radio

Francuskojęzyczne gazety, portale informacyjne oraz stacje radiowe

lemondeZainspirowana artykułami Karola dotyczącymi mediów rosyjskojęzycznych i niemieckojęzycznych, postanowiłam stworzyć przegląd mediów frankofońskich. Dzięki internetowi ich wybór jest naprawdę szeroki.

Francuskojęzyczne czasopisma

Osobiście najchętniej sięgam do Le Monde. Ów centrolewicowy francuski dziennik ukazuje się nieprzerwanie od 1944 roku. Jak sam tytuł wskazuje, można tam znaleźć wiadomości nie tylko z Francji, ale z całego świata. Część artykułów na stronie internetowej dziennika jest dostępna tylko dla osób, które mają wykupiony abonament, jednak nawet bez niego da się tam znaleźć wiele ciekawych informacji. Osobom zainteresowanym sytuacją polityczną we Francji polecam dział politique, zaś aby poczytać informacje z całego świata, warto zajrzeć do działu international. Obecnie najszerzej omawiane tematy to, co raczej nikogo nie zdziwi, wybory prezydenckie w USA i wojna w Syrii, ale można tam także znaleźć wiadomości na tematy, o których w polskich mediach trudno usłyszeć, np. strajki studentów w RPA czy konflikty religijne w Birmie. Na stronie Le Monde są także działy poświęcone kulturze, ochronie środowiska, sportowi, odkryciom naukowym oraz szkolnictwu.

Drugim ważnym, opiniotwórczym dziennikiem francuskim jest centroprawicowy Le Figaro. Jest to najstarsza z obecnie ukazujących się we Francji gazet. Le Figaro powstał bowiem już w 1826 roku, jako tygodnik satyryczny. Tytuł nawiązuje do XVIII-wiecznej sztuki teatralnej Wesele Figara Pierre’a Beaumarchais, sławnej dzięki operom Mozarta i Rossiniego. Tytułowy Figaro to służący hrabiego Almavivy z Sewilli, znany z zamiłowania do intryg i prowokacji. Na stronie Le Figaro także można przeczytać sporo artykułów nie mając wykupionego abonamentu, jednak aby przeczytać niektóre z nich, trzeba wyłączyć blokowanie reklam. Oprócz informacji politycznych jest także spory dział poświęcony ekonomii. Jest także dział zatytułowany Lifestyle, gdzie można znaleźć informacje o nowych produktach, o miejscach, w których warto spędzić urlop, a także praktyczne porady dotyczące życia codziennego, jak np. wybielanie ubrań bez użycia wybielacza. Le Figaro wydaje też magazyn dla kobiet Madame.

Nadia Murad, 23-letnia jazydzka aktywistka na rzecz praw człowieka, laureatka nagrody Vaclava Havla. M. in. o niej można przeczytać w Madame, kobiecym dodatku do Le Figaro.

Nadia Murad, 23-letnia jazydzka aktywistka na rzecz praw człowieka, laureatka nagrody Vaclava Havla. M. in. o niej można przeczytać w Madame, kobiecym dodatku do Le Figaro.

Można w nim znaleźć nie tylko informacje o modzie, urodzie i gotowaniu, ale także artykuły na tematy polityczne i społeczne, np. tekst o Nadii Murad, irakijskiej aktywistce na rzecz praw człowieka, która przeżyła porwanie przez Państwo Islamskie, czy tekst o badaniach prowadzonych przez fundację Save The Children, z których wynika, że co 7 sekund gdzieś na świecie za mąż wydawana jest dziewczynka w wieku poniżej 15 lat.

L’Actualité to magazyn wydawany w Quebecu, francuskojęzycznej prowincji Kanady. Na stronie L’Actualité można znaleźć aktualności polityczne, głównie dotyczące Kanady i USA. Warto także zajrzeć do działu Société, gdzie mamy spory wybór artykułów o szeroko pojętej tematyce społecznej, m.in. artykuł o uchodźcach syryjskich mieszkających w Quebecu, o rosnącej popularności urban exploringu, o ciążach u kobiet w wieku powyżej 40 lat, czy o pomyśle zniesienia celibatu w Kościele katolickim. Interesujący jest też dział Santé et Science, gdzie można poczytać m. in. o bezsenności, o sztucznej inteligencji czy o szkodliwości kurzu.

Osoby zainteresowane francuskojęzycznymi wiadomościami z Afryki także mogą znaleźć coś dla siebie w internecie. Swoje strony internetowe mają m. in. benińska La Nouvelle Tribune, kameruńska Cameroon Tribune czy senegalski Le Quotidien.

Francuskojęzyczne stacje radiowe i telewizyjne

Osobom, które mają ochotę posłuchać radia po francusku, polecam stronę EcouterRadioEnLigne. Wybór jest naprawdę duży. Można słuchać radia od razu na stronie bądź skorzystać z linków do stron poszczególnych stacji. Spora część wymienionych tam stacji kładzie nacisk głównie na muzykę. Jedną z nich jest stacja La Grosse Radio. Na stronie stacji są trzy kanały: Radio Rock, Radio Metal i Radio Reggae. Można tam nie tylko posłuchać muzyki, ale też usłyszeć i przeczytać aktualności z muzycznego świata.

La Grosse Radio z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom metalu, rocka i reggae.

La Grosse Radio z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom metalu, rocka i reggae.

Osobom zainteresowanym wiadomościami politycznymi i społecznymi z Francji może przypaść do gustu stacja France Info. Prezenterzy mówią dosyć szybko, ale wyraźnie. Jeśli po wysłuchaniu audycji macie ochotę sprawdzić na piśmie, ile zrozumieliście, polecam słuchanie France Info na stronie stacji. Nagrania audycji są tam bowiem opatrzone transkrypcjami. Na stronie France Info można znaleźć także wiele ciekawych materiałów na video. France Info to bowiem nie tylko stacja radiowa, ale także stacja telewizyjna. Natomiast osobom zainteresowanym wiadomościami z francuskojęzycznej części świata arabskiego może spodobać się stacja France Maghreb 2.

Warto także posłuchać radia Africa no. 1. Na stronie radia warto zwłaszcza odwiedzić dział z podcastami. Można tam znaleźć nagrania wielu ciekawych audycji, np. Le Grand Débat – około godzinna dyskusja poświęcona któremuś z ważnych, aktualnych wydarzeń, jak np. prawybory we Francji, wybory prezydenckie w USA.

Program Le Grand Débat, emitowany przez radio Africa no. 1, to dyskusje na najważniejsze tematy z całego świata.

Program Le Grand Débat, emitowany przez radio Africa no. 1, to dyskusje na najważniejsze tematy z całego świata.

W ukazującym się co piątek programie Vendredi C'est Permis można posłuchać dyskusji na temat najważniejszych wiadomości z ostatniego tygodnia. Ciekawe dyskusje prowadzi też dziennikarka, pisarka i scenarzystka Fatou Biramah w programie Tu vas où Fatou?. Wśród tematów, wybranych uprzednio przez słuchaczy, jest np. literatura, toksyczne relacje czy porwania rodzicielskie. Fatou Biramah prowadzi też program Les pensées de Fatou Biramah. Są to krótkie, 10-15 minutowe rozważania na rozmaite tematy, od zdrad w związkach po fenomen popularności Kim Kardashian, prowadzone w sposób lekki i z przymrużeniem oka.

Na koniec chciałabym polecić stronę stacji telewizyjnej TV5 Monde. Warto oglądać JT International – codzienny, 15-20 minutowy program informacyjny przedstawiający najważniejsze wiadomości z całego świata. Można w nim usłyszeć nie tylko o powszechnie znanych sprawach, ale także o wydarzeniach, o których polskie media mówią mało lub wcale, jak np wojna domowa w Sudanie Południowym czy kryzys ekonomiczny w Wenezueli. Dla bardzo zabieganych osób istnieje też wersja Flash – ok. 2-3 minutowy komunikat dotyczący najważniejszych wiadomości. Jeśli nie mamy więcej czasu na podtrzymanie kontaktu z francuskim, warto poświęcić chociaż te 2-3 minuty. Na koniec informacja dla osób, które nie czują się wystarczająco pewnie, by oglądać programy po francusku. Na stronie jest także dział Langue française, zawierający materiały do nauki na różnych poziomach, od A1 do B2.

Dział Langue française na stronie TV5 Monde pozwala uczyć się francuskiego za pomocą autentycznych fragmentów programów telewizyjnych.

Dział Langue française na stronie TV5 Monde pozwala uczyć się francuskiego za pomocą autentycznych fragmentów programów telewizyjnych.

Są tam m.in. fragmenty programów emitowanych w TV5, opatrzone transkrypcjami. Warto od nich zacząć, a po jakimś czasie transkrypcje przestaną wam być potrzebne.


Zobacz także…

Rosyjskie gazety, portale informacyjne oraz stacje radiowe
Niemieckie gazety, portale informacyjne oraz stacje radiowe
Przewodnik po Deutsche Welle
Kanały na YouTube, które pomogą Ci szlifować francuski

Rosyjskie gazety, portale informacyjne oraz stacje radiowe

gazetyPonad pół roku temu opublikowałem na łamach Woofli krótki artykuł o niemieckich gazetach, portalach informacyjnych oraz stacjach radiowych, który, sądząc po liczbie odwiedzin, nadal wzbudza zainteresowanie osób chcących nauczyć się języka naszych zachodnich sąsiadów. Myślę, że jest to dobry powód, by kontynuować serię takich praktycznych wpisów i z tego względu poświęcę dziś trochę miejsca językowi rosyjskiemu, który mimo różnych zawirowań polityczno-społecznych, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich 30 lat, nadal cieszy się sporą popularnością w naszym kraju. Cieszę się również z samego faktu możliwości opublikowania wpisu, który od początku istnienia "Świata Języków Obcych" (pamięta ktoś jeszcze?) znajdował się na mojej liście tematów, które powinny się ukazać w serwisie poświęconym językom obcym. Warto zaznaczyć, że materiały jakie przedstawię nie będą czymś stricte edukacyjnym. Patrząc jednak wstecz muszę powiedzieć, że odegrały one w moim procesie nauki większą rolę, niż którykolwiek z podręczników czy 4-letni kurs na uniwersytecie. Obok przekazania wiedzy o języku były dla mnie jednocześnie oknem na zupełnie inny świat, pomogły mi zrozumieć jak Rosjanie postrzegają otaczająca ich rzeczywistość i jestem przekonany, że każda osoba rzeczywiście interesująca się obszarem postradzieckim powinna do swojej codziennej prasówki dorzucić przynajmniej jedno ze wspomnianych przeze mnie źródeł, żeby poszerzyć swoje horyzonty i jednocześnie zderzyć to z informacjami przekazywanymi w mediach polskich – dla mnie osobiście było to niesamowicie interesujące zajęcie.

