język angielski

Kiedy i jak korzystać z Wikipedii przy nauce języka obcego?

WikipediaNasz facebookowy profil za sprawą zarządzającej nim Karoliny ostatnimi czasy pęka w szwach i niezmiernie ucieszyłem się, gdy jeden z naszych czytelników zamieścił na nim link do artykułu odradzającego ludziom korzystanie z Wikipedii przy nauce języka obcego z prośbą o zapoznanie się oraz krótki komentarz. Temat poruszany był w ostatnim czasie już parokrotnie, dlatego też czuję się zobowiązany postawić przysłowiową kropkę nad "i" oraz zająć zdecydowane stanowisko w tej sprawie, w jednym zwięzłym artykule przedstawiając wszystkie zalety korzystania z tego źródła, a jednocześnie przekazując trochę uniwersalnych prawd na temat tego, z jakich źródeł należy korzystać przy nauce języka obcego.

Autor bloga "Language Surfer" napisał, moim zdaniem bardzo przeciętny, ale pobudzający do pewnych refleksji tekst krytykujący przydatność artykułów z Wikipedii w nauce języka obcego argumentując to ich poziomem sprawiającym rzekomo trudność nawet rodzimym użytkownikom danego języka. Teza ta całkowicie zaprzecza poglądom, jakimi miałem okazję się dzielić w moim ostatnim artykule, w którym nazwałem Wikipedię doskonałym punktem wyjścia w nauce czytania, aczkolwiek porusza aspekt, o którym w nauce języka często zapominamy. Myślę teraz o celowości nauki i nastawieniu na jej praktyczny aspekt.

mlotek

Język nie jest celem samym w sobie. Język to narzędzie do osiągania pewnych celów.

Język to nie przedmiot szkolny, to przede wszystkim narzędzie
Nie chciałbym tutaj poruszać kwestii tego czy w szkole można nauczyć się języka obcego – uważam, że kto chce ten się go w końcu nauczy. Mankamentem naszego systemu edukacyjnego jest przede wszystkim to, iż język obcy został w nim całkowicie oddzielony od tego co jest jego naturą. Znajomość angielskiego została sprowadzona do ocen i certyfikatów, które nierzadko mają się nijak do rzeczywistej umiejętności użycia języka w sytuacji kiedy go rzeczywiście potrzebujemy. Język to przecież narzędzie, które bez konkretnego celu, w jakim ma zostać użyte jest niemal bezużyteczne. Cóż mi przyjdzie z umiejętności obsługi komputera kiedy nie będę wiedział do czego go następnie użyć?

Java_dokumentacja

Czytanie dokumentacji języka programowania nigdy nie nauczy Cię mówić o tym co jadłeś wczoraj na obiad.

Dobór metody nauki do swojego prywatnego celu
Cele w jakich chcemy się nauczyć języka obcego mogą być różne rzeczy, np. komunikacja z osobami, które tym językiem władają, wykorzystanie języka w pracy, żywe zainteresowanie obcą kulturą, czytanie książek w oryginale, słuchanie obcej muzyki, dostęp do źródeł, do jakich bez języka obcego w żaden sposób nie dojdziemy. Mam oczywiście tutaj swoje osobiste typy, ale uczciwie muszę przyznać, że każdy z wyżej wymienionych powodów jest równie dobry i zawsze powinien być kwestią personalną. Rzecz jednak w tym, żeby go rozpoznać, a następnie metody nauki dostosować właśnie do niego. Niby nic trudnego, ale sam miałem okazję się przekonać, iż fakt swobodnej rosyjskiej konwersacji wcale nie musi przekładać się na czytanie z równą swobodą dzieł Dostojewskiego, a pochłonięcie trzech tomów "A History of the Crusades" S. Runcimana (moja ulubiona książka z czasów licealnych) wcale nie wpływa na drastyczny wzrost moich zdolności konwersacyjnych po angielsku. Zawsze to lepsze niż nic, ale rozmawiając o tematach codziennych ćwiczyłem przede wszystkim (i tu niespodzianka!) rozmowy na tematy codzienne, czytając natomiast o wyprawach krzyżowych przygotowywałem się do pracy na angielskiej literaturze historycznej. Absolutnie nie mam dziś do tych źródeł zastrzeżeń – swoje zadanie spełniły znakomicie. Pretensje do materiałów można zaś mieć gdy te nie spełniają naszych oczekiwań. Przeważnie dlatego, że ich spełniać zwyczajnie nie mogą. I tu wracamy do przytoczonej na samym wstępie krytyki Wikipedii.

Co czytać na Wikipedii oraz w jakim celu?
We wpisie krytykującym wolną encyklopedię został przytoczony fragment angielskojęzycznego artykułu o skrzypcach, który rzekomo jest niezrozumiały nawet dla rodzimego Anglika/Amerykanina. Przez fragment przebrnąłem – o ile dla laika może on być faktycznie dość ciężki (choć nie sądzę by osoba wykształcona go nie zrozumiała), o tyle dla kogoś zajmującego się fachowo lutnictwem użyte w nim słownictwo jest dość codzienne. Zastanowiło mnie natomiast w jakim celu ktoś kto zajmuje się zupełnie inną dziedziną nauki miałby czytać artykuł o skrzypcach. Żeby wzbogacić lutnickie słownictwo, którego nigdy w życiu nie użyje? Przecież to niedorzeczne. Zamiast tego proponuję czytać przede wszystkim artykuły z dziedziny, która nas interesują i o której mamy już dość szerokie pojęcie, bo terminy jakie w nich się pojawią niemal na pewno przydadzą się nam w przyszłości.

Kolejna ciekawa obserwacja: tematyka może się czasem różnić w zależności od języka. Jako początkujący programista zdążyłem przebrnąć przez pewną ilość artykułów (nie tylko z Wikipedii) o tematyce informatyczno-matematycznej po rosyjsku i niemiecku, nie wyobrażam sobie programowania bez znajomości angielskiego (choćby dlatego, że cała dokumentacja Javy czy Pythona jest w tym języku – szczerze mówiąc w tym przypadku łatwiej jest mi nawet korzystać z opracowań angielskich niż polskich), ale na dzień dzisiejszy nie widzę potrzeby rozwijania swojego słownictwa w tej dziedzinie po serbsku czy ukraińsku. Nie dość, że znacznie więcej przyjemności sprawia mi czytanie w tych językach literatury czy gazet to prawdopodobieństwo użycia kiedykolwiek informatycznego słownictwa w serbskiej bądź ukraińskiej wersji jest bliskie zeru.

