[MN33] Buszujący w mandaryńskim – długofalowy projekt samodzielnej nauki języka chińskiego

buszujacy1Chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach…[1]

Mawia się, że prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, zasadzić drzewo oraz spłodzić syna. Z racji tego, że Woofla nie jest portalem o tematyce architektonicznej, dendrologicznej czy, ku ubolewaniu wielu, seksualnej, żadne z tych trzech zadań nie będzie tematem doświadczenia, którego zarys zamierzam przedstawić w poniższym artykule. Nie wiem, czy anonimowy autor powyższej mądrości ludowej na dalszych pozycjach swojej listy wspominał o napisaniu książki oraz nauczeniu się języka chińskiego, a tym bardziej, czy wyznaczył ramy czasowe, w których należy się zmieścić, realizując wspomniane zadania. Z racji nieubłaganie zbliżającej się 30-stki zdecydowałem się podjąć realizacji projektu będącego połączeniem właśnie tych dwóch, z mojej długiej listy trzeciorzędnych marzeń, o marginalnym znaczeniu praktycznym – a, prawdę mówiąc, będących wyłącznie czystą fanaberią. Publiczne zobowiązanie ma na celu zwiększenie prawdopodobieństwa zakończenia projektu sukcesem. Niedotrzymanie słowa danego sobie, to coś, co zdarza mi się niemal codziennie, w chwili gdy ustawiam budzik w telefonie na szóstą rano. Realizacja tego heroicznego w moim przypadku zadania, jakim jest wstanie o tak bezbożnej godzinie, w sytuacji, gdy podyktowane jest jedynie chęcią sprawdzenia tego, czy Ów wspomniany w tytule wstępu rzeczywiście, zgodnie z innym ludowym porzekadłem, daje, zwykle kończy się porażką. Inaczej byłoby, gdybym umówił się z kimś, choćby na wspólny poranny jogging. Niedotrzymanie słowa człowiekowi, który nie jest prekursorem naszego odbicia w lustrze, to coś, nad czym znacznie trudniej przejść do porządku dziennego.

Z podobnego powodu zdecydowałem się na publiczne zobowiązanie, z którego, bez utraty twarzy, nie sposób będzie się wycofać. Czasem motywacji trzeba dopomóc i niczym Cortez(ar) puścić z dymem okręty, na których przypłynęło się, aby palić, gwałcić i mordować, a to, by uniemożliwić odwrót z raz obranej ścieżki.


Buszujący w mandaryńskim, czyli długofalowy projekt samodzielnej nauki języka chińskiego

Mój eksperyment oparty będzie na metodologii opisanej w cyklu sześciu artykułów:

[MN6] Zaczynając naukę języka, wpierw określ sobie cel i ‚obszar’ działania*

[MN7] Jak, z głową, wybierać materiały do nauki tak, aby nie męczyć się … bez potrzeby?

[MN8] Patrz z własnej perspektywy; szyj metodę na miarę własnych potrzeb i możliwości

[MN9] Jak sporządzić tłumaczenie robocze będące namiastką myślenia w języku obcym?

[MN10] Dlaczego warto sporządzać tłumaczenia robocze obcojęzycznych tekstów?

[MN11] Jak uczyć się w oparciu o tłumaczenie robocze?


#1 Cel

Przed ukończeniem 30 roku życia chcę napisać powieść psychologiczną w języku chińskim – mandaryńskim (w znakach uproszczonych).

Jednak, wbrew zapowiedziom, będzie nieco o dendrologii. Mając za zadanie ścięcie grubego drzewa, możemy chwycić za zardzewiałą, tępą piłę i czym prędzej, "by nie tracić czasu", przystąpić do wycinki. Jeśli nawet uda się nam powalić wyznacznik "prawdziwego mężczyzny", umęczymy się jak diabli. Im grubsze drzewo (~ trudniejsze zadanie), tym lepiej poświęcić większą część czasu na dobre naostrzenie piły (~ przygotowanie solidnego warsztatu literackiego).

Czas, jaki daję sobie na realizację zadania to niemal 3 lata. To dużo (w tym czasie można przeczytać kilkanaście czy wręcz kilkadziesiąt książek w języku obcym) i mało (po 6,5 roku szkolnej "nauki" niemieckiego potrafię powiedzieć, że mam biegunkę i niewiele więcej, a na mój dorobek literacki składa się kilka opisów pokoju i symulowanych listów do wyimaginowanych Brieffreund'ów). Nie sposób nie zgodzić się z Peterlinem, że kluczową rolę w nauce odgrywa intensywność, im większe natężenie, tym lepiej, z drugiej jednak strony warto zachować zdrowy umiar, aby ślepe realizowanie planu nie okazało się destrukcyjne jeśli chodzi o inne, znacznie ważniejsze, sfery życia.

#2 Materiały do nauki

Budowanie warsztatu literackiego oparte będzie na dwóch niezależnych działaniach:

Spodziewając się zastrzeżeń co do wyboru tej właśnie pozycji, spieszę z wyjaśnieniem. "Buszującego w zbożu" dostałem, w tajemnicy przed rodzicami, od mojej Cioci, z pół mojego życia temu i od tego czasu przeczytałem ją ze trzy razy po polsku i nie czuję się tym faktem w żaden sposób, skrzywdzony, pomimo przytyków najbardziej radykalnych wooflowych komentatorów twierdzących, że wartość ma wyłącznie czytanie oryginałów książek (czyli, w domyśle, przekłady są dla lamusów). Skoro, m.in. ze względu na ostrość i zadziorność języka podmiotu lirycznego, spodobała mi się wersja książki w języku ojczystym, to czemu nauka mandaryńskiego, oparta na chińskim przekładzie tej samej historii, miałaby być dla mnie szkodliwa? (O pewnych cieniach takiego działania jednak wspomnę w kolejnych artykułach z cyklu "Buszujący w mandaryńskim"). Zależy mi na opanowaniu właśnie tego stylu i języka, którym, za sprawą chińskiego tłumacza, posługuje się nie tyle Holden Caulfield, ile jego chińskie alter ego – 霍尔顿·考尔菲德 (gł. bohater powieści).

