. Służy do wielu celów, ale w pierwszej kolejności ma służyć człowiekowi, a nie być jego zmorą. Jeśli martwisz się, że popełnisz błąd, to pomyśl sobie, że wszyscy robią błędy (w tym najlepsi językoznawcy; uwzględnij fakt, że również ten tekst przechodzi przez korektę osoby trzeciej). Przejdźmy jednak do meritum: co robić, żeby nie zginąć w językowej dżungli? Systematycznie podejmuj próby, korzystaj z wiedzy, którą masz w danej chwili. Targanie się na konstrukcje czy słowa, które wykraczają poza Twój poziom, jest nielogiczne. Zważ na to, że żaden Mickiewicz (albo inny Słowacki…) nie od razu był w stanie mówić jak poliglota – każdy musi popełnić serię błędów, by w końcu się nauczyć. Dlatego też napisałem ten artykuł – wyjaśniłem w nim kilka problematycznych kwestii (głównie dotyczących gramatyki). Mam nadzieję, że choć trochę pomogę uporządkować te informacje.

Nie jest prawdą, że nie umiem przeczyć…! 

Zacznę od prostej sprawy, często niezrozumiałej dla Polaków: negacji pojedynczej. W języku polskim występuje naturalna dla nas negacja wielokrotna. Czymże jest ta cała „negacja”, ukryta pod taką dziwaczną nazwą? Posłużę się przykładem: Nikt nikomu niczego nie dał. Pojawiają się tutaj aż cztery wyrazy z funkcją przeczącą. Użycie ich naraz, w jednym zdaniu, powoduje powstanie zdania przeczącego. A jak jest po angielsku? Jest inaczej. Budując zdanie przeczące po angielsku, trzeba użyć tylko jednego słówka przeczącego i to wystarczy. Jakie to ma skutki w praktyce? Podczas mówienia lub tłumaczenia trzeba pamiętać o tym, że „jedno słowo wystarczy”. Naprawdę nie jest to trudne. Jak poznać takie słowa, które są wystarczająco „mocne”, by zaprzeczyć całe zdanie? Wystarczy skorzystać z poniższej listy :).

Słowa, które mają „ładunek negatywny” i nie potrzebują dodatkowych zaprzeczeń można podzielić na grupy. Grupa pierwsza to przeczące formy operatorów, czasownika to be oraz modali. Przedstawiają się one następująco: am not, isn’t, aren’t, don’t, doesn’t, didn’t, haven’t, hasn’t, can’t, couldn’t, may not, might not, mustn’t, needn’t, shouldn’t, oughtn’t (tak, coś takiego istnieje!).

Drugą grupę można nazwać „no-words”. Są to kolejno: nobody, noway, no one, nowhere, nothing, none.

Ostatnia grupa to słowa, które występują w połączeniu z jakimiś innymi częściami mowy. Są to: neither, … nor… (są stałym połączeniem), never (najczęściej z czasami typu Perfect).

Po wszystkich słowach wymienionych powyżej zbędne jest korzystanie z dodatkowego przeczenia. Wystarczy użyć go raz w zdaniu, a dalej pisać wszystko w formie twierdzącej. Warto zauważyć, co łączy prawie wszystkie te słowa: większość z nich ma gdzieś w sobie cząstkę not- lub no-. Por.: aren’t = are not; no-body; couldn’t = could not itd. Z pewnością ułatwi to ich zapamiętanie.

Poza wyżej wymienionymi słowami, istnieją też wyrazy, które mają funkcję pytającą lub oznajmującą, ale tłumaczy się je na polski tak samo, jak wyrazy o funkcji negatywnej (to jest często właśnie źródło problemu). Te wyrazy to: any, anyone, anybody, anything, anywhere. Można nazwać je „fałszywymi przyjaciółmi”, ponieważ mogą lekko wprowadzać w błąd. Jak to wszystko działa w praktyce? Objaśnię to na przykładach.

Oto takie sobie zdanie: Nikogo tu nie ma. Przetłumaczę je na angielski. Zanim to, należy przyjrzeć się temu zdaniu w oryginalnej wersji. Występują tutaj dwa przeczenia: nikogo oraz nie ma. Jak już napisałem, po angielsku nie wolno stosować podwójnych przeczeń. Należy się teraz zdecydować, który wyraz ma być zaprzeczony. Jeśli zaprzeczy się wyraz nikogo, to w efekcie końcowym powstanie zdanie: Nobody is here (nie isn’t, bo jedno przeczenie już jest). Jeśli zaprzeczy się czasownik, to zdanie wygląda następująco: There isn’t anybody here. Dlaczego w drugim tłumaczeniu użyłem anybody? Ponieważ jest to wyraz „neutralny” tak, jak wszystkie wyrazy, które rozpoczynają się przedrostkiem any-.

Inne zdanie: Nigdzie nie byłem. Ponownie istnieją dwie możliwości. Tym razem spróbuj sam, a potem porównaj z moim tłumaczeniem.

Pierwsza: I have been to nowhere. Oraz druga: I haven’t been anywhere

 Angielskie der/die/das 

Kolejne zagadnienie gramatyczne, rodzajniki, jest całkowitą abstrakcją dla osób, które mówią jedynie po polsku. Czym są rodzajniki? Za definicją można rzec, iż są to wyrazy, które występu albo przed albo po rzeczowniku i określają jego rodzaj gramatyczny (jeśli takowy istnieje) oraz wskazują kwestię określoności konkretnego słowa. Mówiąc prościej? Angielskie rodzajniki to: a i an (nieokreślone) oraz the (określony). Wśród języków Europy i, o ile mi wiadomo, również innych języków świata rodzajniki stanowią powszechną regułę. Ich pierwsza, zazwyczaj najważniejsza funkcja – czyli określanie rodzaju gramatycznego – w angielskim wykorzystywanym na codzień, nie ma aż takiego dużego znaczenia. O rodzajnikach pisałem już przy innej okazji, tutaj. Czy są jakieś sposoby, aby ujarzmić angielskie a/an/the? Konkretnego przepisu oczywiście nie ma, jednak poniższa lista punktów, o których dobrze jest pamiętać.

  1. Rodzajniki traktuj jak przyjaciół-pomocników, nie jak wrogów. Mają Ci przede wszystkim pomagać.
  2. Jeśli zastanawiasz się nad tym jaki rodzajnik wstawić, spróbuj wszystkich form i porównaj ich „brzmienie”. W pewnym momencie należy zdać się na naturalne wyczucie językowe.
  3. Im więcej będziesz czytać, słuchać i korzystać z języka, tym lepiej. Nabierasz wtedy wiedzy o języku, którym się posługujesz i przyzwyczajasz się do pewnych konstrukcji, w tym również do używania rodzajników.
  4. Ucz się pełnych konstrukcji z wbudowanymi rodzajnikami, zwracając również na nie uwagę. Przykładowo: to have a nap, the same, to peel an apple. 
  5. Pamiętaj, że po angielsku wymowa jest równie ważna, co gramatyka. Dlatego jeśli przed słowem stoi przymiotnik, to musisz dostosować rodzajnik właśnie do niego. Jeśli przymiotnik rozpoczyna się samogłoską, to należy wstawić tam an – tak samo jakby to był rzeczownik zaczynający się od samogłoski. Dlatego też mówi się: a green apple ale an awesome car. 
  6. Pamiętaj, że istnieją całe zbiory zasad, które pomagają w korzystaniu z rodzajników. Warto znać je chociaż pobieżnie, ponieważ są niezwykle praktyczne. Przykładem takiej zasady jest to, że mówiąc o grze na jakimś instrumencie muzycznym, należy wstawić the przed jego nazwą (Np.  I can play the guitar. He’s keen on playing the piano.). Większość z nich znajdziesz w dobrych podręcznikach albo, na przykład, tutaj.