Co zrobić gdy tak naprawdę żadna konkretna dziedzina wiedzy mnie nie interesuje i chce się po prostu nauczyć mówić?
Wtedy zamiast narzekać na Wikipedię i jej rzekomą trudność trzeba zacząć zajmować się czymś zupełnie innym, co przyniesie wymierne rezultaty na polach, na których nam rzeczywiście zależy.

Parę słów o wersji Simple English
Wiem, że wielu czytelników uważa, iż książki lub artykuły napisane uproszczoną wersją języka angielskiego są świetnym materiałem do nauki języka. Do Wikipedii napisanej w tzw. Simple English nawiązał też Piotr w swoim ostatnim wpisie. Do mnie to nie trafia przynajmniej z kilku powodów:
1)łatwość z jaką każdy może czytać strony w Simple English tylko oddala nas od kontaktu z tekstem napisanym w Real English, który zawsze będzie dla nas za trudny, żeby w ogóle po niego sięgnąć.
2)spotkałem się już ze stwierdzeniem, iż dzięki Simple English można szybko opanować podstawowe słownictwo. Rzecz w tym, że słownictwo to znajdziemy też w bardziej skomplikowanych tekstach, osadzone w znacznie bogatszym kontekście.
3)jeśli coś jest łatwe oznacza przeważnie, że nie jest w stanie wiele nauczyć. Wiem, że na początku jest zawsze ciężko, ale im prędzej weźmiemy się za ciężkie rzeczy tym wcześniej staną się one dla nas łatwe.

Powyższy artykuł nie jest prawdą objawioną. Wiem też, że wiele osób może mieć różne zdanie na temat Wikipedii, uproszczonych wersji językowych i nie chciałbym tu absolutnie nikogo przekonywać na siłę. Ucząc się języka powinniśmy robić to co my uważamy za dobre, bo uczymy się go przede wszystkim dla siebie, a nie dla innych. I uczymy się nie dla języka samego, ale po to by go użyć do jakiegoś mniej lub bardziej konkretnego celu.

Podobne artykuły:
Praca własna z tekstem oraz audio gdy brak podręcznika
Nauka języka bez podręcznika – część 2 – czytanie
Ile języków tak naprawdę potrzebujesz?
Ilu języków warto się uczyć jednocześnie?
7 grzechów głównych nauki języków obcych

Obraz młotka został wykorzystany na licencji Creative Commons. Źródło: https://www.flickr.com/photos/justinbaeder/183930977/

Brytyjskie portale informacyjne oraz Wikipedia dla początkujących

Untitled 1Język angielski jest – narzuconym nam przez otaczające nas środowisko – globalnym lingua franca. Całkowita liczba mówiących w tym języku, biorąc pod uwagę native speakerów oraz osoby, które ten język nabyły, jest oszacowana na około 1200 milionów. Wynikiem tych liczb jest kolejna liczba przedstawiająca masę stron internetowych, które zawierają najróżniejsze materiały do nauki języka. Niestety, jak każdy wie, co za dużo to nie zdrowo… Materiały te często pozostawiają wiele do życzenia. Dlatego właśnie ten wpis. Jak ostatnio mogliście przeczytać – w artykułach Karola – języka nie trzeba uczyć się z podręczników, a we wpisach, które są nieco starsze, można przejrzeć listę gazet angielskich, którą opublikował także Karol. Celem tego wpisu jest rozszerzenie tej listy i przedstawienie moim zdaniem wartych uwagi stron, na których możemy poprawić nie tylko swoje językowe umiejętności, ale i poczytać o najnowszych wiadomościach ze świata. Continue reading

Jak szybko można zapomnieć? Historia oparta na faktach!

Untitled 1          Języki obce stały się moją pasją zaraz po odkryciu i przeczytaniu kilku notek na blogu Karola już dobre kilka lat temu. Przez całe te lata bardziej rozwijałem swoją wiedzę o strukturach, historii i budowie języków, niż je poznawałem. Mimo tego na dobrą drogę wprowadziłem swój język angielski, który jest dla mnie w tej chwili najważniejszy. Posługuję się nim w pracy, studiuję na angielskiej uczelni, czytam w większości literaturę po angielsku, oglądam tylko i wyłącznie angielską telewizję… Mógłbym wymieniać tak w nieskończoność! Mówiąc krótko, angielski stał się językiem, którego używam w 80%. W swojej historii językowej mógłbym także mówić o hiszpańskim, stojącym u mnie na poziomie turysty, który chce zamówić obiad czy taksówkę, szwedzkim będącym moim niespełnionym marzeniem, esperanto, które było dla mnie czymś ciekawym, a tym samym zagadkowym oraz… niemieckim, który mimo niskich ocen w liceum był moim głównym językiem z pięcioma godzinami lekcyjnymi w planie. Był to język, któremu poświęcałem więcej czasu niż angielskiemu, jako że Pani S. tylko czekała na to, żeby nam się noga podwinęła. Codzienne odpytywania z ostatniej lekcji- i to każdego ucznia, a nie jednego, jak to zazwyczaj bywa- stały się zgrozą przed, którą każdy uciekał jak się dało. Strach dał nam tyle, że każdy z nas wyszedł z liceum z całkiem niezłym poziomem tego języka. Niektórzy odetchnęli jako, że nasz koszmar się zakończył, niektórzy poszli na filologię niemiecką. Ja niestety należałem do tych pierwszych. Mimo, że Pani S. mówiła „Zobaczysz, że w Anglii niemiecki Ci się przyda!” wyśmiewałem ją, a ona i tak nie dawała mi spokoju, a przecież „niemieckiego na maturze nie zdawałem”.

