samodzielna nauka

Angielski w 3 miesiące i 5 języków jednocześnie, czyli pytania od czytelników

pytaniaPierwszą sprawą, jaką chciałem się zająć po powrocie na Wooflę z długo oczekiwanego urlopu miało być podsumowanie mojego małego projektu nauki afrikaans. W międzyczasie jednak otrzymałem na skrzynkę mailową wiadomości od dwóch czytelników z pytaniami dotyczącymi nauki języków obcych, na które, zgodnie z zasadą mówiącą, iż czytelnik jest najważniejszy, czuję się po dwóch tygodniach zwłoki zobowiązany odpowiedzieć. W związku z tym, że pytania są natury dość ogólnej postanowiłem utworzyć z nich bazę do pełnoprawnego wpisu, z którego będą mogły skorzystać bądź go uzupełnić osoby odwiedzające nasz skromny serwis. Czytelników oczekujących na podsumowanie "Eksperymentu językowego" chciałbym jednocześnie poinformować, iż szczegółowe omówienie tegoż pojawi się na Woofli już za trzy dni.

Chcę za 3 miesiące nie bać się popisać z kimś na forum po angielsku a w późniejszym czasie rozmawiać na "żywca".

Pierwsza zwróciła się do nas Magda:

(…) Postawiłam cel: za 3 msc mam nie bać się popisać z kimś na forum po angielsku a w późniejszym czasie rozmawiać na "żywca". U mnie ten język leży… Od czego zacząć naukę? Mam kilka książek z gramatyką. Co polecasz krok po kroku? Mam codziennie czas (ok. godziny) na naukę. Nie wiem czy to istotne ale posiadam słuch muzyczny (gram na skrzypcach). (…)

Przede wszystkim cieszy mnie, że cele są wyraźnie sprecyzowane – Magda chce w ciągu 3 miesięcy nie bać się popisać z kimś na forum, a w późniejszym czasu rozmawiać po angielsku. Szkoda natomiast, że oprócz skromnej wzmianki o tym, iż język leży nie wiadomo nic o poziomie jego znajomości. Sam uważam, że mój angielski leży mimo iż miesiąc temu bez specjalnego przygotowania zdałem egzamin potwierdzający jego znajomość zwalniający mnie z zajęć na studiach, na co dzień czytam angielskojęzyczną literaturę, słucham radia. Nie jest to jednak język, który kiedykolwiek mnie specjalnie pociągał, więc znacznie mi bliżej do czegoś co nazwałbym mianem "Standard-Central-European", co widać zwłaszcza w kontakcie z ludźmi, dla których język ten jest ojczystym. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Skupmy się więc przede wszystkim na tym co chcemy osiągnąć i przygotujmy się na parę stwierdzeń zahaczających czasem o truizm, ale ciężko mi inaczej udzielić szczerej odpowiedzi.
Chcesz znać angielski na tyle by pisać na anglojęzycznym forum? Możesz oczywiście przerobić podręcznik Wiedzy Powszechnej (poziom podstawowy zupełnie w tym wypadku wystarczy), robić tłumaczenia z polskiego na angielski w sposób podobny jak ja przy nauce afrikaans (uprzedzam jednak, iż bez pewnych skłonności do masochizmu ciężko wytrwać 3 miesiące), mieć włączone cały czas anglojęzyczne radio w tle, czytać brytyjskie gazety poświęcając na to prawie każdą wolną chwilę – tak zapewne zrobiłbym ja, gdybym chciał się nauczyć języka od podstaw. Ale wcale tego nie polecam.
Tak naprawdę najwięcej da Ci natychmiastowa rejestracja na wspomnianym forum i próby udzielania się na nim. Bo po co robić rzeczy poboczne, jeśli można się skupić się akurat na tym na czym nam najbardziej zależy? Nie chcę by zrozumiano mnie źle – uważam, że należy w pewnym stopniu znać każdy aspekt języka, ale przede wszystkim należy wiedzieć do czego danego języka chcemy używać i dostosować naszą znajomość do wymogów rzeczywistości tak by nie tracić niepotrzebnie czasu na coś co nam się w najbliższym czasie nie przyda. Przykładów takiego dostosowania jest mnóstwo. Duży odsetek Xhosa nie potrafi czytać i pisać w swoim ojczystym języku, ale zupełnie nie przeszkadza im to w rozmowie. Mój mówiony afrikaans jest słaby, ale absolutnie nie wpływa to ujemnie na moją umiejętność czytania w tym języku, która jest dla mnie znacznie ważniejsza. Do czego zmierzam? Choć byśmy nie wiadomo ile ćwiczeń wykonali, natura języka polega przede wszystkim na jego użyciu w praktyce, a poziom znajomości przeważnie jest zależny od jego obecności w naszym życiu (patrz wcześniejszy artykuł pt. Ilu języków tak naprawdę potrzebujesz?). Tak jak już wspomniałem, warto przerobić przynajmniej jeden podręcznik, żeby mieć podstawy leksykalno-gramatyczne, ale nie można zapominać, że język to przede wszystkim jego praktyczne użycie. Dlatego jestem zwolennikiem nie tyle nauki co włączenia języka w swój życiowy rytm. Uczymy się pisać na forum poprzez pisanie na forum. Uczymy się mówić poprzez mówienie. Tego nie nauczą nas nawet najlepsze podręczniki i najbardziej wymyślne metody. Nie ma czegoś takiego jak droga na skróty. Wyobrażam sobie, że strach przed pisaniem na forum po angielsku może być przytłaczający, ale często jest to kwestia jakiejś kolejnej życiowej bariery, którą należy przekroczyć. Po co bać się czegoś czego pragniemy? Dlaczego nie robić tego czego pragniemy? Nikt za nas nie będzie pisać na forum. Nikt za nas nie będzie też rozmawiać. A to kiedy zaczniemy to robić w znacznie większym stopniu zależy od nas samych, a nie od naszej znajomości języka.

Angielski, niemiecki, norweski, hiszpański oraz francuski – jednocześnie

Parę dni później otrzymałem maila od Jacka, który tak opisał swoją znajomość języków obcych:

Angielski – nauczony głównie z filmów z napisami. Polskimi oczywiście. Jeszcze wcześniej z zamiłowania do Linuxa. Cała dokumentacja po angielsku więc czytanie i próba zrozumienia treści . O dziwo na przemienne korzystanie z tych dwóch źródeł pomogło mi na w miarę sprawny kontakt w tym języku.

Niemiecki – 4 lata w szkole podstawowej i 5 lat średniej. Generalnie forma nauczania wszystkim znana. Wkuwanie słówek i zaliczanie gramatyki jakiś tam efekt przyniosło ale żebym był z tego jakoś zadowolony to nie bardzo. "Dogadać" się potrafię ale dużo mi jeszcze brakuje.

Norweski – po znakomitym kursie(…). Poziom A1-A2. W planie rozszerzenie tego zagadnienia. Obecnie podjąłem pracę w Norwegii więc będę miał gdzie się rozwijać 🙂

Następnie Jacek zadał pytania:

Rozbudowane pytanie numer 1.
W jednym z wpisów na blogu polecałeś kurs Assimil. Niestety nie mam do tego zbytniego dostępu więc chciałbym zasięgnąć opinii co zakupić. Czy dwa kursy z polskim lektorem czy może obcojęzyczną. Na domiar tego obcojęzyczna ma dwie opcje:
angielsko-niemiecka
http://fr.assimil.com/methodes/german
albo
niemiecko-angieska
http://fr.assimil.com/methodes/englisch-ohne-muehe
Wszystko po to aby mniej więcej wyrównać poziom tych dwóch języków.
Z której opcji byś skorzystał w takiej sytuacji? (…) Bo generalnie to angielski i niemiecki w miarę ogarniam a dostępne są podręczniki z Assimila do francuskiego i hiszpańskiego… Więc jakby wszystkie cztery języki za jednym podejściem przeanalizować? Angielsko-feancuski i niemiecko-hiszpański. Sam nie wiem czy to dobry pomysł.
Daj znać jak Ty to byś widział.

Po pierwsze – lektorzy w podręcznikach Assimil to zawsze rodowici użytkownicy języka, jakiego się uczymy, więc to jaką wersję językową wybierzemy nie gra tak naprawdę dużej roli. Po drugie – jako że po angielsku potrafisz się porozumiewać to odpuściłbym sobie przerabianie kolejnego podręcznika dla początkujących i większą uwagę skupił na źródłach pozainformatycznych (dokumentacje są pisane językiem specyficznym mającym niewiele wspólnego z tym, czego używamy w codziennej komunikacji) oraz ewentualnie przerobił jakieś repetytorium gramatyczne. Po trzecie – nie polecam się językowo rozdrabniać. Mimo niesłychanie interesującej intelektualnie przygody, jaką jest nauka kolejnych języków obcych muszę powiedzieć, że znacznie sensowniejsze wydaje się szlifowanie 240px-Flag_of_Norway.svgjednego do wysokiego poziomu niż nauka kolejnych do poziomu A2/B1, a następnie ich zapomnienie ze względu na brak czasu, w którym można ich użyć. Równoległa nauka kilku języków to przedsięwzięcie tyleż ambitne co nieefektywne. O ile można starać się utrzymać kilka języków na znośnym poziomie (choć też zajmuje to sporo czasu – nasuwa się pytanie czy warto?), o tyle poczynienie postępów wymaga już sporych nakładów czasu – godzina dziennie, wbrew temu co niektórzy optymiści twierdzą, to moim zdaniem minimum.
Osobiście skupiłbym się na norweskim (mieszkasz w Norwegii, ciężko o lepsze warunki), szlifując przy okazji angielski. Gdy starczy Ci czasu i gdy osiągniesz wysoki poziom w tych językach podszedłbym do niemieckiego. Z innymi językami poczekałbym jeszcze przez przynajmniej dwa lata.

Mniej rozbudowane pytanie numer 2:
W jednym z wpisów polecasz podręczniki wydawnictwa Wiedza Powszechna. Mam jeden do norweskiego. Dobry, z tym tyko że ja posiadam Język norweski dla początkujących a Ty polecasz serię Mówimy po… . I tu rodzi się pytanie… Który lepszy?

O ile mi wiadomo wydawnictwo nie ma w swojej ofercie książki "Mówimy po norwesku", a "Język norweski dla początkujących" jest jedynym dostępnym tytułem. Nigdy jednak nie zawiodłem się na publikacjach Wiedzy Powszechnej i książka powinna Ci dobrze służyć jako baza do dalszego kontaktu z językiem. Od tego czy posiadamy dobre materiały dydaktyczne dużo ważniejszy jest jednak sam proces nauki i używania języka. Bardzo często problem ludzi polega na tym, że zbyt długo szukają konkretnych materiałów, podczas gdy mogliby ten czas przeznaczyć znacznie produktywniej. Dlatego polecam już dziś spędzać nad swoim norweskim przynajmniej godzinę dziennie – w ciągu pół roku powinieneś zrobić naprawdę spore postępy.

Lektura dodatkowa

Powyższe odpowiedzi w dużej mierze są oparte na tym co zawarłem we wcześniejszych artykułach, jakie ukazały się na Woofli, które polecam przeczytać wszystkim osobom zainteresowanym moją opinią na temat nauki języków obcych.
Praca własna z tekstem oraz audio gdy brak podręcznika
Nauka języka bez podręcznika czyli część 2 – czytanie
Myśl samodzielnie i nie patrz na innych czyli krytyka poliglotów
Ilu języków tak naprawdę potrzebujesz
Ilu języków warto się uczyć jednocześnie
Najlepsza rada dotycząca nauki języków obcych

Pierwsza książka w języku obcym

Zapewne każdy z Was doskonale wie o tym, że ważną składową w procesie nauki języka jest umiejętność odbioru tekstu czytanego. Uczymy się tego od samego początku, najpierw tworząc mini dialogi w sklepie, na dworcu itd. Później nadchodzi czas na czytanki z podręcznika podczas lekcji angielskiego. Jak to przebiega? Przeważnie czytamy tekst, podkreślamy nieznane słowa, następnie tłumaczymy je na język polski.  Ponadto rozwiązujemy zdania typu prawda-fałsz lub odpowiadamy na pytania dotyczące treści tekstu. W dużej mierze tutaj kończy się nasz kontakt z językiem czytanym. Zdajemy maturę, egzamin, kolokwium i tyle. Rzadko kto sięga po książkę w oryginale czy artykuł w „The Times”. Postaram się Wam opisać moją przygodę z czytaniem w językach obcych i zachęcić Was do rozwijania tej kompetencji językowej. Ready, steady, go!

IMG_20160305_190130Co zyskujemy?
Po pierwsze, czytanie w języku obcym pozwala nam na przyswojenie zasad ortografii.  Dużo łatwiej jest uczyć się języka, wtedy gdy potrafimy sobie zwizualizować dane słowo. Poza tym, czytając zwracamy uwagę też na zasady pisowni i wszelkie wyjątki. Pozwoli nam to lepiej zapamiętać dane słowo, a co za tym idzie, szybciej się go nauczyć. Po drugie, poszerzamy swoje słownictwo. Oczywiście w zależności od tego po co sięgniemy tak będzie się kształtował zasób naszej leksyki. Ważne jest, aby czytać to, co sprawia nam przyjemność, ale o tym za chwilkę. Po trzecie, czytając w języku obcym po części tworzymy sobie rzeczywistość językową, która jest bardzo ważna w trakcie całego procesu nauki języka. Po czwarte uczymy się konkretnych słów w kontekście, w którym się ich używa; poznajemy kolokacje i struktury językowe.

Co wybrać?

Wybór książki do czytania jest bardzo indywidualny. Można sugerować się poziomem znajomości języka, więc dla początkujących polecałabym komiksy i książki dla dzieci. Dla osób średnio zaawansowanych odpowiednie będą wszelkie gazety  the Mirror lub the Sun – można znaleźć tam naprawdę przystępne językowo teksty. Dla grupy zaawansowanej odpowiednie będą oczywiście pełnowymiarowe książki z wszelakich dziedzin. Musimy jednak pamiętać, żeby na pierwszą czy drugą książkę nie wybierać sobie bardzo ambitnych dzieł. Na początek nie polecam na przykład „Nędzników”, bo można się bardzo zniechęcić.IMG_20160305_190212

Mam już książkę i co dalej?

Istnieje kilka strategii czytania ze zrozumieniem z języku obcym. Kwestia wyboru jest znów bardzo indywidualna. Jednak istnieją pewne wskazówki, które z pewnością przydadzą się każdemu:

1. Nie tłumacz!
To jeden z największych błędów. Zaczynasz czytać i na pierwszej stronie jest dwanaście nowych słów. Podkreślasz i pędzisz do słownika, żeby zaraz sprawdzić ich znaczenie. Po dwudziestu minutach masz przetłumaczoną pierwszą stronę. Sukces, tylko czy o to Ci chodziło? Tłumaczenie słowo w słowo zostaw tłumaczom. Skup się na przekazie ogólnym, a słowa których nie znasz staraj się powiązać z kontekstem. Uwierz mi, na początku będzie to trudne, ale to naprawdę dobra metoda czytania.