– Najlepszy prezent dla anglisty? – Present Perfect!

Od rzeczy przyjemnych przejdę do tych mniej sielankowych… Chodzi mi o zmorę i koszmar  senny Polaków uczących się angielskiego – czasy Present Perfect Simple oraz Present Perfect Continuous. Kolejna już, całkowita abstrakcja dla osób polskojęzycznych. Jednak, za starym polskim porzekadłem: nie taki diabeł straszny, jak go malują… Ważna rzecz, z której należy zdać sobie sprawę podczas przyswajania tego czasu to fakt, iż jego główny aspekt to teraźniejszość z uwzględnieniem wydarzeń przeszłych. Jest to najważniejsza i najbardziej charakterystyczna cecha tego czasu. Jest teraźniejszy, mówi o wydarzeniu, które odbyło się w przeszłości, ale jego skutki widoczne lub odczuwalne są w tej chwili. Drugie najbardziej podstawowe użycie: podawanie nowych informacji, które wcześniej nie zostały wspomniane. Poza tymi cechami istnieją również słowa charakterystyczne dla czasów perfektywnych (czyli wszystkich czasów z rodziny Perfect, tj. Present Perfect, Past Perfect itd.) Te wyrazy to: just (właśnie, dopiero co), already (już – jedynie w zdaniach twierdzących), yet (już – jedynie w zdaniach przeczących i pytających; słowo to występuje zawsze na końcu zdania), never (nigdy; w kontekście robienia czegoś po raz pierwszy) oraz ever (kiedykolwiek). Wyrazy te przyjmują zawsze stałe miejsce w szyku zdania angielskiego. Dosłownie należy je wcisnąć pomiędzy operator (have/has/had) a czasownik właściwy. Dodatkowo jeśli zdanie ma formę ciągłą (zwiera konstrukcję been + czasownik z -ing), to wyrazy te wstawia się pomiędzy operatorem a słowem been. 

Kilka przykładów dla zobrazowania:

I have already eaten spinach before. (Kiedyś wcześniej już to robiłem)

I have just been to Australia. (Niedawno wróciłem się z podróży tamże)

I have never had such a huge headache.  (Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło)

Have you ever been painting a house? (Miałeś okazję robić to już wcześniej?)

He has never been playing that well. (To pierwszy raz jak dotąd)

He has already been doing his homework. (Udało zrobić mu się to wcześniej)

Dzięki nim można „nakierować się”, jak to często nazywają – i słusznie – angliści, na użycie odpowiedniego czasu. Funkcję każdego czasu gramatycznego można przedstawić za pomocą wykresu na osi czasu. Myślę, że zobrazowanie graficzne tego „fenomenu” może być pomocne, toteż zamieszczam je poniżej.

wykres_present_perfect

W ten sposób przedstawia się wykres czasu Present Perfect Simple.

tabela_czasy_ciagle

 Oto porównanie dwu podstawowych czasów ciągłych. Czas Present Perfect Continuous (nie sugeruj się pisownią na obrazku, proszę) zasadniczo różni się budową oraz możliwościami, w których można go wykorzystać. Za udostępnienie obrazków wdzięcznie dziękuję temu źródłu. 

Istnieje szerokie spektrum sytuacji, w których można użyć tego czasu. Present Perfect używa się również, gdy mówi się o:

  • Niedawnych wydarzeniach o nieokreślonym czasie akcji; (Mom, I’ve seen a train!)
  • Nieokreślonych wydarzeniach, które wydarzyły się o nieznanym czasie w przeszłości; (Robert has broken his legs three times this year [nie w tym roku, a w ciągu tego roku]
  • Nieokreślonych wydarzeniach, których skutki są oczywiste i widoczne lub odczuwalne obecnie; (Where’s the bootle of mead I bought yesterday? Thomas has drunk it.) 
  • Z czasownikami stanu, by opisać czynność, która trwa aż do teraz. (I’ve lived in London since my birth.)

Cechy te wskazują na różnice pomiędzy czasem Past Simple i Present Perfect Simple. Najważniejsza i najbardziej podstawowa różnica to pierwszy punkt z listy powyżej – Present Perfect nie korzysta z słów, które określają dokładnie czas. To oznacza, że słowa takie jak: yesterday, today, five years ago, two days ago itd., nie mogą się z nimi łączyć.

Istnieją dwa teraźniejsze czasy perfektywne: Simple (prosty) oraz Continuous (ciągły BB). Co je różni, a co łączy? Najważniejsza cecha wspólna: są to czasy z rodziny perfektywnej – nigdy nie odnoszą się do określonego czasu. Różnią się zaś tym, w jaki sposób podchodzą do sposobu i trwania czynności wykonywanej przez podmiot.

Najważniejsze cechy określane przez Present Perfect Continuous:

  • Stan, który trwa aż do teraz (a nawet dłużej – po wypowiedzeniu zdania); (I’ve been standing here for hours!)
  • Niedokończona czynność; (She’s been painting the living room and it’s not ready yet.) 
  • Podkreślenie trwania czynności; (He has been travelling around the world whole year long.)
  • Czynność niedawno zakończona; (I’ve been on vacation and that’s why I look beautiful.)
  • Czynność powtarzana regularnie. (I’ve been taking maths lessons for a year.) 

Inne przykłady użycia obu tych czasów:

Tom lives in New York now. He has moved out of Boston. 

Jane was painting all night yesterday. She has been changing the image of her house. 

Roads are wet. It has been raining. 

Have you ever been to China? No, I haven’t. 

Tom isn’t keen on maths. He has gotten a F in algebra. 

I’m hungry. I haven’t eaten anything since morning. 

Dodatkowo podaję również link, pod którym zamieszczono wyjaśnienia oraz ćwiczenia odnośnie obu czasów. Link znajdziesz tutaj.

 

Kończąc już…

Nie zawsze nauka musi być taka straszna. Najważniejszym elementem jest podejście do samego procesu. Zmiana postawy mentalnej wpływa na punkt widzenia, co owocuje lepszymi efektami. Dlatego też warto podchodzić do gramatyki jak do przyjacielskiego narzędzia, które później wykorzystać można na wiele różnych sposobów.

Zobacz także:

Lingwistyka stosowana, czyli praktyczna nauka języka (w teorii)

Noworocznie i językowo o Polsce

Komunikatywność w języku: co to takiego?

Jak przekonania rządzą Twoim życiem

 

Hiszpańska gramatyka w teorii i w praktyce (1)

hiszpanskaKto lubi się uczyć gramatyki, ręka do góry. Zakładam, że gdybym rzeczywiście mogła przeprowadzić taki eksperyment, nie zobaczyłabym lasu rąk, chociaż być może dostrzegłabym pojedyncze podniesione dłonie podobnych mi zapaleńców. Nie wierzę w cudowne metody nauczania języka bez gramatyki. Nie mówię tutaj oczywiście o bezrefleksyjnym rozwiązywaniu dziesiątek stron zadań z gramatyki przy jednoczesnym zaniedbywaniu innych aspektów przyswajania języka. Nie zachęcam do podprządkowania całego procesu nauki gramatyce i strategiom rozwiązywania testów zamiast po prostu rozmowy, co niestety można zaobserwować w polskich (i nie tylko) szkołach. Z drugiej strony wierzę, że gramatyka jest kręgosłupem, na którym opiera się cały język, i mimo że możemy mówić „Kali mieć, Kali chcieć” i wciąż być zrozumiani, to pytanie brzmi: czy chcemy?