Szoku doznałem we wrześniu, kiedy rozpocząłem studia, a wykładowcy zaczęli opowiadać nam więcej co przez te lata będziemy robić. Jeden z nich powiedział „Jak pewnie wiecie, są dwa rodzaje waszego kierunku”. Pojawiła się chwila zastanowienia… „Naprawdę?”, „Pierwsza nazwa to „Hospitality Management”, druga „International Hospitality Management””. Wy jesteście tą drugą oczywiście. Wyróżnia was to, że po tych 4 latach, jeżeli dacie także coś z siebie, wyjdziecie z uczelni ze znajomością dwóch języków obcych. Studentów międzynarodowych pocieszę, że będziecie wtedy znali 4 języki”. Pojęcie „znali” było dla mnie oczywiście empiryczne, więc porozmawiałem z ludźmi z ostatniego roku, którzy przyznali mi, że lektorzy języków są wymagający i naprawdę chcą nas czegoś nauczyć. Z jednej strony bardzo się ucieszyłem, z drugiej nie, ponieważ uczelnia bierze pod uwagę, że jeden z tych języków znamy już przynajmniej na poziomie komunikatywnym. Co to oznacza? Hiszpański? Nie. Niemiecki.
Następna myśl? Co pamiętam? Niestety, chyba niewiele. Ilość zapomnianego materiału przez okres 2 lat bez nauki danego języka szczerze mnie przeraził. Chciałem, napisać jakieś krótkie opowiadanie, coś o sobie, nic trudnego. Z wielkim żalem skończyłem pisać na poziomie „Ich komme aus Polen”. Poza tym, pamiętam tylko kilka zasad gramatycznych, kilka fraz i słówek, wszystko jednak pokryte jest grubą warstwą kurzu. W ruch poszła niemiecka Wikipedia oraz niemieckie gazety! Podróże po niemieckim intrenecie skończyły się zadziwiająco szybko… poszukiwaniem materiałów do nauki tego języka.

Dzięki temu zacząłem czytać o zapominaniu i zauważyłem, że jest to czynnik naszego umysłu, który jest szczegółowo badany przez naukowców. Szczególnie zainteresowałem się pozycją Hermanna Ebbinghausa w tej sprawie. Mimo, iż jego badania były i są kontrowersyjne jako, że dotyczyły tylko i wyłącznie pamięci deklaratywnej- pamięci, z której dane łatwo nam przychodzą (jest to typ pamięci długotrwałej)- zainteresował mnie on swoim wynalazkiem, którym jest Krzywa Zapominania.

Ebbinghaus_forgetting_Curve_PL.svg     Przedstawia ona zależność między ilością materiału a upływem czasu. Okazało się, że już po krótkim okresie zapominamy to czego- jak sami twierdzimy- nauczyliśmy się. Krzywa pokazuje, że wraz z upływem czasu, z naszej pamięci, w szybkim tempie uciekają materiały, które przerobiliśmy i spróbowaliśmy zapamiętać. Po stworzeniu pierwszej krzywej niemiecki naukowiec wpadł na kolejny pomysł, który dał początek systemowi nauki rozłożonej w czasie. Stworzył on kolejny model, który przedstawia krzywe zapominania po kolejnych przypomnieniach.

250px-Forgetting_Curve_PL.svg

Interpretacje tych dwóch, przedstawionych wyżej krzywych oraz mojej historii pozostawiam Wam samym. Ja, może naiwnie, wziąłem sobie do serca to co przedstawił psycholog i z pewnością będę pamiętał wszystko co przestudiowałem w publikacjach o nim.

Na koniec ciekawostka:

zapamietywanie+1

Pozdrawiam!

P.S. Jak już przeczytaliście, muszę wziąć się za swój niemiecki, dlatego mam pytanie do osób znających ten język: jakie materiały byście mi polecili? Woofla to chyba najbardziej odpowiednie miejsce na takiego typu pytania.

Od czego zacząć naukę języka obcego?

Do napisania tego „Od czego zacząć naukę języka obcegoartykułu” zainspirował mnie wpis jednej z autorek Woofli – Karoliny pod tytułem „Dlaczego nauka języka szwedzkiego jest teraz łatwiejsza niż kiedykolwiek?”. Czytając ten artykuł w głowie zaświeciła mi się czerwona lampka, „A co z angielskim?”. Większość może stwierdzić, że nie ma nic prostszego, przecież w internecie jest mnóstwo materiałów jak kursy, książki czy też blogi. Moim zdaniem jednak ostrożności nigdy za wiele. Ilość bowiem nie oznacza dobrej jakości. Jako, że internet jest pełen materiałów do nauki tego języka, połowa, a nawet ich większość pozostawia wiele do życzenia. Mylenie pojęć, zła jakość tekstów czy błędnie wytłumaczone zasady gramatyczne mogą zwrócić uwagę osób, które posiadają „background” związany z angielskim. Co jednak z osobami nie znającymi żadnego języka, a chcącymi rozpocząć jego samodzielną naukę używając źródeł lub porad z internetu?

Continue reading

Językowe plany na rok 2012

Podtrzymując starą świecką tradycję tworzenia noworocznych planów (patrz Językowe plany 2011) postanowiłem znów pójść na łatwiznę (bo, powiedzmy sobie szczerze, nie trzeba być geniuszem, by napisać tego typu artykuł) i podzielić się z wami tym, czym zamierzam się zajmować w przyszłym roku oraz, przede wszystkim, trochę rozliczyć się z tego co zapowiadałem 12 miesięcy wcześniej. Dla was będzie to ważne głównie z tego wględu, iż zawartość bloga, nie licząc uniwersalnych dyskusji o najłatwiejszych i najtrudniejszych językach świata, w ogromnej mierze zależy od tego czym się właśnie zajmuję. Ale zanim przejdziemy do przyszłości cofnijmy się nieco w czasie.

Warto sobie najpierw przeczytać post o planach na rok 2011
W planach było:

zajęcie się czterema głównymi językami, czyli angielskim, rosyjskim, serbskim oraz niemieckim. W szczególności chodziło mi nieco o urozmaicenie, jakim było dodanie do czytelniczego repertuaru literatury pięknej w tych językach, co w każdym przypadku się udało – najlepiej pod tym względem było z językiem rosyjskim (seria książek Akunina o detektywie Fandorinie, "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa, teraz wezmę się za "Dzieci Arbatu" i pewnie, gdy znów poczuję niedosyt, sięgnę po inne pozycje Akunina) oraz serbskim (od mojego osobistego faworyta Miljenko Jergovicia przez wspomniane rok temu dzieła Andricia oraz Mihajlovicia po antologię serbskich przypowieści z przełomu XIX i XX wieku, których słownictwo nierzadko było bardziej zbliżone do tego używanego obecnie w języku macedońskim). Nieco gorzej było z językiem angielskim (początkowo Irving, następnie, jak na osobę zainteresowaną Republiką Południowej Afryki przystało, J.M. Coetzee), głównie z racji tego, że miejsce literatury zajmowało nierzadko inne pozycje czytelnicze, czasem mniej a czasem bardziej rozwijające. Poza tym postanowiłem sobie przypomnieć dawne lata i znów obejrzeć, tym razem bez napisów czy lektora, takie serialowe perełki jak "Twin Peaks" czy "Black Adder". Najgorzej sytuacja się miała z niemieckim, gdzie prócz zeszłorocznego hitu Sarrazina przebrnąłem jedynie przez całkiem zabawną książkę Thomasa Brussiga "Am kürzeren Ende der Sonnenallee", poddałem się przy "Wilku stepowym" Hessego (początek bardzo przyjemny, ale radość z czytania właściwej części dzieła była już dość nikła z racji ekstremalnie długich zdań i licznych przemyśleń natury egzystencjalnej przy użyciu słownictwa daleko wykraczającego poza moją obecną wiedzę – może po prostu byłem zbyt niecierpliwy? Cóż, wrócimy do tematu za kilka lat.), a aktualnie czytam "Blaszany bębenek" Grassa.
Jeśli chodzi o aktywne użycie języka to proporcje były niemal takie same z poważnym wskazaniem na serbski (albo chorwacki mówiony przez osobę, która jest przyzwyczajona do standardu belgradzkiego), co akurat rozumie się samo przez się. Niemiecki raczej okazjonalnie.

– zajęcie się francuskim i ukraińskim – tu zawiodłem. Miałem miesiące (głównie na początku roku), w których potrafiłem kilka godzin spędzić nad ukraińskim (w ogromnej mierze było to czytanie gazet i książek o historii tego państwa, ale też tłumaczenia z polskiego, żeby w końcu ukraiński "żył swoim życiem", a nie był tylko zdziwaczałą formą mojego rosyjskiego), ale było to na tyle niesystematyczne, że trudno mi mówić o jakimś przełomie. Francuski natomiast, jak był, tak pozostaje raczej w strefie marzeń. Znowu doszedłem mniej więcej do połowy podręcznika, poczytałem parę tekstów, przyszło coś ważniejszego i tak sobie ten język siedzi w miejscu aż do dnia, kiedy znów postanowię po raz n-ty zająć się nim na poważnie.
– niderlandzki / afrikaans – pozwólcie, że tego nawet nie skomentuję;)

Poza tym przez krótki okres czasu zajmowałem się macedońskim, o czym dwukrotnie pisałem oraz bułgarskim, ale trudno nazwać to inaczej niż przelotna znajomość.


Jakie są więc językowe plany na rok 2012?

Po pierwsze, chciałbym dla własnej satysfakcji kontynuować to co robiłem dotychczas z moimi czterema językami, z czym nie powinno być raczej problemów, bo zwyczajnie sprawia mi to frajdę. Nie chcę podawać listy obowiązkowych lektur. Ważne tylko, żeby było dużo, mądrze i ciekawie.

Po drugie, idąc za radami ludzi mądrzejszych w niektórych kwestiach ode mnie, zamierzam ograniczyć na tym blogu używanie języka polskiego i pisać czasem w innych językach, głównie angielskim oraz rosyjskim. Ten krok ma niepodważalne zalety, zarówno dla mnie, jak i dla czytelników. Jako iż jest to blog o językach obcych, dla ludzi, którzy się uczą języków obcych, głupio byłoby używać stale języka ojczystego. Pisanie w językach obcych będzie dla mnie doskonałym sposobem sprawdzenia własnych kompetencji. Niewielkie błędy naturalnie będą się zdarzać, ale zawsze wychodziłem z założenia, że praktyka czyni mistrza i zamiast czytać milion książek o tym jak coś się robi, należy po prostu to zacząć robić (może jedynie uprzednio przeczytawszy choć krótki podręcznik). Jeśli dobrze pójdzie to może do grona czytelników dołączą osoby spoza świata polskojęzycznego. Ostatnią zaletą tego posunięcia będzie stosunkowa niewielka ilość wybitnie głupawych komentarzy – po prostu mniemam, iż osoba nie potrafiąca napisać poprawnego logicznie zdania w swoim języku ojczystym ma jeszcze większe problemy z wyrażaniem się w języku obcym (choć nie jest wykluczone, że się mylę).

Po trzecie, zamierzam w niedalekiej przyszłości utworzyć fan page "Świata Języków Obcych" na Facebooku i konto na Twitterze. Podchodziłem do tego wcześniej z ogromną rezerwą, bo o wspomnianych serwisach mam zdanie, delikatnie mówiąc, nienajlepsze. Blog się jednak powiększa z dnia na dzień i powoli brak dojścia do tych środków przekazu zaczyna mu doskwierać. Często natomiast zdarza mi się natrafić na coś ciekawego, co chciałbym pokazać, ale niekoniecznie widzę sens pisania o tym artykułu. Osoby posiadające więc FB i Twittera będą miały w ten sposób dostęp do rozmaitych, ukazujących się częściej lub rzadziej bonusów.

Po czwarte, chcę w tym roku poważnie zająć się językiem albańskim. Wiem, że dla niektórych ludzi to może być szok z racji niewielkiej popularności tego języka w naszym kraju, ale jako że zajmuję się, na razie półprofesjonalnie, Bałkanami może się okazać bardzo przydatny, a nic mnie nigdy tak nie irytowało jak specjaliści od Kosowa czy Albanii, którzy nie znają oficjalnego języka tego państwa. Mimo przynależności do języków indoeuropejskich albański jest tworem dość specyficznym, który nawet na pierwszy rzut oka wygląda na język znacznie bardziej obcy niż języki słowiańskie, germańskie czy romańskie, dlatego też nie oczekiwałbym biegłości w mowie i w piśmie w ciągu najbliższych miesięcy. Jeśli w grudniu będę w stanie czytać gazety i artykuły bez większych problemów (tzn. bez zastanawiania się nad znaczeniem co trzeciego zdania i grzebaniem w słowniku) stwierdzę, że plan został wykonany i stwierdzę czy warto z tym iść dalej.

Po piąte, chciałbym, aby podobnie jak dotychczas bardzo ważną część bloga stanowili czytelnicy, którzy nierzadko wnosili do niego więcej niż sam autor. Dlatego też byłbym bardzo wdzięczny za każdą sugestię na temat tego jak strona powinna wyglądać i jakie tematy powinny być na niej poruszane (choć z góry mówię, że nie mam zamiaru służyć za autorytet od hindi, perskiego, japońskiego etc.). Co twierdzicie o obcojęzycznych artykułach? O fan page'u na FB i Twitterze? A może ktoś chce powiedzieć, że nauka albańskiego nie ma sensu? Piszcie.

