automotywacja

[MN33] Buszujący w mandaryńskim – długofalowy projekt samodzielnej nauki języka chińskiego

buszujacy1Chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach…[1]

Mawia się, że prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, zasadzić drzewo oraz spłodzić syna. Z racji tego, że Woofla nie jest portalem o tematyce architektonicznej, dendrologicznej czy, ku ubolewaniu wielu, seksualnej, żadne z tych trzech zadań nie będzie tematem doświadczenia, którego zarys zamierzam przedstawić w poniższym artykule. Nie wiem, czy anonimowy autor powyższej mądrości ludowej na dalszych pozycjach swojej listy wspominał o napisaniu książki oraz nauczeniu się języka chińskiego, a tym bardziej, czy wyznaczył ramy czasowe, w których należy się zmieścić, realizując wspomniane zadania. Z racji nieubłaganie zbliżającej się 30-stki zdecydowałem się podjąć realizacji projektu będącego połączeniem właśnie tych dwóch, z mojej długiej listy trzeciorzędnych marzeń, o marginalnym znaczeniu praktycznym – a, prawdę mówiąc, będących wyłącznie czystą fanaberią. Publiczne zobowiązanie ma na celu zwiększenie prawdopodobieństwa zakończenia projektu sukcesem. Niedotrzymanie słowa danego sobie, to coś, co zdarza mi się niemal codziennie, w chwili gdy ustawiam budzik w telefonie na szóstą rano. Realizacja tego heroicznego w moim przypadku zadania, jakim jest wstanie o tak bezbożnej godzinie, w sytuacji, gdy podyktowane jest jedynie chęcią sprawdzenia tego, czy Ów wspomniany w tytule wstępu rzeczywiście, zgodnie z innym ludowym porzekadłem, daje, zwykle kończy się porażką. Inaczej byłoby, gdybym umówił się z kimś, choćby na wspólny poranny jogging. Niedotrzymanie słowa człowiekowi, który nie jest prekursorem naszego odbicia w lustrze, to coś, nad czym znacznie trudniej przejść do porządku dziennego.

Z podobnego powodu zdecydowałem się na publiczne zobowiązanie, z którego, bez utraty twarzy, nie sposób będzie się wycofać. Czasem motywacji trzeba dopomóc i niczym Cortez(ar) puścić z dymem okręty, na których przypłynęło się, aby palić, gwałcić i mordować, a to, by uniemożliwić odwrót z raz obranej ścieżki.


Buszujący w mandaryńskim, czyli długofalowy projekt samodzielnej nauki języka chińskiego

Mój eksperyment oparty będzie na metodologii opisanej w cyklu sześciu artykułów:

[MN6] Zaczynając naukę języka, wpierw określ sobie cel i ‚obszar’ działania*

[MN7] Jak, z głową, wybierać materiały do nauki tak, aby nie męczyć się … bez potrzeby?

[MN8] Patrz z własnej perspektywy; szyj metodę na miarę własnych potrzeb i możliwości

[MN9] Jak sporządzić tłumaczenie robocze będące namiastką myślenia w języku obcym?

[MN10] Dlaczego warto sporządzać tłumaczenia robocze obcojęzycznych tekstów?

[MN11] Jak uczyć się w oparciu o tłumaczenie robocze?


#1 Cel

Przed ukończeniem 30 roku życia chcę napisać powieść psychologiczną w języku chińskim – mandaryńskim (w znakach uproszczonych).

Jednak, wbrew zapowiedziom, będzie nieco o dendrologii. Mając za zadanie ścięcie grubego drzewa, możemy chwycić za zardzewiałą, tępą piłę i czym prędzej, "by nie tracić czasu", przystąpić do wycinki. Jeśli nawet uda się nam powalić wyznacznik "prawdziwego mężczyzny", umęczymy się jak diabli. Im grubsze drzewo (~ trudniejsze zadanie), tym lepiej poświęcić większą część czasu na dobre naostrzenie piły (~ przygotowanie solidnego warsztatu literackiego).