Temat gramatyki hiszpańskiej poruszyła już Adriana w polecanym już wielokrotnie artykule rozprawiającym się z mitem o łatwości tego języka. Zdaję sobie sprawę, że większość z Was nie chce zagłębiać się w gramatykę opisową i tego nie potrzebuje, ale po prostu chciałoby zdobyć solidne podstawy, które mogłoby wykorzystać w codziennym życiu. Do tych osób kieruję ten artykuł (i kolejne, jeśli temat spotka się z zainteresowaniem). Najpierw chciałabym przyjrzeć się książkom, z których sama korzystałam podczas nauki i które mogę z czystym sumieniem polecić. Po dokładne dane na ich temat, np. wydawnictwo, odsyłam na koniec wpisu.

Jedną z klasycznych pozycji jest „Uso de la gramática española, które doczekało się trzech części: dla poziomu podstawowego, średnio zaawansowanego i zaawansowanego oraz stosunkowo nowego wydania (ja korzystałam ze starego, z 1996 roku). Co znajdziemy w środku tej wielokrotnie wznawianej książki? Jeden tom zawiera od 22 do 35 rozdziałów. Na każdy z nich składa się objaśnienie gramatyczne (w przypadku czasów są to np. tabele z formami i wypunktowane przykłady użycia) oraz ćwiczenia, pozwalające zastosować zdobytą wiedzę w praktyce. Wygląda to następująco:

uso

Ćwiczenia polegają głównie na wpisaniu w luki odpowiedniej formy, odpowiedzi na pytania czy wyborze właściwej opcji, mniej jest takich, które wymagałyby od nas nieco większej kreatywności, np. ułożenia zdań.

Podręczniki z tej serii można nabyć w wybranych księgarniach internetowych i stacjonarnych, powinny być również dostępne w niektórych bibliotekach. Minusem dla samouków jest fakt, iż sama książka nie zawiera klucza odpowiedzi, trzeba go dokupić osobno.

 

Kolejną książką, z której korzystaliśmy na studiach, jest Gramática de uso del español. Teoría y práctica, dostępna w czterech częściach: do poziomów A1-A2, A1-B2, B1-B2 i C1-C2. Materiał z trzech pierwszych w dużej mierze się pokrywa, ale np. zostaje wyjaśniony na innych przykładanych, inne są też ćwiczenia. Osobiście skłaniałabym się ku sięgnięciu raczej po wydanie zbiorcze do A1-B2, niż do tego do A1-A2. Rozdziałów jest więcej niż w poprzednio prezentowanej książce, bo ponad 100, i są one krótsze: jedna strona teorii, jedna strona ćwiczeń. Ćwiczenia polegają na przykład na wyborze słowa i wpisanie go w lukę w odpowiedniej formie, połączeniu dwóch zdań, przeredagowaniu zdań, wybraniu właściwej odpowiedzi itp.

gramatica de uso

Jak widać na przykładowych zdjęciu z tomu do poziomów B1 i B2, teoria objaśniona jest po hiszpańsku. Klucze odpowiedzi znajdują się na końcu książki. Zarówno w „Gramática de uso”, jak i w „Uso de gramática”, poziom C1 to już wgłębianie się w niuanse i szczególiki (na ile potrzebne – to już inny temat), natomiast polecam zapoznanie się z przynajmniej jednym z pozostałych tomów. Seria ta wydaje się mniej popularna niż „Uso…” i jej dostępność niestety również jest mniejsza, można jednak zakupić ją w niektórych księgarniach internetowych i stacjonarnych.

Na koniec pozostawiam podręcznik, do którego mam ogromny sentyment. Mowa o dość niekonwencjonalnej „książce z dużymi głowami” „Gramática básica del estudiante de español”.

gramatica basica 0Dlaczego niekonwencjonalnej? Najlepszą odpowiedzią będzie chyba zacytowanie przykładów.

Ćw. 10, str. 164:

Mąż pani doktor Gines Labelli korzysta z przerwy w konferencji, aby opowiedzieć trochę o swoim ulubionym temacie: o ślimakach. Nie wszystko co mówi jest prawdą. Odkryj trzy prawdziwe i trzy fałszywe zdania w jego wypowiedzi.

„Wierzę, że ślimaki są fascynującymi ssakami. Noszą swój dom na plecach, mają dwa urocze czułki, które wyciągają i chowają kiedy chcą i mogą zobaczyć jedzenie z odległości wielu kilometrów. Wydają się głupie, ale w rzeczywistości mają inteligencję bardzo podobną do ludzkiej (…).”

Naszym zadaniem jest odnieść się do rewelacji wygłaszanych przez tego pana i zaprzeczyć nieprawdziwym informacjom za pomocą Es mentira que, No creo que + subjuntivo.

Mamy również utalentowanego robota, któremu możemy wydawać różne polecenia, używając trybu rozkazującego:

gramatica basica

Przemówiły do mnie również ćwiczenia polegające na zdecydowaniu, w jakim kontekście użyć danej formy:

gramatica basica 2

Oczywiście nie każdemu musi odpowiadać taki humor i taka forma przekazywania wiedzy, ale myślę, że to przyjemny powiew świeżości. Książka ma tylko jeden tom, przeznaczony dla poziomów A1-B1 i zawierający 7 sekcji  (rzeczowniki i przymiotniki, determinantes, zaimki osobowe, czasowniki, przyimki, zdania, ortografia) podzielonych na rozdziały. O ile wymienione wcześniej podręczniki dostępne są tylko w hiszpańskiej wersji językowej, co może stanowić utrudnienie dla samouków będących na poziomie początkującym, o tyle „Gramática básica” doczekała się również wersji z objaśnieniami i poleceniami po polsku, dostępnej w księgarniach językowych, Empikach itp.

Gdyby ktoś odczuwał niedosyt i chciał przećwiczyć konkretne zagadnienia np. Subjuntivo czy czasy przeszłe, może sięgnąć po serię „Tiempo para practicar…” wydawnictwa Edelsa. 

To tyle na dziś!