Podobne posty:
Językowe plany na rok 2011
Kilka słów o prowadzeniu bloga językowego
Demony głupoty – część 1
Macedoński – wstęp i z czego się uczyłem
Język macedoński w praktyce
Czy i kiedy opłaca się uczyć ukraińskiego?

Jakie materiały warto czytać?

W życiu każdego człowieka nadchodzą czasem takie chwile, w których musi przyznać, że zmarnował czas, który mógł wykorzystać znacznie lepiej. Grunt to wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski i coś zacząć zmieniać. Oto więc powracam po czterodniowej przerwie z nowym postem, tym razem będącym rozliczeniem z samym sobą oraz moim lenistwem i mam nadzieję, że również wy wiele z niego wyciągniecie. Bo przede wszystkim będzie chodziło o wybór dobrych materiałów tekstowych.

Otóż natrafiła mi się nielicha okazja – dwa dni wolne od zajęć na uniwersytecie. Dawało to ogromną ilość godzin, które obiecałem sobie spędzić na nauce języków i innych rzeczach, na których mi powinno zależeć. I z jednej strony to się udawało – średnio spędziłem każdego dnia po 7-8 godzin będąc kompletnie odciętym od rodzimego języka. Ktoś mógłby pomyśleć, że można być z takiego czegoś dumnym – problem jednak w tym, że jakość materiału z jakim miałem do czynienia miała niewielką wartość pod względem nauki. Podobnie niewielkiej jakości było moje podejście.

Mój czas w większości poświęciłem na czytanie następujących rzeczy: forum how-to-learn-any-language, forum unilang, przeleciałem od niechcenia przez żywoty wszystkich królów wizygockich po angielskiej wikipedii, po czym przeglądałem sobie "Grammar of the Gothic language" Joshepha Wrighta, gazety Коммерсантъ oraz Известия, następnie obejrzałem kilka godzin filmów zamieszczanych przez różnych lepszych i gorszych poliglotów z całego świata, z których w sumie wiele nowego nie wyniosłem. Dodatkowo obiecałem sobie, że będę każde zdanie, którego nie będę chociażby w stanie szybko przelecieć z pełnym zrozumieniem będę zapisywać i ewentualnie wstawiać do Anki lub spisywać w moich odrębnych zeszytach, w których spisuję takie rzeczy po angielsku i po rosyjsku, a następnie analizuję pod względem leksykalnym i gramatycznym. W praktyce wyglądało to tak, że nawet jeśli coś znajdywałem to bardzo rzadko chciało mi się to spisać, bo stwierdzałem coś w stylu: "A tam, jeszcze mam sporo czasu, to się tych rzeczy nazbiera". No i się w efekcie nie nazbierało, bo potem moja dziewczyna wracała do domu, co znacznie zmniejszało możliwości intensywnej nauki. Efekt mojej nauki był więc niewielki.


Dlaczego jednak tak narzekam na jakość stron jakie czytałem? Bo w znacznej większości wypadków doskonale rozumiałem to co czytam bądź czego słucham. Słownictwo z zakresu historii, polityki czy językoznawstwa jest mi na tyle znane, że o ile samo czytanie sprawia mi ogromną przyjemność, o tyle niewiele z tego wynoszę pod względem językowym. Dlatego postanowiłem, zresztą za radą mojej nowo poznanej znajomej z Rosji, przerzucić się na penetrowanie i udzielanie się na różnorakich forach internetowych o tematyce ogólnej i mieć nadzieję, że to pomoże powiększyć zasób słownictwa.

Reasumując: moim zdaniem dobry materiał do uczenia się języka to taki, w którym mniej więcej 5-10% rzeczy jest nowych. W którym co chwilę jesteś wstanie wychwycić coś nieznanego. Bo czytając non-stop o dziedzinach tobie znanych masz radość z tego, że są zaspokajane twoje zainteresowania, ale z drugiej strony stoisz w miejscu jeśli chodzi o język. Dlatego czasem warto poczytać np. o tym co kto dziś jadł na obiad, albo jaki miał sen – w dłuższej perspektywie da to pewnie znacznie więcej niż przeczytanie analizy koniugacji gockich  czasowników bądź kolejnego artykułu o merze Moskwy.

A tak poza tym to nie są to jedyne wnioski jakie wyciągnąłem z ostatnich kilku dni, ale na te inne przyjdzie czas wkrótce.
Podobne posty:
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego
Co przyjdzie z słuchania radia przez godzinę dziennie
Jak mi pomogła czeska wikipedia
Jak efektywnie uczyć się słówek?
Czy 1000 słów i 70% rozumienia to dużo?

Prośba o poradę – niemiecki, rosyjski, angielski

Dziś postanowiłem umieścić na blogu moją odpowiedź na maila od jednego z czytelników. Pomyślałem, że wielu ludzi może mieć podobny problem teraz bądź w przyszłości, więc jest wielce prawdopodobne, że na coś im się to przyda. Może znajdą się wśród was również tacy, którzy będą mieli lepsze pomysły na rozwiązanie problemu – nigdy nie uważałem siebie za mentora, więc każdy komentarz będzie zawsze mile widziany. Wszystko naturalnie publikuję za zgodą osoby, z którą pisałem. Ale przejdźmy do rzeczy.

Otrzymałem wiadomość następującej treści:
Witam,
Na początku chciałbym napisać, że blog "Świat języków" jest świetny. Trzymaj tak dalej, masz w mojej osobie stałego czytelnika. 🙂

A teraz prośba o poradę. Zamierzam odświeżyć sobie niemiecki (studia) i rosyjski (podstawówka i liceum). Niestety od tamtego czasu minęło już kilkanaście lat i raczej tych języków nie używałem. Jaki podręcznik polecałbyś? Myślę o Assimil do niemieckiego, ale mam problem z rosyjskim.

Drugie pytanie dotyczy angielskiego. Zdałem FCE dwanaście lat temu. Od tego czasu zero regularnych ćwiczeń, chociaż sporo czytam i czasem mam kontakt bezpośredni, czyli rozmowę z klientem. Zauważyłem jednak, że znajomość bierna języka zdecydowanie góruje nad czynną. Co polecałbyś tutaj?
Mam nadzieję, że nie przesadziłem z pytaniami. 🙂

Pozdrawiam.

