All hands on deck!
Paliwem każdego nowego przedsięwzięcia, szczególnie tak unikatowego, jakim jest Woofla są ludzie i ich pomysły. Idee porównałbym do szczepek drewna, które po wrzuceniu do ognia pozwalają w krótkim czasie uzyskać dużo ciepła. Niemniej jednak, jak grube by nie były, w pewnym momencie blask ogniska powoli przygasa, a i siedzenie w zimny wieczór wokół ledwie żarzących się węgli przestaje być przyjemne i w końcu każdy rozchodzi się do swojego namiotu, aby zagrzebać się w ciepłym śpiworze. Choć autorom Woofli jeszcze bardzo daleko do wypalenia (się i tematów), to jednak fakt, że od ponad 4-ech miesięcy ciągle tych samych pięć osób lata po opał skutkuje pewną stagnacją hamującą rozwój portalu. Mamy wiele pomysłów wykraczających poza obecną formułę, ale tylko 10 dłoni. Owszem, do wooflowego ogniomistrza – Karola, co jakiś czas zgłaszają się osoby, które dotychczas raczej biernie przyglądały się staraniom zmierzającym do tego, by każdy z Czytelników znalazł tu treści, które go zainteresują, skłonią do refleksji, zachęcą do dyskusji oraz dzielenia się swoimi spostrzeżeniami i pomysłami. Jednak, z jakiegoś, nie do końca zrozumiałego dla nas, powodu, każdy początkowo pełen entuzjazmu autor chcący ku naszej ogromnej uciesze dołączyć do zespołu Woofli, „wysłany” po raz pierwszy „na akcję” po chrust, ginie w czeluściach ciemnego lasu i już nigdy nie wraca…
Powody takiego stanu rzeczy mogą być różne. Wiem, że niektóre osoby nie są pewne, czy tematy na które chciałyby pisać zainteresują innych Czytelników. Jest tylko jeden sposób by się o tym przekonać – opublikować pierwszy artykuł. Z poznawczych względów największą wartość mają właśnie teksty bogate w problemy, które nie zostały dotąd poruszone. W rzeczywistości najchętniej komentowane są jednak artykuły, na których temat Czytelnicy mają już wyrobione zdanie jeszcze przed ich przeczytaniem, ale taka już nasza – ludzka konstrukcja…
„Proszę pana, ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Po prostu. No… To… Poprzez… No reminiscencję. No jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę.”
„Rejs”; 1970 r.
Mogę się domyślać, że drugą, związaną z tym, kwestią jest obawa jak treść zostanie przyjęta przez komentujących. Uprawiając tego typu ekshibicjonizm, który znamionuje m.in. to, że piszemy pod naszymi prawdziwymi nazwiskami, musimy liczyć się z tym, że któregoś dnia na nasze głowy zostanie wylane wiadro pomyj.
„(…) Nie ma szczęścia dziewczynina, ale po co się tu pchała, mogła w domu siedzieć. Wlazła na ring, to dostała w ryj…”
Robert Górski; Kabaret Moralnego Niepokoju; skecz: „Lachony”
Na szczęście Woofla jest jednym z ostatnich rezerwatów kultury wypowiedzi i dyskusji. Nawet jeśli Czytelnicy w 100% nie zgadzają się z tym o czym mówimy, to piszą o swoich zastrzeżeniach w sposób kulturalny i świadczący o tym, że chcą by rozwijająca się debata skłoniła do refleksji zarówno autora jak i pozostałe osoby mające w przyszłości (nie)przyjemność przeczytania owego artykułu. Jednak o to właśnie chodzi: „jeśli dwaj partnerzy zawsze się zgadzają, jest o jednego za dużo."
Kolejnym czynnikiem „odpychającym” nowych autorów może być to, że nasze artykuły są w ich ocenie po prostu za słabe. Na swoją obronę możemy powiedzieć, że nie jesteśmy ani lingwistami, ani dziennikarzami, lecz po prostu hobbistami – normalnymi ludźmi, którzy mają swoje życie, w którym języki nie są jedynym motywem, często studiującymi (niekiedy na kolejnym już kierunku lub stopniu) i pracującymi jednocześnie. Jesteśmy jednak w stanie wykrzesać z siebie tyle entuzjazmu, by dzielić się w wolnej chwili swoimi przemyśleniami. Oceniamy, że nasza siła tkwi właśnie w tej „odświeżającej amatorskości” i samouctwie. Nie jesteśmy nagabywaczami szkół językowych chcącymi podprogowymi chwytami wydusić z Czytelnika ostatnie 10 złotych. Nie gwarantujemy nieomylności, ale przynajmniej wierzymy w skutecznośc tego, o czym piszemy. Stoimy w jednym szeregu z tymi, którzy pragną ulepszyć system edukacji językowej w Polsce. Do współpracy zapraszamy oczywiście również osoby o typowo lingwistycznym wykształceniu mając nadzieję, że wzmocni to również merytoryczną stronę portalu.