Dane o książkach:

Uso de la gramática española

Francisca Castro

Wydawnictwo Edelsa

"Gramática de uso del español"

Luis Aragonés, Ramón Palencia

Wydawnictwo Ediciones SM

Gramática básica del estudiante de español”

Wydawnictwo Difusión, wydanie polskie: Lektorklett

Pierwsze wydanie: 2006, wydanie polskie: 2012

 

Mój zestaw samouka

Nie powiem nic oryginalnego, jeśli stwierdzę, że dobry podręcznik to nieoceniona pomoc w nauce języka obcego. Praca z podręcznikiem ukierunkowuje, organizuje, a przede wszystkim – optymalizuje proces nauki. Jestem przekonana, że gdybym nie odnalazła "swojego" zestawu, przyswajałabym wiedzę znacznie wolniej. Oczywiście nie istnieje coś takiego jak wszystkomający podręcznik idealny – przekonałam się o tym już na początkowym etapie moich poszukiwań. Ostatecznie, metodą prób i błędów, odkryłam dwa podręczniki, które służą lub służyły mi jako podstawa codziennej pracy i dwa dodatkowe, które pomagają mi awaryjnie w przypadku różnych specyficznych problemów językowych. Zanim przedstawię Wam mój zestaw, podkreślę jeszcze, że nie uważam go za jakiś wzorcowy model, odpowiedni dla każdego, kto chce się uczyć hiszpańskiego. Jeśli jesteście akurat osobami poszukującymi materiałów do nauki, potraktujcie go po prostu jako propozycję i ewentualne źródło inspiracji. Istnieją wprawdzie podręczniki lepsze i gorsze, ale po odsianiu tych drugich wciąż pozostaje szeroka pula do wyboru, opartego na indywidualnych preferencjach każdego z nas… Teraz już mogę ze spokojnym sumieniem przedstawić moje ulubione tytuły wraz z krótszymi lub dłuższymi opisami.

aula11. Aula Internacional. To mój podręcznik podstawowy, wokół którego buduję cały proces nauki. Dużym jego plusem i powodem, dla którego wybrałam akurat tę serię, jest bardzo sensowna organizacja treści, zarówno wewnątrz rozdziałów, jak i pomiędzy nimi. Aula jest dla mnie czymś w rodzaju rozkładu jazdy – kolejnych zagadnień uczę się zgodnie z kolejnością rozdziałów. Oczywiście zdarza się, i to nierzadko, że czytam o czymś, co jest mi już dość dobrze znane, bo nabyte drogą serialową (z takim np. infinitivo compuesto czy imperfecto de subjuntivo mniej-więcej potrafiłam się obchodzić na długo przed tym, zanim zostały mi "oficjalnie" przedstawione pod swoimi nazwami), ale nawet wtedy dużą wartość ma dla mnie uporządkowanie i uzupełnienie chaotycznej i szczątkowej wiedzy.

Jak wygląda typowy rozdział tego podręcznika? Zaczyna się od dwóch dłuższych tekstów, w których możemy zobaczyć "w akcji" nowe zagadnienia będące bohaterami rozdziału. Następna strona to króciutkie teksty gdzie owe nowe zagadnienia są zebrane do kupy i wytłuszczone, a pod nimi szczątkowe ćwiczenia. Dalej – mamy najważniejszą stronę rozdziału, która krok po kroku pokazuje budowę i wyjaśnia zastosowanie każdej nowej konstrukcji. Kolejne dwie strony to, moim zdaniem, najsłabszy punkt Auli, zwłaszcza z punktu widzenia samouka: obrazki, ćwiczenia do słuchanek, ćwiczenia do pracy w grupie. Jeśli chodzi o słuchanki, zrobiłam eksperyment i przez cały okres korzystania z 3. części Auli, grzecznie włączałam discmana i słuchałam. Cóż, nie polecam. Lepiej wejść na  youtube, gdzie znajdziecie mnóstwo ciekawych filmów krótkometrażowych robionych przez Hiszpanów. Albo obejrzeć meksykański serial. Z tych źródeł nauczyłam się bez porównania więcej niż z irytujących nagrań z płyty dołączonej do podręcznika.

(Ciekawostka: w jednej ze słuchanek miały wypowiadać się osoby z trzech różnych krajów: Kolumbii, Argentyny i Kuby. I… nie wiem, może to moja paranoja, może niedostatki wiedzy, ale brzmiało mi to tak, jakby jacyś Hiszpanie udawali kolejno Kolumbijczyka, Argentyńczyka i Kubańczyka).

Wróćmy jednak do zawartości podręcznika. Część z ćwiczeniami do pracy w grupie oceniłam jako najsłabszą, ale podkreślę, że ogólnie uważam Aulę za podręcznik bardzo dobry. W związku z tym nie zdziwicie się pewnie, kiedy powiem, że wielokrotnie i te ćwiczenia były dla mnie czymś pożytecznym i inspirującym. Pomyślcie tylko, na ile możecie sobie pozwolić, kiedy piszecie sami dla siebie, wynajdując np. co byście zrobili na miejscu Any, która chce wyjechać na stałe do Australii, ale się waha, bo ma chłopaka, który kilka razy dziennie obsypuje ją balonami, serduszkami i miłosnymi liścikami – i nie chce tego stracić… Możecie być aspołeczni, niepoprawni, niecenzuralni, absurdalni. Umysł ludzki wyjątkowo dobrze zapamiętuje takie treści.

Ostatnia strona rozdziału to znowu tekst – zazwyczaj o różnych aspektach życia w Hiszpanii. Pierwsze trzy części Auli (A1 – B1) zawierają dwanaście rozdziałów. Czwarta i ostatnia część (B2) – dziesięć, ale za to dłuższych, bo każdy ich element jest bardziej rozbudowany. Poza tym, wszystkie części mają coś, co można by było nazwać dodatkami, gdyby nie to, że zajmują połowę objętości podręcznika. Pierwszy dodatek to kompendium gramatyczne, drugi dodatek to ćwiczenia, a trzeci, mój ulubiony, to zestaw autentycznych tekstów z różnych źródeł (artykuły z czasopism, fragmenty książek) na przeróżne tematy związane z kulturą Hiszpanii i Ameryki Łacińskiej.

Czym ujęła mnie Aula? Poza wspomnianą już sensowną kolejnością prezentowanych zagadnień, będą to: przystępny sposób wyjaśniania nowych treści, przyjemna szata graficzna, subtelny humor i całkiem interesujące teksty. Owszem, czasem trzeba zacisnąć zęby i przeczytać historię tankowca, z którego wyciekała ropa, ale czego się nie robi dla własnego rozwoju językowego. Z drugiej strony, to właśnie dzięki Auli zapoznałam się z rewelacyjnym opowiadaniem Octavio Paza "El ramo azul" (pod hiszpańskim tekstem jest jego angielskie tłumaczenie, polecam wszystkim, naprawdę warto!).

Jak każdy podręcznik, Aula też ma swoje wady. Niestety, należy z całym dobrodziejstwem inwentarza przyjąć fakt, że została ona zaprojektowana z myślą o nauce w grupie pod okiem nauczyciela. Do ćwiczeń nie ma klucza, znaczenia idiomów trzeba szukać w sieci. W niektórych miejscach obrazki przeważają nad treścią, ale nie jest pod tym względem aż tak źle, jak moglibyście sobie wyobrażać. Jako że książka jest w całości po hiszpańsku, nie polecałabym jej do samodzielnej nauki od podstaw. Ale już od momentu, kiedy jest się w stanie zrozumieć polecenia – jak najbardziej.

gramatica A1-B22. Gramática de uso del español. Teoría y práctica. Uczyliście się kiedyś gramatyki angielskiego z podręczników Murphy'ego? Podobało Wam się? Jeśli odpowiedzieliście "tak" na oba pytania, to mam dla Was dobrą wiadomość: istnieje hiszpańskojęzyczny odpowiednik Murphy'ego. Układ treści jest ten sam: jedna strona to objaśnienia gramatyczne, a druga – to ćwiczenia (próbka ze strony wydawnictwa). Całość zawiera 126 zorganizowanych w ten sposób krótkich rozdziałów. Uważam, że książka w niczym nie ustępuje swojemu angielskojęzycznemu odpowiednikowi i jest idealna, jeśli spotykamy się z danym zagadnieniem po raz pierwszy. Pamiętam, jakim objawieniem była dla mnie, kiedy zaczynałam uczyć się odmiany czasowników w pretérito indefinido (jeszcze wtedy nie wiedziałam, z czego konkretnie korzystam, bo była to kserówka ze szkoły językowej). Wszystkie ćwiczenia można porównać z kluczem odpowiedzi, umieszczonym na końcu.