Rosyjskie gazety
Liczba tytułów gazet ukazujących się w Rosji może początkowo przyprawić o zawrót głowy osobę próbującą wybrać coś do przeczytania. Osobom, które nie są zainteresowane samodzielnymi poszukiwaniami chciałbym przede wszystkim polecić dwa tytuły: Izwiestija oraz Kommiersanta. Osoby zainteresowane Ukrainą i tamtejszym punktem widzenia mogą dorzucić do tego zestawu rosyjską wersję Ukrajinskiej Prawdy (jeśli oczywiście nie znają języka ukraińskiego). Te trzy gazety wybrałem nieprzypadkowo – po pierwsze, prezentują bardzo wysoki poziom merytoryczny (proszę zauważyć, że nie zawsze musi to oznaczać, że zgodzimy się z ich treścią, ale znacznie bliżej im do czołowych dzienników europejskich niż do "Faktu"); po drugie, każda z nich przedstawia nieco inne spektrum rosyjskojęzycznego świata, o czym za chwilę; po trzecie wreszcie, ich lektura towarzyszy mi już od kilku dobrych lat i mogę polecić je całkiem szczerze bez jakiegokolwiek zawahania.

Izwiestija powstały w roku 1917 i w czasach Związku Radzieckiego stanowiły one razem z Prawdą tubę propagandową Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. O ile jednak ta druga pozostała w rękach komunistów i dziś niespecjalnie ciekawą skamieliną, o tyle Izwiestija po prywatyzacji przekształciły się w czołową gazetę Federacji Rosyjskiej, nie zatracając jednocześnie wcześniejszego mainstreamowego charakteru. Do dziś jest to więc gazeta, w której znajdziemy oficjalną rosyjską interpretacją rzeczywistości zbieżną z kursem obieranym przez Moskwę, co czasem jest ciężkie w odbiorze, ale mimo to daje dość dobrą okazję do zapoznania się z realiami panującymi u naszego sąsiada.

Nieco inny charakter ma Kommiersant (rus. Коммерсантъ). Pierwotnie gazeta ta ukazała się po raz pierwszy jeszcze w carskiej Rosji w roku 1907, ale po rewolucji październikowej została zakazana przez władze komunistyczne. Jej wydawanie wznowiono dopiero wraz końcem lat 80., a głównym znakiem rozpoznawczym gazety została wybrana litera "ъ", która dawniej była finalnym znakiem dla słów zakończonych na spółgłoskę (pozostałość po systemie otwartej sylaby języka staro-cerkiewno-słowiańskiego – więcej o ъ oraz ь oznaczających niegdyś tzw. jery pisałem w artykule pt. O dwóch legendarnych słowiańskich literach). Коммерсантъ szybko stał się wiodącym tytułem w środowiskach nowych elit i prezentuje naprawdę bardzo wysoki poziom dziennikarstwa, dzięki czemu niczym nie ustępuje tak znanym gazetom jak New York Times, El Pais, Le Monde czy Frankfurter Allgemeine Zeitung. W odróżnieniu od Izwiestiji, czyniących wyraźny ukłon w stronę obozu rządzącego, Kommiersant stara się być obiektywny i zdarza się w nim przeczytać głosy ostro krytykujące poczynania ekipy prezydenta Putina, bądź całkiem pozytywnie wyrażające się o rosyjskiej liberalnej opozycji.

Trzecim tytułem o jakim wspomniałem jest Ukrajins'ka Prawda (ukr. Українська Правда) będąca moim zdaniem najciekawszą pozycją ukraińskojęzyczną, a jednocześnie posiadającą wersję w języku rosyjskim. Gazeta ta (choć słowo "portal" ze względu na wyłącznie elektroniczny charakter byłoby tu znacznie bardziej na miejscu) zyskała sobie na Ukrainie niemal kultowy status najpierw ze względu na to, że jej pierwszym redaktorem był Georgij Gongadze, dziennikarz, którego zabójstwo w 2000 roku odbiło się szerokim echem na ukraińskiej scenie politycznej, a następnie dokładną 24-godzinną relacją z kijowskiego Majdanu w 2014, która spowodowała, że przez ten burzliwy okres znajdowała się ona na liście kilku najczęściej odwiedzanych serwisów informacyjnych na świecie. Wybór treści jest niezwykle szeroki i pozwala zaznajomić się bliżej z ukraińskimi realiami.

Z rozpędu jeszcze chciałbym dorzucić do powyższego zestawu białoruską Naszą Niwę, która również posiada swoje rosyjskie wydanie (choć de facto czytanie po białorusku przy znajomości rosyjskiego i polskiego nie powinno nikomu sprawić większego problemu) i jest ciekawą próbką niezależnego dziennikarstwa u naszego wschodniego sąsiada.

Rosyjskie stacje radiowe
Ubóstwiam wręcz Radio Majak, którego bogate archiwum audycji jest prawdziwą kopalnią materiałów audio, których można użyć do nauki języka. Łączą w sobie bardzo dobrą jakość dźwięku, interesującą treść oraz możliwość obcowania z bardzo różnymi rejestrami języka mówionego, co jest niezwykle ważne w przypadku, gdy nie mamy możliwości obcowania z językiem na co dzień. Pisząc ten tekst słucham zresztą jednego z odcinków cyklu Великий XIX (pl. Wielki wiek XIX), na który składają się rozmowy o XIX wieku ze specjalistami z dziedzin historii, literatury, nauk społecznych oraz pokrewnych nauk. Jestem świadom tego, że nie każdemu może przypaść do gustu podobna tematyka, ale gwarantuję, że na Majaku zawsze znajdzie coś interesującego. Bogactwo materiałów dostępnych w archiwach tej stacji spowodowało, że w zasadzie nigdy specjalnie nie szukałem dla niej alternatywy w języku rosyjskim. Wiem jednak, że równie ciekawą opcją dla osób pragnących mieć kontakt z językiem rosyjskim może być Echo Moskwy.

Nauka języka a poszerzanie swoich horyzontów
Powyższa lista oczywiście w żadnym wypadku nie wyczerpuje tematu rosyjskojęzycznych gazet i stacji radiowych – tych jest tak naprawdę zbyt wiele by zmieścić je w ramach krótkiego artykułu na Woofli. Zwłaszcza jeśli chodzi o gazety nie wspomniałem szerzej o takich tytułach jak Argumienty i Fakty, Rossijskaja Gazieta, Niezawisimaja Gazieta, Nowaja Gazieta czy Moskowskij Komsomolec, które nierzadko bywają cytowane w zagranicznych mediach. Wolałem się jednak skupić akurat na tych źródłach, z którymi miałem największy kontakt i które z jednej strony pomogły mi w swoim czasie w nauce języka rosyjskiego, a z drugiej pozwoliły poszerzyć wiedzę o świecie, w którym jest on używany. Wielka szkoda, że często chcąc opanować język obcy skupiamy się jedynie na jego czysto użytkowej funkcji. Chcemy się przede wszystkim dogadać w określonych sytuacjach, móc wpisać nowy język do naszego CV, a zapominamy o tym drugim aspekcie, którym jest rzeczywiste wsiąknięcie w świat danego języka i czerpanie z jego bogactwa kulturowego, co, przynajmniej w moim odczuciu, znacznie ułatwia samą naukę (wynika to z prostego faktu, iż znacznie łatwiej jest uczyć się czegoś co jest dla nas samych interesujące), przeważnie jest od niej ciekawsze i pozwala na swobodne przejście z etapu nauki na poziomie podstawowym na poziom zaawansowany, kiedy to żywy język powinien stać się głównym źródłem nauki. Zdecydowanie łatwiej jest przejść z podręcznika na gazety, radio, rozmowy z obcokrajowcami, jeśli mieliśmy z tymi rzeczami pewien kontakt już wcześniej.

Zobacz także – jak uczyć się z pomocą gazet i radia:
Nauka języka bez podręcznika – część 1
Nauka języka bez podręcznika – część 2
Niemieckie gazety, portale informacyjne oraz stacje radiowe

Zobacz także – język rosyjski:
Sytuacja językowa na Ukrainie – mity i rzeczywistość – część 1
Sytuacja językowa na Ukrainie – mity i rzeczywistość – część 2
Co każdy powinien wiedzieć o sytuacji językowej na Białorusi
O dwóch legendarnych słowiańskich literach
Jak się nauczyć rosyjskiego?

Niemieckie gazety, portale informacyjne oraz stacje radiowe

ARD_KarteJęzyk niemiecki jest drugim pod względem liczby osób uczących się go w Polsce, dlatego dzisiaj postanowiłem wyjść naprzeciw oczekiwaniom czytelników i zamiast pisać o swojej językowej przygodzie związanej z nauką afrikaans, przekazać garść linków przydatnych każdej osobie uczącej się mowy naszych sąsiadów zza Odry. Języka niemieckiego uczyłem się intensywnie tak naprawdę głównie w liceum i podczas pierwszych lat studiów. Później utrzymywałem go na poziomie umożliwiającym względnie swobodną komunikację, rozwijając głównie pasywną znajomość poprzez książki, gazety, radio oraz telewizję. I to właśnie im chciałbym poświęcić dzisiejszy artykuł, opisując przede wszystkim źródła, które z jednej strony doprowadziły mnie z niemieckim tam, gdzie jestem obecnie, z drugiej zaś stanowiły materiał poszerzający moją wiedzę na temat krajów niemieckojęzycznych oraz sposobu w jaki ich mieszkańcy patrzą na otaczający świat. Dlatego zapraszam do odwiedzenia zarówno tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z tym językiem i szukają ciekawych tekstów bądź audycji do swoich ćwiczeń, jak i tych, którzy chcą swój arsenał prasowy wzbogacić o kolejne pozycje. Naprawdę warto.

Niemieckie gazety
Niemieckie stacje radiowe
Jak korzystać/uczyć się z gazet i radia?

Niemieckie gazety

Moim ulubionym tytułem jest zdecydowanie Frankfurter Allgemeine Zeitung – gazeta będąca dla mnie kwintesencją profesjonalizmu i bardzo krytycznego oraz, mimo zauważalnych tendencji centroprawicowych, bezstronnego podejścia do wielu kwestii społeczno-politycznych (co jest miłą odskocznią od polaryzacji, jaka dokonała się na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat w polskich mediach). Ilość materiału, jakiego popularny FAZ dostarcza nam codziennie, jest potężna i naprawdę mamy w czym wybierać, bo gazeta oprócz tradycyjnych wiadomości politycznych bardzo szeroko opisuje kwestie społeczne, gospodarcze, sport, szeroko pojętą naukę, obyczaje oraz nawet kuchnię.