Wahanie potencjalnych autorów także może być powodowane niepewnością dotyczącą tego, czy sprostają „naszym standardom”. Od kandydatów oczekujemy ‘jedynie’ gotowości do napisania jednego artykułu w ciągu miesiąca (ok. 1000 słów) na wybrany przez siebie temat. Nie spodziewamy się „dzieł życia”, ani kolejnej epopei, lecz kawałka akceptowalnej, mającej ręce i nogi polszczyzny. W przypadku zainteresowania, zachęcamy do napisania pilotażowego artykułu do naszej „redakcji”. Mamy świadomość, że tekst nigdy nie będzie w pełni satysfakcjonował autora, żeby jednak przestrzec przed przesadną perfekcją przytoczę fragment pewnej rozmowy:
„ – (…) Szukałem idealnych słów, które powinienem (…) wtedy powiedzieć, ale nie znalazłem, więc nie powiedziałem. (…) Słowa, wciąż ich brak. (…) Piszę powieść po nocach, tygodniami. Tworzenie rzeczy doskonałej jest procesem bolesnym. Oto ona, jedyne zdanie.
– Czy zechciałbyś przeczytać na głos?
– Wydaje mi się, że właśnie mam na to ochotę. Dziękuję. „Pewnego pięknego, majowego ranka, elegancka młoda amazonka na świetnej, smukłej klaczy jechała, być może, wzdłuż kwiecistej alei Dibellon.”(…) Co byś o tym powiedział?
– Słowa są piękne…
– To tylko szkic. Nie ośmieliłbym się oddać tego wydawcy… ale pewnego dnia znajdę słowa, w których poczujecie zapach tej alei i usłyszycie stukot kopyt. Tego dnia wydawca czytając mój rękopis wstanie i powie: „Panowie, czapki z głów”.(…)”
Fragment rozmowy Josepha Granda z Doktorem Bernardem Rieuxem i Jeanem Tarrou. Ekranizacja powieści Alberta Camusa: „Dżuma; 1992 r.
Nie czekajcie, aż znajdziecie słowa, które w sposób idealny wyrażą Wasze przemyślenia, przybliżcie to tymi, które w tym momencie dobrze oddadzą treść i nie „ulepszajcie” swoich tekstów w nieskończoność.
"There was once a novelist who wrote a very long book. It took him ten years of hard work. When he reached the end and read back what he had written, he realized that he was no longer the person of ten years ago. His wisdom had deepened, his skill had increased. And so he sat down to rewrite the book. Ten more years passed. When he reached the end of his second draft, he read back what he had written. Again, he realized that he was no longer the person who had begun the rewrite. His wisdom was deeper still, his skill more profound. And so he sat down to rewrite it a third time…”
“There is no point of arrival, no point of perfection. You just do your best with what you’ve got, cross your fingers and send your creation out into the WOrld [OF LAnguages].”
Nigel Watts; “Write a Novel And Get it Published”
Cienki ze mnie motivational speaker, dlatego domyślam się, że powyższe uwagi mogły nie przekonać wszystkich osób, które chciałyby do nas dołączyć, ale się boją – (klasyczny konflikt dążenie – unikanie, któremu nie raz ulegam).
W swojej kolumnie bardzo często „oddaję głos” mistrzom literatury (tym razem Markowi Hłasce), którzy w sposób dla mnie nieosiągalny potrafią oddać istotę problemu. Z perspektywy czasu trudno mi powiedzieć, czy to właśnie zamieszczony poniżej fragment miał decydujący wpływ na to, że postanowiłem przestać się krygować ze swoimi ‘ledwie’ kilkuletnim hobby dotykającym budowy języków obcych, i poczułem chęć „osiągnięcia” czegoś więcej współpracując z osobami o podobnych zainteresowaniach.