Jakieś wady? Dziwi mnie trochę podział dwóch różnych części: A1-B2 i B1-B2. Jeśli miałabym Wam podpowiadać, to wybierajcie od razu tę drugą, nawet jeśli jesteście początkujący (ja niczym frajerka wybrałam pierwszą i szybko pożałowałam). I tak wszystkie zagadnienia są wyjaśniane od podstaw, większość rzeczy się dubluje, a różnica tkwi tylko w kilku dodatkowych rozdziałach, których nie ma w części pierwszej. Inna rzecz, którą można uznać za wadę, to powierzchowne potraktowanie każdego z tematów. Ale wynika to z samej formuły: książka służy do wstępnego zapoznania się z danym problemem, a nie do jego dogłębnej analizy. Do tego celu mam dwie inne pozycje.

3. Español para hablantes de polaco. Autor, Pedro Campos, przez lata nauczał Polaków języka hiszpańskiego i zaobserwował, co sprawia naszym rodakom najwięcej problemów. Książka składa się z dziesięciu rozdziałów, uwypuklających różnice między dwoma językami w odniesieniu do takich zagadnień jak np. interpunkcja, przyimki, mowa zależna itd. Układ jest następujący: dwie strony wyjaśnień + cztery strony ćwiczeń. Do ćwiczeń jest klucz. Podstawowa wada, jaką zauważam, to… objętość książki. Tytuł obiecuje tak wiele, a tymczasem treść rozwiewa tylko małą część wątpliwości, jakie mogą się narodzić w głowie osoby polskojęzycznej.

4. Sin duda. Usos del español: teoría y práctica comunicativa. Pozycja bardzo podobna do powyższej, tyle że autorzy analizują możliwe problemy językowe bez specyfikacji nacji, której miałyby one dotyczyć. Osiemnaście rozdziałów, układ taki jak u poprzedniczki. I moje zastrzeżenia są identyczne: za mało! Paradoksalnie jednak zauważam, że niektóre kwestie (np. moja największa zmora, straszniejsza nawet niż legendarne subjuntivo, czyli pretérito imperfecto i jego różnicowanie z innymi czasami przeszłymi), są w Sin duda wyjaśnione lepiej niż w książce przeznaczonej specjalnie dla Polaków.

A na koniec podzielę się z Wami najlepszą radą dotyczącą korzystania z podręczników, jaką jestem w stanie Wam dać. Miejcie umiar! Dobre korzystanie z podręcznika polega m.in. na tym, żeby wiedzieć, kiedy go odłożyć. Niech to będzie np. po 1/3 czasu, jaki zamierzacie przeznaczyć na naukę danego dnia. Niech podręczniki będą Waszą pomocą, akceleratorem, czynnikiem spajającym i organizującym przyswajanie wiedzy, ale niech nie przesłonią Wam kontaktu z realnym, żywym językiem. Oglądajcie seriale, filmy (jeśli jeszcze nie czujecie się na siłach, to z napisami), czytajcie El País, wyszukujcie w hiszpańskojęzycznej Wikipedii notek na szczególnie Was interesujące tematy, słuchajcie piosenek, szukajcie ich transkrypcji i tłumaczcie teksty, uczestniczcie w portalach wymiany językowej. W takim otoczeniu nauka z podręczników naprawdę ma sens.

 

Zobacz także:

Nie samymi podręcznikami… – czyli internetowe pomoce naukowe
75% samouctwa, czyli czarna owca na Woofli
Co Polak może zaoferować światu? Wymiana nie tylko językowa
Dlaczego warto oglądać obcojęzyczne "talent shows"
O "łatwości" języka hiszpańskiego

 

[MN9] Jak sporządzić tłumaczenie robocze będące namiastką myślenia w języku obcym?

„Rozmyślałem kiedyś przez cały dzień. Było to mniej warte, niż gdybym choć krótką chwilę poświęcił na naukę. Tak jak kiedyś stawałem na palcach, żeby popatrzeć w dal – a przecież lepiej wspiąć się na górę i ogarnąć wzrokiem wszystko.”

Xunzi


Gramatyka i słowa nie istnieją w oderwaniu od zdania (tekstu)

Szkolno – kursowEuropejski system kształcenia językowegoe podejście do nauki języka obcego składa się zazwyczaj z przeplatających się 3-ech etapów: zapamiętywania słownictwa, analizy konstrukcji gramatycznych i jedynie ‘prześlizgiwania się’ po tekstach.

 

 

 


tekst > zdanie >> słówka

Czytanie gramatyki przypomina mi mało produktywne „rozmyślanie”, uczenie się list słówek to „patrzenie w dal”, z nadzieją, że w przyszłości ich znajomość się przyda. „Lepiej [jednak] ogarnąć wzrokiem wszystko”. Moim zdaniem materiał przeznaczony do opanowania powinien składać się co najmniej z jednego zdania, kilkuzdaniowej wypowiedzi, czy akapitu, a więc tworzyć pewną zamkniętą całość. To właśnie zdanie pozwala zespolić słowa, ukazać relacje między nimi, właściwie usytuować je w składni, wyłuskać ich konkretne znaczenia. Najlepsza jest analiza dłuższych wypowiedzi, gdyż ukazuje pewną dynamikę, zmiany szyku służące podkreśleniu istotnych informacji, zastosowanie podmiotów i dopełnień domyślnych. Możliwe staje się prześledzenie sposobu argumentacji, a w przypadku dialogów również dostrzeżenie reakcji osoby mówiącej na opinie przedmówcy.


Fałszywe paradygmatyCzłowiek, który wymyslił sam siebie

Często możemy usłyszeć od nauczycieli, że, aby sprawnie posługiwać się językiem obcym powinniśmy nauczyć się nim myśleć. Nie wiem za bardzo, co to sformułowanie miałoby oznaczać. Język ojczysty był, jest i będzie moim ‘systemem operacyjnym’, zbiorem pojęć którymi się posługuję, narracją moich snów, najskrytszych marzeń i nic tego już nie zmieni. Mózg, to nie komputer,  w którym można zastosować partycję dysków.

Ci sami pedagodzy kategorycznie jednak ganią i ośmieszają wszelkie próby dosłownego tłumaczenia sformułowań, idiomów, czy nawet słów języka obcego. Moim zdaniem jedno wyklucza drugie. To trochę jakby próbować zmienić skarpetki, bez uprzedniego ściągnięcia obuwia. Jeszcze inni natomiast przestrzegają przed używaniem języka ojczystego do zgłębiania języka obcego. Biorąc sobie do serca te zalecenia postępowałbym jak cyrkowiec, który każe sobie związać ręce, nogi, dla pewności zakłada kajdanki i połyka kluczyk, dopina stalową kulę do nogi, po czym na oczach gawiedzi wskakuje do zbiornika z wodą i usiłuje wydostać się na powierzchnię, nim się utopii. Nie mam takich 'ambicji', chcę 'tylko', przy możliwie małym nakładzie sił i środków, opanować język obcy. Nie wiem dlaczego miałbym sam z własnej woli krępować się unikając stosowania najbardziej użytecznego narzędzia, które otrzymałem w pierwszych latach życia i doskonalę przez kolejne tj. języka ojczystego?