Konkurencję dla FAZ stanowią przede wszystkim Die Welt będący flagową gazetą wydawnictwa Axel Springer oraz Süddeutsche Zeitung. Ich ocenę pozostawiam samym czytelnikom. Poziom prezentują podobny, ale przeważnie korzystam z nich wyłącznie jako ze źródeł dodatkowych, nie zaglądając do nich codziennie (od przejrzenia FAZ oraz kilku innych gazet obcojęzycznych rozpoczynam przeważnie każdą sesję w Internecie).

Ciekawe artykuły możemy znaleźć również w tygodnikach takich jak Der Spiegel czy Die Zeit. Osobiście preferuję ten drugi, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że to właśnie Der Spiegel bije rekordy popularności wśród studentów oraz nauczycieli niemieckiego.

Nie zapominajmy jednak też o innych krajach niemieckojęzycznych. Osobny rynek stanowią bowiem gazety austriackie (Kronen Zeitung jest zbyt tabloidowe jak na mój gust, ale tytuły Der Standard, czy Die Presse można czytać) oraz szwajcarskie (Neue Zürcher Zeitung), które potrafią rzucić jeszcze inne spojrzenie na wiele kwestii. Pewną ciekawostkę stanowi też obchodząca w tym roku swoje stulecie namibijska Allgemeine Zeitung. Mało kto obecnie zdaje sobie sprawę z tego, że w tej byłej kolonii niemieckiej nadal kilkadziesiąt tysięcy osób posługuje się Hochdeutschem jako językiem ojczystym, który do 1990 roku posiadał tam status urzędowy.

Niemieckie stacje radiowe

Bardzo bogatą ofertę prezentuje nam również niemieckie radio – obok stacji komercyjnych (których osobiście nigdy nie słuchałem, ale jeśli takowe znacie i uważacie je za wartościowe, będę wdzięczny za każdą wzmiankę w komentarzach) mamy tu do dyspozycji lokalne stacje państwowe, które pozwalają nam jeszcze bliżej zaznajomić się z interesującym nas regionem naszego zachodniego sąsiada i często można tam oprócz standardowych programów nadawanych w języku urzędowym znaleźć takie lingwistyczne rodzynki, jak audycje w językach górnołużyckim (w MDR nadającym w Saksonii oraz Turyngii), dolnołużyckim (w brandenburskim RBB) czy dolnoniemieckim (Plattdeutsch – w nadającym w Niemczech północnych NDR). Regionalny podział niemieckich rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych przedstawia poniższa mapa (stan na 14.01.2016):

ARD_Karte

Moimi ulubionymi i z punktu widzenia samej nauki języka ulubionymi stacjami są informacyjne NDR Info oraz RBB Inforadio, w których mowa prezenterów oraz ich gości zdecydowanie przeważa nad muzyką lecącą w tle. Mój wybór NDR czy RBB był natomiast czysto sentymentalny – zawsze większym uczuciem darzyłem Berlin czy Hamburg i kulturę Niemiec północnych (twórczość Thomasa Manna, Günthera Grassa, zanikający acz nadal żywy Plattdeutsch) niż np. Monachium. Z czysto praktycznego punktu widzenia mogę jednak śmiało powiedzieć, iż pozostałe rozgłośnie regionalne niewiele odbiegają od poziomu prezentowanego przez te wspomniane wyżej przeze mnie. Czy będzie to bawarskie Bayerischer Rundfunk, heskie HR, szwabskie SWR bądź też mające siedzibę w Kolonii WDR – każde z nich posiada szeroko rozbudowaną mediatekę, w której można znaleźć masę ciekawych materiałów audiowizualnych.

Wśród wielu moich znajomych, zarówno osób uczących się niemieckiego bądź nauczycieli tego języka, ogromną popularnością cieszy się z kolei Deutsche Welle, czyli główna stacja "eksportująca" niemiecką myśl medialną za granicę. DW posiada nawet specjalnie spreparowane materiały mające służyć pomocą osobom chcącym opanować język niemiecki na poziomie podstawowym – nigdy z nich nie korzystałem i nigdy nie byłem fanem kontaktu z językiem okrojonym, preferując raczej skok na głęboką wodę, ale jeśli ktoś czuje się bardziej komfortowo z tego typu udogodnieniami, to strona najbardziej znanej w świecie niemieckojęzycznej rozgłośni radiowej daje wam możliwość kontaktu z takim materiałem.

Jak korzystać/uczyć się z gazet i radia?

Pytanie nie jest wcale bezzasadne, bo wiele osób rozpoczynających swoją przygodę z językami obcymi nieraz słyszało o tym, że powinny dużo czytać oraz słuchać. Rzadziej natomiast mówiono im, jak mają czytać i jak słuchać. Nierzadko zdarza się więc, że po pierwszym zderzeniu z materiałem niespreparowanym tj. przygotowanym dla rodzimych użytkowników danego języka osoba początkująca traci jakąkolwiek ochotę do kontaktu z nim, uważając, że nic nie rozumie, mimo że ukończyła kurs, który rzekomo dał jej poziom w okolicach B1/B2. Rzecz w tym, że jest to zjawisko całkiem normalne i im wcześniej się z tym oswoimy tym lepiej. O tym, jak tego dokonać, a następnie wykorzystać materiały dla własnego użytku wspominałem na Woofli zarówno ja (Praca własna z tekstem oraz audio gdy brak podręcznika – część 1, Nauka języka bez podręcznika – część 2 czytanie), jak i Ada (Jak słuchać żeby usłyszeć) oraz Michał (mam tu na myśli przede wszystkim całą serię artykułów o nauce poprzez tłumaczenia) – do naszych tekstów odsyłam więc zainteresowanych. Nie ukrywam, że wymaga to wiele samozaparcia i organizacji pracy, ale naprawdę się opłaca, bo można sobie zaoszczędzić wielu kłopotów, wyjść poza sztampowe czytanki w podręcznikach, a przy okazji uczynić język obcy częścią swojego życia codziennego, co tak naprawdę jest warunkiem jego dobrego opanowania i pod wieloma względami celem samym w sobie (bo jeśli język nie jest Ci potrzebny to po co się go uczyć?).

Podobne artykuły:
Praca własna z tekstem oraz audio gdy brak podręcznika – część 1
Nauka języka bez podręcznika – część 2 czytanie
Jak słuchać żeby usłyszeć
Jak uczyć się w oparciu o tłumaczenie robocze
Jak nie uczyć się języków obcych – część 3 – niemiecki

Garść informacji na temat akcentu

wymowaGdy zaczynamy naukę, języka prędzej czy później musimy się zmierzyć ze smutną prawdą, że niestety nasz akcent odbiega dość znacznie od tego, który prezentują native speakerzy. Ale spokojnie – nie oznacza to wcale, że jesteśmy skazani na niepowodzenie i już nie mamy szans – wręcz przeciwnie – akcent nie jest czymś stałym. Artykuł oparłam na najbardziej rozpowszechnionym akcencie języka angielskiego –  brytyjskim, ponieważ najwięcej z Was ma z nim styczność. Z tego tekstu dowiecie się, jak pracować nad swoim akcentem, co zrobić, by go definitywnie zmienić oraz jakie angielskie słowa sprawiają trudności osobom, które uczą się angielskiego jako L2. Zaczynamy!

Co nazywamy akcentem? Jest to sposób, w jaki brzmimy, gdy produkujemy dźwięki. Akcent towarzyszy nam zawsze, po prostu nie da się mówić bez akcentu. Skoro jesteśmy na niego skazani, to jak sobie z nim poradzić, gdy przeszkadza nam w nauce L2? Bazujemy na angielskim, więc wyobraźcie sobie Hindusa mówiącego po angielsku – coś Wam się nasuwa na myśl? Azjaci z zasady zupełnie inaczej rozróżniają dźwięki, więc produkcja języka mówionego w ich wykonaniu czasem wydaje się dość dziwna. Absolutnie nie chcę nikogo obrażać ani wyśmiewać – chcę tylko powiedzieć, że każdy akcent jest specyficzny. Oczywiście dużo łatwiej by było, gdyby w każdym języku istniały te same reguły fonetyczne i podobne dźwięki, wtedy nie mówilibyśmy już o silnym akcencie, ale za to wszyscy brzmieliby tak samo. Akcent podczas nauki L2 wynika z faktu, że każdy język ma pewien zestaw dźwięków, które wykorzystuje do budowy słów. Dźwięki te w różnych językach nie pokrywają się ze sobą: bywa, że albo są podobne, albo nie istnieją w naszym języku ojczystym – opcji jest bardzo dużo. Niemniej jednak główny problem polega nie na samym występowaniu tych dźwięków, ale na naszej pracy, którą wkładamy w ich produkcję. To od realizacji dźwięków zależy, z jakim akcentem mówimy.

Tutaj warto lepiej  przyjrzeć się tym różnicom językowym. Powszechnie znany fakt – w japońskim nie ma rozróżnienia pomiędzy dźwiękami l i r – więc wyobraźmy sobie, ile nauki i pracy musi włożyć mieszkaniec Kraju Kwitnącej Wiśni, żeby usłyszeć różnicę pomiędzy słowami light i right. Z kolei w języku francuskim nie istnieje krótkie i, które występuje w angielskim słowie ship. Dlatego też rozróżnianie słów typu ship i sheep przychodzi Francuzom bardzo ciężko. Co więc słyszy Francuz w zdaniu I took a ship to the island? – "zabrałem owcę na wyspę" lub "popłynąłem (statkiem) na wyspę". Wystarczy inaczej wypowiedzieć jedno słowo, a zmieniamy sens całego zdania.

Kolejny ważna rzecz  – speakers are lazy. Myślę, że każdy z tym się zgadza – mówimy szybko, skracamy, maksymalnie upraszczamy po to, żeby było nam łatwiej. Dlatego też, nawet gdy uczymy się angielskiego, to z tym naszym akcentem bywa różnie. Czasem uważamy, że "słówka i parę czasów" wystarczą, by mówić; nie zastanawiamy się jednak nad tym, jak brzmimy – ważne, że w ogóle się odzywamy 😉 Oczywiście nie jest to regułą. Nie uważacie jednak, że zbyt mały nacisk kładzie się na pracę nad akcentem? Moim zdaniem w naszym kraju niestety wciąż to kuleje, przede wszystkim w szkolnictwie.