A oto moja odpowiedź:
Cześć,
(…)
Co do twoich pytań: myślę, że w przypadku niemieckiego Assimil będzie
doskonałym wyborem. Dodam tylko od siebie, że na polskim rynku masz
aktualnie dwie dostępne serie tych podręczników. Nowszą, 2-tomową i
starszą w jednym tomie. Tu jest link do tej starszej –
http://www.nowela.pl/ksiegarnia-jezykowa/jezyk-niemiecki-latwo-i-przyjemnie-ksiazka-i-4-cd-audio
Linka podałem dlatego, że z całego serca polecam korzystanie ze
starszego wydawnictwa. Z jednej strony brak w nim nowoczesnego
słownictwa (które można samemu poznać bez problemu), ale jest znacznie
więcej materiału, wyjaśnień gramatycznych itp. Poza tym jest w
wygodniejszym formacie i solidniejszej okładce.

Z rosyjskim już jest większy problem, gdyż ostatnimi czasy język ten
niejako popadł w niełaskę, a to co oferuje nasz system edukacji
(podręczniki typu "Kak dieła") nie nadaje się do nauki. Znalazłem dwie
rzeczy, które ewentualnie można brać pod uwagę. Pierwsza to polska
wersja "Teach Yourself Russian" –
http://www.gandalf.com.pl/b/jezyk-rosyjski-dla-poczatkujacych-ucz/
Całkiem lubię tą serię, aczkolwiek z doświadczenia wiem, że
podręczniki z niej są strasznie nierówne. W każdym razie z tych do
szwedzkiego i czeskiego byłem w swoim czasie całkiem zadowolony.
Druga opcja to natomiast podręcznik wydawnictwa Rea –
http://www.ceneo.pl/339019 ,który ma też drugi tom –
http://www.bookmaster.pl/rosyjski,w,cztery,tygodnie,2,cd,etap,2/ksiazka/84363.xhtml
Widziałem swego czasu ich starsze wydanie (moja dziewczyna się z nich
uczyła) i wydawało się całkiem treściwe. Bardzo przypominało mi stare
dobre podręczniki Wiedzy Powszechnej, których byłem fanem parę lat
temu. Plusem jest też to, że są autorstwa Polaka, co pozwala uniknąć
irytujących objaśnień rzeczy, które wyglądają tak samo po rosyjsku i
po polsku. Nie potrafię jednak zagwarantować, że nowsze wydania
trzymają poziom tych starszych, bo ich nie widziałem.
Zawsze możesz też skorzystać z obydwu opcji – z racji ceny wyjdzie to
tak samo jak kupno Assimila, a ucząc się z dwóch podręczników będziesz
w stanie uzupełniać luki w wiedzy. Nie ma bowiem podręczników
idealnych – zawsze dobrze jest korzystać z kilku źródeł.

Teraz angielski. Zawsze będzie tak, że znajomość bierna będzie górować
nad czynną. Nawet w języku polskim nasze pasywne słownictwo jest
parę razy większe niż słownictwo aktywne. Niestety 🙁 Żeby
znajomość aktywna się poprawiła możesz np. pisać na angielskich forach
internetowych, starać się więcej rozmawiać – w zasadzie odpowiedź jest
prosta: używać tego języka tak często jak tylko możesz. Polecałbym też
przejrzeć szybko jakiś podręcznik w celu odświeżenia gramatyki. Sam po
kilku latach przerwy w mówieniu zauważyłem, że moja znajomość czasów
się znacznie pogorszyła.



To tyle. Jeśli ktoś miałby do zaproponowania lepszy dobór materiału, to niech pisze – każda porada będzie mile widziana. Mam też nadzieję, że okaże się to dla kogoś pomocne.
Pozdrawiam!

Podobne posty:
Rozumienie ze słuchu 
Jak się nauczyć cyrylicy w 2 dni?
Przewodnik po Anki
Historia motywacyjna
Nie masz siły – zrób coś małego

Jak (nie) uczyć się języków obcych – część 1 – angielski

W komentarzu do podsumowania sierpnia Grzegorz poprosił mnie opisanie kolejnych etapów nauki języków, które opanowałem do poziomu B2 lub C1. Trudno mi to było przedstawić w komentarzu, jako że w moim życiu zdarzały się rozmaite wzloty i upadki – nie zawsze byłem miłośnikiem języków obcych, a różnych języków uczyłem się przy użyciu różnych metod, czasem lepszych, czasem gorszych. Niewątpliwie wyciągnąłem jednak z tego pewne wnioski, które pomogły mi w optymalizacji nauki. Mam nadzieję, że pomogą również wam. Dziś część pierwsza cyklu będącego w pewnym sensie czymś w rodzaju rozliczenia z przeszłością – "Jak (nie) uczyć się języków obcych – część 1".

Na pierwszy ogień pójdzie język angielski, czyli ten za którym przepadam najmniej z racji swojej popularności. Wkurza mnie gdy na każdym kroku jestem nim bombardowany i spotykam turystów, którzy wymagają od innych by ten język znali. Ale odrzućmy na bok moje osobiste poglądy i skupmy się na tym co stanowi istotę tego artykułu.

Jako dziecko naturalnie nie czułem potrzeby nauki języków obcych. Nie to, że nie miałem żadnych ambicji – bywało i wtedy, że nauczyłem się liczyć po włosku, ale wynikało to raczej z faktu mojego zamiłowania do historii starożytnego Rzymu niż z chęci opanowania języka. Zresztą jakiemu dziecku, które nie żyje w dwujęzycznym środowisku język ma się wydawać do czegoś przydatny?