Najbardziej rozsądne byłoby uczenie się z oryginału jakiejś mandaryńskiej powieści, ale z racji tego, że chińska literatura współczesna nie cieszy się w Polsce dużą popularnością, dotychczas nie spotkałem się z przekładem, który zaintrygowałby mnie na tyle, abym miał ochotę sięgnąć po oryginał. A trudno samemu po omacku szukać czegoś wartościowego, skoro, tak właściwie, nie wie się nawet tego, co chce się znaleźć. Żeby uznać, że książka jest warta tak intensywnego zaangażowania, musiałbym mieć wpierw mocne przesłanki.

Z drugiej strony nauka oparta na przekładzie angielskiej powieści nie jest wcale taka zła, zważając na to, że moim celem jest napisanie książki opisującej realia europejskie (a nie azjatyckie). W momencie, gdybym usiłował oddać chińskie realia, wtedy rzeczywiście byłoby lepiej, gdyby oryginalna wersja powieści była napisana po chińsku.

Nie ukrywam, że duże znaczenie ma dostępność "Buszującego w zbożu" w trzech wersjach językowych – polskiej (w postaci papierowego egzemplarza), angielskiej oraz chińskiej, co biorąc pod uwagę to, że wydanie mandaryńskojęzyczne zamierzam analizować słowo po słowie, nie jest bez znaczenia. Asekurowanie się wersjami w językach, które znam lepiej, powinno ograniczyć liczbę niejasności do akceptowalnego minimum.  Nie chodzi tylko o zrozumienie ogólnego sensu (do tego wystarczy znajomość języka ojczystego), lecz rozgryzienie i przyswojenie składni, semantyki oraz stylistyki, którą posługuje się autor chińskiego przekładu. Między biernym rozumieniem tekstu a umiejętnością wyprodukowania czegoś własnego na podobnym poziomie jest przepaść, którą postaram się przeskoczyć. Istotną zaletą wybranej pozycji książkowej jest jej dość współczesna tematyka, realizm postaci i opisywanych wydarzeń, co zwiększa odsetek słów, które przydadzą się w przyszłości w budowaniu własnych tekstów. Liczne przemyślenia podmiotu lirycznego powinny być dobrym wzorcem do tworzenia chińskiej wersji powieści psychologicznej opartej na polskim (europejskim) sposobie postrzegania świata.

#3 Spojrzenie z własnej perspektywy, uwzględnienie własnych potrzeb i możliwości

Zarówno przekład, jak i oryginał powieści liczą 26 rozdziałów, dlatego też pierwszą część zadania rozłożę właśnie na (aż?) 26 miesięcy (nie chodzi o to, żeby się umęczyć). I tak w n-tym miesiącu trwania projektu zamierzam wpierw sporządzić tłumaczenie robocze rozdziału n-tego, 'przerobić' go po raz pierwszy oraz powtarzać, zgodnie z cyklem kalendarzowym, poprzednie partie materiału, których czas powtórki wypada właśnie w n-tym miesiącu. Standardową porcją przerabianego materiału będzie 1 strona (w zaokrągleniu do 'najbliższego' akapitu) chińskiego wydania; w sumie jest ich 205. Kolejne 10 miesięcy poświęcę na pisanie swojej powieści, jednocześnie tylko już powtarzając przerobione rozdziały książki. Tak, w największym skrócie, wygląda plan działania na najbliższe 36 miesięcy.

Ze względu na literacki charakter doświadczenia zakres eksperymentu zawęziłem "jedynie" do graficznej warstwy języka mandaryńskiego. Współczesne smartfony umożliwiają bardzo szybkie (a przy pewnej wprawie – wręcz błyskawiczne) wprowadzanie tekstu – wystarczy wodzić palcem wskazującym po ekranie, zgodnie z kolejnością stawiana kresek w ideogramach. Nie jest do tego potrzebna znajomość wymowy znaków, a tym bardziej tonów. Rezygnacja z warstwy fonetycznej jest podyktowana nie tylko koniecznością poświęcenia na nią dodatkowego czasu, ale również osobistymi antypatiami, które były jednym z powodów, dla których zdecydowanie więcej uwagi poświęciłem nie językowi mandaryńskiemu, lecz zdecydowanie mniej popularnemu kantońskiemu.