Wracając do akcentu – jeśli chodzi o angielski, przeważnie dążymy do standardu RP. Received Pronounciation (czy też BBC English) jest uważane za odmianę bardzo prestiżową i kojarzone jest z angielskim oksfordzkim. Chyba najlepszym przykładem osoby mówiącej RP English jest Sir David Attenborough, który ma rewelacyjny głos, możecie go posłuchać w tym miejscu. Polecam do tego jeszcze jeden link: jeżeli klikniecie tutaj, macie okazję porównać sobie akcent amerykański i brytyjski.
Jednak pozostaje pytanie – jak mówić tak jak Sir David? Tutaj można powiedzieć tylko, że practice makes perfect. Poniżej prezentuję Wam kilka sposobów na to, jak polepszyć swoją wymowę – są to uniwersalne rady, dla każdego języka.

  1. Pokochaj audio!
    Osłuchanie się z językiem jest kluczem do nabycia dobrego akcentu. Samo słuchanie nie wystarczy, trzeba się starać imitować dźwięki po to, by zbliżyć się jak najbardziej do akcentu native’a – filmy bez dubbingu i napisów, audiobooki, podcasty, radio – słowem wszystkie chwyty dozwolone.
  2. Naśladuj.
    Kiedy już usłyszysz dźwięk, staraj się go powtórzyć, zachowując oryginalny akcent i melodię zdania. Początki mogą być trudne, ale nie zniechęcaj się – to naprawdę bardzo pomaga.
  3. Nagraj się.
    To chyba najważniejsza rzecz – jeżeli mówimy zdanie w obcym języku prawie zawsze wydaje nam się, że dobrze akcentujemy. Wystarczy się nagrać i nagle okazuje się, że usłyszymy zupełnie inny (obcy ;)) głos, który brzmi dziwnie. O wiele lepiej jest przesłuchać swoje własne nagranie i porównać je na przykład z fragmentem audiobooka, żeby dostrzec swoje ewentualne błędy lub niedociągnięcia – naprawdę polecam!
  4. Mów!
    Nic tak nie przybliża nas do biegłości językowej jak właśnie rozmowa. Ćwicz konwersacje jak najczęściej, staraj się rozmawiać z osobami, dla których dany język jest również L2, skup się na ich akcencie i porównuj go z oryginałem. Zwróć uwagę, jak inne osoby realizują trudne dla Ciebie dźwięki i jaki to ma wpływ na odbiór ich wypowiedzi.
  5. Myśl w L2.
    Ogromnym błędem uczących się języka obcego jest to, że nie starają się myśleć w języku obcym. Jak to działa? Taka osoba układa sobie w głowie zdanie, które po polsku brzmi świetnie i stylistycznie powala na kolana – strofa w stylu „Pana Tadeusza” – i zaczyna się orka. Tłumaczy sobie słowo po słowie, d o s ł o w n i e, bez żadnego zastanowienia, czy taki wyraz ma zastosowanie w języku obcym w tym konkretnym kontekście. To nigdy nie wychodzi dobrze, stąd gorąca prośba – myślmy w L2 – mniejszy wysiłek, a zyskujemy o wiele więcej.
  6. Powtarzaj i zapamiętuj.
    Niestety słowa mają tendencję do ulatywania z pamięci, a szkoda by było wszystkiego zapomnieć. Staraj się, ucząc się nowych słówek, zwracać uwagę na ich poprawną wymowę i ćwiczyć ją, a potem powtarzać. To bardzo ważny element pracy z językiem, nie wolno go pomijać.
  7. Metoda indywidualności.
    Tutaj tak naprawdę chcę zwrócić uwagę na to, że za każdym razem należy sprawdzać wymowę słówka. Przykład z angielskiego – skoro znamy słowo table, to jak przeczytamy comfortable? Niestety kierując się analogią, popełnić możemy klasyczny błąd. Czyli każde słówko ma swoją unikatową wymowę i tego się trzymamy.

Angielska fonetyka to rzecz dość złożona, pełna zasad i wyjątków, ale naprawdę warto się chwilę zastanowić nad tym, jak mówimy i dlaczego akurat tak. Poniżej dołączam listę słów, które najczęściej wypowiadamy błędnie (lub inaczej niż powinniśmy).

  • Zaczynamy od wiewiórki – squirrel – głoska r średnio nam tutaj wychodzi.
  • Podobnie jest ze słowem rural – sekwencja spółgłoska-samogłoska-spółgłoska nas tu pokonują.
  • I ważne słowo – often – wymawia się bez głoski /t/ w środku.
  • Podobnie ze słowem climb – końcowe /b/ jest nieme.
  • Moje ulubione to słowo pojazd – vehicle – też mamy z tym trudności.

Bez względu na to, czy podczas nauki angielskiego wybieramy odmianę brytyjską czy amerykańską, ważne jest, by co chwilę tego nie zmieniać, tylko systematycznie doskonalić wybrany akcent. Mieszanie akcentów w wypowiedzi brzmi dość dziwacznie.

Niezależnie od tego, jakiego języka się aktualnie uczycie, zawsze starajcie się zwracać uwagę na wymowę i reguły fonetyczne. Bez tego ciężko będzie Wam osiągnąć biegłość na miarę C2.

Ile klasyki w postępie?

Nie tyrolska i nie turystyczna. Nudna i zacofana konserwa językowa – to ja.

Nie tyrolska i nie turystyczna. Nudna i zacofana konserwa językowa – to ja.

***Uwaga: wpis mocno subiektywny i oparty na moich własnych perypetiach związanych z nauką języków obcych. Przyda się osobom, które zauważają u siebie predyspozycje i preferencje zbliżone do moich.


Zauważyliście, że spora część postów na WOOFLi (no dobrze, powiedzmy, że połowa) zawiera w sobie dużo stwierdzeń opartych na przeczeniach, a więc lubimy mówić o tym jak NIE uczyć się języków, zamiast po prostu dzielić się z czytelnikami tym, jak MY „to” robimy? Oczywiście byłoby niesprawiedliwością generalizować tę myśl na całokształt naszych artykułów. Ale myślę, że osoba zainteresowana nauką języków większą radość, motywację i nadzieję wyniesie z tekstów będących drogowskazem i źródłem porad.

Problem w tym, że czytelnik oczekuje zwykle porad:
a)    uniwersalnych
b)    możliwie rewolucyjnych

Myślę, że nie muszę udowadniać, że bardzo o takie trudno.

Zwróćmy jednak uwagę na pewnego rodzaju trend we współczesnym myśleniu o metodologii nauczania i uczenia się języków. Mieliście kiedyś w ręku jakiś (nawet współczesny) podręcznik do wykładania łaciny i kultury antycznej w szkołach średnich? Chociażby Porta Latina, z której sama korzystałam w liceum. Praca z taką książką stawia sobie za cel przede wszystkim wpajanie struktury języka łacińskiego (nieużywanego przecież w codziennych sytuacjach komunikacyjnych) poprzez schemat: przedstawienie teorii gramatycznej – komentarz gramatyczno-leksykalny – rozdanie słowników – trening translatorski. Tylko i wyłącznie, powtarzam: tylko i wyłącznie tłumaczenie pełnych zdań, które wymaga takiego natężenia uwagi i łączenia wielu obszarów ledwo co nabytej wiedzy w jedno, że ma się ochotę jedynie splunąć i trzasnąć drzwiami.

Zdaje się, że szeroko pojęta praca z tekstem należy już do bardzo niepożądanych, wręcz archaicznych i znienawidzonych metod, szczególnie uznawanych za nieprzystające do realiów nauczania i uczenia się języków nowożytnych. Praca ze źródłem pisanym, skupiona na pewnego rodzaju analizie i zagłębianiu się w niuanse językoznawcze, jawi się wielu osobom jako żmudna, totalnie niepraktyczna, nierozwijająca, krzywdząca i zniechęcająca. Wszak każdy chciałby przede wszystkim „nauczyć się mówić”.

źródło: http://www.michelthomas.com/assets/downloads/INTRODUCTORY%20POLISH.pdf

źródło: http://www.michelthomas.com/assets/downloads/INTRODUCTORY%20POLISH.pdf

 

Powyższy zrzut ekranu, będący fragmentem opisu metody niejakiego Michela Thomasa (co ciekawe, natrafiłam nań  przeglądając oparty na niej kurs języka polskiego dla obcokrajowców), ma jednoznaczny wydźwięk: ludzie mają trudności z nauką języków, ponieważ nie pozwala im się wyjść ze szkolnych schematów. Ten pan utrzymuje chyba, że już sam kontakt z ołówkiem i kartką papieru, albo (Boże uchowaj) słownikiem, grozi histeryczną katatonią, afazją, otępieniem i zespołem stresu pourazowego.

A ja, psiakrew, lubię pracę z tekstem i cenię ją sobie jak nic innego, podobnie chyba jak Karol i Michał. Prawda jest taka, że lubię obcować z wieloma tekstami, najlepiej o dużym przekroju różnorodności i stopnia trudności. Lubię „wymiętosić” jedną frazę na wszystkie strony, rozumieć budowę zdania w każdym jego szczególe, tworzyć w głowie poznawczą reprezentację gramatycznego „szkieletu”, na który potem samodzielnie jestem w stanie układać „tkanki mięśniowe, kostne, narządy i układy narządów” złożone ze słów i interpunkcji.

To trochę jak z małymi chłopcami, którzy widząc zegarek od razu chcieliby go rozkręcić i poznać wszystkie jego mechanizmy, części, śrubki i zębatki. Inni zaś wolą po prostu mieć cały, gotowy, dobrze działający gadżet, z którego będą w stanie zwyczajnie odczytać godzinę, jeśli będzie im potrzebna. I nic w tym złego.
Kiedy zaczynałam samodzielną naukę języka obcego, zależało mi nieco na obcięciu kosztów źródeł potrzebnych mi do nauki. Uważałam wtedy, że najlepiej będzie zacząć od opracowywania prostych tekstów porównując je w miarę symultanicznie z ich głosowymi nagraniami. Chciałam ominąć konieczność nabywania książek z dołączoną płytą CD.

Zdecydowałam się więc napisać do szwedzkiego radia (moje pierwsze, samodzielne i nieco łamane szwedzkojęzyczne maile, przy których dzielnie się upierałam, choć przecież mogłabym napisać do nich po angielsku) z prośbą o udostępnienie mi transkrypcji krótkich opowiadań dla dzieci, czytanych w ramach cyklicznej audycji dla najmłodszych. Były to dzieła fińskich autorów, chyba dość niszowe, ponieważ nie potrafiłam znaleźć w Internecie nawet oryginałów, nie mówiąc już o przekładach na szwedzki. Ogromnie miło wspominam korespondencję z redaktorkami i realizatorkami tamtej audycji. „Na cito” otrzymałam plik .doc z kilkunastoma tekstami bajek, które mogłam jednocześnie śledzić zarówno wzrokowo, jak i słuchowo.

