Na dziś przygotowałem coś lekkiego, będącego rozważaniami na temat problemu znajomości języków obcych przez Polaków. Bardzo łatwo można trafić w internecie oraz rozmaitych czasopismach na mało wyszukane artykuły, w jakich autor usiłuje wypunktować powody, dla których warto nauczyć się języka obcego. Nie będę się tu rozwodził nad tym, czy tego rodzaju teksty mają sens (krótko mówiąc, nie mają), chciałbym się natomiast przyjrzeć ich treści, a konkretnie popularnym stwierdzeniom o tym, iż chociażby wstydem jest nieznajomość języka angielskiego i odnieść się do poziomu znajomości swojego języka ojczystego, który jest niestety bardzo często zaniedbywany.
Przynajmniej parę razy w komentarzach do starszych postów można przeczytać wypowiedzi osób twierdzących, że my, jako Polacy (choć mniemam, iż niemal w każdym państwie panuje bardzo podobne przekonanie) powinniśmy się wstydzić, że tak słabo znamy język angielski.Wielu z was zapewne również było świadkami tego jak zdesperowany turysta pragnął kupić bilet kolejowy i miał ogromne problemy z dogadaniem się z kasjerką władającą jedynie językiem polskim. Zastanawia mnie tylko to, dlaczego zawsze jest nam wstyd za ową nieszczęsną kasjerkę, a nikt nigdy nie zauważa, że wina w ogromnej mierze leży po stronie osoby kupującej bilet, która nie włożyła minimalnego wysiłku w naukę podstawowych słów w języku urzędowym kraju docelowego("Jeden bilet do Kraków" – opanowanie takiego zdania jest naprawdę banalne w większości języków świata) i teraz ma nadzieję na porozumienie się po angielsku. Przypatrzmy się więc bliżej życiu kasjerki i oceńmy, czy rzeczywiście ma ona obowiązek znać jakikolwiek język obcy.
Pani Krystyna urodziła się w latach 50. na wsi pod Kielcami. Od dziecka mówiła tylko po polsku. W szkole miała co prawda obowiązkowy język rosyjski, ale wiadomo jaki był stosunek w ówczesnych czasach do mowy naszego wschodniego sąsiada. Warto dodać, że nigdy w ZSRR nie była, nie miała okazji poznać osobiście żadnego Rosjanina, a radziecka kultura jej nie pociągała – siłą rzeczy zapomniała po latach wszystkiego czego nauczyła się w szkole. Pani Krystyna miała też w klasie kolegę, Leona, który z pochodzenia był Ormianinem. Naturalnie rozmawiali między sobą w języku polskim i sytuacja ta nie uległa zmianie również wtedy gdy po kilkunastu latach wzięli ze sobą ślub. Dzieci wychowali również w języku polskim, wszyscy znajomi mówili po polsku – pani Krystyna przez całe swoje życie obracała się w środowisku władającym językiem urzędowym i przez myśl jej nie przeszło by nauczyć się jakiegokolwiek języka obcego. Bo i po co?
Ktoś mógłby odpowiedzieć, że chociażby po to, aby móc po 15 latach pracy obsłużyć turystę, który chciałby kupić bilet do Krakowa. Cóż, mi osobiście nigdy nie przeszło przez myśl, aby przez kilka lat uczyć się np. chińskiego tylko dlatego, że w nieokreślonej przyszłości będę mógł udzielić pomocy jakiejś zbłąkanej duszy, która nie potrafi kupić blietu w języku urzędowym kraju, do którego przyjechała. Byłoby to zwyczajnie nielogiczne. Podobnie myśli pani Krystyna – w jej mniemaniu musiałaby wydać kilkaset złotych na szkołę językową, natomiast w zamian otrzymałaby kilkuminutową rozmowę po angielsku. Czy to by się jej opłacało? Gdyby zrobiła z angielskiego więcej pożytku, na pewno. Język obcy zawsze otwiera nowe możliwości. Ale pani Krystyna nie jest nimi zainteresowana – chce po prostu wrócić po pracy do domu i obejrzeć swój serial w telewizji. Po polsku. Ma do tego pełne prawo i absolutnie nie czuje się z tym źle. I my również nie powinniśmy mieć jej tego za złe.
Zadziwiający brak wstydu odczuwamy natomiast używając błędnie języka polskiego. Do czego zmierzam? Często dostaję maile od osób chcących się nauczyć języka obcego napisane tragiczną polszczyzną, w sposób, który wręcz woła o pomstę do nieba. W wiadomościach brakuje przecinków, polskich znaków, notorycznie powtarzają się te same błędy ortograficzne (piszemy "na pewno", "naprawdę", "w ogóle", "poza tym", nazwy języków natomiast ZAWSZE pisze się małą literą w odróżnieniu od angielskiego czy niemieckiego), a umiejętność budowania logicznych zdań złożonych w pewnych przypadkach jakby zupełnie zanikła. Gdy taki ktoś przysyła mi wiadomość, że chciałby się nauczyć trzech języków obcych to głęboko rozmyślam, czy nie lepiej odpisać, by wpierw nauczył się poprawnie używać swojego języka ojczystego, bo jego rozwój zatrzymał się gdzieś na etapie szkoły podstawowej. Prawdę mówiąc przeraża mnie fakt, że takie osoby są w stanie zdać maturę z polskiego, a w przyszłości, o zgrozo, pójść na studia i otrzymać tytuł magistra. I proszę nie przytaczać argumentu o rzekomej trudności języka polskiego, bo znam obcokrajowców, którzy do Polski przyjechali i po kilku latach potrafią się nim posługiwać znacznie lepiej niż wielu Polaków.
Dlatego w pogoni za kolejnym językiem obcym przysiądźmy czasem na chwilę i zastanówmy się, czy nie zaniedbujemy naszego języka ojczystego, który jest równie ważny. Bo jeśli czegokolwiek powinno być nam wstyd, to tego, iż po kilkunastu bądź kilkudziesięciu latach bezustannego kontaktu z polskim nadal nie zawsze potrafimy go poprawnie używać, a napisanie oficjalnego pisma graniczy z niemożliwością. Taka jest moja opinia. A czy Ty uważasz, że nieznajomość języków obcych to wstyd? Czy sądzisz, że Polacy mimo wszystko dobrze piszą po polsku? Jeśli chciałbyś wyrazić opinię na ten temat, napisz komentarz. Może będzie on wstępem do jeszcze ciekawszej dyskusji.
Podobne posty:
Demony głupoty – część 1
Jakiego języka warto się uczyć?
Moja lista 20 języków – część 1
Ile obcości jest w języku obcym?
Słownik polsko-kaszubski jest dostępny