2. Szukaj skojarzeń.
Załóżmy, że w tekście znajdujesz  obce słowo, którego nie znasz. Można je po prostu pominąć i czytać dalej, ale czasem warto się zastanowić czy mamy z tym wyrazem jakieś skojarzenia. Może jest to forma czasownika lub antonim do przymiotnika, który już znasz? Staraj się zapisywać te słowa, tak by powstały rodziny wyrazów – to bardzo pomaga w nauce

3. Stop frustracji.IMG_20160305_190225

Każdy język, którego się uczymy jest dla nas językiem obcym. Nawet gdybyś używał angielskiego od dwudziestu lat zawsze znajdzie się słowo, którego po prostu nie znasz. To zupełnie normalne, nikt nie jest chodząca encyklopedią. Czytając tekst w języku obcym nie zrozumiesz wszystkiego – pogódź się z tym.

4. Coś co znasz.

Bardzo dobrym pomysłem jest czytanie książki, której lekturę w języku polskim już masz za sobą. Plusem takiego podejścia jest to, iż znasz fabułę i bohaterów, a czytając angielską wersję dokonujesz jedynie porównań dot. tego jak zostały przetłumaczone nazwy, miejsca itd.

Jak zacząć?

Początek przygody z językiem używanym w literaturze nie będzie łatwy. Niestety, tak już jest i trzeba to zaakceptować. Ważne jest, aby się nie zniechęcać. Kiedy już pogodzimy się z faktem, że nie zrozumiemy każdego idiomu, łatwiej nam będzie czerpać radość z czytania. Jeśli natomiast będziemy wracać do słownika za każdym razem gdy zobaczymy nowe słowo, to czytanie stanie się dla nas męczarnią, a przeczytanie stu stronicowej powieści będzie istnym koszmarem.

Podzielę się z Wami moją historią, o tym jak zaczynałam czytać. Otóż, tak jak pewnie większość uczących się języka, traktowałam język czytany jako zło konieczne i coś co w zasadzie do niczego mi się nie przyda. Pierwszą moją książką, którą musiałam przeczytać był "Mały niedźwiadek", bajka po francusku dla dzieci. Prawdę mówiąc, zmusiłam się do jej czytania co nie przychodziło mi łatwo. Jednakże, po skończonej lekturze wiedziałam już, jakie popełniłam błędy i co mogłam zrobić, żeby ten proces przyspieszyć. W związku z tym sięgnęłam po kolejną dziecięca bajkę i próbowałam różnych strategii, żeby znaleźć tę najbardziej odpowiednią. Potem to już naturalnie poszłam za ciosem i na studiach moim ulubionym przedmiotem była oczywiście literatura.

Czas na akcent humorystyczny. Nie mogę wprost nie wspomnieć tej kultowej sceny z filmu Barei. Proszę kliknijcie tutaj, żeby zobaczyć sobie ten króciutki fragment. 🙂

Moi Drodzy, nie czytajmy dla zabicia czasu.

Jakie są Wasze opinie na temat obcojęzycznych książek? Czytacie? Lubicie? Macie swoje ulubione? Podzielcie się nimi w komentarzach.


Zobacz też:

Praca własna z tekstem oraz audio gdy brak podręcznika
Nauka języka bez podręcznika – część 2 – czytanie
Obca literatura dziecięca: dobre źródło nauki?
Jak czytać i nie zwariować

Przewodnik po Deutsche Welle

deutsche_welle_radio1Niemiecki jest językiem, który towarzyszy mi przez większość mojego życia. Najpierw uczyłem się go w szkole, a potem trochę na studiach. Nie odniosłem jednak na tym polu większych sukcesów. Wszystko zmieniło się, gdy natrafiłem na materiały oferowane przez portal Deutsche Welle, będący czymś w rodzaju niemieckiego BBC. Okazuje się jednak, że ma on pewne problemy z nieintuicyjnym rozmieszczeniem treści, co stało się inspiracją do stworzenia niniejszego przewodnika.

Serwis Deutsche Welle oferuje całą gamę materiałów przeznaczonych dla uczących się języków. Oprócz niemieckiego można tam znaleźć na przykład kursy francuskiego lub nawet polskiego. Dostęp do nich można uzyskać, klikając w link odpowiadający poziomowi zaawansowania języka lub wykorzystując wyszukiwarkę kursów, która pokazuje listę wszystkich dostępnych materiałów. Z tym że nie wszystkie teksty na stronie są przetłumaczone, co może sprawiać problemy. Gdy już znajdzie się odpowiednią pozycję, trzeba zwykle kliknąć w obrazek, który przekierowuje do listy odcinków. Nie zawsze jest to jednak oczywiste, gdyż nic nie sugeruje, że tak należy właśnie postąpić. Co ciekawe na angielskiej wersji można znaleźć kilka dodatkowych serii, z których jedna zasługuje na szczególną uwagę.

Cechą wspólną prawie wszystkich kursów są materiały audio (a czasem filmy) z dołączoną transkrypcją i ćwiczeniami. Poszczególne odcinki natomiast można zasubskrybować lub dodać do biblioteki w programie iTunes. Ponadto, Deutsche Welle wrzuca wiele materiałów i linków na Facebooka i Twittera, co można wykorzystać do nauki. Udało mi się nawet znaleźć ich kanał na Youtube z filmami edukacyjnymi, choć nigdzie na stronie nie ma o nim mowy. Ogólnie wygląda to tak, jakby nie nadążali oni z przystosowywaniem się do nowych wymagań internetu, gdyż strona z materiałami językowymi nie została jeszcze dodana do wersji na urządzenia mobilne, nie wspominając o nieintuicyjnym rozmieszczeniu linków dotyczących różnych elementów jednego kursu.

Po polsku

W polskiej wersji językowej dla początkujących przygotowano kilka ciekawych serii. Pierwsza z nich to Mission Berlin (A1), opowiadająca nietypową kryminalną historię, używając do tego perspektywy gry komputerowej. To dość dziwny pomysł, gdyż nie ma tam żadnych interaktywnych elementów, a wybór ogranicza się do słuchania nagrań lub czytania tekstu. Choć nie jest to nic mocno irytującego, to byłoby lepiej, gdyby zrealizowano to w inny sposób lub stworzono coś, w co naprawdę dałoby się grać. Do dodatków można zaliczyć ćwiczenia zapisane w pliku pdf, które są niestety w całości po niemiecku.

plgerKolejną pozycją jest Radio D (A1-A2), kurs audio przeznaczony dla całkiem  zielonych, w którym wszystko przedstawiane jest w dość wolnym tempie. Uczący się jest zachęcany do uważnego słuchania i prób zgadywania tego, co się dzieje na podstawie kontekstu. Każdy dialog zostaje potem wyjaśniony, choć nie zawsze słowo w słowo. Do odcinków dołączone są ćwiczenia po niemiecku. Podobną formułę posiada kurs Deutsch Warum nicht? (A1-B1) z tą różnicą, że zawarte w nim wyjaśnienia gramatyczne i zadania są napisane po polsku. Osobom o nieco wyższym poziomie może natomiast przypaść do gustu cykl Marktplatz – Język niemiecki w gospodarce (B2), który pomaga w nauce i przećwiczeniu słownictwa biznesowego.

Po angielsku

Ten, kto zna angielski, może skorzystać również z materiałów niepolskojęzycznych. Wśród nich można znaleźć na przykład Deutschtrainera (A1) – proste wprowadzenie do podstawowych słów i zwrotów w języku niemieckim, wykorzystujące krótkie filmiki, uzupełnione o tekst zawierający tłumaczenie. Późniejsze sprawdzanie wiedzy odbywa się w nim przy użyciu slajdów ze zdjęciami. Nieco podobny Audiotrainer (A1-A2) uczy słownictwa oraz poprawnej wymowy. Nie posiada on jednak żadnych filmów, a ćwiczenia występują tam w najprostszej możliwej formie.

Na Deutsche Welle można znaleźć również pełnoprawny kurs online Deutsch Interaktiv (A1-B1), który przeprowadza uczącego się przez kilka etapów znajomości języka, ucząc słownictwa, gramatyki, czytania i rozumienia ze słuchu. Wymaga on darmowej rejestracji i logowania, ale zawsze można korzystać z konta gościa, które daje tyle samo, lecz nie zapisuje postępów. Podzielony jest on na wiele podrozdziałów poświęconych poszczególnym zagadnieniom i może być wykorzystywany do samodzielnej nauki, o ile zna się już angielski lub rosyjski.

Harry - gefangen in der ZeitOpcją, która spodobała mi się jednak najbardziej, jest interaktywny cykl Harry – gefangen in der Zeit (A1-B1), który opowiada szaloną historię inspirowaną "Dniem świstaka". Tytułowy bohater jest uwięziony w pętli czasu, z której próbuje się wydostać. Towarzyszy mu niewidzialny narrator, dając mu rady dotyczące języka niemieckiego i komentując jego zachowanie. W każdym odcinku poruszone jest jedno zagadnienie gramatyczne, o którym można w każdej chwili przeczytać w odpowiednim menu. Do dyspozycji uczącego się zostały również oddane różnorodne interaktywne ćwiczenia, słownik i transkrypcja. Całość została stworzona we flashu i wydaje się funkcjonować poprawnie. Problemy miałem tylko z rejestracją, gdyż możliwe jest zrobienie tego bez podania adresu e-mail, co uniemożliwia późniejszą aktywację konta. Plusem posiadania go jest łatwiejszy dostęp do wszystkich list słów i zagadnień gramatycznych oraz możliwość zapisu postępów. Resztę można zrobić przy użyciu konta gościa.

Po niemiecku

Gdy już zdobędzie się pewne podstawy, można spróbować korzystać z materiałów dostępnych w całości po niemiecku. Najniższy poziom trudności w tej kategorii oferuje kurs Das Deutschlandlabor (A2), który opowiada o życiu w Niemczech. Istotną jego częścią są kilkuminutowe filmy z napisami przedstawiające rozmowy z napotkanymi ludźmi. Uzupełnia go zestaw standardowych dodatków. Poziom wyżej jest cykl Top-Thema mit Vokabeln (B1), zawierający dość krótkie nagranie audio dotyczące jakiegoś ważnego tematu. Dołączono do niego wyjaśnienia słownictwa po niemiecku, tekst i pytania kontrolne. Dużo prościej prezentuje się natomiast kurs Wieso nicht? (B1), który uczy potrzebnych na co dzień słów na podstawie różnych scenek. Zawiera on jedynie nagranie i lekcję w pliku pdf.

jojoNastępna w kolejności jest seria Jojo sucht das Glück (B1-B2), która cieszy się podobno dużą popularnością u osób uczących się niemieckiego. Jest to serial z napisami opowiadający o perypetiach Brazylijki Jojo, która szuka szczęścia. Każdy odcinek trwa  tylko parę minut i posiada interaktywne ćwiczenia oraz wyjaśnienia trudniejszych słów. Do tej pory nakręcono trzy sezony przygód tej bohaterki, które można oglądać również na Youtube. Natknąłem się nawet na kilka parodii stworzonych przez fanów.

Muzyczną alternatywą dla powyższego serialu są dzienniki z podróży hiphopowego zespołu EINSHOCH6 zatytułowane Deutsch lernen – mit Spaß und viel Musik! (B1-B2). Co ciekawe niektóre z odcinków mają formę teledysków. Nie brakuje w nich ponadto napisów i list słów. Równie ciekawym projektem jest Ticket nach Berlin – die Abenteuerspielshow! (B1-B2), w którym śledzimy przygody osób uczących się niemieckiego i podróżujących po całym kraju. W tym przypadku filmy nie posiadają niestety żadnych napisów.

Do innych ciekawych pozycji należy seria Das sagt man so! (B1-B2), w której zostają przedstawione różne idiomy i przysłowia. W kursie Wort der Woche (B2) masz natomiast okazję nauczyć się czegoś dotyczącego wybranych niemieckich słówek. Z innego podejścia korzystają cykle dotyczące wiadomości ze świata takie jak Video-Thema i Langsam gesprochene Nachrichten (B2-C1). W tym pierwszym można obejrzeć reportaże z napisami na różne ciekawe tematy, w drugim zaś posłuchać aktualnych wieści przekazanych w zwolnionym i normalnym tempie. Na najwyższym poziomie czeka natomiast kurs uzupełniający niezbędne słownictwo – Alltagsdeutsch (C1-C2), jak również taki, który porusza naprawdę skomplikowane zagadnienia – Sprachbar (C1-C2).

Powyżej wymieniłem wszystkie materiały warte uwagi, pomijając jedynie drobne ciekawostki. Jakość poszczególnych kursów może się wahać, choć najsłabszy z nich można raczej zaliczyć przynajmniej do przeciętnych. W porównaniu do innych źródeł internetowych Deutsche Welle wypada całkiem dobrze, a przy tak dużym wyborze każdy powinien znaleźć coś dla siebie.


Zobacz także:

Nie samymi podręcznikami… – czyli internetowe pomoce naukowe (j. hiszpański)
Jakie materiały warto czytać?
Jak (nie)uczyć się języków obcych – niemiecki
Niemieckie gazety, portale informacyjne oraz stacje radiowe

 

Język obcy dla seniora

Nauka języków obcych nie jest zdominowana przez dzieci, choć mogłoby się tak wydawać, ponieważ to przecież one mają w miarę regularny kontakt z językiem w czasie szkolnym. Coraz częściej na kursy językowe zgłaszają się nie tyle młodsi dorośli, co seniorzy. Osoby starsze (w wieku 60+) z każdym rokiem chętniej poszerzają swoją wiedzę z zakresu języków obcych. W tym artykule spróbujemy wskazać źródła ich motywacji do nauki, zdefiniować wymagania co do zajęć oraz zastanowimy się, jak można sprawić, by proces przyswajania wiedzy był miły i przyjemny.

Osoba, która uczęszczająca na kurs językowy kojarzy się z kimś młodym – jest to jeden z najczęstszych stereotypów. Na szczęście takie myślenie odchodzi w niepamięć. Społeczeństwo, które żyje coraz dłużej, jest coraz bardziej świadome swoich kompetencji lub ich braku. Potrzeba edukacji przez całe życie stała się jedną z najważniejszych, dlatego też osoby po sześćdziesiątym roku życia starają się być aktywne także pod względem nauki języka obcego.  Fenomen obserwuje się w wielu krajach europejskich i można nazwać go glottogeragogiką – subdyscypliną dydaktyki języków obcych, jeśli chodzi o nauczanie ludzi starszych. Z uwagi na to, że jest to młoda gałąź nauki, wciąż niewiele jest rzetelnych opracowań na ten temat.

Seniorzy żyją coraz aktywniej, czego dowodem są na przykład Uniwersytety Trzeciego Wieku  (UTW). Obecnie na samym tylko Śląsku jest ponad 50 miejsc, gdzie seniorzy mogą kontynuować swoją edukację. Klikając tutaj możecie znaleźć aktualną bazę UTW na mapie Polski. Oczywiście zajęcia prowadzone na UTW obejmują także kursy językowe, z czego bardzo chętnie korzystają seniorzy.  Według danych z 2013 roku, osoby starsze najchętniej wybierają rosyjski, za to drugie miejsce zajmuje wszechobecny angielski.

 

Obecnie możemy zaobserwować dwa dominujące trendy. Jeden już wyżej wspomniany, czyli nauka przez całe życie oraz drugi, dotyczący nauki języka obcego wśród najmłodszych dzieci. Czy nie macie wrażenia, iż jest w tym nieco sprzeczności? Tyle się słyszy o możliwościach dzieci, które chłoną „jak gąbki”, uczą się nieświadomie, dobrze imitują dźwięki, a ich mózg jest bardzo plastyczny. Te twierdzenia są jak najbardziej prawdziwe, jednak co zrobić, by zacząć naukę języka jako senior? Teoretycznie osoba starsza może mieć problemy ze słuchem lub wzrokiem, prawdopodobnie trudniej jest jej się skoncentrować, ma kłopoty z pamięcią, a jej organy głosowe nie są w stanie wytworzyć nowych dźwięków. Na szczęście to tylko teoria. Seniorzy na UTW to osoby, które mogłyby obdarzyć swoją  motywacją cały kontynent. Nawet jeśli zmagają się z pewnymi kłopotami zdrowotnymi, lub nauka wymaga od nich dużo więcej czasu, to nie poddają się tak łatwo.