Czas, jaki daję sobie na realizację zadania to niemal 3 lata. To dużo (w tym czasie można przeczytać kilkanaście czy wręcz kilkadziesiąt książek w języku obcym) i mało (po 6,5 roku szkolnej "nauki" niemieckiego potrafię powiedzieć, że mam biegunkę i niewiele więcej, a na mój dorobek literacki składa się kilka opisów pokoju i symulowanych listów do wyimaginowanych Brieffreund'ów). Nie sposób nie zgodzić się z Peterlinem, że kluczową rolę w nauce odgrywa intensywność, im większe natężenie, tym lepiej, z drugiej jednak strony warto zachować zdrowy umiar, aby ślepe realizowanie planu nie okazało się destrukcyjne jeśli chodzi o inne, znacznie ważniejsze, sfery życia.

#2 Materiały do nauki

Budowanie warsztatu literackiego oparte będzie na dwóch niezależnych działaniach:

Spodziewając się zastrzeżeń co do wyboru tej właśnie pozycji, spieszę z wyjaśnieniem. "Buszującego w zbożu" dostałem, w tajemnicy przed rodzicami, od mojej Cioci, z pół mojego życia temu i od tego czasu przeczytałem ją ze trzy razy po polsku i nie czuję się tym faktem w żaden sposób, skrzywdzony, pomimo przytyków najbardziej radykalnych wooflowych komentatorów twierdzących, że wartość ma wyłącznie czytanie oryginałów książek (czyli, w domyśle, przekłady są dla lamusów). Skoro, m.in. ze względu na ostrość i zadziorność języka podmiotu lirycznego, spodobała mi się wersja książki w języku ojczystym, to czemu nauka mandaryńskiego, oparta na chińskim przekładzie tej samej historii, miałaby być dla mnie szkodliwa? (O pewnych cieniach takiego działania jednak wspomnę w kolejnych artykułach z cyklu "Buszujący w mandaryńskim"). Zależy mi na opanowaniu właśnie tego stylu i języka, którym, za sprawą chińskiego tłumacza, posługuje się nie tyle Holden Caulfield, ile jego chińskie alter ego – 霍尔顿·考尔菲德 (gł. bohater powieści).

Najbardziej rozsądne byłoby uczenie się z oryginału jakiejś mandaryńskiej powieści, ale z racji tego, że chińska literatura współczesna nie cieszy się w Polsce dużą popularnością, dotychczas nie spotkałem się z przekładem, który zaintrygowałby mnie na tyle, abym miał ochotę sięgnąć po oryginał. A trudno samemu po omacku szukać czegoś wartościowego, skoro, tak właściwie, nie wie się nawet tego, co chce się znaleźć. Żeby uznać, że książka jest warta tak intensywnego zaangażowania, musiałbym mieć wpierw mocne przesłanki.

Z drugiej strony nauka oparta na przekładzie angielskiej powieści nie jest wcale taka zła, zważając na to, że moim celem jest napisanie książki opisującej realia europejskie (a nie azjatyckie). W momencie, gdybym usiłował oddać chińskie realia, wtedy rzeczywiście byłoby lepiej, gdyby oryginalna wersja powieści była napisana po chińsku.

Nie ukrywam, że duże znaczenie ma dostępność "Buszującego w zbożu" w trzech wersjach językowych – polskiej (w postaci papierowego egzemplarza), angielskiej oraz chińskiej, co biorąc pod uwagę to, że wydanie mandaryńskojęzyczne zamierzam analizować słowo po słowie, nie jest bez znaczenia. Asekurowanie się wersjami w językach, które znam lepiej, powinno ograniczyć liczbę niejasności do akceptowalnego minimum.  Nie chodzi tylko o zrozumienie ogólnego sensu (do tego wystarczy znajomość języka ojczystego), lecz rozgryzienie i przyswojenie składni, semantyki oraz stylistyki, którą posługuje się autor chińskiego przekładu. Między biernym rozumieniem tekstu a umiejętnością wyprodukowania czegoś własnego na podobnym poziomie jest przepaść, którą postaram się przeskoczyć. Istotną zaletą wybranej pozycji książkowej jest jej dość współczesna tematyka, realizm postaci i opisywanych wydarzeń, co zwiększa odsetek słów, które przydadzą się w przyszłości w budowaniu własnych tekstów. Liczne przemyślenia podmiotu lirycznego powinny być dobrym wzorcem do tworzenia chińskiej wersji powieści psychologicznej opartej na polskim (europejskim) sposobie postrzegania świata.