Wielu osobom wydaje się, że żeby nauczyć się języka X, to najlepiej korzystać z materiałów w języku X (bez stosowania, żadnego języka – środka pomocniczego). Taki trening miałby bezpośrednio przekładać się na używanie języka. Moim zdaniem to dość naiwne i jest w tym tyle prawdy co w twierdzeniu, że nacieranie głowy książką miałoby umożliwić bezpośredni transfer wiedzy do mózgu.

Wielokrotnie już na Woofli przyrównywano język do sportu. Trening zawodowych piłkarzy wcale nie polega na nieustannym harataniu w gałę (symulowaniu meczu, który ma nastąpić). W znacznej części są to ćwiczenia bez piłki (biegowe, na siłowni, omawianie strategii) lub jedynie symulowane fragmenty:  obieganie z piłką przy nodze pachołków, akcje 2 na 2 itd. Rdzeń treningu bokserskiego wcale nie jest oparty na walce ze sparing-partnerami. W dużej mierze są to pompki, brzuszki, ćwiczenia siłowe bez rękawic. Czy to oznacza, że  bokser w trakcie właściwej walki przed każdym ciosem musi zrobić wpierw 200 pompek i podnieść 50 razy sztangę? Nie mylmy "treningu", będącego środkiem do celu, z rezultatem, który chcemy osiągnąć.

Dlatego też jestem odmiennego zdania niż Karolina. Z mojego punktu widzenia „na sposób myślenia” nie ma wpływu ani język, którego się uczę, ani język narracji stosowany w materiałach dydaktycznych, z których korzystam. Angielski z amerykańskiej powieści przyswajam dokładnie w ten sam sposób, co szanghajski z angielskojęzycznego podręcznika, czy kantoński z materiałów mandaryńskojęzycznych. Moim narzędziem podstawowej analizy gramatycznej, strukturalnej i semantycznej zawsze jest POLSKIE „tłumaczenie techniczne”.


„Tłumaczenie techniczne”

„(…) bez stawiania pojedynczych kroków nie przejdziesz tysiąca mil, bez zebrania dopływów nie będzie rzeki ani morza. Nawet najwspanialszy rumak nie pokona dziesięciu kroków jednym skokiem, lecz najmarniejsza szkapa może odbyć jedną po drugiej dziesięć podróży. Jeżeli chcesz coś osiągnąć – nie ustawaj w wysiłkach.”

Xunzi

W celu zademonstrowania funkcjonowania metody, którą stosuję wybrałem, w istotnym stopniu opracowane zdanie ‘modelowe’ w języku mandaryńskim. Obecność transkrypcji fonetycznej, tłumaczenia dosłownego, komentarzy gramatycznych, a także, często zbędnego, tłumaczenia literackiego pozwala skupić się na tym, co najważniejsze – przyswojeniu zdania.

他把新學的法國歌唱了。

tā bǎ xìnxué de fǎguó gē chàng le

on OM nowy nauczyć POSS/NOM francuski piosenka śpiewać PART

On zaśpiewał nową francuską piosenkę, której się nauczył.

(„Gramatyka współczesnego Języka Chińskiego; składnia i semantyka” Wydawnictwo Akademickie DIALOG; Ewa Zajdler; str. 208)

 

Pierwszym etapem jest skonstruowanie tłumaczenia technicznego możliwie dosłownego tak, aby wykorzystywało wszystkie słowa / elementy, które pojawiają się w tekście oryginalnym, choćby w języku polskim były zupełnie zbędne. Ważne jest, by zachować oryginalną kolejność słów oraz stosować je w formach odmienionych, żeby nadać tłumaczeniu rys poprawności gramatycznej, chociaż stylistyka często będzie dosyć egzotyczna. Tłumaczenia powinny być zrozumiałe, ale jednocześnie jak najbliższe względem tekstu w języku obcym. Jest to bardzo ważne, gdyż w pewnym etapie będzie konieczne tłumaczenie z polskiego na chiński, a bliskość i precyzja tłumaczenia będzie ułatwiać zadanie. Oczywiście Polak w inny sposób wygłosiłby treść, jaką niesie w sobie otrzymane w taki sposób robocze tłumaczenie, ale właśnie dzięki tej metodzie mogę otrzymać „produkt” będący dla mnie namiastką myślenia w języku, którego się uczę – w tym wypadku mandaryńskim i pozwolić (w przyszłości) na budowanie wypowiedzi w sposób taki, jaki robią to Chińczycy.

Nim zacznę 'przelewać' tłumaczenie na papier, tekst (pierwsze zdanie lub, jeśli jest dłuższe, pierwszy jego autonomiczny fragment)  powinien przybrać 'w głowie' postać, którą daje się „ułożyć w ustach”. Tam, gdzie konieczne jest zastosowanie dodatkowych polskich słów, które nie występują w oryginalnym tekście chińskim, umieszczam je w nawiasie „( )”. W ten sposób dokonuję czynnej analizy poszczególnych elementów składowych zdania, zauważam różnice w szyku i składni, konieczność stosowania wyrazów, które są zbędne w języku ojczystym i na odwrót. Różnice w liczbie morfemów oznaczam dzieląc (lub łącząc) polskie słowa za pomocą dywizów „-”. W przypadku, gdy rzeczywiste znaczenie jakiegoś słowa brzmi zbyt ‘koślawie’ tłumaczę je w sposób ‘literacki’ (‘naciągany’) oznaczając to cudzysłowem pojedynczym apostrofowym ‘ ’ nowo nauczyłem > ‘niedawno’ nauczyłem. Partykułom przypisuję konkretne znaczenie, np.; partykułę biernikową ba traktuję jak wewnętrzne pytanie – „on zaśpiewał co(?) francuską piosenkę”. Partykułę aspektu dokonanego le natomiast jako typową końcówkę formy dokonanej w języku polskim np.: -ał i dodatkowo zaznaczam to podwójnym podkreśleniem „-ał” tejże. Fragmenty polskich słów odpowiadających chińskim morfemom o charakterze ściśle gramatycznym zaznaczam standardowym podkreśleniem „_”.

Tłumaczenie techniczne 1


Korekta kolejności ‘słów’

Następnie począwszy od lewej strony numeruję fragmenty zdania w takiej kolejności, aby odczytane po polsku tłumaczenie techniczne było zrozumiałe > „on zaśpiewał co? francuską piosenkę której niedawno nauczył się / się nauczył”.

Tłumaczenie techniczne 2

Sprawne ręczne (!) sporządzanie takich tłumaczeń, to jedynie kwestia praktyki. W późniejszym etapie podpisuję polskie słowa odpowiednimi ideogramami, a następnie swoją transkrypcją fonetyczną. Nie są to procesy bierne – (będą temu poświęcone oddzielne artykuły), w rezultacie każde zdanie otrzymuję w formie zdatnej do dalszej nauki:

Tłumaczenie techniczne n


Dodatkowe przykłady

Kantoński

Tłumaczenie techniczne dłuższego tekstu w języku kantońskim przedstawiłem już w artykule: Jak, z głową, wybierać materiały do nauki tak, aby nie męczyć się … bez potrzeby?