Na kanwie tych możliwości opracowałam bardzo lubiany przeze mnie do dziś trening fonetyczno-ortograficzno-polisensoryczny, który pewnie części czytelników przypominać będzie zwykłe dyktando, jednak nie do końca polega na tym samym.
Znając ogólne brzmienie głosek, prawidłowość ich zmienności w zależności od ułożenia, położenia akcentu etc. (ktoś pomyśli – co to w ogóle za kolejność uczenia się? Studiowanie alfabetu fonetycznego i podręczników dla filologów, podczas gdy mogłabyś przyswoić te zasady nieświadomie i naturalnie?), postanawiam wyłowić z nagrania dźwiękowego NIEZNANE MI wcześniej słowo, po czym (wsłuchując się uważnie, bez sprawdzania) usiłuję napisać je tak, jak je sobie „wyobraziłam” w formie tekstowej. Przy odrobinie wiedzy i szczęścia, uda mi się osiągnąć 100% ortograficznej poprawności, a ponadto ustalić długość poszczególnych samogłosek, rodzaj akcentu, postać i wzajemną relację dyftongów itd. itp.

Uwierzcie mi, że szwedzki potrafi płatać czasem różne figle na linii zapis – wymowa. Dlatego samodzielnie oceniam, że właśnie taka umiejętność jest bardzo dla mnie cenna i warta ćwiczeń. Ach, dodam jeszcze, że niesamowicie przydaje się to jeżeli chcemy (np. podczas oglądania obcojęzycznej telewizji) sprawdzić szybko w Internecie jakieś nurtujące nas słowo. Jednym słowem – uczymy radzić sobie bez transkrypcji słownej. Chyba też właśnie dlatego bardzo cenię sobie moją powierzchowną znajomość alfabetu fonetycznego. Podręcznik, który przy wprowadzaniu suchej leksyki uwzględnia ten uniwersalny zapis fonetyczny, jest w mojej opinii naprawdę cenny.

Nie oznacza to jednak, że pracuję wyłącznie na suchych tekstach, nagraniach, gotowych źródłach wspomagających rozumienie bierne (deprecjonując umiejętności czynnego posługiwania się językiem w mowie i w piśmie), albo siadam ze słownikiem polsko-szwedzkim i uczę się każdego słowa po kolei.

Tak naprawdę metoda, którą obierzesz, ma najmniejsze znaczenie. To nie metody zrewolucjonizują twoje postępy, mentalność, sposób patrzenia na to, co do tej pory robiłeś źle. Pozwólcie, że podzielę się na koniec moją myślą, którą dość dobrze zilustruje poniższy cytat:

„Languages cannot be taught, they can only be learnt. The best way is to tell students right away that they are responsible for their own learning process, and the teacher is just a guide who has to motivate them.”

Nie chodzi więc o konflikty między nauczaniem indywidualnym a grupowym; metodami wyniesionymi z przedwojennego szkolnictwa a tymi „nowoczesnymi”; sporem między „naciskiem na komunikatywność” a „puryzmem językowym”. Chodzi o przejęcie inicjatywy i odpowiedzialności za swoją własną naukę. Pełnej, kompletnej i globalnej – stąd też nie zgadzam się z ostatnią częścią cytatu – to nie „teacher” ma być źródłem motywacji, tylko nasze własne dążenia i potrzeby intelektualne.

Nikt ich za nas ani dla nas nie stworzy.

 

Zobacz też…

Kiedy i jak korzystać z Wikipedii przy nauce języka obcego?

Nie samymi podręcznikami… – czyli internetowe pomoce naukowe

7 grzechów głównych nauki języków obcych

Język kaszubski – nowe źródła

Temat języka kaszubskiego pojawił się na "Świecie Języków Obcych" niemal na samym początku jego istnienia. Zafascynowany bowiem różnorodnością językową i jednocześnie szczerze przejęty zjawiskiem jej zanikania postanowiłem zaznajomić się trochę z jedynym oficjalnym językiem regionalnym w Polsce (gwoli ścisłości – śląski takiego statusu jeszcze nie posiada) i możliwościami jego nauki na własną rękę. Efektem tego były dwa wpisy ("Język kaszubski – jedyny język regionalny w Polsce" oraz  "Słownik polsko-kaszubski jest dostępny") poświęcone ciekawym kaszubskim źródłom, jakie znalazłem wtedy w internecie. Długość artykułów była niestety wprost proporcjonalna do liczby stron internetowych mogących rzeczywiście pomóc osobie zainteresowanej w nauce tego niszowego języka. Tym bardziej miło mi poinformować, że sytuacja w ciągu ostatnich czterech lat zmieniła się w tym względzie diametralnie, a mnogość sensownych materiałów pozwala rzeczywiście na mniej lub bardziej samodzielną naukę kaszubskiego.

Głównym mankamentem źródeł, do jakich dotarłem cztery lata temu był brak jakichkolwiek interesujących nagrań w tym języku. Jedynym linkiem naprawdę wartym polecenia była książka Aleksandra Majkowskiego "Żëcé i przigòdë Remùsa" czyli największe dzieło kaszubskiej literatury, które można znaleźć na stronie http://literat.ug.edu.pl/remus/ . Cała książka jest w formacie .pdf, a do wybranych fragmentów dołączono kilkuminutowe nagrania. Problem polega jednak na tym, że normy kaszubskiej ortografii używane w 1938 roku przez Majkowskiego znacznie różniły się od dzisiejszych, w związku z czym ciężko polecać to dzieło jako pomoc w nauce komuś dopiero rozpoczynającemu przygodę z tym językiem. Samego Remusa jednak polecam przeczytać każdemu kto byłby zainteresowany kaszubską literatura – tak po prawdzie ciężko przejść na Kaszubach obok tego dzieła.

We wrześniu kupiłem sobie wydaną w 2013 roku przez wydawnictwo Region książke Artura Jabłońskiego "Namerkôny" – jest to pierwsza od wielu lat powieść napisana po kaszubsku (z wyraźną dominacją północnych dialektów, co bez problemu wychwyci osoba zainteresowana tematem), której głównym tematem jest kwestia odrębności etniczno-kulturowej Kaszubów na przestrzeni ostatnich pokoleń. Autor porównuje też, słusznie zresztą, Kaszubów do innych grup etnicznych, które w ostatnich latach walczą o utrzymanie swojej odrębnej tradycji i języka – wspomina chociażby o Fryzach, Katalończykach oraz o języku oksytańskim, o którym ostatnio mieliście okazję przeczytać na łamach "Świata Języków Obcych". Książka jest naprawdę bardzo ciekawa, nawet z punktu widzenia osoby, która spogląda na kwestię kaszubskiej tożsamości trochę z boku. Fragmenty książki można wysłuchać na stronie Radia Kaszëbë – http://radiokaszebe.pl/namerkony-posluchaj-fragmentow-powiesci/ 

Odejdę jednak na chwilę od kaszubskiej prozy, żeby zwrócić uwagę na kolejne źródła, które można wykorzystać w nauce tego języka. Pierwszym jest strona mięsięcznika "Pomerania", poprzez którą możemy uzyskać dostęp do ponad stu kaszubskich nagrań. Są to wiadomości, fragmenty opowiadań, poezji – każdy znajdzie coś dla siebie. Zdecydowana większość z plików posiada również tekst, co w dużej mierze pomaga przyzwyczaić się do charakterystycznej kaszubskiej wymowy (warto zwrócić przede wszystkim uwagę na miękką wymowę dźwięków zapisywanych w polskim jako "sz", "cz", "ż", "dż") oraz zrozumieć relację języka pisanego i mówionego. Jako że mamy do czynienia z przedstawicielem języków zachodniosłowiańskich nie jest to coś specjalnie trudnego.

Drugim źródłem, które zresztą natchnęło mnie bezpośrednio do tego, żeby napisać dzisiejszy artykuł jest portal "Tu je nasza zemia", a konkretnie audycja "Gôdómë pò kaszëbskù". Jest to seria krótkich 15-minutowych filmów, która od roku ukazuje się co tydzień na antenie telewizji TTM, mająca na celu promocję i naukę języka kaszubskiego. Przeważnie składa się ona najpierw z parodii (bardzo dobrej zresztą) jakiegoś znanego programu telewizyjnego, a następnie z krótkiego wykładu nt. języka oraz kultury kaszubskiej. Wszystko odbywa się naturalnie po kaszubsku (z polskimi napisami dla osób, które kaszubskiego nie rozumieją), a całość jest wykonana przez młodych ludzi, którzy wykonują naprawdę kawał dobrej roboty promując naukę tego języka w atrakcyjny sposób, jakiego ewidentnie brakowało w ciągu ostatnich lat. Wchodząc bowiem jeszcze 4 lata temu na kaszubskie strony można było odnieść wrażenie, że ktoś wpadł na pomysł, że kaszubski można wypromować poprzez "kaszubskie nuty" oraz rozmaite zbiory wierszy i kolęd. Uważam, że tradycja jest bardzo ważna, ale naprawdę jestem wdzięczny, że ktoś wreszcie wpadł na pomysł, żeby pokazać język kaszubski jako coś żywego, z czym warto obcować, czego znajomość naprawdę poszerza horyzonty i potrafi ewidentnie sprawić radość.

Na tym jednak nie koniec internetowych źródeł do nauki kaszubskiego. Na stronie http://www.skarbnicakaszubska.pl/ znajdziemy przede wszystkim tak bezcenną rzecz jak polsko-kaszubski słownik Eugeniusza Gołąbka, który ma tą zaletę, że stosuje już współczesne zasady ortografii (w odróżnieniu od wcześniejszego słownika Trepczyka) oraz podręczniki kaszubskiego dla uczniów szkoły podstawowej – nadal nie jest to systematyczny kurs tego języka z nagraniami, ale dla kogoś dopiero rozpoczynającego przygodę z kaszubskim może to być całkiem przyzwoite źródło nowych zwrotów, prostych tekstów, które pozwoli na utrwalenie zdobytej wiedzy.