#3 Spojrzenie z własnej perspektywy, uwzględnienie własnych potrzeb i możliwości

Zarówno przekład, jak i oryginał powieści liczą 26 rozdziałów, dlatego też pierwszą część zadania rozłożę właśnie na (aż?) 26 miesięcy (nie chodzi o to, żeby się umęczyć). I tak w n-tym miesiącu trwania projektu zamierzam wpierw sporządzić tłumaczenie robocze rozdziału n-tego, 'przerobić' go po raz pierwszy oraz powtarzać, zgodnie z cyklem kalendarzowym, poprzednie partie materiału, których czas powtórki wypada właśnie w n-tym miesiącu. Standardową porcją przerabianego materiału będzie 1 strona (w zaokrągleniu do 'najbliższego' akapitu) chińskiego wydania; w sumie jest ich 205. Kolejne 10 miesięcy poświęcę na pisanie swojej powieści, jednocześnie tylko już powtarzając przerobione rozdziały książki. Tak, w największym skrócie, wygląda plan działania na najbliższe 36 miesięcy.

Ze względu na literacki charakter doświadczenia zakres eksperymentu zawęziłem "jedynie" do graficznej warstwy języka mandaryńskiego. Współczesne smartfony umożliwiają bardzo szybkie (a przy pewnej wprawie – wręcz błyskawiczne) wprowadzanie tekstu – wystarczy wodzić palcem wskazującym po ekranie, zgodnie z kolejnością stawiana kresek w ideogramach. Nie jest do tego potrzebna znajomość wymowy znaków, a tym bardziej tonów. Rezygnacja z warstwy fonetycznej jest podyktowana nie tylko koniecznością poświęcenia na nią dodatkowego czasu, ale również osobistymi antypatiami, które były jednym z powodów, dla których zdecydowanie więcej uwagi poświęciłem nie językowi mandaryńskiemu, lecz zdecydowanie mniej popularnemu kantońskiemu.

Zresztą język kantoński stanowił dla mnie zagwozdkę, od kiedy tylko zauważyłem, że wiele chińskich piosenek ma dwie wersje. O ile te w lekcji mandaryńskiej nie brzmiały źle, o tyle kantońskie wykonanie było zawsze 10 razy lepsze, chociaż nie rozumiałem z niego ani słowa. Jedną z rzeczy, która budziła we mnie lekką niechęć za każdym razem, gdy słyszałem mężczyzn mówiących po mandaryńsku lub gdy sam reprodukowałem dźwięki tego języka, było odczucie, że brzmi to odrobinę… niepoważnie, niemęsko, czy, żeby nie powiedzieć dosadniej, zniewieściale. Kantoński natomiast zdawał mi się językiem bardzo mocnym, wyrazistym, pełnym dynamiki i siły. Takie, bardzo subiektywne, odczucie wynika z licznych różnic fonetycznych. W języku mandaryńskim pewnie z 80% sylab zaczyna się od dźwięków ‘szeleszcząco – świszczących’: ć, c, cz, ś, sz, dzi, często występują przydechy, podobnie jak w polskich słowach: tchawica, pchła, a głoski d, g, , dz nie są w pełni dźwięczne. W kantońskim dominuje, niemal, dźwięczne ‘g’, tam gdzie w mandaryńskim występuje nie w pełni dźwięczne ‘’, a ‘ch’ często pojawia w miejscu ‘ś’, ponadto wiele sylab zakończonych jest specyficznym wariantem spółgłosek t, k, p wpływających na poczucie dynamiki. Dźwięki występujące w mandaryńskim przywodzą mi na myśl wiele dziecinnych słów: misio, Stasio, Madzia, kizi mizi, koci koci łapci itd., stąd właśnie moja niechęć do posługiwania się tym językiem w mowie. Polskim reprezentantem fonetyki języka kantońskiego jest dla mnie słowo giga, a mandaryńskiegodzidzia. Przyznaję, że patrzenie na język poprzez jego brzmienie jest może mało profesjonalne, ale po prostu nie wyobrażam sobie siebie mówiącego na forum publicznym językiem, który w moim odczuciu brzmi aż tak nieatrakcyjnie. To oczywiście jedynie moja subiektywna opinia, ale uważam, że w ustach polskiego mężczyzny znacznie lepiej brzmi kantoński, natomiast kobiety właśnie mandaryńskiPoniżej przedstawiłem sposób wymowy tych samych słów w języku mandaryńskim i kantońskim (abstrahując od różnic w tonach). Ocenie Czytelnika pozostawiam, czy coś jest na rzeczy:

 chiński mandaryński kantoński
希望 ćśi łank hej mąk
再見 dzaj dzien dzoj gin
siank sełnk
請問 ćsink łen csenk man
sin sam
世界 szy dzie saj gAj
bu bat
dzin gan
一下 i sia jat cha
時間 szy dzien s-i gAn
啤酒 pchi dzioł be dzał
教學 dział śłe gAł hok
覺得 dźłe de gok dak
喜歡 si chłan hej fun
關係 głan si głAn chaj
介紹 dzie szał gAj s-iu
地下鐵路 di sia tchie lu dej ha tchit loł
多謝 dło sie do dze

#4 Metoda opracowywania tekstu do nauki

Zarówno ideę, jak i sposób przygotowywania materiału do nauki opisałem już wcześniej, przedstawiając koncepcję tłumaczeń roboczych. W wyniku pilotażowych doświadczeń konieczne okazało się jednak wprowadzenie pewnych uproszczeń wynikających ze skali przedsięwzięcia oraz chęci zamieszczenia (pierwotnie) wszystkich opracowanych rozdziałów w postaci cyfrowej, co wiąże się niestety z licznymi ograniczeniami natury edytorskiej. Ze względu na to, że jest to zagadnienie strategiczne, swoje liczne refleksje z tym związane zbiorę w postaci oddzielnego artykułu. Zainteresowani tym Czytelnicy mogą już teraz prześledzić ewolucję (czy raczej uwstecznienie) w sposobie opracowywania tekstu powieści, choćby pobieżnie przeglądając dotychczas opracow(yw)ane rozdziały, którym nadałem prowokujące do lektury nazwy:

[MN33] R1; O tym jak buszowałem w mandaryńskim z… czarownicą o zimnych sutkach
[MN33] R2; O tym jak buszując w mandaryńskim, dostałem… kurzej skórki [opracowanie niedokończone]
[MN33] R3; O tym jak buszując w mandaryńskim wrzucałem do rzeki worki z… ludzkimi zwłokami
[MN33] R4;

[MN33]R26;

#5 Sposób uczenia się i sprawdzania swoich postępów

został opisany w artykule podsumowującym cykl tekstów poświęconych samodzielnej nauce języka w oparciu o tłumaczenie robocze. Ogólny zarys w sposobie nauki składni, gramatyki oraz semantyki (z wyłączeniem jej fonetycznej sfery) pozostaje bez zmian. Podobnie jak i moje podejście do zapamiętywania znaków języka chińskiego, które zostało przedstawione w licznych artykułach:

[MN14] Lepsza własna wędka, niż cudza ryba, czyli jak nie dać się złowić w sieć „edukacyjnych uzależniaczy"
[MN15] Ortograficzny chaos
[MN16] Zagadki pisma ideograficznego, czyli o wróżeniu z kuli żuka gnojarza
[MN17] Wróżenia z fusów chińskiej herbaty ciąg dalszy
[MN18] Taniec smoka; grafia versus fonia
[MN19] O alternatywnym postrzeganiu rzeczywistości – percepcja informacji graficznej (wstęp)
[MN20] O aktywnym korzystaniu z pamięci
[MN21] Arkana pamięci graficznej
[MN22] Jak patrzeć, żeby zobaczyć – 10 praktycznych wskazówek
[MN23] Brudne czyny
[MN24] Ideograficzno – chemiczne reminiscencje

#6"Dał nam przykład Karol, 

Jak relacjonować projekty mamy"…

Eksperyment językowy nauki języka afrikaans w przeciągu trzech miesięcy (ideę, przebieg i wnioski autor opisał w podlinkowanych artykułach) był drugim, po Czeski w miesiąc?, projektem opartym na relacjonowaniu przebiegu samodzielnej nauki języka obcego. Zachęcam również do lektury sprawozdań Karoliny – Szwedzie porozmawiaj ze mną. Ja również będę starał się co jakiś czas zdawać relacje z chińskiego frontu. Na bieżąco będę dodawał kolejne opracowane do nauki rozdziały oraz uzupełniał pozycje w tabeli powtórek. Czy uda się zrealizować wszystkie założenia projektu? Czas pokaże.

將來係點樣,冇人可以預知。

"Nikt nie jest w stanie przewidzieć tego, co przyniesie przyszłość."