Motywacja do nauki to czynnik, bez którego nie odniesiemy sukcesu. Tutaj tak naprawdę to seniorzy mają przewagę nad dziećmi. Nikt nie ma tak dużej motywacji żeby opanować język, osoby w podeszłym wieku uczą się dobrowolnie, bez stresu i presji. Jakie są główne powody, dla których seniorzy podejmują się nauki języków? Pierwszym czynnikiem jest kontakt z rodziną. Wiele osób starszych zgodnie podkreśla, że do nauki najbardziej motywują je dzieci i wnuki. W czasach globalnej wioski, gdzie rodziny żyją z dala od siebie, a wnuki często nie znają języka polskiego, seniorzy sami próbują dostosować się do tej sytuacji. Część osób myśli też o przyszłości, być może ich zięciem lub synową będzie osoba, która nie będzie znała polskiego i wtedy chcieliby się czuć bardziej komfortowo w rozmowie z nią. Innym powodem, dla którego seniorzy uczą się języków to fakt, iż robią coś dla siebie. Będąc na emeryturze mają więcej wolnego czasu, który mogą spędzić w przyjemny sposób, między innymi na kursie języka. Niektórzy decydują się zdawać maturę, inni podchodzą do egzaminów typu FCE. W każdym przypadku kluczem jest komunikacja. Ludzie starsi nie chcą mieć już problemów na przykład na zagranicznych wakacjach. Chcą być na tyle samodzielni, by móc się porozumieć bez pomocy dzieci lub wnuków. Kolejnym aspektem może być stan zdrowia. Wiele osób przyznaje, iż zajęcia są dla nich jak krzyżówki, ćwiczą pamięć i koncentrację. Warto podkreślić to, że seniorzy mają na tyle bogate doświadczenie życiowe, że nie boją się porażki, a nawet jeśli taka im się zdarzy, to nie zniechęcają się, tylko śmiało idą dalej do celu.

Jak w takim razie pomóc seniorom w nauce? Jako nauczyciel możemy zdziałać naprawdę wiele. Pierwszą zasadą jest miła atmosfera, która pozwoli łatwo nawiązać kontakt z grupą. Jest to bardzo istotny element, którego nie powinno się pomijać. Kolejna rzecz to zadbanie o materiały, na których będziemy pracować. Powinny to być nagrania, piosenki, filmy, a także obrazki, wykresy i plakaty, można też dorzucić tu oczywiście mapy myśli (ang. mind maps).  Ogólnie rzecz biorąc, na zajęciach powinniśmy używać jak najwięcej materiałów audio i wideo, po to, by aktywizować różne ośrodki w mózgu. Celem nauki powinna być przede wszystkim komunikacja w języku obcym, warto byłoby skupiać się na zwrotach przydatnych podczas podróży czy zwiedzania.

Wybór podręcznika dla seniorów jest już dużo łatwiejszy. Na rynku pojawiły się specjalne kursy książkowe z nagraniami dedykowane osobom starszym. Czym się wyróżniają? Przede wszystkim czcionka w nich użyta jest zdecydowanie większa od standardowej. Po drugie nagrania na płytach charakteryzują się wolnym tempem, co umożliwia wsłuchanie i skupienie się. Poniżej znajdziecie listę kilku pozycji, które są bardzo przydatne:

  •  „Angielski dla seniorów. Poziom podstawowy” wydawnictwo Edgard
  • Angielski dla aktywnych seniorów” wydawnictwo Olesiejuk
  • Angielski dla seniorów. Kurs podstawowy 2. Ćwiczenia” wydawnictwo DIM
  • Angielski dla seniora” wydawnictwo Lingo

Nauka języka obcego przez seniorów z pewnością jest wyzwaniem dla nich samych, ale także dla nauczyciela. Jeszcze raz podkreślam fakt, iż ciężko o bardziej zdeterminowanych uczniów, którzy świadomie i chętnie się uczą. Miałam okazję prowadzić takie kursy językowe i uważam, iż było to moje najlepsze dydaktyczne doświadczenie. Każdemu polecam i jednocześnie zachęcam do nauki języka obcego – zdolność do nauki nie mija z wiekiem! Bonne chance á tous!

 

Nie mam głowy do języków!

Ile razy słyszeliście takie zdanie? Nie mam do tego głowy. Do języków trzeba mieć smykałkę. Tyle czasu próbuję nauczyć się języka i mi nie wychodzi. Dlaczego tak się dzieje, że niektóre osoby potrafią opanować w bardzo dobrym stopniu kilka języków, a inne mają kłopot z nauczeniem się jednego? Od czego to zależy? Czy decyduje wiek, czy motywacja? A może po prostu potrzeba do tego talentu? Zapraszam do lektury!

Bardzo często spotykam się ze stwierdzeniem, że do języków trzeba mieć talent. Pod tym pojęciem jednak każdy rozumie coś innego. Na czym tak naprawdę miałby polegać taki talent? Biorąc pod uwagę fakt, że każdy z nas opanowuje język ojczysty, śmiem twierdzić, iż mamy naturalny talent do języka. Wykluczając wszelkie wady wrodzone i rozwojowe, każdy zdrowy człowiek jest w stanie produkować dźwięki, tworzyć zdania i budować swoje wypowiedzi. Gdzie jest więc czynnik, który decyduje o tym, że jedni z nas potrafią to robić w pięciu językach? Na czym polega ten fenomen? Nie jestem jedyną osobą, która stawia sobie to pytanie. Jest to zagadka dla wielu językoznawców. I tak jak pewnie wśród czytelników będą różne opinie na ten temat, tak i wśród specjalistów od języka istnieje duża rozbieżność.

Talent to uzdolnieniekeep-calm-and-speak-foreign-languages

Według słownika języka polskiego talent można zdefiniować jako uzdolnienie w jakimś kierunku bądź predyspozycje do wykonywania pewnych czynności. Wydaje mi się, że każdy z nas inaczej definiuje talent. Z pewnością można wymienić mnóstwo utalentowanych osób ze świata filmu, sportu czy kultury. Trudno się nie zgodzić, że śpiewaczka operowa musi mieć talent, gdyż głos można ćwiczyć, natomiast trzeba się z tym po prostu urodzić. Natomiast czy znajomość trzech języków może być nazwana talentem – to jest kwestia sporna. Chciałabym zacytować w tym miejscu pana Konrada Jerzaka vel Dobosza, który jest autorem książki „Sekrety poliglotów”. Jego opinia na temat talentu jest następująca :

 Często mówi się też, że ludzie muszą mieć talent do nauki języków albo że niezbędny jest przy tym słuch muzyczny. (…) Nie uważam się też za osobę specjalnie utalentowaną. Wręcz przeciwnie, nie miałem nigdy specjalnie dobrej pamięci, w liceum trafiłem do słabszej grupy z języka angielskiego, nauka pierwszych języków – gdy nie wiedziałem jeszcze, jak za to się właściwie zabrać – nie przychodziła mi też łatwo. Myślę zatem, że do tego, by nauczyć się przynajmniej jednego języka, nie potrzeba jakiegoś specjalnego talentu. Każdy z nas nauczył się już języka ojczystego, co pokazuje, że wszystkie niezbędne umiejętności mamy. Trzeba tylko nauczyć się odpowiednio wykorzystywać potencjał, który już w nas jest.

Nasuwa się tutaj pytanie o potencjał: czy w każdym z nas jest i czy potrafimy go dostrzec? Autorka książki "Skuteczne strategie opanowywania języków obcych", Ewa Zaremba, talent do języków obcych tłumaczy tak :

– To przede wszystkim odpowiedni poziom inteligencji, umiejętność kojarzenia różnych pojęć, dobra pamięć i szybkie kodowanie w pamięci oraz odzyskiwanie z niej pewnych danych. A także kwestia bystrości umysłu, szybkości myślenia.

 

Klikając tutaj możecie posłuchać bardzo ciekawej audycji, gdzie pani Ewa Zaremba i znany aktor Tadeusz Chudecki rozmawiają na temat nauki języków obcych. Bardzo gorąco zachęcam Was do kliknięcia tutaj, gdzie znajdziecie wywiad z dr Anitą Szczepan z Uniwersytetu Opolskiego. W rozmowie dr Szczepan podkreśla fakt, iż talent do nauki języków jest zbędny, jeśli tylko jesteśmy dość zdeterminowani i mamy w sobie pasję.

A gdzie jest mój talent?

Powiedzmy, że talent do języków istnieje, jednak nawet największy talent nic nam nie da bez pracy. Każdy, kto chce opanować język obcy, musi się liczyć z tym, że wymaga to jej ogromu. Bez systematyczności nie jesteśmy w stanie osiągnąć wyznaczonego celu. Osoby, które są utalentowane też przechodzą przez te same procesy nauki, nikogo to nie omija. Być może talentem jest właśnie zespół umiejętności zorganizowania sobie pracy.

Nie masz głowy do języków, a może po prostu źle się do tego zabierasz? Jakie są błędy podczas nauki języka obcego w mojej ocenie?

 

  1. Brak dokładnego planu
    Jeśli obieramy sobie konkretny cel, na przykład egzamin językowy, to koniecznie pamiętajmy o stworzeniu planu nauki. Po pierwsze tworzymy go, po drugie trzymamy się go ściśle. Czyli nie ma wyjątków w stylu za późno, za wcześnie, za ciepło, za zimno. Języka uczymy się systematycznie. I pamiętajmy : A goal without a plan is just a wish!
  2. Zbyt ambitne cele
    W 2016 zdam CPE, do tego BEC i może jeszcze DALF. Brzmi świetnie, ale czasem lepiej skupić się na jednej rzeczy i doprowadzić do ją do końca, niż rozmieniać się na drobne.
  3. Słomiany zapał
    Jednego dnia masz mnóstwo energii i się super przykładasz, robisz tak przez dwa, trzy tygodnie. Później zaczynają się wymówki i przeraża Cię ilość materiału. Aż wreszcie zapał się kończy.
  4. Zapiszę się na kurs
    Kursy językowe są bardzo przydatne, ale to nie wystarczy by opanować język. Jedna godzina w tygodniu nie zrobi z nas poligloty. Do materiału trzeba wracać, pracować nad akcentem, powtarzać słówka. Niestety nie ma drogi na skróty.
  5. Wybiorę łatwy język
    Nie istnieje łatwy język. Oczywiście znajdziemy rankingi, gdzie przeczytamy, ze angielski to jednen z najłatwiejszych języków. Prawda jest jednak taka, że w miarę nauki każdy język jest trudny. Między innymi o tym możecie przeczytać w rewelacyjnym artykule Peterlina, klikając tutaj.

 

Jeśli masz problemy z opanowaniem języka, być może problem nie leży w braku World Language Names Speech Translation Words on Globetalentu, a złym sposobie nauki. Nie ma też uniwersalnej metody, która każdego nauczy języka. Warto jest odnaleźć swój sposób na językowy sukces. Pisząc artykuły na Wooflę, mam ogromną przyjemność współpracować z bardzo sympatycznymi osobami, które władają kilkoma językami obcymi. Zdecydowanie są to pasjonaci, którzy nie samym talentem, a zaangażowaniem osiągnęli swoje językowe cele.

 

W mojej opinii talent do języków nie istnieje. A nawet gdyby istniał, to stanowi tylko 5 % naszego sukcesu. Na pozostałe 95 % składa się wyłącznie nasza ciężka praca. Sukces w nauce języków zależy od naszej determinacji, pasji i oddaniu. Chciałabym poznać Wasze zdanie: co myślicie o talencie do języków? Czy sądzicie, że istnieje? Czy sami uważacie się za osoby obdarzone talentem do języków? Czekam na Wasze odpowiedzi.

 

Dwa tygodnie i trzy pytania – czyli eksperymentu językowego ciąg dalszy

praat_afrikaansMinęły już dwa tygodnie, od kiedy rozpocząłem swój eksperyment językowy mający na celu zbadanie, do jakiego stopnia można się w ciągu trzech miesięcy nauczyć języka całkiem samodzielnie w domowych warunkach, pracując jednocześnie na etat, studiując i mając wiele innych obowiązków (nieraz zdarzało się czytelnikom wytknąć, że normalny zabiegany człowiek nie jest w stanie znaleźć ani chwili czasu na naukę języka).  Ze szczegółami możecie się zapoznać w podsumowaniu, gdzie znajdują się dokładne wyliczenia dotyczące czasu spędzonego nad taliami, liczby przetłumaczonych w trakcie kolejnych sesji zdań, przeczytanymi tekstami itp. Tutaj chciałbym natomiast poruszyć trzy kwestie, które pojawiły się w komentarzach, jakie dotychczas pojawiły się w odniesieniu do tego projektu.

Czy język afrikaans jest łatwy?

Temat poziomu trudności poszczególnych języków cieszy się wśród czytelników sporą popularnością, na co zresztą dowodem jest, że wśród najczęściej czytanych na naszym portalu artykułów znajdują się przemyślenia dotyczące tego aspektu w odniesieniu do hiszpańskiego oraz szwedzkiego. Jak to się ma w przypadku afrikaans?
Jeden z naszych czytelników skomentował wiadomość o rozpoczęciu afrykanerskiego projektu na naszym profilu facebookowym jednym prostym zdaniem:

Mega łatwy język.

Dodam, że jest to opinia dość powszechna, wygłaszana zresztą przeważnie przez ludzi, którzy tego języka nie znają. Jak jest zaś w rzeczywistości? Język afrikaans powstał na bazie niderlandzkich dialektów, jakimi władali przybywający tu od drugiej połowy XVII wieku kolonizatorzy oraz języków właściwych ludom autochtonicznym (mam tu na myśli przede wszystkim Khoisan, kontakty ze stanowiącymi obecnie znaczną większość na terenie RPA plemionami Bantu miały miejsce znacznie później) oraz innym grupom przybywającym na przełomie najbliższych 300 lat do Afryki Południowej. W związku z tym, że jego głównym zadaniem było umożliwienie komunikacji międzyetnicznej, uległ on na przestrzeni wieków pewnym zmianom, z których tą najbardziej rzucającą się w oczy jest znaczne uproszczenie zasad gramatycznych znanych nam z innych języków germańskich. W afrikaans de facto nie ma przypadków. Brak też koniugacji, a znając odpowiedni czasownik, bez problemu jesteśmy w stanie go użyć w każdym czasie. Gdy dodamy tutaj, że słownictwo jest bardzo podobne do niemieckiego (z angielskim tych punktów wspólnych jest mimo wszystko mniej), to rysuje nam się przed oczyma język, który rzeczywiście można łatwo opanować. I tak jest, ale tylko w niektórych aspektach i jedynie do pewnego stopnia.