Japoński

Niektórzy twierdzą, że nie da się czegoś przetłumaczyć (bo to np.: jakaś partykuła: で,が,た,ます itd.). Moim zdaniem w 99.9% przypadków daje się przypisać nawet najbardziej 'zbędnym', z punktu widzenia języka polskiego, elementom choćby uproszczone, ale konkretne tłumaczenie, dla mnie w wystarczającym stopniu sankcjonujące 'jestestwo' takich 'bytów' w składni. Co więcej, znacznie lepiej pozwala mi to, "od środka", zrozumieć wzajemną relację poszczególnych elementów wypowiedzi, często spłycaną, albo wypaczaną, jak w poniższym literackim tłumaczeniu japońskiego zdania.

一か月で二キロばかり体重が増えました。

Ikkagetsu de ni kiro bakari taijū ga fuemashita.

Przez miesiąc przytyłem jakieś 2 kilo.

(„Praktyczna gramatyka języka japońskiego”, Wydawnictwo Akademickie DIALOG; Masahiro Tanimori)

Tłumaczenie techniczne japoński

W podanym przykładzie można dostrzec, że tak naprawdę to nie tyle ‘ja przytyłem’ ile ‘masa (podmiotu domyślnego) wzrosła’. Informacja niby ta sama, ale sposób jej wyrażenia w obu językach inny.

Sporządzanie tego rodzaju 'mapy' jest szczególnie pomocne w przypadku języków azjatyckich, w których kolejność słów jest niekiedy niemal kosmiczna.


Mandaryński

Antoine de Saint-Exupéry; Mały Książę fragment rozdziału XIV:

Mały Książę; Latarnik

"Piąta planeta była bardzo interesująca. Była najmniejsza ze wszystkich. Była tak mała, że zaledwie starczyło na niej miejsca na lampę uliczną i zatarnika.

Mały Książę nie umiał sobie wytłumaczyć, do czego może służyć uliczna latarnia i latarnik gdzieś we wszechświecie, na małej planetce pozbawionej domów i ludności (…)."  (Przekład: Jan Szwykowski)

 

Wersja w języku mandaryńskim / standardowym chińskim pisemnym:

第五顆行星非常奇怪,是這些星星中最小的一顆。行星上剛好能容得下一盞路燈和一個點路燈的人。小王子怎麼也解釋不通:這個坐落在天空某一角落,既沒有房屋又沒有居民的行星上,要一盞路燈和一個點燈的人做甚麼用。

Tłumaczenie techniczne

Mały Książę a Mały Książę b

Warto zwrócić uwagę na trzecie zdanie. Moje sporządzone naprędce tłumaczenie z pewnością nie zasługuje na Literacką Nagrodę Nobla, ale dla mnie jest wystarczające wyjaśnienie 'sensowości istnienia' wszystkich morfemów użytych przez chińskiego tłumacza:

Mały Książę jakkolwiek nie był w stanie jasno wytłumaczyć po co potrzeba używać jekiejś latarni i jakiegoś człowieka (,) który zapala lampę na tej (,) usytuowanej w jakimś jednym rogu nieba (,) planecie (,) na której zarówno nie ma domów (,) jak i nie ma mieszkańców.

W trakcie sporządzania tłumaczeń techniczych, zwłaszcza takich dłuższych 'zazębiających się' zdań, stosuję zasadę: "Better done than perfect".


W kolejnym artykule doprecyzuję celowość stosowania takich tłumaczeń i zwrócę uwagę na wybrane niuanse.

Zobacz również:

Zaczynając naukę języka, wpierw określ sobie cel i ‚obszar’ działania*

Jak, z głową, wybierać materiały do nauki tak, aby nie męczyć się … bez potrzeby?

Patrz z własnej perspektywy; szyj metodę na miarę własnych potrzeb i możliwości

O "łatwości" języka hiszpańskiego

hiszpanskiO tym, jak na uczenie się danego języka może wpływać powszechne przekonanie o jego wysokiej trudności, pisała niedawno Karolina w swoim artykule "Czy język szwedzki jest trudny?" Ja tymczasem zajmę się problemem przeciwnym: jak obiegowe opinie na temat rzekomej łatwości danego języka (na przykładzie hiszpańskiego) przekładają się na efekty w jego nauce?

Oprócz wspomnianego artykułu Karoliny do podjęcia tematu zainspirował mnie tekst Karola "Najłatwiejszy język świata" i dyskusja pod nim oraz wątek z forum How-to-learn-any-language.com (w tym ostatnim rodzimy użytkownik języka hiszpańskiego pyta innych rodzimych użytkowników, czy nie przeszkadza im, że powszechnie uznaje się ich język za tak łatwy; odpisują mu także osoby, dla których hiszpański jest językiem obcym).

Internet (polski i światowy) pełen jest opinii twierdzących, że hiszpański to najłatwiejszy język do nauki. Jeśli im wierzyć, jest to język o banalnej do nauczenia wymowie, słownictwie, które się samo zapamiętuje i bardzo logicznej gramatyce, której reguły są wręcz intuicyjne. (Niemal na równi z hiszpańskim wśród najłatwiejszych języków świata wymienia się włoski, czasem też angielski. Włoskiego nie znam, choć przeczuwam tu wiele analogii z hiszpańskim; jeśli chodzi o angielski, to do pewnego stopnia się zgadzam). Poniżej przeanalizuję trzy grupy takich obiegowych opinii spotykanych na polskich forach oraz portalach i postaram się podważyć ich prawdziwość, posiłkując się konkretnymi przykładami.

1. WYMOWA

Wymowa hiszpańska jest bardzo prosta. Dla Polaka wręcz banalna. To opinia bardzo popularna. I kompletnie nieprawdziwa. Kryje się w niej sugestia, że różne głoski po polsku są wymawiane dokładnie tak jak po hiszpańsku. Oczywiście każdy uczący się hiszpańskiego szybko się orientuje, że z, c i s, w wariancie z północy Hiszpanii (uznanym u nas za wzorcowy) brzmią zupełnie inaczej niż nasze, polskie z, c i s. Większość osób "uznaje" też fakt, że v  to to samo, co b. Na tym jednak nie koniec różnic.

Ważną charakterystyką hiszpańskiej wymowy jest to, że spółgłoski takie jak b/v, d, g, wymawia się różnie w zależności od miejsca w wyrazie / wypowiedzi "na jednym wdechu" oraz głosek, które je otaczają; w dodatku takie n w odpowiednim towarzystwie brzmi praktycznie jak m. (Zasady hiszpańskiej wymowy, w sposób bardzo przystępny dla osób początkujących, wyjaśnia w swoich programach Catalina Moreno, o której pisałam w artykule o internetowych pomocach naukowych).

Jeśli dobrze się wsłuchacie w dowolnego rodzimego użytkownika języka hiszpańskiego, zauważycie, że inaczej niż polskie brzmią również samogłoski hiszpańskie i ich połączenia, takie jak ue. Słowa "no te muevas" (nie ruszaj się) wypowiedziane przez np. Meksykanina, będą brzmiały zupełnie inaczej niż w przypadku Polaka zaczynającego naukę hiszpańskiego.

Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze różnice w dialektach hiszpańskiego. Nie zdziwcie się, jeśli usłyszycie, że ktoś "zjada" przedspółgłoskowe albo kończące wyraz s – to bardzo częste w Ameryce Łacińskiej, także w języku "oficjalnym". A taki Andaluzyjczyk z kolei – "zjada" o wiele więcej (polecam Wam posłuchać zespołu Chambao, najlepiej od razu z transkrypcją tekstu, jest tego sporo w internecie).