Na tym naturalnie nie kończy się lista rzeczy, jakie potrafią pomóc w nauce kaszubskiego. W internecie można znaleźć między innymi również kaszubską klawiaturę, ściągnąć kaszubską wersję przeglądarki MozillaFirefox. Mam też nadzieję, że w najbliższym czasie będzie powstawać więcej kaszubskich książek oraz miejsc, które w naprawdę ciekawy sposób będą promować ten język. Bo tam gdzie ùmierô jãzëk – ùmierô kùltura. Dla mnie, jako osoby zainteresowanej lingwistyczną różnorodnością jednym z największych marzeń jest właśnie ratowanie i promocja tych języków, jakie muszą w dzisiejszym świecie walczyć o przetrwanie. Czasem smuci mnie też fakt, że ludzie stawiający sobie za cel bycie poliglotami tak mało na tym polu robią, rzucając się na coś bardziej popularnego, podczas gdy mają tuż obok siebie język, dla którego ratowania rzeczywiście mogą zdziałać coś bardzo ważnego.  Nie łudzę się, iż każdy czytelnik bloga teraz odkryje w sobie powołanie do nauki kaszubskiego – jeśli jednak choć jedna osoba stwierdzi, że warto odwiedzić linki, które w tym artykule zamieściłem, a następnie opanuje ten język w stopniu umożliwiającym jego aktywne używanie będę się niezwykle cieszył.

Podobne posty:
Język kaszubski – jedyny język regionalny w Polsce
Słownik polsko-kaszubski jest dostępny
Najbardziej zagrożony język w Polsce – wilamowicki
Języki regionalne Francji – oksytański
Języki regionalne Francji – baskijski

Gold List, podręczniki do serbskiego oraz konwersacje w 50 językach

W związku z tym, że koniec roku coraz bliżej czuję się zobligowany do tego, aby zamieścić na blogu coś nowego, co tchnie w bloga trochę świeżości, a zarazem będzie motywacją dla wielu z was, aby nie zaprzestawać nauki i zagłębiać się coraz bardziej w świecie języków obcych. W ciągu ostatnich kilku miesięcy doskwierał mi raczej brak czasu wolnego, jeśli natomiast takowy posiadałem wolałem go przeznaczać na rzeczy pożyteczniejsze z mojego punktu widzenia niż pisanie bloga. Mam jednak nadzieję, że ten artykuł, będący w ogromnym stopniu wypadkową pytań, jakie w ostatnim czasie otrzymałem w komentarzach bądź drogą mailową, stanie się swoistym zadośćuczynieniem za ostatni okres ciszy na blog. A o czym wspomnę? 1)O metodzie GoldList, 2) o książkach do nauki serbskiego i chorwackiego oraz 3) o bardzo ciekawej stronie, na której można się nauczyć absolutnych podstaw 50 języków i przy okazji się językowo zabawić. Gotowi? No to zaczynamy.

Co sądzisz o metodzie GoldList?
To pytanie pojawiło się pierwszy raz w komentarzach już dwa lata temu, ostatnio zaś przypomniał mi je pewien internauta w prywatnej korespondencji. Jako iż miałem okazję swego czasu przetestować działanie wspomnianej wyżej metody mogę co nieco o niej powiedzieć. Na początku jednak wolałbym osobom w tym temacie nowym zwięźle przedstawić jej genezę oraz działanie.

Twórcą metody nauki obcych słówek jest pewien Brytyjczyk David James. Sam proces jej stosowania jest całkiem prosty – mamy przykładowo 25 obcych słówek i zapisujemy je od góry do dołu na stronie zeszytu. Do listy tej wracamy dopiero po dwóch tygodniach i wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zauważamy, że oto zapamiętaliśmy ok. 30% tego co zapisaliśmy poprzednio. Robimy więc kolejną listę składającą się z 17 słówek, które nie utkwiły nam w głowie po pierwszej serii. I wracamy do niej dopiero po dwóch tygodniach. I tak w kółko. To oczywiście ogromne uproszczenie całej metody, szczegółowy opis znajdziecie na stronie jej twórcy – http://huliganov.tv/goldlist-eu/.

Nigdy nie byłem specjalistą od tego jak działa ludzki mózg i osobiście niewiele rzeczy irytuje mnie tak bardzo jak debaty domorosłych poliglotów na temat pamięci krótkotrwałej i długotrwałej, ale jedno muszę przyznać – stosując metodę GoldList za każdym razem byłem w stanie rzeczywiście zapamiętać około 30% z tego co zapisałem dwa tygodnie wcześniej. Wraz jednak z upływem czasu zaczęły rosnąć w mojej głowie kolejne wątpliwości. Wbrew twierdzeniom Davida słowa zapamiętane po pierwszej serii niekoniecznie znajdowały się w naszej pamięci po miesiącu od jej wykonania. W zasadzie całkiem spory ich odsetek uciekł z mojej głowy już po dwóch miesiącach. Z jednej strony powodem tego mogło być specyficzne źródło, z którego owe słówka czerpałem – trudno bowiem uznać język używany w XIX-wiecznych opowiadaniach serbskich za mający wiele wspólnego z obecną rzeczywistością. Z drugiej jednak strony na czym miałbym ową metodę testować jeśli nie właśnie na tego rodzaju słownictwie – większość rzeczy bardziej popularnych ktoś mający na co dzień do czynienia z danym językiem obcym i tak zapamięta, bez stosowania jakichkolwiek cudownych metod.

Nie chciałbym nikogo tu zrażać – jeśli ktoś uważa, że wszystkie metody nauki słownictwa (takie jak chociażby ANKI, o czym mogliście przeczytać zarówno u mnie, jak i na "Przestrzeni Językowej" u Piotrka) go zawiodły może oczywiście wypróbować GoldList. Nie warto się jednak nigdy oszukiwać – jeszcze nikomu nigdy nie udało się wymyślić jednej perfekcyjnej metody, która w prosty sposób zainstaluje język obcy w naszej głowie.

Jakie książki do serbskiego mógłbyś polecić?
Wspominałem już o tym kilka (jeśli nie kilkanaście) razy i mam nadzieję, iż tym razem informacja ta znajdzie się w miejscu na tyle widocznym, że nie będę jej już musiał powtarzać po raz kolejny. Pierwszą pozycją, jaką uważam za godną polecenia jest książka z Wiedzy Powszechnej, wydawnictwa wielokrotnie już na łamach tego bloga wychwalanego, pod tytułem "Govorite li srpskohrvatski?" autorstwa Marii Krukowskiej. Podręcznik ten został ostatni raz wydany w latach 80., ale nadal można go dość często spotkać na aukcjach internetowych. Objętościowo jest raczej niewielki, ale wyjaśnia w przystępny sposób podstawy gramatyki i zaznajamia nas z podstawowym słownictwem. Po przerobieniu tego podręcznika nie miałem problemu z czytaniem gazet po serbsku i bardzo prostymi konwersacjami. Mankamentem jest może brak jakichkolwiek kaset, ale dzięki nieskomplikowanej relacji pisma i dźwięku (w myśl obowiązującej w języku serbskim zasady Piši kao što govoriš i čitaj kako je napisano) lukę tę można bardzo łatwo nadrobić słuchaniem radia. Tutaj polecam szczególnie trzy radiostacje: B92, Radio Beograd z bardzo interesującą cotygodniową audycją, jaką jest "Sedmica" oraz, dla miłośników Chorwacji, HRT, które oferuje nam wszystkie audycje do ściągnięcia w formie plików mp3.

Ostatnimi laty na rynku ukazała się też druga bardzo ciekawa pozycja dla osób uczących się serbskiego i jest to dwutomowy podręcznik "Język serbski", którego autorami są Anna Korytowska, Olivera Duškov oraz Irena Sawicka. Miałem okazję korzystać jedynie z drugiego tomu i mogę śmiało powiedzieć, iż nigdy nie znalazłem lepszego podręcznika do nauki tego języka. Jakby tego było mało jest też na polskim rynku dostępna spolszczona wersja "Teach Yourself Croatian", która, jak większość wydań z tego wydawnictwa ma swoje wady i zalety, ale biorąc pod uwagę podobieństwo do naszego ojczystego języka absolutnie wystarcza by opanować podstawy gramatyczno-leksykalne.

Absolutne podstawy 50 języków w formacie mp3 za darmo, czyli book2
Strona, która zamierzam przedstawić w ramach gwiazdkowo-noworocznego prezentu nie jest może niczym nowym, ale na pewno jest czymś bardzo ciekawym dla osób, które językami obcymi się interesują. Na stronie www.goethe-verlag.com/book2/ znajdziecie zestaw 100 lekcji zawierających najprostsze konstrukcje zdaniowe w 50 językach (!) do ściągnięcia w formie mp3. O ile z językoznawczego punktu widzenia wydaje mi się niemożliwe przetłumaczenie każdego z blisko 1800 zdań na dokładne odpowiedniki w 50 różnych językach, o tyle jako miłośnik języków obcych uważam taką ideę za niezwykle praktyczną i godną polecenia każdej osobie, która dopiero co zaczyna przygodę z językiem obcym. Podejrzewam, że w przypadku jednorazowego wyjazdu na wakacje przebrnięcie przez tłumaczenia podstawowych konwersacji z polskiego/angielskiego na chociażby chorwacki da więcej niż niejeden podręcznik, szczególnie jeśli chodzi o swobodę wypowiedzi – niewiele ćwiczeń jest w stanie tak znacznie poprawić swobodę wypowiedzi jak ustne tłumaczenie z języka ojczystego na ten którego się właśnie uczymy (przy okazji, na tej zasadzie działał kurs ESKK, z którym zaczynałem swoją przygodę z językiem rosyjskim).

Polecam również poeksperymentowanie ze stroną w celu porównania niektórych języków. Możemy np. ściągnąć zestaw konwersacji ukraińsko-białoruskich, otworzyć lekcję nr 48 pt. "Що ми робимо у відпустці/Заняткі на адпачынку" i następnie wysłuchać tłumaczeń z jednego języka na drugi zwracając uwagę na różnice pomiędzy nimi. Podobne operacje można przeprowadzić na innych parach słowiańskich, germańskich czy romańskich – jeśli jesteś miłośnikiem języków obcych gwarantuję dobrą zabawę.

Na koniec jeszcze jedna dobra wiadomość
Biorąc pod uwagę znaczny spadek częstotliwości ukazywania się nowych artykułów postanowiłem umieszczać artykuł dopiero wtedy, gdy w poczekalni znajduje się już kolejny. Dlatego możecie być niemal pewni, że już za dwa tygodnie ukaże się na blogu coś nowego. Tymczasem życzę wszystkim, aby nadchodzący rok był szczęśliwy, obfitujący w radości wszelkiego rodzaju i lepszy niż ten, wcale nie aż taki zły rok 2012!