Osoba, która potrafi czytać po angielsku i niemiecku oraz mająca przynajmniej blade pojęcie o gramatyce i fonetyce języków germańskich po dwóch tygodniach czytania w afrikaans powinna być w stanie wychwycić większość słów z kontekstu. Znacznie trudniej jest w przypadku języka mówionego – oglądając afrykanerską telenowelę Sewende laan (pl. Siódma aleja), rozumiem przeważnie jedynie pojedyncze słowa. Nieco lepiej jest z audycjami radiowymi, gdzie temat jest mi w pewnej mierze znany. Poziom ich rozumienia spada jednak drastycznie w chwili, kiedy na antenę wchodzi korespondent nie siedzący aktualnie w studio, co powoduje, że jego wypowiedzi ulegają wszelkiego rodzaju zakłóceniom. Porównując to sobie z moimi odczuciami związanymi z nauką francuskiego, uważanego powszechnie za dość trudny język w odbiorze, nie odczuwam, by było w przypadku afrikaans pod tym względem zdecydowanie łatwiej.

Wspomniane wyżej podobieństwo do innych języków germańskich, o ile tak pomocne w odbiorze, niekoniecznie jest już pożyteczne w konstruowaniu własnych wypowiedzi i sprawia, że łatwo wpaść w podobną pułapkę, co studenci uczący się ukraińskiego, którzy znając rosyjski, kalkują go oraz używają właściwych dla moskiewskiego standardu słów (nierzadko nie przejmując się regułami ukraińskiej wymowy) i wydaje im się, że mówią po ukraińsku. Z afrikaans jest niestety podobnie. I nie mam tu nawet na myśli często w takich momentach przytaczanych "fałszywych przyjaciół", bo tych paradoksalnie jest dość łatwo zapamiętać. Chodzi mi przede wszystkim o zbyt częste sugerowanie się pozornym podobieństwem do niemieckiego czy angielskiego i użyciem słowa, które Afrykaner prawdopodobnie zrozumie, ale z afrikaans będzie miało niewiele wspólnego. Z drugiej strony, oglądając wywiady z południowoafrykańskimi gwiazdami showbiznesu, czy też wspomnianą przeze mnie telenowelę, można dostrzec, iż często mają miejsce wtręty w postaci całych zdań wypowiadanych w języku angielskim, które nadają konwersacji – dotyczy to zresztą nie tylko afrikaans, ale również języków bantu jak zulu czy xhosa – kolorytu. Z analogiczną sytuacją miałem już do czynienia w Alzacji, gdzie rozmówcy potrafili w ciągu swojego monologu co chwilę mieszać miejscowy dialekt z językiem francuskim.

Na pytanie czy afrikaans jest łatwy czy trudny odpowiem trochę wymijająco: opanowanie podstaw wydaje się być względnie proste (z naciskiem na "wydaje się"). Często jednak, mówiąc o nauce języka, mylimy pojęcia i te wątłe podstawy uważamy za fakt nauczenia się go, co jest ze wszech miar mylne. Rzeczywistość jest bowiem znacznie bardziej skomplikowana, a po przerobieniu podręcznika wypada dołożyć jeszcze starań, żeby swoją wiedzę poszerzyć, co zajmuje dodatkowy czas. Generalnie bowiem nie ma języków łatwych, zwłaszcza jeśli mówimy o ich dobrym opanowaniu. Bo czy można łatwym nazwać coś do czego nauki potrzeba przynajmniej kilkuset godzin?

Ile kart przerabiasz w sesji aktywnej i w sesji pasywnej?

vertaalDokładne cyfry znaleźć można w podsumowaniu mojego projektu. Liczba dzienna powtórek jest ściśle powiązana z dwoma czynnikami:
a) liczbą kart znajdujących się w talii;
b) liczbą kart dodanych do talii w dniu poprzedzającym powtórkę.

W przypadku talii aktywnej warto się trzymać zasady, która mówi, że jeśli jesteś w stanie czasowo się wyrobić z liczbą kart, jakie program wyznaczył Ci do powtórki, to znaczy, że prawdopodobnie masz ich w talii za mało i należy dodać więcej materiału. To właśnie tłumaczenia całych zdań (podkreślam – całych zdań, a nie pojedynczych wyrazów) z L1 (język oryginalny – w tym wypadku polski bądź angielski) na L2 (tu: afrikaans) są podstawą opanowania materiału i im więcej czasu na nie jesteśmy w stanie poświęcić tym lepiej i szybciej się danego języka możemy nauczyć. Nie jest to wcale łatwe, w przypadku nowego materiału bywa nawet, że zdanie tłumaczę kilka razy, zanim uznam, iż zrobiłem to poprawnie (tj. wypowiedziałem je na głos poprawnie bez znaczących przerw na przypominanie sobie kolejnych jego składników), ale nie mam żadnych wątpliwości, że działa (dotychczas wprowadzony materiał znam niemal na pamięć) i staram się dodawać do talii kolejne elementy, których bazą jest na razie przerabiany przeze mnie podręcznik.
WAŻNE! Tłumaczenie zawsze robię, mówiąc na głos w afrikaans. Ćwiczenie polegające na mówieniu pod nosem bądź odbywaniu procesu jedynie w pamięci mija się z celem. Po pierwsze nie ćwiczymy wymowy, a po drugie jest nam wtedy znacznie łatwiej oszukać samych siebie (łatwiej ukryć błędy).

Trochę inny mam stosunek do talii pasywnej, której powtórki dłuższe niż 10 minut uważam trochę za mało efektywne spędzanie czasu. W tym przypadku zamiast przeglądać kolejne karty lepiej wziąć coś do czytania w docelowym języku. Talia tam ma zresztą zupełnie inny cel. W przeciwieństwie do talii aktywnej, chodzi w niej głównie o utrwalanie wyrażeń, które przy czytaniu artykułu bądź książki (choć na te drugie póki co w afrikaans stanowczo za wcześnie) wzbudziły wątpliwość lub były totalnie niezrozumiałe, tak aby przy następnym ich spotkaniu nie mieć wątpliwości co oznaczają.

Czy robisz jakieś ćwiczenia na rozumienie ze słuchu?

luister_na_afrikaanse_radio_aanlynSkupienie się na rozumieniu języka mówionego zasugerował mi komentujący tu od dłuższego czasu Jacek. Rzeczywiście słucham dość dużo, ale póki co jestem raczej na etapie rozumienia głównych wątków rozmowy na podstawie wychwycenia słów kluczy, które znam z… przeczytanych przeze mnie tekstów. Nie ukrywam, że to właśnie materiał pisany jest dla mnie podstawowym źródłem nowo poznawanego słownictwa. Przede wszystkim dlatego, że jest znacznie łatwiejszy w deskrypcji, a nieznane słowo można natychmiast sprawdzić w słowniku i kontynuować czytanie. Równie niezrozumiałego materiału dźwiękowego nie potrafię wykorzystać w taki sposób. Nie wiem, czy jestem wzrokowcem – wiem tylko, że uczę się w taki sposób, bo w innym przypadku odczuwałbym zmęczenie materiałem (a to jest tak naprawdę najgorsze, co możemy sobie zafundować, ucząc się języka obcego). Dlatego ograniczam się przede wszystkim do słuchania w tle i wychwytywania znanych mi wyrażeń, a czasem nawet całych zdań, które rozumiem. Dziennie spędzam z mówionym afrikaans przynajmniej godzinę – tyle bowiem trwa audycja Kommentaar z Radio Sonder Grense oraz nagrania z podręcznika. Postępy w rozumieniu są stosunkowo niewielkie, ale trwałe, co przy zachowaniu obecnego, znowu nie aż tak podkręconego tempa daje nadzieję na dość dobry wynik na końcu naszej podróży.

Tyle, jeśli chodzi o pierwszą falę pytań dotyczących mojego eksperymentu językowego. W przyszłym tygodniu, żeby wprowadzić do cyklu trochę różnorodności (ile można przecież pisać o tym jak ktoś się uczy języka?) postaram się nieco poruszyć również kulturowo-polityczny aspekt tego przedsięwzięcia i nieco rozszerzyć to, co napisałem 5 lat temu jako wstęp historyczno-kulturowy do języka afrikaans. Ten tekst był, mimo zainteresowania jakie ówcześnie wzbudził, dość ubogi, warto byłoby więc go poszerzyć, zwłaszcza, że tematyki tej raczej próżno szukać w polskim internecie.

Podobne artykuły:
(Nie)płynny w 3 miesiące, czyli eksperyment językowy
Afrikaans – krótki wstęp historyczno-kulturowy
Wyznania ANKIoholika
Nauka języka bez podręcznika – część 1
Nauka języka bez podręcznika – część 2

(Nie)płynny w 3 miesiące, czyli eksperyment językowy

South_Africa_2011_Afrikaans_speakers_proportion_map.svgPrzeglądając różnego rodzaju strony internetowe poświęcone językom obcym, możemy często natrafić na wszelkiego rodzaju porady dotyczące metod nauki, w których autorzy przekonują o ich słuszności, jednocześnie nie wychodząc samemu daleko poza mało dokładny opis metody i przeważnie nie wgłębiając się w temat. Czytelnicy natomiast, przynajmniej ci, którzy języków się uczyć nie potrafią, czekają cały czas na to, aż któregoś dnia na stronie pojawi się jakiś wpis, który zmieni ich życie raz na zawsze i pozwoli się nauczyć języka obcego w relatywnie krótkim czasie. Pewnego razu jeden z naszych komentatorów zarzucił mi, że za dużo piszę o językach na świecie, o historii, o polityce, za mało natomiast o samej nauce. W dużej mierze było tak dlatego, że naprawdę dawno nie miałem okazji się jakiegokolwiek języka uczyć. Z różnych powodów – z jednej strony był to brak czasu i inne, znacznie ważniejsze zajęcia, z drugiej bezcelowość takiego działania, o czym pisałem już wcześniej w artykule pt. "Ilu języków tak naprawdę potrzebujesz?". Wielokrotnie podkreślałem, że nauka języka celem samym w sobie być nie może. Teraz cel się pojawił, jest motywacja, można więc zacząć działać. Żeby być natomiast w swoich zmaganiach z czytelnikiem jak najbardziej szczerym, postanowiłem wszystkie moje kroki w formie dziennika nauki spisywać na Woofli, tak by każdy mógł prześledzić jak spędzę najbliższe trzy miesiące. Tyle jeśli chodzi o zapowiedź nowego projektu, teraz przejdźmy do konkretów.

JAKIEGO JĘZYKA SIĘ UCZĘ, DLACZEGO I JAKI MAM CEL?
Wybór padł na afrikaans. Starsi czytelnicy na pewno pamiętają artykuł o afrikaans, który opublikowałem już parę lat temu na "Świecie Języków Obcych". Nigdy nie ukrywałem, że jest on moim zdaniem jednym z najpiękniejszych języków świata. Niestety jego walory estetyczne są odwrotnie proporcjonalne do rzeczywistej potrzeby jego nauki, w związku z czym nigdy nie miałem odpowiedniej motywacji by się go nauczyć. Tę ostatnią zmienia jednak znacznie perspektywa dwutygodniowego wyjazdu do RPA, w trakcie którego pojawi się mnóstwo okazji by afrikaans rzeczywiście używać.

Kwitnące jakarandy w Pretorii. Źródło: https://www.flickr.com/photos/south-african-tourism

Czy afrikaans jest dla mnie czymś zupełnie nowym? Tak i nie. Z jednej strony nigdy się go celowo nie uczyłem, w związku z czym miałbym problem ze sformułowaniem nawet najprostszych zdań w tym języku. Gdy włączam afrykanerskie radio mam poważne problemy z określeniem o czym w ogóle jest mowa. Z drugiej strony jego podobieństwo do pozostałych języków germańskich sprawia, iż w pewnej mierze rozumiem tekst napisany w afrikaans (choć nadal znacznie gorzej niż np. słowacki czy bułgarski, których również się nie uczyłem), mam nawet niewielkie doświadczenie w kwestii czytania źródeł i względnie znana mi jest jego gramatyka, która na dodatek w związku z kreolskim charakterem tego języka uległa na przestrzeni wieków znacznemu uproszczeniu – nie pojawi się więc zapewne wiele rzeczy, które w jakiś sposób będą w stanie mnie zaskoczyć. Głównym zadaniem jest więc nabycie podstaw komunikacyjnych, ich aktywacja i zwiększenie pasywnej znajomości.

Co stawiam sobie za cel? Skupię się tutaj na czterech głównych sferach użycia języka:
Czytanie – Chciałbym po kilku miesiącach móc bez większych problemów czytać prozę w afrikaans.
Pisanie – Chciałbym jeszcze przed wyjazdem móc napisać parę maili, które ten wyjazd uczynią jeszcze bardziej atrakcyjnym.
Mówienie – Chciałbym rozmawiać na nieskomplikowane tematy, nie uciekając się do pomocy języka angielskiego.
Słuchanie – Chciałbym obok prostych konwersacji rozumieć audycje radiowe oraz reportaże Netwerk24.

JAK BĘDZIE WYGLĄDAŁA NAUKA I Z CZEGO BĘDĘ KORZYSTAŁ?
Projekt ten ma dwa cele – służy opanowaniu samego języka oraz przedstawieniu procesu nauki naszym czytelnikom. Mając mnóstwo obowiązków edukacyjno-zawodowo-społecznych, nie mogę na naukę afrikaans przeznaczyć zbyt dużo czasu, na pewno nie będzie więc porad w stylu przebywania 24 godzin na dobę w afrykanerskim otoczeniu. Im więcej czasu na naukę można poświęcić, tym lepiej. Tu będzie go raczej stosunkowo niewiele (nierzadko pewnie mniej niż godzinę dziennie), co z jednej strony na pewno zmniejsza szanse na jakiś spektakularny wynik, ale z drugiej nada całej przygodzie bardziej realny charakter. Będzie to swoisty eksperyment, dzięki któremu będę mógł oszacować do jakiego poziomu można w zaciszu domowym opanować język, poświęcając nań dawkę czasu, jaką na naukę jest w stanie przeznaczyć statystyczny Janusz. Najważniejsze będzie więc by wykorzystać ten czas tak efektywnie, jak tylko można.

coll_afrikaansZawsze podkreślałem, że różnorodność materiałów, z których się korzysta od samego początku, jest bardzo ważna. Posiadam dwa podręczniki – Colloquial Afrikaans (autor B. Donaldson) oraz Teach Yourself Afrikaans (L. McDermott), z których zwłaszcza ten pierwszy będzie moją bazą i zamierzam go przerobić w możliwie krótkim czasie, przechodząc kolejno przez lekcje oraz sukcesywnie wrzucając zdania w afrikaans do programu SRS, żeby później móc tłumaczyć z polskiego bądź angielskiego na afrikaans. Zawsze uważałem tłumaczenie z L1 na L2 za najbardziej efektywną formę nauki i właśnie tej czynności będzie w moim projekcie najwięcej. Do przerabiania aktywnej talii będę używał, wbrew moim dotychczasowym przyzwyczajeniom, nie Anki, lecz Mnemosyne.