Wszystkich Czytelników zachęcam do podejmowania własnych lingwistycznych wyzwań oraz dzielenia się, w komentarzach, przebiegiem swoich językowych projektów!



[1] "If you want to ma­ke God laugh, tell him about your plans."

Woody Allen

Odnośnik dedykuję Autorce komentarza, który niegdyś rozbawił mnie bardziej niż powyższy cytat.


Zobacz również:

Eksperyment językowy
Czeski w miesiąc
Szwedzie porozmawiaj ze mną

Automotywacja i potrzeba zmiany

W dzisiejszym artykule chciałabym podzielić się z Wami sposobami na motywację. Zacznijmy od początku – czym jest motywacja? Jest to wewnętrzna siła napędowa, która pozwala nam osiągać cele i iść do przodu. W kontekście nauki języka jest to motor naszych działań, bez którego nie zaczniemy, a co gorsze nie wytrwamy w naszym działaniu. Z pewnością wielu z Was zna, chociażby ze słyszenia, popularnych trenerów czy coachów takich jak Mateusz Grzesiak lub Miłosz Brzeziński. Takie osoby zajmują się motywacją, wygłaszają przemowy na forach i wydają książki, w których pomagają nam odkryć naszą wewnętrzną siłę. Skąd się wzięła ich popularność? Bardzo często w naszym życiu zawodowym czy osobistym osiągamy etap stagnacji, gdzie poziom motywacji spada. Zadaniem trenera jest przede wszystkim uświadomienie nam, jak wiele od nas zależy. Dlatego też ludzie chętnie korzystają z ich usług. A co powiecie na to, żeby zmotywować się samemu? Czy są sposoby, żeby wyznaczać sobie cele i ich dotrzymywać? Jak stanąć na wysokości zadania i mieć apetyt na więcej? Zapraszam do lektury.

Magiczne słowo na dziś – AUTOMOTYWACJA – klucz do naszych pragnień, marzeń i sukcesów. Motywacja sama w sobie jest bardzo złożonym zjawiskiem, natomiast dziś zamierzam przybliżyć Wam ideę automotywacji, która wcale nie jest taka trudna do wypracowania. Zacznijmy od definicji, według Marzena Jankowskiej i Beaty Wolfigiel autorek książki "Automotywacja odkryj w sobie siłę do działania":

Automotywacja nie jest czymś stałym i statycznym. Nie da się zrobić z niej zapasu. To dynamiczny proces, na który składa się wiele elementów koordynowanych przez Twoje centrum dowodzenia.

 

Początek procesu automotywacji można zaobserwować wtedy, gdy jako jednostka odczuwasz potrzebę zmiany zachowania. Nieważne czy jest to wykupienie karnetu na siłownię czy nauka nowego języka. Każda decyzja wymaga od Nas zmiany dotychczasowego zachowania. To trudny proces, podczas którego musimy zmienić swoje wieloletnie nawyki.

Podczas planowania zmiany kluczowe jest zadanie sobie kilku pytań:

  • Jaki jest Twój cel?
  • Czy jesteś gotowy zrobić absolutnie wszystko, żeby go osiągnąć?
  • Co w przypadku, gdy spotka Cię porażka? Jak sobie z nią poradzisz?
  • Jak będziesz kontrolować swoje emocje?
  • Jak będzie przebiegać Twoja zmiana? Etap po etapie.

Ludzie dzielą się na dwa typy : Ci którzy wierzą w to, że ludzie mogą się zmienić i Ci, którzy są przekonani o stałości ludzkiej natury. Ludzie, którzy uważają, że nie są w stanie się zmienić, mają duże kłopoty z motywacją. Ciężej im podjąć jakiekolwiek wyzwanie lub zdecydować się na nową inicjatywę.  Przykład: Ania narzeka na swoją pracę, mimo to od pięciu lat pracuje w tej samej firmie. Natomiast Kasi nie podobało się jej dotychczasowe zajęcie, więc postanowiła zmienić pracę. Sytuacja Ani jest bezpieczna, bo ma stałe zajęcie, jednak praca, którą wykonuje nie spełnia jej oczekiwań. Mimo to Ania nie chce zdecydować się na szukanie innej pracy. Kasia jest nastawiona na zmianę, jeśli coś jej nie odpowiada, zmienia swoje środowisko tak, by czuć się w nim komfortowo. A Ty do której grupy się zaliczasz? Moim zdaniem każdy z nas jest w pewnym stopniu elastyczny i potrafi dokonać zmiany w swoim życiu, proces ten jest uzależniony od wielu czynników, dlatego też u jednych osób przebiega dość sprawnie, natomiast u innych mogą występować dłuższe przerwy w realizacji celu.