Na pewno siłę oddziaływania wzmocniła zbieżność imion, dlatego łatwiej było mi się odnaleźć w roli Kosewskiego. Miałem wręcz porażające uczucie, że podmiot liryczny rozmawia ze mną. Być może również i tym, którzy dotąd się wahają czy wejść w bardziej aktywną rolę, poniższy tekst pomoże podjąć „męską” decyzję i wziąć sprawy we własne palce…
„(…) Tylko masz się nie łamać tak głupio i, pamiętaj, wierzyć w siebie, silnie wierzyć. Bez takiej wiary, silnej i gorącej, to szkoda gadki. Ale i w innych musisz wierzyć (…) chcą ci pomóc i na pewno pomogą. Nie zrażać się tylko, przeciwnie, wgryzać się w to wszystko, w robotę. No, pewnie, że niełatwe to dla ciebie, ale dasz sobie radę, jak tylko będziesz chciał. A że ci tam ktoś nawet głupio przygada, bracie, to nie powód do tragedii; ty wiesz: ludzie są rozmaici. I tacy, i tacy, jeden zrozumie, nic nie powie, drugi będzie się śmiał, gadał, co mu ślina na język przyniesie. Często sami zapominają, jak od życia brali w tyłek. Czy ja tego samego nie słuchałem? (…) Nie przejmuj się tym. Masz ten swój cel i wal śmiało, na przekór, a na pewno dojdziesz. (…) Chcemy ludzi mocnych i śmiałych, a nie łachudrów. Właśnie wierzymy w człowieka, w jego możliwości, w rozum, w serce. (…) Właśnie na tej wierze budujemy to wszystko. Marnie by było z tobą, gdyby nie ta wiara. To nie frazesy, człowieku. (…) Po prostu nie wierzysz w to, że sam potrafisz sobie poradzić, że już umiesz cokolwiek zrobić. Mówmy szczerze: nie masz żadnej wytrwałości. Lada niepowodzenie, nawet nic nie znaczące, już ciebie łamie, już jesteś do niczego, szmatę z ciebie robi: opuszczasz ręce i najchętniej zmieniłbyś zawód. (…) Nie można tak ciągle liczyć na kogoś, że ten ktoś za ciebie zrobi wszystko, że weźmie za rączkę, poprowadzi na gotowe. Ty sam musisz w siebie wierzyć, sam próbować, nie oglądać się ciągle na innych. A że trzeba czasami zacisnąć zęby, no, to takie już jest życie. Samo nic nie przychodzi, wszystko trzeba zdobywać. (…). No, to pamiętaj, musisz wierzyć w siebie i wierzyć w nas. Jak nie będziesz miał tej jakiejś twardości, jak będziesz taki miękki, to faktycznie nie warto się brać za nic, bo i po co? Naszarpiesz się, namęczysz się i nigdy nic z tego nie będzie.(…) Co, ty boisz się tego (…), co?…(…) Ty się niestety wszystkiego boisz, życia się boisz. Ty nawet jeszcze nie żyjesz, to jeszcze nie jest życie. (…) Możesz się pogniewać na mnie albo nie, twoja sprawa. Ale ja ci też chcę powiedzieć, że te twoje wszystkie hmm… nieszczęścia, nad którymi się tak roztkliwiasz, to dlatego, że ty nie masz tej odwagi, już nie mówię bojowości. Zramolałeś jakoś, życie przemknie, przejdzie koło ciebie, a ty nawet nie będziesz wiedział, kiedy, co, jak. Życie swoją drogą, a ty sobie, z boczku, z boczku przeraczkujesz. A że tam ludzie walczą o coś, biją się, szarpią, to fiuuu… co to ciebie obchodzi. Ty tylko boczkiem, boczkiem, pomalutku, żeby się nie ubrudzić.
– Ja – powiedział Kosewski – ja. No, nie wiem, Stefan. Ty, ty nie wiesz, co ja…
– Przeżyłem? Wiem. Nic nie przeżyłeś, Michał, i nic nie przeżyjesz, jeśli tak dalej będzie. Ty życia nie przeżyjesz, przepełzniesz tylko przez życie. A pełzakiem każdy potrafi być. Ale przeżyć takie prawdziwe życie, takie bliskie, gorące, uuu… to już nie każdy. Walczyć i zwyciężać, bić się o coś… no… A nie całe życie siedzieć tylko w swoim ogródeczku. (…) W walce jest też spokój, Michał, w walce, właśnie w walce. Czy ty tego nie rozumiesz, że przecież życie bez jakiejś walki o coś, dla kogoś, dla innych to tylko erzac, jakaś pusta forma…
– I tylko walkę, tylko taki odlew można lać w tę formę?