Zresztą język kantoński stanowił dla mnie zagwozdkę, od kiedy tylko zauważyłem, że wiele chińskich piosenek ma dwie wersje. O ile te w lekcji mandaryńskiej nie brzmiały źle, o tyle kantońskie wykonanie było zawsze 10 razy lepsze, chociaż nie rozumiałem z niego ani słowa. Jedną z rzeczy, która budziła we mnie lekką niechęć za każdym razem, gdy słyszałem mężczyzn mówiących po mandaryńsku lub gdy sam reprodukowałem dźwięki tego języka, było odczucie, że brzmi to odrobinę… niepoważnie, niemęsko, czy, żeby nie powiedzieć dosadniej, zniewieściale. Kantoński natomiast zdawał mi się językiem bardzo mocnym, wyrazistym, pełnym dynamiki i siły. Takie, bardzo subiektywne, odczucie wynika z licznych różnic fonetycznych. W języku mandaryńskim pewnie z 80% sylab zaczyna się od dźwięków ‘szeleszcząco – świszczących’: ć, c, cz, ś, sz, dzi, często występują przydechy, podobnie jak w polskich słowach: tchawica, pchła, a głoski d, g, , dz nie są w pełni dźwięczne. W kantońskim dominuje, niemal, dźwięczne ‘g’, tam gdzie w mandaryńskim występuje nie w pełni dźwięczne ‘’, a ‘ch’ często pojawia w miejscu ‘ś’, ponadto wiele sylab zakończonych jest specyficznym wariantem spółgłosek t, k, p wpływających na poczucie dynamiki. Dźwięki występujące w mandaryńskim przywodzą mi na myśl wiele dziecinnych słów: misio, Stasio, Madzia, kizi mizi, koci koci łapci itd., stąd właśnie moja niechęć do posługiwania się tym językiem w mowie. Polskim reprezentantem fonetyki języka kantońskiego jest dla mnie słowo giga, a mandaryńskiegodzidzia. Przyznaję, że patrzenie na język poprzez jego brzmienie jest może mało profesjonalne, ale po prostu nie wyobrażam sobie siebie mówiącego na forum publicznym językiem, który w moim odczuciu brzmi aż tak nieatrakcyjnie. To oczywiście jedynie moja subiektywna opinia, ale uważam, że w ustach polskiego mężczyzny znacznie lepiej brzmi kantoński, natomiast kobiety właśnie mandaryńskiPoniżej przedstawiłem sposób wymowy tych samych słów w języku mandaryńskim i kantońskim (abstrahując od różnic w tonach). Ocenie Czytelnika pozostawiam, czy coś jest na rzeczy:

 chiński mandaryński kantoński
希望 ćśi łank hej mąk
再見 dzaj dzien dzoj gin
siank sełnk
請問 ćsink łen csenk man
sin sam
世界 szy dzie saj gAj
bu bat
dzin gan
一下 i sia jat cha
時間 szy dzien s-i gAn
啤酒 pchi dzioł be dzał
教學 dział śłe gAł hok
覺得 dźłe de gok dak
喜歡 si chłan hej fun
關係 głan si głAn chaj
介紹 dzie szał gAj s-iu
地下鐵路 di sia tchie lu dej ha tchit loł
多謝 dło sie do dze

#4 Metoda opracowywania tekstu do nauki

Zarówno ideę, jak i sposób przygotowywania materiału do nauki opisałem już wcześniej, przedstawiając koncepcję tłumaczeń roboczych. W wyniku pilotażowych doświadczeń konieczne okazało się jednak wprowadzenie pewnych uproszczeń wynikających ze skali przedsięwzięcia oraz chęci zamieszczenia (pierwotnie) wszystkich opracowanych rozdziałów w postaci cyfrowej, co wiąże się niestety z licznymi ograniczeniami natury edytorskiej. Ze względu na to, że jest to zagadnienie strategiczne, swoje liczne refleksje z tym związane zbiorę w postaci oddzielnego artykułu. Zainteresowani tym Czytelnicy mogą już teraz prześledzić ewolucję (czy raczej uwstecznienie) w sposobie opracowywania tekstu powieści, choćby pobieżnie przeglądając dotychczas opracow(yw)ane rozdziały, którym nadałem prowokujące do lektury nazwy:

[MN33] R1; O tym jak buszowałem w mandaryńskim z… czarownicą o zimnych sutkach
[MN33] R2; O tym jak buszując w mandaryńskim, dostałem… kurzej skórki [opracowanie niedokończone]
[MN33] R3; O tym jak buszując w mandaryńskim wrzucałem do rzeki worki z… ludzkimi zwłokami
[MN33] R4;

[MN33]R26;

#5 Sposób uczenia się i sprawdzania swoich postępów

został opisany w artykule podsumowującym cykl tekstów poświęconych samodzielnej nauce języka w oparciu o tłumaczenie robocze. Ogólny zarys w sposobie nauki składni, gramatyki oraz semantyki (z wyłączeniem jej fonetycznej sfery) pozostaje bez zmian. Podobnie jak i moje podejście do zapamiętywania znaków języka chińskiego, które zostało przedstawione w licznych artykułach:

[MN14] Lepsza własna wędka, niż cudza ryba, czyli jak nie dać się złowić w sieć „edukacyjnych uzależniaczy"
[MN15] Ortograficzny chaos
[MN16] Zagadki pisma ideograficznego, czyli o wróżeniu z kuli żuka gnojarza
[MN17] Wróżenia z fusów chińskiej herbaty ciąg dalszy
[MN18] Taniec smoka; grafia versus fonia
[MN19] O alternatywnym postrzeganiu rzeczywistości – percepcja informacji graficznej (wstęp)
[MN20] O aktywnym korzystaniu z pamięci
[MN21] Arkana pamięci graficznej
[MN22] Jak patrzeć, żeby zobaczyć – 10 praktycznych wskazówek
[MN23] Brudne czyny
[MN24] Ideograficzno – chemiczne reminiscencje

#6"Dał nam przykład Karol, 

Jak relacjonować projekty mamy"…

Eksperyment językowy nauki języka afrikaans w przeciągu trzech miesięcy (ideę, przebieg i wnioski autor opisał w podlinkowanych artykułach) był drugim, po Czeski w miesiąc?, projektem opartym na relacjonowaniu przebiegu samodzielnej nauki języka obcego. Zachęcam również do lektury sprawozdań Karoliny – Szwedzie porozmawiaj ze mną. Ja również będę starał się co jakiś czas zdawać relacje z chińskiego frontu. Na bieżąco będę dodawał kolejne opracowane do nauki rozdziały oraz uzupełniał pozycje w tabeli powtórek. Czy uda się zrealizować wszystkie założenia projektu? Czas pokaże.