Siłą rzeczy od najmłodszych lat miałem do czynienia z językiem angielskim, który dominuje we wszelkiego rodzaju muzyce jaką można usłyszeć w radiu. Jednak niespecjalnie korciło mnie, żeby zrozumieć teksty piosenek. Pierwszy raz poczułem, że przydałoby się tego języka nauczyć, gdy nadszedł rok 1997 i gdy otrzymałem komputer. Polskojęzyczne wersje gier były wtedy niesłychanie rzadkie, więc chcąc pojąć o co chodzi w fabule musiałem siłą rzeczy starać się zrozumieć język angielski. O tym jaki wpływ na moją znajomość angielskiego miała gra Starcraft pisałem już wcześniej. Moja chęć zrozumienia fabuły była tak ogromna, że spisałem do zeszytu wszystkie możliwe dialogi z gry – większość z nich po pewnym czasie umiałem już na pamięć. W razie potrzeby korzystałem z pomocy słownika angielsko-polskiego, ale robiłem to w sumie rzadko zawsze starając się najpierw zrozumieć słowa z kontekstu. Dodam, że pracę z fabułą Starcrafta zaczynałem kompletnie od zera – nie miałem zielonego pojęcia o angielskiej gramatyce. Ech, aż się łezka w oku kręci, gdy sobie przypomnę jak nie mogłem w słowniku czasem znaleźć form czasu przeszłego rozmaitych czasowników… Fakt faktem mimo pewnych minusów w postaci słabego zaplecza edukacyjnego ten rodzaj nauki miał jeden zasadniczy czynnik, bez którego uważam naukę języka za bardzo trudną – pasję i zapał. A jeśli ktoś jest ciekaw zawartości samych dialogów to tutaj daję linki do pełnych skryptów: http://www.gamefaqs.com/pc/25418-starcraft/faqs/53600 – Starcraft
http://www.gamesradar.com/pc/starcraft-brood-war/faq/g-2005120716370866311645/c-280495 – Starcraft: Brood War

Naturalnie po przygodzie ze Starcraftem nie potrafiłem mówić płynnie po angielsku – tzn. potrafiłem być w miarę kontaktowy i coraz rzadziej używałem słownika czytając, ale nie posiadałem większej wiedzy na temat gramatyki, bardziej miałem natomiast opanowane słownictwo używane w tematyce legend i wojen gwiezdnych niż codziennego użytku. Od pierwszej klasy LO zacząłem mieć jednak angielski w szkole i te zaległości nadrobiłem – był to jeden z niewielu przypadków, w których nauka w szkole się na coś przydała. W międzyczasie uczęszczałem też do szkoły językowej JDJ w Poznaniu, ale generalnie uważałem to za stratę pieniędzy. Nie byłem zafascynowany tym językiem, specjalnie w domu się go nie uczyłem, może oprócz czytania książek i stron internetowych od czasu do czasu i mimo to bez większych problemów zdałem rozszerzoną maturę na 85%.

Następnie przyszły studia, na których znacznie częściej przydawał się język rosyjski (wschodoznawstwo) i muszę przyznać, że jeśli chodzi o kwestie językowe to był to czas stracony. Osiadłem bowiem na laurach, niesłusznie twierdząc, że jakoś ten angielski umiem i więcej go ćwiczyć nie trzeba – miałem więc kilkuletnią przerwę. Nie znaczy to, że kompletnie go nie używałem, owszem czasem się zdarzało, że coś czytałem, tłumaczyłem teksty piosenek, oglądąłem filmy bez napisów ale było to tak niesystematyczne, że mogło co najwyżej spowolnić proces zapominania języka, w większości było też zorientowane wyłącznie na pasywną funkcję języka.  Reasumując – zrobienie przerwy w nauce języka to NAJGORSZA rzecz jaką możesz sobie zafundować.

Oprzytomniałem stosunkowo niedawno – rok temu pojechaliśmy z moją dziewczyną na Litwę, gdzie mieszkaliśmy u Litwinów, z którymi rozmawialiśmy po angielsku (i po litewsku – zawsze staram się opanować przynajmniej najbardziej podstawowe słownictwo gdy gdzieś jadę, ale o tym napiszę kiedy indziej). Z dogadaniem się nie było żadnych problemów niezależnie od tematu – mogła to być historia, muzyka, języki, praca, życie codzienne – wszystko. Jednak strasznie głupio się czułem wiedząc, jak często popełniam błędy gramatyczne, do tego stopnia, że przy używaniu trybów warunkowych wspomagałem się rosyjskim, który moi gospodarze również znali. Postanowiłem więc gruntownie powtórzyć wszystkie kwestie gramatyczne, a następnie przede wszystkim ćwiczyć język – bo regularna praktyka to podstawa, nawet gdy uważasz, że już dany język opanowałeś.

Obecnie jest już znacznie lepiej – swój poziom mogę określić gdzieś pomiędzy B2 a C1 (pasywna znajomość nawet C1/C2, aktywna raczej bliżej B2 – moim zdaniem określanie jednego poziomu dla pisania, mówienia, czytania i słuchania mija się trochę z celem), cały czas go doskonalę, ale specjalnie mi się nigdzie nie spieszy. Wolę traktować angielski jako narzędzie do nauki innych języków niż jako cel sam w sobie. Cały czas jednak żałuję tego, że tak naprawdę poza starcraftowym epizodem nie było żadnego momentu, w którym robiłem coś systematycznie, a systematyczna praca znacznie przyspiesza proces nauki języka. Gdybym dziś zaczynał naukę angielskiego, na pewno wiele bym zmienił tak, żeby dojśc do tego poziomu nawet 5-6 razy szybciej. Nie byłoby przerw w nauce, zakupiłbym jakiś sensowny podręcznik (na pewno inny niż te kolorowe badziewia jakie są zatwierdzane przez MEN, z których naprawdę trudno jest się czegoś nauczyć), korzystałbym z Anki od samego początku i przede wszystkim byłbym bardziej systematyczny.

W najbliższym czasie nastąpi ciąg dalszy cyklu.

Inne posty z cyklu "Jak (nie) uczyć się języków obcych":
Język rosyjski

Podobne posty:
Angielskie gazety – linki
Gry komputerowe i nauka języków obcych

Gry komputerowe i nauka języków obcych

Ach… Zawsze w końcu nadchodzi taki dzień – dzień, w którym masz dość nauki języków obcych i chciałbyś to wszystko rzucić, albo przynajmniej zrobić sobie małą przerwę. „W końcu będzie ona trwała tylko kilkanaście godzin i w efekcie nie wpłynie znacząco na jakość nauki” – takie myśli mnie nachodziły przez ostatnie dwa dni. Codzienną powtórkę materiału z podręczników przekładałem na później (fachowo się to zwie prokrastynacją), wymyślając coraz to nowsze wymówki. Zaczęło się od wizyty u mojego kolegi, który pokazał mi sequel Starcrafta – gry, którą mimo upływu czasu (stworzona w 1998 roku) nadal uważam za największe arcydzieło jakie kiedykolwiek stworzono. Po rozegraniu jakichś 5 szybkich partii z komputerem nie mogłem już myśleć o niczym innym. Starcraft II jest genialny – wszystko co wymagało ulepszenia (niewiele) poprawili, a to co było idealne pozostawili na swoim miejscu. Nie jest to jednak strona o grach komputerowych, więc wszelki dalszy opis sobie daruję. Rzecz w tym, że z myślą o grze zasnąłem i się obudziłem następnego dnia.