W Anki mam już pasywną talię (uzupełniającą osobny zeszyt, o czym wspominałem w artykule o tym jak nauczyć się czytać w języku obcym) zawierającą stosunkowo niewiele bo zaledwie 295 rekordów (stan na 28.11.2015), jakie nazbierały się w ciągu ostatnich lat, którą zamierzam teraz regularnie uzupełniać o niezrozumiałe wyrażenia napotkane podczas czytania afrykanerskich tekstów. Czytać natomiast będę między innymi wikipedię w afrikaans (na pierwszy ogień idzie artykuł o Helen Suzman) – o tym jak wikipedia pomaga w nauce języka obcego zdarzyło mi się już kiedyś napisać na łamach Woofli i swojego zdania w tej kwestii nie zmieniłem. Z chęcią sięgnąłbym również po materiały Netwerk24, ale te są limitowane. Bezpłatne natomiast są portale w stylu Maroela, Koerant czy też PRAAG (Pro-Afrikaanse Aksiegroep) (rewizjonistyczna wizja rzeczywistości forsowana przez ten ostatni jest mimo mojego krytycznego stanowiska względem obecnej sytuacji politycznej w RPA trochę trudna do zaakceptowania, ale jednocześnie bardzo ciekawa pod względem czysto kulturowym) – zdecydowanie gorsze, ale chodzi przede wszystkim o nabycie biegłości w czytaniu. Na trzy miesiące powinny więc zupełnie wystarczyć.

pop-headerZnacznie lepiej wygląda sytuacja z materiałami audio. Mamy tu zarówno Radio Sonder Grense, umożliwiające ściągnięcie ogromnej liczby interesujących audycji, reportaże Netwerk24 oraz powszechnie dostępną afrykanerską muzykę.

JAK BĘDZIE WYGLĄDAŁ DZIENNIK NAUKI?
Żeby nie zaśmiecać głównej strony Woofli, wpisy będą widoczne w osobnej sekcji "Eksperyment językowy". W związku z tym, że przedsięwzięcie to jest dość czasochłonne nie należy oczekiwać, iż będą one szczególnie rozbudowane. Można jednak liczyć na dość ścisły opis tego co robiłem danego dnia i co mogło mnie zbliżyć do opanowania afrikaans na poziomie umożliwiającym podstawową komunikację. Czasem będę tam również zamieszczał swoje przemyślenia dotyczące nauki, odpowiadał na ewentualne zapytania czytelników, postaram się również pisać krótkie wypracowania w języku, którego się uczę i dorzucać linki dotyczące afrykanerskiej kultury, co moim zdaniem jest nieodłącznym elementem samej nauki. Chciałbym po prostu, żeby taki dziennik mógł z jednej strony motywować mnie do nauki (wiadomo nie od dziś, że jeśli swoim celem podzielimy się z otoczeniem, to jego osiągnięcie jest znacznie bardziej realne), z drugiej natomiast aby był miejscem, z którego może czerpać motywację osoba ucząca się nawet innego języka, ale czująca się w procesie nauki trochę zagubiona. Postaram się być w nim szczery do bólu, nie ubarwiając mojej językowej przygody w żaden sposób, żeby czytelnicy wyciągnęli z niego jak najwięcej dla siebie tj. wyciągnęli wnioski z ewentualnych sukcesów oraz niepowodzeń i zastosowali je w razie potrzeby podczas swojej własnej przygody językowej.

Pozdrawiam i zapraszam do komentowania,
Karol

Podobne artykuły:

Wyznania ankioholika

Kiedy i jak korzystać z Wikipedii przy nauce języka obcego?

Nauka języka bez podręcznika – część 1

Nauka języka bez podręcznika – część 2

Jak uczyć się w oparciu o tłumaczenie robocze?

Cyfrowa rewolucja w samodzielnej nauce języków

kod binarny2Coraz więcej osób zaczyna się interesować tematem samodzielnej nauki języków. Skłania ich do tego ciągle rosnąca dostępność różnego rodzaju materiałów i kursów. Dzięki rozwojowi nowych technologii granice tego, co ktoś może zrobić, nie ruszając się nawet z domu, znacząco się przesunęły. Czy to jednak wystarczy, aby wcielić w życie ten nieco idealistyczny pomysł porzucenia formalnej edukacji na rzecz wymarzonej samowystarczalności?

Trzeba zacząć od tego, że ludzie nie żyją w próżni. Ich otoczenie ułatwia lub ogranicza bowiem poznawanie obcej mowy. Główną rolę grają tu czynniki takie jak wsparcie rodziny i znajomych (mikrosystem), życie wśród osób znających dany język (mezosystem), dostępność materiałów i możliwości nauki (egzosystem) i brak przeszkód kulturowych (makrosystem). Bez jednego lub dwóch z tych elementów można sobie oczywiście poradzić, ale trudności, które trzeba będzie pokonać będą mniejsze lub większe w zależności od tego, których z nich brakuje.

Przygotowanie podstaw

Istotną sprawą są wymagania, jakie musi spełnić ktoś, kto chce się uczyć niezależnie. Taka osoba powinna się cechować znajomością różnych strategii nauki, umiejętnością oceny swoim mocnych stron i słabości, chęcią dużej ekspozycji na język obcy, gotowością do wzięcia całej odpowiedzialności na siebie, dobrym planowaniem, samodyscypliną, uporem w rozwiązywaniu mnóstwa napotkanych problemów i dużą motywacją oraz posiadać jasno określony cel (np. wyjazd za granicę, studiowanie w obcym języku) i miejsce wolne od rozpraszających bodźców. Powinna ona także potrafić skutecznie wyszukiwać informacje, będąc również gotową na przyjęcie pomocy od innych, ponieważ w czasie nauki z pewnością wystąpią problemy, które trudno będzie rozwiązać samemu.

Pojawia się jednak pytanie, czy osoby chcące nabyć umiejętność posługiwania się obcą mową wiedzą, jak się powinny uczyć. Badania pokazują bowiem, że są z tym pewne problemy. Uczniowie i studenci wykazują często tendencję do polegania na wkuwaniu, zapominając o powiązywaniu nowych informacji ze starymi. Wykonywanie testów jawi im się natomiast jako coś, co służy jedynie do sprawdzania swojej wiedzy, choć dowiedziono, że wykorzystywanie tego narzędzia wspomaga znacząco zapamiętywanie (Roediger i Butler 2011), nawet gdy ma się małą szansę na trafną odpowiedź. Co więcej, pokutuje też u nich często przekonanie, że jeżeli będą coś pamiętać teraz, to tak samo będzie po jakimś czasie, co prowadzi do ignorowania koniecznych powtórek lub testów.

Nie lepiej przedstawia się podejście ludzi do nauki materiałów, które pozbawione jest zwykle jakiegokolwiek planu przerabiania zawartej w nich wiedzy. Polega ono zwykle na uczeniu się w dłuższych blokach od początku do końca, pomijając korzyści wynikające z rozłożenia nauki w czasie. Podobnie sprawa ma się ze sposobem, w jaki uczący się oceniają, czy już coś umieją. Opiera się on głównie na tym, jak szybko przywołuje się coś z pamięci, co nie jest dobrym wskaźnikiem późniejszego przypominania. Jako moment zakończenia nauki badani wybierali natomiast chwilę, w której przestają widzieć postępy. Najciekawsze w tym jest to, że im większy optymizm wyrażali co do rezultatów przyszłego przypominania, tym mniejsza była szansa na to, że mają rację (Benjamin i in. 1998)

Korzyści i ograniczenia związane z technologią

Wydaje się, że dzięki dostępności urządzeń przenośnych stała się możliwa nauka w każdym miejscu. To jednak byłaby tylko połowa prawdy. Choć według ankiet wykorzystywanie komórek, tabletów, czytników ebooków, laptopów, odtwarzaczy mp3 i mp4 zwiększa zaangażowanie w naukę języków obcych, to jednak na przeszkodzie stoją sami adepci języka. Brakuje im bowiem często wiedzy, jak przekształcić posiadane przez nich zdobycze techniki w narzędzia służące edukacji. Inną sprawą jest fakt, iż część z nich może nie traktować swoich gadżetów jako coś, co służy czemuś więcej niż rozrywce lub komunikacji z innymi, nie mając ochoty zmieniać takiego stanu rzeczy. Problemy mogą się jednak pojawić, nawet gdy nie brakuje im takich chęci, przejawiając się na przykład w ograniczającej wielkości ekranu, źle działającym Internecie i dużej liczbie cyfrowych rozpraszaczy.

Opis sposobów wykorzystania nowych technologii zacznę od rzeczy, które są szczególnie poszukiwane, a więc elektronicznych i internetowych kursów do samodzielnej nauki. Wybór materiałów pasujących do tego kryterium jest dość duży, choć ich jakość waha się od bardzo złych do w miarę dobrych. Tym jednak co je łączy jest ich mała skuteczność, co znalazło potwierdzenie w badaniach. Ludzie korzystający z takich kursów szybko tracą motywację i zainteresowanie już na samym początku i mało komu udaje się dobrnąć do ich końca. Wynika to z faktu, iż zwykle brakuje w nich autentycznych i interesujących materiałów, odpowiedniej instrukcji ich wykorzystywania, wsparcia nauczycieli lub rozbudowanego elementu społecznościowego, który jest niezbędny w utrzymywaniu poziomu zaangażowania, oferując też wsparcie merytoryczne.

Obecnie panuje pogląd, że interakcja między osobami uczącymi się języka jest niezbędna w procesie jego nabywania. Wskazuje się tu na media społecznościowe takie jak Facebook, które łączą ludzi o podobnych zainteresowaniach, dając poczucie przynależności i wsparcie w chwilach zwątpienia. Wyjaśniałoby to też popularność różnego rodzaju stron zrzeszających osoby z różnych krajów, takich jak Livemocha i Babbel, które przy okazji nauki języka łączą ludzi szukających nowych znajomości. Korzystając z takich miejsc, samoucy mogą podszkolić swoje umiejętności, ale niektórzy są zdania, że można się w ten sposób nauczyć języka potocznego, nie zdając sobie z tego sprawy. Mogą z tego później wyniknąć problemy z jego użyciem w formalnych sytuacjach.

Przydatne narzędzia i materiały

Ostatnio można zaobserwować pojawienie się dużej liczby oferowanych cyfrowych rozwiązań. Są nimi wciąż niedoskonałe aplikacje rozpoznające i pomagające ćwiczyć wymowę, elektroniczne słowniki, które przyśpieszają wyszukiwanie nieznanych słów, wtyczki do przeglądarek oferujące sprawdzanie błędów i tłumaczeń oraz mało popularne korpusy językowe. Jednym z ciekawszych narzędzi jest Live Ink — strona, która konwertuje wklejony tekst na taki, który jest podzielony na segmenty, dzięki czemu czyta się go łatwiej i z większym zrozumieniem. Powyższa lista pokazuje, że korzystanie z technologii może w znaczący sposób ułatwić nabywanie języka.

A co z bogactwem zasobów Internetu? Nie można zaprzeczyć, że ilość oferowanych materiałów jest dość pokaźna, ale jest jeden haczyk. Spora część z nich posiada różnego rodzaju błędy i niedopowiedzenia. W przypadku samodzielnej nauki ocenienie ich jakości nie jest łatwym zadaniem, co jest niepokojące, ponieważ według badań językowym entuzjastom zdarza się zapomnieć o sprawdzeniu, czy dane źródło jest wartościowe. Co więcej, w przypadku niewystarczającej wiedzy mogą oni zastosować głównie kryterium wyglądu, ilości treści multimedialnych lub przejrzystości. Problem w tym, że odpowiednie wyeksponowanie ważnych informacji (zwiększona płynność percepcyjna) nie przekłada się na ich lepsze zapamiętanie. Poza tym w jednym z doświadczeń zaobserwowano, że utrudnienie czytelności wyrazów dawało lepsze rezultaty niż niezmienianie niczego (Diemand-Yauman i in. 2011).

Prowadzenie bloga

W badaniach nad wykorzystaniem Internetu do nauki przewija się często temat blogów. Ich wyniki pokazują, że prowadzenie takich stron poprawia umiejętności związane z czytaniem i pisaniem w języku obcym, poszerza zasób słownictwa, polepsza nastawienie do nauki oraz zmniejsza liczbę popełnianych błędów gramatycznych i ortograficznych dzięki wykorzystaniu programów do sprawdzania tekstów i komentarzy innych. Działa to jednak najlepiej, gdy piszący otrzymuje wystarczają liczbę sugestii, co przy ogromnej liczbie blogów w Internecie jest trudne do spełnienia. Z pomocą przychodzą tu strony takie jak italki i lang-8, na których można wstawiać krótkie wpisy i otrzymywać do nich korekty. Niestety dysproporcja między językami prowadzi do tego, że przy tych bardziej popularnych jest zbyt dużo wpisów do sprawdzenia, dlatego spora ich część może nie być korygowana.

Inne możliwości

Choć jednym z największych zasobów Internetu są różnego rodzaju teksty, to warto bardziej skupić się na podcastach, czyli nagraniach dźwiękowych na wybrany temat, które można kopiować na urządzenia przenośne i słuchać ich w wolnej chwili. Najlepiej jest wybierać te na stronach edukacyjnych, np. BBC, ponieważ dołączone są do nich ćwiczenia i transkrypcje. Panuje bowiem przekonanie, że skuteczność takich nagrań jest większa, gdy nie są używane jako główne narzędzie do nauki. Ponadto ich słuchanie pozwala na szybsze nauczenie się form słów i ich funkcji gramatycznych niż przy czytaniu, choć aby utrwalić je razem ze znaczeniem potrzeba co najmniej piętnastokrotnej ekspozycji. Podobnie sprawa ma się z piosenkami. Co ciekawe, jeśli chodzi o ilość nabytych przypadkowo słów, czytanie i słuchanie dają podobne rezultaty.

Są takie materiały, które skutecznością znacząco przewyższają zarówno teksty, jak i podcasty, a należą do nich vodcasty, czyli w miarę krótkie filmy na dany temat. Jest tak dlatego, że dzięki dużej liczbie podpowiedzi wizualno-dźwiękowych (np. gesty, wygląd osób, odgłosy otoczenia) można łatwiej odgadnąć nieznane słowa z kontekstu, poprawiając też ich przypominanie w przyszłości i nabywając wiedzę o ich kontekście kulturowym. Nie powinno to dziwić, skoro dostarczają autentyczne i zrozumiałe treści, co spełnia założenia hipotezy wkładu Krashena. Jako uzupełnienie dodam, że używanie materiałów dopasowanych do stylów nauki nie jest skuteczne, główną rolę odgrywa tu bowiem rodzaj umiejętności, której chcesz się nauczyć. Jedyna korzyść z takiego działania to większa przyjemność płynąca z uczenia się.

Kwestia rozmów przez internet

W jednym z eksperymentów, gdy dwie osoby o różnych poziomach zaawansowania w języku rozmawiały ze sobą na głos, ta o mniejszych umiejętnościach czuła się onieśmielona i nie mówiła zbyt dużo (Abrams 2003). Jest to prawdopodobnie częste doświadczenie wśród osób podejmujących się rozmowy przez Internet. Korzystniej wypadło jednak badanie dotyczące wykorzystania wiadomości tekstowych pisanych na żywo. Taka strategia pozwoliła na większe przemyślenie swojej wypowiedzi, zwiększając jej długość i złożoność. Zaskakujące w tym jest to, że przekładało się to później na bardziej bogate rozmowy twarzą w twarz (Lee 2004)

Końcowy werdykt

Czy cyfrowa rewolucja pozwoliła na łatwiejsze uczenie się języka samemu? Zdecydowanie tak. Należy być jednak przygotowanym na piętrzące się trudności, którym przyjdzie stawić czoła. Nie warto również polegać wyłącznie na sobie, ponieważ interakcja z innymi ludźmi i słuchanie ich rad są kluczowe w nabywaniu języka obcego i utrzymaniu motywacji do jego nauki. Nie obejdzie się też czasem bez pomocy internetowego nauczyciela lub korepetytora, ponieważ w praktyce normalni użytkownicy danego języka nie zawsze są w stanie odpowiedzieć na niektóre nietypowe pytania.