將來係點樣,冇人可以預知。

"Nikt nie jest w stanie przewidzieć tego, co przyniesie przyszłość."

Wszystkich Czytelników zachęcam do podejmowania własnych lingwistycznych wyzwań oraz dzielenia się, w komentarzach, przebiegiem swoich językowych projektów!



[1] "If you want to ma­ke God laugh, tell him about your plans."

Woody Allen

Odnośnik dedykuję Autorce komentarza, który niegdyś rozbawił mnie bardziej niż powyższy cytat.


Zobacz również:

Eksperyment językowy
Czeski w miesiąc
Szwedzie porozmawiaj ze mną

About Michał Nowacki

https://woofla.pl/michal-nowacki/

23 komentarze na temat “[MN33] Buszujący w mandaryńskim – długofalowy projekt samodzielnej nauki języka chińskiego

  1. Publiczne zobowiązanie ma na celu zwiększenie prawdopodobieństwa zakończenia projektu sukcesem.

    Życzę Ci Michale sukcesu! 🙂 Nie chciałbym jednak traktować tych terminów zbyt zobowiązująco. Jak dla mnie możesz pisać książkę choćby przez 13 lat, albo 23 lata i będzie wszystko OK. 🙂 30stką nie ma co się stresować.

    (1) Zanim meksykański pisarz Juan Rulfo stworzył jedną z najwybitniejszych powieści światowej literatury Pedro Páramo, o której ponoć myślał już od pewnego czasu (podobnie jak Ty myślisz), najpierw dla treningu napisał zbiór krótkich opowiadań (wstrząsający).

    (2) Kolumbijski pisarz Germán Espinosa poświecił napisaniu dzieła La tejedora de coronas, na liście UNESCO, 12 lat swojego życia. Alcides Arguedas poświęcił na napisanie i doszlifowywanie jednego z największych dzieł boliwijskiej literatury Raza de bronce 42 lata.

    (3) Darujmy sobie więcej przykładów… Ale jeśli się na kimś wzorować, to na najlepszych na świecie, a nie na kryminałach i wiedźminach, których może napisać dziesięć rocznie nastolatek.

    Oni znali bardzo dobrze język, w którym pisali. I nie nauczyli się swojego ojczystego języka na bazie jednej lekturki! Pamiętam jak sobie niegdyś wyobrażałem, że jak nauczę się każdego pojedynczego wyrazu na przestrzeni całej książki G.G. Márqueza i przeanalizuję składnię każdego zdania na przestrzeni tej książki, będę super znał język hiszpański. Narobiłem się, by tego "dokonać", a gdy już tego wielkosłownie "dokonałem", mój hiszpański owszem poprawił się zauważalnie, ale okazało się zbyt oczywiste, że od tego "super" oddzielała mnie taka sama, identyczna przepaść jak przed przerobieniem książki! 😀 Przerobiłem więc słowo w słowo książkę drugą, trzecią, dziesiatą… (To samo tyczy się gazet od polityki, przez astronomię, po gotowanie, codziennie przez lata.) Wiesz, jeśli nauczę się każdego słowa na przestrzeni powiedzmy 3 książek jednego autora, to w 4 książce tego samego autora już całkiem niewiele nowych wyrazów znajduję. Jeśli jednak zmienię pisarza na nowego, wyskoczą w tekście nowe wyrazy!

    Oczywiście czytanie książek jest tylko jednym z wielu przeróżnych elementów potrzebnych w całym procesie przyswajania języka (rodzimego, lub obcego). Aby opanować język obcy tylko pasywnie na poziomie rodzimego użytkownika trzeba powiedzmy z ośmiu-dziesięciu lat codziennej nauki w przypadku indoeuropejskiego języka hiszpańskiego, a na myśl już choćby o ilości słówek akumulowanych w Anki robi się człowiekowi mdło w fizycznym sensie tego słowa. Czego trzeba, aby się nauczyć mandaryńskiego aktywnie na poziomie pisarza i napisać powieść…?

    Wiem, wiem, że nigdzie nie napisałeś, że zmierzasz do tak wysokiej znajomości mandaryńskiego… Tu zapętla się moje pytanie, jak w oparciu o jedną ledwie książeczkę o buszującym i o jeden poradnik pisarski chcesz napisać powieść? Wyobrażam sobie, że Chińczyk, co mówi po chińsku od urodzenia, przeczytał wpierw dwieście książek po mandaryńsku (pewnie zaczął czytać w podstawówce, a skoro pisał książki to znaczy, że się całe życie interesował literaturą), zanim napisał swoją własną. Z dokładnego przerobienia jednej książki nauczysz się sporo gramatyki (choć nie całą), ale wyczucie stylistyczne wymaga przerobienia gigantycznej ilości materiału autorstwa zróżnicowanych pisarzy.

    Potraktuj cały ten mój wywód jedynie jako pytanie. Co na nie odpowiesz? 🙂

    1. @Piotrze,

      dziękuję za miłe słowa 🙂 . Przy okazji gratuluję nowego bloga, na którym łączysz dwie pasje, kapitalna sprawa!