Bardzo ważnym elementem automotywacji jest postrzeganie siebie samego. Ciężko się zmotywować, jeśli mówimy do siebie w myślach „Jaki jestem beznadziejny” albo „Nigdy się tego nie nauczę”. Pozytywne postrzeganie zmiany i jej efektów przyspiesza jej proces i pomaga Nam w chwilach zwątpienia. Warto nad tym popracować.

Dlaczego ludzie się zmieniają? Są dwa główne czynniki albo chcemy czegoś uniknąć (złej oceny, choroby, utraty znajomych), albo chcemy coś osiągnąć (zdać egzamin, zbudować relację, wzbogacić swoje CV). Tak większość z nas właśnie podchodzi do zmiany. Wybieramy sobie cel – załóżmy, że jest to opanowanie nowego języka na poziomie B1 w realnym przedziale czasowym, czyli cel, który jesteśmy w stanie osiągnąć. Bardzo ważne jest, żeby realizować swoje cele, pamiętając o sporządzeniu swojej własnej strategii. Zaczynamy etap po etapie opisywać nasz proces, jak chcielibyśmy, żeby wyglądał. Musimy skupić się też na narzędziach, które pomogą nam osiągnąć cel. Następną wartą wspomnienia czynnością jest przygotowanie swojego otoczenia na nadchodzącą zmianę. Reasumując, jeśli chcemy podjąć się nauki języka obcego, musimy zorganizować sobie ku temu sposobność (czas w grafiku, miejsce), zadbać o narzędzia (podręczniki, słowniki, korepetycje), pomyśleć o ewentualnym wykorzystaniu nabytych umiejętności (wyjazd za granicę, spotkanie ze znajomymi, rozmowa o pracę).

Trzeba wziąć pod uwagę, że na naszej drodze wystąpią pewne przeszkody, które mogą odwrócić naszą uwagę od głównego celu :

  • Jutro – Najgorszy z możliwych, ale znany każdemu syndrom „zrobię to jutro”. To, co przeszkadza Ci w działaniu, to Ty sam. Mówienie o zmianie (chwalenie się, że uczysz się języka arabskiego) to jeszcze nie działanie (nauka, czyli słuchanie, pisanie, czytanie itd.). Nie traktuj tego w kategoriach obowiązku, lecz możliwości do rozwoju. Zawsze można powiedzieć, że jest za późno, za wcześnie, za ciepło i za zimno. Nie ma jutro, zrób to dzisiaj.
  • Magia – Cudów nie ma niestety. Nikt się za Ciebie, ani za mnie, tego nie nauczy. Rozwiązanie jednego ćwiczenia z gramatyki też nie uczyni z Ciebie od razu geniusza. To długa praca, bądź na to przygotowany.
  • Bez wysiłku – Nic nie przychodzi bez pracy. Bez poświęcenia nie dotrzesz do celu. Nieważne czy chcesz zgubić parę kilogramów, skończyć studia podyplomowe czy mówić po japońsku, każdy cel wymaga ogromu poświęcenia.

Warto również zacytować autorki wymienionej wcześniej książki:

To, co otrzymujesz, osiągając swój cel, nie jest nawet w przybliżeniu tak ważne, jak to, czym się stajesz w procesie dążenia do niego.

Automotywacja nie istnieje bez determinacji.  Według Artura Wikiery autora książki "Alfabet Motywacji":

Determinacja to zdolność stawania do walki mimo porażek, zdolność podnoszenia się po ciosach.

Każdy może wypracować swoją automotywację, która pozwoli mu spełnić marzenia, rozwinąć skrzydła i stać się tym, kim zawsze chciał być. Podstawowym warunkiem w osiągnięciu sukcesu jest determinacja i skupienie się na głównym celu naszych działań. Nie wolno zapomnieć o pozytywnej postawie względem siebie samego, a także o tym, że porażki zdarzają się każdemu, należy je zaakceptować i iść do przodu.  Niezłomnej motywacji, opierającej się nawet największym pokusom sobie i Wam życzę!