Oczywiście nie twierdzę, że hiszpańska wymowa jest super trudna i nie do nauczenia. Jest trudna dokładnie w takim samym stopniu jak wymowa angielska bądź niemiecka i opanowuje się ją jak każdą inną: słuchając jak najwięcej żywego języka i jak najwięcej mówiąc. Wówczas trudno nie być świadomym tego, jak bardzo różni się ona od wymowy polskiej i jak mało wspólnego z rzeczywistością mają opinie o jej rzekomej banalności.

2. SŁOWNICTWO

O słownictwie języka hiszpańskiego krąży plotka, że jest niesamowicie łatwe, samo wpada do głowy, a nawet – że nie znając konkretnego słowa, można je odgadnąć. A to wszystko przez podobieństwo hiszpańskiego do łaciny (a co za tym idzie, także do angielskiego). Popatrzcie na tę listę słów:
la industria
el volcán
frecuentemente
el cóndor
la estrategia
el carnaval
largo
la palmera
la anécdota
el ídolo
Nawet jeśli nie znacie / nie uczycie się hiszpańskiego i nie spotkaliście się z nimi wcześniej, bez problemu odgadniecie ich znaczenie. Problem zacznie się dopiero przy próbie ich powtórzenia. To jak był wulkan? El volcano? El vulcán? El vúlcano? A słowo "często"? Do dziś pamiętam moje niedowierzanie, kiedy zobaczyłam je, napisane przez osobę o teoretycznie zaawansowanej znajomości języka, jako "frequentamente". Mam szczerą nadzieję, że to był wynik roztargnienia…

Hiszpańskie słowa potrafią być naprawdę podstępne. Istnieje np. mnóstwo, mnóstwo par słów, które różnią się tylko jedną literą, a mają kompletnie odmienne znaczenia. Pelar – pelear (obierać – walczyć), la perra – la pera (suka – gruszka), pesar – pasar (ważyć – przechodzić, upływać, …). Istnieją słowa długie, w których łatwo pomylić samogłoski, tak jak wspomniane frecuentemente, pertenecer, permanecer, el amanecer.

Dodatkowo, całkiem dużo słów w języku hiszpańskim pochodzi z arabskiego. Kto odgadnie, że la almohada to poduszka, a la zanahoria to marchewka? Więcej na temat wpływu arabskiego na hiszpański możecie poczytać tu (artykuł po angielsku).

3. GRAMATYKA

Osoby, które głoszą tezę o nadzwyczajnej łatwości języka hiszpańskiego, o gramatyce wspominają jakoś tak niechętnie. Tym niemniej tu i ówdzie można zetknąć się z opinią, że gramatyka języka hiszpańskiego jest bardzo logiczna, a jej zasady stosuje się intuicyjnie. Wydaje mi się, że istotą każdego żywego języka jest pewna doza nielogiczności, choćby dlatego, że różne struktury języka ewoluują w różnym tempie – i być może w równym stopniu dlatego, że po prostu ludzie nie są i nigdy nie będą całkowicie logiczni.

Czy naprawdę takie oczywiste i logiczne jest to, że formy trybu rozkazującego z przeczeniem wyglądają zupełnie inaczej niż bez przeczenia? Albo że hipotezy na temat teraźniejszości formułuje się w czasie przyszłym? (To akurat, w formie szczątkowej, mamy też w języku polskim. Osoba pytana o to, która jest godzina, może odpowiedzieć: "Nie wiem, będzie jakaś trzecia"). Jeszcze ciekawiej jest z hipotezami na temat bliskiej przeszłości ("dokąd to ona mogła pójść, że jej tak długo nie ma?"), które tworzy się… tadaaaam! w czasie przyszłym złożonym.

A jak będzie z tą intuicyjnością? Czy ktoś, nie znając wcześniej tej formy, wpadnie na to, że "właśnie urodziłam dziecko" to "acabo de tener un hijo"? (dosłownie: "kończę mieć dziecko"). A jak powiedzieć, że ktoś podszywa się pod cudzą tożsamość? "Se hace pasar por alguien" (dosłownie: "robi się przechodzić przez kogoś"). Oczywiście podobnych przykładów jest mnóstwo, już dziś mogłabym zapełnić ładnych parę stron tymi, które znam.

Wiele osób powtarza też formułkę, że istnieje tylko jedna trudność w hiszpańskiej gramatyce i jest nią tryb subjuntivo, abstrakcyjny dla Polaków. Owszem, często na okołojęzykowych forach internetowych można spotkać się z dylematami: condicional czy subjuntivo?,  indicativo czy subjuntivo? Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że nie znam tego problemu z autopsji.  Nie widzę jednak powodów, dla których akurat te rozterki miałyby być częstsze albo trudniejsze niż np. zastanawianie się, który z czasów przeszłych wybrać, jaki rodzajnik (określony/nieokreślony/brak) wstawić czy też który z licznych synonimów rzeczownika będzie najbardziej adekwatny w danym kontekście.

Tu także mimo wszystko nie chcę demonizować. Bo z drugiej strony gramatyka hiszpańska ma całkiem sporo logiki i regularności. A odmiana czasowników przy pewnej wprawie staje się rzeczywiście intuicyjna. Tego, co niekoniecznie jest logiczne i intuicyjne, można się nauczyć – najlepiej przez jak najczęstszy kontakt z żywym językiem.

PO CO TEN ARTYKUŁ?

Na koniec spróbuję odpowiedzieć na postawione w pierwszym akapicie artykułu pytanie: w jaki sposób przekonanie o nadzwyczajnej łatwości języka hiszpańskiego może wpływać na jego naukę? Otóż wiele osób podzielających to przekonanie uczy się języka w sposób niedbały. Skoro wymowa jest tak banalnie prosta, to po co się przykładać do jej nauki? A gramatyka i słownictwo? Grunt, żeby móc się dogadać i być zrozumianym. Skoro Hiszpanie na wakacjach chwalą i się cieszą, że dobrze mówi – to znaczy, że mówi dobrze, nad niczym już nie musi pracować. W efekcie takiej "nauki" osoba przekonana o nadzwyczajnej łatwości hiszpańskiego i o własnej wysokiej znajomości tego języka, popełnia mnóstwo błędów najróżniejszego rodzaju (niewłaściwa ortografia, źle użyte rodzajniki, nieprawidłowa odmiana czasowników, mylenie czasów i trybów etc.). A do tego brzmi jak polski ksiądz na łacińskiej mszy (oczywiście dotyczy to obu płci).

UPDATE: Półtora roku po napisaniu tego tekstu, po kolejnych niezliczonych setkach godzin kontaktu z językiem, który poznaję coraz lepiej pod każdym względem, podtrzymuję wszystko to, co wyżej napisałam. Dziś oczywiście użyłabym innych przykładów, niektóre kwestie bym rozbudowała, na inne położyłabym większy nacisk (na jeszcze inne z kolei mniejszy), ale nadal twierdzę, że język hiszpański jest trudny. 🙂

 

 Zobacz także:
Czy Polak może (na)uczyć się hiszpańskiego meksykańskiego?
Meksykanie i ich język: prawdy, półprawdy, ćwierćprawdy i słówka-jokery
Jak słuchać, żeby usłyszeć
Angielski z kryminałem + wyznania językowej monogamistki
Co Polak może zaoferować światu? Wymiana nie tylko językowa