Podobne posty:
Rewelacyjny program do nauki słówek – ANKI
Najlepsza rada dotycząca nauki języków obcych
W jakim języku się mówi w byłej Jugosławii?
Macedoński – wstęp i z czego się uczyłem przez ostatni miesiąc
Jak (nie) uczyć się języków obcych – część 2 – rosyjski

Macedoński – wstęp i z czego się uczyłem przez ostatni miesiąc

Czasu na napisanie dwóch artykułów na pewno nie starczy (bo we wrześniu raczej go nie będzie), więc postanowiłem w jednym zmieścić tyle informacji, aby każdy był zadowolony. Zarówno ci, których interesuje wyłącznie to jak się uczyć języków obcych, jak i ci zainteresowani językową różnorodnością w ogóle. Tematem będzie język macedoński, trochę informacji o jego historii, jego pokrewieństwie z bułgarskim i serbskim oraz kilka „wyznań” na temat tego jak się go uczyłem przez ostatni miesiąc. Zaczynajmy!
Wcześniej pisałem już trochę o sytuacji językowej w byłej Jugosławii i tym dlaczego warto uczyć się serbskiego. Jedynymi językami uznawanymi obecnie za urzędowe w republikach byłej Jugosławii, których wcześniej nie tknąłem były słoweński i macedoński. O obydwu miałem pojęcie raczej mgliste i zapewne niewiele w tym względzie by się zmieniło, gdyby nie seria mniej lub bardziej losowych zdarzeń, które spowodowały, że w ostatnim czasie jeden z nich znajdował się w centrum moich językowych zainteresowań.
Szczerze mówiąc trudno pisać o macedońskim i Macedonii krótko – przy czym nie mam tu na myśli jakichś romantycznych uniesień na temat tamtejszego krajobrazu, ale to, że temat jest bardzo skomplikowany i dla kogoś nie zaznajomionego z historią Bałkanów dość trudny. Proszę też osoby bardziej zorientowane w temacie o to, by nie pisały, że potraktowałem rys historyczny po macoszemu, bo doskonale zdaję sobie z tego sprawę – w tej kwestii łatwiej byłoby mi napisać referat na kilkadziesiąt stron niż streszczenie na jedną. Jeśli kiedyś założę stronę poświęconą szeroko rozumianym Bałkanom, co zresztą mam w planach, to postaram się ten temat należycie rozwinąć. Żeby dokładniej zrozumieć istotę problemu nawet laik jednak musi sobie zdać sprawę z tego, że w starożytności istniało państwo o wdzięcznej nazwie Macedonia, na którego czele któregoś dnia stanął Aleksander Wielki. Aż do VII wieku był to region w ogromnej części zamieszkały przez Greków i miejscową ludność, która uległa w mniejszym lub większym stopniu hellenizacji (przede wszystkim Ilirów i Traków). Następnie przybyli na te ziemie Słowianie, którzy zachwiali demograficzną strukturą owego regionu do tego stopnia, że pod koniec XIX wieku każde państwo graniczące z Macedonią uznawało jej mieszkańców za Bułgarów, Greków lub Serbów, w zależności od tego czy była to opinia Sofii, Aten czy Belgradu. By sytuacja była ciekawsza miejscowa ludność zaczęła zauważać swoją odrębność i określać się jak Macedończycy, a cała kraina wchodziła w skład Imperium Osmańskiego. Nie czas teraz oczywiście na dokładne opowiedzenie historii walk Macedończyków o swoją odrębność. Myślę jednak, że sam ten szybki przekrój ukazuje złożoność problemu. 
Macedonia jako państwo i Macedonia jako historyczna kraina – źródło: Wikipedia
Sam język macedoński należy do języków południowosłowiańskich i historycznie jest on najbliższy temu, co nazywamy staro-cerkiewno-słowiańskim, który oparty był na słowiańskich dialektach z okolic Salonik (tudzież Sołunia, bo tak to miasto po słowiańsku się nazywa). Paradoksalnie jednak jest to język dość młody, przynajmniej pod względem jego kodyfikacji i uznania międzynarodowego.  Macedoński nie był bowiem aż do lat 40. XX wieku (kiedy to został językiem urzędowym w socjalistycznej Jugosłowiańskiej Republice Macedonii) powszechnie uznawany za osobny twór, a i dziś budzi spore kontrowersje. Według Bułgarów chociażby jest to jeden z bułgarskich dialektów, a nie samodzielny język – mój pogląd w tej sprawie jeszcze przedstawię. Jeszcze inne spojrzenie na kwestię językową mają Grecy, którzy nie przyjmują do wiadomości nazwy „macedoński” używając w jej miejsce terminu „słowiano-macedoński” (gr. slavomakedoniki glossa – Σλαβομακεδονική γλώσσα).  Jest to jeden z elementów, które wchodzą w skład szerszego konfliktu pomiędzy Grecją a Macedonią dotyczącego nazewnictwa i symboliki używanej w tej byłej republice jugosłowiańskiej. Między innymi dlatego Macedonia na forum międzynarodowym musi obecnie używać nazwy FYROM (Była Jugosłowiańska Republika Macedonii), bo nazwa Macedonia według Greków odnosi się przede wszystkim do historycznej krainy oraz do obszarów, których stolicą są Saloniki. Tyle w skrócie. 
Czy macedoński ma prawo być osobnym językiem?
Najpierw powiem, że samo pytanie uważam za głupie, ale niestety czasem warto zadać głupie pytanie, żeby sprawa była bardziej przejrzysta. Moim zdaniem różnica między osobnymi dialektami a językami jest bardzo płynna. Jako przykład zawsze lubię podawać Niemcy i Jugosławię. W Niemczech mamy oficjalnie jeden język niemiecki rozbity na kilka nawzajem niezrozumiałych dialektów. Jeśli ktoś w to nie wierzy to polecam sobie obejrzeć kiedyś jakieś regionalne szwajcarskie programy w telewizji 3sat i spróbować zrozumieć tamtejsze dialekty – z reguły dla ułatwienia na dole ekranu są podawane napisy w Hochdeutschu. Podobnie ma się sprawa ze wspominanym już na tym blogu językiem dolnoniemieckim (Plattdeutsch), któremu nierzadko bliżej do niderlandzkiego. Pytanie zresztą, czy gdyby historia się potoczyła inaczej nie uznawalibyśmy niderlandzkiego za kolejny dialekt? Z drugiej strony mamy natomiast Jugosławię, gdzie aktualnie istnieją oficjalnie przynajmniej 4 języki pochodzące od serbsko-chorwackiego, które są niemal identyczne, a ich użytkownicy bez problemu się nawzajem rozumieją.
Mając zatem na uwadze poglądy bułgarskich językoznawców spojrzałem na macedoński głównie pod tym względem i doszedłem do wniosków dość zadziwiających. Otóż odnoszę wrażenie, iż mam do czynienia z jakąś przedziwną bułgarsko-serbską mieszanką – gramatyka jest bardzo podobna do bułgarskiej (uproszczona deklinacja, bogata koniugacja i rozwinięte czasy), natomiast słownictwo jest tak podobne do serbskiego, że od dnia pierwszego nie miałem większego problemu z czytaniem jakichkolwiek tekstów. Przy czym czytanie było o tyle zabawne, że rozumiałem większość przekazu, ale trafiały się czasem słowa tak pospolite jak „nawet” (mac. дури), których nie rozumiałem, bo były jednymi z niewielu wyrazów akurat charakterystycznych dla języka macedońskiego. Różnice leksykalne pomiędzy bułgarskim a macedońskim są jednak widoczne gołym okiem i o ile mówiony macedoński rozumiem w całkiem niezłym stopniu, o tyle bułgarski jest dla mnie niemal czarną magią. W języku pisanym różnica jest mniejsza, ale nadal dzięki znajomości serbskiego widzę spore różnice pomiędzy obydwoma językami w niemal każdym aspekcie. Na pewno są one znacznie większe niż pomiędzy serbskim a chorwackim.
Chciałem jeszcze napisać o rzeczach, które mnie zaskoczyły jako Polaka, który zaczął się uczyć macedońskiego, bo trochę ich było, ale zauważam, że długość tego artykułu zaczyna być już trochę przytłaczająca, a obiecałem jeszcze dodać coś dla ludzi zainteresowanych stricte nauką języka.
Jak się więc zabrać do nauki języka od zera? Jak się uczyłem macedońskiego?
Po pierwsze trzeba mieć motywację, bo bez tego daleko się nie zajedzie. Ja mimo tego, że kocham się uczyć kolejnych języków i faktycznie motywację mam, biorąc pod uwagę, że do końca września będę tego języka musiał używać, to nie zawsze byłem w stanie znaleźć chwilę czasu by go szkolić. Nie wierzę więc, by ktokolwiek bez motywacji był w stanie się języka nauczyć. Jeśli natomiast masz motywację, to naprawdę niewiele potrzeba by rozpocząć swoją „językową wyprawę”.  Tu nie są potrzebne żadne magiczne sztuczki, specjalne techniki – tak naprawdę wszystko potrafi zastąpić czas i skupienie. W celu nauki macedońskiego zgromadziłem w sumie trzy rzeczy:
1. podręcznik – „Macedonian. A course for beginning and intermediate students” autorstwa Christiny Kramer, naprawdę świetna książka, która okazuje się nieocenionym towarzyszem podróży po odmętach tego języka. Wiem, że niektórzy lansują naukę języka bez gramatyki itp., czego absolutnie nie neguję – jeśli komuś to odpowiada to tym lepiej dla niego. Ja osobiście gramatykę na swój sposób lubię i nie wyobrażam sobie nauki bez użycia choćby najprostszego podręcznika. Sam podręcznik posiada jeszcze nagrania audio, co jest moim zdaniem jednym z musów (nawet jeśli nagrania są kiepskiej jakości).
2. coś do czytania – bo ile można czytać dialogi, w których Branko narzeka, że chciałby mieć psa. O źródła czytane jest względnie łatwo w dobie Internetu, jako że każda licząca się gazeta ma stronę internetową. Jedną z nich jest Нова Македонија – http://www.novamakedonija.com.mk/. Do tego postanowiłem od czasu do czasu czytać artykuły o interesujących mnie rzeczach z macedońskiej Wikipedii – swoją drogą szczególnie ciekawe jest porównywanie tych samych artykułów w wersjach macedońskiej, bułgarskiej i greckiej.
3. coś do słuchania – tu mój wybór padł na Radio77 – http://www.kanal77.com.mk/ .
4. zeszyt do pisania i usta do mówienia – bo lubię przepisywać wszystkie dialogi i niezrozumiałe słowa/zdania oraz od czasu do czasu mówić jakieś zdania związane bezpośrednio z moim życiem bądź tłumaczyć z polskiego na język, którego się uczę.
I tyle. Wiem, że ktoś teraz zarzuci mi brak native speakerów. Po pierwsze – szybkość mojego Internetu nie pozwala mi na użytkowanie skype’a, po drugie – będę miał ich niedługo aż w nadmiarze:)
Temat macedońskiego jest oczywiście na tyle szeroki, że jeszcze go znacznie rozwinę w przyszłości. Pomysłów mam bowiem na przynajmniej kilka artykułów, tylko czasu trochę brak i mam świadomość, że nie każdy ma cierpliwość by brnąć przez coś dłuższego niż 8000 znaków. Tak więc myślę, że jeśli artykuł spotka się z pozytywnym odzewem to będę kontynuować te macedońskie sprawozdania.
Podobne posty:

Co przyjdzie z słuchania radia przez godzinę dziennie

Wchodzę po jednym dniu nieobecności do internetu, patrzę, a tu pojawiły się cztery nowe komentarze. Jeden z nich uznałem za szczególnie godny rozwinięcia w tej chwili, albowiem odpowiedź na niego trudno jest podać w odpowiedzi do komentarza – byłaby zbyt długa. Chciałbym też, aby jak najwięcej osób się z tym zapoznało i ewentualnie przedstawiło swój punkt widzenia na tą kwestię. Chodzi mianowicie o to, czy słuchanie radia obcojęzycznego przez godzinę dziennie szybko zwiększy poziom rozumienia ze słuchu.