Bibliografia

  1. Andrade, M. S., Bunker, E. L. (2009). A model for self‐regulated distance language learning.Distance Education30(1), 47-61.
  2. Bjork, R. A., Dunlosky, J., Kornell, N. (2013). Self-regulated learning: Beliefs, techniques, and illusions.Annual Review of Psychology64, 417-444.
  3. Dettori, G., Torsani, S. (2012). An approach to exploit social bookmarking to improve formal language learning.Advances in Web-Based Learning-ICWL 2012, 1-10.
  4. Dettori, G., Torsani, S. (2013). Enriching Formal Language Learning with an Informal Social Component.Journal of Educational Technology & Society,16(1), 93-103.
  5. Farangi, M. R., Nejadghanbar, H., Askary, F., Ghorbani, A. (2015). The Effects of Podcasting on EFL Upper-Intermediate Learners’ Speaking Skills.
  6. Ghanizadeh, A., Razavi, A., Jahedizadeh, S. (2015). Technology-Enhanced Language Learning (TELL): A Review of Resourses and Upshots.International Letters of Chemistry, Physics and Astronomy54, 73.
  7. Golonka, E. M., Bowles, A. R., Frank, V. M., Richardson, D. L., Freynik, S. (2014). Technologies for foreign language learning: a review of technology types and their effectiveness.Computer Assisted Language Learning27(1), 70-105.
  8. Ho, P. V. P., Duong, N. T. T. (2014). THE EFFECTIVENESS OF PEER FEEDBACK ON GRADUATE ACADEMIC WRITING AT HO CHI MINH CITY OPEN UNIVERSITY.Journal of Science Ho Chi Minh City Open University-No,2(10), 10.
  9. Kern, R. (2006). Perspectives on technology in learning and teaching languages.Tesol Quarterly, 183-210.
  10. Marefat, F., Hassanzadeh, M. (2014). Vodcast: A Breakthrough in Developing Incidental Vocabulary Learning.Iranian Journal of Applied Linguistics17(2), 23-46.
  11. McLoughlin, C., Lee, M. J. (2010). Personalised and self regulated learning in the Web 2.0 era: International exemplars of innovative pedagogy using social software.Australasian Journal of Educational Technology26(1).
  12. Mills, N. (2013). Situated learning through social networking communities: The development of joint enterprise, mutual engagement, and a shared repertoire.Calico Journal,28(2), 345-368.
  13. Nielson, K. B. (2011). Self-study with language learning software in the workplace: What happens.Language Learning & Technology15(3), 110-129.
  14. Reinders, H., Hubbard, P. (2013). CALL and learner autonomy: Affordances and constraints.Contemporary computer assisted language learning, 359-375.
  15. Sauro, S. (2013). Strategic use of modality during synchronous CMC.CALICO Journal27(1), 101-117.
  16. Soliman, N. A. (2014). Using E-Learning to Develop EFL Students’ Language Skills and Activate Their Independent Learning.Creative Education2014.
  17. Stockwell, G., Hubbard, P. (2013). Some emerging principles for mobile-assisted language learning.Monterey, CA: The International Research Foundation for English Language Education. Retrieved April17(2014), 1-15.
  18. Sykes, J. M., Oskoz, A., Thorne, S. L. (2013). Web 2.0, synthetic immersive environments, and mobile resources for language education.Calico Journal,25(3), 528-546.
  19. Warschauer, M. (2011). Emerging technologies for autonomous language learning.Reading.
  20. Wilsey, B. B. Informal Language Learning and Self-Instruction: The Learning Ecosystem of Learners of Macedonian.Journal of the National Council of Less Commonly Taught Languages Vol. 15 Spring, 2014, 15.
  21. Zulfany, D. H., Y Sutapa, Y. G. (2015). A STUDY OF HOW STUDENTS UTILIZE WEBLOGS IN DEVELOPING WRITING SKILL.Jurnal Pendidikan dan Pembelajaran4(6).

Polecane artykuły:

Jak czytać i nie zwariować
Garść informacji na temat akcentu
Gra zamiast podręcznika?
Wszystko o słuchaniu: przegląd metod

Dyslektyk uczy się języka obcego

Dzisiejszy artykuł będzie traktował o poważnym temacie, który szczególnie w ostatnich latach stał się prawdziwym wyzwaniem dla rodziców i nauczycieli – temat ten to dysleksja. W każdej szkole można spotkać dyslektyka. Skupię się przede wszystkim na praktycznych radach i wskazówkach jak pracować z dzieckiem dyslektycznym. Głównym zagadnieniem będzie nauka języka obcego przez dyslektyka – czy jest to trudne zadanie i jaką rolę pełni tutaj nauczyciel lub opiekun?

Z całą pewnością każdy z Czytelników słyszał coś na temat dysleksji. Ogólnie rzecz biorąc, mianem dysleksji określa się specyficzne trudności  w nauce czytania i pisania, przeważnie ujawniające się w pierwszych latach szkolnych. Termin dysleksja rozwojowa oznacza, że trudności w konkretnych dziedzinach nauki ujawniają się już od początku procesu szkolnego – w przeciwieństwie do dysleksji nabytej występującej po urazie mózgu. Dysleksja rozwojowa może przybierać konkretne formy:

  • Dysleksja – trudności w czytaniu, którym towarzyszą problemy w czytaniu na głos
  • Dysgrafia – zaburzenia w opanowaniu właściwej umiejętności pisania, pismo graficzne jest określane mianem niekaligraficznego
  • Dysortografia – trudności w opanowaniu pisma, szczególnie ujawniające się w zapisie ortografii

Wyróżnia się też konkretne typy dysleksji w zależności od rodzaju występujących zaburzeń :

  • Dysleksja typu słuchowo–językowego – zaburzenia funkcji językowo-słuchowych – uczeń ma trudności w pisaniu ze słuchu, np. dyktanda, uczeń wypowiadając się opuszcza końcówki fleksyjne, przekręca słowa, podwaja litery, nie dba o akcent i melodię zdania, jego wypowiedzi charakteryzują częste pauzy, opuszczenia słów, wolne tempo i częste nadmierne przedłużanie samogłosek
  • Dysleksja typu wzrokowo–przestrzennego – uczeń posiada trudności w pisaniu z pamięci, jednak jego wypowiedzi są poprawne; prace pisemne zawierają liczne błędy ortograficzne, często w słowach litery są poprzestawiane, uczeń ma problem z wizualizacją słów i ich pisowni.
  • Dysleksja typu mieszanego – u ucznia występują zaburzenia opisane przy dysleksji typu słuchowo-językowego i wzrokowo–przestrzennego
  • Dysleksja typu integracyjnego – pojedyncze funkcje mogą działać poprawnie, jednak uczeń ma kłopoty z ich skoordynowaniem, kiedy odbiera informację sensoryczną, może mieć trudność z reakcją funkcji motorycznych.

Biorąc pod uwagę fakt, że dziecko dyslektyczne ma zaburzenia w pisaniu i czytaniu języka ojczystego, spróbujmy sobie wyobrazić, jak trudno przychodzi mu nauka języka obcego. A jednak jest to obowiązkowy przedmiot, który musi być realizowany przez ucznia i nauczyciela. Oczywiście nie każde dziecko z dysleksją będzie miało kłopoty z nauką języka obcego – większość ma z tym trudności, ale są też jednostki, które przyswajają materiał w normalnym tempie. Jeśli występują zaburzenia, są to przede wszystkim :

  • Kłopoty w pisaniu tekstu słyszanego
  • Słabe zapamiętywanie słówek
  • Przekręcanie liter w wyrazach
  • Pisanie wyrazów w zapisie fonetycznym
  • Pomijanie akcentów graficznych
  • Zamienne stosowanie podobnych wyrazów
  • Kłopoty w budowaniu wypowiedzi słownych

Kiedy zauważymy u dziecka symptomy, bardzo ważna jest diagnoza – opinia poradni po uprzednim zbadaniu między innymi: poziomu sprawności intelektualnej ucznia, słuchu, funkcji ruchowych, określenie tempa czytania i analizy prac pisemnych. Uczeń może otrzymać opinię z poradni dopiero po 10 roku życia.
Oczywiście posiadanie takiej opinii zmienia odrobinę sposób, w jaki uczeń przystępuje do egzaminów, tak aby miał możliwość sprawiedliwej oceny. Jeśli uczeń prezentuje niski poziom graficzny pisma (nieczytelne/niewyraźne), to ma możliwość pisania na komputerze lub korzystania z pomocy nauczyciela, który zapisuje jego wypowiedzi. Gdy uczeń wolno czyta i pisze, to czas jego egzaminu będzie wydłużony o 50 %. Kolejnym udogodnieniem dla dyslektyków jest ocena ich arkuszy egzaminacyjnych ze zmienionymi kryteriami, które pomijają np. błędy w pisowni, ortografię.

Dyslektyk w szkole

Nauczyciel języka obcego, który ma w klasie osobę z dysleksją, musi starać się podwójnie. Jednak klasa licząca trzydzieści osób nie zawsze sprzyja koncentracji… Co można zrobić, by uczeń dyslektyczny miał szansę na opanowanie języka obcego?

MULTIsensoryczność – należy dbać o zaangażowanie wszystkich zmysłów ucznia, a także ich koordynacji – sprzyja to lepszemu zapamiętaniu słówek lub wyrażeń i pozwala unikać znudzenia.

Słuchanie – bardzo często dyslektycy mają problem z rozróżnieniem wypowiedzi ze słuchu, dlatego warto by słysząc tekst śledzili go również wzrokiem. Poza tym nauczyciel powinien mówić wyraźnie i wolno, tak, by uczeń miał czas zrozumieć instrukcje.

Słownictwo – wprowadzanie nowego słownictwa powinno odbywać się wolno, aczkolwiek systematycznie. Nowe słowa powinny być powiązane lub podobne do tych, które uczeń już zna. Szczególny nacisk należy kłaść na różnicę pomiędzy wymową a pisownią danego wyrazu.

Ćwiczenie pisania – jest to kluczowy element nauki języka obcego przez dyslektyka. Wszelkie ćwiczenia pisemne, gdzie uczeń podkreśla, eliminuje lub dopisuje słowa czy litery, są bardzo pomocne w przyswojeniu nowego materiału.

Magia powtarzania – bez powtórki dyslektyk może nie być w stanie odtworzyć z pamięci znanych mu już słów bądź wyrażeń. Nauczyciel powinien sukcesywnie wracać do materiału już omówionego, używając różnorodnych metod i form, najlepiej opartych na metodzie polisensoryczności.

W literaturze znajduje się świetnie napisany dekalog dla nauczycieli gdzie bardzo dobrze przedstawiona jest idealna postawa nauczycieli wobec dyslektyka :

DEKALOG DLA NAUCZYCIELI UCZNIÓW DYSLEKTYCZNYCH[1]

NIE

  1. Nie traktuj ucznia jak chorego, kalekiego, niezdolnego złego lub leniwego.
  2. Nie karz, nie wyśmiewaj ucznia w nadziei, że zmobilizujesz go do pracy.
  3. Nie łudź się, że uczeń "sam z tego wyrośnie", "weźmie się w garść", "przysiądzie fałdów".
  4. Nie spodziewaj się, że kłopoty ucznia pozbawionego specjalistycznej pomocy ograniczą się do czytania i pisania i znikną same w młodszych klasach szkoły podstawowej.
  5. Nie ograniczaj uczniowi zajęć pozalekcyjnych, aby miał więcej czasu na naukę, ale i nie zwalniaj go z systematycznych ćwiczeń i pracy nad sobą.

TAK

  1. Staraj się zrozumieć swojego ucznia, jego potrzeby, możliwości i ograniczenia. Zapobiegnie to pogłębianiu się jego trudności szkolnych i wystąpieniu wtórnych zaburzeń nerwicowych.
  2. Spróbuj jak najwcześniej zaobserwować trudności ucznia: na czym polegają i co jest ich przyczyną. Skonsultuj problemy ucznia ze specjalistą (psychologiem, logopedą, pedagogiem, a w razie potrzeby z lekarzem).
  3. Aby jak najwcześniej pomóc uczniowi:
  • bądź w kontakcie z poradnią i nauczycielem terapeutą, wykorzystuj wyniki badań i zalecenia specjalistów, uwzględniaj je w swojej pracy;
  • ustal kontrakt zawierający reguły współpracy między tobą, innymi nauczycielami, rodzicami i uczniem, który ucznia czyni odpowiedzialnym za pracę nad sobą, rodziców za pomaganie uczniowi, a nauczyciela za bycie doradcą;
  • zaobserwuj podczas lekcji, co najskuteczniej pomaga uczniowi.
  1. Opracuj indywidualny program terapeutyczny wymagań wobec ucznia, dostosowany do jego możliwości, a zatem:
  • oceniaj go na podstawie odpowiedzi ustnych i treści prac pisemnych;
  • nie każ mu głośno czytać przy całej klasie;
  • pozwól mu korzystać ze słownika i daj mu więcej czasu na zadania pisemne;
  • dyktanda i prace pisemne oceniaj jakościowo (opisowa ocena błędów) pod warunkiem systematycznej pracy, znajomości reguł ortografii i korekty błędów w zeszytach
  • nagradzaj za wysiłek i pracę, a nie za jej efekty.
  1. Bądź życzliwym, cierpliwym przewodnikiem ucznia.

Dyslektyk w domu

Dziecko dyslektyczne, które uczy się języka obcego, wymaga ciągłej stymulacji, po to by przyswoić nowy materiał.  Nawet jeśli uczeń ma dwie godziny lekcyjne języka obcego w tygodniu, to zbyt mało, żeby był w stanie opanować język. Kolejna praca czeka po godzinach właśnie rodziców. Zadaniem rodzica jest przede wszystkim motywacja dziecka – motywujemy do nauki, pokazując cel i zachęcając do poszerzania swoich umiejętności. Co więcej, rodzic powinien analizować materiał omawiany w szkole, czyli przygotować powtórki dla dziecka. Jednak zwykłe odpytywanie może szybko znudzić i zdekoncentrować ucznia. Należy zadbać o to, by podobnie jak w szkole, dziecko mogło uruchomić wszystkie zmysły, a nauka była dla niego swoistą zabawą. Oto parę przykładów ćwiczeń, które rodzic może przeprowadzić z dyslektykiem w domu:

  • Przepisywanie słów – rodzic zapisuje słowo „car”, po czym dziecko zapisuje ten sam wyraz pod spodem.
  • Układanie zdań w historię – dziecko dostaje kilka zdań na kartkach, a jego zadaniem jest ułożenie tych kartek ze zdaniami w jedną spójną całość.
  • Rysowanie krzyżówek – dziecko może wspólnie z rodzicem stworzyć krzyżówkę tematyczną z hasłem np. family, gdzie wpisuje hasła, używając kolorowych flamastrów.
  • Wykreślanie słów – dziecko dostaje zbiór słów, z którego musi wykreślić jedno, które nie pasuje.
  • Dopasowanie obrazka – rodzic czyta krótką historię, a zadaniem dziecka jest dopasowanie obrazka, który pasuje do treści opowiadania.
  • Tworzenie wyrazów – dziecko dostaje od rodzica wycięte kolorowe literki i próbuje ułożyć z nich jak najwięcej słów.
  • Szukanie cech wspólnych – dziecko otrzymuje zbiór wyrazów, a rodzic wydaje polecenie, np. „znajdź wyrazy, które mają w pisowni literkę s” i dziecko dokonuje selekcji wyrazów.
  • Tworzenie wężyka wyrazowego – zadaniem dziecka jest wyszukanie jak największej ilości słów.
  • Dotykanie przedmiotów – rodzic pakuje przybory szkolne do pudełka, po czym, wyciągając kolejne, pyta dziecko o ich nazwę; następnie można odwrócić rolę i na przykład zawiązać dziecku oczy, tak by tylko na podstawie dotyku było w stanie określić, co trzyma w dłoni.