– Tylko, Michał. Inaczej pozostanie tylko pustą formą… (…) Zrewiduj ty to wszystko. Pamiętaj, że kiedyś przyjdzie taki czas, że trzeba będzie spojrzeć wstecz, w te kilkadziesiąt lat życia, zrobić jakiś bilans, obrachunek. I co wtedy zobaczysz? (…) Wtedy nawet nie będziesz wiedział, jak nazwać te kilkadziesiąt lat. Będzie jakieś takie bez tytułu! Jak ta pusta forma. Przecież formę się odrzuca, forma przeważnie idzie na szmelc, a odlew idzie między ludzi i ten dopiero mówi o formie. Pusta forma pozostanie tylko pustą formą. Przełam się, do cholery, zejdź z tego marginesu, przestań się zgrywać, po co ci to? Na co ci to? Sam siebie nie dasz rady oszukać, a u ciebie wszystko, (…) z tego wynika. Z takiego braku odwagi: "Ja sobie pomalutku, pomalutku, tylko dla siebie, pomalutku łebkiem na świat!" Zawsze po czyichś śladach… A samemu nic wydeptać nie potrafisz. I pomyśl, pomyśl trochę o tym odlewie…
Marek Hłasko; „Baza Sokołowska”; 1951 r.
Epilog
Dwa miesiące po mojej trzeciej w ciągu ostatnich dwóch lat większej, nieudanej próbie przedyskutowania na szerszym forum swoich przemyśleń na tematy związane z językami obcymi, 3 października 2014 r. przeczytałem, jak się okazało, ostatni post na moim ulubionym blogu językowym – „Świecie Języków Obcych”, na którym przybierałem dotychczas zupełnie bierną postawę nie zamieszczając choćby jednego komentarza. Jeszcze tego samego dnia napisałem do Karola w sprawie nowego projektu, niedługo potem stając się historycznie drugim, tym razem w pełni aktywnym współtwórcą Woofli na pierwszy ogień rzucając artykuły poświęcone problematyce pisma ideograficznego, które niemal 3 lata czekały na ujrzenie światła dziennego.
Ada
Ostatniego lata, kiedy ukończyłam moje 1,5 kursu w szkole językowej, zaczęłam desperacko szukać choćby namiastki kontaktu z osobami, których hobby stanowi nauka języków obcych. Przeglądanie archiwów wymierających forów dyskusyjnych wprawiło mnie w kiepski nastrój i zostawiło z przekonaniem, że ludzie nie chcą i/lub nie umieją rzeczowo dyskutować. I wtedy, klikając w jeden link na którymś z takich forów, trafiłam na blog Karola. Michał nic a nic nie przesadził, określając Świat Języków Obcych – a obecnie Wooflę – mianem rezerwatu kultury wypowiedzi. Lektura artykułów i komentarzy na ŚJO przez kilka miesięcy była dla mnie inspiracją i czymś w rodzaju wsparcia w samodzielnej nauce języka hiszpańskiego. Kiedy Karol ogłosił, że szuka współautorów do swojego projektu, próbowałam akurat rozkręcić własny blog. Alternatywa w postaci pisania na Woofli była jednak tak kusząca, że zgłosiłam się bez zastanowienia. I dziś bardzo się cieszę, że podjęłam tę decyzję.
Karolina
Pamiętam, że na blog Karola (pewnie zaraz pomyślicie, że jest on kimś w rodzaju bożka, któremu obmywamy włosami stopy i bijemy pokłony, ale zapewniam, że nigdy nie widziałam go nawet na żywo) "Świat Języków Obcych" wchodziłam z wypiekami na twarzy już jako szesnastolatka. Interesowałam się wówczas wszystkim, co dotyczyło języków obcych, ale żaden inny autor nie był w stanie usatysfakcjonować mnie w pełni pod względem przekazywanej "filozofii" uczenia się. Mogę śmiało powiedzieć, że gdyby nie ŚJO, to nie podjęłabym się nigdy samodzielnej nauki języka szwedzkiego, która okazała się być nie tylko moim głównym hobby, ale także czymś w rodzaju życiowej terapii. Teraz, prawie 5 lat później, mogę realizować swoje długo tłumione pragnienia bycia małym, przemądrzałym, internetowym pismakiem – i publikuję własne przemyślenia na stronie, której sama za młodu byłam fanką. Dodam tylko, że poziom osób komentujących artykuły na WOOFLA.pl jest tak wysoki, że moje bycie tutaj jest dla mnie nie tylko wspaniałą przygodą, ale także szansą nieustannego dokształcania się.
NAPRAWDĘ szukamy nowych autorów
Jeszcze raz w imieniu zespołu gorąco namawiam do rozważenia propozycji bardziej aktywnego uczestnictwa w naszych projektach. Czekamy na Wasze "odlewy". Liczba miejsc ograniczona 😉 .
Zobacz również:
Dołącz do naszego zespołu
Witajcie na WOOFLA.PL
Autorzy
Witaj