      Pisanie książek to ciekawe zagadnienie. Co trzeba, aby zostać pisarzem niemal "od zera"? Na to pytanie odpowiada Jack London – autor, w dużej mierze, autobiograficznej powieści pt.: "Martin Eden". Przedstawiona w niej historia dla wielu czytelników okaże się nudna jak flaki z olejem, ale dla mnie ma w sobie coś magicznego, coś co każe mi co parę lat czytać ją ponownie. Jest to historia marynarza – niewykształconego przedstawiciela warstwy robotniczej, który dzięki ogromnej pracy staje się literackim bożyszczem. To oczywiście przesadnie spłycone streszczenie, ale droga tam przedstawiona budzi w czytelniku (a przynajmniej we mnie) respekt.

      Nie powtórzę historii Martina (mam nadzieję, bo źle się kończy), ale chciałbym bazować na jego "metodzie" (ale raczej w mikroskali), której fragmentaryczny opis – w postaci zlepku cytatów – przedstawiłem w jednym ze swoich artykułów: https://woofla.pl/dlaczego-warto-sporzadzac-tlumaczenia-robocze-obcojezycznych-tekstow/ .

      Jedna książka to mało, nawet jeśli doliczę wszystkie przeczytane przeze mnie opowiadania, fragmenty powieści, różnego rodzaju teksty, również te w dialekcie kantońskim czy szanghajskim, to podwaliny okażą się pewnie niewystarczające. Też się tego obawiam.

      Jednak to, czego chciałbym się podjąć traktuję raczej jako pewnego rodzaju motywujący do nauki eksperyment, który ma na celu przekonanie się, jak "dużo" (albo też jak niewiele) daje przerobienie (ale bardzo solidne) jednej precyzyjnie wybranej pozycji literackiej. To będzie coś na kształt gry – kalamburów – będę chciał przedstawić pewną historię używając do tego ograniczonych środków przekazu, nieco podobne do Scrabbli – będę mógł wykorzystać tylko te "literki", które są na mojej tacce przyswojonych słów, konstrukcji, zdań. Najbardziej jednak będzie przypominała gimnastykę – jako autor będę mógł / musiał dostosowywać moją historię do tego, co jestem w stanie wyrazić. Może się okazać, że bohaterka będzie nosić "sukienkę w paski", bo nie będę wiedział, jak napisać, że jest "w ciapki", ale sama fabuła, mam nadzieję, że wiele na tym nie straci. To czego nie będę mógł przeskoczyć, postaram się obejść.

      Na pewno wielkim chińskim pisarzem nie zostanę, ale do tego nie pretenduję. Mam nadzieję, ze uda się coś fajnego, śmiesznego stworzyć i będzie to napisane poprawnym językiem. Jeśli się nie uda, to też nie będę płakał. Będę miał świadomość, że przynajmniej spróbowałem, bo najgorsza jest nie tyle porażka, ile poczucie, że się nigdy nie spróbowało – że nie dało się sobie samemu szansy, żeby "wygrać".

      1. Jestem prawdę powiedziawszy jestem zaciekawiony Twoim projektem. 🙂

        Pisząc po mandaryńsku, zawsze poćwiczysz mandaryński, więc korzyści będą. Potraktowałem Twój pomysł napisania książki jednak bardzo na poważne w sensie czegoś, co trafi do chińskich księgarń… A skoro ma trafić do księgarń, to niech będzie to wielka literatura! Dlaczego by nie? Szkoda lat Twoich wysiłków, by skończyć na czymś, czego Chińczycy nie docenią. Mam nadzieję, że mamy jeszcze przed sobą długie życia, więc mandaryński lub kantoński do poziomu rodzimego użytkownika zdążyłbyć trzy razy dociągnąć. A wówczas możesz stać się takim chińskim Josephem Conradem. 🙂 Obcokrajowiec podchodzi bardzo analitycznie: rozumie choćby gramatykę lepiej od rodzimego użytkownika, ale może się to się też tyczyć aspektów kulturowych itd. Teoretycznie po wieloletnim zainteresowaniu Chinami zyskujesz potencjał do wykorzystania i przelania na papier w postaci choćby jakiejś psychologiczno-obyczajowej powieści… Tylko, że to jest projekt, który byś zamykał przed 40-stką.

        Dzięki za gratulacje! Oczywiście gdybyś znał w Chinach kogoś zainteresowanego tematyką mojego bloga, możesz Mu podlinkować… 😉 Języki są na blogu raczej narzędziem niż celem, ale pisanie bloga w trzech językach to z pewnością przy okazji ćwiczenie i parę dość konkretnych pobocznych korzyści się znajdzie. Tylko widzisz: (1) Moje teksty po pierwsze będą względnie krótkie (mam już zarys drugiego artykułu i wychodzi podobnej długości do pierwszego). (2) O ile po polsku i hiszpańsku może i nie ma to dla mnie jakiegokolwiek znaczenia, to w angielskim będzie mi pomagać w pisaniu zawężona tematyka bloga. Dobry styl tekstów (pojęcie obce dla 99% blogerów świata) będzie miał znaczenie nie mniejsze niż miałby w powieści, ale to są jakby nie spojrzeć niedługie teksty na bardzo dobrze znane mi tematy. Być może byłoby Ci łatwiej zacząć od czegoś w tym stylu?

      2. Blogowałem sobie dzisiaj i było fajnie. Aż w pewnym momencie ekran zrobił się niebieski i wyświetlił się napis "This blog has been archived or suspended for a violation of our Terms of Service." Czekam na wyjaśnienie sprawy, ale niebiesko to widzę… Ani nie było na blogu porno, ani spamu, ani w jednym choć miejscu złamanych praw autorskich w tekście lub w grafice, ani podszywania się pod nikogo, ani jednego wulgaryzmu nie było i treści dla kogokolwiek obraźliwych. Czyżby na WordPressie niedozwolone było pisanie jednego bloga w trzech językach?