Tak naprawdę każda forma nauki, która opiera się na zabawie, będzie idealna dla dyslektyka. Bardzo często osoby dotknięte dysleksją mają kłopoty w nauce języka, co nie oznacza jednak, że nie powinny próbować pracować nad osiągnięciem kolejnych językowych celów. Postawa nauczyciela i rodzica powinna opierać się przede wszystkim na systematyczności i zrozumieniu potrzeb dziecka. Z całą pewnością miła atmosfera zajęć pomoże dziecku w procesie nauki. A czy Wam zdarzyło się uczyć dziecko z dysleksją? Może macie jakieś swoje sprawdzone metody?

[1] M. Bogdanowicz, A. Adryjanek, Uczeń z dysleksją w szkole. Poradnik nie tylko dla polonistów, Gdynia 2005

Obca literatura dziecięca: dobre źródło nauki?

astrid_powiesc

"Mio, mój Mio" w oryginale. (Fotografia własna)

Z tego wpisu dowiecie się między innymi, dlaczego tak bardzo lubię sięgać po opowiadania i powieści dla najmłodszych, kiedy to nachodzi mnie ochota na trening czytania w języku obcym. Czy "winna" jest moja domniemana infantylność lub też spychana do podświadomości tęsknota za dzieciństwem?  A może uda mi się udowodnić wam, że taka forma nauki ma kilka czysto metodycznych zalet? Powiem także, w którym momencie przestać polegać (naukowo, nie hobbystycznie) na książkach dla dzieci (tak naprawdę decyzja o tym "kiedy zejść ze sceny" tyczyć się może KAŻDEJ metody nauki CZEGOKOLWIEK). Tak więc zapraszam was do krainy wzruszających, baśniowych historii i dopełniających je doskonałych ilustracji – w klimacie, rzecz jasna, skandynawskim.

Jak przeczytać można w zakładce o autorach, moją pasją jest samodzielna nauka języka szwedzkiego. Nie bez powodu jednak nazwałam swój cykl "Dziecko z Bullerbyn" – gdyby nie kontakt z dziełami szwedzkiej autorki Astrid Lindgren, pół-szwedzkiej Tove Jansson oraz duńskiego Christiana Andersena, prawdopodobnie nie zainteresowałabym się tak mocno językami skandynawskimi w okresie późno-nastoletnim. Gdy dodamy do tej mieszanki moje fascynacje artystyczne, związane z klasyczną szkołą ilustracji, otrzymujemy wystarczającą dawkę sentymentu napędzającego językowy zapał.

"Dalej nie mogę chodzić. Ale to nie ma znaczenia w Krainie Zmierzchu"

"Dalej nie mogę chodzić. Ale to nie ma znaczenia w Krainie Zmierzchu" – A. Lindgren "W krainie zmierzchu" ("I skymningslandet")

O wartości artystycznej książek Astrid (której śmierć jako ośmioletnia dziewczynka całkiem przeżyłam) przekonałam się jeszcze mocniej, mogąc przeczytać je w szwedzkim oryginale. Na uznanie zasługują polskie tłumaczenia Ireny Szuch-Wyszomirskiej, która wspaniale oddała bezpretensjonalną "prostotę" stylu szwedzkiej pisarki. Wydaje mi się, że pod względem językowym i stylistycznym pisanie dla dzieci wymaga wyjątkowego kunsztu – ale o tym nieco później. Forma wspaniale współgra z niekoniecznie cukierkową i beztroską treścią. Po czym bowiem poznać dobre dzieło adresowane do dzieci? Po jego nieprzemijającym ładunku moralnym, duchowym i psychologicznym, który trafi także w serce dorosłego (niekiedy nawet mocniej niż za młodu). Upraszczanie i "odtragizowanie" baśni, bajek i opowiadań jest według mnie najgorszym, co przytrafia się współczesnym książeczkom i dobranockom. Mam wrażenie, że do minimum ogranicza się nawet udział czarnych charakterów. Ale nie o tym miał być ten tekst.

Zmierzam do tego, iż niedocenienie wartości literackiej niektórych dzieł adresowanych do dzieci może zubożyć nas o dobrych kilka czytelniczych uniesień. A jak to się ma do nauki języków obcych? W tym miejscu przechodzę do kolejnego argumentu zachęcającego do sięgania po klasyków literatury dziecięcej:

Język, w jakim pisane są tego typu powieści, łączy w sobie dwie cechy: jest jednocześnie UPROSZCZONY (tj. zrozumiały na poziomie początkującym i średnio zaawansowanym) oraz LITERACKI (a więc umiarkowanie kolokwialny i względnie urozmaicony, posiadający, bądź co bądź, pewną wartość artystyczną).

Innymi słowy:

  • obecność nowego słownictwa nie powinna być przytłaczająca, co może mieć miejsce kiedy czytamy dorosłą beletrystykę – chociażby lubiane przez wszystkich szwedzkie kryminały;
  • …nawet jeżeli nowe słowo pojawi się w co drugiej linijce, nie sięgajmy do słownika co 30 sekund – dobrym rozwiązaniem może okazać się czytanie historyjki znanej i pamiętanej z dzieciństwa, w wyniku czego pamiętać będziemy ogólny rys fabularny;
  • większość dziecięcych książek oraz nowele, baśnie i opowiadania nie są zbyt obszerne, przez co nie będziemy czuli wyrzutów sumienia nie mogąc "wymęczyć" tekstu od deski do deski;

Przy okazji podróży do kraju języka, którego się uczymy, można także zaopatrzyć się w wydania z dołączonym audio, czytanym przez aktorów. Sama przepadam za taką formą treningu czytania, połączonym z jednoczesnym słuchaniem.

Niestety, legalne nabycie takich książek lub nagrań stanowi niekiedy finansowe wyzwanie. Tyczy się to chociażby Królestwa Szwecji, gdzie cenowy szok to dla Polaka codzienność. Warto wobec tego poszukać czegoś na stronach internetowych wybranej stacji radiowej – jest niemal pewne, że znajdziemy tam niejedną audycję adresowaną do dzieci – bardzo małych oraz nieco większych. O mojej korespondencji ze szwedzkim radiem, które za darmo udostępniło mi tekstowe wersje czytanych dobranocek pisałam w tym artykule.

Zdecydowałam się więc napisać do szwedzkiego radia (moje pierwsze, samodzielne i nieco łamane szwedzkojęzyczne maile, przy których dzielnie się upierałam, choć przecież mogłabym napisać do nich po angielsku) z prośbą o udostępnienie mi transkrypcji krótkich opowiadań dla dzieci, czytanych w ramach cyklicznej audycji dla najmłodszych. Były to dzieła fińskich autorów, chyba dość niszowe, ponieważ nie potrafiłam znaleźć w Internecie nawet oryginałów, nie mówiąc już o przekładach na szwedzki. Ogromnie miło wspominam korespondencję z redaktorkami i realizatorkami tamtej audycji. „Na cito” otrzymałam plik .doc z kilkunastoma tekstami bajek, które mogłam jednocześnie śledzić zarówno wzrokowo, jak i słuchowo.

Jakkolwiek to brzmi, zachęcam do brania przykładu z tej mojej przygody.

MINUSY, PUŁAPKI?

Pobieżna analiza gramatyczna większości tekstów adresowanych do dzieci pozwala zauważyć, że zdania nie są zbyt rozbudowane. Użycie czasów ogranicza się zazwyczaj do teraźniejszego lub najprostszego z przeszłych. Nie sądzę jednak, aby osoba początkująca oczekiwała wyższego poziomu wtajemniczenia.

Warto bowiem (w każdej metodzie i na każdym etapie nauki języka) uświadomić sobie pewien moment, który określi jasno, że warto wypłynąć na "głębsze wody". Jeżeli będziemy w stanie przeczytać ze zrozumieniem i zerowym niemal wysiłkiem ulubioną baśń, książkę czy opowiadanie, oznacza to (poza tym, że cel został osiągnięty), iż FORMUŁA TA PRZESTAŁA NAS CZEGOKOLWIEK UCZYĆ. 

Brak wysiłku oznacza brak postępu i stanie w miejscu. Trening języka nie różni się pod tym względem od treningu siłowego, gdzie zasada jest prosta – no pain, no gain.

Dawkowanie bólu i podnoszonego ciężaru powinno być jednak stopniowe. Dlatego za naturalne i zgodne z rozwojem człowieka uważam stopniowe wychodzenie najpierw od audycji na poziomie "Domowego przedszkola", stopniowo przechodząc do książeczek i komiksów dla dzieci nieco starszych, następnie brnąc przez literaturę młodzieżową, by w końcu sięgnąć po cegłę pokroju Tołstoja (oczywiście co kto lubi).

NIE TYLKO SKANDYNAWIA

https://www.facebook.com/przygodymikolajka/

https://www.facebook.com/przygodymikolajka/

Choć najbliższe mojemu sercu są muminkowo-andersenowo-bullerbynowe klimaty zimnej północy, to pragnę zaznaczyć, że bogactwo literatury dziecięcej znajdziecie absolutnie pod każdą szerokością geograficzną. Miłośnicy francuskiego sięgnąć mogą po oryginalnego "Mikołajka", germanofile po braci Grimm, zaś Kubuś Puchatek nierzadko wykorzystywany jest na kursach języka angielskiego. Nieco starsi czytelnicy pamiętają być może piękne wydania baśni narodów republik radzieckich bądź zakaukaskich. Jest zatem w czym wybierać (nie tylko w granicach Europy).

Nie mam najmniejszego pomysłu na zakończenie tego artykułu, wstawię więc cytat z Doliny Muminków w listopadzie. Ponieważ cytaty z Muminków poruszają mnie bardziej niż cokolwiek, co w życiu przeczytałam.

"Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kimś, kogo nie znał. Czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładł się spać, a tu tymczasem nastawał już nowy dzień, który będzie trwał do wieczora, a potem przyjdzie następny i jeszcze następny i ten znów będzie taki sam jak wszystkie dni w życiu Paszczaka."

Zobacz też…

Dlaczego nauka języka szwedzkiego jest teraz łatwiejsza niż kiedykolwiek?
Dlaczego nauka języka szwedzkiego jest teraz łatwiejsza niż kiedykolwiek – część 2
Praca własna z tekstem oraz audio gdy brak podręcznika
Nauka języka bez podręcznika – część 2 – czytanie

 

 

Co Polak może zaoferować światu? Wymiana nie tylko językowa

PolskaRobiąc niedawno porządki w firefoksowych zakładkach, trafiłam na ciekawy, a dawno już przeze mnie zapomniany, wygrzebany na jakimś forum dyskusyjnym tekst Leona Szkutnika "Jak nauczyć się obcego języka"?, opublikowany w jednym z wydań Wiedzy i życia z 1997 r. Autor podkreśla m. in., jak ważny jest kontakt z żywym językiem i zachęca do intensywnego oglądania zagranicznej telewizji oraz czytania gazet. Jest też kilka zdań o pozytywnej roli odpowiednio nastawionego nauczyciela, a całość kończy się konkluzją:

Nie zapominajmy jednak o rzeczy najważniejszej – przy dzisiejszej dostępności środków również praca bez nauczyciela, może z pomocą kogoś, kto zna język, ma sens.

Aż chciałoby się zakrzyknąć: ON JESZCZE NIE WIE! Zaledwie kilka lat wystarczyło, żeby Internet, wówczas jeszcze dobro luksusowe, stał się czymś powszechnym. A wraz z nim błyskawicznie rozwijające się serwisy typu YouTube, pozwalające na maksymalną personalizację oglądanych treści oraz portale umożliwiające nawiązanie kontaktu z rodzimymi użytkownikami najróżniejszych języków. Właśnie od tego momentu możemy mówić o realnej dostępności środków: nie musimy mieć kablówki, mieszkać blisko dużych bibliotek, posiadać funduszy na zagraniczne wycieczki ani ograniczać się w wyborze języka do angielskiego lub niemieckiego. Nigdy wcześniej dostęp do najróżniejszych materiałów, jak i kontakt z tzw. native speakerami, nie były tak łatwe.

Native speaker. Nie sposób odmówić temu określeniu pewnej dozy absurdu zawsze wtedy, kiedy jest używane w odniesieniu do mieszkańców krajów innych niż anglojęzyczne. Zostańmy więc przy rodzimym użytkowniku. Temat kontaktów z rodzimymi użytkownikami języków, których się uczymy, przeważnie wywołuje silne emocje i gorące dyskusje wokół najróżniejszych kwestii: od trudności nawiązania takiego kontaktu i jego użyteczności, poprzez psychologiczny aspekt dokonywania i otrzymywania korekt, aż po etykę flirtowania z osobami mieszkającymi nieraz tysiące kilometrów od nas. Na samej Woofli pojawiło się już kilka artykułów na temat różnych form wymiany językowo-kulturowej (linki na dole, pod "Zobacz także"), nie sądzę też, żeby mój tekst był ostatnim głosem w tej sprawie.

Nie poświęcę dużo miejsca na porady, gdzie szukać tych mitycznych rodzimych użytkowników, bo zrobili to rzetelnie i szczegółowo moi poprzednicy. Na pewno warto zainteresować się ogromnym i bezpłatnym portalem wymiany językowej InterPals, a jeśli bardziej niż na poznawaniu nowych osób zależy Wam na korektach Waszych tekstów, zajrzyjcie na lang-8. Nierzadko jednak zdarza się, że wartościowych partnerów do dyskusji poznajemy niejako przy okazji, zupełnie gdzie indziej. Wiele osób preferuje zwyczajne zagraniczne fora dyskusyjne bądź portale społecznościowe. Jeśli chodzi o mnie, miło zaskoczył mnie… Facebook. Polubiłam kiedyś stronę El muro de los idiomas, zrzeszającą przede wszystkim hiszpańskojęzyczne osoby uczące się innych języków, ale i pełną ciekawostek na temat samego hiszpańskiego, jego historii, gramatyki i ortografii. Napisałam któregoś dnia komentarz, który ku mojemu zaskoczeniu zebrał ponad 60 polubień i wyświetlał się jako najbardziej widoczny. Zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy okazało się, że mam dwa nowe zaproszenia do grona przyjaciół od nieznanych mi Meksykanów. Po krótkim zastanowieniu oba zaproszenia przyjęłam. Dziś stwierdzam, że to była bardzo dobra decyzja.

Zamykając okienko czatu facebookowego po kolejnej sympatycznej i najnaturalniejszej w świecie rozmowie z meksykańskim kolegą,  próbowałam przypomnieć sobie, jakie uczucia towarzyszyły mi, kiedy nawiązywałam pierwsze kontakty z hispanohablantes. Powiedzmy sobie szczerze, dominowały wśród nich różnego rodzaju wątpliwości i obawy, które na szczęście okazały się w dużej mierze niesłuszne, a przynajmniej wyolbrzymione. Z tego co słyszę i czytam, wielu Polaków podziela podobne obawy, dlatego spróbuję skonfrontować je z rzeczywistością, przefiltrowaną oczywiście przez własne doświadczenia. Oto główne czynniki filtrujące (plusy w nawiasach postawiłam przy czynnikach ułatwiających sytuację wymiany językowej, a minusy przy utrudniających):
– uczę się hiszpańskiego (+, język jest popularny)
– preferuję dialekt meksykański (+, dialekt jest popularny, a Meksykanów dużo)
– jestem Polką (-, mało osób wie, gdzie leży Polska, a jeszcze mniej chce się uczyć naszego języka)
– jestem kobietą (+, wystarczy założyć konto, a pojawiają się pierwsze wiadomości, w dodatku jakaś 1/4 z nich jest "na temat")
– mam już zagospodarowane życie uczuciowe (-, portale wymiany językowej mają wiele cech portali randkowych).