Co robi w tym wypadku osoba poważnie biorąca się za naukę języka obcego? Cóż, jedni powiedzieliby zapewne, że powinienem się zmusić i się uczyć. Drudzy zaproponowaliby mi dzień przerwy w nauce języków, w końcu i tak wiele czasu temu poświęcam. Ja tymczasem postanowiłem połączyć jedno z drugim i zacząłem szperać w internecie odwiedzając angielskojęzyczne strony o tej grze. Przypominałem sobie fabułę Starcrafta, czytałem porady taktyczne, jednym słowem robiłem wszystko to co sprawiało mi w danym momencie radość. Generalnie rzecz biorąc byłaby to ogromna strata czasu, gdyby właśnie nie fakt, że robiłem to w języku obcym. Idealnym materiałem do czytania jest bowiem taki tekst, który Cię interesuje, który nawet jeśli jest trochę niezrozumiały to absolutnie nie zniechęca, bo nadal czujesz, że dowiesz się czegoś ciekawego. Nieważne na jaki jest temat. Jeśli ciekawią Cię gry komputerowe – czytaj o nich, gdy twoją pasją jest sztuka kulinarna – spróbuj coś zrobić korzystając z obcojęzycznego przepisu, nawet jeśli twoim jedynym hobby jest śledzenie gwiazd showbiznesu możesz spędzić cały dzień na czytaniu o tym – jeśli zrobisz to w języku, którego się uczysz nikt nie będzie mógł powiedzieć, że marnotrawisz czas.

Dzięki temu można też spojrzeć na język z innej strony – zaprzyjaźnić się z nim. Potraktować go jako narzędzie do zdobywania pewnej wiedzy, a nie zbiór reguł gramatycznych, które wbijają człowiekowi do głowy na zajęciach szkolnych. Język obcy staje się wtedy twoim przewodnikiem po świecie, jakim się interesujesz – stanowi dla Ciebie jakąś realną wartość i jest Ci potrzebny – wszelkiego rodzaju zwroty łatwiej jest wtedy zapamiętać. Wiele mogę na ten temat powiedzieć z własnego doświadczenia – Starcraft w dużej mierze nauczył mnie angielskiego. Bardzo interesowała mnie fabuła samej gry, do tego stopnia, że postanowiłem w zeszycie spisać wszystkie dialogi pomiędzy głównymi bohaterami. Tekstu wyszło dość dużo, zapełniłem cały zeszyt 60-kartkowy. Czytałem to każdego dnia, czasem z pomocą słownika, czasem bez. Nie wiem czy kiedykolwiek się zdarzyło, abym w tak krótkiej chwili doznał kompletnego olśnienia. W efekcie z osoby, która z angielskim nie miała wcześniej nic wspólnego przemieniłem się w kogoś dla kogo rozumienie tego języka nie jest niczym trudnym.

Absolutnie nie doradzam teraz, aby każdy wziął się za grę w Starcrafta – nie wszystkich to wciąga. Ważne, by wyciągnąć z tego artykułu wnioski i zacząć to stosować w praktyce. Zajmij się więc własnym hobby w języku, którego się uczysz – zrób coś podobnego do tego, co zrobił Khazumoto, tylko że w mniejszym wymiarze.

I teraz najważniejsza rada, dla wszystkich tych, którzy grają nałogowo w gry komputerowe: nie kupujcie polskich wersji językowych. Jeśli gra was bardzo interesuje, to w końcu zrozumiecie ją nawet po albańsku – jeśli nie, to nawet nie warto w nią grać.

Angielskie gazety – linki

Flaga UKWe wcześniejszym poscie wspomniałem o tym, że wiele daje czytanie chociażby gazet w obcym języku. Umieściłem tam link do "The Times", co okazało się jednak błędem z uwagi na konieczność płacenia za dostęp do artykułów. Ja w pieniądzach nie pływam, Ty zapewne też nie, więc postanowiłem dorzucić linki do najpoczytniejszych brytyjskich i amerykańskich gazet, w których przynajmniej na dzień dzisiejszy treść w dużej mierze jest bezpłatna (linki do gazet w innych językach będę z czasem również dodawał):

WIELKA BRYTANIA
The Daily Telegraph – http://www.telegraph.co.uk/

The Guardian – http://www.guardian.co.uk/

The Independent – http://www.independent.co.uk

The Scotsman – http://thescotsman.scotsman.com/ – ze Szkocji

Wales Online – http://www.walesonline.co.uk/ – z Walii

USA
The New York Times – http://www.nytimes.com/

The Boston Globe – http://www.boston.com/bostonglobe/

Los Angeles Times – http://www.latimes.com/

The Washington Post – http://www.washingtonpost.com/

Pamiętaj, jeśli się uczysz języka obcego, to staraj się w nim jak najwięcej czytać. To, że umieściłem tu linki do gazet nie znaczy, że masz się zająć akurat nimi – zawsze byłem zdania, że nie warto czytać po angielsku tego czego nie miałbym ochoty przeczytać po polsku (to powoduje zanik motywacji). Uważam jednak, że gazety są świetnym materiałem wyjściowym, bo:
1. codziennie pojawia się na nich ogromna ilość artykułów o bardzo zróżnicowanej tematyce od polityki po sport
2. język jakimi są napisane nie należy do najtrudniejszych – na początku może się wydać dość trudny w porównaniu do czytanek jakie pojawiają się w podręcznikach, bo pojawiają się niespotykane wcześniej słowa. W rzeczywistości jednak znacznie łatwiej jest czytać gazetę w obcym języku niż jakiekolwiek opowiadanie. Im więcej będziesz czytał, tym częściej dane słowa będą się powtarzać – tym łatwiej będzie też je zapamiętać. Aż w końcu dojdziesz do takiego stopnia, że przeczytanie dla Ciebie gazety obcojęzycznej będzie tak oczywiste jak polskiej. Czego zresztą wszystkim życzę!