      3. @YPP,

        wygląda na to, że masz we mnie większą wiarę niż ja sam w siebie 😉 . Zobaczymy co z tego wyjdzie, wpierw jednak muszę solidnie podszlifować język.

        A co do blogowania, może komuś nie spodobało się, że piszesz o odchodach 😛 (?)

      4. Dokładnie Michale! Dostałem z WordPressa już e-mail z przeprosinami. Wygląda na to, że automat uznał mnie za bardzo niebezpiecznego zboczeńca. Widząc niebieski ekran myślałem, że to koniec mojej blogerskiej kariery, ale na moją specjalną prośbę po automacie sprawdził to człowiek.

        Z moich doświadczeń: Dodam jeszcze, że przerobienie każdej kolejnej książki trwa mniej niż poprzedniej, ponieważ ogólna znajomość języka się podnosi. Spodziewam się, że z końcowymi rozdziałami pójdzie Ci szybciej niż z początkowymi. Z góry nie stwierdzisz, jaka będzie to różnica, ale różnica będzie. Jeśli oceniasz, że możesz przerobić jedną książkę w określonym czasie, w drugiej połowie tego okresu okaże się, że w rzeczywistości dasz radę przerobić półtorej książki.

        W którymś to wątku kogoś dziwiło, że uczę się każdego słowa na przestrzeni 300-stronicowej książki. Na wstępie wydaje się to wyzwaniem, ale później to bułka z masłem, gdyż z każdą kolejną książką idzie zauważalnie szybciej. Przerobienie 20 książek w żadnym wypadku nie wymaga dwukrotnie większego nakładu pracy, niż przerobienie 10 książek. Chyba nawet mniej niż półtorakrotnego.

    2. @YPP,
      jak wygląda twój dzień nauki?
      Masz zaplanowane aktywności na konkretne dni tygodnia (w sensie: w środę robię transkrypcje, w poniedziałek rozmawiam, we wtorek uczę się słów znalezionych w tekstach)?
      Jeśli ich nie masz, to jak te dni wyglądają? Ile czasu się uczysz? Co robisz?

      1. Mam ochotę czytać – czytam, a jak nie mam – nie czytam. Mam ochotę oglądać film – oglądam, a jak nie mam – nie oglądam. Nie mam ochoty na nic – znajduję sobie koleżankę. Nie mam planu i podziału na dni tygodnia – robię to, na co mam w danej chwili ochotę. Mogę uczciwie powiedzieć, że mam codzienny kontakt przynajmniej z językiem hiszpańskim, ale jaka forma kontaktu którego dnia przeważy, jest kwestią tego, na co mam ochotę. Jedynym zadaniem obowiązkowym jest codzienna praca z programem Anki, bez względu na moją ochotę, lub jej brak.

        Dotarła do mnie w piątek książka, którą kupiłem w Hiszpanii przez Internet. Jeszcze nie zacząłem jej czytać, gdyż moim priorytetem było napisanie artykułu po polsku i angielsku. Przypuszczam, że jutro przetłumaczę go na język hiszpański, chyba, że coś mi wypadnie. Pojutrze zacznę delektować się książką. A co zrobię po przerobieniu książki, nie wiem – będę miał ochotę przeczytać kolejną – przeczytam, a jak nie będę miał ochoty – nie przeczytam.

      2. @YPP
        Zdziwiłeś mnie. Wyobrażałem sobie ciebie jako kogoś, kto codziennie robi niesamowity wysiłek.
        To powiedz jeszcze jakie błędy popełniłeś w nauce na przestrzeni tych lat? Co można było zrobić lepiej?

        Oraz – jakie dla ciebie czynności są bardziej, a jakie mniej efektywne w nauce? Na moje oko, np. oglądanie filmów należy do rzeczy najmniej efektywnych, ale robienie transkrypcji do najbardziej, podobnie jak bardzo efektywne jest zapamiętywanie reguł gramatycznych. Jak na to patrzysz?

        Swoją drogą, mało kto uczy się języków tak długo. Ludzie na ogół po paru latach już tylko utrzymują swój poziom (chociaż często i tego nie robią, cofając się). Jeśli ktoś uczy się języka codziennie 10 lat to pewnie jest wymiata. A co jeśli uczy się codziennie lat 25? Jak wielka różnica między nimi jest?

      3. @Jacek K.M,

        Uważasz, że przykładowo nauczyć się każdego słówka wypowiedzianego na przestrzeni 100 odcinków serialu, oraz wsłuchać się uważnie w intonację aktorów, wymowę głosek itd., to nie jest 'niesamowity wysiłek' tylko daltego, że ten serial mi się podoba i z przyjemności go oglądam? Następnie powtórzyć to na 10 serialach to wciąż nie będzie 'niesamowity wysiłek', ponieważ mi się te seriale podobają?

        Zrobić to samo z wieloma książkami (nauczyć się każdego słowa na przestrzeni książki, przyglądać się strukturze zdań itd.) to też nie jest 'niesamowity wysiłek' jako, że te książki są interesujące? I robić to regularnie, a nawet codziennie i na przestrzeni lat z prasą to też nie jest 'niesamowity wysiłek', gdyż mnie ciekawi, co jest tam napisane?

        Rozmowy z koleżankami i innymi ludźmi to też nie jest 'niesamowity wysiłek'. ponieważ koleżanki są fajne?

        Robić rzeczy, które się lubi, to chyba jedyny przepis jak utrzymać motywację do codziennej nauki (codziennej znaczy w święta i bol głowy) na przestrzeni ośmiu lub więcej lat.