A oto owe popularne obawy, które stały się też moim udziałem, a które niemal całkowicie rozwiały się w kontaktach z Meksykanami:

1. Jestem Polakiem / Polką, więc nikt nie zainteresuje się mną jako partnerem do wymiany językowej, bo nikt nie uczy się polskiego.

Cóż, faktycznie niewiele osób na świecie uczy się polskiego jako języka obcego. Wszelkie deklarowane zainteresowanie kończy się zazwyczaj na: "Wow! Jaki ten twój język fajny, taki egzotyczny, musisz mnie kiedyś go nauczyć". Nie trzeba się tym jednak nadmiernie przejmować, bo to, co w teorii miałoby być wymianą językową, w praktyce przeważnie sprowadza się do sympatycznych rozmów na tematy wszelakie w języku, którego to my się uczymy. Pierwszy regularny kontakt, jaki udało mi się nawiązać przez Interpals, zaczął się od wysłanej mi przez pewnego Meksykanina wiadomości o treści mniej-więcej: dziękuję za odwiedzenie mojego profilu, chętnie pomogę ci w hiszpańskim, napisz mi coś o swoim kraju. Możecie wierzyć lub nie, ale on autentycznie chciał się dowiedzieć, jak się aktualnie żyje w Polsce, jacy są Polacy, czym charakteryzuje się nasz język itd. I nie był jakimś szczególnym polonofilem, po prostu nie kłamał, pisząc na swoim profilu, że lubi poznawać inne kultury.

Korespondencja oczywiście rozwijała się wielowątkowo. Ucieszyłam się, kiedy mój rozmówca wyznał, że jest miłośnikiem światowego kina – skłoniło mnie to do prób zrewidowania własnego przeświadczenia, że nasz kraj nie ma nic wartościowego do zaoferowania w tej dziedzinie. Z przyjemnością wydobywałam z otchłani skrzywionej pamięci polskie filmy, które zrobiły na mnie duże wrażenie i podsuwałam mu tytuły takie jak "Pora umierać", "Rewers", "Mój rower" i pomagałam w wyszukiwaniu angielskich napisów. Po co to o tym wspominam? Właśnie po to, żeby pokazać, że nawet jeśli druga osoba nie uczy się polskiego, wymiana zawsze będzie dwustronna. Bo na portalach wymiany językowej, jak wszędzie indziej, za każdym razem mamy do czynienia z konkretnym człowiekiem, który ma swój unikalny zestaw zainteresowań i potrzeb, wychodzących daleko poza kwestie nauki języka.

Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam osobom nieprzekonanym rozprawić się z pierwszą powszechną obawą. Czas na następne:

2. Nawet jeśli ktoś jakimś cudem będzie chciał mi pomóc w nauce języka, to przecież nie mogę go traktować jako darmowego korepetytora. Skąd mam wiedzieć, czy właśnie nie nadużywam cierpliwości rozmówcy?

Ten problem bardzo szybko "sam się rozwiązuje" w praktyce: zaczynam z kimś korespondencję i już wiem, że chodzi przede wszystkim o wymianę myśli z drugą osobą, nauka języka odbywa się gdzieś w tle, przy okazji. Sytuacja imitująca szkolną lekcję byłaby nie tylko uciążliwa dla naszego rozmówcy, ale też niemiłosiernie nudna dla obu stron. Nie znaczy to oczywiście, że nie należy zadawać pytań czy dzielić się własnymi wątpliwościami lingwistycznymi. Rodzimy użytkownik języka odpowie nam chętnie i zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą. Jak zadawać pytania, aby uniknąć różnorodnych pułapek? Odpowiedzi udzieli Wam artykuł z zaprzyjaźnionego bloga: w wersji polskiej i w wersji hiszpańskiej.

3. Mam do czynienia z osobą z zupełnie innej kultury, mojej znajomości języka jeszcze sporo brakuje do perfekcji. Co będzie, jeśli kogoś niechcący urażę?

To zupełnie naturalna obawa, w dodatku chyba w równym stopniu dotycząca nas, jak i naszego rozmówcy. (Wychodzę z założenia, że nie warto podejmować jakichkolwiek interakcji z osobami, które nie są w stanie zrozumieć, że ewentualne niezręczności mogą być obustronne i wynikać wyłącznie z niewiedzy bądź czysto językowego nieporozumienia). Na portalach, gdzie deklaruje się swój poziom znajomości języka, warto go nie przeceniać, nawet biorąc poprawkę na to, że się go odrobinę zaniży – zawsze człowiek potem czuje się bezpieczniej np. w sytuacji, kiedy w języku hiszpańskim zrobi małą literówkę i niechcący z formy "ty" przejdzie na "pan/pani" (pół biedy) albo na odwrót (znacznie gorzej). Jednak przy odrobinie wyobraźni i empatii, najlepiej w połączeniu z dużą dawką poczucia humoru, problem wzajemnego "urażania" w zasadzie przestaje istnieć.

Dość optymistycznie wyszło, prawda? W zamian możecie podzielić się Waszymi obawami, zarówno tymi potwierdzonymi, jak i rozwianymi.

 

 

Zobacz także:

Za co kocham lang-8.com i gdzie szukać przyjaciół
Jak w praktyce wygląda poszukiwanie partnera językowego
Garść (nie)poważnych refleksji na temat programu Erasmus
Szwedzie, porozmawiaj ze mną! Refleksje przedwyjazdowe
Surfowanie między kanapami
Czy Polak może (na)uczyć się hiszpańskiego meksykańskiego?
Meksykanie i ich język: prawdy, półprawdy, ćwierćprawdy i słówka-jokery

 

 

 

 

Szwedzie, porozmawiaj ze mną! Refleksje przedwyjazdowe

Ilustracja autorstwa Ilon Wikland

Ilustracja autorstwa Ilon Wikland

W nadchodzącym roku uda mi się spełnić jedno z moich największych marzeń – spotka mnie bowiem szansa zamieszkania w Szwecji na pięć długo-krótkich miesięcy. Jako samouk języka szwedzkiego nie zamierzam ukrywać, że przygoda tego typu przemawia do mnie głównie pod kątem językowym, choć narzędziem do osiągnięcia tego celu okazały się studia – wszak sam wyjazd to nic innego jak wymiana studencka, honorowana na kierunku, który z filologią nie ma wiele wspólnego. Biorąc pod uwagę fakt, iż językiem wykładowym będzie angielski, zaś uczelniani współtowarzysze będą najpewniej stanowić mieszankę kultur całego świata, mogę mieć niemały kłopot z realizacją zamierzonego planu, jakim jest maksymalne wykorzystanie języka szwedzkiego w praktyce.

Zacznijmy jednak od tego, co potencjalnie działa na moją korzyść.

swedenDialekt. Jadę do miasta zwanego Örebro, położonego około 200 kilometrów od Sztokholmu. Region Szwecji, do którego należy Örebro, nosi nazwę Närke i nie graniczy z obszarem przypisanym stolicy. Poszukując informacji na temat osobliwości fonetycznych właściwych mieszkańcom Närke, korzystałam z solidnie opracowanej, głosowej encyklopedii szwedzkich dialektów, którą serdecznie polecam wszystkim pasjonatom. Ten przypisany mieszkańcom Stora Mellösa, osadzie należącej administracyjnie do Örebro, nie wydaje się być słuchowym wyzwaniem, choć faktycznie nie jest to standard sztokholmski, do którego przyzwyczaiły mnie podręczniki. Należy także pamiętać, że większe ośrodki miejskie przyciągają zazwyczaj osoby z różnych części Szwecji, więc niewykluczone, że w samym miejscu tymczasowego zamieszkania będę musiała zmagać się z wymową w jakiś sposób ujednoliconą. Zawsze mogło być gorzej, sądząc chociażby po wysłuchaniu przykładów z północnej części kraju.

Moje nastawienie. Jestem dość kontaktową osobą, a nieśmiałość to prawdopodobnie ostatnia cecha, jaką mogłabym sobie przypisać. Myślę, że z moją asertywnością także nie jest najgorzej i będę umiała zakomunikować, że NIE chcę przechodzić na angielski, nawet jeśli dzięki temu zrozumiemy się sprawniej.

Dlaczego jednak w ogóle przewiduję jakiekolwiek problemy na drodze realizacji moich szwedzkojęzycznych ambicji?

BO SZWEDZI TO I TAMTO…

Bo nie lubią nieznajomych. Bo nie patrzą w oczy. Bo są mało otwarci, a fakt, że ktoś uczy się ich języka, wcale im nie imponuje. Bo świetnie znają angielski i nie widzą powodu, by słuchać łamanego szwedzkiego w rozmowie z obcokrajowcem.

orebroDo wszelkich stwierdzeń przemawiających za teorią „osobowości narodu” zawsze pochodziłam z dużą rezerwą. Nie przepadam za generalizowaniem, choć z drugiej strony mówi się, że wyjątki stanowią tylko potwierdzenie reguły. Nie lubię też obrastać w takie uogólnione stwierdzenia mając za sobą kosmicznie niewielki czas spędzony poza granicami Polski, ba, a może i nawet własnego pokoju.

Trudno jednak powstrzymać się od zwerbalizowania kilku wstępnych obserwacji, jakie poczyniłam na Szwedach napotkanych w Internecie, bądź też na krajoznawczych wyprawach. Wykorzystam także wypowiedzi samych Szwedów, jakie zdołałam z nich wydusić na pewnym forum.

1. Polak uczący się szwedzkiego nie jest niczym szokującym, w końcu Polska jest zamorskim sąsiadem północy, zaś mgliste pojęcie Szwedów o Polsce każe zakładać, iż kontakty dyplomatyczne i handlowe są z nami możliwe. Co ciekawe, jedyny cień zdziwienia naszym zapałem do nauki szwedzkiego wywołuje u nich sam kontrast "zasięgowy" naszych języków: kraj 38-milionowy vs (tu cytat) "mniejsza i węższa" (polemizowałabym), 9-milionowa Szwecja.

2. Nie widzą w nas chyba typowego imigranta. Jeden z rozmówców wyraził nawet pewnego rodzaju obawę, iż "gdybyś przyjechała do Szwecji, władze gminy najprawdopodobniej wepchnęłyby cię na kurs szwedzkiego dla przybyszów z trzeciego świata". Co zaś jeśli nie mam woli, lub/i możliwości osiedlić się w kraju wikingów?…

3. …nie cały naród jednym głosem mówi – oczywiste jest, że pozytywne lub nawet na wpół entuzjastyczne reakcje na swoją walkę ze szwedzkim uzyskacie wśród społeczności, która sama języki obce lubi i kibicuje każdemu, kto je zgłębia.

4. Lecz nawet to nie wystarczy, by usidlić swojego "darmowego native speakera". Trudnościom w poszukiwaniu partnerów językowych w Internecie poświęciliśmy na Woofli już dwa artykuły, z których jeden wyszedł spod mojego pióra. Mając je w pamięci, trudno stwierdzić, czy chodzi o zjawiska tam opisane, czy o mentalność konkretnego narodu. Szwedzka ortografia bywa zwodnicza, nie wspominając o wymowie, tak więc jestem w stanie wyobrazić sobie, jak męcząca musi być rozmowa z osobą początkującą. Nawet wtedy, gdy myślałam, że nagranie siebie samej czytającej po szwedzku i wysłanie jej koledze zza morza nie wywoła zgorszenia, jego odpowiedź i tak zdołała wprawić mnie w osłupienie. "Wow! Brzmisz jak ktoś z Norrland!" (wiecie, ten dziwny akcent pół-Szwedów, pół-reniferów). Norrland? Mój boże, nigdy nie miałam takiego zamiaru. Czy to znaczy, że mówię niewyraźnie?

Wygląda na to, że generalizowanie tylko oddala nas od celu. Smagając się metaforycznym batem, wychodzić będę z prostego założenia: im lepiej będę mówić, tym bardziej zachęcę obcokrajowca i do pochwał i do wspólnych ćwiczeń konwersacyjnych.

Internet to jednak miejsce wyjątkowe, a rozpoczęcie z kimś znajomości jawi się bezsprzecznie jako mniej stresujące, niż w świecie realnym. Fizyczne przebywanie w Królestwie Szwecji (zwłaszcza na międzynarodowej wymianie) nie sprawi, że każdy Sven i Elsa będą lecieć do nas jak pszczoły do miodu.

Jakkolwiek stalkersko i przerażająco to brzmi, jedyne rozwiązanie upatruję w znalezieniu sobie szwedzkiej koleżanki lub kolegi na długo przed wyjazdem, oczywiście w celu budowania znajomości i podsycania wzajemnego zainteresowania sobą aż do dnia spotkania na uczelni. Jak? Chyba niestety w formie anonsu zamieszczonego wszędzie tam, gdzie w Internecie zrzeszają się studenci rzeczonego uniwersytetu. Opcję tę poleciłabym zarówno tym, którzy z pewnością siebie nie mają problemów, jak i ludziom w sytuacji odwrotnej.

Warto także zorientować się w działaniach podejmowanych przez lokalną Erasmus Student Network – jest to organizacja, która w Polsce (niestety nie wiem, jakie jeszcze państwa trudnią się czymś podobnym) realizuje chociażby program Mentor, polegający na swoistym "zaadoptowaniu" zagranicznego studenta przez osobę miejscową. "Opiekun" ten ma za zadanie ułatwić nowo przybyłemu zaaklimatyzowanie się w obcej dla niego kulturowo i językowo rzeczywistości. 

Na koniec (zgodna z tematem artykułu) anegdota z mojej wycieczki promem, obsługiwanym wyłącznie przez szwedzkojęzycznych pracowników. Była to w zasadzie pierwsza szansa przyszpanowania przed "nejtiwem", co prawda w obrębie słownictwa rybno-ziemniaczanego, ale zawsze. Stojąc w kolejce do wydawania posiłku, razem z moją mamą (nieznającą angielskiego ani szwedzkiego), starałam się dostrzec imię stojącego za ladą dżentelmena, aby upewnić się, czy jest on Szwedem z krwi i kości. Widząc na jego plakietce "Lukas" oraz słysząc szwedzki z jego ust wiedziałam już, że to mój wielki moment. Poprosiłam zatem o łososia, gryząc się w język za każdym razem, gdy nasuwały mi się zwroty brytyjskie. Wybór ziemniaczków okazał się nieco bardziej skomplikowany, bowiem restauracja oferowała opcję gotowaną i przypiekaną. "Które chcesz, mamo?" – spytałam pospiesznie. "Powiedz mu, że gotowane!" – usłyszałam. Zaraz ci powiem, Lukasie – pomyślałam z dumą, kiedy to rzeczony młodzieniec zabrał głos, używając całkiem niezłej polszczyzny: "Dla pani gotowane, tak?".

Tak właśnie kończą się dobre chęci.

Zobacz też:
Szwedzkie plateau boli najbardziej
SWEDEX: luźne przemyślenia
Po jakiemu uczyć się szwedzkiego?
Czy język szwedzki jest trudny