Ludzie mają to do siebie, że zawsze i wszędzie poszukują najprostszych, najmniej męczących oraz najszybszych rozwiązań. Pomysł więc włączenia radia, żeby gdzieś tam sobie grało w tle wydaje się w tym wypadku kapitalnym narzędziem – wydaje się bowiem, że można robić coś innego, a język będzie sam wchodził do głowy. Jednak tak jak w przypadku wielu innych narzędzi trzeba po prostu wiedzieć jak z tego korzystać. Jeśli natomiast mamy złe podejście, to choćbyśmy mieli radio włączone przez 5 godzin dziennie, da nam to niewiele. Ale przejdźmy do konkretów.

Pierwsza rzecz na jaką należy zwrócić uwagę to fakt, że samo radio nas języka nie nauczy. Przydadzą się zawsze jakieś inne pomoce – słownik, podręcznik. W ogóle najlepiej zacząć go słuchać w momencie gdy się ma przynajmniej mgliste pojęcie o tym jak język funkcjonuje, jak brzmi i gdy się zna chociaż podstawowe zwroty. W przeciwnym wypadku nawet jeśli się bardzo skupimy na tym co leci w radiu, to nic z niego nie zrozumiemy. Jeśli nic nie rozumiemy, to znacznie trudniej jest się skupić – bo tak szczerze, kto usiedziałby porządnie skupiony na wykładzie prowadzonym po węgiersku? (wyłączając oczywiście osoby znające ten piękny język). Jedyne co możemy z takiego słuchania wynieść to frustracja i poczucie, że "nie mamy talentu do języków obcych". Po pierwsze więc: należy opanować przynajmniej podstawy języka.

Następna ważna kwestia, to obalenie mitu, że włączenie radia, żeby gdzieś tam sobie grało w tle cokolwiek da. Posłużę się tu przykładem z życia wziętym. Mój ojciec skończył szkołę tłumaczy języka niemieckiego i zawsze był miłośnikiem krajów niemieckojęzycznych, szczególnie Austrii oraz Szwajcarii. Pamiętam, że od kiedy w domu pojawiła się możliwość odbierania telewizji zagranicznej, to niemieckie kanały leciały czasem po 5 godzin dziennie. Gdyby tak było, że zupełnie bierne słuchanie daje jakieś wyniki to cała moja rodzina rozumiałaby dziś doskonale wszystko co się mówi po niemiecku. A tymczasem tak nie jest. Zawsze najwięcej będzie rozumieć właśnie osoba, która będzie naprawdę skupiona na materiale jakiego słucha. A poziom zrozumienia będzie wprost proporcjonalny do uwagi jaką będziesz poświęcać słuchanemu materiałowi. Należy zatem się skupić, skupić i jeszcze raz skupić. Zapomnij o tym, że radio chodzące w tle cokolwiek Ci da.

Ostatnią natomiast kwestią jest umiejętne wybranie ciekawej audycji. Ktoś powie, że to nic trudnego, a problem jest większy niż się wydaje.  Zawsze słuchanie audycji, nalepiej jeszcze dyskusji, da więcej niż słuchanie muzyki. Bardzo trudno jest zaś znaleźć coś na czym bylibyśmy w stanie zawiesić ucho na przynajmniej godzinę dziennie. Osobiście najbardziej polecałbym stacje czysto informacyjne takie jak chociażby rosyjskie radio Svoboda. Co natomiast się dzieje gdy słuchamy czegoś co jest nudne? Najprościej mówiąc – nudzimy się. Poziom naszego zaangażowania spada niemal do zera i tylko czekamy aż godzina się skończy, żebyśmy mogli się wziąć za coś innego. W efekcie nie nauczymy się wiele – zapewne po kilku dniach większość osób w ogóle zarzuci projekt słuchania radia. Znacznie łatwiej jest utrzymać skupienie oglądając telewizję, bo dodatkowo działa na Ciebie obraz.

Jeśli natomiast ktoś ma już opanowane pewne podstawy, potrafi znaleźć coś ciekawego do słuchania i umie się skupić na tym co słyszy – wtedy droga do sukcesu stoi otworem. Nie chciałbym tu rzucać liczbami – wiem, że niektórzy oczekują recept w stylu: "rób to przez określoną ilość czasu, a będziesz płynnie mówił, albo doskonale rozumiał obcy język". Jedno tylko wiem na pewno – najszybciej się nauczysz jakiejkolwiek umiejętności ją wykonując. I to się tyczy wszystkiego. Jeśli słuchanie jest twoim celem – słuchaj radia lub oglądaj telewizję tak często jak tylko możesz, ze skupieniem oczywiście. Jeśli chcesz doskonale mówić – znajdź ludzi władających językiem obcym i do nich mów. Jeśli chcesz czytać – czytaj jak najwięcej. Jeśli chcesz pisać – znajdź nawet najdziwniejsze forum internetowe, załóż bloga czy pamiętnik w obcym języku i pisz. Im więcej temu czasu poświęcisz, tym szybciej się nauczysz.


To ostatnie zdanie fajnie wyszło – w sumie jest to najkrótsza recepta na to jak się uczyć języka obcego.

Rozumienie ze słuchu

Bardzo się cieszę, gdy mogę napisać artykuł w odpowiedzi na maile bądź komentarze czytelników. Tak również zrobię teraz – otrzymałem bowiem następującego maila:

Witam.
Mam prośbę – czy możesz napisać coś o najskuteczniejszych sposobach nauki rozumienia ze słuchu ?
Na przykład po ilu godzinach nauki twoje rozumienie ze słuchu jest na podobnym poziomie co rozumienie tekstu czytanego.

Wykształcenie podobnego poziomu rozumienia tekstu i mowy jest niesłychanie trudnym zadaniem. Tak się właśnie zastanawiam nad moim rozumieniem języka polskiego i dochodzę do wniosku, że np. znacznie bardziej wolę czytać o filozofii niż słuchać wykładu, w którym pojawiają się stwierdzenia mi obce. Jest to może trochę skrajny przykład, bo trudno powiedzieć, że nie rozumiem polskiej mowy, jednak pismo zawsze będzie miało tą przewagę, że możesz je czytać z taką prędkością jaka tobie pasuje, a nie jego autorowi, zawsze można też wrócić do akapitu, który był mniej zrozumiały.

Ale wróćmy do języków obcych. Nie wiem, czy w którymkolwiek z języków czuję się równie swobodnie jeśli chodzi o czytanie i słuchanie. Nawet w rosyjskim, czy angielskim, w których naprawdę bardzo rzadko zdarza mi się zaglądać do słownika gdy czytam, wciąż zdarzają się sytuacje gdy muszę się mocno zastanowić co dany człowiek właśnie powiedział. Z reguły ma to miejsce gdy mówi z akcentem, do którego absolutnie nie jestem przyzwyczajony – gdy pierwszy raz w życiu rozmawiałem z Irlandczykiem moje rozumienie miało zupełnie inny wymiar niż podczas słuchania wiadomości na CNN nawet jeśli tempo prezenterów telewizyjnych było znacznie szybsze. Zresztą nic w tym dziwnego. Nie raz zastanawiałem się ilu ludzi spoza Szamotuł, biegle władających językiem polskim, zrozumiałoby zdanie typu „Pa to tej” (oznaczającego mniej więcej „Spójrz na to” :)).

Wniosek z tego taki, że najważniejsze do rozumienia ze słuchu jest nic innego jak właśnie osłuchanie się. Najlepiej rozmawiać na żywo z użytkownikiem danego języka, ale można też zastąpić to oglądając chociażby obcą telewizję (ulubione seriale, filmy – najlepiej bez napisów), słuchając radia, muzyki w danym języku, audiobooków itp. (żeby utrzymywać kontakt z językiem tak często jak to możliwe polecam m.in. kupienie sobie przenośnego odtwarzacza mp3, dzięki któremu można słuchać materiału audio gdy jest się w drodze – można na niego nagrywać te same audycje i puszczać parę razy dla lepszego zrozumienia) – im tego więcej tym szybciej i lepiej zrozumiesz mowę obcokrajowców. Ale nawet wtedy zdarzą się sytuacje, w których będziesz musiał niejako „przyzwyczajać się” do dialektu używanego przez twojego rozmówcę, ewentualnych wad wymowy, używania przez niego specyficznego slangu itp. To wszystko to tylko i wyłącznie kwestia doświadczenia, niczego innego. Tu nie ma niestety żadnych trików, tudzież wspaniałych metod, które z dnia na dzień sprawią, że zaczniesz lepiej rozumieć język mówiony.

A co do godzin nauki – trudno mi powiedzieć ile czasu to zajmuje, jako że nie traktuję oglądania filmu w obcym języku jako standardowych „godzin nauki” tylko po prostu rozrywkę, oglądanie wiadomości na CNN tak samo jak tych na TVN24, słuchanie radia Svoboda tak samo jak Trójki. Wydaje mi się, że rozumienie ze słuchu opanowuje się w trakcie takiego zupełnie autonomicznego procesu mającego niewiele wspólnego z tradycyjnym siedzeniem nad zeszytem i regułami gramatycznymi. Niektórzy może się z tym nie zgodzą i mają na ten temat jakieś inne przemyślenia – jeśli tak to zapraszam do komentowania.

Podobne posty:
Jak się nauczyć cyrylicy w 2 dni?
Przewodnik po Anki
Nie masz siły – zrób coś małego
Gry komputerowe i nauka języków obcych
Blog językowy AJATT – ciekawa metoda nauki