      4. @YPP,
        Zgadzam się, to jest spory wysiłek. Z tym, że w poprzednim komentarzu nie wspomniałeś nic, że kiedy oglądasz, to od razu się uczysz. Ja akurat robię tak, że podczas czytania czy oglądania tylko wypisuję te nowe słowa i sprawdzam tłumaczenia, ucze się ich później.
        Odpowiedz na resztę moich pytań jeśli możesz.

      5. Odpowiedz na resztę moich pytań jeśli możesz.

        Choćbym ujawnił ciżbie zmienną strategię, wiodącą do zwycięstwa, ludzie tego nie pojmą. Wszyscy widzą, jak odniosłem to zwycięstwo, ale nikt nie rozumie, jak doszedłem do uformowania, które mi je przyniosło. Dlatego zwycięstwa w bitwach nie dadzą się powtórzyć, bo kształtują się one coraz to inaczej w odpowiedzi na niewyczerpaną rozmaitość zmiennych okoliczności.
        Sun Zi 6, 25-26

        Zdziwiłeś mnie. Wyobrażałem sobie ciebie jako kogoś, kto codziennie robi niesamowity wysiłek.

        Nie jest to szczyt umiejętności, że ktoś wygrał bitwę i uznano go w kraju podniebnym za mistrza. Udźwignąć puch jesienny to jeszcze nie dowód wielkiej siły. Odróżnić słońce od księżyca to jeszcze nie dowód świetnego wzroku. Usłyszeć grzmot to jeszcze nie dowód czujnego słuchu. Za dawnych czasów nazywano biegłymi w sztuce wojennej tych, co zwyciężali, gdy zwycięstwo było nietrudne. Dlatego bitwy mistrza sztuki wojennej nie są niczym wyjątkowym, nie przysparzają mu sławy za mądrość ani chwały za męstwo.
        Sun Zi 4, 9-11

        To powiedz jeszcze jakie błędy popełniłeś w nauce na przestrzeni tych lat? Co można było zrobić lepiej?

        On bowiem zwycięża przez to, że nie popełnia błędów. Nie popełnia błędów, to znaczy, że działa, kiedy ma zapewnione zwycięstwo. Zwycięża wroga już zwyciężonego.
        Sun Zi 4, 12

        Swoją drogą, mało kto uczy się języków tak długo. Ludzie na ogół po paru latach już tylko utrzymują swój poziom (chociaż często i tego nie robią, cofając się). Jeśli ktoś uczy się języka codziennie 10 lat to pewnie jest wymiata. A co jeśli uczy się codziennie lat 25? Jak wielka różnica między nimi jest?

        Ogólne zasady najazdu są takie, że im głębiej wtargniesz na teren przeciwnika, tym bardziej zwarte są twoje oddziały i tym mniej prawdopodobne, że wróg cię pokona. Należy grabić żyzny kraj, aby wojska miały pod dostatkiem prowiantu.
        Sun Zi 11, 20-21

        Oraz – jakie dla ciebie czynności są bardziej, a jakie mniej efektywne w nauce? Na moje oko, np. oglądanie filmów należy do rzeczy najmniej efektywnych, ale robienie transkrypcji do najbardziej, podobnie jak bardzo efektywne jest zapamiętywanie reguł gramatycznych. Jak na to patrzysz?

        Jak woda zmienia swój przepływ zależnie od pochyłości terenu, tak i wojsko nie ma stałej taktyki. Kto potrafi zwyciężać zależnie od zmian w sytuacji przeciwnika, o tym powiadają: boski. Wśród pięciu żywiołów nie ma takiego, który by stale przeważał. Z czterech pór roku żadna nie trwa wiecznie. Słońce bywa krótkotrwałe i długotrwałe, księżyc ma swe życie i śmierć. To istota bycia nieprzeniknionym.
        Sun Zi 6, 29-31

        Z tym, że w poprzednim komentarzu nie wspomniałeś nic, że kiedy oglądasz, to od razu się uczysz. Ja akurat robię tak, że podczas czytania czy oglądania tylko wypisuję te nowe słowa i sprawdzam tłumaczenia, ucze się ich później.

        Aby posłużyć się ogniem, trzeba go przenieść.
        Sun Zi 12, 2

  2. Ksiązkę napiszesz na pewno! Raczej zrozumieją ją wszyscy Polacy znający chiński. Chińczycy?- możliwe, że też. Czy będzie to rasowy mandaryński- wątpliwe. Czy będzie miała dobry styl i chińskie walory artystyczne?- chyba nie… Ale może być hitem, bo napisał ją Polak uczący się chińskiego przez Internet! Do dzieła! Powodzenia!

  3. @Night Hunterze,

    kto ją zrozumie? Językowe naleciałości w tym wypadku będą ciekawym zagadnieniem. Nigdy nie uczestniczyłem w żadnym zorganizowanym kursie języka chińskiego, choćby przez minutę, wszystkiego uczyłem / uczę / i będę się uczył sam, głównie z materiałów pisanych angielsko – mandaryńskich / kantońskich / szangajskich (lub w mniejszym stopniu chińsko – chińskich), siłą rzeczy myślę po Polsku, ale nigdy nie miałem polskiego nauczyciela, w swoim czasie sporo korespondowałem z Kantończykami, zobaczymy co wyjdzie z tego połączenia.

    Co do walorów artystycznych, też jestem sceptycznie nastawionych – dwudziestostronicowy opis portyku a la ten z "Imienia Róży", raczej mi nie grozi.

    Styl będzie dobry na tyle, na ile obszerne kawałki przerobionej lektury uda mi się wykorzystać. Niestety w tym wypadku duża zachowawczość, ze statystycznego punktu widzenia, przybliży mnie do plagiatu, natomiast brawura w zestawianiu zdań może skutkować znaczną liczbą błędów stylistycznych.

    Dzięki za wsparcie 🙂 . Motywacja (auto, jak i ta z zewnątrz) może mieć największe znaczenie w skutecznej realizacji całego planu.

  4. Wszystkich Czytelników zachęcam do podejmowania własnych lingwistycznych wyzwań oraz dzielenia się, w komentarzach, przebiegiem swoich językowych projektów!

    Znowu ja. 🙂 Mam niewielkich rozmiarów projekt: przetłumaczę w tym roku książkę z hiszpańskiego na polski (o ilę znajdę zainteresowane wydawnictwo). Z tego co czytam na forach, należy wysłać do wydawnictw pierwszy rozdział jako próbkę wraz z informacją o książce, autorze itd. i jeśli będą zainteresowani, zajmą się prawami autorskimi. Szczęśliwie wspaniałych książek, których nikt na polski nie przełożył -i pewnie jeśli nie ja, nie przełoży- mi nie braknie. Skoro zaś przerabiam książki z taką dokładnością, w sumie równie dobrze mogę je tłumaczyć zyskując przy tym dorobek tłumacza literatury pięknej i jakieś pieniądze. Jeśli wypali projekt tłumaczeniowy hiszpański->polski literatury pięknej, będę tłumaczył polski->hiszpański literaturę popularnonaukową.

    To są projekty możliwe do realizacji, a wręcz bardzo proste w realizacji. Ciężej jest pisać własną wybitną literaturę, a jeszcze ciężej pisać ją w języku obcym. Słabej literatury nie warto pisać; nie warto też słabej literatury tłumaczyć. Niewielu ludzi się z mym wywodem jednak zgodzi: zgaduję, że się Michle przewrócisz w grobie, jeśli przeczytasz najliczniej tłumaczoną w historii kubańską książkę (co najmniej 26 języków, nowelka o tematyce paranormalnej). Zostawiłem tę wybitną sądząc po zainteresowaniu tłumaczy książkę, gdy doszedłem, jak kubańska autorka przedstawia językowe relacje kantońsko-mandaryńskie. Z czyjej winy? Twojej!

    1. @Piotrze,
      Twój plan brzmi bardzo interesująco 🙂 . Nie omieszkaj się pochwalić, jak któreś wydawnictwo zdecyduje się wydać przetłumaczoną przez Ciebie książkę. Chętnie zamieścimy inf. na ten temat na naszym profilu FB (jeśli oczywiście nie będziesz miał nic przeciwko).

      Przepraszam, że pozbawiłem Cię przyjemności z lektury 😉 . Bardzo chętnie zapoznałbym się z fragmentem, o którym wspominasz. Zdradzisz mi tytuł tej kubańskiej książeczki? Czy można ją przeczytać on-line w jakimś "ludzkim" języku?

      1. Zerknąłem właśnie do pełnej wersji tekstu, a nie uciętego fragmentu. Nie ma błędu – albo coś bardzo źle zrozumiałem, albo coś bardzo źle zapamiętałem, gdyż nie chodziło w mandaryński. Stąd o sprawie zapomnij… A książka to Daína Chaviano "La isla de los amores infinitos" Nie rozglądałem się za jakąkolwiek wersją językową poza hiszpańską tej książki. Myślę, że książek należy szukać w księgarniach (oczywiście!). Fragmenty wielu książek można przeczytać na Amazon – trzeba kliknąć Kindle, a potem Look inside. Są też specjalistyczne strony .onion w bardzo głębokiej sieci, na których można znacznie więcej przeczytać w ciekawych dialektach – dla językowych pasjonatów. Chyba nikt na Woofli nigdy nie poruszył tematu, gdzie szukać obcojęzycznych książek.

        Nie zmienia to faktu, że najliczniej tłumaczy się słabe książki. Odkryłem wczoraj, że ponoć najliczniej tłumaczonym po G.G. Márquezie pisarzem kolumbijskim jest Ángela Becerra (https://es.wikipedia.org/wiki/%C3%81ngela_Becerra), ale Ona zdaje się pisać jakieś romansidła. Dotarłem wczoraj do 5 Jej książek, więc sam wkrótce ocenię, czy mi się podobają, czy nie. 🙂 Za to urzekł mnie tytuł innej książki Chaviano "El hombre, la hembra y el hambre" (której jeszcze nie przeczytałem, ale przez chwytliwy tytuł zamierzam spróbować) – dosłownie "Mężczyzna, samica i głód", ale dłuższą chwilę bym się zastanawiał, jak taki tytuł przetłumaczyć, by go nie popsuć.

        Mam nadzieję, że mi w wydawnictwie nie odpiszą, że moje książki są zbyt ambitne, że ludzie chcą czytać romansidła, a oni wydają tylko to, co ludzie im kupią. Sądząc po wyborach tłumaczy, tak to wygląda… Dziś planuję zacząć tłumaczenie. 🙂 Dzięki za chęć promocji książki – myślę, że do tego etapu jeszcze daleko.

    1. Dzięki, M.M.!!! Wolę czytać oryginał, więc nie kupię. 🙂 Bardziej interesuje mnie inna pisarka kubańska (co pisze "bardziej po kubańsku"): Ena Lucía Portela, ale ciężej jej książki dostać.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Teraz masz możliwość komentowania za pomocą swojego profilu na Facebooku.
ZALOGUJ SIĘ